(Nie) tylko przyjaciele 10
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 13 2012 10:47:11
cz臋艣膰 10.

Radek s艂owem nie wspomnia艂 Miko艂ajowi o rozmowie z Karolem. Uzna艂, 偶e tak b臋dzie lepiej dla nich obu. Podj膮艂 decyzj臋, 偶e nigdy i nikomu nie odda Miko艂aja, a ju偶 w szczeg贸lno艣ci nie Karolowi. Martwi艂 si臋 jednak o to, co by艂y kochanek jego partnera wymy艣li, 偶eby go odzyska膰. Nie ba艂 si臋, wiedzia艂, 偶e Karol nie mia艂 z nim szans, o ile nie zdecyduje si臋 rozjecha膰 go samochodem. Ale nawet wtedy Radek by mu nie odpu艣ci艂, straszy艂by go po nocach jako duch. Chocia偶 nie zna艂 szczeg贸艂贸w rozstania Miko艂aja z Karolem, czu艂, 偶e nie mo偶e dopu艣ci膰 by ta zielonooka p艂aczka zn贸w skrzywdzi艂a jego przyjaciela.
Nie by艂 to jednak jedyny pow贸d i Radek by艂 w pe艂ni 艣wiadomy tego, jak bardzo p艂ytka i egoistyczna jest ta druga przyczyna, niestety tym razem odzywa艂a si臋 jego ciemna strona. Radek po prostu nie chcia艂 dopu艣ci膰 do tego, by odebrano mu cokolwiek, co nale偶y do niego. Blondyn znany by艂 z tego, 偶e z uporem maniaka broni swoich zabawek. Zdawa艂 sobie oczywi艣cie spraw臋 z tego, 偶e w tej konkretnej chwili traktuje Miko艂aja jak przedmiot, zabawk臋, o kt贸r膮 k艂贸ci si臋 z m艂odszym koleg膮 w piaskownicy, ale nie potrafi艂 inaczej. Taki po prostu ju偶 by艂. Tym razem jednak, martwi艂 si臋 o swoj膮 zabawk臋 tak bardzo, 偶e chcia艂 j膮 uchroni膰 od ewentualnego uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym, dlatego te偶 chwilowo przemilcza艂 kwesti臋 Karola i jego gr贸藕b. Postanowi艂 by膰 mi艂y, przyjemny i uroczy, by Miko艂aj przypadkiem nie nabra艂 jakich艣 podejrze艅. Pomy艣la艂, 偶e najlepszym sposobem na to, b臋dzie powr贸t do dawnych przyzwyczaje艅. Powr贸ci艂y wi臋c szalone, dzikie noce, wieczory z piwem w d艂oni i lu藕ne rozmowy do p贸藕na.
Miko艂aj odetchn膮艂 z ulg膮, kiedy Radek w ko艅cu doszed艂 do siebie. Wr贸ci艂 mu dobry humor, a wraz z nim d藕wi臋czny 艣miech Radka roznosz膮cy si臋 po mieszkaniu i zawadiacki u艣miech, kt贸rych to Miko艂ajowi tak brakowa艂o. Czu艂, 偶e w ko艅cu wszystko zacznie si臋 uk艂ada膰. I tak, kilka pierwszych dni sp臋dzili w spokoju i dobrych nastrojach. Radek dziwi艂 si臋 troch臋, 偶e Karol przez ten czas nie wywin膮艂 im jakiego艣 numeru. Wida膰 przyczai艂 si臋, 偶eby obmy艣li膰 jaki艣 plan. Tym lepiej, pomy艣la艂 Radek, przynajmniej b臋dzie mia艂 wi臋cej czasu na obmy艣lenie kontrataku.
Miko艂aj odebra艂 auto z naprawy dopiero pod koniec tygodnia. Wraz z Radkiem zaplanowali sobie wypad za miasto, by odwdzi臋czy膰 si臋 ojcu Radka za wszystkie jego niezapowiedziane wizyty. Wyjechali wczesnym rankiem w sobot臋, z zamiarem powrotu wczesnym niedzielnym popo艂udniem. Miko艂aj cieszy艂 si臋, 偶e b臋dzie m贸g艂 oderwa膰 si臋 od miasta, pracy i marudnego szefa. Cieszy艂 si臋 nawet, 偶e b臋dzie m贸g艂 sp臋dzi膰 troch臋 czasu z Wro艅skim. Mo偶e nawet nauczy si臋 co nieco o naprawie aut?

Wro艅scy byli zaskoczeni ich widokiem. Ojciec Radka by艂 nawet troch臋 z艂y, 偶e z tak膮 艂atwo艣ci膮 podchwycili jego pomys艂 z niezapowiedzian膮 wizyt膮, ale ucieszy艂 si臋 na ich widok. Mateusz, z sobie tylko znanego powodu, skaka艂 z rado艣ci, nawet dot膮d sceptyczna matka Radka i z pozoru oboj臋tny Pawe艂, powitali ich ciep艂o. Miko艂aj w pewnym momencie poczu艂 si臋 jak w domu. By艂o to naprawd臋 mi艂e uczucie. Wszyscy witali go jak cz艂onka rodziny, cho膰 by艂 przecie偶 zupe艂nie obcym cz艂owiekiem. Agnieszka u艣ciska艂a go jak dawno nie widzianego krewnego, a Wro艅ski u艣cisn膮艂 mu d艂o艅 z u艣miechem. To by艂o zbyt pi臋kne, by mog艂o trwa膰 wiecznie. Nagle Miko艂aj zda艂 sobie spraw臋 z tego, co czu艂 Faust wypowiadaj膮c swoje s艂ynne: "chwilo trwaj, jeste艣 pi臋kna". Tyle, 偶e Faust umar艂 zaraz potem, Miko艂aj raczej nie chcia艂 tak sko艅czy膰.
Wro艅ski niemal od razu zagarn膮艂 ca艂a uwag臋 Miko艂aja dla siebie, warcz膮c i k艂api膮c z臋bami na ka偶dego, kto o艣mieli艂 si臋 wci膮膰 do ich rozmowy. Radek skwitowa艂 to 艣miechem. Miko艂aj roz艂o偶y艂 ojca na 艂opatki swoim urokiem osobistym. To by艂o do niego podobne. Radek co艣 o tym wiedzia艂, gdy偶 sam wpad艂 w t臋 pu艂apk臋.
- Tylko mi go nie porywaj bez uprzedzenia, tato - upomnia艂. Wro艅ski zerkn膮艂 na syna bez s艂owa.
O tak, pu艂apka si臋 zamkn臋艂a.
W ten w艂a艣nie spos贸b Miko艂aj sp臋dzi艂 ca艂膮 sobot臋 w towarzystwie ojca i Paw艂a, pomagaj膮c im w warsztacie. Wieczorem wr贸cili wszyscy trzej u艣miechni臋ci i brudni, w jak najlepszej komitywie. Radek z przyjemno艣ci膮 wdycha艂 zapach kochanka zmieszany z woni膮 benzyny i smaru z warsztatu ojca. Ten zapach przypomina艂 mu dzieci艅stwo i najwspanialsze chwile jakie sp臋dzi艂 z ojcem i dziadkiem nad starymi autami. Pami臋ta艂 jakby to by艂o wczoraj wo艅 benzyny unosz膮cej si臋 w powietrzu, faktur臋 samochodowej tapicerki, kszta艂t wgniecionej blachy, 艣miech dziadka, kt贸ry pomimo pr贸艣b i ostrze偶e艅 ojca, pozwoli艂 ma艂emu Radkowi odpali膰 silnik.
Blondyn nie odm贸wi艂 sobie przyjemno艣ci za偶ycia k膮pieli wraz z Miko艂ajem, a kiedy ju偶 zwolnili 艂azienk臋, czeka艂a na nich niespodzianka. Wro艅ska 艣cieli艂a im w艂a艣nie 艂贸偶ko w pokoju go艣cinnym. T臋 noc mieli sp臋dzi膰 razem, za zgod膮 i z b艂ogos艂awie艅stwem g艂owy rodziny Wro艅skich. Sam zainteresowany nie do ko艅ca by艂 przekonany o s艂uszno艣ci w艂asnej decyzji, ale nie cofn膮艂 pozwolenia, a Radek i Miko艂aj postanowili nie nadu偶ywa膰 jego cierpliwo艣ci i grzecznie, bez eksces贸w szybko po艂o偶yli si臋 spa膰. Niedziel臋 sp臋dzili w podobnie mi艂ej atmosferze. Wro艅scy nie chcieli ich wypu艣ci膰 i sko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e do siebie wr贸cili dopiero oko艂o p贸艂nocy.
- Dobrze si臋 bawi艂e艣 z moim ojcem? - spyta艂 Radek nast臋pnego dnia rano, pr贸buj膮c zawi膮za膰 partnerowi krawat. Sz艂o mu to raczej s艂abo, ale stara艂 si臋 tak bardzo, 偶e Miko艂aj nawet mu o tym nie wspomnia艂.
- Ca艂kiem nie藕le - odpar艂. Ci臋偶ko mu by艂o utrzyma膰 r臋ce przy sobie, maj膮c tak blisko zgrabne cia艂ko partnera. Co i rusz dotyka艂 go, ci膮gn膮艂 za koszulk臋 lub wk艂ada艂 pod ni膮 d艂onie 艂askocz膮c sk贸r臋 na brzuchu kochanka. Radek z trudem powstrzymywa艂 chichot i strzela艂 Miko艂aja po r臋kach, gdy ten stawa艂 si臋 zbyt natr臋tny.
- Zostaw, to na deser - m贸wi艂. Miko艂aj wzdycha艂 ci臋偶ko, bo najch臋tniej zjad艂by ten deser ju偶 teraz.
- Ojciec potrafi by膰 m臋cz膮cy - powiedzia艂 Radek wyg艂adzaj膮c koszul臋 na piersi kochanka. W臋ze艂 krawatu nie by艂 zbyt imponuj膮cy, ale 偶aden z nich si臋 raczej tym nie przej膮艂.
- Ty te偶 potrafisz.
- Po kim艣 musia艂em to w ko艅cu odziedziczy膰. Ale skoro mnie owin膮艂e艣 sobie wok贸艂 palca, to z ojcem nie mog艂o by膰 inaczej.
- Kto tu kogo i wok贸艂 czego sobie owija?
- Wpad艂 w t臋 sam膮 pu艂apk臋 co i ja. 呕a艂osne. - Radek pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie zastawia艂em na ciebie pu艂apek, po prostu zastosowa艂em odpowiedni膮 taktyk臋 - poprawi艂 Miko艂aj.
- Na jedno wychodzi. - Blondyn wzruszy艂 ramionami.
- Co robimy w walentynki? - spyta艂 Miko艂aj zmieniaj膮c temat.
- Lito艣ci! To dopiero za miesi膮c!
- Wol臋 planowa膰 z wyprzedzeniem.
- Nie mia艂e艣 czasem jecha膰 do Londynu pod koniec stycznia?
- Plany si臋 zmieni艂y. Przesun臋li termin wyjazdu na marzec.
- Wi臋c b臋d臋 ci臋 mia艂 jeszcze przez miesi膮c? - Radek u艣miechn膮艂 si臋 wymownie.
- Je艣li b臋dziesz grzeczny - Miko艂aj odwzajemni艂 u艣miech, zamykaj膮c ramiona wok贸艂 szczup艂ego cia艂ka kochanka.
- A je艣li b臋d臋 niegrzeczny? - U艣miech blondyna nabra艂 z艂o艣liwego wyrazu. Brunet za艣mia艂 si臋 kr贸tko.
- Dostaniesz klapsa - odpar艂. Radek chwyci艂 go za koszul臋, nie martwi膮c si臋 ju偶 d艂u偶ej o to czy j膮 pomnie. Zbli偶y艂 twarz do twarzy partnera.
- Nie mog臋 si臋 ju偶 doczeka膰 - szepn膮艂. By艂 tak blisko, 偶e ich wargi lekko si臋 styka艂y.
- Nie r贸b tego. - Miko艂ajowi nagle zasch艂o w gardle. Zala艂a go fala gor膮ca. Mia艂 ochot臋 rzuci膰 blondyna na 艂贸偶ko i zba艂amuci膰 w i tak ju偶 zmi臋tej po艣cieli. Kochanek dra偶ni艂 si臋 z nim. Muska艂 j臋zykiem jego usta, a kiedy Miko艂aj pr贸bowa艂 go poca艂owa膰, blondyn robi艂 unik.
- Musz臋 i艣膰 do pracy - j臋kn膮艂 Miko艂aj.
- Ok! - Radek pu艣ci艂 go nagle, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wyszed艂 z sypialni. Miko艂aj ledwo z艂apa艂 oddech.
- Nie no, to by艂o pod艂e! - Zawo艂a艂 za nim. W odpowiedzi us艂ysza艂 d藕wi臋czny 艣miech partnera. Z trudem zapanowa艂 nad podnieceniem, kt贸re zala艂o go gor膮c膮 fal膮. Gdy w ko艅cu pojawi艂 si臋 w kuchni, Radek jakby nigdy nic siedzia艂 przy stole. Przy ustach trzyma艂 偶贸艂ty kubek z namalowan膮 na nim u艣miechni臋t膮 bu藕k膮, kt贸ra zdawa艂a si臋 na艣miewa膰 z Miko艂aja.
- Dra艅 - mrukn膮艂 brunet przysiadaj膮c si臋 do sto艂u.
- Nudzi艂by艣 si臋 ze mn膮, gdybym by艂 potulny jak baranek - stwierdzi艂 Radek.
- Nudzi艂? Z tob膮? Chyba 偶artujesz? Z tob膮 nie da si臋 nudzi膰. To po prostu niemo偶liwe.
- Nic nie poradz臋, 偶e jestem taki idealny. - Radek westchn膮艂 teatralnie, trzepocz膮c przy tym rz臋sami jak rasowa flirciara. Miko艂aj parskn膮艂 艣miechem. O tak, 偶ycie bez Radka by艂oby nudne.

Miko艂aj upar艂 si臋, 偶eby podwie藕膰 Radka do pracy, co grozi艂o ponad godzinnym sp贸藕nieniem na spotkanie z szefem i udzia艂owcami.
- Jeste艣 pewien? Szef nie b臋dzie zadowolony. - Blondyn kr臋ci艂 g艂ow膮.
- Szef nigdy nie jest zadowolony, w ko艅cu jest szefem, ma to wpisane w charakter. Poza tym, wymy艣l臋 jak膮艣 wym贸wk臋. - Miko艂aj machn膮艂 r臋k膮.
- Sprowadzam ci臋 na z艂膮 drog臋 - u艣miechn膮艂 si臋 diabolicznie Radek.
- Jako艣 mi to nie przeszkadza - mrukn膮艂 Miko艂aj b臋bni膮c palcami o kierownic臋. Stali w korku ju偶 od d艂u偶szego czasu. Przed nimi i za nimi ci膮gn膮艂 si臋 sznur samochod贸w, tu i 贸wdzie s艂ycha膰 by艂o d藕wi臋k klaksonu jakiego艣 niecierpliwca, kt贸ry za punkt honoru obra艂 sobie denerwowanie innych kierowc贸w. Miko艂aja to nie rusza艂o. Wydawa艂 si臋 by膰 zadowolony z siebie, wida膰 cieszy艂 go ten ma艂y bunt przeciw systemowi.
- Kto jedzie z tob膮 do Londynu? - zapyta艂 Radek. Nie nale偶a艂 do milczk贸w, a zbyt d艂uga cisza budzi艂a w nim instynkty mordercy.
- Dwie dziewczyny z administracji, dwoje PR-owc贸w i m贸j bezpo艣redni prze艂o偶ony.
- Dw贸ch PR-owc贸w? Czy jednym z nich jest Adam? - spyta艂 niby od niechcenia Radek.
- Znowu zaczynasz? - Miko艂aj przewr贸ci艂 oczami. Tylko mu tego brakowa艂o. Powrotu zazdrosnego blond z艂o艣nika.
- Tylko pytam.
- To jego praca.
- Rozumiem.
- Nie b臋dziemy si臋 nawet widywa膰 - doda艂 Miko艂aj dla jasno艣ci.
- W porz膮dku. Naprawd臋. - U艣miechn膮艂 si臋 Radek. Teraz mia艂 na g艂owie wa偶niejszy problem ni偶 Adam.
- Ju偶 nie jeste艣 zazdrosny?
- Jestem, ale przecie偶 nie mog臋 ci臋 trzyma膰 ca艂y czas przy sobie.
- O? Czy偶by艣 zaczyna艂 dorasta膰, Rados艂awie? - Miko艂aj zerkn膮艂 na przyjaciela. Blondyn tylko si臋 skrzywi艂. Nie lubi艂 kiedy kto艣 u偶ywa艂 jego pe艂nego imienia, nawet je艣li robili to rodzice.
- Zmie艅my temat - poprosi艂 blondyn.
- W porz膮dku - zgodzi艂 si臋 Miko艂aj z szerokim u艣miechem na ustach. - Zaproponuj co艣.
- Dobrze. To mo偶e porozmawiamy o pogodzie? - Zaproponowa艂 Radek.
- Zimno jak cholera, 艣lisko jak cholera, jest minus dwadzie艣cia stopni na zewn膮trz, 艣nieg zasypa艂 wi臋kszo艣膰 dr贸g a p艂ugi nie je偶d偶膮, pewnie te偶 zasypane - wyrzuci艂 z siebie Miko艂aj w tempie karabinu maszynowego.
- Mia艂em nadziej臋 na dyskusj臋, a nie monolog - burkn膮艂 Radek.
- W porz膮dku, w takim razie podyskutujmy na temat pogody - rzuci艂 weso艂o Miko艂aj.
- A mo偶e po prostu pomilczymy chwil臋?
- Ty i milczenie?! A to dobre! - Miko艂aj parskn膮艂 艣miechem.
- Mo偶e powinienem by艂 p贸j艣膰 piechot膮 - zastanowi艂 si臋 Radek g艂o艣no. Nigdy nie nale偶a艂 do milczk贸w.
- A nie m贸wi艂em? Ty nawet przez sen nawijasz jak naj臋ty.
- 呕e niby gadam przez sen? Chyba ci si臋 zdaje.
- Nagram ci臋 nast臋pnym razem i sam zobaczysz - obieca艂 brunet.
- Bzdura!
- A do tego chrapiesz - doda艂 Miko艂aj.
- Totalna bzdura! - oburzy艂 si臋 Radek.
- Nie chcesz, to nie wierz.
- Nigdy w 偶yciu nie chrapa艂em i z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie gadam przez sen! - Obstawa艂 przy swoim blondyn.
- Mamroczesz jak naj臋ty - przekonywa艂 Miko艂aj z trudem powstrzymuj膮c 艣miech. Radek stanowczo zbyt 艂atwo dawa艂 si臋 wkr臋ca膰 w jego 偶arty. Siedzia艂 teraz z zaci臋t膮 min膮, wpatruj膮c si臋 w tyln膮 szyb臋 auta stoj膮cego przed nimi.
- Jeste艣 z艂y? - spyta艂 Miko艂aj.
- Niby o co? - Burkn膮艂 blondyn.
- O to, 偶e powiedzia艂em ci, 偶e chrapiesz?
- Mo偶e chrapi臋 dlatego, 偶e mnie nudzisz w 艂贸偶ku?
- Au膰! Bolesna riposta - skrzywi艂 si臋 Miko艂aj, szczerze rozbawiony. - A jednak nie pami臋tam, 偶eby艣 kiedykolwiek narzeka艂.
- Bo jestem dobrze wychowany - odci膮艂 si臋 blondyn. Miko艂aj wybuchn膮艂 艣miechem.
- Ty draniu! - Wysapa艂 pomi臋dzy kolejnymi napadami weso艂o艣ci. Radek u艣miechn膮艂 si臋 tryumfalnie i dumnie uni贸s艂 g艂ow臋, za co zosta艂 nagrodzony kolejnym wybuchem spontanicznego 艣miechu. Blondyn nagle zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e Miko艂aj jest chyba jedynym cz艂owiekiem pr贸cz ojca, z kt贸rym Radek mo偶e tak swobodnie rozmawia膰. Nie przeszkadza艂y mu uszczypliwe uwagi, ani z艂o艣liwo艣ci, nie obra偶a艂 si臋 tak jak inni, kiedy Radek m贸wi艂 mu prawd臋 prosto w oczy. Wi臋kszo艣膰 jego znajomych wymi臋ka艂a s艂ysz膮c o sobie wi臋cej ni偶 by chcieli, nawet ci, kt贸rzy twierdzili, 偶e ich to nie obchodzi i cz臋sto 艣miali si臋 z samych siebie, tylko udawali, tak naprawd臋 oburzali si臋 艣wi臋cie. Radek mia艂 problem ze swoim niewyparzonym j臋zykiem i dobrze o tym wiedzia艂. To by艂a jedna z tych cech, kt贸rych nie chcia艂 nigdy odziedziczy膰 po ojcu. Niestety, nadzieja na to umar艂a kiedy by艂 jeszcze dzieckiem. Ju偶 w podstaw贸wce ma艂y Radzio, zrazi艂 do siebie nie tylko kole偶anki i koleg贸w z klasy, ale i nauczycieli, a nawet szkoln膮 higienistk臋. Rodzice zawsze powtarzali mu, 偶eby m贸wi艂 prawd臋, bez wzgl臋du na to jak bardzo bolesna b臋dzie i pod膮偶aj膮c za t膮 z艂ot膮 zasad膮, Radek cz臋sto m贸wi艂 to co my艣la艂. Nikt mu jednak nie powiedzia艂 o tym, 偶e pewne rzeczy czasami lepiej przemilcze膰 i zostawi膰 je dla siebie. Oczywi艣cie im starszy by艂, tym wi臋cej rozumia艂 i z czasem zdo艂a艂 opanowa膰 umiej臋tno艣膰, jakiej masowo uczyli si臋 ludzie - k艂amstwa. Teraz nie tylko w pracy, ale te偶 i w domu rodzinnym, cz臋sto gra艂 kogo艣 kim wcale nie by艂, a przynajmniej nie czu艂 si臋 nim. Doros艂ym! I cho膰 gdzie艣 w 艣rodku nadal by艂 dzieckiem, ma艂ym 艂obuziakiem rzucaj膮cym kamykami w kota s膮siad贸w, ciekawym wszystkiego i wszystkich, zazdrosnym o zabawki koleg贸w z piaskownicy, to cz臋sto chowa艂 t臋 ciemn膮 stron臋 swojej natury za mask膮 uprzejmo艣ci i u艣miechu, kt贸ra by艂a tylko plastikow膮 tarcz膮 utkan膮 z k艂amstwa.
Jednak przy Miko艂aju nie musia艂 si臋 hamowa膰 ani ukrywa膰 swojej natury. Wr臋cz przeciwnie, partner cz臋sto sam robi艂 wszystko, 偶eby wyci膮gn膮膰 j膮 na 艣wiat艂o dzienne. Radek chwilowo nie wiedzia艂 dlaczego kochankowi tak na tym zale偶y, ale by艂 wdzi臋czny, 偶e Miko艂aj pozwala mu by膰 sob膮. Nawet kiedy Radek zdrowo przegnie, nigdy nie s艂yszy krytyki ani wyrzut贸w, a raczej co艣 co przypomina upominanie ma艂ego niesfornego dziecka.
- Naprawd臋 chrapi臋 w nocy? - zapyta艂 z u艣miechem.
- Nie, zmy艣li艂em to - przyzna艂 Miko艂aj. - Ale mamroczesz przez sen.
- I co m贸wi臋?
- Nie mam poj臋cia. Nawet nie wiem czy to po polsku.
- To dobrze - stwierdzi艂 blondyn.
- Co, boisz si臋, 偶e zdradzisz jakie艣 kompromituj膮ce informacje?
- Tylko tajemnice pa艅stwowe - za偶artowa艂 Radek. - Poza tym, mam kilka sekret贸w, kt贸re nie powinny nigdy ujrze膰 s艂o艅ca.
- Oo? Mo偶e powinienem bardziej si臋 ws艂uchiwa膰 w to, co tam do siebie bredzisz pod ko艂dr膮?
- Je艣li chcesz si臋 czego艣 dowiedzie膰, to powiniene艣 z艂apa膰 mnie za ma艂y palec u lewej r臋ki, podobno wtedy 艣pi膮cy m贸wi prawd臋.
- Serio? Chyba nie powiniene艣 mi o tym m贸wi膰.
- Bo wykorzystasz to przeciw mnie?
- Bez skrupu艂贸w.
- Uwa偶aj, 偶eby艣 nie dowiedzia艂 si臋 za du偶o - ostrzeg艂 Radek.
- Bo b臋dziesz musia艂 mnie zabi膰? - Roze艣mia艂 si臋 Miko艂aj.
Radek uwielbia艂 jego 艣miech. Dawa艂 mu poczucie bezpiecze艅stwa i ciep艂a, kt贸rego Radkowi cz臋sto brakowa艂o. Nie, 偶eby nie otrzymywa艂 tego od rodziny, bo w jego domu zawsze m贸g艂 na to liczy膰. Jednak im by艂 starszy, tym wi臋cej ciep艂a potrzebowa艂 i wkr贸tce rodzice mu nie wystarczali, cho膰 starali si臋 bardzo. Radek potrzebowa艂 jednak czego艣 wi臋cej, potrzebowa艂 zrozumienia i akceptacji innych ludzi, tych kt贸rzy go otaczali, cz臋sto zupe艂nie obcych. Liczy艂 na co艣, dzi臋ki czemu poczuje si臋 wyj膮tkowy, nawet je艣li wok贸艂 niego b臋d膮 setki tak samo wspania艂ych ludzi. Miko艂aj dawa艂 mu to wszystko, nie oczekuj膮c wiele w zamian. Takim by艂 w艂a艣nie cz艂owiekiem. Za to w艂a艣nie Radek go kocha艂.

X X X

Miko艂aj zaliczy艂 ponad dwu godzinne sp贸藕nienie do pracy. Na szcz臋艣cie okaza艂o si臋, 偶e jego szef r贸wnie偶 sp臋dzi艂 ranek w korku, wi臋c oby艂o si臋 bez kary.
Radek mia艂 znacznie lepszy czas. Jego sp贸藕nienie liczy艂o si臋 jeszcze w minutach. Na szcz臋艣cie nikt z szefostwa tego nie zauwa偶y艂 i m贸g艂 odetchn膮膰 z ulg膮.
Po pracy da艂 si臋 nam贸wi膰 znajomym na wypad do centrum handlowego. Wraz z dwiema kole偶ankami i koleg膮, wyskoczyli na kaw臋, a potem dziewczyny wyci膮gn臋艂y ich na zakupy, podczas kt贸rych Radek kl膮艂 na czym 艣wiat nie stoi stereotyp m贸wi膮cy o tym, 偶e gej zna si臋 na modzie. Nie narzeka艂 jednak, bo kto przy zdrowych zmys艂ach m贸g艂by sobie odm贸wi膰 wycieczki po butikach z bielizn膮 w towarzystwie dw贸ch pi臋knych kobiet? Status geja mia艂 t臋 jedn膮 zalet臋, 偶e pozwala艂 Radkowi do woli cieszy膰 si臋 widokiem, prawie nagich, zgrabnych kobiecych cia艂 w wyj膮tkowo frywolnych strojach. Mia艂 o wiele wi臋cej szcz臋艣cia ni偶 jego towarzysz, kt贸rego panie wyprosi艂y z przymierzalni i musia艂 teraz biedny sta膰 na mrozie. Radek nie zdradzi艂 nikomu, 偶e gejem jest dopiero od niedawna i nie zd膮偶y艂 jeszcze straci膰 zainteresowania p艂ci膮 pi臋kn膮, cho膰 musia艂 przyzna膰, 偶e kobiety nie poci膮ga艂y go tak mocno jak kiedy艣.
Bawi艂 si臋 艣wietnie, dop贸ki na jego drodze nie stan膮艂 zielonooki gargulec, kt贸ry wyr贸s艂 przed nim nagle jak spod ziemi. Radek wraca艂 akurat do domu w towarzystwie obu kobiet, kt贸re jak si臋 okaza艂o mieszka艂y niedaleko niego. Ze znajomym po偶egnali si臋 jaki艣 czas temu i teraz szli tylko we tr贸jk臋, 艣miej膮c si臋 i 偶artuj膮c. Karol wyskoczy艂 im nagle na drog臋, jakby specjalnie zaczai艂 si臋 w krzakach czekaj膮c na Radka.
- O ci臋偶ka cholera! - Zakl膮艂 blondyn na jego widok.
- Radek, mi艂o ci臋 widzie膰. - U艣miechn膮艂 si臋 Karol. Nie by艂 to ten sam s艂odziutki lizusowski u艣miech, kt贸ry pokazywa艂 przy spotkaniu z Miko艂ajem. Ten, pomimo, 偶e wci膮偶 uprzejmy, by艂 zimny i nieszczery. Radek szybko podj膮艂 gr臋, nie pozwalaj膮c sobie pozosta膰 w tyle. Wyszczerzy艂 z臋by, niemal idealnie kopiuj膮c wyraz twarzy m臋偶czyzny. Towarzysz膮ce mu kobiety a偶 pisn臋艂y z zachwytu na widok Karola.
- Witam pi臋kne panie - przywita艂 si臋 zielonooki potw贸r i uca艂owa艂 d艂onie obu kobiet.
- Radek, nie wiedzia艂am, 偶e masz takiego uroczego koleg臋. - Stoj膮ca bli偶ej niego szatynka, szturchn臋艂a go 艂okciem. Znaczy艂o to tyle, co: masz przystojnego koleg臋 i si臋 nim nie chwalisz, a ja ch臋tnie bym go sobie wzi臋艂a.
- Jest gejem - u艣wiadomi艂 je blondyn, bez skrupu艂贸w wylewaj膮c kube艂 lodowatej wody na ich g艂owy.
- Jaka szkoda. - J臋kn臋艂a jedna z nich.
- Ci naj艂adniejsi zawsze s膮 gejami. - Poskar偶y艂a si臋 druga.
Radek przewr贸ci艂 oczami.
- C贸偶, mog臋 tylko powiedzie膰, 偶e jest mi przykro. - Karol pos艂a艂 im spojrzenie, od kt贸rego nawet Radkowi nogi na sekundk臋 odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa. B膮d藕 co b膮d藕, Karol by艂 przystojnym m臋偶czyzn膮, o czym doskonale wiedzia艂 i potrafi艂 to wykorzysta膰. Dopiero teraz Radek zda艂 sobie spraw臋 z tego, z kim przysz艂o mu si臋 zmierzy膰 i na chwil臋 opanowa艂 go strach. Powr贸ci艂o irytuj膮ce pytanie: a co je艣li? Co je艣li jednak Karolowi uda si臋 omota膰 Miko艂aja? Przecie偶 mog艂o si臋 tak zdarzy膰. W tej chwil Radek got贸w by艂 si臋 podda膰, na szcz臋艣cie w por臋 przypomnia艂 sobie o co, a raczej o kogo walczy. O nie! Nie m贸g艂 pozwoli膰 odebra膰 sobie Miko艂aja.
- Czy b臋dzie paniom przeszkadza艂o, je艣li zabior臋 Radka ze sob膮? - spyta艂 Karol. - Mam do niego wa偶n膮 spraw臋.
- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie! - Odpowiedzia艂y ch贸rem.
Zdrajczynie, pomy艣la艂 Radek. Po偶egna艂 si臋 z kobietami i ruszy艂 za Karolem.
Milczeli d艂ugo krocz膮c rami臋 w rami臋, nie zaszczycaj膮c si臋 nawet spojrzeniem. W ko艅cu doszli do parku. Stamt膮d Radka dzieli艂o ju偶 tylko kilka krok贸w do domu.
- Co jest, Karol? Podobno mia艂e艣 do mnie spraw臋 - zacz膮艂 Radek. Nie u艣miecha艂o mu si臋 wpuszczanie zielonookiego trolla do mieszkania Miko艂aja.
- Pomy艣la艂em, 偶e porozmawiam z tob膮, zanim cokolwiek zrobi臋 - odpar艂 m臋偶czyzna.
Zanim co zrobi?, zastanowi艂 si臋 Radek. Mo偶e jednak ma zamiar przejecha膰 go samochodem?
- M贸w.
- Chcia艂em ci臋 poprosi膰, 偶eby艣 zostawi艂 Miko艂aja.
Radek zatrzyma艂 si臋. Karol wyprzedzi艂 go o dwa kroki, ale gdy zauwa偶y艂, 偶e blondyn zosta艂 w tyle, stan膮艂 w miejscu i odwr贸ci艂 si臋 do niego.
- Powt贸rz to, bo nie wierz臋 w艂asnym uszom - poleci艂 Radek. Jego mina nie wyra偶a艂a 偶adnego uczucia, by艂a jak maska, kt贸r膮 zwyk艂 zak艂ada膰 na specjalne okazje. Zwykle wtedy kiedy zamierza艂 zgnie艣膰 pluskw臋 pod obcasem buta.
- Zostaw Miko艂aja - powt贸rzy艂 Karol tym samym tonem. Przez chwil臋 mierzyli si臋 wzrokiem, oceniaj膮c przeciwnika. Jest takie powiedzenie: trafi艂a kosa na kamie艅, Radek czu艂, 偶e kamie艅, kt贸ry wszed艂 mu w drog臋 b臋dzie trudny do usuni臋cia.
- Mam co go odda膰? - zapyta艂.
- Nie to powiedzia艂em.
- Ale to pomy艣la艂e艣.
- Nie koniecznie - Karol pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Powiedz wprost o co ci chodzi. Chcesz Miko艂aja, tak? - Radkowi znudzi艂a si臋 zabawa w zgaduj zgadula. Chcia艂 konkret贸w.
- Miko艂aj mnie ju偶 nie chce, jestem tego 艣wiadomy.
- No to o co ci chodzi?
- Nie chodzi o niego, tylko o ciebie. - Karol rzuci艂 mu z艂owrogie spojrzenie, takie, od kt贸rego serca zatrzymuje si臋 ze strachu.
- Co ci si臋 we mnie nie podoba? - Radkowi nie straszne by艂y gro藕by i bazyliszkowe spojrzenie, sam cz臋sto ich u偶ywa艂, wi臋c ich konstrukcje zna艂 od podszewki.
- Nie podoba mi si臋, 偶e z nim jeste艣. Zostaw go.
- Masz co艣 nie tak z g艂ow膮, co? Jakie艣 kuku na muniu?
- Nie zas艂ugujesz na kogo艣 takiego jak on - m贸wi艂 dalej Karol.
- Wiesz, 偶e to mo偶na leczy膰, prawda?
- M贸wi臋 ci to, 偶eby艣 potem nie 偶a艂owa艂.
- Nie 偶a艂owa艂 czego? - dopytywa艂 si臋 Radek. - Co ty kombinujesz? Nie rozumiesz, 偶e Miko艂aj jest ze mn膮 szcz臋艣liwy?
- Nie jest i ja to wiem.
- Niby sk膮d?
- Znam go d艂u偶ej ni偶 ty, wiem o nim wi臋cej i mo偶esz mi wierzy膰, 偶e wiem co m贸wi臋.
- Jeste艣 po prostu zazdrosny! Nie mo偶esz znie艣膰 tego, 偶e on mo偶e by膰 szcz臋艣liwy z kim艣 innym ni偶 ty i to ci nie pasuje! Ale to tylko i wy艂膮cznie twoja wina.
- Odpu艣膰 sobie. Ze mn膮 nie wygrasz - powiedzia艂 nagle Karol. Radek mia艂 ju偶 dosy膰 tej rozmowy. Teraz by艂 przynajmniej pewien, 偶e ten cz艂owiek zwariowa艂, albo niewiele mu ju偶 brakuje. Nie chcia艂 kontynuowa膰 tej rozmowy.
- Daj spok贸j, Karol. Nie ma sensu si臋 k艂贸ci膰. Po prostu musisz si臋 z tym pogodzi膰.
- Nie zamierzam - upiera艂 si臋 m臋偶czyzna. - Nie pozwol臋 ci go mie膰.
- W takim razie przygotuj si臋 na wojn臋, bo ja nie zamierzam ci go odda膰 - odpar艂 hardo Radek. Karol u艣miechn膮艂 si臋.
- 呕eby艣 nie 偶a艂owa艂 swoich s艂贸w. Je艣li ja nie b臋d臋 go mia艂, tobie tym bardziej na to nie pozwol臋. Nawet je艣li b臋d臋 musia艂 zrobi膰 ci krzywd臋 - oznajmi艂 lodowatym g艂osem. U艣miechn膮艂 si臋 wrednie i doda艂: - Albo jemu.
Radka przeszed艂 zimny dreszcz. Czy on w艂a艣nie powiedzia艂, 偶e chce skrzywdzi膰 Miko艂aja? Z niesamowit膮 szybko艣ci膮 pokona艂 dziel膮c膮 ich odleg艂o艣膰, z艂apa艂 Karola za ko艂nierz kurtki, a 偶e by艂 ciut wy偶szy od ch艂opaka, spojrza艂 na niego z g贸ry z morderczym b艂yskiem w oku.
- Ty skurwysynu! Spr贸buj go tylko tkn膮膰, a po艂ami臋 ci wszystkie ko艣ci! - M贸wi艂 cicho, cho膰 g艂os mu dr偶a艂 ze zdenerwowania. Mia艂 ochot臋 ju偶 teraz trzasn膮膰 m臋偶czyzn臋 po twarzy, a najlepiej rzuci膰 na ziemi臋 i bi膰 a偶 zobaczy jego krew sp艂ywaj膮c膮 pomi臋dzy p艂ytami chodnika.
- Pu艣膰. Ludzie patrz膮. - Karol nadal si臋 u艣miecha艂, co tylko bardziej wkurza艂o Radka. Rozejrza艂 si臋 ukradkiem. Rzeczywi艣cie, kilka os贸b obejrza艂o si臋 za nimi. Blondyn pu艣ci艂 go nie chc膮c niepotrzebnie 艣ci膮ga膰 na siebie uwagi, cho膰 w 艣rodku kipia艂 ze z艂o艣ci.
- Zejd藕 mi z oczu, zanim si臋 rozmy艣l臋! - warkn膮艂 gro藕nie.
- Wedle 偶yczenia. - Karol skin膮艂 mu g艂ow膮, wymin膮艂 i odszed艂 zostawiaj膮c trz臋s膮cego si臋 ze z艂o艣ci Radka na 艣rodku ulicy.
Blondyn jeszcze d艂ugo nie m贸g艂 si臋 uspokoi膰. Mia艂 ochot臋 co艣 rozwali膰, wrzasn膮膰 na ca艂y g艂os, zabi膰 Karola, albo kopn膮膰 cokolwiek co mia艂 akurat pod nog膮. Szcz臋艣ciem pod jego stopami skrzy艂 si臋 tylko 艣nieg. Nie pozwoli! Nie pozwoli, by ten cz艂owiek zbli偶y艂 si臋 do Miko艂aja! A je艣li to kiedykolwiek zrobi, gorzko tego po偶a艂uje!
Radek ruszy艂 w stron臋 swojego bloku, nie zwracaj膮c uwagi na umykaj膮cych mu z drogi przestraszonych przechodni贸w. Gdyby wiedzia艂, jak w tej chwili wygl膮da pewnie sam by si臋 przerazi艂. Wszed艂 do mieszkania trzaskaj膮c drzwiami i od razu skierowa艂 si臋 do kuchni. Musia艂, po prostu musia艂 si臋 czego艣 napi膰. W lod贸wce by艂o tylko piwo, ale musia艂o mu to wystarczy膰. Opr贸偶ni艂 puszk臋 kilkoma haustami, po czym postawi艂 j膮 na blat sto艂u i z ca艂ej si艂y uderzy艂 w ni膮 pi臋艣ci膮. Puszka sp艂aszczy艂a si臋. Radek jeszcze przez chwil臋 sta艂 tak nad ni膮, czekaj膮c a偶 si臋 podniesie, bo nagle wyobrazi艂 sobie, 偶e to Karol, ale niczemu niewinny aluminiowy pojemnik pozosta艂 taki jak by艂.
- I zosta艅 tak! - warkn膮艂 m臋偶czyzna. Wtem us艂ysza艂 d藕wi臋k otwieranych drzwi.
- Radek? Jeste艣 ju偶? - Miko艂aj wszed艂 do mieszkania. Wsz臋dzie panowa艂a cisza i m臋偶czyzna pomy艣la艂, 偶e partner jeszcze nie wr贸ci艂 z pracy. Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, rozebra艂 si臋, zdj膮艂 buty i odwr贸ci艂 si臋, 偶eby wej艣膰 do salonu. Podskoczy艂 z okrzykiem zaskoczenia na widok stoj膮cego tu偶 za nim Radka.
- Rany boskie, cz艂owieku! Nie strasz mnie tak! - Roze艣mia艂 si臋, cho膰 musia艂 przyzna膰, 偶e widok by艂 przera偶aj膮cy. Jak w horrorze, pomy艣la艂. Radek bez s艂owa obj膮艂 go za szyj臋, mocno i w艂adczo przyciskaj膮c go do siebie. Miko艂aj przytuli艂 go z u艣miechem.
- Czemu mog臋 zawdzi臋cza膰 ten nag艂y przyp艂yw czu艂o艣ci? - zapyta艂. Odpowiedzia艂a mu cisza.
Radek wpatrywa艂 si臋 w drzwi niewidz膮cym wzrokiem. Nie s艂ysza艂 s艂贸w partnera. W tej chwili mia艂 tylko jedn膮 my艣l w g艂owie: on jest m贸j! M贸j i TYLKO m贸j! A jak wiadomo, Radek nale偶a艂 do tych dzieci, kt贸re nie lubi膮 dzieli膰 si臋 zabawkami.