Tylko się nie bój 20
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 17 2013 17:59:46


Stroboskopowe lampy błyskały w rytmie mocnych dźwięków muzyki sprawiając, że olbrzymie wnętrze nocnego klubu "Urahara shop" na przemian ginęło i rozświetlało się czerwienią. Światło odbijało się w lustrach i w metalu rur znajdujących się na scenie, zajmującej większą część sali. Pod ścianami rozstawione były stoliki z miękkimi skórzanymi fotelami, pomiędzy którymi sprawnie przeźlizgiwały się kelnerki, roznosząc napoje, czasem przysiadając na czyimś kolanie – najczęściej tym, który podsunąl hojny napiwek. Przy stolikach siedzieli panowie w marynarkach i krawatach, popijali drinki, rozmawiali, co jakiś czas zerkając na scenę.
Właśnie na scenę wyszła kobieta – o delikatnie azjatyckiej urodzie, w czerwonych wysokich szpilkach, czerwonych pończochach na szczupłych, ale umięśnionych nogach, w czerwonej koronkowej bieliznie i czerwonym, skórzanym gorsecie opinającym ciasno wąską talię. Ponętnie bujając biodrami w rytm muzyki podeszła do jednej z rur, chwyciła chłodny metal dłonią z czerwonymi paznokciami, uśmiechnęła się delikatnie czerwonymi ustami i spojrzała po publiczności czarnymi oczami spod wpółprzymkniętych powiek – również czerwonych. Czerwone, długie do pasa włosy rozlały się wachlarzem, gdy kobieta jednym sprawnych ruchem objęła udami rurę i zakręciła się dookoła niej i zaraz odchyliła do tyłu, długie włosy musnęły deski sceny, by zaraz poderwać się gwałtownie do góry. W tym jak się poruszała, w tym jak się uśmiechała i jak patrzyła, przypominała coś niebezpiecznego – nóż, albo raczej miecz. Miecz cały skąpany w karmazynowej krwi.
Shuuhei stał przy drewnianym kontuarze i patrzył zafascynowany. Jeszcze nigdy w życiu, żadna kobieta nie przykuła w ten sposób jego uwagi. Zerknął w bok. Nie tylko on chyba dał się oczarować. Kensei również patrzył zafascynowany. Grimmjow i Shinji nie byli może tak trudnymi do zadowolenia widzami, ale nadal ich szerokie - nadzwyczaj do siebie podobne – uśmiechy bardzo dużo mówiły o ich ocenie pokazu. Tylko Ichigo stał odwrócony plecami do pokazu.
- Nie podoba się? - zapytał się Shuuhei chłopaka, nie odwracając wzroku od sceny.
Ten tylko pokręcił głową i machnął dłonią.
- Nie w tym rzecz – mruknął. - Po prostu mam za duży szacunek do kobiet...
- A tobie wydaje się to uwłaczające? - wtrącił się Shinji. - Ona nie wygląda, jakby cokolwiek jej uwłaczało.
Czerwona kobieta właśnie zeźlizgnęła się po rurze na sam dół, rozplotła nogi i już na czworakach, jak kocica, zaczęła przechadzać się po scenie.
- Czy robi prywatne pokazy? - to Grimmjow właśnie odwrócił się i pytał młodego czerwonowłosego chłopaka, stojącego za barem, Shuuheiowi kojarzył sie trochę z Renjim z czasów liceum.
- Chyba nie do końca po to tu jesteśmy – upomniał niebieskowłosego Kensei.
- A chuj. To Hisagi czegoś tu chciał, ja przyszedłem tylko żeby popatrzeć – warknął i zaraz odwrócił się z powrotem do barmana. - To jak, robi?
Ten uśmiechnął się półgębkiem i pochylił się nad barem, mierząc Grimmjowa od góry do dołu.
- A robi – powiedział w końcu. - Ale Księżniczka jest wybredna i nie każdy jej się podoba.
Grimmjow tylko prychnął i uniósł wyżej szczękę, popatrzył na chłopaka z góry z pewnym uśmieszkiem. Ten jeszcze popatrzył na rozmówcę, zacmokał jakby nie do końca był przekonany.
- Musisz do niej podejść – powiedział w końcu. - I powiedzieć "zwiąż, Benihime". Jak ci się poszczęści, to powie ci numer pokoju. A jak nie... - rozłożył bezradnie ramiona. - Nie miej do mnie pretensji.
Grimmjow jednak był pewny siebie
- Zajebiście. Dzięki – rzucił i zaraz znalazł się przy scenie.
Reszta towarzystwa patrzyła tylko, jak tancerka uśmiecha się delikatnie i porusza ustami, a Grimmjow posyła jej szeroki uśmiecha i idzie w bok sali do miejsca, gdzie są pokoje do prywatnych pokazów, chwilę później kobieta również opuściła scenę.

* * *

To mu się naprawdę podobało. Podobała mu się ta nieco wolniejsza niż na sali muzyka, bardziej zmysłowa. Podobały mu się ruchy Benihime – kołysanie kształtnych bioder, wygięcię pleców, palce błądzące po jej ciele – ale ile można patrzeć. Dlatego tak bardzo podobał mu się, gdy w końcu ten czerwony język zaczął wźlizgiwać mu się pod koszulkę i zaczęły ją okrutnie powoli podnosić.
- Czy to przypadkiem nie ty powinnać się rozbierać? - mruknął, ale nie brzmiał, jakby był niezadowolony z takiego obrotu spraw.
Był daleki od tego, zwłaszcza gdy dłonie zawędrowały na jego uda – paznokcie drapały go przez materiał spodni – przesuwając się coraz bliżej najciekawszego tematu. Uśmiechał się szeroko, nie odrywając głodnego spojrzenia od kobiety. Jej ślina zostawiała cienki ślad na jego brzuchu, torsie – język zawędrował w bok i liznął jego sutek – podobało mu się to, bardzo mu się to podobało.
W jednej chwili został pozbawiony koszulki, która wylądowała gdzieś w kącie, rzucona jej nonszalanckim gestem. Oparła dłonie na oparciu fotela, w którym siedział, pochyliła się nad nim. Miał teraz prosto przed sobą naprawdę świetny widok, prosto na jej piersi ukryte jedynie pod koronkowym stanikiem. Roześmiał się, gdy zobaczył, że nawet sutki miała pomalowane na czerwono. Ewidentnie wczuwała się w swoją sceniczną ksywkę. Nie miał nic przeciwko, pasowała do niej ta czerwień, dodawała jej takiego niebezpiecznego szlifu, a Grimmjow uwielbiał igrać z ogniem. Położyl dłoń na jej udzie, przesunął w górę.
Odsunęła się od niego – obcasy zaklikaly na podłodze w rytm muzyki - ale zaraz podążył za nią, gdy gestem długiego palca zaprosiła go do siebie. Zbyt skupiony na obiecującym spojrzeniu czarnych oczu, nie zauważył. Zdziwił się nieco, gdy na jego szyję została zarzucona czerwona lina.
- Z tym związywaniem to na serio było? - zapytał się wciąż pewny siebie i uśmiechnięty.
- Sam chciałeś – szepnęła, zawiązując pierwszy supeł na długiej linie. - Jak się boisz, to możesz wyjść.
Prychnął tylko. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, jakby od początku znała jego odpowiedź. Przesunęła dłońmi po jego torsie – długie paznokcie zostawiły czerwone ślady na skórze – ewidentnie zadowolona z tego co widzi przed sobą. Grimmjow absolutnie się jej nie dziwił, gdyby spotkał swojego sobowtóra, to pewnie zostałby gejem.
Patrzył jak na jego torsie powstaje misterny wzór z liny. Nie wiedział, jak Benihime to robiła, bo wiązała kolejne supły i wciąż poruszyła się w rytm muzyki, wijąc się tak blisko jego ciała, że nie raz i nie dwa otarła się piersiami o jego tors, ramię, plecy. Dłonie przesuwały się po jego ciele, drapały, drażniły. W pewnym momencie chciał juz ją złapać, gdy jej dłoń bardzo starannie poprawadziła linę w dół jego brzucha i niżej. Uciekła przed jego dłonią w ostatniej chwili, by znaleźć się za jego plecami. Sięgnęła pomiędzy jego nogami i pociągnęła – zawiązany wcześniej supeł wbił mu się w krocze. W ostatniej chwili powstrzymał stękniecie. Sięgnął za siebie, żeby ją złapać, ale wtedy po prostu obwiązała mu nadgarstki, a lina poszła dalej do jego szyi. Czuł jej piersi przyklejone do swoich pleców, jej biodra przy swoim tyłku, jej oddech pomiędzy łopatkami, gdy dłonie śledziły ścieżkę liny.
W następnej chwili został pchnięty z powrotem na fotel. Muzyka się zmieniła i zaczęła się druga część pokazu, podczas której bez skutku próbował się uwolnić z więzów – za każdym szarpnięciem albo się podduszał, albo ocierał supeł o zbyt ciasne spodnie – żeby dorwał to tańczące, wijące, macające się ciałko przed nim. Warknął nisko, gdy kobieta siadła mu na kolanach, uśmiechając się bardzo z siebie zadowolona. Dotykała go, macała, lizała, ale na tyle, żeby się z nim podrażnić, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że gdyby tylko mu pozwoliła, to by ją wziął i zerżnął.
Rozwiązała tylko jeden supeł i zaraz odsunęła się od niego. Szybciej niż by sobie tego życzył znalazła się przy drzwiach, a on nie zdążył się jeszcze wyplątać z tej kurewskiej liny.
- Miło było cię poznać, Sexta – powiedziała spokojnie
Zamarł w pół ruchu, przyglądając się kobiecie już zupełnie innym wzrokiem – podejrzliwym. Zanim zdążył zapytać o cokolwiek, kobieta zaśmiała się.
- Pozdrów swoją siostrzyczkę – rzuciła jeszcze i wyszła.
Zrzucił z siebie resztę liny i zaraz pobiegł za nią
- Ej – zawołał, ale na korytarzu nikogo nie było. - Kurwa – warknął pod nosem.
Komu ta kochana suka o nim rozpowiada. Już ją wypyta, kiedy w końcu się z nią spotka. Wrócił po swoją koszulkę i chyba powinien poszukać sobie jakiegoś chętnego łona do przygarnięcia na dzisiejszą noc, bo może i był wkurwiony, ale ruchać nadal mu się chciało.

* * *

Hisagi w końcu uwolniony od czaru czerwonej kobiety odwrócił się do barmana.
- Szukam dwóch gości – przeszedł od razu do rzeczy. - Ikkaku i Yumichika, ponoć jeszcze niedawno tutaj pracowali.
Chłopak spojrzał na niego uważnie i tak samo, jak wcześniej Grimmjowa, zmierzył go od góry do dołu. Również zacmokał, pokręcił głową.
- Ewentualnie – mruknął do siebie nieprzekonany. - Musisz wyjść z klubu i obejść go. Tylne wejście – zerknął na zegarek. - Powinni właśnie zaczynać swoją zmianę. - Nie dodał już nic więcej i odszedł obsłużyć jakiegoś klienta.
- Idę z tobą – powiedział Kensei. - Poczekajcie tu na tego osła – rzucił do Shinjiego i Ichigo. Tylko blondyn zareagował unosząc dłoń z kółeczkiem zrobionym z kciuka i palca wskazującego, ale nie oderwał wzroku od następnego pokazu rozgrywającego się na scenie.
Wyszli z klubu. Na zewnątrz było już ciemno, ale na ulicy, przy której znajdował się klub, wciąż było sporo osób. Z tego, co zdążyli się zorientować to Garganda – państwo-miasto na granicy Karakury i Hueco Mundo – nigdy nie zasypiało. Ciągle się coś działo i nawet w środku nocy nie było problemu, żeby znaleźć otwarty lokal. "Urahara shop" był jednym z wielu tego typu klubów w tej dzielnicy i przy tej ulicy. Chociaż z zewnątrz nie prezentował się jakoś okazale, to okazał się naprawdę znany, gdy wcześniej tego samego dnia o niego pytali. Shuuhei był ciekawy, jak to się stało, że bardzo znany chemik wpadł na pomysł otworzenia klubu ze striptizem. Niezbadane są ścieżki losu, doprawdy.
Przeszli alejką pomiędzy "Urahara shop" a sąsiednim budynkiem i znalaźli się na tyłach klubu. Tutaj było o wiele ciemnej – jedyne światło pochodziło z samotnej lampy nad szarymi, obdrapanymi drzwiami. z napisem "porzućcie nadzieję ci, którzy tu wchodzicie".
- Ale ktoś ma poczucie humoru – mruknął Kensei i pchnął drzwi.
Gdzieś z wnętrza dochodziła jakaś ciężka muzyka i przebijające się przez nią męskie głosy. Korytarz, do którego weszli był zupełnie ciemny i Shuuhei wyczuł jak Kensei natychmiast się spiął. Tylko spod drzwi na jego końcu dochodziło niemrawe światło. Stamtąd też dochodziły wszystkie dźwięki.
Kensei chciał otworzyć drzwi, ale te okazały się zamknięte. Pchnął je mocniej, ale nie ruszyły. Shuuhei przeszedł obok niego i po prostu w nie zapukał, za co otrzymał prychnięcie ze strony mężczyzny. Jednak po dwóch sekundach w drzwiach otworzył się lufcik i oboje zmrużyli oczy od naglego światła, które w nich uderzyło. Zobaczyli tylko czyjąś twarz i lufcik zamknął się.
- Co do kurwy... - zaczął Kensei, ale zaraz zamilkł, bo drzwi się otworzyły.
Oboje nieco niepewnie weszli do jasnej sali. Zanim jednak zdążyli się jej przyjrzeć stanął przed nimi wysoki – o głowę wyższy od Shuuheia – barczysty mężczyzna o ciemnej karnacji, w okularach i z naprawdę okazałymi wąsami. Uosobienie prawdziwego mężczyzny. Oboje zrobili pół kroku do tyłu, gdy mężczyzna wyciągnął w ich stronę dłonie z jakimiś papierami na tekturowej podstawce i długopisy.
- Co... - zaczął znowu Kensei.
- Przepraszam bardzo – przerwał mu mężczyzna uprzejmie. - Muszą panowie to podpisać, jeżeli chcą wejść dalej.
- Rozumiem, że jak nie podpiszemy...
- To zostaną panowie poproszeni o wyjście. Proszę się nie obawiać to nic takiego strasznego – powiedział spokojnie ochroniarz.
Shuuhei już czytał podsunięty papier. "Ja niżej podpisany potwierdzam, że zostałem uświadomiony, że wchodząc do 'Secret training grounds', mogę doznać czasowego albo stałego uszczerbku na zdrowiu, jeżeli zdecyduję się do wzięcia udziału w 'Tenshintai'. W związku z powyższym nie będę żądał w przyszłości żadnego zadośćuczynienia za doznane szkody bezpośrednio i pośrednio związane z moich udziałem..." Spojrzał na Kenseia, kóry również czytał już dokument, a potem na wielkiego mężczyznę przed nim z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Oczywiście nie trzeba brać udziału w "Tenshintai" – powiedział stoicko spokojny ochroniarz. - Aczkolwiek osobiście polecam, bardzo relaksujące zajęcie – jakby na potwierdzenie tych słów z sali dobiegł czyjś pełen bólu krzyk i zaraz po nim fala męskich wrzasków i chyba kobiecy pisk.
Shuuhei wzruszył ramionami i podpisał się na końcu. Kensei popatrzył jeszcze na mężczyznę przed nim, skalkulował szybko inne możliwe warianty dostania się do środka, ale chyba jednak zrezygnował, bo też postawił parafkę.
- Witam zatem panów w "Secret training grounds" i życzę miłej zabawy – powiedział wąsacz odsuwając się na bok i gestem ramienia zapraszając ich w głąb sali.
Jak na miejscówkę mieszczącą się w tym samym budynku, co "Urahara shop" i chyba w jakiś sposób współpracująca z klubem, to mocno różniła się wystrojem. Powierzchnią pewnie dorównywała klubowi, ale była wyższa. Ktoś wyburzył sufit piętra i zostawił jedynie wąskie lobby dookoła, bardziej przypominająca balkon dla widowni, gdzie stały stoliki, siedzieli jacyś ludzie. Było też o wiele jaśniej niż w lokalu na przedzie. Wszystko było wykończone jasnym drewnem – trochę jak w jakimś westernowym saloonie, tylko bez grobowej atmosfery. Bar, widoczny pod jedną ze ścian, też był o wiele mniej okazały i sądząc po wystawie butelek, wybór alkoholi ograniczał się do piwa i wódki. Pod przeciwną ścianą od baru znajdowało się źrodło krzyków i hałasów – stojąca w kółeczku gromada mężczyzn. Część z nich była w samych spodniach, z jakimiś bandażami dookoła torsów, czy dłoni.
Kensei skinął głową w stronę schodów, prowadzących na balkon, znajdujący się dokładnie nad gromadą.
- Wiesz, jak w ogóle wyglądają ci goście? - zapytał się, gdy wchodzili na górę.
- Ta, jak piękny i łysa bestia – odpowiedział, rozglądając się dookoła. Zaraz klepnął mężczyznę i wskazał dłonią w stronę zbiegowiska niżej. - I chyba coś w tym jest.
Byli w połowie schodów i wreszcie mogli zobaczyć, co właściwie wywołuje takie poruszenie wśród mężczyzn. W środku zbiegowiska było wyznaczone grubą liną koło - trochę jak ring do sumo – wysypane piaskiem, w środku którego stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był niewątpliwie łysy, jego głowa przy tym świetle niemalże błyszczała. Miał na sobie tylko luźne dresowe spodnie i rękawiczki. Uśmiechał się szeroko pomimo krwi lecącej mu z nosa. Drugi z mężczyzn; tutaj Shuuhei aż zamrugał; był po prostu piękny – rzadko kiedy spotyka się mężczyznę, którego można określić mianem piękny, ale ten faktycznie był – i w przeciwiństwie do pierwszego mężczyzny miał włosy - czarne, przycięte na wysokości uszu - był niewątpliwie szczuplejszy i był w pełni ubrany. Teraz właśnie otrzepywał nieistniejący pyłek z podwiniętego rękawa lazurowej koszuli.
- Czy to są piórka? - zapytał się Kensei, przyglądając się uważnie temu pięknemu.
- Chyba tak – odpowiedział po chwili wahania. Faktycznie mężczyzna miał wplecione w ciemne włosy jakieś kolorowe pióra.
- Yhymm i to ich szukamy? - podpytał się dla pewności, krzyżując ramiona na piersi.
Shuuhei kiwnął tylko głową, zastanawiając się, jak dostać się do mężczyzn.
- Kto następny?! - krzyknął ten łysy, patrząc dookoła siebie z wyzwaniem. - Hę panienki?!
- Ja! - zgłosił się ktoś z tłumu śpiewnym głosem i po chwili przepychania na ring wyszedł mężczyzna, jednak stał plecami do Shuuheia i Kenseia, więc widzieli tylko długie do pasa loki o lekko fioletowym odcieniu i białe materiałowe spodnie-dzwony.
Przez pierwszą sekundę zapanowała cisza, a potem ten piękny zaczął się niemiłosiernie śmiać i chyba nie mógł przestać, bo co patrzył na ochotnika, to wybuchał śmiechem ponownie. W pewnym momencie aż zwinął się na piasku, trzymając się za brzuch.
Ha! Widzę, że moje piękno cię onieśmieliło! – powiedział w końcu ochotnik, odrzucając umięśnionych ramieniem na bok swoje długie loki , dzięki czemu mignęła różowa obcisła bluzka.
Czarnowłosy spoważniał nagle. Spojrzał na drugiego mężczyznę chłodno.
- Nikt nie będzie obrażał przy mnie piękna – powiedział lodowato, prostując się dumnie. - Ikkaku – zwrócił się do łysego. - Zrób mi miejsce.
Zgromadzony dookoła tłumek zawył radośnie, gdy Yumichika – z tego by wychodziło – zgarnął pasemko włosów na ucho i zaraz potem błyskawicznie uderzył. Co ciekawe jego przeciwnik zdążył uniknąć i równie szybko zaczął oddawać ciosy; odwrócił się przy tej okazji, więc mogli wreszcie zobaczyć jego twarz - do tych najpiękniejszych bynajmniej nie należała. Jak na mężczyznę tych rozmiarów był nadzwyczaj szybki i po chwili, dzięki większemu zasięgowi ramion, zaczął zyskiwać przewagę.
- A to ciekawe – szepnął Kensei, obserwując uważnie walczących.
Shuuhei również zauważył. Sposób w jaki poruszał się czarnowłosy. Wykonywał minimalną ilość ruchów i wyglądał przy tym, jakby zupełnie nie wkładał w nie żadnej siły, a mimo to odbijał kolejne ciosy, skutecznie wyrzucając przeciwnika z rytmu i ewidentnie dobrze się bawiąc. Przynajmniej do pewnego momentu Wyraźnie nie docenił drugiego mężczyzny, bo po kolejnej wymianie ciosów wylądował na piasku. Tłum zawył z zachwytu, tylko jakaś kobieta, stojąca na balkonie nad miejscem walk, pisnęła przerażona. Jednak Yumichika szybko się pozbierał, wytarł kciukiem strużkę krwi, która dramatycznie popłynęła mu z kącika ust. Popatrzył na swojego przeciwnika mrużąc oczy gniewnie. Powiedział coś, czego Shuuhei nie dosłyszał, ale sądząc po jego spojrzeniu, nie było to nic miłego. Później wszystko rozegrało się bardzo szybko. Można było dojrzeć, jak fioletowłosy zostaje podcięty i upada na kolana. A następnie sprowadzony dalej do parteru, a jego twarz wciśnięta w piasek. Został puszczony dopiero po dłuższej chwili, gdy w końcu podniósł dłonie w geście poddania. Yumichika odsunął się od niego niemalże tanecznym krokiem i szybko wytarł dłonie w poddany przez łysego kolegę ręcznik.
- Kto następny? - zawołał Ikkaku. - No dalej panienki, dajcie mi się chociaż rozgrzać! No kto?!
- My!
Shuuhei spojrzał na Kenseia szeroko otwartymi oczami, sprawdzając czy mężczyzna nie robi sobie żartów, ale nie, był poważny.
- Co ty... - zaczął szeptem Shuuhei, nie za bardzo uśmiechała mu się konfrontacja z tą dwójką.
- Poradzisz sobie – mruknąl do niego mężczyzna, schodząc w dół.
Shuuhei nie był tego do końca pewien. Owszem przez ostatni miesiąc nabył kilka przydatnych umiejętności takicj jak: "jak nie umrzeć od siniaków, zakwasów i skurczy", oraz "jak funkcjonować przy trzygodzinnym śnie" to drugie wygenerowało również "jak zasnąć wszędzie i w każdych okolicznościach". Rzucił palenie i przy okazji nauczył się tych mniej przydatnych rzeczy, jak strzelanie z broni palnej, czy walka wręcz. O ile te wcześniejsze opanował niemalże to perfekcji, to tej ostatniej znał jedynie podstawy. A ci goście wyglądali jakby dorastali na tym ringu, bawiąc się w nim w piaskownicę. Z drugiej strony byli tak z cztery razy mniejsi niż Hachigen. Musiał wierzyć w swoje umiejętności, bo chyba poza wiarą niewiele mu zostało.
Przyjął podane mu przez Kenseia rękawiczki i właśnie je zakładał, gdy wyszli na ring.
- Ale macie jakieś wsparcie, co? - zapytał ten łysy.
Żaden z nich nie odpowiedział na to pytanie.
- Macie pozdrowienia od Akona – powiedział za to Shuuhei.
- O mam nadzieję, że wszystko u niego dobrze – zainteresował się Yumichika.
- Ten gościu jest jak węgorz – wtrącił się Ikkaku. - Zawsze się wyślizgnie.
- Powiedział, że możecie mieć ciekawe informacje – rzucił Shuuhei niezobowiązująco.
- W zasadzie to nie udzielemy informacji – powiedział Yumichika.
- A w kwasie udzielacie? - zapytał się Kensei, uśmiechając się półgębkiem.
- Walczysz tak samo kiepsko, jak żartujesz?
- Ja biorę łysego – szepnął Kensei Shuuheiowi i nie czekając dłużej, zaatakował.