Stray 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 21:37:17
Rozdział V
Sierpień okazał się wyjątkowo deszczowy. Zaledwie dwa dni po wyruszeniu z Daivenn, chłopców zaskoczyły nagłe opady i zepsucie pogody. Błękitne niebo zasnuły szaro-białe chmury, a z nich siąpił drobny deszczyk. Podniosła się mgiełka, sięgająca do połowy łydki. I zrobiło się nieprzyjemnie chłodno. Pierwszej nocy spali pod gołym niebem, obudzili się zziębnięci i przemoknięci. Postanowili jechać całą następną noc, o ile nie znajdą czegokolwiek znajdującego się pod dachem.
Kiedy zaczęło się ściemniać, natrafili na mały zajazd tuż przy trakcie, porośnięty nieco jarzębinowymi krzewami. Dom był opuszczony, a stary spruchniały szyld tak starty, że nie można było odczytać nazwy karczmy.
- Idziemy. - Eris machnął dłonią ponaglająco, kopniakiem otwierając drzwi, które wcześniej stawiły opór. Tym razem puściły, a z wnętrza uderzył ich zatęchły zapach zbutwiałego drewna. Białowłosy bez ociągania wszedł do środka. Krok za progiem uklękł na podłodze, i wydobył z tobołka lampę i butelkę oleju. Napełnił lampkę po czym podrapał się w głowę i popatrzył bezradnie na Falika. Ten zapytał:
- Coś się stało?
- Bez magii nie mogę nawet zapalić lampy.. - Rzekł żałośnie Eris, starając się jednak nie ujawniać swej frustracji z tego powodu, a przedstawić to jedynie jako suchy fakt. Elf jednak dostrzegł grymas zmartwienia na zmęczonej twarzy przyjaciela. Sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej dwa krzemienie.
- Nie umiem korzystać z magii, i dlatego to się zawsze przydaje. - Zderzył dwa krzemienie tuż nad knotem nasączonym olejem. Powtórzył czynność kilkakrotnie aż w lampie pojawił się płomień. Falik uśmiechnął się przyjaźnie do Erisa, któremu zrzedła mina i naburmuszył się nieco. Kiedy ogień rozświetlił odrobinę wnętrze pokoju, mogli mu się przyjrzeć - cały domek był z drewna, toteż ściany i podłogi spruchniały w niektórych miejscach, a z sufitu od czasu do czasu skapywała kropelka wody. Pod ścianami, w których widniały okna z pozatrzaskiwanymi od zewnątrz okiennicami, stały ławy i stoły. Stara lada kryła za sobą wejście do jakiegoś pomieszczenia. Na wszystkim znajdowała się gruba warstwa kurzu.
Chłopcy udali się piętro wyżej, gdzie, jak okazało się, znajdowały się nieczynne już pokoje gościnne. W niektórych stały jeszcze meble takie jak komódka czy krzesło. Postanowili zatrzymać się w prawie pustym, ale za to najbardziej suchym pokoju. Na jednej z jego ścian wisiało lustro, sięgające od podłogi do niemalże sufitu, przy czym było bardzo wąskie.
Rozłożyli się na drewnianej podłodze, za posłanie mając derki i własne płaszcze. Na wyciągnięcie ręki postawili ciągle palącą się lampę. Położyli się, i w milczeniu patrzyli na sufit. Falik powoli zmienił obiekt obserwacji na Erisa. Wyglądał wyjątkowo smętnie, miał podkrążone oczy i nieco zsiniałą twarz. Trząsł się, prawdopodobnie z zimna. Elf westchnął cicho, po czym podniósł się do pozycji półsiedzącej i przykrył go swoim płaszczem. Białowłosy zmarszczył brwi.
- A ty?
- Mi nic nie będzie, za to ty trzęsiesz się jakbyś zobaczył zjawę.
Jakby na zawołanie coś skrzypnęło na dole zajazdu. Do uszu Falika dotarło niespokojne parskanie koni. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, ale nie dał tego po sobie znać i najspokojniej zignorował niepokojące odgłosy. Rzekł:
- Przeziębiłeś się. Idź spać.
- Będę miał wyrzuty sumienia.
- Masz gorączkę!
- Nie mam.
Rudowłosy westchnął głośno, powiedział powoli:
- Jest lepszy sposób na ogrzanie ciebie, ale nie wiem czy ci się to spodoba.
Chłopak zamrugał pytająco, spoglądając na elfa. Ten położył się bliżej niego, podnosząc jego okrycie i przysuwając się do Erisa jeszcze bardziej. Niemalże stykali się nosami.
- Nie podoba mi się to. - Warknął cicho Stray, odsuwając się nieznacznie. Falik zirytował się:
- Chcesz zejść na zapalenie płuc? Popatrz na siebie!
- Nie twoja sprawa! - W tym momencie białowłosy kichnął głośno. Elf zmarszczył gniewnie brwi. Stanowczym ruchem przyciągnął go do siebie. Chłopiec zaprotestował głośno:
- Falik, nie do cholery!
- O co Ci chodzi?
- Nie, to znaczy nie!
- Przeziębisz się!
- Nie!! - Odepchnął go od siebie i odwrócił się do niego plecami. Zaległa cisza w której słychać było tylko odbijające się od szyby i dachu krople wody. Po dłuższej chwili milczenie przerwało ciche, zrezygnowane pytanie Falika:
- Boisz się mnie?
Eris zadrżał mimowolnie, objął się ramionami.
- Głupek. Nie boję się, przecież nic mi nie zrobiłeś.
- To przez niego, prawda?
Stray zamilkł, wbijając spojrzenie w ścianę. Elf nie dawał za wygraną:
- Nie jestem nim. Po prostu boję się, że się przeziębisz. Eris.. - Dotknął niepewnie dłoni chłopca. Ten drgnął, ale nie cofnął się. Rudowłosy westchnął z rezygnacją, i już zaczynał się wycofywać, kiedy usłyszał:
- Nie.. przepraszam.
Nie musiał usłyszeć niczego więcej. Uśmiechnął się, z racji tego że Eris nie widział tego uśmiechu, sam do siebie. Powoli objął przyjaciela w pasie, przytulając się do jego pleców. Zakrył ich stertą nakryć. Elf grzał jak rozpalony kominek. Zasnęli, wsłuchani w deszcz za oknem, i we własne oddechy.
Obudził go jakiś szmer. Jakby ktoś go wołał. Otworzył powoli oczy. W pokoju było ciemno, tylko przez okno wpadała smuga księżycowego światła. Lampa olejna dawno już zgasła. Było cicho - czyli przestał padać deszcz i chmury się rozproszyły - stwierdził w myślach. Natychmiast uprzytomnił sobie, że coś go obudziło. Rozejrzał się niepewnie po pokoju. Jego wzrok natrafił na wysokie lustro postawione przy prawej ścianie. Jakiś impuls niezależny od jego woli kazał mu podnieść się, zrzucając przy tym obejmujące go dłonie rudowłosego elfa który zmarszczył brwi przez sen, po czym przejść po skrzypiącej podłodze do lustra. Stanął przed nim, i zobaczył swoje własne odbicie - białe włosy rozsypane w nieładzie, podkrążone, złote oczy błyszczące dziwnie w ciemności. Położył dłoń na chłodnej tafli. Nagle usłyszał dziwne skrzypienie, odwrócił się poszukując źródła dźwięku lecz nic nie dostrzegł. Odwrócił się do tafli o omal nie krzyknął kiedy ujrzał tam nie siebie, lecz czarnowłosego chłopca o czerwonych oczach, z leciutkim uśmieszkiem na bladej twarzy.
- "Stray.. nie strasz mnie tak.." - Szepnął w myślach, nie poruszając nawet ustami.
- Przepraszam, czasami nie można się powstrzymać.. - Zaśmiał się cicho.
- "Jakieś specjalne powody, do wizyty w takich okolicznościach?"
Czarne brwi zmarszczyły się lekko. Popatrzył gdzieś ponad ramieniem Erisa.
- Tak.. patrz tam.. - Białowłosy odwrócił się powoli i spojrzał na sufit. Poczuł jak krew odbiega z jego twarzy a w gardle więznie krzyk. Skamieniał i nie mógł się ruszyć, dopóki złośliwe wąskie oczka nie skierowały się na niego.
- FALIK, NAD TOBĄ!
Elf obudził się w jednej sekundzie, natychmiast odskakując w przeciwległą stronę pokoju. Z zawieszonej pod sufitem belce zeskoczyła istota chuda i pokraczna. Zaśmiała się skrzekliwie i rzuciła na Erisa. Chłopiec zrobił szybki unik przetaczając się do swojego tobołka. W powietrzu zabrzmiał świst klingi. Kiedy stworzenie odwróciło się, i wznowiło atak, białowłosy doskoczył do niego i prowadząc cięcie na skos, rozpruł mu klatkę piersiową, od obojczyka, do biodra. Żelazo zgrzytnęło na kościach. Zanim napastnik zdążył zawyć z bólu, jak duch pojawił się przed nim rudowłosy elf, dzierżący z prawej dłoni zagiętą szablę. Było słychać jedynie świst i łomot upadającego ciała.
Chłopcy dyszeli cicho, Falik podszedł do ciała, odwracając je kopniakiem na plecy. Wciągnął głośno powietrze, po czym powiedział:
- To jest człowiek.
Wtedy jak na zawołanie usłyszeli łomot na dolnym piętrze zajazdu, głośne śmiechy i nawoływania.
- Zbóje.. - Warknął Eris, po czym zaklął pod nosem. Szybko pozbierali swoje rzeczy, nie marnując czasu nawet na przebranie się, jedynie na zarzucenie płaszcza i założenie butów. Dzierżąc broń w dłoniach z hukiem otworzyli drzwi i udali się na dół.
Było ich pięciu. Wszyscy równie pokraczni jak pierwszy na górze, z jedyną różnicą masy - dwóch było naprawdę ogromnych, niemalże szurali czuprynami postawionymi na sztorc po suficie. Kiedy tylko dostrzegli chłopców, bez słowa rzucili się na nich. Ci spojrzeli na siebie porozumiewawczo i rozdzielili się.
Erisa dopadło najpierw dwóch, posturą ledwo przerastających zbója załatwionego na piętrze. Ruszyli w jego kierunku, zupełnie bez ładu machając żelazem. Wyglądali na mocno wstawionych. Chłopiec zrobił krok do tyłu, i nie musiał zrobić nic więcej - mężczyźni wpadli na siebie, i jeden nadział się na miecz drugiego. Padł na ziemię drżąc konwulsyjnie i krztusząc się posoką. Jego towarzysz zaryczał wściekle i rzucił się na Erisa, który pochylił się, a klinga zbója minęła białe kosmyki o centymetry. Scimitar podciął nogi zbójowi który z kwikiem zwalił się na podłogę. Stray kopniakiem pozbawił go broni, a szybkim cięciem przez tętnicę - życia. Spojrzał za siebie - Falik załatwił już najmniejszego posturą przeciwnika, i walczył z jednym olbrzymem. Zanim białowłosy zdał sobie sprawę, że gdzieś umknął mu ten drugi, poczuł potężne uderzenie w potylicę. Pociemniało mu przed oczami i zwalił się na kolana, powstrzymując odruch wymiotny. W ostatniej chwili odskoczył przed zwalającym się na niego ogromnym toporem, który z trzaskiem zmienił drewnianą podłogę w kupę drzazg. Zataczając się, chłopiec robił jedynie uniki, nie był w stanie robić niczego więcej. Machinalnie sięgnął dłonią do fiolek przytroczonych do pasa. Bez namysłu odczepił jedną z nich i wziął dwa łyki oleistego, bezsmakowego płynu. Zadziałał natychmiast.
Białowłosy chłopiec odbił się od podłogi i wzniósł niemalże pod sufit, lądując na ramieniu zdezorientowanego olbrzyma. Ten nie miał szas. Smukłym scimitarem rozpruł tętnicę szyjną, a krew zaczęła sikać potężnym strumieniem. Zbój zarzęził krztusząc się życiodajnym, uchodzącym z niego płynem. Eris zeskoczył na podłoge za nim i ulotnił z miejsca, gdzie kilka sekund później zwaliło się ogromne cielsko.
Drugi mężczyzna popatrzył w tamtym kierynku - Falik wykorzystał tę chwilę nieuwagi - pchnął szablę prosto między żebra przeciwnika, i wyszarpnął ją, słysząc zgrzytanie kości. Olbrzym z rykiem zwalił się na podłogę.
- Zmywamy się! - krzyknął Eris, i obydwaj wypadli na dwór przed zajazd. Na szczęście zbójom nie przyszło na myśl zabicie lub odtroczenie ich koni - stały, prychając niespokojnie. Z drugiej strony ganku przytroczone do barierki były konie zbójów. Było ich siedem.
Falik od razu usłyszał szmer za sobą, pchnął klingę koło swojego boku, czując jak wbija się w coś miękkiego. Zbój osunął się na ziemię.
- Nie atakuje się od tyłu. - Warknął, patrząc z pogardą na stygnące ciało.
Szybko osiodłali własne konie, dosiedli ich i zanim ruszyli pędem małym, wysypanym żwirem traktem odtroczyli konie zbójów, puszczając je wolno.
Pędzili na złamanie karku przed siebie, aż na niebie pojawiły się pierwsze smugi wschodzącego słońca, a pośród nich nie rozległ ptasi śpiew.
*
Był wczesny poranek. Niebo było jasno błękitne, powleczone pajęczynką rozmytych chmur. Słońce podążało ku zenitowi, wiał przyjemny, ciepły letni wietrzyk, powietrze było świeże i pachniało mokrym lasem.
Środkiem gościńca, powoli w kierunku miasta szło dwóch podróżnych - obydwaj już godzinę wcześniej nie mogli utrzymać się w siodle, toteż szli przy bokach swoich wierzchowców, prowadząc je za uzdę. Wędrowcy wyglądali jak śmierć.
- Daleko jeszcze? - Zapytał niewyraźnie Eris, mimo że doskonale wiedział, że pół dnia drogi. Związane w koński ogon włosy wysunęły się spod rzemienia, każdy kosmyk sterczał w innym kierunku. Oczy miał niemiłosiernie podkrążone, jakby wcześniej się z kimś bił na pięści. Szedł wężykiem co mogłoby postronnemu obserwatorowi podpowiedzieć, że chłopak się upił w trupa. Jednak prawda była inna. Od kilku godzin jedna niezmącona myśl opanowała rozum nieszczęsnego Straya. Myśl ta była wyjątkowo prosta w swoim znaczeniu, a brzmiała ona ni mniej, ni więcej jak: "Spać".
- Pół dniaaaa.. - Ziewnął Falik nie sliąc się nawet na dyskrecję, co zignorowali obydwaj, gdyż byli zbyt wykończeni i skupieni na tym, by utrzymać się w pionie, niźli zastanawiać się nad zasadami zachowania w towarzystwie. Rude włosy nastroszyły się niczym ptasie pióra i dumnie powiewały na wietrze. Elf miał niewiele mniej imponujące cienie pod oczami, co niższy od niego o pół głowy przyjaciel. Ale szedł prosto, dzielnie utrzymując się w pozycji swobodnie interpretowanej jako pionowa. Eris na wpół szedł, na wpół był ciągnięty przez i tak już zmęczone zwierze.
Gościniec ciągnął się przez trawiaste łąki, na horyzoncie widać było ciemnozieloną ścianę lasu. Tuż przy trakcie rosły pojedyńcze jabłonie i inne mniejsze lub większe drzewa. Rów po prawej stronie zarastały pokrzywy.
W ostatniej chwili usłyszeli szmer, nie zdążyli nawet sięgnąć po oręż kiedy zza pobliskiej jabłonki, zastępując im drogę, wyskoczyła drobna postać, celująca w nich krótkim dwuręcznym mieczem. Miecz ten osóbka trzymała w jednej ręce, drugą opierała o swoje biodro.
- Ha! - Zakrzyknęła - Mam was, nikczemnicy!
Chłopców wryło w żwirową nawierzchnię gościńca. Stała przed nimi dziewczyna, niższa od Falika o głowę, więc siłą rzeczy, od Erisa o pół. Ścięte na wysokości brody jasne blond włosy rozwiewał wiatr, grzywka kończąca się nad brwiami pozwalała dojrzeć oczy w kolorze niewiele ciemniejszym od powiewających kosmyków. Osóbka miała bardzo kobiecą figurę - wąskie barki, wciętą talię i szerokie biodra. Eris zsiniał z obrzydzenia od samego patrzenia na to piersiaste uosobienie tego, czego nie znosił od zawsze. Na szczęście piersi nie miała tak wielkich, jak jego niedoszła narzeczona. Dziewczyna miała na sobie wyjątkowo krótką bluzkę, która w zasadzie była jedynie opaską, do której na lewym ramieniu miała umocowany mały naramiennik. Niewiele dłuższa spódniczka, tak samo jak górna część ubioru i wysokie buty, została wykonana z brązowej skóry. Spod butów wystawały materiałowe pończochy, w ciemno brązowym odcieniu, sięgające nieco powyżej kolana. Przy pasie miała przytroczoną skórzaną pochwę na miecz, wysadzaną jednym, sporym bursztynem.
- Co? - Zapytał Falik po dłuższej chwili, nie siląc się nawet aby pytanie zabrzmiało odrobinę inteligentniej.
- Zbóje! - Głos dziewczęcia był wyjątkowo donośny - Już ja wam pokażę!
- Nie jesteśmy zbójami! - Elf zaprzeczył natychmiast, nie wiedząc czy ma się śmiać czy tłumaczyć.
- Wszyscy tak mówicie! - Zawołała, podnosząc miecz na wysokość swojego ramienia, ciągle celując w zapowietrzonych wędrowców - Mogłabym was pokonać z zamkniętymi oczami!
- A ja bym cię pokonał z palcem w dupie - Rzekł zdawkowo Eris. Falik popatrzył na niego prędko. Natychmiast zapytał:
- Naprawdę?
Stray spojrzał na niego z rezygnacją, załamując ręce. Nastąpiło długie milczenie. Przerwała je dziewczyna:
- To nie jesteście zbójami?
- Nie
- Hmmm.... - Podrapała się w brodę, i zerknęła na nich taksująco. Pstryknęła palcami i uśmiechnęła się chytrze - Ale jesteście zboczeńcami!
Falik zakrztusił się a Eris podparł o bok konia.
- Cooo? - Elf wydusił z siebie pytanie pomiędzy kaszlnięciami, a białowłosy który zdążył jakoś utrzymać się na nogach podszedł do niego i zdrowo walnął go w plecy.
- Już ja wiem, ja wiem jak to z wami elfami jest! Myślicie że nie wiem, czemu was tak mało? Zboczeńcy! Jak można pałać namiętnościami do własnej płci, odrzucając piękne, kobiece wdzięki! - Uniosła miecz nad siebie po czym znowu wycelowała w zdezorientowanych chłopców.
- Och, z pewnością. - Mruknął pod nosem Eris, pomagając podnieść się z klęczek krztuszącemu się przyjacielowi - A kim ty w ogóle jesteś?
Dziewka uśmiechnęła się pod nosem, jakby tylko czekała na to pytanie. Obróciła się wokół własnej osi, przybierając pozycję, po której widać było, że jest wyćwiczona. Dziewczyna zawołała:
- Ja, jestem Amelia Rossegrod! Obrończyni sprawiedliwości, która za cel wzięła sobie unicestwienie zbójectwa i odbudowanie marnej w ilości populacji elfów!
Znowu zaległa cisza. Mocniejszy podmuch wiatru poruszył wysokimi trawami. Gdzieś nieśmiało odezwał się mały ptaszek. Wiaterek ten uniósł włosy całej trójki. Amelia skupiła wzrok na Erisie.
- Ty... Ty nie jesteś elfem! - Od razu zwróciła się w stronę Falika - Więc Ty...
- Nim nie musisz się martwić - Wciął się Stray - On lubi dziewczyny.
Elf uniósł rudą brew, dziewczyna natomiast przyklasnęła wesoło
- Skoro tak, to w porządku! Gdzie idziecie?
- Do miasta Old Salt. - Burknął rudowłosy, któremu nagle popsuł się humor, czego nie zauważyło żadne z pozostałej dwójki - Eris, bo był potwornie zmęczony, za bardzo by zwracać uwagę na takie szczegóły, i Amelia która w życiu nie posądziłaby prawego, heteroseksualnego elfa o popsuty humor. Dziewczę stwierdziło, że to fantastycznie, bo ona też, i leząc za znudzonymi chłopcami gadała całą długą drogę, prowadzącą do portowego miasta.
Old Salt, położone nad rzeką Mahover, pachniało wodorostami i rybami.
- Śmierdzi jak zawsze - Skwitował Falik.
- Myślałem że taki wilk morski jak ty jest przyzwyczajony.. - Eris mimo zmęczenia posilił się na odrobinę złośliwości. Przeciągnął się, wciągając powietrze do płuc - Ach, jak w domu!
Rudowłosy stwierdził, i słusznie, że zły humor przyjaciela stanowczo spowodowany jest potwornym zmęczeniem. Nie spali porządnie od wielu dni, nie mówiąc już o normalnym posiłku. Nie wsłuchując się w ględzenie Amelii, szli powoli, wlokąc za sobą wymęczone konie. Dotarcie do pierwszej gospody nie zajęło im dużo czasu. Kiedy stanęli przed okutymi, drewnianymi drzwiami, Eris stanowczym ruchem wpakował w dłoń Amelii uzdy ich koni. Wskazał na nią, i warknął:
- Dobra. Za zrobienie nam kłopotów i męczenie swoim gadaniem przez całą drogę, zajmiesz się tym i rozejrzysz po porcie. Musimy jak najszybciej załapać się na jakiś statek do Małego Brodu.
Amelia zachwycona faktem że może się do czegoś przydać, pokiwała głową entuzjastycznie, i pobiegła na tyły gospody, tam gdzie prawdopodobnie była stajnia. Dziewczyna dobrze znała to miasto.
- Skąd w niej tyle energii? - Zapytał z niedowierzaniem Falik, wciąż z rozdziawionymi ustami patrząc za nową towarzyszką.
- Bo w przeciwieństwie do nas, spała całą noc i jadła śniadanie. - mruknął ze zniecierpliwieniem białowłosy - Idziemy.
Karczma nie była mała. Na parterze znajdowała się jadłodajnia, pod ścianami i na środku pomiszczenia, bez ładu poustawiane były masywne dębowe ławy i stoły. Ściany poodwieszane były różnego rodzaju morskimi trofeami takimi jak szczęki drapieżnych ryb, jak i właściciele tychże szczęk. Po za tym ulubioną ozdobą ścienną właściciela zdawały się sieci rybackie. Ogólnie rzecz biorąc, było całkiem przytulnie, gdyby nie okrutny zaduch, spowodowany prawdopodobnie rzadkim wietrzeniem.
Eris z góry opłacił pokój kilkoma srebrnymi koronami, i nie czekając na rozglądającego się po znajomym miejscu Falika, przestępując po dwa trzy stopnie, wspiął się na górę po trzeszczących, drewnianych schodach. Elf otrząsnął się i pośpiesznie ruszył za nim.
Dogonił białowłosego w wąskim, ciemnym korytarzyku. Wszystko na pięterku skrzypiało - podłoga pod stopami, i drzwi, kiedy Stray je otworzył. Pokój był miły i przytulny, powietrze było w nim znacznie świeższe. Chłopcy popatrzeli milcząco na duże, jedyne w pomieszczeniu łóżko. Po za nim przy ścianie znajdowała się mała komódka, a na niej dzban prawdopodobnie z wodą.
- Dobra - Rzekł Eris - Zrobimy tak.. - Usiadł po lewej stronie łóżka i zrzucił z siebie płaszcz, po czym zaczął rozsupływać rzemienie koszuli - Ja śpię po tej stronie, ty po tamtej. Bez wygłupów.
Falik był zdziwiony aż takim kompromisem, biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia na trakcie. Jednak był mu on jak najbardziej na rękę, dlatego nie skomentował. Zrzucił z siebie zakurzone ubrania, opłukał twarz wodą z naczynia. Kiedy odwrócił się w stornę przyjaciela, ten już leżał, odwrócony do elfa plecami. Rudowłosy z westchnieniem wsunął się pod przykrycie. Wpatrując się w rozsypane na pościeli białe kosmyki, zapadł w upragniony sen.
Usiłował przewrócić się na drugi bok, ale jakiś ciężar na barku za bardzo krępował jego ruchy. Zmarszczył brwi przez sen, powoli się wybudzając. Otworzył oczy, a jego wzrok padł na uśpioną twarz elfa, który najspokojniej w świecie go obejmował. Wyraz twarzy miał wyjątkowo błogi.
- Niech cię.. - warknął Stray z rezygnacją. Doszedł do wniosku że musi zacząć przyzwyczajać się do takich pobudek.
Właściwie to nie czuł się źle, budząc się koło kogoś. Popatrzył w zamyśleniu na śpiącego Falika. Ten widocznie poczuł, że jest obserwowany, wymruczał coś przez sen po czym uchylił jedną powiekę, zaraz potem drugą. Napotkawszy zimne, złote spojrzenie, zdał sobie sprawę ze swojego położenia. Spiął się, nie wiedząc czy zaraz straci głowę, czy coś innego.
Eris westchnął cicho.
- Nie wiem, jak to się dzieje, że ciągle razem lądujemy w łóżku. - Popatrzył spode łba na elfa - Gdybyś nie lubił dziewczyn, to bałbym się że masz jakieś nieczyste zamiary. - Uśmiechnął się wrednie.
Rudowłosy już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie leżący koło niego chłopiec zrobił minę, jakby nagle zdał sobie sprawę z czegoś niesamowicie ważnego. Zerwał się, zrzucając z siebie przyjaciela.
- Która godzina!? - Zeskoczył z łóżka, i pośpiesznie zawiązał rzemienie koszuli. Wciągnął spodnie na nogi i nie zawracając sobie głowy szczegółami takimi jak buty, wybiegł z pokoju nawet nie zamykając drzwi.
Falik warknął pod nosem wykwintne przekleństwo. Już miał zamiar się podnieść, jednak kiedy natrafił dłonią na nagrzaną jeszcze pościel, tam gdzie leżał Eris, zastygł w miejscu, zatrzymując wzrok w tym punkcie. Zmarszczył brwi szepcząc w ciszę:
- Ty nic nie rozumiesz..
Z głębokim westchnieniem zwlekł się z łóżka, i nie śpiesząc się, zaczął wciągać na siebie świeże ubrania. Kiedy zapinał klamry butów, do pokoju wpadł Stray. Był wyraźnie zdenerwowany:
- Przespaliśmy cały cholerny dzień! - Splunął na podłogę - Jest środek nocy! Za kwadrans mamy statek, zbieraj się!
Elf zmęłł w ustach kolejne przekleństwo. Ukradkiem obserwował przebierającego się Erisa. Spakowali się w zawrotnym tempie, Falik był przekonany, że czegoś nie wzieli.
Białowłosy nerwowo wyjżał przez okno.
- Idziemy, do cholery! - Chwycił przyjaciela za ramię, i wyciągnął z pokoju. Pędem zbiegli po schodach do tak zwanej jadłodajni, gdzie o tej godzinie kwitło życie towarzyskie. Zgarnęli stamtąd Amelię, przerywając jej nawracanie wyjątkowo rozbawionych, dwóch, prawdopodobnie miejskich, elfów. Eris dostrzegł na wewnętrznej stronie drzwi tawerny list gończy. Zaklął szpetnie.
List był nowy. Portret przedstawiał już chłopca o włosach białych, i złotych oczach. Pod spodem podane były informacje o tym, że ostatnio widziano go w Daivenn i prawdopodobnie ktoś z nim podróżuje. I jakie mają konie.
- Musimy je w takim razie zostawić. - Warknął pod nosem, spojrzał nerwowo na Amelię - Co w porcie?
- Gadają o Tobie, ale tylko trochę. - Wzruszyła ramionami - Ogólnie w tym mieście nie ma Łowców Głów, a straż pewnie leży pijana gdzieś w okolicach baszt, więc nie masz się co przejmować. Ale przydałoby się stąd ulotnić, a za chwilę odpływa ostatni dzisiaj statek do Małego Brodu. No i..
Nie dał jej dokończyć. Biegiem opuścił karczmę ciągnąc Falika za sobą, zostawiając ją samej sobie. Wymruczała z niezadowoleniem kilka przekleństw, po czym pobiegła za nimi.
Na molo dotarli w ostatnim momencie. Statek już był odcumowywany, i musieli się nie lada naprosić, żeby wpuszczono ich na pokład. Kilka dodatkowych srebrnych koron załatwiło sprawę. Jak zawsze.
*
- O raaaaaanyyy.... - Westchnął Falik, taszcząc na plecach upitego w trupa Erisa. Ten uwiesił się na jego szyi i chichotał radośnie za każdym razem, jak elf potykał się na schodkach i niewiele brakowało, żeby obydwaj wylądowali na drewnianych deskach pokładu.
Na statku, jak to na statku - woda spokojna, toteż urządzono małą popijawę. Alkoholu nie żałowano, i nie szczędzono nawet młodym podróżnikom. Okazało się, że Amelia ma znacznie mocniejszą głowę od chłopców, i prawdopodobnie cały czas balowała na dziobie z kilkoma podchmielonymi marynarzami. Rudowłosemu udało się bezpiecznie zejść po schodach i przeciągnąć Stray'a przez korytarzyk, po czym otworzyć drzwi kajuty i bez szwanku położyć przyjaciela na posłaniu. Był z siebie dumny, biorąc pod uwagę że sam był podchmielony. Jako że posłanie było jedno, ale duże, elf położył się na plecach i już szykował do zapadnięcia w błogą, pijacką drzemkę, kiedy nagle poczuł dotyk na swojej klatce piersiowej. Otworzył oczy. To co zobaczył zapowietrzyło go.
Eris najspokojniej w świecie usiłował się na nim położyć. Spoglądał na niego spod przymrużonych powiek i uśmiechał się lubieżnie. Wymamrotał niewyraźnie:
- Falik.. jak to z Tobą jest..
- Co? - Wykrztusił zaskoczony elf, mimowolnie cofając się nieco. Białowłosy zauważył ten ruch, i nerwowo wczepił się w koszulę przyjaciela.
- Ja wiem.. jak to z elfami jest.. to dziwne.. że.. że.. - Zmarszczył brwi namyślając się nad dokończeniem zdania - że lubisz.. no wiesz, dziewczyny.
Falik prychnął gniewnie, zapominając o swoim nieciekawym położeniu.
- Nie lubię dziewczyn. W ogóle nie wiem, na jakiej podstawie do tego doszedłeś.
- Nie lubisz? - Eris był wyraźnie zaskoczony.
- Nie!
- Och.. - Podrapał się w głowę. Po chwili uśmiechnął się dziwnie. Elf wiedział, że to nie wróży niczego dobrego. Poczuł jak białowłosy z małym trudem zmienia pozycję, kładąc się na nim zupełnie. Był rozpalony.
- Eris, co ty robisz.. - Szepnął nerwowo. Wszystkie mięśnie Falika spięły się, i jak na złość, szum w jego głowie nagle narósł, dając tym samym znak że alkohol zaczyna działać na organizm.
- Pocałuj mnie.. - Poprosił cicho, tuż przy jego twarzy. Rudowłosy otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale sytuacja tak go zszokowała, że nie mógł się ruszyć. Poczuł uderzenie gorąca w podbrzuszu.
- N-nie.. - Wykrztusił, delikatnie odsuwając od siebie Stray'a - Jesteś pijany.. tylko dlatego chcesz..
- Falik.. - Wyszeptał błagalnie, a jego głos załamał się - Boję się. Nie chcę zostać sam. Proszę.. nie chcesz mnie?
O rany, jak cholernie chciał. Ale przecież nie mógł, obydwaj byli pod wpływem alkoholu, Eris go zabije, kiedy tylko wytrzeźwieje...
Chciał to wszystko powiedzieć, ale nie mógł. Wpatrywał się tylko w te nieszczęśliwe, złote oczy. Machinalnie sięgnął ręką do mlecznych kosmyków, przeczesując je palcami. Czuł jak całe napięcie nasila się, powstrzymywał się resztkami woli. Jednak kiedy przyjaciel pochylił się nad nim i niezdarnie musnął wargami jego usta, nie mógł już. Wszystko co się w nim gromadziło, całe zdenerwowanie, zniecierpliwienie, tęsknota - pękło. I już było mu obojętne, jak wymyślna śmierć go czeka.
Wplótł palce w białe włosy, na wysokości potylicy i przyciągnął chłopca do siebie, przywierając ustami do jego warg. Najpierw niepewne i niezdarne pocałunki zmieniły się w jeden, długi, coraz bardziej napastliwy i namiętny, kiedy ich języki splatały się, nie chcąc się od siebie oderwać. Eris jęknął cicho, elf poczuł przez materiał spodni jego erekcję. Musieli oderwać się od siebie, żeby złapać oddech. W tym momencie Stray zrobił niewyraźną minę i uwiesił się na Faliku, chowając twarz w zgięciu jego szyi. Jęknął niewyraźnie. Rudowłosy ciężko łapiąc oddech zapytał niepewnie:
- Hej, co jest?
- Niedobrze mi..
Elf poczuł się wyjątkowo nieszczęśliwy.
- O raaanyyy...
Pośpiesznie przerzucił przyjaciela przez swoje plecy i najszybiciej jak mógł zawlekł go na górny pokład.
Od kilku minut nie słychać było specyficznego dźwięku zwracania zawartości żołądka. Falik oderwał wzrok od gwieździstego, granatowego nieba, zwrócił się do Erisa, który przewieszony był przez poręcz statku:
- Już w porządku?
Odpowiedziała mu cisza.
- Eris?
Pochylił się nad nim, żeby zobaczyć że ten śpi sobie spokojnie w tej nietypowej pozycji. Elf zostawił komentarze dla siebie. Z nieszczęśliwym wyrazem twarzy wziął go na ręce, modląc się w duchu, żeby i tym razem nie wywalili się na schodach.
Do kajuty na szczęście dotarli w całości. Dopiero wtedy elf zwrócił uwagę na to, że na statku panuje cisza. Prawdopdobnie wszyscy byli spici, i drzemali sobie najspokojniej w świecie. Zerknął na uśpionego chłopca, który kurczowo zacisnął palce na jego koszuli. Ułożył go delikatnie, nie chcąc obudzić. Usiłował odczepić go od siebie, ale ten tylko wymamrotał coś przez sen, i nerwowo wczepił się w koszulę rudowłosego jeszcze mocniej. Ten uśmiechnął się z rezygnacją. Już i tak wiedział, że to ostatnia jego noc, więc co mu szkodzi, żeby spędzić ją jak najlepiej.
Przytulił Erisa do siebie, pocałował go delikatnie w czoło.
- Szkoda że to tylko dlatego, że byłeś pijany.
Bolało.
Ale nie chciał przyznać się do tego sam przed sobą. Długo leżał i obserwował śpiącego Straya, zanim zapadł w niespokojny sen.
Erisa obudził potworny, tłukący ból głowy.
- O kurwaaa... - Jęknął, łapiąc się za skronie. Skulił się, i wtedy poczuł coś ciepłego, leżącego po lewej stronie posłania. Nawet nie podnosił wzroku, żeby zobaczyć, co to, a raczej kto, bo doskonale wiedział, kto.
Jak na zawołanie, z ust elfa dobiegło wymamrotane nie mniej wymyślne od wypowiedzianego przez białowłosego, przekleństwo. Puścił wiązanke, wyklinając pokolei każdego, kogo się dało, nie szczędząc żadnej rasy, rodu, księstwa, kraju czy nawet kontynentu. Przy okazji zamiast przecinka przeplatał wianek najrozmaitszymi określeniami najstarszego na świecie zawodu ladacznicy. Kiedy otworzył oczy i spojrzał na leżącego koło niego chłopca, sprawiał wrażenie, jakby w sekundę wytrzeźwiał.
- E..Eris..
Ten zmarszczył brwi, i popatrzył na niego pytająco.
- Co?
- Ee.. no..
- Ty mnie tu przyniosłeś? Dzięki. Urżnałęm się jak cholera.
Rudowłosy spojrzał na niego podejrzliwie.
- Bardzo się upiłeś?
- Żartujesz sobie? W ogóle nie pamiętam kiedy urwał mi się kontakt ze światem.
Falik nie dawał za wygraną.
- Nic nie pamiętasz?
Stray zmieszał się, odgarnął nerwowo włosy z twarzy.
- Skoro mówię, że nie, to znaczy, że nie!
Poczuł zdradliwy rumieniec wykwitający na jego policzkach. Prędko odwrócił się pod pretekstem wyciągnięcia czegoś z leżącego koło posłania tobołka. Falik natomiast rozpogodził się, i zaczął nawijać nieco nerwowym tonem, siląc się by brzmiał beztrosko:
- Aaaa, no to Ci powiem. No więc, nawaliłeś się tym dziwnym winem z południa, ale strasznie szybko, w ogóle się nie zorientowałem, kiedy.. No i w sumie było bez atrakcji, zwlekliśmy się tutaj, później tylko zrobiło Ci się niedobrze, to rzygałeś na górze i zasnąłeś przewieszony przez balustradę, wyobrażasz sobie?
- "Pominąłeś trochę szczegółów.." - Pomyślał zgryźliwie Eris, ale nie powiedział nic. Stwierdzili zgodnie, że wypada się pozbierać, bo prawdopodobnie już dopływają, o czym świadczyła głośna krzątanina na pokładzie, którą było słychać aż w kajucie. Nie rozmawiali już na temat tej nocy, nie zamienili ze sobą słowa do czasu, aż statek przybił do przystani nieopodal Małego Brodu.