Niespodzianka 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 13:56:58
Siedziałem przez cały weekend w pokoju całkowicie załamany. Nie mogłem uwierzyć, że na to pozwoliłem... Ale z jednej strony to było niesamowicie niesamowite uczucie. Jego usta... Jego ciało... Jego... Nie! Nie myśl o tym! Nie możesz o tym myśleć pod żadnym pozorem! Inaczej pewnie też zamienisz się w napalonego homoseksualistę!
Przekręciłem się na drugi bok, przyciskając do siebie poduszkę. Nie byłem pewien czy uda mi się spojrzeć mu w oczy. A co jeśli narobił sobie nadziei i teraz nie da mi już spokoju?! Nie. Nie mogę do tego dopuścić! Zrobię wszystko, żeby się od tego uwolnić! Nawet zmienię szkołę. Z bólem serca, co prawda, ale zrobię to, jeżeli sytuacja będzie nie do zniesienia. Jezu, nie wytrzymam tego!
Do pokoju wpadł Artur z szerokim uśmiechem na twarzy. Widać było, że jest z czegoś strasznie zadowolony. A jego ciche podśpiewywanie pod nosem zaczynało irytować. Usiadł obok mnie i klepnął po plecach.
- Co tak siedzisz jakbyś wrócił z pogrzebu i to z własnego? - a ja się zapytam, co to ma być? Nie przypominam sobie, żebyśmy byli przyjaciółmi!
- A nie mogę? - odwarknąłem niezbyt miło. - Moje życie, mój wolny czas i mój pogrzeb!
- Ałć. Jaki wrażliwy. - prychnął blondyn. - Ja tu w dobrej sprawie, a ty z taką niewdzięcznością...
- Twój wyśmienity humor jest podejrzany i tyle. - powiedziałem zerkając na niego niechętnie. - Czego chcesz? Kasy? Od razu mówię, że nie...
- Kamil, Boże! Jakiś ty pesymista, materialista i w ogóle! - westchnął, kręcąc głową Artur. - Czy ja nawet raz w życiu nie mogę zrobić niczego dobrego? Na takiego brutala ci wyglądam?
- Muszę odpowiadać?
- Lepiej rusz dupsko, bo wychodzimy. - zakomunikował, podchodząc do szafy, aby wygrzebać cud, boskie ciuchy.
- My? - zmarszczyłem brwi, siadając na łóżku. - Czy ja o czymś nie wiem?
- Ciebie to matka w piwnicy chowała? Świata nie pokazywała? - nie wytrzymał dwudziestolatek, a jego radosny uśmiech zniknął. - Jest impreza, więc zbieram ekipę. Będzie większość osób z naszego rocznika i kilka z ostatnich klas.
- Hm... To ja nie idę. - ponownie zaległem w łóżku, ale zaraz poczułem jak coś się na mnie uwala. - Co ty wyprawiasz, idioto?!
Leżałem na brzuchu, a na moich plecach położył się Artur. Przygniótł mnie tak mocno to materaca, że nie mogłem oddychać. Próbując złapać nieco powietrza zauważyłem, że jego usta są przy mojej szyi, jego krocze przy moim tyłku i jego dłonie na moich. Wtedy od razu znalazłem w sobie wystarczająco siły, aby go zepchnąć. Czułem, że na moich policzkach widniała dorodna czerwień. Cholera! Durny Marek! Co on ze mną zrobił?! Przecież w tym nie było żadnego podtekstu! Żadnego! Prawda?
Uważne spojrzenie Artura jeszcze bardziej mnie speszyło i pogłębiło rumieniec. Jego twarz zresztą i tak była tylko dwadzieścia centymetrów od mojej, więc trudno byłoby tego nie zauważyć, że się czerwienię. Jednak on ani się nie zaśmiał ani nie odezwał. Siedział tak i patrzył na mnie. Odwróciłem odważnie twarz w jego stronę i już miałem coś powiedzieć, gdy zostałem nagle pocałowany. Podskoczyłem wtedy tak gwałtownie, że ugryzłem się w język.
- Co ty wyprawiasz do kurwy nędzy?! - pisnąłem przerażony, odsuwając się na sam koniec łóżka z daleka od blondyna.
- Chyba już wiem, co widzi w tobie Marek. - powiedział Artur całkowicie poważnie. - Działasz na facetów. W jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób...
Mimo protestów i prób odepchnięcia go, on znowu mnie pocałował. Jego usta były natarczywe i szorstkie. Jednym słowem nieprzyjemne. Oczywiście jest też trzy razy silniejszy, więc gdy unieruchomił moje ręce, nie miałem szans. Czułem jak jego wolna dłoń sunie po moich plecach, potem po brzuchu i próbuje dobrać się do spodni.
- No, Artur jak tam zbi... - do pokoju wszedł Rudzielec z reklamówką pełną różnorodnych alkoholi i zagryzek, jednak szybko zaniemówiła. Dla niej to musiało wyglądać nieco dziwnie. Ja uwięziony i molestowany, a na mnie napalony HETERO (!) Artur. Myślałem, że speszona ucieknie, mrucząc przeprosiny, ale ona upuściła zakupy i prawie rzucając się, na mojego lokatora, zwaliła go na podłogę.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła wyraźnie wściekła, a potem zwróciła się do mnie już całkiem spokojna. - Kamil wszystko gra? Jezu, jak dobrze, że przyszłam wcześniej! Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś ci zrobił! Artur jak mogłeś?! Wszystko powiem Agnieszce, zobaczysz! Da ci tak popalić, że już nigdy w życiu nie tkniesz żadnego mężczyzny!
- Przestań już... - jęknąłem zawstydzony i poprawiłem ubranie. - Nic się nie stało...
- Nic się nie stało?! - Agata sama się nakręcała. - Kamil ty chyba nie wiesz, co gadasz?! Po pierwsze on ma dziewczynę i ją zdradza! Nie ważne czy z innym facetem czy z inną dziewczyną! Zdrada to zdrada! A po drugie ty wcale tego nie chciałeś, a to zakrawa o gwałt! Poza tym jak mogłabym nie zareagować, gdy krzywdzą mojego kolegę z roku?! Przyjaciela mojej przyjaciółki?! Nie obchodzi mnie, za jaką zimną sukę mnie bierzesz, ale nie pozwolę na to, żeby działo ci się coś złego! Nigdy!
- To przestańcie bawić się moim kosztem! - warknąłem rozłoszczony. - Przestańcie robić ze mnie geja! Przestańcie się na mnie rzucać jak zwierzęta w rui! Nienawidzę tego!
Wstałem i wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami. Ulotniłem się z akademika tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu. Zazwyczaj to tutaj szukałem spokoju i azylu, odkąd opuściłem rodzinne miasto. Teraz jednak moje bezpieczeństwo i prywatność zostały zagrożone. Dwóch napalonych pedałów czyha na moje życie. Chyba jednak czas opuścić tę szkołę i poszukać szczęścia gdzieś indziej. Gdzieś gdzie nie ma pedałów!
Usiadłem na ławce w parku, oddychając głęboko. Musiałem się uspokoić, ochłonąć, przyswoić wszystkie nowe informacje. To działo się za szybko. Najpierw Marek, potem Beata, potem znowu Marek i teraz Artur. Dodając dziwne zachowanie Rudzielca... Już sam nie wiem, co myśleć. Kto jest moim przyjacielem, a kto potencjalnym gwałcicielem? Boże, proszę dopomóż mi jak najszybciej!
- Yyymm... Przepraszam? - usłyszałem głos. Z pewnością był to głos dziewczyny. Uff! Już myślałem, że to jakiś pedofil!
- Tak? - odwróciłem się do ładnej, średniego wzrostu dziewczyny o jasnobrązowych lokach. Uwagę zwracały jej ogromne, zielone oczy i śliczna, kwiecista sukienka ukryta pod krótkim, beżowym płaszczykiem. - Ty też masz się zamiar na mnie rzucić?
- Och, nie. Nic z tych rzeczy! - zaśmiała się i usiadła obok na ławce. - Może głupio to powiedzieć, ale... wszedłeś mi w kadr...
- W kadr? - zdziwiłem się lekko, ale zaraz zobaczyłem przede mną rozstawioną sztalugę i farby. - Och, przepraszam! Nie zauważyłem! Już idę...
- Nie, nie musisz! - powiedziała, łapiąc mnie delikatnie za rękaw. - I tak miałam sobie zrobić przerwę, a ty wyglądasz jakbyś był zły. Mogę zapytać, co się stało?
- Nic. - skłamałem, oblewając się rumieńcem... Znowu! Ale jak niby miałem powiedzieć obcej osobie, że uganiają się za mną homoseksualiści i faceci uznawani za hetero! - Pokłóciłem się tylko z kilkoma osobami... Nic wielkiego, naprawdę.
- Przyjaciel? - zapytała nieśmiało. - Jeśli go lubisz to powinieneś mu wybaczyć. On tobie również. Wiesz... Nie warto się kłócić. Wtedy możemy stracić osobę, na której nam zależy. Pewne rzeczy nie są tego warte, więc może lepiej odpuścić?
Spojrzałem na nią oniemiały. Dostaję rady od całkowicie obcej osoby i można powiedzieć, że te rady są słuszne, lecz... Jak mogę wybaczyć coś TAKIEGO?! Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w najbliższej przyszłości, bo wybaczenie równałoby się z zaakceptowaniem tego, a to nie wchodzi w grę.
- Przepraszam, że się wtrąciłam! - zmieszała się. - To nie moja sprawa, więc nie mogę niczego oceniać. W końcu nie wiem nawet, o co poszło... Wybacz!
- Nie, nie! Nic się nie stało! - zaprzeczyłem szybko, posyłając jej uspakajający uśmiech. - Myślałem tylko nad tym, co powiedziałaś. Jednak to nie takie proste...
- W następną sobotę jest wystawa w Galerii Handlowej na trzecim piętrze obok księgarni "Lotos". Może wpadniesz? Będzie tam ten obraz. - wskazała palcem sztalugę. - Jak tylko go dokończę, oczywiście!
- Hmm... czemu nie? - może nie znam się na sztuce, ale nic mi nie zaszkodzi dokształcić się w tym kierunku. - Z chęcią go zobaczę. Będziesz?
- Tak. - pokiwała głową. - Cały dzień. Od dziewiątej do dwudziestej. Będę oprowadzać ludzi i opowiadać im o obrazach. Bardzo to lubię.
- W razie czego, o kogo mam pytać? - w końcu ktoś normalny! Normalny, jest dziewczyną i to w dodatku śliczną!
- Och, tak... Całkiem zapomniałam! - klepnęła się otwartą dłonią w czoło. - Julka jestem.
- Kamil. Jesteś studentką, prawda? - uśmiechnąłem się lekko, widząc ten gest.
- Yhym! - wyszczerzyła ząbki. - Jestem na drugim roku ASP na wydziale malarstwa, a ty?
- Kinematografia. Dokładniej to reżyseria, ale zastanawiam się nad zmianą kierunku... - powiedziałem niepewnie, chowając ręce do kieszeni. Wyczułem wibracje telefonu. To pewnie któryś z tych idiotów.
- Dlaczego? - wyraźnie się zainteresowała. - Czy to ma związek z tą kłótnią?
- Nie... Nie do końca. - mruknąłem. - Przepraszam cię na chwilę, muszę odebrać telefon.
Wstałem z ławki i odszedłem kawałek, a Julia wróciła do sztalugi. Spojrzałem na wyświetlacz i ze zdziwieniem stwierdziłem, że to numer mojej matki. Zaniepokoiłem się, gdy w słuchawce usłyszałem jej szloch.
- Kamil? - wyjęczała z trudem. - Proszę cię wróć jak najszybciej do domu... Tomkowi się pogorszyło... Leży w szpitalu... Lekarze nie dają mu dużo czasu...
- Co?! - wykrzyknąłem. - Jak to pogorszyło?! Nie pilnowałaś go?! Przecież wiesz, że trzeba go mieć cały czas na oku! Jak mogłaś!
- Przestań na mnie krzyczeć! - odwzajemniła się tym samym. Rykiem do telefonu. - Pilnowałam go! Zresztą to nie tylko mój obowiązek! Poza tym lekarze powiedzieli, że to nie wina niedopilnowania, ale zbyt szybkiego postępu choroby... Podobno zbyt duża liczba stresu. Nie wiem, Kamil. Przyjedź, proszę cię!
Westchnąłem. No pięknie! Tomek to mój pięcioletni kuzyn. Syn siostry mojej matki, która jest... no, wariatką. Tłumacząc to dogłębniej po śmierci męża zamknęła się w sobie i przestała dbać i zajmować się dwuletnim jeszcze synkiem. Przyjęliśmy ją wtedy pod swój dach, a po półtora roku okazało się, że Tomek ma zapalenie opon mózgowych. To był koszmar. Matka szalała, zmieniając, co chwila lekarzy, ale każdy stwierdził to samo. W końcu poddała go leczeniu i walcząc jak lwica o jego życie, opiekowała się nim. Teraz jednak jego stan nagle się pogorszył. Dlaczego?
- Ale co ja takiego mogę zrobić? Przecież nie uleczę Tomka... I nie mogę tak nagle wyjechać... Przecież wiesz ile znaczą dla mnie te studia! - wydusiłem z siebie.
- Jego śmierć nic dla ciebie nie znaczy?! Studia są ważniejsze?! - wychlipała dramatycznie moja matka.
- Mamo..! - westchnąłem ponownie. - Porozmawiamy jutro, dobrze? Dzisiaj nie jestem w nastroju na kłótnie. Postaram się z tym coś zrobić... Do jutra, pa.
Rozłączyłem się, pożegnałem z Julią i wróciłem do akademika. W pokoju zastałem całą trójkę; Artura, Grześka i Rafała. Siedzieli przy swoich laptopach i pogrywali w jakąś sieciówkę, rozmawiając przy okazji na jakiś nudny temat. Blondyn spojrzał na mnie niepewnie i nawet otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili chyba zrezygnował, bo je zamknął i tylko patrzył.
- Spokojnie, nie przyszedłem z siekierą, aby cię zabić. - położyłem się na łóżku i w ubraniu poszedłem spać. - Nie przejmuj się tym...
- Naprawdę sorry, Kamil. - odpowiedział i nikt już do tego nie wracał. Oby.