Running away 36
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 05 2013 12:31:01


Rozdzia艂 36

Flashback
Leith
Bezradnie rozgl膮da艂em si臋 wok贸艂. Mia艂em za zadanie odnale藕膰 niejakiego Vin’D’Arena. Wiedzia艂em tylko, 偶e facet mia艂 ciemne w艂osy i jest magiem. Mentalist膮, co gorsza. Nie u艣miecha艂 mi si臋 jakikolwiek kontakt z nimi. Wi臋kszo艣膰 z mag贸w w艂adaj膮cych t膮 specyficzn膮 moc膮 by艂o nieobliczalnych jak letnia burza. Mimo, i偶 wydawali si臋 doskonale kontrolowa膰 swoje emocje, wiedzia艂em, 偶e to s膮 tylko pozory. Pod p艂aszczem opanowania kry艂o si臋 wiele lat treningu i wyrzecze艅, a nie naturalna cecha charakteru.
Sadal sta艂o na skraju buntu, wszyscy, od ch艂opa po kr贸la o tym wiedzieli. Magowie jednak zdecydowali si臋 pozosta膰 neutralni w sprawie konfliktu Sadal z Imperium. Umywaj膮 r臋ce od rozlewu krwi. Prze偶ywszy ju偶 na 艣wiecie dwadzie艣cia lat, dosy膰 zobaczy艂em z艂a i przemocy, by uwa偶a膰, 偶e to posuni臋cie by艂o nad wyraz korzystne, ale z pewno艣ci膮 nie moralne. Kr贸l Imperium na pewno liczy艂by si臋 ze zdaniem mag贸w. By膰 mo偶e doprowadzi艂oby to do pokojowego rozwi膮zania konfliktu. S艂ysza艂em nawet, 偶e jeden ze s艂ynnych oficer贸w, Gustav Nadar ju偶 cieszy si臋 z perspektywy bitki. Przera偶aj膮ce...
- Mog臋 w czym艣 pom贸c? – zapyta艂 nagle wysoki m臋偶czyzna o jasnozielonych oczach. Zapatrzy艂em si臋 w jego osob臋 przez dobr膮 chwil臋. Nie odznacza艂 si臋 szczeg贸ln膮 urod膮, a wyra藕ne zmarszczki wok贸艂 oczu wskazywa艂y, 偶e czasy m艂odo艣ci mia艂 ju偶 za sob膮. Na oko stwierdzi艂bym, 偶e ma ju偶 dobre czterdzie艣ci pi臋膰 lat. Mo偶e mniej. W艂osy koloru jasnobr膮zowego nosi艂 zaczesane do g贸ry i zebrane w kucyk.
- Eee... poszukuj臋 czarownika... mentalist臋 - j膮ka艂em si臋, sam nie wiedz膮c dlaczego.
Nieznajomy u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie.
- Vin’D’Arena? – zapyta艂.
- Dok艂adnie. Przysy艂aj膮 mnie z klasztoru.
Nieznajomy zmarszczy艂 brwi w grymasie niezadowolenia.
- Nie b臋dzie zachwycony. – odpar艂 bez namys艂u. – Poza tym nie mamy czasu, 偶eby bawi膰 si臋 w doradztwo ze strony mag贸w.
- Nie s膮dz臋, 偶eby chcieli go wezwa膰 do klasztoru. – uspokoi艂em go zaraz. – Nazywam si臋 Leith Daire! – przedstawi艂em si臋, przypominaj膮c sobie o swoich manierach. Poda艂em mu swoj膮 r臋k臋, maj膮c nadziej臋, 偶e nie obrazi艂em go moj膮 niedba艂o艣ci膮.
- Casius Fhearghail. – odrzek艂 nieznajomy, 艣ciskaj膮c moj膮 d艂o艅.
- Przedstawiasz si臋 panie imperialnym imieniem? – zauwa偶y艂em. Wiedzia艂em, jak brzmia艂o to imi臋 - Casius - w swojej naturalnej formie. Wiedzia艂em tak偶e, nie by艂o zbyt popularne w艣r贸d Sadalczyk贸w, ze wzgl臋du na ich niepodleg艂o艣ciow膮 legend臋.
- Ju偶 nie d艂ugo. – odpar艂, u艣miechaj膮c si臋 tajemniczo. – Zaprowadz臋 ci臋 do naszego uzdrowiciela, ch艂opcze. – zaproponowa艂.
- Dzi臋kuj臋. – odrzek艂em. – Twoje nazwisko, panie... - doda艂em zaraz, przypominaj膮c sobie, 偶e gdzie艣 ju偶 je s艂ysza艂em. – Wyda艂o mi si臋 znajome.
- Nie przecz臋, ciesz臋 si臋 z艂膮 s艂aw膮 w艣r贸d dow贸dc贸w Imperium. Mi臋dzy politykami tak偶e, je偶eli chcia艂bym by膰 naprawd臋 szczery. – przyzna艂 bez cienia strachu. Przez chwil臋 mia艂em wra偶enie, 偶e go to bawi. Co艣 ewidentnie mia艂o si臋 na rzeczy.
- Imperium nie podoba si臋 wasz kr贸l. – zauwa偶y艂em. Mimo, 偶e Sadal wci膮偶 pozostawa艂o pod okupacj膮 Imperium, pa艅stwo dla uspokojenia politycznej sytuacji zezwoli艂o im na posiadanie w艂asnej w艂adzy. Teoretycznie. Nie przewidzieli tylko, 偶e wybrany kr贸l oka偶e si臋 zr臋cznym politykiem i nie mniej dobrym wojownikiem.
- Nie bardzo mnie obchodzi co si臋 im podoba. – odpar艂 Fhearghail, nie patrz膮c na mnie. – Zabrali nam kraj, musz膮 ponie艣膰 tego konsekwencje.
C贸偶, tak mocne s艂owa w ustach jakiegokolwiek Sadalczyka r贸wna艂y si臋 wypowiedzeniu wojny Imperium. Domy艣la艂em si臋, 偶e 贸w Casius Fhearghail zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e Sadal nie ma najmniejszych szans w starciu z imperialn膮 pot臋g膮. Cz艂owiek ten mia艂 jednak w sobie, co nakazywa艂o wierzy膰 jego s艂owom. Czu艂em to, mimo i偶 mia艂em z nim do czynienia przez ledwie kilkana艣cie minut.
- Dare! – zawo艂a艂 Fhearghail, zwracaj膮c na siebie uwag臋 ciemnow艂osego ch艂opaka. Nie mog艂em uwierzy膰 w艂asnym oczom. Ten szczeniak, zapewne w moim wieku, by艂 wielkim magiem Vin’D’Arenem? Wbi艂em w niego zaskoczony wzrok.
Mentalista przeprosi艂 swojego rozm贸wc臋 i podszed艂 do nas. Nale偶a艂 do ludzi, kt贸rym trzeba by艂o si臋 przygl膮da膰 przez bite dwa miesi膮ce, 偶eby zacz臋li si臋 podoba膰. Mia艂 ten dziwny, nieprzenikniony wyraz twarzy, kt贸rym cechowali si臋 ci magowie. 呕adnych emocji i spojrzenie zmieniaj膮ce ko艣ci w galaret臋.
- Casius? O co chodzi? – zapyta艂, patrz膮c raz na mnie, raz na Fhearghaila.
- Ten oto m艂odzieniec twierdzi, 偶e zosta艂 przys艂any z klasztoru. – odrzek艂 starszy m臋偶czyzna wskazuj膮c na mnie.
- Doprawdy? – czarne jak w臋gle oczy Vin’D’Arena b艂yszcza艂y. – Mo偶esz z 艂aski swojej przekaza膰 klasztorowi, 偶e nic nie obchodz膮 mnie ich problemy. Jestem zaj臋ty. Ca艂e 偶ycie zaj臋ty. – stwierdzi艂 mentalista.
Och, je艣li jeszcze nie zd膮偶y艂em zauwa偶y膰, ‘’Dare’’, jak nazwa艂 go Fhearghail , nie by艂 wcale mi艂y. Nawet si臋 nie stara艂.
- Nie chodzi o to, by艣 si臋 tam pojawia艂. – pr贸bowa艂em go nieco uspokoi膰.
- I dobrze. – odpar艂 pewnie. – Moja noga nie postanie na imperialnej ziemi. Zapewne zaraz by mnie zamkn臋li za praktykowanie niedozwolonej magii, czy co艣 w tym rodzaju.
- W Imperium s膮 mentali艣ci. – przerwa艂em mu.
- Doprawdy? Czyli ich ju偶 nie zabijacie? – zapyta艂 z przekor膮 w g艂osie. Mia艂 przesadnie bezczelny wyraz twarzy, kt贸ry ociera艂 si臋 o zwyk艂e chamstwo. No tak, facet, kt贸ry nic nie czuje. Jak na takiego typa ju偶 zdo艂a艂 zaprezentowa膰 ca艂kiem spor膮 gam臋 barw irytacji.
- Chyba nie chcesz o tym dyskutowa膰? – przerwa艂 nasz膮 wymian臋 zda艅 Casius Fhearghail. Dare spojrza艂 na niego przez kr贸tk膮 chwil臋, po czym jego czarne oczy zn贸w zagl膮da艂y w g艂膮b mej duszy. Czy on potrafi czyta膰 w moich my艣lach? Cholera jasna. Dobrze, 偶e jestem tu s艂u偶bowo, bo przez wi臋kszo艣膰 czasu my艣la艂em o kobietach...
- M贸w, co masz o powiedzenia. – ponagli艂 mnie Vin’D’Aren. – Nie mam ca艂ego dnia.
- Mo偶e przejdziemy w miejsce, w kt贸rym jest mniej ludzi. Nie czuj臋 si臋 komfortowo dyskutuj膮c sprawy dotycz膮ce magii w obecno艣ci postronnego t艂umu. – oznajmi艂em, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂.
Mentalista u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Masz racj臋. – przyzna艂. – Zapraszam wi臋c do moich kwater. Od razu uprzedzam, 偶e nie zamierzam przeprasza膰 za nieporz膮dek.
Pokiwa艂em tylko g艂ow膮 i pod膮偶y艂em za nim, prosz膮c Stw贸rc臋, aby obdarzy艂 mnie cierpliwo艣ci膮...


End of a flashback...

***

Casius
Gdy rankiem zszed艂em na parter, Leitha nigdzie nie by艂o. Cahan opiera艂 si臋 o lad臋 i rozmawia艂 o czym艣 z tym brodatym jegomo艣ciem, kt贸ry wczoraj wieczorem opowiada艂 nam tragiczn膮 histori臋 poprzedniego ma艂偶e艅stwa swojej 偶ony. Jakim艣 cudem zdo艂a艂 mnie zauwa偶y膰. Uni贸s艂 sw贸j kielich w ge艣cie powitania. Zastanawia艂em si臋, czy nie pije przypadkiem alkoholu z samego rana. U艣miechn膮艂em si臋 lekko. Chwil臋 p贸藕niej dostrzeg艂em, 偶e ten sam facet, kt贸ry gapi艂 si臋 na mnie poprzedniego wieczora. C贸偶, wci膮偶 si臋 na mnie gapi艂. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, nie pozostawiaj膮c 偶adnych z艂udze艅. Zastanawia艂em si臋, czy nie podej艣膰 do niego i zapyta膰 o co chodzi. Facet przesta艂 si臋 u艣miecha膰 i wygl膮da艂, jakby chcia艂 wsta膰 ze swojego miejsca. W tej jednak chwili pojawi艂 si臋 Rainamar.
- Casius, gdzie jest ten czarownik? – zapyta艂, rozgl膮daj膮c si臋 po izbie. Zapewne mia艂 na my艣li Leitha, gdy偶 zauwa偶y艂em, 偶e dostrzeg艂 Cahana. Odwr贸ci艂em si臋, by raz jeszcze spojrze膰 na nieznajomego. Ci膮gle mi si臋 przygl膮da艂. Przyznam, 偶e zaczyna艂em si臋 ju偶 denerwowa膰.
- Nie wiem. Mia艂em zapyta膰 Cahana.
- Sam go zapytam. – odrzek艂 pewnie p贸艂ork i podszed艂 do ciemnow艂osego czarownika. Cahan zmierzy艂 go morderczym spojrzeniem, lecz wygl膮da艂o, 偶e grzecznie odpowiada na pytania mojego narzeczonego. Ruszy艂em do wyj艣cia, maj膮c nadziej臋, 偶e Leith jest gdzie艣 na zewn膮trz, gdy nieznajomy, kt贸ry szczerzy艂 si臋 do mnie w u艣miechu wsta艂 i podszed艂 do Cahana i Rainamara. Obaj najpierw go nie zauwa偶yli. Tak byli zaj臋ci rozmow膮. Ciekawe o czym. Chwil臋 p贸藕niej facet przem贸wi艂. Zaciekawi艂o mnie to, wi臋c postanowi艂em pos艂ucha膰 o co chodzi.
Rainamar skrzy偶owa艂 r臋ce przed sob膮, tworz膮c bezpieczny dystans mi臋dzy sob膮 a nieznajomym. Ten jednak u艣miechn膮艂 si臋 dosy膰 bezczelnie.
- Rzadko si臋 widuje tutaj ostrouchych. – rzuci艂 facet.
- Nie dziwi臋 si臋. Siedzisz na takim zadupiu, sir. – wtr膮ci艂 Cahan i upi艂 艂yk ze swojego kielicha.
- Zabawny jeste艣, ch艂opczyku. – odrzek艂 nieznajomy, wci膮偶 si臋 szczerz膮c jak wariat. – Mnie si臋 widzi... – ci膮gn膮艂 dalej, zwracaj膮c si臋 do Rainamara - ...偶e ciebie ju偶 gdzie艣 widzia艂em.
- Nic mnie to nie obchodzi. – mrukn膮艂 pod nosem m贸j narzeczony.
- Nie b膮d藕 taki obra偶alski, panie Orku. – za艣mia艂 si臋 w g艂os nieznajomy. Wi臋c potrafi艂 wskaza膰 jego ras臋, cho膰 wcze艣niej jaki艣 sprzedawca pomyli艂 go z czarnym elfem. Zastanawiaj膮ce.
- Czego w og贸le chcesz, cz艂owieku? – zapyta艂 p贸艂ork, akcentuj膮c ostatnie s艂owo. Rzeczony cz艂owiek skrzywi艂 si臋 nieco i pochyli艂 si臋. Nie s艂ysza艂em co m贸wi艂, ale s膮dz膮c po minach Cahana i Rainamara nie by艂o to nic mi艂ego. W ko艅cu zaskoczy艂 mnie, gdy nagle pchn膮艂 nieznajomego m臋偶czyzn臋. Ten zachwia艂 si臋, ale utrzyma艂 r贸wnowag臋. Przez moment przygl膮da艂 si臋 p贸艂orkowi bardzo uwa偶nie po czym uni贸s艂 jedn膮 r臋k臋, jak gdyby chcia艂 kogo艣 przywo艂a膰. K膮tem oka zd膮偶y艂em zauwa偶y膰, 偶e dw贸ch mi臋艣niak贸w powsta艂o ze swoich miejsc i pod膮偶y艂o na ratunek swojemu towarzyszowi.
- Macie problem? – zacharcza艂 jeden z umi臋艣nionych ch艂opk贸w, podchodz膮c do Rainamara i Cahana.
- Najwidoczniej tw贸j przyjaciel go ma. – odpar艂 Cahan, staj膮c naprzeciwko mi臋艣niaka. By艂 od niego ni偶szy i znacznie szczuplejszy. Si艂acz wydawa艂 si臋 tak偶e to zauwa偶y膰, gdy偶 za艣mia艂 si臋 w g艂os, spogl膮daj膮c na niego.
- Oho, sp贸jrzcie, panienka staje w obronie swojego ch艂optasia. – zawy艂 przeci膮gle. Cahan wytrzeszczy艂 na niego czarne jak w臋gle oczy. Obejrza艂 si臋 na Rainamara, kt贸ry tak偶e spogl膮da艂 na ca艂膮 scen臋 z niedowierzaniem. W ko艅cu wyprostowa艂 si臋 jeszcze bardziej, zaciskaj膮c d艂o艅 na r臋koje艣ci miecza. C贸偶, dobrze, 偶e go zabra艂.
- Macie z tym jaki艣 problem. – rzuci艂 m贸j narzeczony, jak gdyby zwraca艂 si臋 do swoich 偶o艂nierzy.
- A je艣li? – mi臋艣niak postanowi艂 spr贸bowa膰 szcz臋艣cia.
- B臋dziesz zbiera艂 z臋by z pod艂ogi. Ot co! – wtr膮ci艂 pewnie Cahan. Si艂acz przyjrza艂 mu si臋 z politowaniem.
- Delikatny jeste艣 jak panienka. Co ty mi mo偶esz zrobi膰! – zawo艂a艂 g艂o艣no, zwracaj膮c uwag臋 wszystkich go艣ci. W karczmie zapad艂a cisza jak makiem zasia艂. Brodaty w艂a艣ciciel zatrzyma艂 si臋 w bezruchu, l臋kliwie spogl膮daj膮c w stron臋 艂ysych jak polano mi臋艣niak贸w i ich u艣miechni臋tego towarzysza. Ten mia艂 kr贸tkie, jasnobr膮zowe w艂osy, kt贸re swobodnie opada艂y mu na oczy. Ciekawi艂o mnie, czy spod tej grzywki mia艂 dobry widok na 艣wiat.
- Nie chcesz wiedzie膰. – odpar艂 cicho Cahan. Mi臋艣niak za艣mia艂 si臋 jeszcze g艂o艣niej.
- Sirke, co oni ci zrobili? – zapyta艂 drugi si艂acz swojego u艣miechni臋tego towarzysza. Rzeczony Sirke spojrza艂 na nich z ukosa i otrzepa艂 nieistniej膮cy kurz ze r臋kawa swojej zdobnej koszuli.
- Nie byli zbyt mili. – poskar偶y艂 si臋 m臋偶czyzna, nie przestaj膮c si臋 u艣miecha膰. Zaczyna艂em zastanawia膰 si臋, czy nie ma przypadkiem uszkodzonej twarzy, gdy偶 ten wyraz wydawa艂 si臋 by膰 jedynym, na jaki m贸g艂 si臋 zdoby膰 ten ca艂y Sirke. Nagle zauwa偶y艂, 偶e mu si臋 przygl膮dam. Bez 偶adnego skr臋powania spojrza艂 na mnie, oblizuj膮c przy tym usta. Skrzywi艂em si臋 mimowolnie. Nie wiem, o co mo偶e mu chodzi膰...
- Panienka chyba bardzo pragnie klapsa. – rzek艂 w ko艅cu Sirke, zwracaj膮c si臋 do Cahana. Wyraz twarzy maga nie da艂 si臋 w 偶aden spos贸b odczyta膰.
- Nie radz臋. – rzek艂 spokojnie, bez cienia emocji Cahan.
Jeden z si艂aczy za艣mia艂 si臋 i uni贸s艂 d艂o艅, hak gdyby chcia艂 pochwyci膰 Cahana, lecz jego r臋ka zatrzyma艂a si臋 w powietrzu. Zadziwiony takim obrotem sprawy mi臋艣niak spojrza艂 na czarownika, jakby spodziewa艂 si臋 jakiego艣 wyja艣nienia. Jego towarzysze gor膮czkowo spogl膮dali raz na Cahana a raz na p贸艂orka.
- Co do cholery... - zacz膮艂 si艂acz z uniesion膮 d艂oni膮. Nie doko艅czy艂 jednak, gdy偶 nagle z艂apa艂 si臋 za g艂ow臋 i zacz膮艂 krzycze膰. Jego wrzask by艂 tak przenikliwy, 偶e z trudno艣ci膮 mog艂em to wytrzyma膰. Jeszcze dwaj m臋偶czy藕ni zerwali si臋 ze swoich miejsc i pobiegli na ratunek towarzyszowi. Nie czekaj膮c na dalszy rozw贸j wydarze艅, u艣miechni臋ty jegomo艣膰 rozkaza艂 co艣 swoim towarzyszom. Jeden z mi臋艣niak贸w rzuci艂 si臋 na p贸艂orka. Rainamar uskoczy艂 w bok i podni贸s艂 jedno z krzese艂, kt贸re nast臋pnie elegancko roztrzaska艂 na g艂owie si艂acza. Ten run膮艂 na pod艂og臋 jak d艂ugi. M贸j narzeczony nie zd膮偶y艂 nawet si臋 odwr贸ci膰, gdy zaatakowa艂 go drugi z podejrzanych typk贸w. Zdo艂a艂 uderzy膰 do w szcz臋k臋. P贸艂ork nie pozosta艂 mu d艂u偶ny. Go艣膰 otrzyma艂 pi臋kny cios prosto w twarz i zatoczy艂 si臋, rozpaczliwie mrugaj膮c oczami. Zacz膮艂 kaszla膰, a z nosa pop艂yn臋艂a mu krew.
Postanowi艂em d艂u偶ej nie przygl膮da膰 si臋 tej scenie i ruszy艂em im na pomoc. Cahan m臋czy艂 si臋 z jakim艣 mi臋艣niakiem, kt贸ry by艂 dwa razy wi臋kszy od niego. Sprzeda艂em mu kopniaka w 偶ebra i gdy ten zgi膮艂 si臋 w p贸艂 poprawi艂em ciosem w kark. Cz艂eczyna pad艂 na kolana, zanosz膮c si臋 艂kaniem. Kupa mi臋sa, kt贸ra mia艂a kontakt z magi膮 Cahana wci膮偶 krzycza艂a jak oszala艂a. Czarownik zdawa艂 si臋 wcale tym nie przejmowa膰. Sirke skoczy艂 i uderzy艂 go w twarz. Cahan zachwia艂 si臋 i uderzy艂 si臋 o lad臋, za kt贸r膮 sta艂 brodaty gospodarz. Czarownik szybko jednak otrz膮sn膮艂 si臋 z tego ciosu. Jego oczy b艂yszcza艂y jak dwa w臋gle. Nagle sta艂y si臋 jeszcze bardziej czarne. Sirke z艂apa艂 si臋 za szyj臋 i zacharcza艂, 艂api膮c rozpaczliwie powietrze. Cahan u艣miechn膮艂 si臋, gdy m臋偶czyzna osun膮艂 si臋 na pod艂og臋. Jego twarz przybra艂a kolor marmuru.
- Cahan! – zawo艂a艂em, obawiaj膮c si臋, 偶e mag mo偶e zrobi膰 co艣, czego by 偶a艂owa艂. Nagle Sirke odetchn膮艂 i rozkaszla艂 si臋, 艂apczywie wci膮gaj膮c powietrze.
- Czego chcesz? – zapyta艂 Cahan, podchodz膮c do Sirke. Ten spojrza艂 na niego spod zbyt d艂ugiej grzywki i u艣miechn膮艂 si臋 tylko. Czarownik kopn膮艂 go w twarz. Sirke uderzy艂 g艂ucho w pod艂og臋, ukrywaj膮c g艂ow臋 w ramionach.
- Cahan, co ty robisz! – krzykn膮艂em, powa偶nie obawiaj膮c si臋 konsekwencji.
- Nic mu nie b臋dzie. – odpar艂 czarownik, przygl膮daj膮c si臋 na dr偶膮c膮 posta膰 Sirke.
- Dlaczego zacz臋艂a si臋 ta b贸jka? Co si臋 dzieje? – zapyta艂em, rozgl膮daj膮c si臋. Dostrzeg艂em Rainamara, kt贸ry ociera艂 krew z twarzy. Podszed艂 do mnie z pytaniem, czy nic mi nie jest.
- Oczywi艣cie, ze nie. – odpar艂em. – Poka偶 to... - doda艂em, dotykaj膮c jego policzka.
- To nic. Zaskoczy艂 mnie. – wykr臋ci艂 si臋 p贸艂ork.
- Ja to oceni臋. Powiedz mi, kim oni byli. – dopytywa艂em si臋.
- Nie wiem. Ten facet... - rzek艂 p贸艂ork, wskazuj膮c na Sirke – On podszed艂 do nas i zacz膮艂 m贸wi膰 bardzo dziwne rzeczy. Nie wiem, o co mog艂o mu chodzi膰. My艣la艂em, 偶e pomyli艂 nas z kim艣 innym.
- Dlaczego go popchn膮艂e艣?
- Zdenerwowa艂 mnie. – usprawiedliwi艂 si臋 p贸艂ork.
- Ach tak.
- To prawda. – wtr膮ci艂 Cahan, spogl膮daj膮c na Rainamara dosy膰 dziwnie. Nie podoba艂o mi si臋 to wcale.
- Wi臋c postanowi艂e艣 go pobi膰?
- Nie. Chcia艂em da膰 mu do zrozumienia, 偶e nie warto nas zaczepia膰.
- I wtedy on wezwa艂 swoich s艂u偶ebnik贸w, czy kogo艣 tam... - doda艂 Cahan.
- Co艣 podobnego... - zamy艣li艂em si臋, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂. Karczma wygl膮da艂a jak pobojowisko. Brodaty gospodarz siedzia艂 w k膮cie i chlipa艂, co chwila krzycz膮c co艣 o niesprawiedliwo艣ci spo艂ecznej i og贸lnie panuj膮cej fali przemocy i okrucie艅stwa. Westchn膮艂em g艂o艣no. W tym, jak偶e podnios艂ym momencie wpad艂 do 艣rodka Leith Daire. Przystan膮艂 jak ra偶ony piorunem i spojrza艂 wprost na mnie.
- Co na wszystkich pot臋pionych Imperium sta艂o si臋 w tym miejscu? – zapyta艂.
Ukry艂em tylko twarz w d艂oniach i zn贸w westchn膮艂em...

***


Krajobraz po bitwie...
- Gdybym kurwa wiedzia艂, 偶e to si臋 tak sko艅czy, nigdy bym si臋 na to nie zgodzi艂... - j臋cza艂 Sirke, tul膮c sw贸j prawy policzek, na kt贸rym odbi艂 si臋 艣lad ci臋偶ko podbitych but贸w maga. Jeden z mi臋艣niak贸w, kt贸rzy mu towarzyszyli za艣mia艂 si臋, prezentuj膮c wielk膮 luk臋 tam, gdzie jeszcze trzy godziny temu by艂 z膮b.
- I z czego si臋 艣miejesz, je艂opie durny! Nie sko艅czy艂e艣 lepiej ode mnie.
- Przynajmniej mamy pieni膮dze! – ucieszy艂 si臋 drugi z si艂aczy.
- Co mi po mamonie, kiedy mam ryja zmasakrowanego! Na dodatek przez kogo! Facet a delikatny jak jaka艣 dziewojka!
- Przynajmniej dobrze kopie! – zakrzykn膮艂 si艂acz.
- Gdybym wiedzia艂, 偶e tam b臋dzie mag... - narzeka艂 dalej Sirke, pr贸buj膮c przy艂o偶y膰 teraz jaki艣 zimny ok艂ad na rozpalony policzek.
- Panowie moi drodzy! – rzek艂 nagle wysoki, kr贸tko przystrzy偶ony m臋偶czyzna, wchodz膮c ci臋偶ko do izby. Za nim wtoczy艂 si臋 leniwie m艂odszy od niego, jasnooki elegant.
- Oleig, ty szczurze! – Sirke porwa艂 si臋 na nogi i zawo艂a艂 g艂o艣no, jakby wypluwaj膮c te s艂owa. Oleig za艣mia艂 si臋. Jego wielkie, umi臋艣nione cielsko zatrz臋s艂o si臋 w rytm spazmatycznego 艣miechu.
- Zap艂acisz mi za to! Mia艂o by膰 tak jak zwykle! Bitka i po sprawie! Dlaczego nie powiedzia艂e艣, 偶e jeden z nich jest magiem, a drugi to szkolony 偶o艂nierz! Kurwa! – Sirke doda艂 przekle艅stwo, dla podkre艣lenia swojej nienajlepszej sytuacji. Oleig pokr臋ci艂 g艂ow膮, jak gdyby nie chcia艂 w og贸le s艂ucha膰 narzeka艅 tego cz艂owieka.
- Wykonali艣cie zadanie. Tu jest druga cz臋艣膰 zap艂aty. – powiedzia艂 olbrzym, rzucaj膮c na pod艂og臋 wyszywan膮 r臋cznie sakiewk臋. Sirke spojrza艂 z nienawi艣ci膮 na Oleiga, lecz podni贸s艂 pieni膮dze. Poda艂 je jednemu z mi臋艣niak贸w, kt贸ry zaj膮艂 si臋 rozdzieleniem ich pomi臋dzy wszystkich swych towarzyszy.
- C贸偶, musimy si臋 troch臋 postara膰, 偶eby ich wyeliminowa膰. Dobrze, 偶e sprawdzili艣my ich umiej臋tno艣ci, ale tam by艂 tylko mag, kapitan i my艣liwy. – powiedzia艂 nagle elegant, kt贸ry towarzyszy艂 Oleigowi.
- B膮d藕 spokojny, m贸j drogi. – Oleig pozwoli艂 sobie na wyrafinowany u艣mieszek. – Miewa艂em do czynienia z gorszymi przypadkami.
- Nie w膮tpi臋. – mrukn膮艂 pod nosem elegant. Oleig nie przej膮艂 si臋 marudzeniem swojego towarzysza. Poklepa艂 go tylko po ramieniu.
- Ech, m艂ody. Zobaczysz co b臋dzie, je艣li do偶yjesz mojego wieku. – doda艂 z rodzicielsk膮 pob艂a偶liwo艣ci膮.
- Je艣li? – elegant spojrza艂 na niego z zaskoczeniem wymieszanym z l臋kiem.
- W 偶yciu pewna jest tylko 艣mier膰, m贸j drogi. – odrzek艂 niewzruszony Oleig.
Sirke i jego banda mi臋艣niak贸w tylko spojrzeli po sobie.