Collonney Garden 8
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 14:06:32
Tak wściekły nie byłem od dawna. Po krótkim zastanowieniu stwierdzam, iż tak wściekły chyba jeszcze nigdy nie byłem. Wróciłem na swój oddział i skierowałem się prosto do mojego pokoju. Trzasnąłem drzwiami, rzuciłem się na łóżko i wyjąłem spod niego mój dziennik. Zacząłem w nim bazgrać, a mianowicie rysować siebie maltretującego Peter'a. Gdy po południu przyszła pielęgniarka i kazała mi iść na zajęcia plastyczne, powiedziałem jej, że mnie mdli i nigdzie nie pójdę. Dała mi krople żołądkowe i zostawiła mnie w spokoju. Wyszedłem z pokoju dopiero wtedy, gdy znudziło mi się rysowanie i pisanie. Poszedłem do holu i usiadłem na sofie, wlepiając oczy w telewizor. Nagle przede mną, zasłaniając mi ekran, stanął Ian.
- Gdzie żeś był cały dzień?- spytał z pretensją.- Gździłeś się z Peter'em, czy co?
Nie pewnie spojrzałem mu w oczy. Gdy nie ujrzałem w nich tego, co mnie tak przerażało, odetchnąłem z ulgą.
- O czym Ty gadasz? Ja z tym kretynem? Phy.- prychnąłem.- siedziałem tam krótko, potem poszedłem do siebie. Źle się czułem.
Ian usiadł obok mnie.
- W takim razie na Twoim miejscu bym na niego uważał.- powiedział wpatrując się w telewizję.
- Dlaczego?- spytałem.
Jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Ian odchylił głowę w tył i obserwował, co się dzieje za nami. Zaciekawiony reakcją blondyna, odwróciłem się półbokiem. Z pokoju najbardziej dziwacznego, moim zdaniem, pacjenta naszego oddziału- Matta, wyszedł wysoki, dość otyły i posiwiały facet. Chłopak stanął w drzwiach. Zamienili parę słów, mężczyzna pogładził go po włosach i odszedł w głąb korytarza.
- Ohoooo… Tatuś już sobie poszedł.- wykrzywił się Ian.
Matt od razu poszedł do okienka i zagadał do pielęgniarki. Kiedy ta pokręciła przecząco głową, zrobił płaczliwą minę, jednak ta się nie ugięła. Chłopak zmarszczył brwi i zmrużył wściekle oczy. Teraz podniósł głos.
- Daj mi tą tabletkę!
- Dostałeś już jedną. Na razie Ci wystarczy. - powiedziała spokojnie pielęgniarka.
- Jedna to dla mnie za mało! Daj mi jeszcze jedną!- walnął pięścią w okienko.
- Matt, uspokój się w tej chwili, albo wylądujesz w izolatce.-zagroziła w końcu, tracąc cierpliwość.
Chłopak zacisnął pięści i szybkim krokiem poszedł do swojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Ian wyprostował się i spojrzał na mnie, uśmiechając się półgębkiem.
- Cris, teraz nasze wejście.
- Co?- zdziwiłem się, nie wiedząc, o co mu chodzi.
Ian wstał i pociągnął mnie za rękę. Zaskoczyło mnie to, że zaciągnął mnie do mojego pokoju. Spojrzałem na niego pytająco.
- Dobra wyciągaj swoje prochy.- zarządził.
- Po co Ci…?
- Zaraz zobaczysz. Dawaj je szybko.
Westchnąłem, ale podszedłem do szafki nocnej i otworzyłem ją. Wyciągnąłem swoją skarbonkę i wyjąłem z niej wszystkie tabletki, które po chwili dałem Ianowi.
- Oooo… dostajesz valium.- uśmiechnął się.- Wezmę je.- wybrał wszystkie białe pigułki i schował do kieszeni. Po chwili wybrał również wszystkie brązowe i schował je do drugiej. Resztę oddał mi.
Domyśliłem się, że valium zamierzał wziąć dla siebie. Brązowe, jeśli dobrze pamiętałem pędziły od razu na kibel.
- A po co Ci te brązowe?
- Idziemy pohandlować.- uśmiechnął się i wyszedł.
Zmarszczyłem brwi i zaraz pobiegłem za nim. Ian skierował się prosto do pokoju Matta. Wszedł bez pukania, a ja wślizgnąłem się za nim.
- Hej, zjebie.- przywitał się z Mattem.
Chłopak natychmiastowo najeżył się i spojrzał na niego wściekły. Rozejrzałem się po pokoju. Był urządzony raczej w dziewczęcym stylu. Uderzył mnie bardzo dziwny zapach, ale stwierdziłem, że może mi się wydaje.
- Ian, wynoś się!- wrzasnął Matt, zrywając się z łóżka, na którym siedział.
- Tak się nie wita gości…- udał, że poczuł się urażony.
Stałem z boku i przyglądałem się im w milczeniu.
- Ty nie jesteś gościem! Wynoś się natychmiast z mojego pokoju!
- A ja chciałem być miły i Ci pomóc…- wyjął z kieszeni, jedną brązową pigułkę i zaczął nią podrzucać. W oczach Matta dostrzegłem błysk pożądania.- Ale skoro nie chcesz, to trudno… Cris, idziemy.- odwrócił się.
- Poczekaj!- Matt chwycił go za ramię.- Co za to chcesz?
Ian odwrócił się do niego półbokiem i uśmiechnął się z satysfakcją.
- A jak myślisz?
Matt doskoczył do małej szkatułki i otworzywszy ją, zaczął wybierać jakieś pigułki. Ian stanął za nim i zajrzał mu przez ramię.
- Nie przebieraj, tylko dawaj całe valium, jakie masz.
- Że co?! Nie ma mowy! Nie dam Ci wszystkiego za jedna tabletkę…!
- Ty to naprawdę kretyn jesteś.- westchnął Ian.- Jestem przecież zwolennikiem uczciwego handlu… mam ich więcej.
Matt zaklął pod nosem , ale oddal wszystkie białe pigułki jakie miał. Ian w zamian za nie oddał mu wszystkie brązowe. Już szedł do wyjścia, a ja za nim, kiedy nagle się zatrzymał.
- A właśnie pojebie.- odwrócił się do niego. - Weź albo tu przewietrz, albo czasem się myj. Strasznie tu jebie.
- Odchrzań się.- warknął Matt, łykając trzy pigułki na raz.
Ian zmarszczył brwi i wolnym krokiem ruszył w jego stronę. Już znałem ten jego wyraz twarzy. Wiedziałem, że pięści Iana zaraz pójdą w ruch. Doskoczyłem do niego i mimo lęku chwyciłem go za ramię. Teraz ten dziwny zapach, przeobraził się wręcz w okropny smród. Smród, jakby rozkładającego się mięsa. Zatkałem nos puszczając blondyna. Ian zatrzymał się i skrzywił się malowniczo.
- Co to za swąd?- spytał rozglądając się.
Matt zrobił spanikowaną minę.
- WYNOŚCIE SIĘ STĄD!
Ian zaczął rozglądać się po pokoju. Co zresztą zrobiłem i ja. W pewnym momencie obaj spojrzeliśmy na łóżko. W jego pobliżu smród był najsilniejszy.
- KAZAŁEM SIĘ WAM WYNOSIĆ!- krzyknął Matt.
Ian klęknął koło łóżka i odrzucił pościel do góry. Smród błyskawicznie rozszedł się po całym pomieszczeniu. Ian wyglądał na zaskoczonego, zaglądając pod łóżko.
- Ja pierdolę… Ale z Ciebie popierdolec…!
Uklęknąłem obok niego i zajrzałem pod łóżko. Było tam rozłożonych koło piętnastu wygniecionych folii aluminiowych, na których leżały resztki pieczonych kurczaków. Wszystko to już zaczęło gnić. Zakryłem dłonią usta i nos. Od tego widoku i smrodu chciało mi się wymiotować, a oczy zaczęły mi łzawić. Ian wybuchnął śmiechem.
- Jesteś gorzej popierdolony, niż myślałem!- wykrzyknął do Matta i wstał.
Ja również to uczyniłem i szybko opuściłem pościel w nadziei, że to trochę zdusi ten smród.
- To… to nie tak!- wykrzyknął Matt, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Iana.
- Masz kompletnie najeżanej w tym popieprzonym łbie!
- TO NIE TAK!- Oczy Matta zaszkliły się.- Bo ja lubię pieczone kurczaki ze sklepu tatusia, a nie pozwolili mi ich jeść…! Ale tatuś mi je przynosi!
Stałem otępiały tym niemiłosiernym smrodem, a Ian śmiał się opętańczo opierając się o szafkę nocną. Podszedłem do okien i zacząłem je otwierać, niemal łykając świeże powietrze.
- Jesteś zjebany do granic możliwości!- wydusił z siebie Ian, pomiędzy salwami śmiechu.
- Nie prawda!- krzyknął Matt.- To ich wina! Gdyby nie zabronili mi jeść kurczaków tatusia, nie chowałbym ich tam!- wyrzucił z siebie widocznie chcąc się usprawiedliwić.
Wyglądało na to, że Iana jeszcze bardziej to nakręca. Nie mogłem tam wystać ani chwili dłużej. Wiedziałem, ze skończy się to wymiotami. Otworzyłem drzwi i szybko stamtąd wyszedłem. Ku mojemu zdziwieniu Ian, dalej się śmiejąc, podążył za mną.
- To, to jest dopiero pojeb!- wykrzyknął.
Nie stać mnie było na żaden komentarz, więc milczałem. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mnie to, ze na tym świecie są naprawdę skrzywieni psychicznie ludzie. Że JA tak naprawdę jestem w porównaniu z nimi całkowicie normalny. Nadal mnie mdliło, ponieważ mimo iż opuściłem już pokój Matta nadal czułem ten straszliwy smród.
Ian wyjął z kieszeni jedną białą pigułkę i połknął ją. Tak naprawdę to ja nic o nim nie wiedziałem. Ile miał właściwie lat? Jak i dlaczego tu trafił? Byłem przekonany, że chodziło nie tylko o problem z narkotykami.
- Ja pierdolę- zaczął Ian.- A Peter mówił, że to właśnie ten zjeb jest tu najnormalniejszy.- zaśmiał się.- Ciekawe, co by powiedział, gdyby to zobaczył…
- Chcesz na niego donieść?- spytałem, patrząc na niego.
- Nie, nie jestem kablem.- uśmiechnął się wrednie.- Po za tym, można się na tym trochę dorobić…
- Chcesz go szantażować?
- Nazwałbym to raczej, dobijaniem targu…
Spojrzałem mu w oczy. Mimo iż Ian radośnie się uśmiechał, one pozostawały bez wyrazu. Ja naprawdę nic o nim nie wiedziałem...