Kiedy wszystko się zmienia 4
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 18:38:01
Lucas był nieprzytomny ze strachu. Mężczyzna wciągnął wyrywającego się chłopaka do pokoju i rzucił na łóżko twarzą w dół. Nim Lucas zdążył zareagować, przygniótł go do posłania i zawiązał oczy jakąś chustą. Siedzący na nim mężczyzna nie odzywał się ani słowem, nie dotykał go.
- Proszę... Zostaw mnie... Błagam... Nie rób mi nic złego - szeptał machając rękami na oślep, by coś złapać, coś, co pozwoli mu się uwolnić. - Proszę... puść mnie... proszę...
Ciężar na jego plecach odchylił się nieco do tyłu i rudzielec myślał przez chwilę, że zaraz zostanie puszczony, kiedy poczuł tuż nad paskiem spodni zimne ostrze. Nóż. Poczuł szarpnięcie, a potem usłyszał rozrywany materiał. Bał się poruszyć, bał się, ze ten ktoś go pokaleczy. Ostrze przecięło materiał do końca i musnęło jego ucho, leciutko kalecząc skórę, a rozerwany materiał opadł na łóżko na kształt skrzydeł. Nóż przesunął się po linii kręgosłupa, obrysował kształt żeber. Lucas szlochał cicho wtulając twarz w poduszkę. Drżał na calutkim ciele. Nóż przesunął się w dół i zaczął rozcinać spodnie. Chłopak wierzgnął przerażony, ale gorące dłonie przytrzymały go w miejscu. Nagle jego ręce zostały pociągnięte w górę i unieruchomione materiałem nad głową. Lucas czuł jak mężczyzna schodzi z niego, a potem nóż po wewnętrznej stronie nóg, rozcinający spodnie od kostek w górę. Przy drugiej nogawce ostrze ukuło go lekko w pachwinę. Został odwrócony na plecy i mężczyzna usadowił mu się na nogach. Znowu ostrze poszło w ruch, rozcinając materiał slipek tuż przy członku.
- Błagam... błagam... nie rób tego... przestań... nie rób mi krzywdy... błagam - szeptał, ale nie uzyskiwał odpowiedzi, tylko podniecone sapanie gdzieś w okolicach jego nóg. - Kim jesteś? Proszę, to nie jest śmieszne... Błagam, skończ te wygłupy.
I znowu odpowiedziało mu milczenie. Zamiast tego po jego ciele zaczęły przesuwać się gorące dłonie, wywołując dreszcze obrzydzenia i strachu. Na początku go nie bolało, ale po chwili niecierpliwe palce zaczęły drapać i szczypać jego skórę, brutalnie obmacując, wykręcając sutki, ściskając boleśnie członek i jądra. Nie potrafił powstrzymać płaczu i bolesnych jęknięć, próśb, by przestał, kimkolwiek jest. Szarpał się i wyrywał, próbując kopnąć napastnika. Silne ręce złapały go za kostki i unieruchomione resztkami płóciennych spodni przywiązanych do ud. Nie mógł się bronić, nie mógł zrobić nic. Palce zaczęły gładzić jego pośladki, a potem jeden z nich wepchnął się brutalnie między nie. Lucas krzyknął, starając się uciec biodrami, ale nie mógł. Palec poruszał się w jego wnętrzu, wsuwając się jak najgłębiej się dało, po chwili do palca dołączył drugi, a potem trzeci. Na siłę rozciągały wąski otworek, zadając ból i nagle wycofały się. Nie czuł ruchu na materacu.
- Proszę... Puść mnie... - szeptał cichutko. Bezradnie kręcił głową, starając się usłyszeć cokolwiek, ale mężczyzna nie poruszał się... słyszał tylko sapanie. Nagle poczuł ruch. Mężczyzna przesunął się do jego twarzy i usiadł okrakiem na jego piersi, poczym złapał go za brodę siłą otworzył usta i wepchnął mu członek do ust. Lucas dławił się i krztusił, kiedy olbrzymi członek wpychał się do jego ust, uderzając żołędzią w gardło. Na szczęście lub nieszczęście nie trwało to długo. Napastnik zsunął się z niego tak, że znalazł się między jego unieruchomionymi nogami. Usłyszał odgłos rozpinanego rozporka i przez kilka chwil mężczyzna ślizgał się na nim w górę i w dół, ocierając się członkiem o jego członek, podbrzusze i krocze... Chłopak czuł jego gorący oddech na policzku i szyi. Wiedział, co teraz nastąpi. Wszechogarniający ból, wydzierający dech razem z przepełnionym rozpaczą skowytem. Krzyczał za każdym razem, gdy następowało pchnięcie, błagał, by przestał, ale mężczyzna nie słuchał, całkowicie pochłonięty tym, co robił. Świat Lucasa zawęził się do tego miejsca między pośladkami, rozdzieranego zwierzęcymi ruchami olbrzymiego członka zanurzającego się za każdym razem coraz głębiej i głębiej. W końcu ciemność litościwie objęła go ramionami i zabrała w nicość...
***
- Dlaczego nie schodzi na dół? - zaniepokoił się Zeke. - Przecież pora obiadu dawno już minęła.
- Może poszedł spać? - zasugerował Alan. - Nie przejmuj się, obudzi się, to zejdzie.
- Nie podoba mi się to. Pójdę zobaczyć. Jeśli śpi, to nie będę go budził - ruszył na górę. Podszedł do drzwi i zapukał. Nie usłyszał odpowiedzi. Nacisnął klamkę, ale były zamknięte od wewnątrz. Wiedział, ze chłopak zamykał drzwi na klucz, ale robił to nocą. Nie fatygował się o pytanie Camerona o pozwolenie na wejście do jego pokoju. Otworzył drzwi, przeszedł przez pokój i wyszedł na taras. Drzwi do pokoju chłopaka były uchylone. Spojrzał na łóżko. W pierwszej chwili wydawało się, że wszystko jest w porządku i Luc po prostu śpi, jednak jakiś wewnętrzny głos kazał mu wejść do środka. Podszedł do łóżka i zamarł. Ręce rudzielca były przywiązane do wezgłowia łóżka, a on sam leżał w jakiejś dziwnej pozycji z biodrami przekręconymi w bok pod dziwnym kątem. Zapalił światło, złapał za przykrywający go koc i wtedy wszystko zrozumiał. Chłopak był skrępowany własnym ubraniem, po pośladku spływała stróżka krwi wymieszana z nasieniem, całe jego ciało pokrywały zadrapania i siniaki. Mężczyzna szybkim krokiem podszedł do drzwi, otworzył je i pobiegł do schodów.
- Dzwońcie po pogotowie, ale natychmiast! - wrzasnął ile sił w płucach i znowu poleciał do Lucasa. Pochylił się nad przyjacielem i zaczął rozwiązywać krępujące go więzy. W czasie tej czynności, Lucas odzyskał świadomość i przeraźliwie krzycząc zaczął się szarpać..
- Lucky... Spokojnie... Ciii... Nic Ci się nie stanie. Nikt Cię nie skrzywdzi. - popatrzył w przerażone oczy chłopaka i widział, że Luc po prostu go nie poznaje. Złapał go w ramiona i nie puszczał, mimo, że ten ze wszystkich sił starał się uwolnić, napinając jak cięciwę poranione ciało.
W pokoju pojawił się Artur. Wystarczył jeden rzut okiem, by rozeznać się w sytuacji. Usiadł na łóżku, ujął twarz Lucasa w dłonie i spojrzał w skurczone strachem źrenice, po czym puścił go i ze swojej komórki zadzwonił do szpitala, stawiając na nogach cały personel. Chwilkę później w pokoju pojawiła się reszta chłopaków. Stali na progu pokoju, całkowicie zaskoczeni tym, co zobaczyli. Nie mogli pojąć, kto śmiał skrzywdzić ich przyjaciela i to w czasie, gdy oni spokojnie jedli obiad? Jak mogli nie usłyszeć tego, co się dzieje?
- Zabieramy go do szpitala - powiedział Artur. - Owiń go czymś. Jest w szoku.
- Pojedziemy moim wozem. - odezwał się Cameron. Wszedł do pokoju i odebrał owiniętego w koc Lucasa Zeke'owi i ruszył do schodów. O dziwo w jego ramionach, rudy troszkę się uspokoił. Ułożył chłopaka na tylnym siedzeniu, usiadł za kierownicą i ruszył, wyrzucając spod kół fontannę żwiru. Łamał wszystkie przepisy, ale po kwadransie był w szpitalu. Wtargnął na izbę przyjęć, niosąc nieprzytomnego chłopaka, od progu wołając lekarzy. Nie uspokoił się nawet wtedy, gdy Lucas znalazł się pod fachową opieką.
***
Otworzył powoli ciążące powieki i natychmiast je zamknął, porażony jasnym światłem. Uchylił je znowu i rozejrzał się po pokoju. Szybko zorientował się, że nie jest w domu. Zielone ściany, taki sam parawan po jego prawej stronie. Ktoś za nim rozmawiał. Rozpoznał głos Zeke'a. Rozmawiali o nim. Na początku nie bardzo rozumiał, dlaczego jest w szpitalu, potem jednak powróciło wspomnienie tego, co się stało. Ktoś zakradł się do jego pokoju i go skrzywdził...
-Kiedy można będzie zabrać go do domu? - pytał właśnie Zeke.
- Nawet dzisiaj, kiedy tylko porozmawia z policją - odpowiedział nieznajomy głos, zapewne lekarza. - Musiałem ich wezwać, takie są przepisy w przypadku ofiar gwałtu.
- Rozumiem, ale chcielibyśmy zabrać go do domu jak najszybciej się da.
- Oczywiście. Dam panu namiary na psychologa, może być potrzebny. Chciałbym także ostrzec. Policja nie patrzy przychylnie na ofiary przestępstw seksualnych, zwłaszcza, jeśli są to osoby płci męskiej. Radziłbym być wtedy przy przyjacielu, pana obecność może dodać otuchy. Radziłbym też powiedzieć wszystkim znajomym, by dali próbki do badań, zanim policja przyniesie nakaz. Lepiej od razu wykluczyć panów i oszczędzić sobie późniejszych problemów i niepotrzebnych pytań.
- Dziękuję... tak zrobimy. Chciałbym teraz go zobaczyć.
- Oczywiście - lekarz odsunął zasłonkę i podszedł do łóżka. Na jego widok Lucas krzyknął i odsunął się pod ścianę.
- Lucky spokojnie... Nikt nie ma zamiaru cię skrzywdzić - Zeke podszedł do łóżka i pogładził chłopaka po głowie. Lucas uciekł spod jego dłoni.
- Mogę już iść do domu? Mogę, prawda? - rudzielec spojrzał na Zeke'a z nadzieją. - Nie chcę tu być... chcę do domu.
- Zaraz pojedziemy do domu, kochanie. Przyjdzie tylko pan policjant, zada ci kilka pytań i wrócimy do domku.
- Ale ja nie chcę odpowiadać na żadne pytania.. Ja chcę do domu... - wyszeptał chłopak ze łzami w oczach.
Do pokoju weszło dwoje ludzi, od progu pokazując policyjne odznaki.
- Jestem porucznik Dobson - przedstawił się czarnowłosy mężczyzna, a to porucznik Creig - wskazał na rudowłosą kobietę. Chcielibyśmy zadać panu - zawahał się przy panie - kilka pytań.
- Ja nie chcę... Chcę wrócić do domu - powiedział chłopak, opadając na poduszki.
- Nie zajmiemy panu dużo czasu - powiedziała kobieta. - Chcemy tylko dowiedzieć się wszystkiego, co mogłoby nam pomóc w złapaniu tego człowieka. Mógłby pan powiedzieć, jak wyglądał ten człowiek?
- Nie mam pojęcia... Wiem tylko, że był wyższy ode mnie i bardzo ciężki... Nie zdążyłem mu się przyjrzeć, bo zawiązał mi oczy.
- Czyli nie możesz powiedzieć, jak wyglądał ten człowiek? - wtrącił mężczyzna z nutą niedowierzania w głosie. Lucas potrząsnął głową i wbił wzrok w swoje palce miętoszące skraj prześcieradła.- To może nam opiszesz, co się stało?
- Czekał na mnie w pokoju. Wciągnął mnie do środka, zawiązał oczy i zaczął rozcinać mi ubranie, związał mnie nim... potem... potem... Zmusił mnie, bym wziął jego członek do usta... A potem to zrobił...
- To, to znaczy co? - porucznik Dobson poruszył się na krześle.
- Zgwałcił mnie - wyszeptał chłopak.
- Zgwałcił... Powiem, jak ja to widzę... W pokoju czekał twój przyjaciel, zaczęliście się zabawiać, ale trochę przesadziliście. Prawda? Tak właśnie było?
- Nie! To nieprawda! Nie zabawiałem się z nikim! On mnie zmusił do tego! Na pewno nie zrobiłem tego z własnej woli!
- Proszę się uspokoić. Mój kolega przesadził z domysłami - porucznik Creig spiorunowała mężczyznę wzrokiem.
- To wynik badań - wtrącił się lekarz. - Ma pan napisanie czarno na białym, penetracja była bardzo brutalna i mogę stwierdzić z całą pewnością, że nie był to stosunek dobrowolny.
- Czy mogę już wrócić do domu? - spytał Lucas z nadzieją.
- Tak... W tej chwili nie mamy więcej pytań. Pozostaniemy w kontakcie. Proszę nie wyjeżdżać poza stan. - mężczyzna skinął sztywno głową i oboje wyszli z sali.
- Nie wierzę! Nie wyjeżdżać ze stanu. Jakbyś zrobił coś złego. I ten cholerny homofob uważa najwyraźniej, ze puściłeś się niewiadomo, z kim, a teraz wmawiasz wszystkim, że to był gwałt. Miałem ochotę udusić tego faceta! - warczał Zeke. Lucasowi wydawał się, ze za chwilę zacznie ziać ogniem.
-Jak się czujesz? - do pokoju wszedł Cameron. Miał rozczochrane włosy, podkrążone oczy i był nieogolony. Zbliżył się do łóżka i wyciągnął do chłopaka rękę. Lucas odsunął się poza jego zasięg. Mężczyzna opuścił rękę.
- Boli mnie... I chcę do domu... - szepnął chłopak.
-Zabiorę cię tam. Przywiozłem ci rzeczy, będziesz mógł się ubrać. - położył torbę w nogach łóżka. Rudzielec był całkowicie zaskoczony jego zachowaniem. Przecież do tej pory Cameron traktował go jak kogoś najgorszego, a teraz wydawało się mu, że ukochany zaczął się o niego martwić, nagle i niespodziewanie. Był pewny, że Cam będzie z niego drwił, zachowywał się tak jak tamten porucznik, uważający, że chłopak kłamie i że po prostu się puścił.
Spróbował usiąść i udało mu się to dopiero za trzecim razem. Ból przypominał o sobie, dźgając chłopaka palącym ostrzem, promieniującym od pośladków aż do karku. Drżącymi rękami wyciągnął bluzę i luźne spodnie. Ściągnął z siebie szpitalną koszulę i zaczął się powolutku ubierać.
- Pomogę Ci - zaoferował się Cam, zaskakując przyjaciół kolejny raz.
- Ale... Cam... - widać było, że chłopak się waha.
- Przecież nie zrobię Ci krzywdy... Nie bądź niemądry - stanął przed chłopakiem i wciągnął mu spodnie, potem powoli zapiął guziki rozporka, a na końcu założył mu trampki. Przez cały ten czas chłopak siedział sztywny i nieruchomy, jak drewniana albo woskowa figurka. - Gotowe. Możemy wracać do domu, Lucca.
Rudzielec otworzył szeroko oczy. Tak dawno nie słyszał tego słowa. Tylko Cam nazywał go Lucca. Zsunął się z łóżka i powoli powlókł do samochodu. Wgramolił się na tylne siedzenie i położył na boku. Cameron usiadł za kierownicą i ruszył do domu - tym razem o wiele wolniej...