Połączeni 34
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 18 2015 20:20:50


Dni mijały, a pogoda zamieniała się w bardziej jesienną i deszczową. Dla wielu czas wlókł się powoli, lecz dla innych pędził ku temu najważniejszemu dniu. Terrik od rana chodził nerwowy, wszak dzisiaj jest jego ślub. Riven i Aranel wrócili zaledwie wczoraj przedłużając sobie pobyt w Risran, co denerwowało hrabiego, który potrzebował przy swym boku wieloletniego przyjaciela.
– Na twoim miejscu skakał bym z radości. – Riven rozsiadł się wygodnie na szezlongu.
– Na swoim ślubie miałeś skrzydła i unosiłeś się wysoko pod niebo – zakpił Terrik stając przed nim w rękoma na biodrze.
– To była inna sytuacja. Ty bierzesz ślub z Galdorem.
– Wiem. I tym bardziej się denerwuję.
– Nocą poślubną? – Uśmiechnął się szeroko Riven.
– Wiesz, to mój pierwszy raz. – Roześmiał się pierwszy raz od rana. Zbliżył się do okna i wyjrzał przez nie. Ślub miał być o zachodzie słońca, a to jeszcze było wysoko.
– Zajmij się czymś pożytecznym. – Saeros wstał i poprawił ubranie. – Ja mam audiencję u ojca. Oficjalną.
Terrik machnął ręką. Tęsknił za Yavetilem. Mężczyzna wyjechał, aby nie mogli się widzieć przez odpowiedni czas przed ślubem. I tak naprawdę już nie wiedział czy denerwuje się z powodu ślubu, czy dlatego, że nie ma przy nim narzeczonego.

Czuję się jak panna na wydaniu w wieku osiemnastu wiosen.

Jest niecierpliwy chciałby już, a jednocześnie pragnie oddalić ten czas. Ale z drugiej strony nareszcie będzie ze swoim ukochanym.

***


Riven przywitał się z radą arystokratów i zajął swoje stałe miejsce. Miał nadzieję, że po tak długim czasie wreszcie zostało postanowione co z jego dekretem w spawie przymusowej konsumpcji małżeństwa. Oczywiście od razu poruszył ten temat, co spotkało się z grymasem na twarzach starszych mężczyzn. Ci zawsze będą na ślepo kierowali się starymi prawami.
– Mamy do omówienia kilka punktów. – Król zabrał głos. – W tym jeden, którym jest najbardziej zainteresowany mój syn, pójdzie jako pierwszy. Właściwie to mamy oświadczenie w sprawie tego dekretu.
– A brzmi ono? – zapytał Riven z niecierpliwością.
Król rozwinął papirus i zaczął czytać.
– W związku w prośbą, jaką wniósł książę Riven Saeros, syn... i tak dalej, rada krain za zgodzą królów i ich przedstawicieli oświadcza oficjalnie, że wniosek został przyjęty i natychmiastowo zostaje zniesione stare prawo o punkcie dziewięćdziesiąt trzy. Nikt i nic nie ma już prawa ingerować w małżeńskie relacje intymne. A każdy taki przymus prosimy zgłaszać... i tutaj następuje wymiana urzędów.
Riven starał się być poważny, ale wewnątrz siebie bardzo się z tego cieszył. Widział siebie jak biegnie do męża i mu przekazuje tę wiadomość. Niestety musiał tu przesiedzieć do końca spotkania. I dopiero po nim pobiegł, nie słuchając, że ojciec go woła, do Aranela. Mąż przebywał w ich komnacie razem z Agathe, która wybierała mu strój na ślub. Riven złapał go mocno, podniósł i okręcił wokół własnej osi. Niezmiernie zaskoczony Aranel chwycił się go bardzo mocno i pozwolił na to małe szaleństwo.
– Udało się – powiedział Riven stawiając go na podłodze i obcałowując po twarzy. Agathe patrzyła na nich zarumieniona.
– Co się udało?
– Mój wniosek został przyjęty.
– Ten...
– Tak, dokładnie ten.
Teraz to Aranel rzucił się na niego z radością. W końcu inne pary nie będą zmuszane do niczego i kontrolowane. Przecież to tylko przynosiło wstyd i upokorzenie.
– Panie, trzeba się przygotować do ślubu. Pan Hrabia Melisi będzie niepocieszony jak się spóźnicie.
Wtem do drzwi komnaty zastukano i Riven ze zmarszczonymi brwiami poszedł otworzyć wrota.
– Ojcze, co ty tu robisz?
– Muszę odwiedzać syna w prywatnych pokojach, ponieważ był głuchy na to, że go wołam. Musimy omówić jeszcze jedną rzecz. Lepiej teraz niż za kilka miesięcy.
– Proszę, wejdź.
– Witaj, Aranelu. Dobrze, że jesteś to ciebie też dotyczy.
Riven wskazał ojcu miejsce na kanapie, a sam wziął za rękę męża i razem usiedli na drugim meblu. W tym czasie Agathe poszła przygotować kąpiel.
– Nie będę przedłużał. Ślub Terrika już niedługo i w sumie mógłbym zostawić to do jutra, lecz po co czekać? – mówił król Saeros. – Sprawa dotyczy waszego potomstwa.
– Ale my nie możemy mieć dzieci. Jesteśmy mężczyznami – powiedział Aranel i wyczuł silniejszy uścisk dłoni swojego partnera. Przypomniała mu się przysięga jaka złożyli w czasie ślubu o kobiecie i potomkach.
– Mojemu ojcu chodzi pewnie o punkt. w którym po roku małżeństwa ma zostać wybrana odpowiednia kobieta, która ma urodzić nam dziecko.
– Ale.. Ale wtedy...
– Tak wtedy ja bym musiał ją posiąść, by spłodzić potomka. – Od razu wyczuł napięcie w Aranelu. – Lecz nie zrobię tego.
– Jak to nie zrobisz? – Król poderwał się.
– Nie zdradzę mego męża, ojcze.
– To nie zdrada. Tak trzeba. Tak nawet było w przysiędze. Przecież on może być przy tym.
Riven rzucił ostre spojrzenie królowi.
– Miałby słuchać, jak jego mąż go zdradza? Nie zrobię tego w żaden sposób. Zresztą nie jestem już zdolny być z kobietą – podkreślił. Nie było to prawdą, lecz ojciec nie musiał wiedzieć. Objął jedną ręką Aranela i przytulił go do siebie.
– Musicie mieć potomka. Kto po was przejmie rządy?
Aranel wiedział, że teść ma rację, ale nie przeżyłby gdyby Riven musiał... A co jakby mu się ponownie spodobało być z kobietą. Nie, Riven go kochał. Właśnie to udowodnił. Odrzucił możliwość bycia z kobietą, zapewne kilka razy, dla niego.
– Jest możliwość, by rządy pozostały w rękach twoich potomków – wtrącił Adantin.
– Nie wiem jaka.
– Twoja córka da ci przyszłych królów.
– To syn powinien...
– Ojcze, Aranel ma rację. Naela i Dante dadzą przyszłych królów. Przecież Naela jest pierwszą z linii Saerosów. Ma prawo wydać na świat przyszłych królów. To twa córka. Co by było jakbyś nie miał mnie? Ona by została matką króla. Nieważne, że jest kobietą. Ma przecież silnego i zdrowego męża, który spłodzi niejednego potomka. Poza tym my nie zamierzamy umierać, ojcze. Aranel i ja będziemy długo rządzić, tak jak ty.
Król zamyślił się. Naela była jeszcze daleko do rozwiązania. Medyk podejrzewał, że to będzie dwójka dzieci. I nagle uśmiechnął się. Po co mieć kłopot z łączeniem Lorin i Elros? Bliźniaki mogli by w przyszłości, kiedy już Aranel i Riven nie dadzą rady, zrezygnują z tronu lub odejdą z tego świata obaj rządzić krainami. Jeden jedną, drugi drugą. Powiedział o swoich planach synowi i zięciowi.
– A skąd masz pewność, że to będą chłopcy? – zapytał uspokojony Riven.
– Czuję to. Dziadek zawsze czuje. Pora przygotować się do ślubu. – Król wstał i zwyczajnie wyszedł pełen dumy, jakby przed chwilą nie zepsuł radosnej atmosfery.
– Rozumiesz coś z tego? – Riven spojrzał na męża.
– Tak.
– Co?
– To, że mnie kochasz, tak jak ja kocham ciebie. – Odnalazł palcami jego usta i przesunął po nich kciukiem. – Chciałbym z przyjęcia wcześniej wrócić do naszej sypialni i... Wiesz. – Zarumienił się.
Serce Rivena podskoczyło do gardła. Nie kochali się wiele w Risran i Aranel nic nie robił, by go posiąść, i tej nocy...
– Coś jest nie tak? – zapytał zaniepokojony Aranel. Był gotów być z mężem na ten inny sposób, ale jak on zmienił zdanie nie będzie nalegał. Dobrze mu jest tak jak jest.
– Jestem gotów na wszystko, kochanie. – Pocałował go delikatnie.
– Na pewno?
– Trochę się boję, ale sam ci powiedziałem, że tego chcę. – Uspokoił się trochę. Przecież to jego Aranel. Jego ukochany partner. Odda się jemu, nie obcemu. – I już nie mogę się doczekać. – Wplótł palce w jego włosy. Kochał je dotykać. – Co by było, gdybyśmy nie poszli na ślub?
– Nie zdążylibyśmy ubrań zdjąć, a Terrik wpadłby tutaj wzburzony i byłby gorszy w obyciu niż tamta pamiętna burza – odpowiedział Aranel śmiejąc się.
– To faktycznie lepiej tam się pokazać. – Wstał i pociągnął męża do części sypialnej, a potem do łaźni.

***


– Czy ja muszę to jeść? – zapytał Kal wpatrując się w zieloną papkę w niewielkiej glinianej misce.
– To jest przystawka na dzisiejszym przyjęciu – powiedział mu Erkiran. – Skoro arystokracja to je, to ty też. Pani kucharka dała nam trochę na kolację. Wiesz, że Asmand i Leteno są zajęci, a ja nie mogłem gotować, bo cały czas pomagałem w kuchni.
– Leteno szuka miejsca na sklep. Kiedy przyjeżdża jego tata?
– Za jakiś czas. Przysłał wczoraj wiadomość. No, jedz.
Kalowi zaburczało w brzuchu, więc wziął na łyżkę trochę tej mazi, a potem wsunął ją sobie do ust. Zamlaskał krzywiąc się, ale po chwili doszedł go słodki smak i już zajadał wszystko co miał podane.
– Dobre to.
– Ano, dobre, dobre. – Wyjrzał przez okno i zobaczył, że Asmand wraz z Leteno wracają do domu. As wykonywał różne zlecenia dla króla. Nie robił nic złego. Po prostu pilnował porządku tam, gdzie inni o tym zapomnieli. Choćby w ich starej dzielnicy. Kontrolował też sierocińce, by nie działo się tam nic złego. A jego zmysły zawsze wyczuwały, że gdzieś dzieje się zło. Erkiran wyszedł im na spotkanie przed dom.
– Co tak późno?
– Znaleźliśmy doskonałe miejsce na sklep – poinformował Leto. – Będziemy mieć dobre towary i klienci będą się do nas pchać. – Złapał w pasie Erkirana i pocałował go gorąco przechylając do tyłu. – Jestem potwornie głodny – powiedział, gdy uwolnił jego usta i wszedł do domu.
Asmand także ucałował Erkiego i razem weszli do kuchni zastając Letena z miską w ręku stojącego nad garnkiem, który stał blisko ognia, żeby potrawa nie zrobiła się zimna.
– To jest zjadliwe? – zapytał oglądając się na nich.
Erkiran zgiął się w pół ze śmiechu. Kochał tego chłopaka. Kochał całym swoim wielkim sercem, w którym było miejsce dla niego i Asmanda.
– Jak najbardziej zjadliwe.
– Ale jest zielone.
– Jakbym Kala słyszał. Daj mi to ci nałożę.
– Sam umiem to zrobić – rzekł patrząc z wielką ostrożnością na potrawę.
– Gwarantuję, że da się to zjeść. – Erki objął go od tyłu i pocałował w kark. – Kal zjadł.
– Odważny – mruknął Leto, ale zaczął sobie nakładać tego czegoś.
– Jestem odważny i urosłem. No, nie od tego, ale urosłem – pochwalił się Kal.
Asmand tylko stał i patrzył na kochanków. Naprawdę zaczęło im się układać. Gdy powiedział o schwytaniu mordercy ich rodziców, Erki i Leto szaleli z radości i wykończyli go w łożu. Mężczyzna został skazany, a oni odzyskali spokój. Tylko on czasami siadał samotnie na bujanym fotelu, który zrobił i, żałował, że zrobił w swoim życiu tyle zła. Niemniej to wszystko doprowadziło go do nich. A tego już nie mógł żałować. Usiadł przy stole, kiedy Erki nałożył mu potrawy i przysiadł ze swymi partnerami do wspólnego posiłku.
– Za dwadzieścia lat będę miał żonę, dzieci i będę miał tak samo dobry dom, jak teraz mamy i zawsze będę się starał, żeby chociaż jeden posiłek zjeść ze swoją rodziną, tak jak wy – powiedział na jednym wydechu Kalerian i uśmiechnął się szeroko przyglądając trójce mężczyzn.
– Najpierw będziesz się dużo uczył – powiedział Erkiran.
– Zawsze zepsujesz dobry nastrój – jęknął chłopiec. Jutro znów czekają go nauki.
– A co ja takiego powiedziałem?

***


Podniecony Yavetil czekał już na swego narzeczonego w kaplicy i patrzył jak król prowadzi Terrika do niego. Po wielu latach spełnia się jego marzenie. Zwiąże się z tym mężczyzną na zawsze. Kochany rudzielec będzie już jego.
Terrik spojrzał na narzeczonego i wyciągnął do niego rękę, by móc stanąć blisko i mieć z nim kontakt przez całą uroczystość. Jego wzrok płonął miłością i oddaniem. A gdy biskup przemawiał on niewiele z tego wiedział. Najważniejszym momentem było złożenie przysięgi. Tego chciał. Nie pustych słów biskupa. Dyskretnie obejrzał się za siebie. Aranel z Rivenem siedzieli w pierwszym rzędzie, a radość na ich twarzach nie była mniejsza niż jego. I z ulgą przyjął zakończenie przemowy biskupa skupiając się na dalszej części uroczystości.
– Terriku i Yavetilu, połączę was więzią silniejszą od wszystkich innych. Ta więź pozwala wam w pełni cieszyć się sobą, waszą cielesnością mając poparcie rodziny i przyjaciół. Dlatego pytam się was czy chcecie na zawsze spleść ze sobą swój los, życie i życie związanych z wami ludźmi?
– Tak – padło z ust pary narzeczonych. Nie mieli wątpliwości czego chcą i z kim chcą być.
– Wasza wspólna zgoda, sprawiła, że złożycie teraz przysięgę połączenia – mówił biskup – w czasie której zostanie nałożony pierścień. Terriku podaj prawą dłoń narzeczonemu. Yavetilu, powtarzaj za mną.
– Terriku, ja Yavetil Galdor biorę sobie ciebie za mojego męża, a tym samym sam staję się twoim poślubionym małżonkiem. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu i chorobie. Opiekować się tobą, chronić, pomagać, spełniać potrzeby. Stać się twoim powiernikiem, przyjacielem, kochankiem dzieląc zarówno łoże, jak i pasje. Dlatego daję ci ten pierścień – wsunął mu na palec sygnet – który symbolizował będzie naszą więź jaką tu zawieramy. Będziesz mi jedyny i nie będzie nikogo poza tobą. Składam tą przysięgę tobie, mężu mając obecnych za świadków. – Zakończył przysięgnę Yav.
Aranel słuchał tego i przypomniał sobie swój ślub. Nie było tak jak sobie wymarzył, lecz czy było to takie ważne. Przecież teraz ten mężczyzna, za którego wtedy wychodził jest mu najbliższą osobą na świecie.

– Yavetilu, ja Terrik Melisi biorę sobie ciebie za mojego męża, a tym samym sam staję się twoim poślubionym małżonkiem. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu i chorobie. Opiekować się tobą, chronić, pomagać, spełniać potrzeby. Stać się twoim powiernikiem, przyjacielem, kochankiem dzieląc zarówno łoże, jak i pasje. Dlatego daję ci ten pierścień, który symbolizował będzie naszą więź jaką tu zawieramy. – Nakładając pierścień ręce mu dygotały z przejęcia. – Będziesz mi jedyny i nie będzie nikogo poza tobą. Składam tą przysięgę tobie, mężu mając obecnych za świadków.
– Więź małżeńska została zawarta. A ja jako przedstawiciel Kościoła Siedmiu Gwiazd ogłaszam obrzęd za zakończony. Możecie się pocałować. – Tego nie trzeba było im mówić. Mężczyźni wczepili się w siebie namiętnie.
– No, to teraz będziemy świadkami konsumpcji ich małżeństwa – powiedział po chwili Riven, gdy młoda para nadal się od siebie nie odkleiła, a biskup chrząkał i nie wiedział co miał robić. W końcu udało mu się zwrócić na siebie uwagę i mogli przejść do dokończenia ceremonii oraz składania życzeń.
Aranel obejmując ramię męża podziękował Terrikowi i Yavetilowi za ich wsparcie i obiecał to samo w stosunku do nich. Razem z Rivenem życzył im wieczności w szczęściu i miłości oraz tego, by zawsze ufali swemu sercu. Wyczuwał radość ich obu i z chęcią ją z nimi dzielił. Tak samo jak zebrani goście.

Przyjęcie, które było bardzo duże, wszak Terrik był dla króla i królowej jak syn, odbyło się w królewskiej jadalni i trwało wieki według Rivena. Zajęty rozmową z gośćmi nie miał możliwości wyjść z mężem wcześniej.
Terrik widząc, że przyjaciele chcą uciec chętnie wybawił ich z kłopotu. Podejrzewał co się wydarzy, gdyż Riven jakiś czas temu wspomniał, że chciałby czegoś spróbować. Życzył im jak najlepiej i wybawił od natrętnych osób. I patrzył jak znikają z sali trzymając się za ręce. Zobaczą się dopiero za czternaście wschodów słońca, ponieważ on wyjeżdżał z mężem do Telmar na ten czas. Został objęty ramionami.
– Czuję się samotny, skarbie. Wracaj do gości. – Yavetil przytulił się do jego pleców mając w głębokim poważaniu, że takie otwarte okazywanie uczuć, nawet w wykonaniu małżonków, może się komuś nie spodobać. Kochał Terrika i będzie mu to okazywał do śmierci.

***


Adantin zaciągnął partnera do sypialni i zaczął go rozbierać, a Riven pozwolił mu na to.
– Na pewno nie jesteś zmęczony? – zapytał Saeros.
– Nie. Będę zmęczony trochę później. – Czuł wielką pewność i dobierał się do swego męża z uporem, ale i tak policzki pokryte były rumieńcami wstydu. Riven pomógł mu w tym i po chwili stał już nagi przed Aranelem. W pełni ubranym Aranelem, więc sięgnął do jego ubrań. – Denerwujesz się?
– Nie... Trochę.
– Spokojnie, Rii. Zajmę się tobą – wyszeptał całując go pod szczęką i sunąć dłońmi po gorącym ciele. Sam też się denerwował. Jego spodnie opadły i miał ochotę owinąć nogę wokół biodra męża, lecz to nie dziś jego kolej. To Riven będzie się wił i owijał. Ich usta się spotkały w żarliwym, pełnym entuzjazmu pocałunku. Spodobało mu się, że Riven nie dominuje, wręcz całuje ulegle i pozwala mu działać. Popchnął go w stronę łoża licząc na to, że Riven ich tam zaprowadzi.
Gdy dotknął kolanami krawędzi łoża usiadł na nim, a potem zaczął się wycofywać w tył nadal nie odrywając ich warg od siebie, a kierując tak Aranelem, by położył się na nim pomiędzy jego nogami. Obaj jęknęli, gdy ich nagie ciała spotkały się ze sobą w najbardziej strategicznych miejscach. Starał się nie przejmować za bardzo kontroli, chociaż jego ręce pragnęły chwycić Aranela, przerzucić go na plecy, a usta zacałować do nieprzytomności. Napiął wszystkie mięśnie, gdy Aranel sięgnął pomiędzy ich ciała i chwycił jego członek. Nie do końca był twardy z powodu nerwów, lecz teraz zabiegi męża schodzącego coraz niżej ustami, pieszczącego jego ciało, dawały efekty. Zamknął oczy i poddał pasjonującemu dotykowi. Swoimi dłońmi pieścił głowę Aranela mierzwiąc jego piękne włosy.
Adantin czuł pod palcami jak penis męża rośnie mu w dłoni, a usta doskonale wyczuwały ruch mięśni na jego brzuchu. Do tego do uszu dolatywało ciche posapywanie Rivena, dla którego nowe doświadczenie z pewnością było trudne. I dlatego Aranel będzie się starał go na wszystko przygotować, aby taka konfiguracja nie była pierwsza i zarazem ostatnia. Przesunął wolną dłonią po wrażliwych żebrach i bokach męża drażniąc skórę przyjemnym dotykiem. Podniecającą była myśl, że Riven tak bardzo go kocha, że mu się oddaje. Co przecież nie jest łatwą rzeczą. Aranel doskonale o tym wie. Pocałował jego członek poruszając na nim ręką. Zsunął skórkę i językiem oblizał odsłoniętą główkę, by po chwili zamknąć na niej swoje usta, co sprawiło, że Riven drgnął biodrami w górę chcą się wsunąć głębiej. Smak i zapach męża obezwładniał go. Znał każdy skrawek ciała Rivena. Nauczył się jego mapy. Wiedział gdzie dotknąć i jak. Teraz tę wiedzę wykorzystywał. Docisnął język do trzonu liżąc go mocno, a po chwili delikatnie. Wziął go głębiej w usta, a niespokojne biodra poruszały się w swoim rytmie. Pozwalał na to Rivenowi. Chciał mu dać wszystko. Odgłos urywanego oddechu kochanka tylko jeszcze bardziej go do tego przekonywał.
Było mu dobrze. Aranel nauczył się mu to robić, a on nie raz wsuwał się w jego usta i poruszał, nawet szybciej niż teraz. Zgiął palce w jego włosach nie dociskając mu jednak jego głowy w dół. Nie przymuszając do niczego. Nieświadomie rozsunął szerzej uda, gdy Aranel zaczął w końcu oblizywać jego jądra łapiąc jego nogę i unosząc ją do góry.
– Potrzymaj – powiedział i Riven chwycił się pod kolanem przyciągając udo do swej piersi.
– Och. – Wygiął się, kiedy niespodziewanie poczuł język tuż pod jądrami przesuwający się w kierunku jego wejścia. – Nie musisz – rzekł, ale był ciekawy co to za uczucie i czemu, gdy to robił Aranelowi, ten nie raz doszedł tylko od takiej stymulacji. Czego się później strasznie wstydził.
– Chcę. – Padła odpowiedź, po której Riven już nie był zdolny wypowiedzieć słowa, ponieważ ten język robił z nim cuda. A po raz pierwszy tak pieszczone ciało reagowało nie tylko rozluźnieniem, ale i niesamowitym czuciem, które zaczęło odczuwać całe ciało księcia. Złapał w garść swój członek i zakreślił kciukiem kilka kółek na czubku rozprowadzając przeźroczysty płyn. Było mu naprawdę dobrze.
Popieścił go jeszcze chwilę, cały czas trzymając swoje ręce na nim, by nie tylko słyszeć, ale i czuć reakcje męża. Sam sięgnął pod siebie i poruszył dłonią na swej twardej jak skała męskości. Do dziś pamięta, jak Riven pewnej nocy powiedział mu, że może sam się pieścić, dotykać i wtedy pierwszy raz w życiu doszedł tylko od swej dłoni. Tak, jego mąż go wiele nauczył nie tylko spraw intymnych.
– Chodź do mnie – poprosił Riven. Ciało trawił ogień i chciał go ugasić, zanim spłonął. Tylko obawiał się, że nie nastąpi to szybko, przecież nie doszli do tej lepszej części. Miał nadzieję, że lepszej. Przecież Aranel nie wiłby się tak pod nim, gdyby było mu źle, gdy w nim był. Tak, więc teraz była jego kolej to poczuć.
– Jestem. – Położył się na nim. – Daj mi to mazidło.
Riven musiał się wychylić, by wyjąć słoiczek. Wsunął do ręki Aranela patrząc na swego męża. Wyciągnął głowę i pocałował go czując na ustach i języku swój smak. Nie przeszkadzało mu to. Jeszcze bardziej odchylił nogę, gdy obserwując poczynania męża widział jak ten sięga między jego nogi, a potem poczuł śliskość inną niż ta od śliny i to jak powolutku palec wchodzi w niego. Uczucie było dziwne i jego ciało natychmiast zareagowało napięciem. Jakby chciało wyrzucić intruza. Na razie małego intruza.
– Mam go zabrać? – zapytał Aranel, gdy wyczuł spięcie męża. Jego penis spokojnie spoczywał na biodrze Rivena.
– Nie. Nie kochanie. – Pogłaskał go po twarzy i postarał się uspokoić. – Chcę cię poczuć w sobie. Jestem tego pewny.
Młodzieniec uśmiechnął się i naprawdę dobrze, powoli zajął się swym dziewiczym, jeżeli chodzi o tę część ciała, mężem. Z czasem dołożył drugi palec rozsuwając je w jego wnętrzu, rozciągając i pieszcząc w środku. Ciało poddawało się z każdą chwilą, podczas której Riven oddychał ciężko i cicho pojękiwał ściskając go mocno w ramionach.
– Gotów? – zapytał Aranel, kiedy minęła wieczność zanim był pewny, że rozdygotany kochanek go w siebie przyjmie.
– Jak nigdy na nic – wysapał. Kiedy chwilę wcześniej Aranel coś tam w nim pomasował miał ochotę nabić się na te palce głębiej i krzyczeć, że chce więcej. Poza tym bliskość ciała męża jego dotyk i pocałunki tylko wzmacniały to pragnienie. Już wiedział jak się czuł Aranel, kiedy on mu to robił.
Aranel wysunął palce z niego, otarł o swój członek, a potem go jeszcze nawilżył. Miał wrażenie, że dał za dużo tej maści, ale tego nigdy za wiele. Wszak mężczyzna sam się nie nawilżał w tym miejscu.
– Jak chcesz? Na kolanach...
– Chcę tak. – Złapał swoje nogi by Aranel miał lepszy dostęp do niego, a nie była to łatwa pozycja dla początkującego kochanka, który zaczynał być na górze. – Chcę być naprawdę blisko ciebie.
– Cały czas jesteś. – Miał pewien problem z odnalezieniem wejścia swego męża, ale gdy już na nie trafił ustawiając się jak najwygodniej, naparł na niego pomagając sobie kciukiem i wsunął wolno, leniwie. Czuł jak wąskie ścianki go oplatają, wsysają, gdy wsuwał się głębiej. Miał ochotę płakać z ogarniającej go niewyobrażalnie silnej przyjemności. To było dobre. Za dobre, by nie chciał tego powtórzyć.
Riven patrzył na męża i zacisnął zęby czują lekki ból, ale poza tym nie było tak źle, jak się spodziewał. Rozpieranie trochę mu przeszkadzało, ale szybko się do tego przyzwyczajał. Poruszył się wolno, by lepiej się dopasować do intruza w sobie. Penis swobodniej w niego wszedł i gdy już był cały, co odczuł, gdy jądra uderzyły o jego pośladki, opuścił nogi zarzucając je na biodra Aranela i ściągnął mężczyznę do siebie. W całował się w jego usta zaborczo na krótką chwilę, by potem oderwać się od nich i powiedzieć:
– Wszystko w porządku, kochanie. Kochaj się ze mną.
Aranel z radością go pocałował, a instynkt poruszania biodrami zadziałał perfekcyjnie. Nie wiedział ile wytrzyma, było po prostu za dobrze, ale starał się kochać z nim jak najdłużej.
W trakcie pieścili się ustami po twarzach, a Riven przesuwał paznokciami po plecach Aranela, by po chwili gładzić je opuszkami palców. Z każdą chwilą obu było coraz wspanialej, nie mogli się opanować. Żar rozlewał się w nich z wielką mocą. Leniwe ruchy, wręcz torturowały ich obu, lecz z czasem przechodziły do tych mocniejszych. Jedno pchnięcie, drugie, trzecie i seria płytkich, ale szybkich. Własne ciało prowadziło Aranela do sprawiania przyjemności zarówno sobie jak i partnerowi. Nie pozostawał cichy, było mu dobrze, ale Riven także nie potrafił w pewnej chwili panować nad sobą. Docisnął go do siebie bardziej łapiąc za pośladki.
– Tak głęboko – powtarzał otumaniony. W głowie mu wirowało, a Aranel nie przestawał go stymulować wewnątrz.
– Ja... już... nie mogę... Nie wytrzymam – zajęczał Adantin. Chciał się zatrzymać i dać sobie wytchnienie, ale Riven poruszał biodrami nie pozwalając mu na to.
– Nie powstrzymuj się. – Sam wsunął rękę pomiędzy ich ciała i zaczął siebie pieścić.
Aranel uniósł się na rękach dają mu pełną swobodę, a sam, gdy ogień rozpalił jego trzewia do samego końca, wypełnił swego partnera nasieniem nie przestając się poruszać. Było mu tak dobrze. Słyszał jak Riven jęczy po cichu pod nim i nagle spina się więżąc go w sobie, a potem skóra na piersi została oznaczona mokrymi śladami. W końcu opadł na niego i przykleił się do ciała męża całując go w szyję.
– Dziękuję.
– To ja ci dziękuję, kochanie. – Zmęczony Riven ledwie był w stanie objąć go jedną ręką i pocałował w skroń. Poczuł jak miękki penis Aranela wypływa z niego i opuścił nogi, by młodzieniec położył się obok.
– Będziemy mogli to powtórzyć? – zapytał nieśmiało Aranel. Znów wróciła jego delikatna istota, a ta silna, pewna siebie, która doprowadziła swego męża do rozkoszy ukryła się do następnego razu.
– Wiele razy, kochanie. Wiele razy.
– Kocham cię. Bardzo cię kocham i mam nadzieję, że za wiele lat nadal tak będzie – wyznał Aranel.
– Ani ty mi, ani ja tobie nie możemy obiecać, że każda chwila będzie szczęśliwa. Nie raz możemy się zranić, ale trzeba się starać tego nie robić i utrzymać uczucie.
– Wierzę, że utrzymamy. Wierzę w nas – powiedział śpiący Aranel. A Riven uśmiechnął się z czułością i naciągnął na nich okrycie, by nie zmarzli w tę jesienną noc. Zamknął oczy i nie mógł zobaczyć, że za oknem, dawno nie widziany w krainie Lorin śnieg oprószył kilkoma płatkami parapet i balkon. Co zwiastowało, że zima będzie mroźna i śnieżna. Taka jakiej nie było od lat.