Nowa Atlantyda 37
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 22:12:59
Nie ma przedmowy...



NOWA ATLANTYDA
PART 37



Yuma jak burza wpadł do pałacyku i od razu skierował kroki do pokoju Hoshiego. Zdawał sobie sprawę, że trochę przesadził. Chciał przeprosić chłopaka, ale nie wiedział czy ten w ogóle wpuści go do pokoju. Westchnął i po chwili wahania zapukał. Nie spodziewał się jednak, że drzwi otworzą się tak gwałtownie.
- Auć...- jęknął rozmasowując sobie czoło.- Nie umiesz delikatniej? - spytał zerkając na chłopaka.- Kiedy tobie tak włosy urosły...? - spytał powoli.
- Nie obcinałem ich chyba ze 4 lata...- fuknął chłopak.
Yuma patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
- Przecież sam je sobie niedawno ściąłeś...
- No ja na pewno ich nie obcinałem... Z łaski swojej przeproś go, bo wyje jak potępieniec...- powiedział chłopak wpuszczając go do pokoju.
Po chwili wahania Yuma wszedł i szczęka opadła mu ze zdziwienia. Jeśli ta osoba, która właśnie wyszła z łazienki była Hoshim, to kto u licha stał obok niego?! Yuma spoglądał to na jednego to na drugiego chłopaka i nic nie rozumiał.
- Wywal go stąd...- jęknął Hoshi zwracając się do rudowłosego chłopaka.
- Może lepiej nie...? - zasugerował tamten.
- Sardor! - wrzasnął Hoshi. - Wywal stąd tego...- Tu Hoshi użył słowa od którego włos się jeżył na głowie.
Yuma poczuł się w pierwszej chwili urażony do żywego, ale zaraz potem do jego świadomości dotarło jak Hoshi nazwał drugiego chłopaka. Białowłosy popatrzył na niego uważnie i dopiero teraz zauważył, że pomimo iż obaj byli niemal identyczni, to ten drugi nie był juz chłopcem, ale mężczyzną. Zmyliła go jego delikatna budowa. Niepewnie spytał długowłosego:
- Czy ja dobrze słyszałem...? Sardor...?
Potwierdzenie.
- Dobry Boże...- jęknął Yuma i wybiegł z pokoju.
Sardor w międzyczasie podszedł do Hoshiego i delikatnie go otulił ramionami.
- No już dobrze...- szepnął mu do ucha. - Lepiej ci już?
Chłopak skinął głową.
-Tak... Dzięki...- mruknął.
Sardor milczał chwilę.
- Ty... Kochasz go...? - spytał cicho.
Hoshi zaczerwienił się.
- Tak...- powiedział cicho.- Ale to beznadziejne uczucie...- dodał smutno.
- Nie powinieneś brnąć w to uczucie, póki jeszcze nie jest za późno...- powiedział Sardor.
- Dlaczego?
- Atlantydzi kochają raz na całe życie... W twoim przypadku jeszcze nie jest źle, ale jesteś na najlepszej drodze do tego, żeby uznać go za kogoś dla ciebie najważniejszego...
- Czy to coś złego...?
- Pewnie ci powiedzieli, że chcą żeby ród nie wymarł... Czyli, że masz się za kilka lat ożenić i mieć dziecko...
- A jeśli ja nie będę chciał?
- Uwierz mi... Tak będzie lepiej...- powiedział Sardor cicho i przytulił go mocno.
Hoshi milczał chwilę.
- Ale co będzie jeśli nie pokocham nikogo innego? - spytał.
- Będziesz się zatracał coraz bardziej w tym bezowocnym uczuciu... A ono nie mając ujścia w końcu cię spali...
- Spali...?
- Umrzesz... Z żalu pęknie ci serce... To jedna z trzech rzeczy, która może nas zabić...-powiedział Sardor smutno...
Hoshi nie pokazał po sobie jakie wrażenie zrobiły na nim słowa Sardora, ale Sardor wiedział. Wyczuł, że mięśnie chłopca napięły się po jego słowach.
- Chcesz umrzeć...? - spytał Sardor cicho.
- Nie...- powiedział słabo Hoshi.- Ale to takie trudne...
- Wiem... Jeśli sobie sam z tym nie poradzisz... To oni będą chcieli ci pomóc...
- Jak...?
- Zablokują ci pamięć o tym mężczyźnie i odseparują od niego... Chcesz tego...?
- Nie...- powiedział Hoshi i poczuł, jak z jego oczu zaczynają płynąć łzy.
- Więc pozwól, żeby to uczucie się wypaliło...
- Nie wiem czym dam radę...
- Musisz... Dla własnego dobra...
W tym samym momencie usłyszeli odgłos kroków, a w następnej chwili do pokoju wpadło kilka osób. Przez dłuższą chwilą trwało milczenie. Sardor spoglądał na przybyłe osoby z obojętnością. W tej chwili chciał tylko, żeby jego potomek się uspokoił.
- A więc to prawda...- powiedział jeden z mężczyzn.- To naprawdę Sardor...
- Oczywiście.- odpowiedział rudowłosy.-I powinienem was wszystkich opieprzyć na dzień dobry.- stwierdził stanowczo.
- Sardor-Ni...- zaczęła jedna z kobiet.
- DOŚĆ! - przerwał stanowczo.- Jak mogliście dopuścić, żeby ten chłopiec był w takim stanie...?
Nikt się nie odezwał...



part 37
the end