Running away 35
Dodane przez mordeczka dnia Wrze秐ia 28 2013 10:46:11


Rozdzia艂 35

Flashback
ch, Saeneil, mia艂em nadziej臋, 偶e ci臋 tu znajd臋. – rzek艂 m艂ody m臋偶czyzna o ciemnobr膮zowych w艂osach i oczach czarnych jak nieprzenikniona noc. My艣liwy rzuci艂 mu nieprzychylne spojrzenie, ale nie ruszy艂 si臋 z miejsca. Ciemnow艂osy postanowi艂 wi臋c do niego do艂膮czy膰.
- Aileen ci臋 szuka. – m贸wi艂 dalej, nie zwa偶aj膮c wcale na milczenie, jakim uraczy艂 go Saeneil.
- Nic jej nie b臋dzie. – mrukn膮艂 pod nosem my艣liwy. – Nie wiem, jak mnie znalaz艂e艣. Chcia艂em poby膰 sam. – doda艂, spogl膮daj膮c znacz膮co w oczy rozm贸wcy.
- Zapominasz, 偶e jestem mentalist膮. – za艣mia艂 si臋 czarnooki.
- S艂uchasz moich my艣li, Dare?
- Nie my艣li. Ich aury. – poprawi艂 go czarownik. – Neil, wiesz, 偶e mo偶esz mi wszystko powiedzie膰. Co艣 si臋 z tob膮 dzieje, wszyscy to widz膮 i martwi膮 si臋 o ciebie. Najbardziej twoja 偶ona.
- Powinna si臋 zaj膮膰 sob膮. Nie m贸wi艂a ci, 偶e jest w ci膮偶y?
Mag wytrzeszczy艂 na niego swoje czarne jak w臋gle oczy.
- Sk膮d偶e! Wiesz, 偶e bada艂 ja jeden z uczonych medyk贸w, nie ja. – powiedzia艂. – Nie cieszysz si臋? B臋dziecie mieli dziecko. To szcz臋艣liwa nowina.
- Tak szcz臋艣liwa, jak ci膮偶a twojej siostry z twoim niedosz艂ym ukochanym? – zapyta艂 zgry藕liwie Saeneil.
- Nie musisz by膰 z艂o艣liwy. Poza tym ja jestem ju偶 gdzie艣 indziej.
- Dlaczego wszyscy mi m贸wi膮, co mam robi膰 i co czu膰? O偶eni艂em si臋 z Aileen bo my艣la艂em
偶e j膮 kocham. Powtarza艂em to sobie, rozumiesz, Dare? Tak bardzo chcia艂em, 偶eby to by艂a prawda! – zawo艂a艂 my艣liwy. – Nie jestem jak m贸j ojciec, dobrze wiesz. Nie potrafi臋 ca艂e 偶ycie udawa膰, 偶e wszystko jest wspaniale, kiedy to nie jest prawda! Powiem ci co艣, do sam dobrze wiesz. Wszyscy si臋 艣miali za moimi plecami. M贸wili, 偶e Casius wcale mojej drogiej matki nie kocha艂! Airiadne pewnie te偶 nie czu艂a do niego mi艂o艣ci. To by艂 dziwny zwi膮zek. Mia艂em wra偶enie, 偶e zawarli go bo by艂o im wygodnie. Poza tym ojciec cz臋sto m贸wi艂 mi, 偶e najlepszym co spotka艂o go w ma艂偶e艅stwie byli jego synowie. Ja i Keene. Wierz臋 mu.
- Powiem ci to, co sam dobrze wiesz, Neil. 呕ycie rzadko bywa takie, jakie sobie wymarzyli艣my.
- Nie chc臋 tak 偶y膰. Nie chc臋 robi膰 czego艣, dlatego, 偶e musz臋, 偶e kto艣 oczekuje tego ode mnie. – rzek艂 gorzko Saeneil.
- Neil…
- Widzia艂e艣, jak oni wszyscy na mnie patrz膮? Cie艅 swojego ojca. Nigdy nie b臋d臋 taki jak Casius. Oni widz膮 we mnie tylko rozczarowanie.
- Tw贸j ojciec tak nie my艣li. – zaprotestowa艂 czarownik.
- Wiem. Bywa naiwny. Ja wiem, 偶e to nie jest 偶ycie dla mnie. Chc臋 st膮d uciec. – powiedzia艂 cicho my艣liwy. Dare ledwie go s艂ysza艂. W ko艅cu my艣liwy wsta艂 i otrzepa艂 spodnie z le艣nej ro艣linno艣ci. – Czas wraca膰 do 偶ony. – doda艂 z gorzkim u艣miechem i ruszy艂 przed siebie, zostawiaj膮c Dare z w艂asnymi my艣lami.
- Chc臋 st膮d uciec… - powt贸rzy艂 mechanicznie Dare, spogl膮daj膮c za oddalaj膮cym si臋 my艣liwym.


End of a flashback..

***


Leith jecha艂 wraz z Lili膮 na przedzie, pod艣piewuj膮c sobie nieco. Okrutnie fa艂szowa艂, przez co Rainamar krzywi艂 si臋, jak gdyby zjad艂 co艣, co si臋 z nim nie zgadza艂o. Nolan Raighne by艂 dziwnie milcz膮cy i co chwila spogl膮da艂 w stron臋 Lilijki. Czy偶by moja droga przyjaci贸艂ka mu si臋 spodoba艂a? Nie zauwa偶y艂em jedna, 偶eby ona po艣wi臋ci艂a mu cho膰 chwil臋 swojego czasu. Rozmawia艂a z Leithem, albo z Rainamarem i ze mn膮. Wygl膮da艂a te偶, jak gdyby ba艂a si臋 nawet spojrze膰 na Cahana. Mentalista jecha艂 za Nolanem. Wydawa艂o mi si臋, 偶e nad czym艣 intensywnie my艣li. Jego czarne oczy b艂yszcza艂y jak dwa ogniki w letnim s艂o艅cu.
Ujechali艣my ju偶 spory kawa艂ek drogi. Letnie s艂o艅ce grza艂o jeszcze mocniej i zaczyna艂em by膰 ju偶 powoli zm臋czony. Odzwyczai艂em si臋 od d艂u偶szych podr贸偶y. Rainamar tym razem dla odmiany rozmawia艂 ze najemnikiem Nolanem, a Lilijka by艂a pogr膮偶ona w g艂臋bokiej konwersacji z Leithem. Oboje zupe艂nie nie zwracali uwagi na to, co si臋 dzieje wok贸艂 nich.
- Zakochani – rzuci艂em z przek膮sem. Cahan u艣miechn膮艂 si臋 do mnie znacz膮co i podjecha艂 bli偶ej Leitha.
- Zawsze mnie zastanawia艂o, kiedy mi艂o艣膰 trafi sw膮 strza艂膮 tego podstarza艂ego kobieciarza. - powiedzia艂, jakby od niechcenia. Starszy czarownik odwr贸ci艂 si臋, patrz膮c na niego z艂owrogo.
- Uwa偶aj, 偶ebym przypadkiem ci czego艣 nie zamrozi艂, Cahan. - wycedzi艂 przez z臋by.
- Przecie偶 on si臋 tylko z tob膮 dra偶ni. - uspokaja艂a go Lilia, pr贸buj膮c zachowa膰 powa偶n膮 min臋. Leith przewr贸ci艂 oczami.
- Co艣 mi si臋 nie podoba jego dobry nastr贸j. Wola艂em, kiedy siedzia艂 cicho i przypala艂 ludziom ty艂ki. - westchn膮艂, dla podkre艣lenia swej bezradno艣ci.
- A tu takie rozczarowanie. – odpar艂 spokojnie Cahan, g艂aszcz膮c swojego konia po szyi.
- 呕eby艣 wiedzia艂, czarnulku. - za艣mia艂 si臋 Leith.
- Ubli偶anie sobie to tylko m臋ska ekspresja tych uczu膰. – wtr膮ci艂a z przek膮sem Lilia. Daire spojrza艂 na ni膮 z dziwnym wyrazem twarzy, z kt贸rego nie da艂o si臋 wyczyta膰 emocji.
- C贸偶, po prawdzie znam tego oto czarownika dwadzie艣cia lat. Pami臋tam, jak zobaczy艂em po raz pierwszy przestraszonego siedmiolatka. - m贸wi艂 czarownik, patrz膮c przed siebie, jak gdyby w tym momencie naprawd臋 objawi艂a mu si臋 ta scena sprzed lat. Na jego ustach zata艅czy艂 lekki u艣miech.
Cahan nie odzywa艂 si臋. Wygl膮da艂 na nieco zawstydzonego s艂owami Leitha. Wbi艂 wzrok w traw臋, kt贸ra znika艂a pod kopytami jego konia. Zdawa艂em sobie spraw臋, 偶e wspominanie przesz艂o艣ci nie nale偶y do temat贸w, kt贸re lubi艂 porusza膰. M贸wi艂 o sobie niewiele, a ja nie pyta艂em.
- Nie mo偶e by膰 przypadkiem, kiedy cz艂owiek spotyka na swojej drodze takich ludzi. - rzek艂 wreszcie Leith.
- Wzi臋艂o ci臋 na wspominki. – mrukn膮艂 pod nosem Cahan, wyra藕nie niezadowolony z obecnego tematu.
- Taki starzec jak ja potrzebuje od czasu do czasu powspomina膰 w艂asn膮 m艂odo艣膰. Tyle si臋 wtedy dzia艂o… - zamy艣li艂 si臋 Daire z niezwykle nabo偶n膮 min膮. Zastanawia艂em si臋, co tak naprawd臋 dzieje si臋 teraz w jego g艂owie. Gdzie by艂, kogo widzia艂? Co chce zrobi膰…
- Mo偶e przyspieszymy, bo nigdy nie dojedziemy do jakiegokolwiek w miar臋 bezpiecznego miejsca przed zapadni臋ciem zmroku. – mrukn膮艂 pod nosem Cahan.
Leith rzuci艂 mu dziwne spojrzenie, jak gdyby pe艂ne obaw i czu艂o艣ci zarazem. Zastanawia艂o mnie jak dobrze zna艂 m艂odszego czarownika. Co o nim wiedzia艂? Kim w og贸le jest Leith Daire? Dotychczas wystarcza艂o mi to, co m贸wi艂. A m贸wi艂 prawie nic. Nie pyta艂em, lecz chyba najwy偶szy czas, 偶ebym zacz膮艂. Moja w艂asna ignorancja zaprowadzi mnie kiedy艣 prost膮 drog膮 na kraw臋d藕 piek艂a. Hmm… Sk膮d takie gorzkie przemy艣lenia?
Spojrza艂em na Cahana. Mimowolnie. Jego czarne oczy wpatrywa艂y si臋 prosto we mnie. U艣miechn膮艂 si臋 smutno.

***


Wkr贸tce humor Rainamara si臋 popsu艂. Znaj膮c go, mog艂em tego oczekiwa膰. Leith Daire wydawa艂 si臋 by膰 takim obrotem sprawy nieco zaskoczony. Zdziwi艂o mnie to, gdy偶 powinien wiedzie膰 ju偶, 偶e nastr贸j Rainamara niekiedy zmienia si臋 nawet w ci膮gu jednej godziny. P贸艂ork zarz膮dzi艂, 偶e potrzebuje odpoczynku. Nie spiera艂em si臋 z nim i poradzi艂em Daire, 偶eby r贸wnie偶 nie zabiera艂 w tej sprawie s艂owa.
Wyb贸r nie by艂 zbyt du偶y, tote偶 wyb贸r Leitha pad艂 na karczm臋 o dosy膰 intryguj膮cej nazwie „M膮dra Wd贸wka”. Nie wnika艂em oczywi艣cie, dlaczego wybra艂 ten, a nie inny przybytek. Weszli艣my do 艣rodka. Od razu porazi艂 mnie smr贸d dymu i gorza艂y domowej roboty. Lilia usiad艂a ci臋偶ko przy szerokim stole przy oknie, wzdychaj膮c przy tym. Nolan Raighne pozosta艂 na zewn膮trz, by zaj膮膰 si臋 ko艅mi. Mia艂 do nas do艂膮czy膰, gdy tylko sko艅czy. Leith u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i dosiad艂 si臋 do Lilijki. W 艣lad za nim poszed艂 Cahan, kt贸ry uparcie milcza艂. Rainamar spojrza艂 na mnie z wyrazem wybitnego niezadowolenia i tak偶e nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Po艂o偶y艂em r臋k臋 na jego ramieniu i nieco u艣cisn膮艂em, chc膮c sprawdzi膰 stan jego nastroju.
- Wszystko dobrze? – zapyta艂em cicho, pochyliwszy si臋 nad nim.
- Tak. – odpar艂, kr臋c膮c g艂ow膮. Wcale nie wygl膮da艂o mi to na przekonuj膮c膮 odpowied藕.
- Co艣 ci臋 dr臋czy, Rhain?
- Tak. – przyzna艂. – Porozmawiamy p贸藕niej. – obieca艂 i spojrza艂 mi w oczy. U艣miechn膮艂em si臋.
Zaraz podszed艂 do nas niewysoki m臋偶czyzna, w膮saty i brodaty, zapewne pracownik tego przybytku.
- Witam, witam w naszych skromnych progach! – zawo艂a艂 艣piewnie.
- Mi艂o nam. – odrzek艂 Daire, posy艂aj膮c mu sw贸j niezwyk艂y u艣miech. – Dobrodzieju, nurtuje mnie jedna rzecz. – doda艂. Cz艂owiek spojrza艂 na niego nieco zdziwiony. – Mianowicie… - ci膮gn膮艂 dalej Leith, jak gdyby wcale nie zwr贸ci艂 uwagi na zdziwion膮 min臋 cz艂owieka. – Dlaczego ta gospoda nosi nazw臋 „M膮dra Wd贸wka”?
Mog艂em si臋 domy艣li膰, 偶e chodzi mu o takie… co艣!
- Odpowied藕 jest bardzo prosta! – za艣mia艂 si臋 ten niewysoki m臋偶czyzna. – Droga moja 偶oneczka, kiedy jeszcze nie by艂a moj膮 艣lubn膮, wysz艂a za m膮偶 za cz艂eka okrutnego i nie potrafi膮cego jej doceni膰. Porywczy by艂 jak Ork jaki艣, czy ziomek z Aataru! Przy tym g艂upi by艂 niepoj臋cie! Wyzwa艂 na pojedynek jednego z rycerzy kr贸lewskich i przegra艂 sromotnie! Dwa tygodnie umiera艂 i medycy nic uczyni膰 nie mogli! Gdy wreszcie ducha wyzion膮艂, 偶oneczka moja wd贸wk膮 zosta艂a. Szybko sprzeda艂a jego maj膮tek i zbudowa艂a ten oto przybytek, kt贸ry do dzi艣 nam s艂u偶y i utrzymanie daje!
- Czyli mimo wszystko dobrze wysz艂a na swoim nieudanym ma艂偶e艅stwie. – skonkludowa艂 Daire.
- I tak i nie! – odpar艂 powa偶nie gospodarz. – Nie 偶ycz臋 nikomu takich wspomnie艅 tragicznych, jakie 偶oneczka moja wci膮偶 w sobie nosi! Maj膮tek tego okrutnika by艂 gorzkim pocieszeniem! – zawo艂a艂 cz艂owiek.
- Wi臋c prosz臋 przekaza膰 偶oneczce moje pozdrowienia i przynie艣膰 nam wina! Ma by膰 dobre! – odpowiedzia艂 jasnow艂osy czarownik.
Gospodarz wyszczerzy艂 si臋 z nieudawan膮 sympati膮 i skoczy艂 zaraz po zam贸wienie Leitha.
- Doprawdy, nie m贸g艂bym dzi艣 w nocy zasn膮膰, gdybym nie dowiedzia艂 si臋, jak膮 to mroczn膮 histori臋 skrywa ta karczma. – mrukn膮艂 pod nosem Cahan.
- Jak dla mnie ta opowie艣膰 by艂a ca艂kiem interesuj膮ca! – u艣miechn膮艂 si臋 Leith. – Uwielbiam poznawa膰 ludzi! A ludzie to ich historie, Cahan!
- Naprawd臋 fascynuj膮ce.
- Jeste艣 zm臋czony i marudzisz. – zby艂 go Leith. – Tak samo jak kapitan. – doda艂, spogl膮daj膮c ostro偶nie na Rainamara. P贸艂ork zawarcza艂 ostrzegawczo. Leith nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e widok za oknem jest szalenie interesuj膮cy. Lilia zachichota艂a, patrz膮c na mnie z rozbawieniem.
W tej chwili do 艣rodka wpad艂 Nolan Raighne i przysiad艂 si臋 do sto艂u.
- Czy co艣 mnie omin臋艂o?
- Ciekawa historia o m膮drej wd贸wce. – odpar艂em. Raighne spojrza艂 na mnie z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Wzruszy艂em tylko ramionami, bo szczerze powiedziawszy, nie chcia艂em opowiada膰 mu o owej m膮drej wd贸wce. Ten moment wybra艂 gospodarz, kt贸ry to przyni贸s艂 wino. Lilijka stwierdzi艂a w ko艅cu, 偶e jest g艂odna, wi臋c poleci艂a mu przynie艣膰 jeszcze co艣 do jedzenia. Do艂膮czy艂em si臋 do tej pro艣by, gdy偶 sam ch臋tnie bym co艣 zjad艂. Leith na razie zadowoli艂 si臋 winem, kt贸rego sobie nie szcz臋dzi艂.
Przez d艂ugi czas siedzieli艣my w milczeniu, ka偶dy oddaj膮c si臋 w艂asnym rozmy艣laniom. Rozejrza艂em si臋 po izbie i natychmiast dostrzeg艂em, 偶e jaki艣 facet u艣miechn膮艂 si臋 do mnie w dosy膰 dziwny spos贸b a nawet mrugn膮艂. By艂em niemal pewien, 偶e zrobi艂 to rozmy艣lnie. Zaskoczony takim obrotem sprawy spojrza艂em na moich towarzyszy. Nikt zadawa艂 si臋 nie dostrzega膰 tego dziwnego zdarzenia. Gdy zn贸w spojrza艂em na nieznajomego, ten wci膮偶 si臋 u艣miecha艂. Zastanawia艂o mnie o co mo偶e chodzi膰.

***


Nawet cieszy艂em si臋, 偶e zostali艣my z Leithem sami. Lilijka stwierdzi艂a, 偶e zachcia艂o jej si臋 spa膰. Rzeczywi艣cie wygl膮da艂a na znu偶on膮 podr贸偶膮. Rainamar postanowi艂 zrobi膰 sobie ma艂y spacer. Oczywi艣cie Nolan zg艂osi艂 si臋 by mu towarzyszy膰. Nie zaprotestowa艂em, bo wola艂em zosta膰 w 艣rodku i napi膰 si臋 dobrego wina. Leith akurat mia艂 ochot臋 na to samo. Kaza艂 Cahanowi uda膰 si臋 na spoczynek. Niestety, wydawa艂o mi si臋, 偶e wypi艂em zbyt wiele i zacz膮艂em gada膰 to, co mi 艣lina na j臋zyk przyniesie…
- Tu jest problem, Leith – powiedzia艂em, poci膮gaj膮c z butelki – I to cholerny problem. Kocham Rainamara, bardzo go kocham, ale Cahan. Nie jest mi oboj臋tny. Nie jest. – powt贸rzy艂em, jak gdyby dla podkre艣lenia moich wcze艣niejszych s艂贸w.
Leith wytrzeszczy艂 na mnie niebieskie oczy i milcza艂 chwil臋, jakby rozwa偶aj膮c sens mojej pijackiej gadaniny. By艂em bezradny wobec swoich w艂asnych uczu膰. Zale偶a艂o mi na Cahanie, ale Rainamara kocha艂em. Naprawd臋. Stw贸rco, zaczyna艂em si臋 ba膰, 偶e powtarzam to sobie, by m贸c uwierzy膰 we w艂asne s艂owa. Dlaczego to si臋 tak pokomplikowa艂o?
- Najpro艣ciej by艂oby mie膰 ich obu. - za艣mia艂 si臋 Daire i zapatrzy艂 si臋 w sw贸j kielich, jak gdyby tam le偶a艂y odpowiedzi na najtrudniejsze pytania 艣wiata.
- Hedonista. - rzuci艂em, u艣miechaj膮c si臋 z艂o艣liwie.
- Matula na 艣wi臋to r贸wnonocy przygotowywa艂a s艂odko艣ci. By艂o nas w domu troch臋, wi臋c ka偶demu zawsze przypada艂 jeden smako艂yk. Nigdy nie by艂em zdecydowany, co b臋dzie mi najlepiej smakowa膰. Matula zniecierpliwiona moimi w膮tpliwo艣ciami zabra艂a mi oba kawa艂ki i zosta艂em z niczym. - powiedzia艂 nagle czarownik i wychyli艂 z kielicha, porzucaj膮c 艣wiatowe sekrety.
- Ta historyjka ma ukryty mora艂, tak?
- Nie wiem. Po prostu mam do niej 偶al, 偶e nie da艂a mi ciasteczek. - wyt艂umaczy艂 Leith. Obaj spojrzeli艣my na siebie i chwil臋 potem 艣miali艣my si臋 jak dzieciaki. - Ale w sumie masz racj臋. Jak b臋dziesz siedzia艂 okrakiem na p艂ocie, to ci sztacheta wejdzie w dup臋. Ot co! – doda艂, nie sil膮c si臋 nawet na ubranie tego w pi臋kniejsze s艂owa.
- Obrazowe por贸wnanie, Leith.
- A jak偶e! - zawo艂a艂 – Polej mi jeszcze! Niech偶e si臋 upij臋 porz膮dnie! Cahan rzadko pije, bo traci panowanie nad sob膮. Jest wtedy s艂odki jak ulepek. Stw贸rco, jakie to dziwne, 偶e doros艂y m臋偶czyzna potrzebuje tyle uczucia. Dasz wiar臋, m贸j m艂ody przyjacielu, 偶e ja czu艂em si臋 za niego odpowiedzialny. Zaj膮艂em si臋 tym dzieciakiem, bo cholera, nie potrafi艂em patrze膰 na to, w jaki spos贸b go traktuj膮. Bali si臋 go, chocia偶 potrzebowa艂 pomocy!
- Bardzo niejasno m贸wisz o waszej przesz艂o艣ci. Cahan te偶 niewiele mi powiedzia艂.
- Bo i niewiele jest do opowiadania. Urodzi艂 si臋 z talentem i jego rodzice zatrwo偶eni chcieli dziecko odda膰, albo w najgorszym razie zostawi膰 gdzie艣 w lesie. Bali si臋 go. - opowiada艂 czarownik. - Ja chyba mia艂em szcz臋艣cie. Mam wiele rodze艅stwa, sam nie wiem, dok艂adnie ile, bo oddano mnie magom na wychowanie i rodzin臋 widywa艂em rzadko. Jednak kiedy wyje偶d偶a艂em z domu, a mia艂em wtedy dziesi臋膰 lat, by艂o nas dziewi臋cioro.
- Widujesz jeszcze swoj膮 rodzin臋?
- Bardzo rzadko i nie 偶a艂uj臋. Nikt nie chce mie膰 maga w rodzinie. Boj膮 si臋. Wola艂em by膰 w klasztorze, ni偶 widzie膰 strach w oczach moich rodzic贸w.
- Mimo wszystko, to jest twoja rodzina. – upiera艂em si臋 przy swoim.
- Czasem rodzin膮 jest zupe艂nie kto艣 inny ni偶 krewni. Z twoj膮 nie 艂膮cz膮 ci臋 wi臋zy krwi a mimo to jest dla ciebie wa偶na. – odrzek艂 Leith. Zgodzi艂em si臋 bez zastanowienia. Nie pami臋ta艂em wcale imperialnej kobiety Liama, o kt贸rej przez ca艂e 偶ycie my艣la艂em, 偶e jest moj膮 zmar艂膮 matk膮. Elena traktowa艂a mnie jak w艂asne dziecko, nigdy nie robi艂a r贸偶nicy mi臋dzy ch艂opakami, Amir膮 a mn膮. Deris by艂 bardziej pow艣ci膮gliwy w uczuciach, ale dawa艂 mi do zrozumienia, 偶e dba o mnie.
- M贸wi艂e艣, 偶e zna艂e艣 moj膮 matk臋. Jaka ona jest?
- Tego si臋 dowiesz w swoim czasie, Casius. Wtedy, przesz艂o dwadzie艣cia pi臋膰 lat wstecz, zna艂em wielu ludzi, nawet samego kr贸la Sadal! - stwierdzi艂 z entuzjazmem czarownik.
- Tego, kt贸rego powiesili? – dopytywa艂em si臋.
- W艂a艣nie jego. To nie by艂 uprzejmy facet. Wr臋cz przeciwnie, wydawa艂o mi si臋, 偶e jedynym jego wyrazem twarzy jest grymas z艂o艣ci. Co tu du偶o m贸wi膰, mia艂em wtedy dwadzie艣cia lat i ba艂em si臋 tego cz艂owieka jak ognia.
- A m贸j ojciec? – zapyta艂em z czystej ciekawo艣ci.
- By艂 wtedy szczeniakiem, niewiele starszym ode mnie. Prawdziw膮 w艂adz臋 sprawowa艂 jego ojciec. – powiedzia艂 i nagle zamilk艂. Chwil臋 mi zaj臋艂o przemy艣lenie tego, co powiedzia艂.
- M贸j dziadek, rozumiem? Liam m贸wi艂, 偶e otrzyma艂em po nim imi臋. Nie wyra偶a艂 si臋 o nim pochlebnie. – przypomnia艂em sobie.
- Jeste艣 podobny do ojca, ale charakterku nie odziedziczy艂e艣 po 偶adnym z rodzic贸w. Przypominasz swojego dziadka. By艂 dobrym cz艂owiekiem, zbyt dobrym jak na tamte czasy. Buntownicy byli wpatrzeni w niego jak w obrazek, z reszt膮 jak sam kr贸l. Casius Fhearghail ch艂opcze, by艂 cz艂owiekiem wielkiego ducha.
- Naprawd臋 nie wiedzia艂e艣, ze Liam nie 偶yje?
- To akurat jest prawda. Wiedzia艂em, 偶e mieszka gdzie艣 niedaleko Aeral. Nikt jednak nie chcia艂 mi udzieli膰 informacji gdzie dok艂adnie. Wiedzieli, 偶e w przesz艂o艣ci mia艂em kontakt z buntownikami i pewnie my艣leli, 偶e oto przybywam po zemst臋!
- Zemst臋? – przerwa艂em mu zupe艂nie zaskoczony.
- O tym p贸藕niej. – odpar艂 niewzruszenie Leith Daire. – Musia艂em szuka膰 go na w艂asn膮 r臋k臋. To nie by艂o 艂atwe zadanie, uwierz mi. Nawet po tylu latach. Kiedy ju偶 dowiedzia艂em si臋, gdzie tak naprawd臋 si臋 ukr… mieszka, okaza艂o si臋, 偶e nie 偶yje. – ci膮gn膮艂 dalej mag. Westchn膮艂 g艂o艣no i pokr臋ci艂 g艂ow膮. – Ale powiedziano mi, 偶e jest jeszcze jego syn, Casius. Nie zastanawia艂em si臋 d艂u偶ej.
- Wydaje mi si臋, 偶e wiesz du偶o, a m贸wisz bardzo ma艂o. – powiedzia艂em w ko艅cu. Leith u艣miechn膮艂 si臋 tylko nieznacznie.
- To nie s膮 s艂owa, kt贸re powiniene艣 us艂ysze膰 z moich ust. Wci膮偶 nie rozumiem, dlaczego Liam to zrobi艂. Nawet je艣li on spali艂 za sob膮 wszystkie mosty, nie powinien ci臋 ok艂amywa膰. Nie chc臋 ci臋 urazi膰 swoimi s艂owami, Casius, ale nie wiem, jak taki skurwiel wychowa艂 tak wspania艂ego faceta jak ty. Domy艣lam si臋, 偶e powinienem gratulowa膰 bardziej Elenie i Derisowi. Ju偶 sam fakt, 偶e potrafili w jaki艣 spos贸b utrzyma膰 temperament Rainamara w ryzach 艣wiadczy o nich bardzo dobrze. – rzek艂 czarownik i za艣mia艂 si臋 cicho.
- Tu masz racj臋. – przyzna艂em mu. – Swoj膮 drog膮, przesz艂o艣膰 mojego ojca wydaje si臋 bardziej skomplikowana ni偶 my艣la艂em. – doda艂em, powracaj膮c do tematu mojej rodziny.
- Wszystkiego si臋 dowiesz w swoim czasie. Nie czuj臋 si臋 odpowiedni膮 osob膮, 偶eby o tym m贸wi膰. – powt贸rzy艂 po raz kolejny Leith. - Mo偶e to lepiej, 偶e nie spotka艂em Liama powt贸rnie na swojej drodze. Teraz dopiero zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e nie chcia艂bym.
- Nie rozumiem tylko, jak to mo偶liwe, 偶eby tak po prostu wyjecha艂 bez s艂贸w. Nikt go nie szuka艂?
- Ha, zapewne wszyscy go poszukiwali. Liam jednak zawsze postawi艂 na swoim. Nie czu艂 si臋 zwi膮zany z Sadal. Nigdy. We藕 te偶 pod uwag臋 jeden fakt, m贸j m艂ody przyjacielu. Liam by艂 ju偶 wtedy obywatelem Imperium, a kraj ten by艂 agresorem Sadal. 呕adna informacja nie mog艂a si臋 przedosta膰 do buntownik贸w. To by艂 ich system. Oferowali nowe 偶ycie Sadalczykom. Wierz mi, perspektywa pokoju, nawet je艣li jest okupiony zdrad膮, wydaje si臋 lepsza ni偶 wieczna wojna. Nie nale偶y mierzy膰 ludzi jedn膮 miark膮. Ju偶 od dawna zacz膮艂em dostrzega膰 wiele stron tej samej sytuacji. Gdy teraz o tym my艣l臋, zapewne stwierdz臋, 偶e wybra艂bym sw贸j kraj i rodak贸w, ale gdybym sam stan膮艂 przed takim wyborem podczas wojny… ech… Cz艂owiek tak naprawd臋 siebie nie zna. Nie zastanawia艂em si臋 jednak nad tym g艂臋biej. Urodzi艂em si臋 na zachodzie Imperium.
- Nad morzem?
- Tak. – Leith u艣miechn膮艂 si臋, jak gdyby na wspomnienie dawnych lat. Ciekawe, jak wygl膮da艂 jako dziecko, albo gdy by艂 w moim wieku. Mia艂 delikatne rysy, ale przy tym bardzo m臋skie. Mia艂 du偶e oczy, jak na m臋偶czyzn臋, w jasnoniebieskim kolorze. Momentami wydawa艂o si臋, 偶e s膮 szare. Nos mia艂 nie du偶y i lekko zadarty. Przy tym odznacza艂 si臋 niesamowitym u艣miechem, kt贸ry rozja艣nia艂 mu ca艂膮 twarz i sprawia艂, 偶e wygl膮da艂 na m艂odszego ni偶 by艂 w rzeczywisto艣ci. Ca艂o艣膰 dope艂nia艂y jasne w艂osy, kt贸re spina艂 z ty艂u czym艣, co wygl膮da艂o mi na klamr臋 krasnoludzkiego wyrobu.
- Stare czasy – doda艂 z nutk膮 melancholii w g艂osie. – Czas si臋 po艂o偶y膰! – og艂osi艂 i wsta艂.
- Dobrej nocy, Leith.
- Nawzajem, Casius. – u艣miechn膮艂 si臋 raz jeszcze i uda艂 si臋 do wynaj臋tego pokoju.