Nowa Atlantyda 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 21:47:05
By Ryoko Kotoyo
2005
Fajno... Zamiast pisać pracę z metodyki to ja opo piszę... No, ale mam nadzieję, że się wam spodoba^^ Nie ma jak poczytać sobie coś fajnego,nie?^^
Hoshi skłamałby, gdyby powiedział, że nie mógł doczekać się wieczoru. Najchętniej wolałby uniknąć tej rozmowy. Rozmowy z ludźmi, którzy go wychowywali, a teraz okazali się być mu całkiem obcy. Jednak wieczór w końcu nadszedł i musiał się z nimi zobaczyć.
Widział, że jego "matka" ma obawy przed tym, co zamierzała mu powiedzieć, ale co mógł zrobić? "Ojciec" wyglądał podobnie.
-Rozumiem, że czujesz się oszukany...-powiedziała "matka". -Ale zrozum nas. Nie chcieliśmy cię oszukać. Zamierzaliśmy ci powiedzieć w jakimś lepszym momencie.
-Przykro nam, że dowiedziałeś się o tym w tak brutalny sposób...-powiedział "ojciec".
Hoshi nie odezwał się. Czekał z napięciem, co usłyszy teraz.
-Jeśli pozwolisz opowiem ci coś.-powiedziała nagle kobieta, którą całe życia uważał za matkę.
-Co takiego...?-spytał niepewnie. To było pierwsze zdanie, które powiedział tego wieczora. Wiedział, że Yuma i Takuto przysłuchują się tej rozmowie. Wolałby żeby ich nie było, ale jak stwierdzili woleli być, żeby w razie, czego łagodzić sytuację.
-Tak...-powiedziała.- Niezwykłą historię, która dotyczy ciebie.
-To ja jestem jakiś niezwykły? -spytał niepewnie.
-W jakiś sposób na pewno, ale nigdy nie dowiedzieliśmy się, o co tak naprawdę chodziło.-powiedziała spokojnie. -My jedynie zrobiliśmy to, o co nas poproszono, a zrobiliśmy to naprawdę z prawdziwą radością...-zamilkła na chwilę.
Chłopiec poczuł się dziwnie, bo miał wrażenie, że to, co usłyszy za chwilę wcale nie naświetli mu sytuacji, a wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej ją zamąci.
-Nigdy cię nie zastanawiało, dlaczego nie masz rodzeństwa? - spytała.
Hoshi popatrzył na nią zbity z tropu.
-To nie, dlatego, że nie chcieliśmy...-ciągnęła spokojnie.-Ale dlatego, że nie mogliśmy... Widzisz... Ja nie mogę mieć dzieci... Nigdy nie mogłam. Kiedy dowiedziałam się o tym byłam załamana, dlatego razem z mężem pojechałam do moich rodziców. Wiesz gdzie mieszkają... Takie małe miasteczko otoczone lasami i położone blisko morza. To była zima. Spacerowaliśmy po lesie wśród śniegu, kiedy nagle zobaczyliśmy jakąś postać leżącą na śniegu. Kiedy podeszliśmy okazało się, że to młody mężczyzna, o białych włosach... Ale ubrany był bardzo dziwnie... Co najdziwniejsze w ramionach trzymał małe dziecko.-Popatrzyła na chłopca.-Tym dzieckiem byłeś ty...
Hoshi nie wiedział jak zareagować. Słuchał, więc dalej.
-Bardzo krwawił. Na piersiach miał okropną ranę. Chcieliśmy zawołać pomoc, ale powiedział, że to juz nie potrzebne. Poprosił nas tylko żebyśmy się tobą zajęli i żebyś nigdy nie rozstawał się z tym błękitnym kamieniem, który zawsze nosisz na szyi.
Hoshi mimowolnie dotknął kamienia.
-Ten mężczyzna miał takie niesamowicie błękitne oczy... Zupełnie jak wy...-powiedziała patrząc na Yumę i Takuto, którzy nie skomentowali tego.-Kiedy nam cię oddał powiedział coś czego nie zrozumieliśmy... Jakby to było w obcym języku, a potem... Jego ciało zaczęło znikać, a na jego miejscu widać było tylko jakby małe, światełka... Ale najbardziej zaskoczyłeś nas ty...-powiedziała patrząc na chłopca.
-Ja? - spytał.
Kiwnęła głową na znak potakiwania.
-Twoje oczy...-powiedziała.
Hoshi nie krył zaskoczenia.
-Kiedy po raz pierwszy je przy nas otworzyłeś były... Całkiem srebrne... Z czasem jednak ten kolor zaczął zanikać, ale często można u ciebie zobaczyć srebrne plamki. Nie wiem skąd to się wzięło, ale...
-To dziedziczne.-powiedział nagle Yuma. Wszyscy popatrzyli na niego.-Jego prawdziwy ojciec też miał takie oczy, więc ta kwestia jest już wyjaśniona, ale pozostaje jedno...
Podszedł do półki i coś z niej zdjął. Po chwili podszedł do kobiety i pokazał jej trzymane w ręce zdjęcie, po czym spytał:
-To on prawda?
Kobieta nie kryła zaskoczenia.
-Tak...-powiedziała cicho.
-W takim razie już wiemy, na czym stoimy...-powiedział.
-Nie rozumiem...-powiedział "ojciec".
-To proste... Mężczyzna, który oddał wam dziecko był moim wujem...-powiedział Yuma. -Miał na imię Filip. Teraz już wiemy, dlaczego do nas nie dołączył... Ale na takiej zasadzie...-zwrócił się do Hoshiego. -Jesteśmy spokrewnieni. My dwaj nawet dość blisko. Takuto to juz inna para kaloszy...
-Wypraszam sobie!!!!!!! -krzyknął urażony chłopak.
Hoshi nie wiedział czy śmiać się czy płakać. Jednak w tej sytuacji wolał nic nie mówić.
-W związku z tym-zaczął Yuma. -Mamy pewna propozycję dla państwa.
-Tak?
-Proponujemy żeby na razie chłopak został tutaj. Poukłada sobie wszystko i przemyśli, a potem zastanowimy sie, co dalej. Co państwo na to?
Rodzice" Hoshiego wyrazili swoją zgodę uznając, że tak na razie będzie lepiej.
"Pod jednym dachem z tym... Z tym...?"-Myślał chłopak. -"Już gorzej być nie może..."
************************************
-To będzie twój pokój.-powiedział Yuma pokazując chłopcu pokój.
Hoshi wszedł i uznał, że ujdzie w tłoku. Jednak nie czuł się tu komfortowo. Miał w głowie mętlik.
-Jutro przyniosą ci twoje rzeczy, więc będziesz mógł się tu urządzić, ale dzisiaj musisz jakoś wytrzymać. Jesteś głodny? -spytał białowłosy.
Hoshi pokręcił przecząco głową.
-Jak wolisz...-powiedział Yuma. -Ja idę się umyć.-powiedział i wyszedł z pokoju.
Hoshi westchnął tylko. Jego życie tak bardzo się skomplikowało. Usiadł ciężko na fotelu koło okna, z którego widział kawałek plaży i morze. Słońce już zachodziło i jego czerwone światło rozlewało się po niebie. Wtem dostrzegł na niebie jakiś dziwny punkt. Był jednak za daleko żeby dostrzec, co to. Chłopak rozglądnął się dookoła siebie i jego wzrok padł na zostawioną na stoliku lornetkę. Na boku miała podpis "TAKUTO".
"Czyli należy do tego roztrzepańca?" -pomyślał chłopak i skierował lornetkę w stronę dziwnego punktu.
Jednak po chwili wypuścił ja z rąk uznając, że ma jakieś zwidy.
Bo niby, jakim cudem mógłby zobaczyć tak dziwne stworzenie, które w sumie przypominało człowieka, ale miało postrzępione ciemnozielone włosy, czerwone oczy z ledwo zauważalnymi źrenicami, lekko zieloną skórę, jakieś dziwne malowidła na twarzy i błoniaste skrzydła?
Na dodatek to coś patrzyło prosto na niego.
Hoshi miał wrażenie, że istota patrzy mu w oczy.
Z oporem przyłożył lornetkę jeszcze raz do oczu, ale już niczego nie dostrzegł.
Postanowił zachować to dla siebie uznając, że miał przewidzenia z tego całego stresu.
Po jakimś czasie do pokoju wszedł Yuma ubrany tylko w ciemne jeansy, z ręcznikiem na włosach i puszką czegoś do picia w dłoni.
-Od razu lepiej...-powiedział zamykając drzwi.-Może też się pójdziesz wykąpać? - spytał.
-Nie dziękuję...-odpowiedział chłopak.
Yuma popatrzył na niego i powiedział:
-Długo będziesz miał taka minę? Boczysz się i boczysz... Cały dzień to przesada.
-Też coś! -powiedział chłopak.-Moje życie zmieniło swój bieg o 180 stopni. Nic z tego nie rozumiem! Kompletnie nic!!! A wy mi nic nie chcecie powiedzieć...
-Nie przesadzaj...-powiedział białowłosy otwierając puszkę.-Jakbyśmy ci wszystko na raz powiedzieli to by ci się dopiero zamotało. Wolimy to robić stopniowo.
Chłopak tylko wydął usta w wyrazie zniesmaczenia.
-Dobra cos ci powiem, ale pod warunkiem, że skończysz z tym boczeniem się zgoda?- spytał Yuma.
Hoshi popatrzył na niego.
-O.K. -powiedział.
-Znałem twoich prawdziwych rodziców.
-CO???? -wykrzyknął chłopak w szoku.-Jak to????
-Normalnie. Byłem dzieckiem, bo miałem zaledwie 4 lata, ale pamiętam ich. Zwłaszcza wtedy jak się urodziłeś 1 stycznia. Tym bardziej było to niezwykłe, bo było zaćmienie słońca. Oboje byli tacy szczęśliwi. Żeby było ciekawiej mój ojciec i twoja matka byli kuzynostwem, więc nasze pokrewieństwo nie jest dalekie.-powiedział biorąc łyk z puszki.
-A, co się z nimi stało...?-spytał cicho chłopiec.
Yuma popatrzył na niego.
-Tego na razie nie mogę ci powiedzieć. Na coś takiego musisz się przygotować psychicznie.
-Psychicznie...? -spytał Hoshi. -Niby, czemu?
-Nie zadawaj mi głupich pytań.-powiedział stanowczo starszy chłopak.-Nie mam zamiaru ryzykować, że zrobisz coś głupiego. Na wszystko przyjdzie czas...-popatrzył na chłopca.-Robi się późno. Lepiej się połóż. Dobranoc.-powiedział i wyszedł zostawiając chłopca samego ze swoimi myślami.
-Yuma...-powiedział cicho.
************************************
"Nie mogę zasnąć..."-pomyślał chłopiec przekręcając się z boku na bok. Już dawno minęła północ, a on nadal nie mógł spać. -"Nie daje mi to spokoju... A może... Spróbować jeszcze raz...?"
Wstał cicho i wyszedł z pokoju. Po ciemku ciężko było mu się poruszać, ale udało mu się znaleźć pokój Yumy. Cicho nacisnął klamkę i wszedł do środka. Yuma usłyszał jednak cichutkie skrzypnięcie. Zaskoczony usiadł śpiący na łóżku.
-Gwiazdeczka...?-powiedział cicho. Zaskoczony zobaczył w oczach chłopca łzy, które po chwili zaczęły płynąć po policzkach. Chłopiec podszedł do niego nic nie mówiąc.-Co się stało? -spytał białowłosy.-Dlaczego płaczesz...?
-Proszę cię...-powiedział cicho.-Proszę cię powiedz mi... Powiedz mi, co się z nimi stało? Co się stało z moimi rodzicami?!!! -powiedział desperacko wtulając się z Yumę siedzącego na łóżku. Yuma delikatnie objął go i przytulił.
-Wybacz Gwiazdeczko, ale nie mogę...-powiedział cicho unosząc jego twarz w dłoniach.
-Dlaczego...?
-Prawda sprawiłaby ci za duży ból... A ja nie chcę żebyś cierpiał...
,"Dlaczego...? Dlaczego serce bije mi tak mocno...?"-myślał chłopiec. Czuł dłonie mężczyzny na swoim karku i policzku.
-Mimo wszystko powiedz mi...-poprosił.
-Nie...-powiedział Yuma. -Będzie cię to boleć...
-Nie dbam o to! Słyszysz?!!! Powiedz mi!!!
W tym samym momencie poczuł jak dłonie Yumy unoszą go do góry i kładą na łóżku. Zaraz potem zaskoczony zobaczył jak białowłosy pochyla się nad nim.
-Już ci mówiłem, że nie chcę żebyś cierpiał...-Uniósł chłopca nieznacznie i zsunął mu koszulę z ramion.
"Yuma...? Yuma, co ty robisz?" -myślał chłopiec czując na swojej szyi i ramionach pocałunki.
-Nie bój się...-usłyszał przy swoim uchu.-Nie zrobię ci krzywdy. Nie śmiałbym...
Splótł palce swojej dłoni z palcami chłopca jednocześnie pochylając się nad nim mocno i dotykając jego warg swoimi.
"Moje serce szaleje przy nim..."-myślał gorączkowo Hoshi.- "Yuma... Czy ja...? Czy ja cię kocham...?"-Myślał pozwalając żeby zwinne dłonie pieściły jego ciało. Czuł jak się zatraca...
part 4
the end