Czerwonooki diabeł 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 21:45:40
Wstał i podrapał się po szyi. Dotknął czerwonej plamki, która pod dotykiem lekko kłuła. 'Pięknie, muszę nałożyć golf', ale uśmiechnął się do siebie. Jedzie do rodzinki, tam wszystko przemyśli spokojnie, bez pośpiechu. 'Manatki już złożone, stawię się tylko na śniadanko. Nic mi nie popsuje dnia. Na pewno nie ten szczur, który rano zjadł jego ulubioną parę rękawiczek, ani ten idiota śpiewający jakieś serenady pod jego adresem. Nie, nie dam się'. Przed nim przeleciał jakiś osobnik niewiadomego pochodzenia. 'Pewnie Gwiazdka znowu się bawi'. Wszedł do sali z lekkim uśmiechem. Stanął i patrzył zaszokowany.
-Co się tu stało?
-A jak myślisz? - Lu masował obolałą głowę - Miałem pierwsze spotkanie z twoją matką - no, fakt, Lady Snape była żywą kobietą. Czasami zastanawiał się czy jest jej dzieckiem. Niestety po głębszych zastanowieniach, przemyśleniach za i przeciwów, uznał, że powinien nosić nazwisko Snape. I miała durny zwyczaj, że Sev zawsze do NIEJ przyjeżdżał, gdy miał wolne, a nie ona do NIEGO. Więc, o zgrozo, co ona tu robi ?!! Spojrzał na Luciusza i parę innych osób, które najwidoczniej spotkały Lady Snape.
-Co zrobiliście, że tak zareagowała?
-Najpierw było zdziwienie, rozdarła się, że nie pomagamy zasłużonej Deth Esterce w niesieniu tej torebeczki i torby....przywaliła nam.....jak się chłopaki schylali, to krzyknęła, że ona pomocy nie potrzebuje.....a ja nie jestem tego pewien...czy byliście na badaniach w św. Mungo...może przepisali jej jakieś leki na głowę?
-Heh, Lu, spokojnie, pewnie nie zostanie tu długo.
-Oby, oby. Polazła do Voldemorta.
-Dobra, zaczekam przy drzwiach, idźcie już, bo może być w złym humorze.
-Oj, kurna, masz rację, chodu chłopaki - czekał tu już pół godziny, ile można. Usłyszał czyjś uniesiony głos. Kobiecy, cienki.
-O, kochanie, jak dobrze, że jesteś, przynajmniej nie muszę schodzić do lochów -złapała jego twarz rękami w rękawiczkach i pocałowała w policzek. Następnie wzięła go za rękę i ruszyli w stronę schodów. Aportowali się do zamku. Wszedł i skierował się w stronę pokoju. To miejsce zawsze tak na niego dziwnie oddziaływało. Zszedł do salonu, gdzie stał wielki stół. Zjadł jakąś kolację, był zamyślony, matka popatrzyła na niego jakoś tak dziwnie. Wziął sok, by popić.
-Kochanie, czy ty byłeś kiedyś z mężczyzną? - Sev wypluł z wdziękiem picie
-Cooo...? Mamo, co ci.....- kobieta wstała i ruszyła w stronę pokoju gościnnego
-Chodź, nic nie mów - weszli oboje do pokoju. Wisiał tam portret ś.p. ojca Andrejewa Snapa. Jego matka, Margaret Snape, gestem zaprosiła go, by usiadł w fotelu. Sama również to zrobiła.
-A więc wznawiam pytanie...byłeś? - Sev przewrócił oczami.
-Byłem - wyprzedzając matkę - z kobietą też parę razy.
-Acha, pamiętam też kiedyś, jak ci opowiadałam, że osoby tej samej płci mogą mieć dzieci, rzekłeś wtedy, że dzieci mieć nie będziesz.
-Kochana żono, pamiętam i ja też ten dzień, kiedy nasze dziecko uznało, że nasze nazwisko przestanie istnieć - mężczyzna z portretu usiadł na narysowany fotel
-Nasz Pan dał mu pewną propozycję.
-Jaką? - spojrzał na syna.
-Urodzić mu potomka.....ale ja się jeszcze nie zdecydowałem i wątpię, czy to zrobię
-Ależ synu, to doskonała okazja, urodzisz naszemu władcy dziecko.....- matka nie dokończyła.
-A gdzie miłość, zaufanie? Mam mu się od tak oddać?
-Tak, na miłość przyjdzie pora, jak u nas, posłuchaj, on ci tego dziecka nie zabierze jedynie będzie dla niego ojcem, zresztą Lord jest bardzo przystojny...
-A jeśli zmieni zdanie? Pozbędzie się mnie, jak swoją ostatnią kochankę?
-Zrobicie to tylko raz, no, może dwa....nie więcej, każdy z was będzie miał własne życie, ty swoje laboratorium, on swoje kochanki i wrogów.....
-Ta, a te życia zderzać się będą tylko w sypialni dziecka.
-No właśnie, przeszkadzać ci to będzie?
-Noo, niee...ale jednak dalej nie wiem, muszę to przemyśleć.
-Więc myśl, masz na to 2 tygodnie - kobieta się uśmiechnęła.
-Pocieszyłaś - również to zrobił. Minęły dwa tygodnie. Czas ten spędził myśląc o zaistniałej sytuacji. Kiedy wracał matka patrzyła na niego tak, jakby chciała się go o to zapytać. Ale on podjął decyzję i Voldemord dowie się o tym pierwszy. Aportował się.
-O kurcze, Sev, tak szybko? - Bell uśmiechnęła się.
-Ano, a wy gdzie?
-Lord kazał się wszystkim wynosić, czyli mamy 2 tygodnie urlopu. Do tego czasu nie pokazujemy się mu na oczy. On jest wkurzony i lepiej zawróć - Bell powiedziała to jakoś bezbarwnie.
-Nie, swój urlop przeżyłem, 2 kolejne tygodnie z matką mnie dobiją, a w drogę mu wchodzić nie będę, są pewne eliksiry, które muszę dokończyć i mam pewną sprawę do omówienia z Lordem.
-To życzę powodzeniaaaaa!! - ostatnie słowa wypowiedziała w czasie aportacji. To samo zrobili wszyscy znajdujący się na podwórku. Poszedł do zamku i dalsze aportacje Śmierciożerców obserwował przez okno. Gdy wszyscy znikli, Severus ruszył w stronę komnat Voldemorda. Ciekawe co go tak zezłościło, że wszystkich zwolnił? Zauważył ruch, wyciągnął różdżkę i już miał rzucić zaklęcie, kiedy zauważył kto to.
-Pettigrew - warknął -co ty tu robisz?
-Snape, nie powinno cię tu być, pan sobie życzył zostać sam.
-Wiem, jednak ja mam sprawę, którą niezwłocznie muszę przekazać panu.
-Powiedz mi, przekażę.
-Nie, sam to zrobię!
-Nie wolno przeszkadzać panu, gdy chce być sam - krzyknął i ruszył w stronę Snape'a. Ten już chciał rąbnąć go jakimś paskudnym zaklęciem, gdy po całym korytarzu rozległ się zimny głos, ale osoby mówiącej widać nie było.
-Pettigrew, wynoś się stąd, chcę być sam!!!
-Lordzie...
-Żadnych ale, wynocha!!!- najwidoczniej Lord albo nie słyszał Seva, albo zrobił to specjalnie. Sev się tym nie przejął, poczekał aż Pettigrew się aportuje, po czym skierował się do drzwi, z których musiał dochodzić głos. Zapukał.
-Powiedziałem wynoś się stąd!
-Panie, Pettigrew już poszedł - Snape oparł się o drzwi.
-Aa.....to ty - Lord cicho syknął - dostałem twoją wiadomość.
-Jaką wiadomość? - szerzej otworzył oczy.
-Nie żartuj, przysłałeś mi ją sową, jeśli chcesz zmienić zdanie, to żegnam, bo u mnie liczy się tylko pierwsze słowo - warczał.
-Ależ Panie, ja nie słałem żadnej wiadomości! - Snape krzyknął.
-A więc uważasz, że sam to sobie wymyśliłem - Lord stanął przed nim z takim wyrazem twarzy, jakby miał go poczęstować najsilniejszą Kadavrą, na jaką go stać -Zjeżdżaj stąd i nie pokazuj mi się na oczy, chyba że cię wezwę!!!
-Nigdzie nie idę, chcę to wyjaśnić! - Sev również krzyczał.
-Nie ma nic do wyjaśniania! - Lord zamachnął się, jakby chciał go uderzyć. Sev przymknął oczy, czekając na cios. Ale ten nie nastąpił. Jedyne co poczuł to jak ktoś ścisnął jego ramię. Otworzył oczy. Lord stał tak, że stykali się czołami.
-Co chcesz mi powiedzieć? - cicho szepnął.
-Że...że się zgadzam...ale zrobimy to raz, może dwa, każdy ma oddzielne życie, zderzają się one tylko u dziecka...dobrze?
-Dobrze... - szepnął - dobrze... - pocałował kąciki ust - dobrze...- całowali się. Sev położył swoje ręce na karku Voldemorda. Ten położył je na łopatkach Severusa. Pocałunek był dziki i zaborczy. Voldemord zaczął rozpinać bluzkę Seva i całować odsłoniętą skórę. Zachichotał. Sev otworzył oczy.
-Coo...? - nie skończył.
-Dalej je masz - ugryzł czerwoną plamkę. Sev jęknął z bólu. Wiedzieli, że to nie będzie taki delikatny seks. To będzie mocny, brutalny akt cielesny. W końcu kocha się z samym Lordem. Zwalili się na duuuże, czarne łóżko z czarną pościelą. W kominku palił się ogień. Nienasycony, jak dwie postaci w łóżku. Voldemord zdjął z Seva całe ubranie zacząwszy od koszuli, a skończywszy na slipkach. Mimowolnie podziwiał tą bladą i miękką pod dotykiem skórę. 'Heh, przynajmniej nie będę tego robił z obowiązkiem wypełnienia planu, tylko z....przyjemnością?' liznął czerwony sutek, który unosił się w rytm oddechu 'taaa....dobrze myślę, z przyjemnością' przysłuchując się jękom Seva. Rozłożył mu nogi i dotknął penisa i jąder. Najpierw ręką, później językiem. Lizał od góry do dołu, czując, że Sev powoli nie wytrzymuje. Ale on miał zamiar go trochę podręczyć. Kiedy Severus już miał dojść, coś mu nie pozwoliło. Jęknął i spojrzał na rękę, która trzymając żyłkę, nie pozwoliła mu odpłynąć w przyjemność.
-Panie......- poruszał biodrami. Lord przysunął się do jego ucha.
-Powiedz mi, czego chcesz, a zostanie to spełnione - lizał ucho, czekając na odpowiedź.
-Weź mnie....proszę!!! - krzyczał. Jego nogi same oplotły talię Lorda. Ten jakby pod rozkazem wypełnił prośbę. Teraz Sev nim rządził. Pozwolił mu na to, czując przyjemność z tego płynącą. Ułożył się między jego nogami. Czuł, że nie zrobi mu krzywdy, bo nie jest to jego pierwszy raz. Czuł zapach. Ostry, mętny, czuł zapach potu, ale nie Seva, innych. Wściekł się i wtargnął w niego szybko. Sev krzyknął, a z każdym kolejnym ruchem jęczał. Lord chcąc usłyszeć więcej, złapał za jego penisa. Ponowne jęki zadowoliły go. Severus jęknął i doszedł. Parę ruchów i Lord również pozwolił sobie na zaspokojenie. Było miło, ALE tego się nie spodziewał. Sev najwidoczniej był nieźle zmęczony, mógł mu pozwolić tu spać. Obok, ale nie na NIM!!! Ale jakoś nie miał serca go zrzucać (jaaasne, pewnie mu było przyjemnie -dop. mada), poza tym sam też powinien odpocząć. Ziewnął wiedząc, że nikt tu bez pukania nie wlezie, bo nawet jeżeli nikogo by tu nie było, a tylko on, to i tak z tego ktosia zostałyby prochy. Wbił się w miękkie poduszki. Zazwyczaj nie spał, bo na to pozwolić sobie mało kiedy mógł, ale teraz było miło i wygodnie. Powieki same się przymknęły.
Przekręcił się i ziewnął. Otworzył oczy. Światło ukłuło w czarne ślepia. Przeciągnął się i się skrzywił. 'No tak, coś widzę, że dzisiaj ledwo będę chodzić'. Voldemorda w łóżku nie ma. Dotknął prześcieradła tam, gdzie powinno leżeć ciało. Było zimno. Wzdrygnął się i schylił się w stronę podłogi, by sięgnąć po jakąś koszulę. Była biała i leżała na krześle. Widocznie nie była dla Severusa, ale nałożył ją, bo się zrobiło zimno. Sięgała do połowy ud. Nałożył też swoje slipy. Wiedział, że skrzaty dzisiaj chodzić nie będą. Voldemord był wczoraj w złym humorze, to pewnie siedzą w kuchni i czekają, kiedy je wezwie. Zszedł z tych przeklętych schodów. Zabawy nocą dały o sobie znać i musiał pomóc sobie, łapiąc poręcz. Z chodzeniem po prostej podłodze nie było kłopotów. Z siadaniem będzie więcej. Ale przeżyje, skoro przeżywał humory Lorda, to to wydaje się małym piwem. Ruszył w stronę jadalni. Jego białe stopy szły po miękkim, czarnym dywanie w jakieś fikuśne wzory. Stanął przed drzwiami i otworzył je. Voldemord siedział przy stole i w najlepsze pił herbatę. Miała miętowy zapach, który dochodził nawet do drzwi, mimo iż Lord siedział w sporej odległości od nich. Podszedł do krzesła, które stało blisko siedzenia Lorda. Na talerzu leżał jakiś lekkostrawny posiłek. Jego żołądek zrobił fikołka z radości. Ale i tak wiedział, że mało przełknie. Zawsze tak było i po seksie z kobietą i facetem. Zastanawiało go to, czemu tak reaguje. Usiadł i się skrzywił. Voldemord rzucił na niego tylko okiem, zupełnie ignorując. Nie przejął się tym.
-Kiedy wstałeś? - Lord miał ochotę na niego dłużej popatrzeć. Jego sługa pod czarnym płaszczem był bardzo ładny. A w szczególności teraz, w jego koszuli, którą zostawił tam przypadkiem. Zazwyczaj nie lubił, kiedy jego rzeczy były przesiąknięte zapachem innych. Ale Sev pachniał sobą i nim. No, fakt, po dzisiejszej nocy. Severus ułożył serwetkę na kolanach, nie spiesząc się z odpowiedzią. Wygładził rogi i napił się.
-Przed chwilą... - trzymał szklankę z sokiem, jakby bojąc się, że nie dane będzie mu skończyć. Kapnął się, że bardzo chciało mu się pić. Postawił szklankę i wziął w palce bułkę, lekko odrywając małe kęsy i wkładając do buzi. Lorda aż skręciło 'czy on musi się tak zachowywać, nie może tego robić kiedy jest sam? prowokuje mnie.'
-Zawsze tak jesz bułki? - mimowolnie popatrzył na tę bladą twarz, która tej nocy była tak pięknie skrzywiona. Sev przygryzł dolną wargę i pokiwał głową. Napił się soku, a jego żołądek ledwo przyjął to, co przed chwilą zjadł.
-Jeśli przeszkadza, to zjem kiedy indziej, zresztą chyba więcej nic nie przełknę -Lord popatrzył na herbatę i wciągnął jej zapach. Upił parę łyków. Severus siedział dalej przy stole, bawiąc się serwetką.
-Kto ci pozwolił nałożyć moją koszulę?
-Nikt, leżała najbliżej łóżka i wpadła mi w ręce.
-Powiedz mi, czy ty sobie przypadkiem za dużo nie pozwalasz?
-Nie, Lordzie, ale mam prawo być trochę rozkojarzony - wymieniona osoba więcej się nie odezwała. Severus wstał i wytrzepał okruszki z koszuli na ziemię. Stał tyłem do Lorda. Voldemord przygryzł wargę patrząc na plecy Severusa. Wiedział, że pod białą koszulą są miękkie i delikatne w dotyku plecy. Pewnie trochę podrapane, ale to szczegół. Szczegółem były również plecy Lorda, które też miały ślady palców i paznokci. Uśmiechnął się do siebie. Zauważył, że Severus gdzieś idzie.
-Dokąd?
-Umyć się i ubrać - słowa doszły już znad drzwi. Lord nic nie powiedział. Kiedy Sev wyszedł jęknął. Nie wiedział, co czuł, ale to mu się podobało. To dziwne napięcie kiedyś i ten luz teraz między nimi. Był wieczór. Poszedł się przejść. Wiatr targał jego długimi włosami, ale na to nie zwracał uwagi. Stanął na placu zabaw i wpatrzył się w huśtawkę. W myślach słyszał śmiech dziecka. Uśmiechnął się i usiadł na ławce. Severus najwidoczniej też postanowił się przejść, bo usiadł obok na drugiej. Oboje popatrzyli na siebie i nic nie mówili. Tylko uśmiechy zdradzały o czym myślą.

c.d.n.