Pocałunek śmierci 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 09:39:46
5



-Miał chyba na imię...Tutiel. Nigdy go już więcej nie spotkałem...- Potoczyły się słowa, zamykając pomieszczenie w napiętej, przenikliwej ciszy.
Pierwszy raz Hasmed tak wyraźnie odczuł, że popełnił gafę. Że powiedział coś nieodwracalnego i błędnego. Czuł to w spojrzeniu Hananela. Jego wzrok odbierał mu pewność siebie. Co się stało? Dlaczego nagle wszystko tak dziwnie zastygło.
-Mówisz..., że spotkałeś kiedyś Tutiela?
Znał go!- krzyknął bezgłośnie, czując jak po plecach przebiega go zimny dreszcz. Serce natychmiast załomotało w jego piersi, jak wtedy przy pierwszym spotkaniu z Itą. W tej chwili było jednak zdecydowanie gorzej! Hananel musiał zauważyć nagłą zmianę, jaka w nim nastąpiła, bo szybko oparł go o siedzenie i podał szklankę soku, którą ten zacisnął w mokrej, lodowatej dłoni.
-Co się stało? Spokojnie...Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Potarł jego ramię.
Hasmed odstawił sok uśmiechnąwszy się drżącymi wargami. Coś ciężkiego przygniatało go w piersi. Nie umiał trzeźwo myśleć w śród demonów. Nie umiał już nawet panować nad sobą. Zapragnął zaszyć się gdzieś wśród ludzi... gdzieś, gdzie nie musiałby ciągle udawać, gdzie mógłby trochę odpocząć i pomyśleć. Tutiel...Jeszcze go nawet nie zobaczył, a już cały się spocił. Świadomość, że Hananel mógł go znać wydawała mu się straszliwie przytłaczająca. Nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Przełknął ślinę, szybko oceniając swoją sytuację. Najważniejsze żeby się uspokoić. Wcale nie jest przecież powiedziane, że ten mógłby go znać. Może tylko o nim usłyszał, albo spotkał w jakiś dawnych czasach... Głupiec! Przecież skoro znał Itę i Agreasa, to dziwnie by było, gdyby nie słyszał też o Tutielu... Wyraz jego twarzy na to wskazywał... Potrząsnął głową, oczyszczając umysł z uciążliwych rozmyślań.
-Uf...To nic takiego. Nic mi nie jest. Po prostu ten demon zrobił na mnie ogromne wrażenie i kiedy o nim wspominam... Rozumiesz panie...
Nie patrzył na niego, ale czuł, że ten bacznie mu się przypatruje.
-Jesteś naprawdę niezwykłym chłopcem, Hasmedzie- powiedział do niego łagodnie.- Zakręciłeś w głowie samemu Rosierowi, a teraz słyszę nawet o Tutielu,...Jak wiele dla ciebie znaczy? Jak wyglądało wasze spotkanie i kiedy się ono odbyło? Mówisz, że dawno...Byłeś wtedy bardzo mały, prawda?
Zdecydowanie nie miał ochoty o tym mówić. Zacisnął wargi do białości. Cóż to za poruszenie? Niby czemu miałoby Hananela obchodzić, ile Tutiel dla niego znaczył!
-Już nie pamiętam. To było dawno i tyle. Znasz go dobrze, panie?- Bał się o to zapytać.
-O tak! Mój drogi Tutiel...Miałem do niego pewną słabość... Był przy mnie, jeszcze przed mym pomysłem, aby zaadoptować ludzkie dzieci. Jest strasznie introwertyczny. Zawsze chodzi własnymi drogami i nigdy nie mówi o tym, co naprawdę myśli i czuje. Nie potrafię zbyt wiele ci o nim opowiedzieć, bo się przede mną nie odkrywa, ale- podrapał się po podbródku z pewną zadumą - dzieci się go boją, a on nie specjalnie zabiega o ich względy.
I znów o dzieciach. Dlaczego są dla nich takie ważne...
Hasmed wziął dwa łyki soku, martwo wpatrując się w blat stołu. Przed oczami przesunęły mu się obrazy z przeszłości. Widział, Tutiela wpatrującego się z uśpieniem w tańczące płomienie w kominku. Naiwne, dziecięce zauroczenie... Wydawało mu się wtedy, że pragnie z nim być ponad wszystko na świecie! Czuł się z nim bezpieczny, a kiedy ten całował jego rękę, lecząc ranę, był gotowy porzucić wszystko, co miał, byle tylko z nim zostać. Ledwie to sobie przypomniał, a zalała go fala wściekłości, wręcz furia! Zamiast myśleć właśnie o tym, powinien wspominać wyłącznie tę sytuację, w której chciał go zabić! To, w jak okrutny sposób zginął jego brat...Jak jego życie zamieniło się w ruinę. Matka zabiła się, nie mogąc pogodzić się ze śmiercią swojego ukochanego Ilijo...Ojciec i wszyscy inni potępili Zorgę myśląc, że został przeklęty! Żył samotnie na uboczu, w niedoskonałym ciele dziecka, umierając ze strachu, że już na zawsze będzie mu dane tak wyglądać! Jedynym sojusznikiem była wiedźma. Przelała na niego całe swoje marzenia i plany, których sama zrealizować już nie mogła. Przeżył z nią samotne, mroczne chwile, ale teraz były jego jedynym dobrym wspomnieniem.
-A, więc- przełknął- Czy nadal jest z Itą i Agreasem... jak poprzednio?
Przez moment nic nie odpowiadał, jego twarz była nieruchoma jak posąg i Hasmedowi trudno było odgadnąć z jakimi myślami się teraz bił, a w owej chwili było to dla niego szczególnie ważne.
-O nie, nie...Już z nimi nie jest...Znowuż chodzi własnymi drogami. Nie umiem podać szczególnego czasu, kiedy się rozstali.-Zawahał się, nie będąc pewnym czy wolno mu o tym mówić- Doszło między nimi do jakiś spięć, nic mi o tym jednak nie wiadomo. Teraz to pierwszy raz, jak całą trójką są w Abadon. Ale nic już ich ze sobą nie łączy- przerwał.- Tamci może nawet nie wiedzą o jego istnieniu.
Zaintrygowało go to.
-Naprawdę? Ale ty wiesz, gdzie można go znaleźć?
Pokręcił głową.
-Jeśli czegoś ode mnie chce, to sam mnie znajduje. Nie wiem, co teraz robi, gdzie się zatrzymał. Zawsze był jedną wielką niewiadomą - uśmiechnął się dodając trochę ciszej z błyskiem w oku:- Może być naprawdę wszędzie. Może być teraz nawet za tymi drzwiami!
Hasmed wzdrygnął się na tę myśl, błyskawicznie odwracając w tamtym kierunku.
-Jesteś dla mnie wielką zagadką Hasmedzie. Pomyśleć, że taki młody chłopiec może tyle ukrywać- zażartował, poczym wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Stał się poważny i tylko głos pozostał niezmieniony.- To nie wszystko, co o tobie wiem, prawda? Czy mogę mieć nadzieję, że kiedyś się przede mną otworzysz?
-A ty, panie? Czy otworzysz się kiedyś przede mną? Czy powiedziałbyś mi wszystko, co tylko można wiedzieć o ...anakim?
Porywczo wciągnął powietrze.
-Jesteś głodny wiedzy na ten temat...- zauważył.
-Od pobytu w tym miejscu stało się to moją małą obsesją! Skoro jednak to tajemnica...nie będę nalegać.


***



Przez następne trzy dni Hasmed starał się jak najczęściej przybywać blisko Hananela. Służył mu towarzystwem i pozwalał się przez niego po ojcowsku obejmować, chociaż tego naprawdę nie lubił. Nie tylko z przyczyny, że Hananel był demonem, chłopak nie wyniósł po prostu takich zachowań z domu...

Zamiar Hasmeda był jasny! Zamierzał całkowicie go od siebie uzależnić... anakim był cenny. Był kluczem do Ity, Agreasa i Tutiela. Nie miał zamiaru go stracić. Żałował tylko, że mężczyzna nie opowiadał mu o demonach. Jakby się bał, że ten mógłby tą wiedzę źle ,,w dorosłości" wykorzystać. Hananel nie wiedział, że chłopak i tak miał już spore pojęcie na ten temat...
Mieszkańcy la Vion stopniowo przyzwyczajali się do obecności Hasmeda. Nie oznaczało to jednak, że zaprzestali z próbami uwiedzenia pięknego chłopczyka. Głównym powodem było nie posiadanie przez Hasmeda jakiejś ważnej pieczęci i każdy z anakim starał się zdobyć młodzieńca na własność. Jego opiekun ciągle był jednak w pobliżu. Nikt nie ryzykował, aby mu wytrącić chłopca z przed nosa. Jeśli chodzi o Itę, to była wręcz czuląca się. Kiedy tylko mogła to zagadywała Hananela i razem zasiadali w sali balowej. Wszystko robiła tylko dlatego, aby być jak najbliżej człowieka. Hasmedowi było to bardzo na rękę. Im dłużej przebywał wśród demonów, tym bardziej w nich wsiąkał. Znał się już na sztuce uwodzenia i coraz lepiej radził sobie ze swoją fałszywą osobowością, sprawiał, że stawała się coraz bardziej rzeczywista. Twarda skorupa fałszu otaczająca jego twarz była niemalże nie do zdarcia!
Kiedy pewnego razu stanął przed stołem z ponczem w sali balowej i zaczął nalewać trunku, poczuł w pewnym momencie dziwne mrowienie wewnątrz głowy, takie jak wtedy, gdy poznał Rosiera. Różnica w doznaniu była taka, że nie towarzyszył temu nieprzyjemny ucisk w skroniach.
Nie właź mi do głowy- pomyślał obojętnie. Nie powiedział tak, dlatego, bo wierzył, że ktoś rzeczywiście mógłby to robić... Nie wykluczał jednak takiej możliwości. Wiedźma opowiadała mu coś już o tym. Hasmed był po prostu ostrożny.
Gdy skończył sobie nalewać, kątem oka dostrzegł coś naprawdę dziwnego! Winogrona, która leżała na tacy, uniosła się, lekko zawieszając w przestrzeni. Hasmed stał tępo wpatrzony w zjawisko nie wiedząc, co o tym myśleć. Czyżby miał jakieś omamy? Rozejrzał się, bo swoich bokach, lecz zdawać się mogło, że tylko on widzi ten czysty absurd. Chciał wyciągnąć rękę ku temu zjawisku, ale w porę się opamiętał. Westchnął tylko, przygarniając do siebie napój, poczym stanął plecami do owocu i jakby nigdy nic powrócił na miejsce przy Hananelu. Demon powitał go czułym uśmiechem, którego chłopiec mechanicznie odwzajemnił. Starał się nie myśleć o winogronie. Starał się w ogóle o niczym nie myśleć, do chwili, gdy dziwne mrowienie ustanie.
Ita świergoliła wesoło, zabawiając ich różnymi opowiastkami w czasie swoich podróży. Hasmed słuchał tego jednym uchem. Sala była prawie zapełniona. Było późne popołudnie i wszyscy zebrali się właśnie tutaj. Rozglądał się badawczo wokoło, oczyszczając swój umysł ze zbędnych myśli. W końcu mrowienie przestało być wyczuwalne. Zadowolony upił łyk ponczu.
-Witajcie Dzieci Diabła!- Stanął tak, że Hasmed musiałby przekręcić do tyłu głowę, aby go zobaczyć, lecz się nie wysilił. Rudzielec zamknął palce na oparciu ich sofy. Po chwili wysunął się do przodu, by cmoknąć Hananela w policzek. Hasmed wyczuł znajomy, arystokratyczny zapach i nie musiał wcale zgadywać do kogo ów zapach należał.
-Co ty tu robisz Rosier? Dziś nie piątek- powitał go bez krycia niepokoju, który natychmiast zwrócił uwagę innych anakim.
Młodzieniec przeskoczył oparcie, siadając pomiędzy nim, a Hasmedem i człowiek musiał się trochę przesunąć. Nawet nie uraczył chłopaka spojrzeniem, nie zdziwiło go to jednak, nie zapomniał wcześniejszego traktowania.
-Już ci powiedziałem, że będę tu częściej zaglądał. Tylko tak, mogę się dowiedzieć, kto kropnął mojego partnera.- Puścił do niego oko, następnie gwałtownie spojrzał na Itę, która upijała akurat poncz i zakrztusiła się nim. - Ita, to byłaś ty, prawda?
-Wybacz, Rosier, ale nie rozumiem, co masz na myśli- powiedziała z rozdrażnieniem.
Za to Hasmed dokładnie wiedział o co się rozchodziło... Był jednak wyjątkowo spokojny, alkohol delikatnie go zamroczył.
-No jasne, że to nie byłaś ty! Jesteś ostatnią osobą, którą bym posądził o tak...śmiały postępek!
Kobieta poprawiła się na sofie, dumnie wysuwając podbródek. Rosier omiótł wzrokiem pozostałą czwórkę demonów, którzy też z nimi siedzieli, lecz wydawali się całkiem zdezorientowani i szczerze nie rozumieli, co ten miał na myśli. Rosier często miał w zwyczaju mówić dość bezsensownie i większość dała już sobie spokój z wysilaniem się, by zrozumieć naprawdę każde jego zdanie.
Hasmed odwrócił twarz w jego stronę, rozchylając usta. Zaciął się jednak, zanim zdążył wydać z gardła jakikolwiek dźwięk, znów porażony jego niezwykłym wyglądem. Musiał poczekać na drugi odpowiedni moment. Zaczął od uprzejmych podziękowań za podarunek, który od niego otrzymał. Rosier przykuwał go w tym czasie swoimi intensywnymi, ciemno bursztynowymi oczami. To było zdumiewające doznanie mieć tak blisko twarz tego anakim.
-Och Pisklę! Kiedy zobaczyłem tego misia, natychmiast skojarzył mi się z tobą. Po prostu musiałem ci go podarować.
Hasmed uśmiechnął się odwracając w pośpiechu twarz. Z zachowań innych anakim wywnioskował, że nie tylko on nie lubił tu tego Rosiera. A raczej nie tyle go nie lubili, co najzwyczajniej w świecie się go bali! I to było tu najdziwniejsze! Hasmed bardzo chciał wiedzieć, czym był ów strach powodowany. Chciał wiedzieć o młodym demonie naprawdę wszystko! Nie wydawało się by miało być łatwo. Nie wiedział, jak mógł go podejść. Hasmed zdawał się być dla niego niczym więcej, jak tylko brzęczącą muchą, kompletnie nie zwracał na niego uwagi. Nawet, gdy człowiek coś opowiadał, lub o coś wszystkich pytał, Rosier traktował jego wypowiedź jakby została rzucona samoistnie! Nie udzielał odpowiedzi, kierując ją bezpośrednio do niego, tylko do reszty. Kiedy zaś chłopiec zwracał ku niemu słowa, odrzekał na nie krótko, rzadko racząc go swoim spojrzeniem. Nawet obserwować nie można go było tak łatwo,...bowiem nie siedział z przodu, tylko całkiem przy jego boku i chłopak, aby go widzieć, musiałby przekręcać głowę, a wtedy byłoby to jawnie widoczne. Sprawa zdawała się trudna i właściwie skazana na porażkę, na którą nie chciał się zgodzić. Wciąż, bowiem brzęczały mu w głowie słowa swojej pierwszej ofiary, anakim...Nie umiał wydrzeć z pamięci tej pochylonej sylwetki o oczach bezdennych, wypełnionych strachem i niechęcią życia. I tego, co mówił o swoim panu, Rosierze. Słuchając go, Hasmed wyobrażał sobie jakiegoś strasznego, wiekowego demona o ostrym, przeszywającym spojrzeniu...Nigdy, by nie pomyślał, że młody demon o tak przyjemnej powierzchowności, mógłby okazać się tym samym demonem, o którym z drżeniem opowiadał tamten. Niemalże wiedział, jak mogli go widzieć inni ludzie... Postrzegali go zapewne jako ślicznego, psotnego elfa, wręcz istny cud natury! Kruchego i bezbronnego... Po mimo tych widocznych cechach, był jednocześnie niezwykle pociągający i erotyczny! Rosier sam nie zdawał sobie z pewnością do końca sprawy z tego, jak mocno mógł działać na innych. Taki ktoś z pewnością pociągał obie płcie z równą intensywnością. Silni mężczyźni mogli odczuwać potrzebę opiekowania się nim, cóż bardziej błędnego! Ludzie byli ślepcami, nie pragnęli dostrzec niczego więcej prócz tego, co widziały ich zaślepione oczy! Może jednak byli tacy, którym udało się zauważyć coś poza maską tej ułudy? Wzrok demona, z głębi którego biła dzikość i niezaspokojone pragnienie. I ten uśmiech, bynajmniej nie należący do anioła. Był po prostu czystym złem! Chłopak nie miał co do tego wątpliwości.
Hasmed popatrzył na demona. Siedział, a raczej niemalże leżał na sofie, rzucając pestki czereśni do naczynia po winie. Między Itą a Rosierem doszło do spięcia. Kobieta kipiała ze wściekłości! Prowadzili między sobą jakieś kąśliwe uwagi. Rosier bawił się jej nerwami sam zachowując stoicki spokój. Śmiał się, doprowadzając kobietę do coraz to większej frustracji. Hasmed musiał przyznać, że i jemu jej złość przynosiła pewną przyjemność.
-Nalać ci jeszcze soku, kochanie?- zaproponowała Hasmedowi, gwałtownie odciągając swoją uwagę od Rosiera. - A może masz ochotę na czekoladę? Dzieci uwielbiają czekoladę...
Przez moment dziwnie go zemdliło. Kiedyś też mu ją proponowała.
Zamrugał zdezorientowanymi oczami, udając zamyślenie, następnie uprzejmie odmówił.
-Długo zostajesz w la Vion?- zapytał się Rosiera jakiś demon.
Przerzucił na niego oczy:
-Tak. Mam tu coś do załatwienia i potrzebuję trochę więcej poobserwować. Muszę kogoś sprzątnąć. Kiedy już to załatwię wrócę na swoje bagna - uśmiechnął się z prostotą.
Zapanowała niezręczna, przyduszająca cisza. To, w jak swobodny sposób przychodziło mu mówić o czyimś zabójstwie, było szczytem wszystkiego, co dotąd Hasmed usłyszał. Anakim wlepiali w niego ślepia, nie wypowiadając żadnego słowa. Człowiek bardzo chciał wiedzieć, co sobie w owym momencie myśleli. W końcu to Hasmed musiał przerwać ciszę:
-Tylko sam Krwawy Demon byłby zdolny powiedzieć coś równie przerażającego z taką lekkością!- Jego słowa były użyte umyślnie. Był ciekaw, jakie mieli zdanie o długoletnim ciemiężycielu ludzi. Był jednocześnie ciekaw czy coś o nim wiedzieli.
Cisza jaka się pogłębiła zaraziła sąsiednie stoliki. Demony zaczęły się niespokojnie wiercić na swoich miejscach z wyraźnym niesmakiem. Hananel zareagował zaś szeroko wytrzeszczając oczy w totalnym zaszokowaniu. Odstawił z wahaniem lampkę wina, jakby się rozmyślił wziąć kolejny łyk. No i Rosier...Człowiek był niemal pewny, że ten niespodziewanie wstrzymał oddech, zamierając wzrokiem w obcy punkt.
-Krwawy Demon- parsknął w końcu jakiś anakim.- Tu się nie rozmawia o takich sprawach, mały książę. No- mrugnął do niego-...może nie oficjalnie.
-Dlaczego?- zapytał z dziecinną beztroską.
-Bo anakim srają ze strachu pod siebie na jego dźwięk, prawie tak mocno jak ludzie- ku zdumieniu odpowiedział mu Rosier, podciągając do góry kolano.
-Ależ wymyślił!- zaśmiała się Ita zdenerwowana.- Niby dlaczego mielibyśmy bać się Krwawego Demona, nie bądź nie mądry!
Rosier uśmiechnął się szeroko, obnażając zęby:
-Ty mi powiedz, kotku!
Nim ta nabrała do ust powietrza, aby zaoponować, do dyskusji włączył się Hananel, przerywając ten temat.
-Pora na mnie.- Wstał, dając Hasmedowi znać, aby również się podniósł.- Zbliża się wieczór...Mam pewne plany poza la Vion. Wybaczcie mi moi mili.
-Och to smutne...- westchnęła Ita spoglądając na chłopca.
-Zobaczymy się potem, Rosier...- zwrócił się do niego uprzejmie. Hasmed wyczuł subtelnie zakodowaną wiadomość w tych słowach.
Rosier spojrzał na demona z łobuzerskim uśmiechem, następnie stanąwszy chwiejnie na sofie, uściskał go krótko:
-Rozmowa ciąg dalszy...rozumiem. Przyjdę skoro sobie tego życzysz!- Jego wzrok przesunął się na wpatrzonego w niego Hasmeda. Chłopiec drgnął, kiedy ten ni stąd ni zowąd znalazł się na przeciw niego. Jego skok był tak szybki, że ledwie zauważalny. Płomiennowłosy pochylił nad chłopcem twarz, jakby zamierzał go pocałować! Zdezorientowany Hasmed gwałtownie wycofał się do tyłu . Wśród demonów zapanowało ogólne rozbawienie tą sytuacją. Rosier wyszczerzył w uśmiechu zęby, następnie wyminął go i z nikim się nie żegnając wyszedł.


***



Blask księżyca wpadał do ciemnego pomieszczenia, budując złowieszczą atmosferę. Hasmed nie lubił ciemności, zapalił więc wszystkie możliwe świece, jakie tylko były w zasięgu i porozsuwał zasłony. Za oknem zaskoczył go intensywny blask księżyca, toteż je otworzył. Usiadł na parapecie oparłszy w zadumie głowę. Jeszcze nigdy nie widział, aby księżyc tak pełnie świecił. Lekki szelest liści był jedynym odgłosami tej nocy.
Mijały dni jeden po drugim, a on nie obmyślił jeszcze żadnego planu odnośnie Ity...
W jaki sposób mógłby ją zabić...- zastanawiał się.- Pragnął nacieszyć się jeszcze jej obecnością, delektować się nadejściem tego nieuchronnego momentu, ale wiedział też, że za długo zwlekać nie mógł. W każdej chwili może ją niespodziewanie stracić z oczu. Nigdy by sobie tego nie wybaczył! Gdyby tylko ten Hananel... tak go uparcie nie pilnował. Zdecydowanie brakowało mu swobody w działaniu! Potrzebował się przecież do niej zbliżyć! Hananel był nienajlepszym rozwiązaniem, ale tylko z nim miał gwarancję, że pozostanie przy życiu. Tylko on nie pragnął wchłonąć jego duszy. Na nikogo lepszego już nie mógł trafić. Był jeszcze Rosier... No, gdyby związał się z nim, byłoby przynajmniej dosyć ciekawie. Demony się go bały, żaden nie ośmieliłby się uczynić Hasmedowi krzywdy. I Hasmed z pewnością byłby wolny...Tylko, że ten nie czuł zbytniego zainteresowania chłopcem, a gdyby nawet coś poczuł, czy nie pragnąłby go tak, jak pozostałe demony? Z pewnością nie pozostałby przy nim zbyt długo żywy...
Nabrał do płuc czystego, nocnego powietrza, gdy nagle coś pod nim zaszeleściło i nim się zorientował, wystrzeliła przed nim czerwono- włosa głowa Rosiera. Tyle lat żył, a jeszcze nie pamiętał, aby coś tak go zaskoczyło jak w owej chwili... Krzyknął, rzucając się w tył na dywan. Serce podeszło mu do gardła, omal z niego nie wyskakując!
Wcale go nie usłyszał! Anakim poruszał się jak cień w mroku.
Rosier spojrzał na człowieka swoimi wielkimi, diabelskimi oczami, na chwilę zaprzestając wdrapywanie. Kontury jego sylwetki oblewało błyszczące światło księżyca, nadając mu wyjątkowo mrocznego charakteru. No i jeszcze te wyszczerzone zęby...W życiu nie wiedział tak ostrych, złożecznych zębów... Przypominał upiora!
Piękny demon wskoczył zgrabnie do środka komnaty, nadal ze wzrokiem utkwionym w leżącym na dywanie chłopcu. Było to najdłuższe spojrzenie, jakim go dotąd uraczył. Po chwili ciszy pomieszczenie wypełniło się jego głośnym śmiechem. Zacisnął oczy, pochyliwszy się lekko do przodu. Dopiero wtedy Hasmed zdołał odtworzyć całą tą sytuację i również by się roześmiał, gdyby tylko jeszcze potrafił... Podźwignął się z tej żałosnej pozycji, zakasując ze skrępowaniem rękawy. Czuł wyraźne drżenie nóg.
Co on tu robił do diabła?! Hananela jeszcze nie było! Co on sobie wyobrażał!- pomyślał, zduszony gniewem.
Rosier przestał się śmiać i znów na niego spojrzał. Było to bardzo intensywne spojrzenie, więc tamten szybko odwrócił wzrok.
-Wiem, że jeszcze go nie ma. Poczekam tu sobie...jak zawsze.- Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Dostrzegł w jego twarzy jakiś figlarny cień i nim zdążył się zorientować w jego słowach, Rosier wyminął go udając się do komnaty obok. Młodzieniec natychmiast za nim pobiegł, omal na niego nie wpadając, gdy ten niespodziewanie się zatrzymał. Demon odwrócił się i Hasmed znów doświadczył jego intensywnego spojrzenia. Wycofał się dwa kroki z nieustępliwym wyrazem twarzy, zdając sobie nagle sprawę z tego, że już od jakiegoś czasu odczuwa znajome mrowienie w głowie! Odruchowo przytknął do skroni dłoń.
Tak, tak...Siedzę w twoich myślach. Rozluźnij się i nie opieraj mi się - usłyszał w swojej głowie.
A więc jednak to prawda! Ten anakim był jednym z tych, którzy posiadali zdolność manipulowania ludźmi!
-Owszem- powiedział już na głos, nie bez pewnego zadowolenia w głosie. Podszedł do kominka, wysuwając dłonie w kierunku ognia, aby poczuć podmuch przyjemnego ciepła.- Jestem wyjątkowy w swojej krasie i bardzo niebezpieczny.- Posłał mu uwodzicielski uśmiech...
Czy to naprawdę był uwodzicielski uśmiech, uśmiech skierowany do niego? Hasmed zamrugał z niedowierzaniem oczami.
- I z tego, co zdołałem zaobserwować, korzystając z materiału w twojej głowie, jak i nie... swoją drogą, nie było tak łatwo, moje uznanie- znów się uśmiechnął w ten sam sposób- to to, że nie za bardzo za mną przepadasz i dużo ironizujesz. Siedząc dzisiejszego popołudnia obok ciebie, nie mogłem za bardzo buszować w twoich myślach, bo wcześniej wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że wiesz, kiedy ktoś ci to robi...
Hasmed zmarszczył w niezrozumieniu brwi..
-Lewitująca winogrona...- podsunął mu.- Powiedziałeś, żebym nie właził ci do głowy...Byłem strasznie zaskoczony tymi słowami! Nigdy bym się nie spodziewał..., że tak mi nagle powiesz.
Odsunął się od kominka, pocierając ze sobą dłonie. Krążył po komnacie z wciąż nie spływającym z ust uśmiechem. Hasmed nieustannie wyczuwał niepokojące mrowienie w głowie. Jego myśli były jednak zbyt skoncentrowane na samym demonie, aby wyjawić niebezpieczne informacje.
-Pogardzasz anakim, ale się ich kurczowo trzymasz. To strasznie zajmujące! Zastanawiałem się czy na pewno dobrze to zrozumiałem, czy aby zmysły mnie przypadkiem nie ponoszą...No i te twoje oczy...- Cmoknął.
Nieoczekiwanie szybko znalazł się przy nim, chwytając go za ramiona. Hasmed chciał go odepchnąć, wyrwać się, ale sprawił tym sobie jedynie ból, a ten nadal go trzymał. Pochylił nad chłopakiem głowę, zatrzymując swoją twarz przed jego jakieś nie całe pięć centymetrów. Żar jego oczu był tak intensywny, że niemal go rozpalał. Czy ten, zamierzał mu zadać śmiertelny pocałunek? Jeśli tak, będzie z nim walczył! Jeszcze nie była jego pora! Jeszcze musiał coś zrobić!
-Tyle myśli i uczuć na raz, że nie nadążam za ich odczytem. Zwolnij i odpręż się... Nie zamierzam cię zabić. Jestem urzeczony twoimi ślicznymi oczkami! Tak mi się dziś spodobał ich wyraz, że nie mogłem oderwać od nich swego wzroku. Zobaczyłem cię w oknie i naprawdę nie poznałem. Twoja twarz nie wyrażała dziecięcą tępość. Była wyjątkowo poważna i mądra. A kiedy się zbliżyłem, ujrzałem gdzieś głęboko wewnątrz ciebie intrygujący, pociągający mrok, jaki jeszcze nigdy nie zaobserwowałem u żadnego człowieka...Wiesz jak mnie to poruszyło? Naprawdę jesteś poruszający. Niesamowicie!
-Co za głupoty!- parsknął. - Masz bardzo bujną wyobraźnię i rzeczywiście chyba dałeś się ponieść swoim zmysłom. Mam już prawie piętnaście lat i to normalne, że przybieram czasem poważny wyraz twarzy. Dojrzewam!
Niemalże czuł, że tamten penetruje jego umysł. Hasmed rozpaczliwie uciekał myślami w bok. Desperacko pomyślał o tym, że uścisk Rosiera sprawia mu ból i, że jeśli go w tej chwili nie puści to z pewnością zwymiotuje! Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego myśli są odczytywane.
Demon uwolnił go, ale nie cofnął się, oparłszy na swoich biodrach dłonie.
-Nie znam się na małych ludziach, ale gdybyś naprawdę był dzieckiem...-urwał mrużąc oczy- patrząc na ciebie, nie powinienem odczuwać głodu.
Hasmed wciągnął powietrze, odsunąwszy się od anakim na odległość dwóch metrów. Splótł na piersi ręce, stając do niego bokiem, bo już nie radził sobie z patrzeniem na niego. Starał się uporządkować myśli. Zablokować napływające mu do głowy informacje.
-Jeśli chcesz już wiedzieć...wszyscy mnie lubią. Nie jesteś wyjątkiem, działam tak na wszystkie demony. -Wymodelował odpowiednio głos, zakładając znaną mu już dobrze maskę.- I mylisz się twierdząc, że pogardzam anakim. Nie przepadam tylko za niektórymi osobnikami ... tak, wśród nich jesteś ty! Skoro już nie mogę tego dalej ukrywać...
Trwała cisza. W końcu odwrócił w jego stronę twarz. Rosier uśmiechał się lekko, z przechylona głową. Nie wierzył mu!
-No dobrze pisklaku- powiedział, łącząc ze sobą dłonie. Zadarł głowę podchodząc do niego przyczajonym krokiem.- Niech tak będzie. - I Hasmed poczuł, że nie czuje już jego obecności w swoich myślach. Odetchnął. - Ta zabawa bardzo mi się podoba. Jest niezwykle... pobudzająca. Teraz już nie ma dla mnie znaczenia, kim naprawdę jesteś. Świetnie sobie radzisz z pozostałymi anakim, co niewątpliwie jest godne mojego uznania. Nie odtrącaj mnie jednak ..., bo mogę cię doprowadzić do niechybnej zguby, jeśli tylko mnie najdzie taka ochota. Chcę jedynie ci się przyglądać, wszystkiemu co robisz. To się zapowiada na niezłą zabawę. Co do reszty, masz moje całe błogosławieństwo i poparcie. Nie musisz się obawiać, że czegoś ci zabronię, czy też stanę ci na przeszkodzie - powiedział jednym tchem, swoim charakterystycznym syczącym głosem.
Hasmed patrzył na młodego anakim ponuro, czując jak zalewa go krew. Ta bezczelna, nikczemna gadzina rozgryzła go już po kilku wspólnych chwilach! Jak to możliwe! Ogarnięty duszącą wściekłością miał ochotę już tylko na jedno...Przez głowę piorunem przeleciało mu tysiące wizji, w których zabija go w możliwie najokrutniejszy sposób! Myśląc o tym, nadal nie przerwanie patrzył mu w oczy.
-Jesteś cudowny, pisklaku! Jestem przekonany, że będziemy się razem świetnie bawić!


***



Całą noc nie zmrużył oczu. Nie mógł się uspokoić. Rosier prześladował go nawet w snach! W końcu usiadł i przyciągnąwszy do siebie torbę, zaczął się zastanawiać nad planem działania. Nie mógł tak tego zostawić. Pozwolić sobie na takie ryzyko! Młody anakim musiał umrzeć! Był naprawdę wściekły za taki obrót sprawy, nie miał jednak wyjścia. Rosier był dla niego zbyt wielkim zagrożeniem. Ale cóż miał zrobić? Przede wszystkim dać mu chwilową przewagę i pewność siebie. Może jednak powinien spróbować go uwieść? A jak by na to zareagował Hananel? Sam był tego ciekaw.
Zakrył dłońmi twarz. Był przerażony! Wszystko nagle zaczęło się walić! Jeśli coś wyjdzie na jaw z pewnością tego nie przeżyje! Ale co tam jego żałosne ludzkie życie...Był od wielu lat przygotowany na taką ewentualność, na takie koszta. Zanim jednak dokończy żywota, chciałby pociągnąć za sobą jeszcze wiele istnień! Musi wypełnić swoją obietnicę, którą na siebie nałożył. Cokolwiek się stanie...musi tego dokonać. I będzie parł nie licząc na nic!

Gdy Hananel na moment wyszedł, chłopak wrzucił do swojej herbaty dwa liście dość silnych ziół, które przygniótł łyżeczką do dna naczynia. Przyglądał się przez chwilę, jak napój zmienia swą barwę. Potrzebował się nieco rozluźnić, zioła przytępiały lekko umysł, wyrównując bicie serca i dodając większej pewności siebie. Działały podobnie do alkoholu z tą różnicą, że nie kręciło się po nich w głowie i nie usypiały...
Chłopiec wyglądał wyjątkowo tego poranka. Ułożył włosy i ubrał się w najlepiej podkreślające jego urodę odzienie. Na zwiewnej czarnej koszuli elegancko spoczywał wisior w postaci krzyża, wyglądał wręcz wyzywająco na szczupłym, chłopięcym torsie i ten wiedział, że medalion z pewnością przyciągnie spragnione oczy demonów. Młodzieniec uśmiechnął się przesuwając palcem po zielonym kamieniu, tkwiącym w jego środku. Dzięki temu kamieniu, oczy chłopca jeszcze bardziej wyróżniały się z twarzy, były przecież identycznego koloru...
Hananel zdawał się nieco roztargniony. Coś go trapiło. Hasmed służył mu swoim ramieniem zagadując, lecz ten słuchał jedynie w połowie. W końcu rozłączył się z nim w ogrodzie, zostawiając samego z obcymi demonami. Rozzłościł się w duchu na Hananela za nierozwagę by go tak narażać, lecz szybko uznał, iż sytuacja ta, z pewnością posłuży mu jako dobra lekcja. Nauczy go radzenia sobie w podobnych okolicznościach.
Demony były oczarowane chłopcem jak jeszcze nigdy dotąd. Gładziły go po twarzy, dotykały wisiorka, jakby był jakąś lalką. Nie trwało to jednak długo, parę chwil po odejściu Hananela zjawił się Rosier. Serce podskoczyło mu wysoko na jego widok i ogarnęła go ciężka, trudna do odparcia niechęć. Prawdopodobnie wysłał go sam Hananel. Był, co do tego niemal w stu procentach pewny! Musiał przełknąć swoją niechęć, przecież i tak miał zamiar się tego dnia z nim zobaczyć. To właśnie dla niego, tak się ubrał. Rosier zatrzymał się przed nimi, krzyżując na piersi ręce. Nikt nie zauważył jak się zbliżał, więc teraz, kiedy tak stanął, nastąpiła napięta cisza. Rosier uśmiechał się złośliwie, świdrując ich oczyma. Hasmed poczuł, że ci się spinają, mimowolnie od chłopca odsuwając.
Człowiek wciągnął powietrze. Miał ochotę wstać i odejść, ale tego nie uczynił. Demon przesunął wzrok z ich twarzy na jego, natychmiast wchodząc mu do głowy.
-Rzeczywiście zostajesz w la Vion!- zawołał do niego anakim, siedzący najbliżej młodzieńca. Założył do tyłu rękę tak, by móc gładzić palcami jego ciemne loki.
-Zgadza się!- Oparł się o kolumnę z soczystym uśmiechem. Hasmed pomyślał bardzo umyślnie, że tego dnia demon wygląda naprawdę kusząco zaznaczając zaraz, że jest to jedynie obiektywna uwaga. Wiedział, że jego myśli są stale odczytywane.- Zostanę jakiś czas, może nawet dłużej niż Hananel...- Zerknął na chłopca, jego spojrzenie nie zatrzymało się dłużej niż dwie sekundy.
-Dłużej niż Hananel? W takim razie masz tu rzeczywiście coś ważnego do załatwienia. -Mężczyźnie nie spodobała się ta informacja. Czuł, że ten będzie miał w zwyczaju przeszkadzać mu w zabawach z młodym człowiekiem.
Hasmed był dokładnie świadom tego, co przeleciało demonowi przez głowę. Rosier wychwycił tę myśl z umysłu młodzieńca i popatrzył z rozbawieniem na niezadowolonego anakim.
-Masz racje drogi przyjacielu. Będę ci często zabierał Pisklęcie. Zaczynam od teraz.
Wyciągnął do chłopaka rękę. Hasmed podniósł ku niemu oczy.
-Nie mam zamiaru ci go oddawać!- zaśmiał się nieprzyjemnie. Drugi demon tylko obserwował całą sytuację z miną, jakby stracił resztkę dobrego humoru. Nie wydawało się jednak, że zamierza poprzeć towarzysza. Prawdopodobnie nie miał ochoty rozpoczynać kłótnię z Rosierem.
-Naprawdę nie? A to ciekawe!- Roześmiał się z niewinną szczerością, nadal z wyciągniętą ręką ku Hasmedowi.- No niby jak zamierzasz mnie powstrzymać?
To było dość niezwykłe przeżycie! Demony napięły mięśnie, wstrzymując równocześnie oddech. Hasmed niemalże czuł ich strach na swojej skórze. Musiało być dla nich dość upokarzające, odczuwać strach względem niewyrośniętego, bezczelnego anakim, rządzącego się w la Vion tak, jakby był, co najmniej w swoim domu. Hasmed czuł satysfakcję. Dokuczanie anakim sprawiało mu ogromną przyjemność i za nic nie mógł powstrzymać tych lecących myśli. Okropnie go to denerwowało. Nie przyjął jego dłoni, ale się podniósł.
-Nie chcę, by z mojego powodu zaczęto tu jakąś walkę. Pozwólcie, że was opuszczę...w samotności- dodał z naciskiem, kierując te słowa do Rosiera. Chciał być jak najdalej od jego wścibskości. Nie chciał czuć tego wkurzającego mrowienia!
Nim ktokolwiek jakkolwiek zareagował, chłopiec opuścił w pośpiechu miejsce pod altanką czując, że im bardziej się od nich oddalał, tym słabiej odczuwał obecność Rosiera w swojej głowie. W końcu był całkiem wolny.
Skrył się przed demonami w jakimś ustronnym, przyjemnym miejscu przy niewielkiej fontannie, opadając z frustracją na ławkę. Nim zdołał zebrać myśli zdał sobie sprawę, że nie jest już sam. Tak. To Rosier ruszył za nim. Podniósł głowę nie mogąc ukryć zdziwienia. Anakim z kołyszącymi się w przód i w tył nogami, siedział na drzewie i patrzył stamtąd na niego. Nie odrywali od siebie wzroku, do momentu aż ten wzbijając się w końcu w powietrze, wylądował płynnie dwa kroki od niego.
-Popisujesz się przede mną?
-Nie. Jeszcze nie- roześmiał się ze zdumieniem- Rozczarowany?
-Nie. Jeszcze nie- odpowiedział tym samym.- W takim razie to podryw?
Uśmiechnął się i jego źrenice zmieniły subtelnie kształt.
-Obawiam się, że to ty podrywasz mnie, drogi Pisklaku!
Hasmed rozciągnął usta w słabym uśmiechu ani na moment nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego.
-Jeśli u wszystkich ludzi odbierasz takie zachowanie jako podryw...to jesteś biedny...
Rosier uniósł do góry brwi, poczym znowu się roześmiał, tym razem dłużej. Hasmed przyglądał mu się przez chwilę, podejmując w końcu:
-Jesteś piękny, ale tu wszystkie anakim są piękne. Nie wyobrażaj sobie, że mógłbym się oczarować twoimi śmiesznymi skokami po drzewach.
-Moją intencją wcale nie jest cię oczarować. - Nie mógł się przestać uśmiechać. Usiadł przed nim na trawie, opierając się łokciami o jego kolana. - Nigdy o nikogo nie zabiegałem. Ja posiadam! I naprawdę nie interesuje mnie, czy się to komuś podoba czy też nie! Jeśli coś wpadnie mi w oko to to zabieram i amen!
Zamyślił się nad jego słowami. Rosier nie czytał mu w głowie, więc nie musiał niczego przed sobą ukrywać.
-Hananel jest dla ciebie ważny, prawda? Nie masz nikogo innego, na kim byś przelał swoje uczucia. Z takim podejściem do wszystkiego, co żyje musisz być naprawdę samotny. - Nie było w tym żadnej nuty współczucia. Tylko suche stwierdzenie. Był ciekaw jak działał jego system. Chciał zmusić tamtego do mówienia.
-Ludzie! Oj daj spokój- żachnął się.- Uczucia? Nie rozumiem, o czym mówisz. Poco nam to do szczęścia? Jesteśmy dziećmi szatana i jedyna rzecz, jaka nas w pełni zaspokaja to ostry seks i coś na ząb. Trochę ludzkich wrzasków i sporo hektolitrów krwi.- Rubinowe oczy zatrzymały się na krzyżu zawieszonym na jego szyi, ujął klejnot prawą dłonią, naciskając na niego kciukiem.- To w pełni nas satysfakcjonuje. Kiedy przewija mi się przez uszy słowo ,,miłość" dostaję drgawek! Co do Hananela...mam względem niego pewny dług wdzięczności... Nas anakim też obowiązują pewne zasady... -Podniósł na niego oczy, rozwierając mu nogi. Wsunął się między nie, przysuwając chłopaka mocno do siebie. - Jak to jest w twoim wieku...-powiedział ze zmienioną barwą w głosie.- Można cię już zerżnąć czy trzeba jeszcze trochę zaczekać..., bo nie orientuję się w tym wszystkim...
Hasmed zacisnął usta, na które ten szybko spojrzał.
-Wiesz, co różni ludzi od anakim?- zapytał go po pewnej pauzie.
-Powiedz mi, dziecko.
-Wy prymitywnie dążycie do zaspokojenia najbardziej podstawowych potrzeb, które was w pełni satysfakcjonują i gnijecie przez długie dziesiątki lat nie nadwyrężając zbytnio mózgu..., my stale się udoskonalamy, stawiając sobie coraz to wyższe wymagania i cele, będąc wybrańcami samego Boga! Jesteście naszym ciemiężycielem i uszlachetniacie nas tym. Wybielacie swoimi czerwonymi, brudnymi rękoma. - Ujął jego twarz w dłonie, składając mu na czole pocałunek.- Co do rżnięcia...- westchnął, przenosząc wzrok ponad jego głowę.- Uważam, że nie jesteś jeszcze gotowy.
Uwolnił się z jego słabego uścisku, zostawiając go samego sobie. Nie miał pojęcia, co sobie pomyślał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była nieruchoma i gładka.
Kiedy opuścił ogród, dojrzał wychodzącego z budynku Hananela w towarzystwie pewnej osoby...