Siostrzany wkład 3
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 21:27:35
Obudziło mnie słońce i delikatny zapach, zapowiadający przepyszne śniadanie. Zresztą, nic co wyszło z pod ręki Adriego nigdy nie smakowało źle.
- Wstawaj śpioszku. - Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to uśmiechnięte ciemnobrązowe oczy i olśniewający uśmiech równych białych ząbków. Czemu ja takich nie mam? - Śniadanie stygnie.
- Dzień doooobryyyy...- Ziewnąłem mimo woli.
- Usiądź, nie musisz nawet wychodzić z łóżka. - pocałował mnie w usta. - Śniadanie przyszło samo! - Postawił ostrożnie, na moich kolanach tacę z talerzem pełnym pachnących naleśników, ananasowymi powidłami i szklanką pełną soku pomarańczowego. Baśniowego obrazka dopełniał jeszcze mały wazonik z pojedynczym tulipanem. Każdy ze składników znajdujących się na tacy był moim ulubionym. Czy wspominałem już, że moje cudo jest perfekcjonalistą i niepoprawnym romantykiem w jednym? Hmm?
- Adi... - Prawie rzuciłem mu się na szyję. Na szczęście "prawie", bo inaczej mógłbym się pożegnać z moim pysznym śniadankiem. -...dziękuję! - Zaśmiał się wdzięcznie. - Dokładnie tak jak...
- ...uwielbiasz. Wiem. - Ponownie mnie pocałował. - Jak inaczej mogę ci pokazać jak bardzo cię kocham? I że dziękuję, że jesteś? Za tą noc? - Wcale nie przejął się tym, że jestem równie czerwony jak ten tulipanek... Nie powiem, że to co mówił nie było miłe...
- Nie musiałeś...
- Ale chciałem. Jedz, ostygnie ci. Potem cię umyjemy... - Powiedział spokojnym tonem jednocześnie oblizując dolną wargę. Jak on tak może? Jak ja mogę? Fizycznie jesteśmy ze sobą już długo a ja nadal peszę się jak jakaś cnotka niewydymka. Platonicznie jeszcze dłużej! Znowu się śmieje. Z czego? Oczywiście ze mnie!
- Jesteś perfidny! - Rzuciłem się na jedzenie. I wiecie co? Znowu się śmiał.


Mnie do śmiechu było znacznie mniej, kiedy po śniadanku, prysznicu i zaledwie kilku godzinach musiałem zbierać się do domu. Nie żebym go nie lubił, po prostu chwila mojego wyznania i pogrzebu zbliżała się wielkimi krokami. Adri podwiózł mnie swoją toyotą. To jednocześnie skróciło i wydłużyło wspólne chwile. Jedynym plusem był fakt wsparcia i od Adriego i od tej mojej niemiłosiernie rozdartej Siostrzyczki.


Kiedy wróciłem do domu właśnie dochodziło południe. Otworzyłem drzwi z klucza (i tak nikt by mi nie otworzył bo nigdy nikomu nie chciało się podnieść tyłka), zdjąłem buty i przemaszerowałem do swojego pokoju. Kiedy zostawiłem plecak, zajrzałem do Remi. Bez pukania wślizgnąłem się do jej pokoju.
- Remiś? Śpisz?
- ... - Otworzyła jedno oko.
- Remiś... - Delikatnie potrząsnąłem ją za ramię.
- C-co? - Ziewnięcie.
- Już wróciłem...
- Co tak wcześnie? Coś wam nie wyszło?
- Remi! Wyszło to co wyjść miało! - Znowu się czerwienię... - miałem wrócić koło południa, prawda?
- Przecież jeszcze nie ma...
- Jak nie, jak tak?
- Jest?
- Jest! - Zacząłem się lekko wpieniać. Jestem zdenerwowany wizją próby i późniejszej mojej (ale dopiero na obiadku i z Adrim za rączkę) rozmowie z mamą. A ona gada niemal bez sensu. - Dobra, wstawaj! Umyj się, ubierz, a ja w tym czasie pójdę po coś na śniadanie dla was. Mama jeszcze śpi. Jak znam życie to nic nie ma...
- A ty już jadłeś?
- A ba! Dziewczyno! Ja śniadanie do łóżka dostałem... - Rozmarzyłem się na wspomnienie moich naleśniczków.
- Szczęściarz. Aż ci zazdroszczę.
- Co? - Patrzcie, kto by pomyślał?!
- Nooo... wam, tego uczucia. Wzajemnej troski. Ten facet wstał rano, żebyś ty mógł pospać i przyniósł ci śniadanie do łóżka. Jak znam życie to żeby było świeże to jeszcze po to rano przy sobocie do sklepu leciał. Mi nikt nigdy tak nie zrobił...
- A jakbyś miała kogoś na stałe to może i by zrobił? - Przysiadłem z wrażenia koło niej.
- Ale nie mam nikogo.
- Przecież masz tylu adoratorów...
- Ale to nie miłość, co najwyżej pociąg fizyczny, zauroczenie... heh idź po to śniadanie. - Kto by pomyślał... Moja siostra pragnie miłości... a zawsze jak ktoś o niej mówi to prycha. No, prawie. Nigdy nie prycha na mnie i Adriego... Chyba jednak mnie kocha. Chlip! A ja byłem taaki niedobry...
- ...Jak chcesz to pośpij jeszcze z godzinkę. Wrócę, to ja ci zrobię takie, do łóżka. - Chociaż tyle.
- Dzięki braciszku... - I już zamknęła oczy. Hehm. Uchyliłem okno, nakryłem ją dokładniej i z poczuciem winy poszedłem do tego samu...

Kiedy wróciłem obładowany jeszcze ciepłymi bułkami, serkami, szynką i sokami mama już nie spała. Siedziała przy kuchennym stole paląc papierosa. Skrzywiłem się mimowolnie.
- Nie możesz tego robić gdzie indziej? To niezdrowe. A w dodatku paląc w kuchni, zatruwasz jedzenie!
- Nie wymądrzaj się synku... I jak było?
- O.K. - Najlepiej zmienić temat. - Zrobiłem zakupy, co chcesz na śniadanie? Robię hurtem.
- Kawę, tosty... i jeśli ci się chce to jajka. Wyspałeś się?
- Nie do końca, długo siedzieliśmy przed monitorem... - Kurde nooo! - Jajka na miękko, twardo, jajecznica, sadzone, omlet z szynką, czy na bekonie?
- Jak ci wygodniej... omlet albo na bekonie.
- Omlet. Remi się ucieszy...
- Dziwne... Wróciłeś strasznie wcześnie... myślałam że będziesz później. - No dlaczego ona jest TAKA dociekliwa?
- E tam. I tak niemalże nie spałem. Nie opłacało mi się pójść spać po szóstej. Wstałbym dopiero po południu. Chcę się jeszcze dzisiaj pouczyć. W poniedziałek mam sprawdzian. - No ten temat powinien załapać...
- Taak?
- Tak. - Zakupy już rozlokowałem we właściwe miejsca. Teraz rozbijałem jajka na patelnię i kroiłem szynkę. - Mocno ścięte?
- Średnio. - Nalałem sobie soku.
- Co do picia?
- Jesteś roztargniony... kawę. - Odwróciłem się do niej twarzą i napotkałem uważne spojrzenie. - I jak tam się czuje twoja tajemnicza Dziewczyna? - O mało co się nie zakrztusiłem!
- Dziewczyna? - Mam nadzieję że nie usłyszała paniki w moim głosie. - OK. Czemu pytasz?
- Bo mówiłeś wczoraj, że jest chora...
- Zgadza się. Nie rozmawiałem z nią od wczoraj. - Kurde... muszę brnąć dalej...
- A na co?
- Nic groźnego. Zapalenie gardła.
- Uważaj żebyś się od niej nie zaraził jak będziesz ją odwiedzał. Bo będziesz, prawda?
- Hmm. Pewno tak. - Odparłem ostrożnie. Zdjąłem na talerz gotowy omlet i zabrałem się za drugi. Podałem go mamie. Teraz kawa...
- Jak u niej będziesz to ją pozdrów.
- Yhm...
- Długo już z nią jesteś?
- Yyyyy... no już troszkę... - Ręce mi się trzęsą...
- Riko!! Co ty robisz?!! - Spojrzałem na swoje ręce.
- Kawę?
- Ale jaką?!
- W kubku?
- Dziecko, czy ty chcesz żeby mi serce stanęło?!!
- Eeee? - Przyjrzałem się uważniej... Oż! No tak! Wsypałem ...trzy łyżeczki kawy i cztery i pół łyżeczki cukru. Jak dla Adriego... Wpadłem. Jak ja się wytłumaczę? No jak? - O. -Stwierdziłem inteligentnie nie wiedząc co powiedzieć. Nadal patrzyłem na kubek.
- Riko...czy ty się dobrze czujesz? - Położyła mi rękę na czole lekko zaniepokojona.
- Tak. Pomyliłem się. Ta kawa jest dla mnie. Jestem niewyspany, a chce się uczyć. Muszę ją wypić, żebym mógł się zabrać do roboty. A kubek dla ciebie zaraz naszykuję... - Jakoś wybrnąłem z sytuacji.
- Synu, nie dam ci tego wypić. Jutro się pouczysz. Zdążysz. Zaraz mi pójdziesz spać! Od czegoś jednak ta niedziela jest wolna... Dziecko, serce by ci stanęło!
- Aha... a co z tym? - Bezradnie popatrzyłem na kubek.
- Ileś tu wsypał?
- Trzy kawy, cztery i pół cukru...
- Odsypie połowę, zalejemy wodą i będzie jak dla mnie. Może troszkę za słodkie. Ale nic. Matko Boska, jakbyś to wypił! Tak nie można!
- Wcale nie! Mój... kolega taką pije i nic mu nie jest.
- To musi mieć końskie zdrowie.
Zostawiłem to stwierdzenie bez komentarza, ściągnąłem jajka z patelni, nalałem soku i na tacy mając przyjemne deja vu zaniosłem całość siostrze.
Ponownie dzisiejszego dnia, wsunąłem się do jej pokoju. Tacę postawiłem na szafce nocnej i obudziłem ją. Tym razem skutecznie.
- Remi, siostrzyczko krzykliwa, ty moja kochana. Śniadanko. Do Łóżka. Cudo. Wstań bo ostygnie... - I znowu to uczucie. Hihi. Siostra wstała i zaspanym wzrokiem potoczyła po pokoju. Podałem jej soczek. Posłała mi dziękczynny uśmiech i wychyliła połowę duszkiem.
- Jesteś kochany.
- I kłamliwy. Siadaj do jedzenia... Stygnie. - Postawiłem na jej nogach tacę. - Znowu okłamałem mamę. I o mało się nie wsypałem.
- Jak?
- Pytała mnie jak ONA się czuje i co u niej. Powiedziałem, że nie rozmawiałem z nią od wczoraj. Że jest chora na zapalenie gardła.
- Aha... i to cię wsypało?
- Nie... robiłem jej kawę... pytała mnie o niego, tfu, ją i zamyśliłem się... wsypałem takie ilości jak dla Adriego...
Popatrzyła się na mnie jak na idiotę.
- I co?
- Powiedziałem, że to dlatego że nie spałem w nocy, a chcę się uczyć i nie chcę zasnąć...
- Nie spaliście CAŁĄ noc?! - Patrzyła na mnie w... ekhę wiele mówiący sposób.
- Nie, nie całą. - Pieprzona yaoistka. - Jakbym nie spał to bym śniadania nie dostał... Ale powiedzieć coś musiałem.
- ...
- Nie lubię jej kłamać!
- Wiem... czasem nie ma się wyboru... - Mruknąłem coś niewyraźnie.
- Nadal obstaję za dalszym ukrywaniem prawdy.
- Nie. Zdecydowaliśmy się na wywiad, jest do tego odpowiednia pora. Jakby co będę grać głupa. W końcu do domu ja też nie przyprowadzałam facetów. Tak samo jak ty dziewczyn. - Jadła przez chwilę w ciszy. - A Adrian tu był?
- Był.
- Nie wiedziałam... Pycha śniadanko, braciszku!
- Nie ma za co. - Złapałem na swoją szklankę z sokiem. - Ostatnio był tu, jak jeszcze pozostawałaś w błogiej nieświadomości... Potem nie było okazji... a jak była to była mama. - Dokończyłem lekko grobowym głosem.
- Zaraz, już kończę. Jeszcze tylko się ubiorę i spróbujemy. Ale najpierw powiedz mi w jakim jest humorze.
- Heh. - Westchnąłem ciężko. - Chyba nawet niezłym. Mam nadzieje, że to się nie zmieni. Jak będziesz gotowa to powiedz. Zawołaj mnie i ją. Powiedz, że chciałaś nam powiedzieć coś ważnego. Obydwojgu. W ten sposób popatrzę sobie nie wzbudzając podejrzeń. Ok.?
- Ok.


Po jakiejś pół godzinie, Remi wreszcie zapukała do mojego pokoju. Do tej pory siedziałem jak na szpilkach. Zerwałem się na równe nogi i raz dwa wciągnąłem ją do środka.
- Już?!
- Tak. Nie panikuj. Zaraz będzie po wszystkim.
- Pamiętaj, że bardzo lubię tulipany i bez. Jak będziesz kładła kwiaty na moim grobie to tylko takie. - Poinformowałem ją dobrodusznie. Uderzyła mnie. Zła siostra. Wyszliśmy w poszukiwaniu Mamusi. Mogę jeszcze tak o niej mówić, prawda? Pytanie jak długo... Nie, moi mili. Ja JESTEM optymistą.
- Mamo? - Zaczęła Remi, gdy znaleźliśmy ją w salonie.
- Tak?
- Usiądź. Ty też. - Dodała popychając mnie na kanapę. - Muszę powiedzieć wam, coś naprawdę ważnego... - Minę miała jakby silnie walczyła z własnymi myślami. Moja siostrzyczka mija się z powołaniem. Zdecydowanie. Powinna być aktorką. Tylko dlaczego chce iść na pedagogikę? W każdym razie ściągnęła na siebie zaintrygowany wzrok mamy. Nie chciałbym żeby na mnie tak patrzyła...
- Słuchamy. - Powiedziała nasza rodzicielka zahaczając dla potwierdzenia wzrokiem o moją szanowną osobę.
- ...Mamo...Riko... ja...
- Tak...?
- Nie wiem co wy na to... ale ja muszę wam to powiedzieć. Mam nadzieję, że to nic nie zmieni między nami... ale chcę żebyście to wiedzieli...
- Wykrztuś to z siebie, Dziecko moje! - Zaraz się rozpłaczę...
- ...ja...ja. Jestem... lesbijką. - Oświadczyła Remi patrząc na nas z miną skazańca. Moja krew...