Jeżeli jesteś gotowy 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 22:24:54
Rozdział drugi: Trening




- Więc, nad czym teraz będziemy pracować?

- Teleportacją.

Jego usta otwierają się i widzę zaniepokojenie w jego oczach. Przynajmniej chłopak wie tyle, aby czuć się poważnie przerażonym. Jestem prawie pod wrażeniem.

- Ale ja jestem za młody.

- Czyżbyś nagle zaczął przestrzegać zasad Potter?

Oczywiście, to nie ma nic wspólnego z łamaniem prawa. On chciałby, żebym tak myślał. Cieszy mnie oglądanie jak jego sławna Gryfońska odwaga słabnie. Z każdą chwilą coraz bardziej bawi mnie perspektywa uczenia go.

- Chodzi o to, że co jeśli... Wiesz... Stracę. Coś.

Pozwalam sobie na złowieszczy uśmiech. W migocącym świetle łuczyw oświetlających pokój muszę wyglądać naprawdę diabelsko. Nerwowo przełyka ślinę i zaczyna niespokojnie się wiercić. Zastanawiam się czy nie powinienem mu powiedzieć, że właściwie jest bezpieczny z zabezpieczeniami na miejscach, części jego ciała pozostaną przynajmniej w jednym pomieszczeniu. Nie. Niech się jeszcze trochę pomęczy.

- Proponuję, więc, żebyś zrobił to dobrze.

Jego oczy rozszerzają się, ale ponuro kiwa głową. Bierze głęboki oddech i widzę jak uspokaja się przed pierwszym zadaniem.

- Zaczniemy po południu. Możesz się przespać przed treningiem. Nie chcę szukać twojej głowy tylko, dlatego, że ty nie skoncentrowałeś się należycie.

Chłopak mruga. Potem kiwa głową. Następnie mruga jeszcze kilka razy. Kiwając kolejny raz, odchodzi w stronę łóżka i rzuca się na nie, wzdychając. Podążam za nim i kładę się na sąsiednie łóżko, jednakże bez intencji by w nim spać. Jeżeli chłopak będzie cicho, ja mogę popracować nad swoim własnym treningiem. Słyszę, jak zrzuca buty i wślizguje się pod koce.

Biorę głęboki oddech i koncentruje się nad skierowaniem całej energii z mojego ciała do umysłu. Szkolenie siebie w tłumieniu informacji na zawołanie jest bardzo trudne do opanowania. Nauczyłem się tego będąc Śmierciożercą, a później używałem jako szpieg Dumbledore’a w czasie dni, które zwykłem nazywać Rundą Pierwszą. Kruczek polega na tym, żeby wtłoczyć wszystkie informacje i sentyment, który się z nimi łączy do przypadkowego i pozornie niezwiązanego z tematem słowa klucza. Zdecydowałem, że użyję słowa Moksha, które połączę nierozerwalnie z Harrym Potterem, żeby informacje nie zostały stracone aż do odwołania. Ani tortury, ani nawet Veritaserum nie będą w stanie rozplątać zasupłanych informacji, gdy proces zostanie zakończony. Słowo będzie czymś na kształt czerwonej flagi, jeżeli wszystko pójdzie, jak zaplanowałem, będę świadom, że znajduje się w nim informacja, ale, żeby ją wydobyć będę musiał wykonać proces wypakowujący, będąc w stanie hipnozy.

Mogę tylko zgadnąć powód, dlaczego to jeszcze nie zadziałało. Ostatnim razem, kiedy używałem tej zdolności, była to sprawa życia lub śmierci. Teraz to zaledwie kwestia zachowania zdrowego rozsądku. Wewnętrzna samoobrona. Współczucie, jakie wiedza o losie chłopaka wzbudza we mnie, osłabia moje postanowienia; a czucie czegoś więcej do chłopaka, niż nieznaczne poczucie obowiązku, jest po prostu niedopuszczalne. Nie wspominając, jakie niebezpieczne.

Zaczynam się koncentrować na wyrazie, mając jego wyraźny obraz w moim umyśle dopóki każdy oddech, każde uderzenie mojego serca nie jednoczą się z nim. Z chwilą, gdy nie myślę już o niczym innym, odtwarzam rozmowę z Dumbledore’em.

- Myślę, że nadszedł już czas, abyś poznał prawdę o Harrym. Tego, o czym zaraz ci powiem, chłopak nie może się dowiedzieć. Ale myślę, że to odpowiedni moment, żebyś się dowiedział, jak ważne jest twoje zadanie...

Te słowa stają się nićmi, z których upleciony jest wyraz Moksha. Złe przeczucie i zaniepokojenie, które wtedy odczuwałem nadaje im kolor.

- Jestem pewien, że wiesz o tym, że Voldemort poszukuje sposobu, aby stać się nieśmiertelnym. Próbował wielu zaklęć, zanim zatrzymał się na jednym- zapewne najbardziej mrocznym i złowieszczym ze wszystkich. Rytuał ma dwie części. Pierwsza wymaga lat przygotowań i jest straszliwie bolesna. Wymaga wypędzenia duszy z ciała. Większość ludzi umiera zanim udaje im się to osiągnąć. Voldemort zakończył pierwszą część.

Nudności. Złość. Mgliste poczucie zaskoczenia zabarwione ukłuciem zazdrości. Emocje przelewają się przeze mnie raz jeszcze. Płyną żyłami i zostają wpompowane do tego słowa.

- Żeby przeżyć te rytuał...

- Profesorze?

Ściszony głos sprowadza mnie na ziemię, ale przez chwilę jestem zdezorientowany. Otwieram oczy i zaczynam być świadomy własnego ciała, chłodu panującego w pokoju, chłopaka leżącego na łóżku obok. Słowo rozmywa w mojej świadomości i zostaje wymiecione jak niepotrzebny kurz. Cholera.


***



-Śpisz?

Zanim mogę to powstrzymać zirytowane mruknięcie wymyka się z moim ust.

- Co znowu? – warczę.

- Mogę umrzeć? – pyta, a ja zaczynam panikować.

- Co?

- Miałem na myśli przez rozczłonkowanie.

Zastanawiam się czy westchnięcie ulgi jest słyszalne. – Nie bądź śmieszny Potter. Czy ty naprawdę myślisz, że dyrektor pozwoliłby ci umrzeć? – Zdanie wisi przez chwilę nad moim łóżkiem zanim spada z impetem i uderza mnie w brzuch. Nabieram głęboki, uspokajający oddech. – Nie, nie możesz umrzeć. Najgorsze, co może się zdarzyć to to, że zostaniesz nieodwracalnie zniekształcony. – Zapewniam go i uśmiecham się złośliwe, wyobrażając sobie wyraz jego twarzy.

- Ale jak to możliwe? Znaczy, jak mogę się całkowicie rozlecieć, a mimo wszystko pozostać przy życiu?

Chłopak myśli jak Mugol. Do tego jeszcze głupi Mugol. Czy on kiedyś pomyślał, jak ktoś może wziąć kawałek śmiecia i zostać dzięki niemu przetransportowanym do zupełnie innego miejsca? Nie. Czy kiedyś przyszło mu na myśl, żeby spytać jak jego psychopatyczny ojciec chrzestny może zmienić się w psa, nie zmniejszając swoich zdolności intelektualnych? Nie. Albo, jak Voldemort zdołał wypędzić dusze ze swojego ciała, a mimo to przeżyć?

Oczywiście, o tym nie wie.

- Odpowiedź na twoje pytanie, panie Potter, wymagałaby czasu, którego nie mamy. W skrócie. Jesteś w stanie przeżyć, ponieważ części twojego ciała nie zostały od niego odcięte. Są zaledwie odseparowane. Jeżeli jesteś bardziej zainteresowany fizyczną stroną magii, proponuję przejść się do biblioteki. Albo spytaj się swojej przyjaciółki, pani Granger. Jestem pewien, że zdążyła już pochłonąć kilka setek książek na ten temat. A, teraz zamknij się i idź spać.

- Czy ty nigdy nie jesteś zmęczony byciem wrednym? – W jego głosie nie ma ani śladu gniewu. Pyta, bo jest po prostu ciekawy. Przez to sprawia, że wściekam się jeszcze bardziej. Jak śmiał się spytać?

- Że co proszę?!

- Bo tak naprawdę nie jesteś wredny. – Oczywiście, że jestem! Moja świadomość krzyczy w dziecinnym wzburzeniu. – Mam na myśli w środku.

- Jakkolwiek fascynujące nie byłoby wysłuchanie twojej oceny mojego wnętrza, Potter, nalegam, abyś pamiętał, do kogo mówisz. Może o tym zapomniałeś, ale jestem twoim profesorem. Domagam się, abyś okazał mi szacunek, na jaki zasługuję. Zrozumiałeś? – Mój głos drży stłumionym gniewem i zaskoczeniem, że chłopak znowu przekroczył wyraźną linię, która oddziela nasze położenie. Zamyka się na chwile, a ja odczuwam triumf. Szybko się to jednak kończy, ponieważ chłopak kontynuuje.

- Nie chciałem cię obrazić. Tylko myślałem... – przestaje, a mój mózg zaczyna pogoń za formowaniem najostrzejszej riposty, żeby go zamknąć. Zaczynam się zastanawiać czy to w ogóle jest możliwe. – Wczorajszej nocy, kiedy siedziałeś w tym fotelu, wyglądałeś tak...inaczej. Mam na myśli twoją twarz. Wyglądałeś, sam nie wiem, na zadowolonego. To było miłe. Chciałbym, żeby inni ludzie wiedzieli, jaki jesteś naprawdę.

Jaki naprawdę jestem. Merlinie pomóż, bo jestem ciekawy. Postanawiam pozwolić mu zaplątać się w zeznaniach i pójść na dno swojej głupoty. – Rozumiem. Więc, jaki naprawdę jestem, panie Potter? Proszę oświeć mnie swoją głęboką i jakże wnikliwą oceną mojego jestestwa.
Słyszę jak siada i czuję jego spojrzenie na sobie. Nie mogę się zmusić, żeby na niego spojrzeć. – Więc, jesteś niemożliwy dla początkujących. Sarkastyczny i drwiący. Ale wewnątrz jesteś naprawdę miłym człowiekiem. – Mały gnojek. Jak śmiał? Zgrzytam zębami, a on kontynuuje.- Znaczy, denerwuję cię samym byciem w pobliżu, a ty mimo to robisz wszystko, żeby mi pomóc. Nie możesz powiedzieć, że to wszystko przez Dumbledore’a. Mogłeś stracić pracę tej nocy, kiedy pozwoliłeś mi zostać, a jednak to zrobiłeś. A, Dumbledore nie zmusił cię, żebyś pozwolił mi przychodzić do ciebie w nocy. On tylko dał mi zezwolenie. Mogłeś powiedzieć nie, ale tego nie zrobiłeś. Wiem, że mnie nie lubisz, więc to nie jest powodem. Jedynym wytłumaczeniem jest to, że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem. Myślę, że zrobiłbyś to samo dla każdego.

Pozwalam mu skończyć, a każde słowo, które mówi, dodaje następny węgielek do już skrajnie rozpalonej wściekłości, czające się wewnątrz mnie. Jestem oniemiały. Nie wiem, na który zarzut odpowiedzieć najpierw. Chłopak wpędził mnie w kozi róg. Jeśli powiem, że nie rozbiłbym tego dla każdego, mógłby dojść do absurdalnego wniosku, że dbam o niego. Jeżeli nie zaprzeczę, że pomagam ludziom, znów dojdzie do jakiegoś głupiego wniosku, że jestem miłym człowiekiem. Doprawdy.

- Czy przyszło ci na myśl, panie Potter, że znosiłem twoja obecność tylko z powodu tych żałosnych przedstawień sentymentalnych zachowań, do których przyzwyczaiłeś mnie w zeszłym semestrze? To nabawiło mnie takim wstrętem, że już wolę tolerować cię nawiedzającego moje komnaty, niż po raz kolejny być świadkiem tych melodramatycznych scen. – Spoglądam na niego i widzę twarz, zupełnie bez wyrazu, raz jeszcze. Oddycham z ulgą.

- Czy to prawda? – Jego głos załamuje się; odchrząkuje i mówi – Czy naprawdę tak czujesz? – Przechodzi mnie dreszcz i wmawiam sobie, że to przez chłód panujący w pokoju, a nie ten w jego głosie. Uspokajam się i odpowiadam.

-Nie, Potter. Naprawdę, to moja ukryta ambicja, aby zostać duchowym przywódcą zagubionych dusz.

-Ach, więc uważasz, że jestem nienormalny. Bardzo przepraszam profesorze, od teraz nie będziesz musiał mieć do czynienia ze mną albo moimi sentymentami.

- Och, bogowie. Potter, przestań zachowywać się jak dziecko. Nie pozwolę, żebyś robił z siebie męczennika przede mną.

Kładzie się na łóżko i odwraca do mnie tyłem. Wstaję z posłania, zastanawiając się czy jestem szczęśliwy, że udało mi się obudzić na nowo nienawiść chłopaka do mnie. Moja świadomość to pochwala; ale jakaś mroczna strona przeklina mnie za bycie nieczułym sukinsynem.

Na szczęście, zdrowy rozsądek zgniata te drugą część, podporządkowując ja swojej woli.


***



- Skup się Potter. – Nasze pierwsze dwie próby poszły całkiem nieźle. W każdym razie lepiej niż przypuszczałem. Strach jest jedną z najlepszych metod nauczania. Używam tego sposobu na moich lekcjach od lat. Kiedy uczniowie są przestraszeni, zwracają większą uwagę na to, co robią. Oczywiście, istnieją wyjątki. Neville Longbottom nie jest w stanie wykonać niczego poprawnie, nawet pod groźbą bolesnej śmierci.

Oczywiście, jestem zszokowany i zniesmaczony, kiedy muszę przytwierdzać części, które zostawia za sobą. To naprawdę denerwujące, zobaczyć chłopaka bez jego ust. Z ledwością potrafi ukryć swoje zażenowanie, a i upokorzenie wcale nie poprawia jego koncentracji.

- Pamiętaj, musisz stać się świadom każdej części twojego ciała, od cebulek włosów do paznokci. Wyobraź sobie siebie całkowicie. Widzisz? – Oddycha głęboko i zamyka oczy. Po chwili kiwa głową. – Dobrze. Teraz wyświetl ten obraz na drugą część pokoju. Spróbuj jeszcze raz. – Marszczy brwi w koncentracji i nagle znika z małym pyknięciem.

W pewnym sensie... znika.

Przypominam sobie, że zapomniałem mu powiedzieć, że powinien być świadomy także swojego ubrania. Słyszę, jak pojawia się w końcu pokoju w momencie, kiedy widzę jego ciuchy upadające na podłogę. Wydaje z siebie krótki okrzyk i kątem oka widzę błysk nagiej skóry rzucającej się na podłogę. Nie mogąc się powstrzymać, wybucham śmiechem.

Śmieszność całej sytuacji zaciera napięcie, które gromadziło się między nami od porannej sprzeczki. Chłopak zachowywał się profesjonalnie i posłusznie, i jestem mu za to wdzięczny. Przynajmniej powinienem. Nie będąc niezadowolonym z tego powodu, mimo wszystko nie jestem nawet w połowie tak rozbawiony, jak myślałem, że będę. Pustka w jego wyrazie twarzy nie jest kolejną gierką. Nie robi tego, żeby mnie zdenerwować. Chroni siebie. Albo mnie. Najpewniej nas obydwu.

Dokładnie zbieram ciuchy, żeby sprawdzić czy nie zostawił niczego za sobą. Nie zostawił. Znaczy, że mu się udało. To nie lada wyczyn po tylko trzech próbach. Jedyne, co nam pozostało, to wyćwiczyć to tak, żeby robił to bez zastanawiania. Zadowolony z naszego postępu podchodzę do niego i wręczam odzież. Wyrywa mi ją, a ja odwracam się do niego plecami.

- Jestem pod wrażeniem Potter. Udało ci się lepiej, niż przypuszczałem.

- Tak. Znakomicie. – mamroce- Przepraszam, wiem. Język.

- To zdarza się wszystkim Potter. Teleportacja to bardzo trudna sztuka do opanowania. Powinieneś się cieszyć, że zgubiłeś tylko spodnie. Mogło być o wiele gorzej.

- Ok. Możesz się już odwrócić.

Odwracam się w chwili, gdy zakłada koszulkę. Moje spojrzenie opada na delikatną linię czarnych włosów poniżej pępka, prowadzących do jeansów i nie jestem w stanie oderwać oczu, dopóki koszulka ich nie przykrywa. Podnoszę wzrok, żeby napotkać jego spojrzenie i widzę, że zauważył, jak się na niego gapiłem. Szukam strachu w jego oczach, ale nie znajduje go tam. Spogląda na mnie z przygasza iskierką zmieszania, przerwaną czymś...innym. Odwracam wzrok z poczuciem winy.

- Powinniśmy zrobić sobie przerwę. – mówię, przeklinając swój brak tchu. Wyciągam różdżkę i przyzywam herbatę i kanapki z Hogwartu. Siadając przy biurku, staram się odrzucić obraz, który zdaje się wrósł w moją świadomość. Po chwili podąża za mną i siada.

Je w ciszy. Dławię się wstrętem do samego siebie.


***



- Dobry.

Siedzi po turecku na swoim łóżku i wygląda na to, że mi się przyglądał. Mrugam, żeby się przebudzić.

- Która godzina? – Spoglądam na zegarek stojący na stoliku nocnym i muszę zamrugać jeszcze raz, żeby się przekonać, że widzę właściwie. – Czemu nie śpisz o tej godzinie Potter? – Głupie pytanie.

- Nie byłem zmęczony. – kłamie. Spał smacznie, kiedy ja w końcu zdołałem zasnąć. Siadam i włączam lampkę. Widzę go teraz wyraźnie i zauważam, przez jego okulary, czerwone obwódki wokół oczu, które świadczą o niewyspaniu. Uśmiecha się lekko – Przepraszam, jeśli cię obudziłem.

- Nie obudziłeś. Ja... – miałem sen. Bardzo niepokojący i nie do końca niemiły, który z zakłopotaniem muszę przyznać, powstał w mojej głowie. Co do jasnej cholery się ze mną dzieje? Chłopak ma 15 lat. Mój żołądek kurczy się, kiedy przed moimi oczami przebiega obraz. Kręcę głową, żeby odsunąć go od siebie. – Nie obudziłeś mnie.

- Uśmiechałeś się. Szkoda, że się obudziłeś. – mówi wolno i po chwili zauważa tę dodatkową nutkę w swoim głosie. - Nie żebym...yyy. Nic nie robiłem. Nieważne. Przepraszam. – Opada na poduszkę, ale jego oczy nadal pozostają otwarte.

-Potter-

- Obserwowałem cię tylko, dlatego, że to mnie uspokaja. Przepraszam. Nie zrobię tego więcej. Wyczuwam w jego głosie niechęć i urazę. Chcę go za to zbesztać, ale nie mogę wystarczająco zebrać się w sobie. Jeśli chodzi o niego, ukrywał przede mną wszystkie swoje emocje przez dwa tygodnie, kiedy tu jesteśmy. Nalegał na dotrzymaniu obietnicy, jaka złożył pierwszego dnia, gdy tu przybyliśmy. Nie mogę go winić za to, że przyglądał mi się, kiedy spałem. Sam patrzyłem się na niego wiele razy. To całkiem uspokajające. A, skoro potrzebował uspokojenia, więc...

- Co ci się śniło? – pytam, tym samym pozbawiając się tytułu „Wredny, Bezduszny Sukinsyn”, który tak bardzo chciałem zachować.

- Nic mi się.. – zaczyna i zaraz wzdycha – nie chcę o tym mówić.

- Świetnie. Tylko powiedz mi, jeśli to miało cos wspólnego, z Voldemortem. – zniecierpliwienie dzwoni w moi głosie i nienawidzę się za to. Zaraz potem zastanawiam się czemu niby miałbym się za to potępiać. Można się było tego spodziewać. Chłopak znowu jest bezczelny.

- Nie. Zrozum. To nie było nic wielkiego.

Zaciskam usta, żeby powstrzymać się od nakrzyczenia na niego. W chwili, gdy jestem już wystarczająco spokojny, mówię. – Nie, żeby mnie to interesowało, ale pomyśl, jeśli nie porozmawiasz o tym, co cię dręczy nigdy nie będziesz w stanie o tym zapomnieć. – No i mam za swoje. Oficjalnie stałem się terapeutą chłopaka. Pożałujesz tego. Już tego żałuję.

- Mówię ci, to nie było nic ważnego. Boże, jesteś najbardziej skomplikowaną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. – przewraca się w moja stronę – jego oczy są zwężone i pobłyskuje w nich gniew. Oddech więźnie mi w gardle. – Raz nazywasz mnie mazgajem, a zaraz potem wymagasz ode mnie, żebym ci się wyżalił. A może ty masz coś, o czym chciałbyś zapomnieć! – Rzuca się na plecy i nakrywa rękoma swoją twarz. Patrzę na niego z pogardą, zarazem starając się nie zauważyć, że właściwe ma rację.

- Potter

- Tak, wiem. Uważaj na język.

Bezczelny, mały gówniarz. – Jako twój profesor jestem zobligowany do dbania o twoje dobro.

Ze wzburzeniem parska śmiechem. – Nie kłopocz się. Jest aż za dużo ludzi, którzy martwią się o moje dobro. – W duchu zgadzam się z nim i chcę powiedzieć to na głos, kiedy chłopak wzdycha ciężko i mówi – Możemy zakończyć tę rozmowę, proszę. Nie chcę się z tobą kłócić. Przepraszam za to, co powiedziałem. – Jego głos łamie się pod ciężarem jego własnej prośby, a mój gniew znika.

Zamykam oczy, przypominając sobie całą sprzeczkę. Uświadamiam sobie, że minęliśmy się gdzieś z sednem sprawy i to ja jestem temu winien. Czuję się śmiesznie, że obydwaj, on i ja, będziemy zadręczać się myślami dopóki nie zwariujemy. Jedynym sposobem, żeby załagodzić sytuację...

Nie.

- Potter..

Nie rób tego.

- Przepraszam.

Ty żałosny ośle.

- Musisz wiedzieć, że moja propozycja rozmowy była szczera i jest nadal aktualna. Niewiele osób docenia to, przez co przeszedłeś. Myślę, że się do nich zaliczam.

Cisza, która następuje po złożeniu propozycji, jest na tyle długa, że głupia bestia, która ją stworzyła, otrzymuje mentalne biczowanie od mojej świadomości, dumy, i co dziwniejsze, serca. W końcu, cisza zostaje przerwana przez smutny śmiech. – Dziękuję profesorze, ale ty naprawdę nie rozumiesz. – Mały gnojek. Jak śmiał odrzucić moją wspaniałomyślność? Czego więcej oczekuje? Że podejdę do niego i zacznę gładzić go po głowie jak jego matka?
- Do jasnej cholery Potter. Jeśli nie powiesz mi, co tak cię dręczy, rzucę na ciebie jakieś zaklęcie, za zrobienie ze mnie durnia.

- Ale, profesorze, ja nie mogę..

- Wyduś to z siebie!

- Jestem gejem – wyrzuca z siebie – przynajmniej tak mi się wydaje.

Ma rację. Nie rozumiem. Kolejna rzecz, która sprawia, że mój mózg zaczyna pracować na zwolnionych obrotach, kiedy już zdążył dojść do siebie. Niespodziewanie, słyszę odległe wołanie whisky leżącej w moim kufrze. Podnoszę się, żeby ją przynieść, postanawiając kolejny raz, że zacznę słuchać zdrowego rozsądku. Jak tylko otrząśnie się z szoku.