Kocha nie kocha 13
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 09:24:32
Szymon obudził się samotnie w łóżku, otoczony zapachem Dominika, na co jego ciało zareagowało natychmiastowym ożywieniem. Usiadł, drapiąc się po rozczochranych włosach. Nagle uderzyło go wspomnienie minionej nocy. Stało się to, czego się najbardziej obawiał. Czuł, że nie postarał się dosyć, by do tego nie doszło. I gdyby miał możliwość cofnięcia czasu, ponownie wziąłby Dominika w ramiona, bo nie było to coś, nad czym umiałby zapanować... Jego spojrzenie, dotyk, zapach i to, że ciągle mu powtarzał o swoich uczuciach było jak rzucenie ubezwłasnowolnionego zaklęcia. Dotarło do niego z przeraźliwą szczerością, że zawsze tak kochał brata. Kiedy pierwszy raz ich sobie przestawiono i zobaczył tego nieśmiałego z pozoru, aniołka o dużych wesołych, niebieskich oczach, zapragnął go na wyłączność. Nie umiał dopuścić do siebie myśli, że miałby się nim z kimś dzielić. Kiedy ogarniało go pragnienie dotknięcia Dominika, czas nagle stawał w miejscu, w napiętej, trudnej chwili i serce poczęło mu łopotać w piersi z przerażającą siłą. Sparaliżowany nie umiał się zdobyć, żeby go chociażby pogłaskać. Nigdy nie pomyślał, że był w nim zakochany, nawet nie dopuszczał do siebie takich pomysłów. Aż się teraz sobie dziwił, jak bardzo potrafił sam siebie oszukać...
Usłyszał, jak brat przesuwa w przedpokoju mebel i zmarszczył czoło. Wstając, wciągnął bokserki, niepewnie kierując się w stronę drzwi. Pociągnął za klamkę, zaglądając cicho do pokoju. Chłopak znajdował się na kolanach i czegoś najwyraźniej szukał. Zawahał się zanim powiedział:
-Czemu tkwisz na podłodze?
Dominik poderwał przestraszony głowę, odwracając się do niego całym sobą. Miał zaczerwienione oczy. Szymonowi zrobiło się słabo. Najwyraźniej wystarczyło spojrzeć na jego twarz, by zareagować zwodem.
-Stało się coś, czego żadne z nas nie spodziewałoby się w najgorszym koszmarze!- powiedział niskim głosem i pobladłą twarzą.
Mężczyzna poczuł, że podniecenie mija zastąpione poważnym niepokojem.
-Lepiej usiądź...- nastawił go brat.
-Mów.
-Najpierw siadaj...- Machnął ręką, powstrzymując łzy, dolna warga mu drżała, więc Szymon wypełnił polecenie. Uczynił to bardzo sztywno.
-Więc...- Potoczył wzrokiem po wnętrzu pokoju, mając jakby nadzieję coś zobaczyć.- Fernando zniknął z klatki- odparł z trudem, jakby nie chciał pozwolić temu faktowi zaistnieć.
Szymon wciągnął gwałtownie powietrze i przypatrywał się przez chwilę Dominikowi, jakby nie będąc pewnym czy mówi prawdę, czy też się nadzwyczajnie w świecie wydurnia.
-Możesz... powtórzyć?- poprosił grzecznie.
-Fernando... Fernando uciekł z klatki.
Szymon pokiwał głową, jakby przyjął tę informacje do świadomości, następnie poderwał się z miejsca trzepnąwszy Dominika w tył głowy. Chłopak podskoczył, objąwszy ją zaszokowany dłońmi.
-Powaliło cię!- ryknął wściekły.- Myślałem, że... Bóg wie co! A ty mi o tym szczurze gadasz! Jakbym to musiał po nim kiedykolwiek łzy wylewać! Przestraszyłeś mnie na śmierć!
-Co?! Ty chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji!
Zaśmiał się odchylając do tyłu głowę.
-,,Powagi tej sytuacji", dobre sobie, nie rozśmieszaj mnie! Cieszę się, że go szlag jasny trafił, powinniśmy świętować znikniecie tego śmierdziela. Chyba otworzę szampana!
Dominik poderwał się, stanąwszy nad nim jakby się gotował do skoku. Szymon wbił w niego oczy.
-Obiecaliśmy Adze, że się nim zajmiemy, ona była bardzo przywiązana do tego chomika, o mój Boże...- przytknął do ust wierzch dłoni, przełykając ślinę- mówię już o nim w czasie przeszłym, to straszne...
Szymon milczał przez jakiś czas, zastanawiając się nad czymś.
- Zastawimy pułapkę, taką jak na myszy, może go w ten sposób jakoś złapiemy- zaproponował z udawaną powagą. Brat przeszył go rozwścieczonym spojrzeniem, który wywołał w nim uśmiech.
-Bardzo śmieszne...- Okrążył stół, rzucając się znowu na kolana.- Fernando!- zawołał drżącym głosem.
-Przestań i podnieś się natychmiast.- Podszedł do niego, zdecydowanie dźwigając go na nogi. Chłopak popatrzył na niego z oskarżeniem.- Znajdzie się, to nie igła... Jak zgłodnieje to wylezie.
-Jutro wraca Aga, nie mogę czekać!
-A nie pojutrze?
-Nie powiedziała jasno.- Zagryzł wargę, na którą ten spojrzał.- Zawiodłem ją...
-Zwal winę na mnie.
Wytrzeszczył oczy.
-Nic mi nie będzie jak się trochę powydziera i tak ciągle się kłócimy.
-Nie pozwolę żeby oskarżała ciebie, to ja wczoraj nie domknąłem klatki.- Ścisnął jego dłoń i Szymona przeszedł dreszcz.- Kochany z ciebie braciszek, chcesz mnie jak zwykle chronić.
Szatyn skwasił się, wyplątując z jego uścisku. Odszedł na parę kroków, podnosząc z ziemi poduszkę. Zgniatał ją przez parę chwil w rękach, w końcu rzucił na sofę.
-Nie mów do mnie ,,braciszku", dobra? Mów mi po imieniu.
Dominik poczuł żywe bicie swojego serca. Nagle wróciły wspomnieniami chwile z ostatniej nocy. Zmieszał się. Zapomniał, że trochę się martwił spojrzeć mu rano w twarz, po tym, co razem przeżyli. Czy Szymonowi było chociażby w połowie tak dobrze jak jemu? Ich oczy spotkały się ze sobą.
-Dlaczego wczoraj... płakałeś?
-Płakałem?- wybąkał onieśmielony.
Mężczyzna przełożył ciężar ciała na drugą nogę i wyglądał tak, jakby mówienie o tym sprawiało mu trudność. Był spięty.
-Miałeś łzy w kącikach oczu.
-Ale głupi jesteś.- Odwrócił się do niego tyłem, siadając na sofę. Wyciągnął z pod poduszek pilot..- To z emocji. Ale prawda jest taka, że pierwszy raz mi się to przydarzyło.
Włączył i wyłączył telewizor.
-Aha...- usłyszał za swoimi plecami, poczym do jego uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi łazienki.

Szymon wszedł pod prysznic zamykając oczy. Ciepła woda uderzyła o jego ciało twardymi strumieniami, które usunęły resztki snu. Problem chomika rzeczywiście był spory, Agnieszka miała pewne obawy przed zostawieniem go u nich i najwidoczniej obawy te okazały się bliskie prawdy. Jednak Szymon nie potrafił się teraz skoncentrować nad tym. Jego myśli dryfowały wokoło Dominika...
Złapał w ręce gąbkę i wycisnąwszy na nią żel, zaczął pocierać ramiona szorstką stroną myjki. Zachmurzył się.
-Przyniosłem ci duży ręcznik kąpielowy, bo tamte wrzuciłem do prania- usłyszał niedaleko siebie głos i omal się nie pośliznął.
Rozchylił zasłonę prysznicową, wbiwszy w brata żywe spojrzenie. Dominik uśmiechnął się zarumieniony, następnie położywszy na szafce ręcznik, popatrzył na mężczyznę swoimi wielkimi, niewinnie rozciągniętymi oczami.
Do diabła! On go uwodził! Może parę dni temu jakoś by sobie poradził z tą sytuacją, jednak nagle fakt, że Dominik jest bardzo ponętny, stał się dla niego nad wyraz dostrzegalny.
-Właściwie... mogłem wyciągnąć świeży z szafki- wybąkał, czując, że krew zaczyna mu szybciej krążyć w żyłach. Zakręcił wodę z trudem utrzymując na chłopaku spojrzenie.- Ale dzięki.
Odpowiedział mu wyszczerzając w uśmiechu zęby. I wtedy dostrzegł we wzroku Dominika ten przebiegły błysk. Coś podejrzanie zwlekał z tym opuszczeniem łazienki. To go rozdrażniło, jego ciałem szarpnął ból pożądania. Skrył się za zasłoną, ponownie odkręcając wodę i wtedy on podszedł trochę zbyt blisko...
-H-hej, Szymon... A może umyć ci na przykład plecy?
Zacisnął oczy i woda pociekła mu po twarzy, prawie wyparowując z jego gorącej skóry.
-Ty diable!- Wyciągnął rękę, agresywnie wciągając Dominika pod prysznic. Chłopak wyglądał na zaskoczonego, czyżby nie spodziewał się, że tak to się może skończyć? Krzyknął zasłaniając się przed spadającą na niego wodą.- Jak zwykle testujesz mój limit!
-Jestem w ubraniach!- zawołał, zdejmując z oczu mokre kosmyki włosów.
Szymon popchnął go sobą do ściany, zamknąwszy jego nadgarstki w silnym uścisku swoich dłoni. Podniósł te ręce ponad głowę blondyna, obniżając się nad nim.
-Teraz udajesz niewiniątko, ale wstrętnie. Powinienem cię jakoś ukarać!
Dominik poczuł, że nagim kolanem rozwiera mu nogi. Miał wrażenie, że spłonął rumieńcem we wszystkich możliwych miejscach na swoim ciele. Wszedł do łazienki, bo odgłos tryskającej wody natrętnie rozpraszał jego myśli. Chciał na Szymona tylko troszeczkę popatrzyć, skąd mógł wiedzieć, że zapach szamponu i gorącej skóry brata spowoduje pragnienie na coś więcej niż tylko zerknięcie. Nie myślał, że Szymon mógłby go chcieć wciągnąć do siebie... Martwił się raczej, że go zaraz boleśnie wykopie. Co było chyba bardziej w jego stylu!
-Doprowadzasz mnie do szaleństwa- wyszeptał obolałym głosem w pół rozchylone usta brata. Zaczął pocierać kolanem jego krocze i chłopak zajęczał.- Czujesz to?
Pokiwał wstydliwie głową. Szymon pocałował go mocno, nie przestając ocierania. Dominik spróbował uwolnić ręce, ale nie dał rady.
-Sz-Szymon!- krzyknął oskarżycielsko.- Przestań! Zaraz... zaraz!
-Pokażesz mi jak dochodzisz, chcę to zobaczyć.
-Nie- zaprotestował.- Proszę...- Spojrzał mu głęboko w oczy swoim zamglonym wzrokiem i mężczyzna zabrał nogę, ciasno otoczywszy go ramionami.
Blondyn ściągnął językiem krople wody z jego policzków i ust, czując jak mężczyzna chwieje się trochę, a on razem z nim. Wyczuwał na własnym ciele, jak bardzo był tamten twardy i gotowy... Wplótłszy palce w jego ciemne, mokre włosy, wyszeptał:
-Tu nie jest wygodnie... chodźmy do łóżka.
Mężczyzna zakręcił wodę.
-Nie wiem czy dam radę...- Obniżył dłoń, zacisnąwszy ją mocno na pośladku chłopaka. Przeklinał w duchu ubranie, nie pozwalające mu poczuć pod palcami miękkości jego skóry. Jeszcze silniej go objąwszy, niemalże zmiażdżył.- Jeśli przestaniesz mnie głaskać... to może się jakoś dostaniemy do sypialni- Cmoknął go w rozpalony policzek, biorąc nieoczekiwanie na ręce. Dominik objął szatyna ciasno za szyję, dygocząc trochę.
-Zimno...
-Zaraz się tego pozbędziemy.- Delikatnie położył go na zmiętoszonej pościeli, pospiesznie ściągając mokre spodnie i koszulę. Dominik widział jak drżą mu z podniecenia ręce, musiał mu pomóc.- Zaraz cię ogrzeję... -Pocałował go długo w usta powoli, namiętnie, poczym jego język zaczął się wsuwać głęboko do wnętrza ust blondyna.
Opadli na siebie mokrzy i całkiem nadzy i Dominik pomyślał, że zaraz zemdleje. Szymon wręcz buchał żarem namiętności. To nie było udawane! Skarcił się w duchu. Dlaczego wciąż szukał pewności, że czują to samo! Tak trudno było mu uwierzyć, że wreszcie go miał! Jeszcze parę dni temu żadne z nich nie dałoby temu wiary.
-Tak mi dobrze, Szymon... -zawołał, lecz kiedy ten się w niego wbił, zastygł w bezruchu. Ból znowu przywrócił mu trzeźwość. Do jasnej cholery, czemu to musiało tak boleć! Albo winą był dziki temperament brata, albo niedopasowały się ich ciała. Nie, cóż za głupie myśli! Byli przecież dla siebie stworzeni...
Ich usta znowu się odnalazły...



***



Szymon wcisnął do kieszeni ręce, wpatrując się w nieruchomego gada z takim samym umiarkowanym zainteresowaniem w jakim on patrzył się na niego. Dominika bardzo to rozbawiło.
-Chcesz mieć na urodziny?
Szatyn drgnął.
-Masz już tego chomika?
-Są w zasadzie identyczni, ale Aga może się domyślić...
Brat wziął od niego pudełko, otwierając daszek. Chomik podskoczył, wbiwszy w wielkoluda swoje duże, wystraszone oczy.
-Nie skapczy się- odparł bez przekonania. Chciał już wyjść ze sklepu, z jakiegoś powodu czuł się w nim nieswojo. O pręty klatki ocierał się błagalnie pers. Szymon odwrócił się napięcie, kierując w stronę drzwi. Sklepy zoologiczne nie były tak przykre jak schroniska dla zwierząt, ale chłopak i tak źle znosił pobyt w tych miejscach.
-,,Nie uratujesz wszystkich zwierząt tego świata"- wytrącił go z rozmyślań blondyn, uśmiechając się niemal czule.
Dokładnie tak samo powiedziała mu kiedyś matka. Wybrali się pewnego dnia z całą rodziną po psa. Szymonowi trudno się było zdecydować na tylko jednego. Wszystkie wpatrywały się w niego oczami wypełnionymi nadzieją. Jakże miał ich opuścić?
-Oj przymknij się- syknął, czując, że policzki pokrywa mu szkarłat wstydu. - Nie odczuwam w tej chwili potrzeby ratowania zwierzątek. Mam takie jedno w domu... Jest strasznie irytujące, trzeba mu poświęcać mnóstwo uwagi. Wabi się Dominik, ale ja wołam na niego po prostu Szczeniak.
Brat kopnął go w łydkę.


Sprawa chomika została zamknięta, ale Szymon nadal czuł nieprzyjemny skurcz w żołądku, jakby miał więcej powodów by się martwić. W pewnym momencie, gwałtownie odsunąwszy się z krzesłem od stołu, wyleciał do łazienki i Dominik usłyszał niebawem nieprzyjemny odgłos zwracanej kolacji. Poderwał się zaniepokojony, ale szatyn nie chciał go do siebie wpuścić, zatrzaskując mu przed nosem drzwi. Wylazł dopiero po jakiejś półgodzinie blady jak trup.
-Sz-Szymon...
Blondyn wstał z sofy z miną przestraszonej myszy.
-Chyba jestem w ciąży- rzucił zachrypniętym głosem, czyniąc z ustami coś w rodzaju uśmiechu.
Gdyby nie okoliczności Dominik roześmiałby się. Nie czyniąc żadnego ruchu tkwił w miejscu, w obawie na jego reakcję. Ich wzajemne relacje były teraz kruche jak ulepione z porcelany. Starszy chłopak podszedł do niego, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok i obróciwszy brata do siebie plecami, objął go ciasno, przycisnąwszy policzek do jego skroni.
-Kocham cię, Dominik. Po prostu kocham...- Brzmiało to trochę, jak wyjaśnienie.
Blondyn poczuł, że płoną mu ze wstydu uszy, serce zaś szarpie się tak mocno, jakby zamierzało wydrzeć się z piersi. W głowie zawirowało mu mnóstwo myśli, nie wypowiedział na głos żadnej z nich, nie był w stanie.

Tej nocy Szymon zasnął prawie natychmiast. Trwał w tym stanie do późnego poranka i Dominik nie zamierzał go budzić. Wstał najciszej jak tylko potrafił, chociaż zdawało się, że brata nic nie jest w stanie wyrwać z objęć Morfeusza.
Starał się nie myśleć o tym, jaki stres przeżywał jego brat. Miał egoistycznie nadzieję, że w końcu, oby jak najszybciej, Szymon przyzwyczai się... oswoi z faktem, że są razem i zacznie czerpać z tego przyjemność. Przecież go kochał, sam to powiedział! Dlaczego w takim razie tak bardzo się tym wszystkim przejmował?
Zanim na dobre pochłonął go smutek, po stopie przebiegło mu coś... włochatego. Wzdrygnął się w pierwszej chwili, by zaraz spuścić oczy na przyczynę swojej niechęci. Chomik... nieszczególnie spieszył się, aby się ukryć za kanapą, jakby pragnął zrobić mu na złość. Dominik zacisnął z rozdrażnieniem usta, by je po chwili rozsunąć w kompletnym zaszokowaniu. Po czym rzucił się na podłogę, lecz uczynił to zbyt gwałtownie, bo zwierzątko przyspieszyło.

Szymon rzucił przelotnie spojrzenie na klatkę i musiał się cofnąć.
-Dlaczego kupiłeś drugiego chomika?- zawołał.
-Wstałeś, wreszcie!- Dominik podbiegł do niego uradowany, rzucając mu się z impetem na szyję. Szatyn pogłaskał go z roztargnieniem po włosach.
-No, co jest z tymi szczurami?
-Złapałem Fernando! Z początku, gdy go zobaczyłem spacerującego po pokoju, pomyślałem, że to ten drugi zwiał. Wkurzyłem się!
-I co my teraz zrobimy z dwoma sierściuchami?- przerwał mu w połowie zdania.
-Nie cieszysz się? Problem z głowy...- Ukucnął, wkładając palec między szczeble klatki.- Nie przepadają za sobą, musiałem im zrobić tekturową przegrodę.
-No więc...- uklęknął przy nim- który to który...?
Zanim mu odpowiedział, odezwał się natarczywy dźwięk dzwonka, powodując, że szatyn poderwał się na równe nogi i jego twarz przeciął grymas stresu, który nie umknął uwadze brata. Dominik wyprostował się czując, jak poczucie winy wobec wewnętrznych przeżyć brata wbiło w niego pazury. Nie ruszał się z miejsca, jakby więziony przez własne rozterki i w końcu to Szymon ruszył w kierunku drzwi, choć jego sztywna postawa, zdawała się mówić, że wcale nie chce otwierać drzwi.
-O, Aga... Spaliłaś sobie twarz.
-Dzięki...