Marzenie, tak po prostu... 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 19:04:06
Toshiya postanowił się nie mieszać w nie swoje sprawy i skierował kroki w stronę domu. Zamknął za sobą drzwi i zdjął swój biały płaszcz, który najwyraźniej mu ciążył. Wyjrzał przez szybę w drzwiach. ,,Zjebusy" przeszło mu przez myśl. ,,Kaoru zjebus? E, nieee...Ale Kyo w 100%"uśmiechnął się pod nosem. Zdjął glany, rozmasował obolałe stopy i wpełzał po schodach na górę. Wchodząc do kuchni przeciągnął się jak kot. Ziewnął, a z jego twarzy można było wyczytać ,,Biada temu, kto zakłóci mi sen". Spojrzał na zegarek. ,,Za kwadrans 12:00,Oj się nie wyśpię..." za ziewał. Otworzył lodówkę w poszukiwaniu mleka lub wody mineralnej, jednak nie znalazł żadnego z wyżej wymienionych przedmiotów. Ponownie spojrzał na oś, było wpół do pierwszej. ,,Nie opłaca mi się już spać" pomyślał. Flegmatycznie rozglądając się dokoła, podrapał się po karku, myśląc co można
by tu porobić. Chwilę później zaparzył sobie kawę, oparł się o blat, sącząc ją powoli .Kyo i Kaoru mimo iż byli poza domem, wrzaski ich słyszane były z daleka. Słyszał je również basista. Mieszkanie na odludziu miało wiele plusów, ale jak to bywa, minusy też muszą być. Niewątpliwie to, co działo się na dole było jednym z nich. A gdy dodamy fakt, iż w jednym domu mieszka pięć zróżnicowanych pod każdym względem postaci, to otrzymamy mieszankę naprawdę wybuchową. Wskazówki zegara ślimaczyły się niemiłosiernie.
Toshiya patrzył na nie jak zahipnotyzowany. Otrząsnął się. Dotarło do niego, że nie posłodził swojej ,,małej czarnej" i gdy wyciągał rękę z zamiarem zrobienia tego, o czym pomyślał...
- TOSHIYA!!!! - krzyknął Kaoru, pędząc w jego stronę z ogromną prędkością.
- Hmn?.. - odpowiedział niemrawo, skupiając się na tym, aby jego powieki nie opadły jak klapa od sedesu@_@.
- UWAŻAJ,ODSUŃ SIĘ!!! - wrzeszczał wymachując rękoma, niezwłocznie próbując zmienić trajektorię swojego pędu i nie wpaść na biednego basistę.
Niestety, zanim sens słów wypowiedzianych przez gitarzystę doszedł do zmęczonego i padniętego Toshi'ego, czerwonowłosy przycisnął go do blatu, a filiżanka z kawą wylądowała na głowie czarnowłosego. Kropelki prawie czarnego trunku, kapały z końcówek włosów basisty. Kaoru wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Wyglądał tak ślicznie, tak, jak go jeszcze nie widział. Toshiya spoglądał mu głęboko w oczy. Czerwonowłosemu zdawało się, że widział jak po czarnych węgielkach tej pięknej istoty, przeszedł płomień.
- Ałaaa...A mnie kurwa łeb boli... - zajęczał Kyo, który jak się okazało, gonił za Kao i gdy ten wpadł na czarnowłosego, Kyo nie wyrabiając, wbił się głową w głowę gitarzysty, a dokładniej nosem w kark. - Jaki subtelny kokosowy zapach... -zaciągnął się nosem - Baba Jaga lubi dzicz^^ - dodał, podnosząc głowę.
Basista uśmiechnął się lekko, Kaoru zdrętwiał, a Kyo szczerzył zęby(uśmiech kretynka roku*_*). Kaoru, otrząsnął się - Liczę do 10 i ma cię tu nie być!
- 5 zł! – dodał głupkowato wokalista. Czerwonowłosy i basista spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. Po chwili starszy posłał mu zabójcze spojrzenie.
- Baba Jaga sobie lata, Ohohohoo...Zbiera nektar dziś na kwiatach - zaśpiewał wokalista, oddalając się tym samym, w stronę swojego pokoju.
- Ja ci k-kurde dam! - niewiele się zastanawiając Kao ruszył za nim. Chwilę później można było usłyszeć walenie w drzwi, oraz głośny śmiech wiadomo kogo^^.
Toshiya dotknął ręką głowy, po czym z grymasem, wytarł ją o papierowy ręcznik. To samo zrobił z włosami i ruszył na górę. Kyo włączył głośno muzykę, aby bardziej dręczyć Kaoru.
W sumie to on wszystkich dręczył bez wyjątku, ale najbardziej to jego i Shinyę. No ale on i Die wyjechali, więc siłą rzeczy została jemu tylko jedna ulubiona ofiara.
- Otwórz te CHOLERNE DRZWI!!! Tak ci skopię Dupę, że zobaczysz jak wyglądałeś w łonie matki! - darł się, waląc w wyżej wymieniony przedmiot z futryną.
- Conversion, software version 7.0*... - słychać było z za drzwi.
- Kaoru? – zapytał delikatnie Toshiya.
- !!!!
- Ekhm,Kaoru? - zapytał.
- !!!!!!!!
- Ekhm,Ekhm,KAORU?! - zmienił ton.
- !!!!!!!!!!!
- KAORU!!! - wrzasną podirytowany Toshiya na całe gardło, wprost do ucha starszemu.
- Tak,słucham? - odwrócił się jakby nigdy nic.
- Cieszę się, że zostałem wreszcie zauważony. - oznajmił, podnosząc lewą brew w górę. - Czy mógłbyś mi pomóc posprzątać na dole? W sumie to nie ja powinienem to zrobić, tylko wy dwaj. Ale na Kyo, to nie mam co liczyć, Więc sami musimy pozbyć się błota, trawy i innych pierdół, których nanieśliście. - spojrzał na zegarek, była 02:23 - Jak się szybciej wyrobimy, to
będzie można jeszcze pospać z trzy godzinki-Dodał z uśmiechem.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się, a im ukazał się widok, o którym nie zapomną nigdy, bo i nie sposób zapomnieć. Zapanowała cisza, gdyż resztki ich psychiki rozpadły się w
drobny mak...
- Let's Go! Sprzątać idziemy, Go, Go, Go!!! Zrobimy Show, Go, Go, Go!!! - wydarł się Kyo w różowym stroju pokojówki, do kija od mopa. - No to co idziemy sprzątać, czy nieeee??? – zapytał się bardzo inteligentnie, w swoim stylu.
- Tak, Ekhm, ekhm...Idziemy. Bez dwóch zdań - odpowiedział gitarzysta będąc w szoku. Chwycił Toshiyę z rękę, co spowodowało buraka na twarzy basisty i całą trójką zeszli na dół.
Zegar właśnie wybił piątą nad ranem. Kyo leżał w kącie z rękami opadającymi między nogi i rozdziawioną buzią. Musiało mu się śnić coś dobrego, bo ślinił się jak małe dziecko. Głowa bezwładnie opadła mu w prawą stronę. Odpłynął gdzieś daleko. Kaoru rozejrzał się po kuchni, którą tak pieczołowicie sprzątał<(*_*)>.Jego uwagę, przykuł Toshiya, mający problemy z
odklejeniem ręki od włosów. Widział jak męczy się, ale mimo to nie ma zamiaru odpuścić. Przypominał łanię splątaną sidłami. Piękną i bezbronną, mającą jednak tyle siły i oporu, by sprostać wyzwaniom. Można go było przyrównać również do motyla, ta sama kwintesencja piękna i uległości. Basista męczył się coraz bardziej, aż dał sobie spokój. Kaoru widząc to,
zbliżył się do niego.
- Toshiya, nie powinieneś iść już spać? - zapytał.
- Spoko... dam ra...dę... - powiedział opadając bezwładnie na gitarzystę.
- Toshiya...Śpij już sobie... - to mówiąc, Czerwonowłosy sam padł na ziemię i nie czekając długo, zasnął.

The End vol.2
by Ila