Nowa Atlantyda 38
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 22:31:35
Długo wyczekiwane przez KruczkaXD
NOWA ATLANTYDA
PART 38
Wiadomość, że w pałacyku zjawił się Sardor szybko dotarła do wszystkich. Jednak jeśli mieszkańcy myśleli, że Sardor będzie chciał z nimi rozmawiać, to byli w wielkim błędzie. Po tym czego Sardor się dowiedział o traktowaniu Hoshiego chodził zły jak osa i nie chciał z nikim gadać. Jeśli ktoś spróbował się do niego odezwać gromił go takim wzrokiem, że lepiej było uciekać jak najdalej. A co najgorsze nie dopuszczał nikogo do chłopca. W ciągu kilku najbliższych dni Sardor i Hoshi znikali codziennie na wiele godzin. Często, kiedy mieszkańcy się budzili ich już nie było i wracali późnym wieczorem. Kilka osób próbowało ich śledzić, ale na nic się to nie zdało. Sardor umiał wytworzyć tak silną barierę ochronną wokół obu, że nikt nie potrafił wyczuć, gdzie się znajdowali.
- Mam dość...- jęknął Takuto. - Próbowałem kilka razy, ale za każdym razem ich gubiłem koło bramy...
- Cóż...- do rozmowy wtrącił się jego ojciec. - Sardor to nie byle kto. On zawsze miał wielką moc...
- Ale nie rozumiem czemu obaj gdzieś znikają...- mruknął Marco.
- No i Hoshi nie zjawia się na lekcjach... A chyba Sardorowi powinno na tym zależeć...-powiedział Takuto.
- Ja myślę...- zaczął niepewnie Brand.- Że Sardor go uczy...
Wszyscy popatrzyli na niego.
- To się nie trzyma kupy! - powiedział stanowczo Ram.- Jeśli go uczy to po co to ukrywać? I po co opuszczać pałacyk? Przecież tu jest bezpiecznie...
- Sardor zawsze miał swoje upodobania... I jest cholernie uparty. Nie ma sensu z nim dyskutować.- stwierdził Yorimoto.
- Mimo wszystko martwię się trochę...- powiedział Marco.
- Tak jak my wszyscy...- powiedział Ram.
**********************************
- Tak dobrze...- powiedział Sardor. - Już ci niewiele brakuje do "ucieleśnienia" miecza.
- Trudne to...- powiedział Hoshi ocierając mokre od potu czoło.
- Nie dziwię się. Zwykły miecz nauczyłeś się "ucieleśniać" w kilka godzin, ale ten jest wzmocniony moją energią i dodatkowo twardością "Błękitnej Łzy". Tracisz przez to trochę na kontroli latania, ale nigdy nie wiadomo co może się przydać.
Hoshi skinął głową i popatrzył na fale. Od kilku dni Sardor zabierał go na tą bezludną wysepkę, gdzie uczył go kontroli własnej mocy i masy innych pożytecznych rzeczy. I przede wszystkim w przerwach opowiadał o życiu w ich krainie. To ciekawiło chłopca najbardziej. Nie dowiedział się wprawdzie niczego nowego o swoich prawdziwych rodzicach, ale poznał z grubsza historię swojej gałęzi rodu.
- To ciekawe, że parze królewskiej zawsze rodzi się syn...- mruknął.
- Wcale nie zawsze...- powiedział Sardor. - Przejrzałem dokładnie kroniki. Przejrzyj je to sam się przekonasz. Przypomniałem sobie jedną księżniczkę... To była moja praprababka Carnon... Ta to miała rękę do rządzenia... Niech mnie...- Sardor wyraźnie się wzdrygnął.
- Taka była ostra? - Hoshi nie mógł powstrzymać ciekawości.
- Nawet nie to, że ostra... Po prostu miała do tego smykałkę... A męża to już ustawiła jak chciała. Ale, kiedy urodziła mojego pradziadka nieco złagodniała. Dziecko zdecydowanie dobrze na nią wpłynęło.
- Ciekawe...
- A jakże! - przyznał Sardor .- Możemy po powrocie przejrzeć kroniki i drzewo genaologiczne. Sam zobaczysz jakie ciekawe postacie mieliśmy w rodzie.
- Chętnie...- powiedział Hoshi, ale nagle umilkł.
- Coś się stało?
- Chyba mi się wydawało...
- Co?
- Jakby w falach mignęła mi wielka czerwona ryba... Ale nie przypominam sobie żeby tu były ryby w takich kolorach...- Urwał, bo w falach, tym razem niedaleko nich mignął mu znowu rybi ogon.
Sardor wstał gwałtownie.
- Chyba mi się zdawało... To nie może być... Ale jeśli...? Chodź! - powiedział stanowczo do chłopca.
Obaj szybko przebiegli w miejsce pomiędzy skałkami.
Hoshi zaniemówił z wrażenia, kiedy zobaczył stworzenie wylegujące się w najlepsze na ciepłej skale. Ciemno czerwony ogon należał do chłopaka o takim samym kolorze włosów.
- Sy... Syrena...? - jęknął chłopak, ale zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy Sardor krzyknął:
- Crimson! - Długowłosy podbiegł do syreny. Chłopak otworzył oczy, a po chwili uśmiechnął się.
- Sardor! - powiedział, a Hoshi musiał przyznać, że miał bardzo melodyjny głos.- Nigdy bym nie przypuszczał, że cię spotkam na takim odludziu.
- I wzajemnie. O właśnie! Pozwól, że ci przedstawię mojego dalekiego potomka.- skinął ręką na Hoshiego, który podszedł niepewnie.- To jest Ileo albo Hoshi jeśli tak wolisz.
- Miło mi poznać.- powiedział Crimson z uśmiechem i podał chłopakowi rękę.- Ja jestem Crimson.
- Crimson jest jednym z syrenich książąt. Nasze krainy pozostawały zawsze w zażyłych stosunkach.
- Do czasu tego co się wydarzyło prawie 17 lat temu...- mruknął Crimson.
- Tak, ale jesteśmy na dobrej drodze do zmiany tego stanu rzeczy.- powiedział Sardor.
- No ja myślę... Nudno bez ciebie wiesz?
- Crimson jest moim przyjacielem z dzieciństwa. Jakie mieliśmy razem przygody! Kiedyś ci opowiem. - Sardor puścił do Hoshiego oczko.
- Ale akurat "te" zostaw dla siebie...
Sardor uśmiechnął się tylko. Nagle usłyszeli cichutki plusk.
- Oj... - mruknął Sardor.- Shell no... Prosiłem cię o coś...- mruknął Crimson zanurzając swój ogon w wodzie i wyciągając z niej małą syrenkę o równie czerwonym ogonku i włoskach.
Hoshi patrzył jak urzeczony na maleństwo owinięte ogonem.
- Słodki.
- Uwierz mi bywa gorszy od meduzy... Teraz też uparł się, że popłynie ze mną...
- Widzę, że się dorobiłeś dziecka Crimson.
- Jak widzisz... Ale to historia na inną okazję...
Tymczasem Hoshi skorzystał z okazji i zaznajomił się z maleństwem, które po kilku minutach zdążyło go zmoczyć do suchej nitki, kilkanaście razy pacnąć ogonkiem, a w rezultacie namówić na nurkowanie...
W międzyczasie Crimson zapytał o coś, co zauważył wcześniej:
- Martwisz się o niego...?
- Tak... I boję się, że będę musiał zrobić coś, czego wcale nie chcę...
part 38
the end