Siostrzany wkład 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 21:29:54
Chwilę przed godziną piątą po południu do naszych szanownych drzwi wejściowych ktoś zapukał... Ja sobie spałem, Remi zmywała talerze więc obowiązek otworzenia drzwi chcąc, nie chcąc spadł na ciężko doświadczoną dniem dzisiejszym, naszą Mamusię.
- Idę, już idę! - Doniosły głos mej mamci z pewnością dobiegł do agresora.
Więc gdy już biedna samotna matka przed czterdziestką otworzyła drzwi, stanęła oko w oko z przystojnym wysokim brunetem. Wierzcie bądź nie, ale MOJA MAMA spiekła raka patrząc na MOJEGO CHŁOPAKA.
- Pan do kogo...? - Popatrzyła nieufnie na Adiego.
- Dzień dobry. Do Tico. - Tiaaa... mój kochanek posłał jej zniewalający uśmiech.
- To chyba pomyłka. - Nozdrza kobiety zadrżały, wietrząc podstęp.
- Ja... - Moje kochanie już chciało się tłumaczyć, kiedy (tym razem chwała jej za wścibstwo) zza futryny wyłoniła się rozczochrana głowa Remi. Gadatliwa głowa.
- Cześć!! - Raz, dwa uwiesiła mu się na szyi. - Mamo, wpuść go. To kolega Riko.
Mamusia po raz kolejny czujnie zmierzyła go od góry do dołu. Groźnie zmrużyła powieki.
- Pan mówił, że do "Tiko". - Remi odsunęła mamę i wciągnęła mężczyznę do środka.
- Może ja wytłumaczę... - Adri uśmiechnął się łagodnie. - Riko, ma przezwisko "Tico" i jakoś tak z rozpędu... - Zawiesił resztę zdania w powietrzu. - Przepraszam Panią. Nazywam się Adrian Kółczewski i jestem kolegą Riko za szkoły. - Elegancko ucałował jej dłoń. Też coś! Ona znowu się rumieni!
- ... - Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. - Dzień dobry. Przepraszam, nie wiedziałam że syn ma tak dojrzałego kolegę... - Tere-fere! Każdy brunet wygląda starzej od blondyna! - Miło mi poznać, jestem Anett, matka tych niemożliwych bliźniaków. Nie wiedziałam, że Riko jest dziś z kimś jeszcze umówiony... - Pozostała w sile uroku MOJEGO mężczyzny! Ja piórkuję!
- Miło mi poznać.
- Mamo! Nie zanudzaj go! - Heh, moja kochana, subtelna siostrzyczka! Kocham ją! - Adri, daj płaszcz! - Podał.
- Dziękuję, Remi. - Ją może obdarowywać uśmiechami. Pozwalam! - Jeszcze z kimś? To znaczy, że jest zajęty? Mieliśmy się uczyć francuskiego...
- Nie, nie. Po prostu wrócił po nocy, myślałam że już będzie spokój...
- Przeszkadzam?
- Nie, ależ skąd!!! - Czy moja mama właśnie panikuje? A czy niebo jest niebieskie? Tak. W obydwu przypadkach. - Zapraszam na herbatę. A w tym czasie, Remi idź po brata i zagotuj wodę, dobrze skarbie? - Maminy głos ocieka słodyczą... Bolą mnie zęby... - A Pana zapraszam na kanapę. - Wprowadziła go do salonu i usiadła dokładnie naprzeciwko niego.
- Dziękuję, nie chciałbym robić problemu...
- Ależ nie robi Pan!
- Jaki tam za mnie "pan"...mam na imię Adrian.
Remi stanęła za plecami mamy i pogroziła mu palcem. Uśmiechnął się do niej. Bezczelny!
Kiedy moja siostra zrobiła już tej herbaty, szybko podreptała mnie obudzić... Moim zdaniem mogłaby to zrobić w odwrotnej kolejności... albo i wcale, więc dziękujmy losowi za to, co jest. W każdym razie, kiedy już się względnie ogarnąłem (jak dla mnie mógłbym wpaść tam nago i wstydzić się jedynie przed taksującym wzrokiem mamy, ale nie chciałem robić dymu i spowodować ślinotoku u Adiego), udałem się do salonu gdzie siedziała już z nimi Remi i usłyszałem historyjkę mojego przezwiska. Fałszywą. No w połowie...Uśmiechnąłem się półgębkiem. Gdyby usłyszała prawdziwą, to padłaby na zawał. Nawet Remi jej nie znała. Używa przezwiska ale skąd ono jest, tego już nie wie. Przywitałem się grzecznie, przeprosiłem za zwłokę i słuchałem dalszej części.
- ...tak więc... hmmm... przezwisko "Tico" wzięło się od tej zabawki riki-tiki. Dwie kulki na dwóch sznurkach obijające się o siebie... Kojarzy to Pani?
- Tak, oczywiście... chodzi o wydobycie z tego przyrządu jak najwięcej hałasu... - Brawo mamo, pogrążasz siebie i mnie od razu, bo cię nie wyedukowałem porządnie...
- Mniej więcej... - Łaskawie przystał mój niedobry studencik. - Riko swoim czasem bardzo dobrze opanował tą zabawę. Był okres, że gdzie on tam i jego zabawka. To rzucało się w oczy. Nikt nie opanował tego tak dobrze jak on... - Taaa... ale przezwisko wzięło się od czegoś troszkę innego... wtedy jeszcze nie umiałem się obchodzić tym piekielnym narzędziem i podczas jednej z wielu prób, akurat w jego pustym mieszkanku, uderzyłem się tym patałajstwem, przyznam dość boleśnie w palec. Tak mocno, że aż płakać mi się chciało. On widząc to, podszedł do mnie, pocałował mój paluszek, potem wziął go do buzi i zaczął lizać i ssać... a potem jakoś tak się złożyło, że na jednym paluszku się nie skończyło i po dłuższym czasie przeszło do innego "paluszka"...Hihihihihi... Wtedy po raz pierwszy zostałem u niego na noc, po raz pierwszy poszedłem z nim do łóżka, a przynajmniej prawie do łóżka, bo zabawialiśmy się wtedy na kanapie w salonie... do łóżka dotarliśmy już za drugim razem ale jeszcze tej samej nocy... Tak wogóle to był mój "Pierwszy Magiczny Raz". Hehehehe... Wtedy jeszcze byłem niewinny. - ... rozumie Pani... - Wróciłem myślami do rozmowy. - riki-tiki jak Riko-Tico... - Uśmiechnął się zniewalająco. - Prawda? - To pytanie było wybitnie do mnie.
- Yyyy... tak. DOKŁADNIE tak. - Potwierdziłem uprzejmie. Swoją drogą, ciekawe czy mamie spodobałaby się moja wersja? Remi na pewno.
- Skąd się znacie? Chyba jesteś troszkę starszy od Riko...
- Tak. Poznaliśmy się dwa lata temu, on zaczynał nasze liceum, ja kończyłem. W ramach pomocy uczniowskiej uczyłem go francuskiego. Przyjaźń przetrwała. Do tej pory w razie jakiś problemów, staram się mu pomóc na tym tle. - Kolejny piękny uśmiech. Mama jest nim zauroczona. Przełknęła go razem z haczykiem. Ciekawe co zrobi za jakiś czas jak dowie się, że on uczy mnie nie tylko języka ale i językiem... Na szczęście to jeszcze nie teraz.
- Jak to miło, że jesteście kolegami...
- Podczas przerw w nauce, istotnie udało nam się zaprzyjaźnić...
- Błahahahahahaha... Mwahehehehehehe.... - Remi wybuchła potępieńczym śmiechem. Przysięgam, jeśli teraz walnie jakąś aluzję to ją zabiję!!
- Remi?! - Zbulwersowany głos naszej rodzicielki... - Z czego ty się śmiejesz?!
- J-ja...hehe...hihihi... - Taaa... tłumienie pięścią nie wystarcza... - bo ON, zrobił taką minęęęęę....!! - Świetnie. Dlaczego to "on" tyczyło się do mnie?
- Jaaa?! Niby jaką...? - To nieładnie tak zwalać na biednego bliźniego...
- Riko!
- To tylko dlatego, że ona pokazała mi język! - Postanawiam tańczyć jak mi zagrano...
- Dosyć! Wstydźcie się oboje! Tak przed gościem...! -Lepiej żeby darła się za coś czego nie ma niż za to, czego szczęśliwie nie wyłapała.
- Spokojnie, proszę Pani, jestem przyzwyczajony. - Adii uśmiecha się pobłażliwie, na wylot przeglądając naszą grę. - Oni tak często. Zawsze kiedy mają publiczkę. - Błąd. Zawsze kiedy TY jesteś tą publiką. - Przepraszam Panią, ale chyba powinniśmy zająć się językiem... - Którym, że tak spytam?
- Ależ oczywiście. Idźcie chłopcy, idźcie... - Pokręciła głową.

- Nyooo, wreszcie. Już myślałem, że nie zostaniemy sami. Głupia siostra, głupia! - Tupnąłem nóżką, stojąc już w moim pokoju. - Siadaj! Rozgość się! Adii... - Podszedłem do niego i otarłem się o niego lekko. -... dziękuję, że przyszedłeś.
Adrian objął mnie i pocałował w czubek nosa. Zaśmiał się krótko.
- Nie ma sprawy skarbie. Jak się czujesz?
- Psychicznie czy fizycznie?
- A czy to podchwytliwe pytanie?
- To zależy jak na to patrzeć... - Mruknąłem pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem.
- Zmieniło się tu troszeczkę... - Rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Taaaa... Dodałem mu chyba troszkę charakteru...
- Tak. Kochanie..?
- Yhm?
- Ładne majteczki. - Pocałował mnie w usta i przeciągnął językiem po szyi.
- Co? - Wskazał brodą na moje biurko. No tak! Niezłożone pranie! Oż! No to ładnie... - Oj! No bardzo śmieszne... - Zasłoniłem sobą luźne części mojej garderoby.
- Oj, co oj! A co ja nie widziałem?
- Nie tyle na raz... - Pieką mnie policzki... Zaśmiał się dźwięcznie. Znowu, cholera jasna. Objął mnie i odgrodził od moich własnych gaci. - Co robisz? - Spytałem lekko podejrzliwie.
- Wybieram sobie trofeum. - Odpowiedział mój chłopak ze stoickim spokojem.
- CO?!
- Ciii... kochanie bo mama przyjdzie...tylko jedne. Nie stracisz dużo... - I bezczelnie zaczął przeglądać moje pranie.
- A skarpetek nie chcesz? - Spytałem lekko zgryźliwie i demonstracyjnie odwróciłem się do niego tyłkiem.
- Jeśli dorzucisz gratis... - Uniosłem w zdziwieniu brew.
- To zamierzasz mi za nie zapłacić...?
- To chyba będzie uczciwe... o znalazłem! Te są moje ulubione! - Pokazał mi uśmiech z reklamy pasty do zębów.
Westchnąłem z bezsilności. - Które?
- Te! - Pokazał mi króciutkie, czarne bokserki z nadrukiem uroczego fioletowego smoczęcia z boku.
- Ej! To MOJE ulubione...! - Poskarżyłem się dobitnie.
- Moje też. To są te, z naszego pierwszego razu. Kiedy pozbyłem się twoich spodni, leżałeś do mnie bokiem i pierwsze co zobaczyłem to ten kawaiasty smoczy dzidziuś. Wprost na smukłym bioderku mojego skarba. - Zrobił rozmarzoną minę. - Proszę, daj mi je... - Ja lubię je z tego samego powodu... przeżyłem w nich pierwszy raz!
- I co z nimi zrobisz? Za małe dla ciebie!
- Schowam sobie pod poduszkę, żeby mieć ładne sny...
- Chyba erotyczne a nie ładne...
- Jedno drugiego nie wyklucza. - Wyszeptał mi do ucha, przygryzając lekko jego płatek. Westchnąłem ciężko.
- Dobra. Bierz. Ale masz mi nie robić żadnych aluzji na ten temat... Jasne?
- Jasne, jasne. Masz to jak w banku... - Mruknął, ocierając się o nie policzkiem.
- Adrian! Przestań... - Jęknąłem głucho.
- A to czemu?
- Bo mieliśmy się uczyć!
- Będziesz się uczył, ty moje słodkie uke...
- Ale języka! - Prychnąłem nieszczęśliwy.
Na co ten bezczel włożył mi swój język głęboko w usta. Znowu nie zapytał!
- Ej! Nie pozwoliłem!
- Mam się pytać?
- Jasne, że nie... - Zastanowiłem się. To byłoby głupie.
- Więc o co chodzi... ale ten język miał być francuski...
- Da się załatwić... - I dostałem francuski pocałunek. Gdyby nie to, że to takie fajne i przyjemne to bym go walnął czymś ciężkim... W podobnej atmosferze, zanim zabraliśmy się do prawdziwej nauki do mojego sprawdzianu minęło nam ze dwadzieścia minut. Przyjemne dwadzieścia minut. Język francuski (tym razem), zabrał nam ze trzy godziny. W tym czasie mama z pięć razy wpadała i ze słodkim uśmiechem proponowała nam (czytaj jemu) różne smakołyki. Kiedy po kolejnej propozycji wyszła, postanowiłem go przeprosić i jakby co to uświadomić.
- Adii... przepraszam za nią.
- Hmmm? - Spojrzał na mnie nieprzytomnie, odwracając wzrok od książki. - Za co?
- Za mamę... widzisz chyba się tobą zauroczyła... - wyjąkałem zawstydzony.
- I co z tego? Zazdrosny o mamę?
- Ta-nie!! - Szybko zmieniłem zdanie. - To moja mama a wdzięczy się do ciebie jak jakaś pensjonarka! - Wybuchnąłem niezadowolony. - A ty mówisz, że to nic!
- Bo nic. Jestem z Tobą a nie z twoją mamą... wydaje mi się, że to że mnie lubi jakoś przeżyjemy... Łatwiej będzie później. - Jak zwykle w sedno. Ale tym razem nie do końca.
- Po prostu to głupie...
- Skoro głupie to się nie przejmuj. - Pocałował mnie zamykając mi skutecznie usta. - A teraz do roboty. Zrób jeszcze te dwa zadania... - Podsunął mi pod nos książkę. A mi nie pozostało nic innego jak ciężko westchnąć i zabrać się do roboty.
Kiedy już je zrobiłem i po sprawdzeniu okazało się, że poprawnie, to wreszcie dał mi spokój. NIENAWIDZĘ FRANCUSKIEGO W MOIM WYKONANIU!!! A w jego - kocham.

Po jakiejś godzinie przyjemnej rozmowy i kolejnych dwóch wizytach mamy, Adi oświadczył, że czas wracać do siebie. Nie pomogły moje jęki, prośby i ekhm... inne sztuczki. Kazał mi wypocząć, wyspać się i zapewnił że niedługo się zobaczymy. I zadzwoni do mnie jak wróci. Odstawił mnie później w dość stanowczy sposób na dywan i poszedł pożegnać się z kobietami tego domu. I wiecie co? Znowu było mi wstyd za mamę... Hehm.. może dobrze, że poszedł w taki a nie inny sposób? I że nie weszła do pokoju wtedy kiedy... ekhę... wiadomo o co chodzi...