Rozdział 2: Krok za daleko
Przed domem kłębił się już tłum ludzi. W środku było równie dużo osób, a najwięcej w obszernym ogrodzie na tyłach. Śmiali się, rozmawiali, pili i palili. Ze środka dudniła głośna muzyka.
Zanim tu przyszli, wypili po kilka piw na swoim placu zabaw. Benjamin skombinował też trochę maryśki. Jego brat znał jakiegoś dilera.
Charliemu szumiało w głowie a światła i śmiechy zbijały się w jedną paćkę feerii barw i odgłosów. Przeciskał się przez tłum i robiło mu się gorąco. Bał się, że się udusi i straci przytomność. Musiał skupić wzrok na Oscarze. Ten szedł przed nim i się uśmiechał, a Charlie miał ochotę wpaść w jego ramiona i zatracić się w nim. Złapał rękaw jego bluzy i dał się pociągnąć przez tą chmarę ludzi w kierunku kuchni. Oscar roześmiał się będąc w dobrym humorze. Pomógł przyjacielowi przedostać się razem z nim zostawiając gdzieś w tyle Archiego i Bena.
W kuchni na wyspie stało mrowie trunków. Otwarte butelki wódki, tequili, whisky, beczka piwa. Oscar odnalazł dwa czyste plastikowe kubki i nalał sobie i Charliemu hojną ręką wódki.
- Twoje zdrowie chłopie! - krzyknął łapiąc go za kark, zbliżając swoją twarz bardzo blisko, prawie dotykając jego czoła swoim, a wesołe ogniki tańczyły w jego pijackich oczach.
Obydwaj opróżnili jednym haustem swoje kubki krzywiąc się i krzycząc wesoło. Podeszli do nich koledzy ze szkoły, ci, którzy popierali ich wywrotowe akcje przeciwko kujonom, pizdeczkom i pedałom, ale sami nie mieli odwagi się do nich przyłączyć. Oscar kumplował się z nimi, ale miał o nich niskie mniemanie. Skoro nie potrafili być z nimi i uczestniczyć w gnębieniu maluczkich, to nie byli warci jego uwagi. Ale dawał im się wynosić na piedestał, bo to łechtało jego ego. Pili razem z nim i Charliem, częstowali ich fajkami, a alkohol w głowach wszystkich osiągał niebezpieczne maksimum. Benjamin wyciągnął jeszcze trochę marihuany, którą Oscar łaskawie podzielił się z chłopakami i po chwili wszyscy śmiali się siedząc i pijąc w kuchni, groźnie zbliżając się do kresu trzeźwej władzy umysłu.
* * *
Całowali się łapczywie i jednocześnie rozbierali się nawzajem. Mieli ten moment dla siebie. Sami w domu, wreszcie mogli pożreć swoje ciała i napawać się sobą.
Thomas złapał bujne brązowe włosy Harry'ego i odciągnął jego głowę do tyłu, by móc kosztować jego szyi. Zostawiał na jego skórze mokre i gorące ślady schodząc pocałunkami coraz niżej, zatrzymując się na chwilę przy sutkach, aby pogryźć je chwilę i possać wywołując jęk rozkoszy z ust Harry'ego. Położył chłopaka na łóżku i szybko zdjął jego spodnie z bielizną, odsłaniając prężącego się penisa. Złapał go mocno i wziął do buzi aż Harry westchnął i wygiął się wbijając mu członka do ust. Thomas złapał go za pośladki masując je nieco. Próbował sobie przypomnieć wszystko, co czytał i oglądał w internecie na temat seksu analnego dwóch mężczyzn. Przerwał pieszczoty oralne.
- Muszę znaleźć lubrykant i gumki - oznajmił grzebiąc niedbale w szafce biurka. W końcu znalazł to, czego szukał, zakupione już jakiś czas temu, po ich rozmowie o seksie.
- Przygotowany jesteś - mruknął zalotnie Harry.
- W końcu planowaliśmy to. W jakimś sensie. - Thomas się uśmiechnął rumieniąc na twarzy. Harry uwielbiał jego uśmiech, przy którym robiły mu się dołeczki w policzkach. Usiadł na łóżku i złapał go za rękę przyciągając do siebie. Powoli rozpiął mu spodnie i zsunął a potem łapczywie wziął penisa do ust jednocześnie gładząc delikatnie jego pośladki. Thomas jęknął i odchylił głowę do tyłu jednocześnie ponownie łapiąc Harry'ego za włosy.
Kiedy zdecydowali się uprawiać seks, rozmawiali o tym, który z nich byłby tym na dole. Thomas wtedy zdziwił się z uległości Harry'ego, który od razu zapewnił, że chciałby poczuć w sobie Toma, który jednak ucieszył się z tego, że on pierwszy poczuje jak to jest być mężczyzną, w jego mniemaniu. Także teraz, kiedy już przyszła pora na ten pierwszy raz, nie musieli się siebie pytać ani nic ustalać. Harry potulnie położył się na plecach i rozłożył nogi, z czerwoną twarzą ukazując swoje wdzięki przed Thomasem. Ten poczuł jak jego erekcja robi się mocniejsza, o ile to było w ogóle możliwe. Powoli pogładził uda chłopaka zbliżając dłonie do kroku. Jednak ku swojemu zdziwieniu, zamiast palców, do jego odbytu zbliżył twarz i wysunął język. Czytał o rimmingu i o tym, jakie to przyjemne, więc chciał sprawić taką przyjemność Harry'emu. Ten, lekko zdziwiony dał się ponieść przyjemnemu odczuciu i po chwili zaczął jęczeć z rozkoszy. Thomas nie wytrzymał i złapał swojego penisa a po plecach przebiegały mu dreszcze. W końcu oderwał się od jego tyłka, oblał wejście odrobiną lubrykantu, po czym wcisnął w niego jeden palec, a Harry krzyknął cicho z powodu tego nagłego doznania.
- I jak? - zapytał Thomas lekko ochrypniętym głosem.
- Och, ach - wyrywało się tylko Harry'emu. - Przyjemnie - skwitował i dalej wił się na łóżku z przymkniętymi powiekami.
Thomas zachęcony, włożył w niego drugi palec a po dalszych minutach rozpychania, trzeci. W końcu nie wytrzymał i nachylił się do kochanka, aby polizać jego penisa, a Harry oddychał coraz szybciej.
- Harry, czy mogę już...? - zapytał Tom, którego męczyło już ciśnienie. Collier spojrzał w końcu na niego, oblany rumieńcem.
- Tak, włóż mi go, włóż - prawie błagał.
I Thomas wyjął palce pozostawiając po sobie pustkę, ale zaraz założył prezerwatywę i włożył w niego coś grubszego i cieplejszego i naparł nim na wejście. Harry próbował się rozluźnić, ale i tak lekko się spinał uniemożliwiając mu wejście w niego.
- Odpręż się trochę - ponaglił go Thomas próbując się w niego wcisnąć.
- Tak, tak - odparł szeptem Harry oddychając regularnie, aby nie myśleć tylko o dziwnym uczuciu rozpierania i lekkiego bólu, jakiego nie doznał wcześniej, podczas palcówki.
W końcu penis Thomasa wszedł prawie cały i chłopak zaczął się wolno poruszać aż Harry rozluźnił się całkiem czując przyjemne mrowienie w środku. Green oddychał coraz ciężej, a fala gorąca przepływała od członka wzdłuż całego jego ciała. Nigdy wcześniej nie czuł takiej ciasnoty wokół swojego penisa, a ona powodowała, że przyspieszał mu puls. Trzymał nogi Harry'ego wysoko mocno ściskając jego pośladki i biodra i czuł, że jeszcze sekunda i eksploduje. I faktycznie, dosłownie po dwóch pchnięciach, zalała go fala spełnienia i krzyknął głośno zamierając na chwilę, a kiedy ponownie otworzył oczy, zobaczył jak Harry masturbuje się jęcząc równie głośno i w końcu sperma zalewa mu brzuch.
Przez kilka uderzeń serca nie byli w stanie się poruszyć ani nic powiedzieć.
- O kurde - w końcu wysapał Thomas.
- No - dodał Harry.
Thomas wyszedł z kochanka i zwinął prezerwatywę owijając ją szczelnie w chusteczki, żeby nie rzucała się w oczy w śmieciach, a Harry poszedł do łazienki zmyć swoją spermę z brzucha. Ubrali się i położyli na łóżku objęci.
- To naprawdę takie przyjemne? W tyłek? - zapytał Thomas nieśmiało.
- O kurcze, tak! - wykrzyczał rozradowany Harry, chociaż zaczął się rumienić. - Najpierw językiem, potem palcami, kurde, to było super. Potem wiesz, trochę nieprzyjemnie, ale jednak gładko jakoś poszło. Chyba przy tobie czuję się naprawdę okej. - Mówiąc to speszył się trochę i wtulił w szyję Thomasa. Było mu z nim naprawdę dobrze. Tom był jego pierwszym chłopakiem, to z nim się pierwszy raz również całował. Podziwiał go za to, że tak łatwo mu przychodziło mówienie o sobie, to, że powiedział rodzicom imponowało mu. On nie miał takiej odwagi i bolało go to, że Thomas mu wypominał, że nikomu się nie przyznał. On się po prostu bał. Bał się również utracić go i martwił się, gdy widział jak jest pobity przez Oscara i jego paczkę i bolało go to, jak słyszał jak on go traktuje. Równocześnie sam bał się, że mógłby tak skończyć, gdyby powiedział komukolwiek. Dlatego cieszył się tymi chwilami z Thomasem u niego w domu.
Harry zasnął wtulony w swojego chłopaka, ale Tom nie mógł zmrużyć oka. Zaczął rozmyślać o całej tej sytuacji z Oscarem i nie wiedzieć, czemu przypomniał sobie Charliego i to, że dawno temu, w podstawówce, kolegowali się. Chodzili do jednej szkoły, do jednej klasy i razem z innymi chłopakami tworzyli nawet zgraną paczkę. Potem do miasta przeprowadził się Oscar, na ostatni rok, czy dwa, Thomas już nie pamiętał, a potem wszyscy trafili do jednego gimnazjum. Wtedy to już całkiem stracił kontakt z Charliem, ale szybko zrozumiał, że ten, przystając z Oscarem pokazał, że jest nic nie wartym dupkiem, takim samym skończonym chamem jak Sykes. Green nie próbował odzyskać jego przyjaźni i szybko wyparł, że w ogóle istniała między nimi nić porozumienia. Teraz Charlie wolał go gnębić tak samo jak Oscar, więc i zasługiwał na takie samo traktowanie, najchętniej jak powietrze.
Jak widać, niestety nie było mu to dane na długo, bo teraz znowu stawali twarzą w twarz, tylko twarz tą Charlie obijał Thomasowi w imieniu Oscara. Aż tak nisko upadł. Został prawą ręką, albo raczej popychadłem Sykesa. Teraz tylko widział lód w tych jego niebieskich oczach, kiedy raczyły na niego spojrzeć.
W końcu Thomas delikatnie zsunął Harry'ego z siebie i wstał z łóżka. Stwierdził, że skoro rodzice poszli poimprezować, to da chłopakowi jeszcze trochę pospać, ale jego takie bezczynne leżenie już męczyło. Gdy wziął prysznic i napił się trochę Coca-Coli, stwierdził, że pójdzie na spacer się przewietrzyć, zostawiając Harry'emu jedynie kartkę wyjaśniającą, że wyszedł.
* * *
Muzyka grała, w trzewiach dudniło, w głowie szumiał alkohol. Oscar tańczył z kolejną panienką na środku pokoju, obmacując ją pożądliwie przy wszystkich. Chociaż ci "wszyscy" byli równie pijani, co on i mieli na to wyjebane.
Jedynie Charliego obchodziło, co się tam dzieje, między tą dwójką. Jednym okiem patrzył na kieliszek wódki, który podnosił do ust, żeby szybko wypić, drugim spoglądał na lubieżny uśmiech Oscara, a w żołądku go coraz bardziej coś ściskało.
Nagle do pary podeszła inna dziewczyna, wyraźnie zła blondynka. Charlie nie słyszał, o czym rozmawiają, ale blondynka krzyczała coś, wściekła na swoją koleżankę, oraz Oscara, próbując odciągnąć ją i prawdopodobnie zabrać do domu. Widać było, że Sykes chce załagodzić sytuację, cały czas szczerząc się przymilnie, ale blondynka była nieustępliwa i w końcu zabrała od niego swoją koleżankę, która chyba mało co kontaktowała, bo nie stawiała zbyt dużego oporu.
Charlie powinien był współczuć koledze, jednak on się bardzo ucieszył, a na jego twarzy zagościł nikły uśmieszek, kiedy Oscar do niego podszedł.
- Co za suka! - wrzasnął. - A miałem taki łatwy łup.
- Napij się. - Charlie przysunął mu jeden z wolnych kieliszków i nalał wódki. Sykes wypił ją szybkim ruchem, krzywiąc się i prychając.
- A, ciepła! Fuj! Czy tu kurwa nie ma już porządnej wódki? - krzyknął do nikogo konkretnego, ale patrząc nie na Charliego, tylko na innych obecnych przy stole chłopaków, którzy zaraz zaczęli mamrotać coś pod nosem i się tłumaczyć.
- Masz szluga? - Oscar olał ich wywody.
Zwrócił się do Charliego przysuwając się trochę chwiejnie aż ręka obsunęła mu się z blatu i żeby nie spaść, musiał złapać się ramienia Charliego. Ten odruchowo złapał jego rękę swoją, a drugą przytrzymał go w pasie. Serce zabiło mu mocniej przez te sekundy i poczuł falę ciepła rozpływającą się po całym jego ciele.
- Tak, mam jeszcze. Chodź, wyjdziemy się przewietrzyć - stwierdził przekrzykując muzykę i jak tylko wstał, puścił Oscara kierując się do drzwi, bojąc się, że mimo bycia pijanym, przyjaciel dojrzy zmieszanie na jego twarzy. Sam się bardzo upił i nie wiedział, co takiego zdradza jego mina, więc wolał się wycofać. Jemu również dobrze zrobi świeże powietrze.
Wyszli przez frontowe drzwi olewając pląsających gdzieś w środku Archiego i Bena i ruszyli wolnym, spacerowym krokiem przed siebie, paląc papierosy.
- Tego mi było trzeba. Tam było kurewsko gorąco - stwierdził Oscar.
- A do tego wymykały ci się laski. Masz kiepski dzień - skwitował Charlie zaciągając się fajkiem.
- Weź nie mów - wrzasnął Oscar lekko plącząc sobie język. - Jakiś pogrom dzisiaj. Widziałeś tamtą sukę? Zabrała mi sprzed nosa łatwy towar! Ta laska była napruta jak meserszmit, przedymałbym ją konkretnie!
Oscar zaczął się śmiać, a Charlie tylko spojrzał na te piękne piwne oczy, teraz takie mętne. Starannie ułożone włosy na żel były teraz nieco zwichrowane po tym jak poprzednia panna, z którą tańczył, bawiła się nimi zalotnie. Miał na sobie białą koszulkę, która seksownie opinała mu mięśnie, na które Charlie uwielbiał patrzeć. Miał wymówkę, bo chciał podobnie przybrać na masie i mógł mu wmawiać, że to z podziwem patrzy na zaczynający się już rysować sześciopak, bo mu zazdrościł. Owszem, patrzył na niego z podziwem, ale skrycie to chciał go dotknąć, pogłaskać i ucałować każdy skrawek jego ciała. A gdy myślał o tym po pijaku, jeszcze bardziej tego pragnął.
- Chłodno dzisiaj - powiedział nagle Oscar i zapiął suwak w swojej skórzanej kurtce ku smutkowi Charliego.
Rozmawiali o byle czym spacerując sobie aż w końcu nogi same zaniosły ich do ich ulubionego miejsca - opuszczonego placu zabaw, ich kryjówki. Tam Oscar wygrzebał spod desek napoczętą butelkę wódki i obydwaj pociągnęli kilka łyków, a zamiast popity zapalili jeszcze po papierosie, aż Charliemu zrobiło się trochę słabo.
Usiedli na rozpadającej się ławeczce opierając się o drewnianą konstrukcję. Wilson powoli zaczynał przestawać odczuwać swoje ciało i pokładać się bardziej na Oscarze ze zmęczenia i przepicia.
- Ej, zabierz ten łeb - zdenerwował się Sykes, kiedy przyjaciel oparł głowę na jego ramieniu.
Spojrzeli sobie w oczy, obydwaj rozmytym lekko wzrokiem. Charlie nie potrafił się już kontrolować, a uczucia brały górę nad rozumiem. Przestał się pilnować, przestał myśleć i stwierdził nagle, że przecież są sami, że przecież pragnie Oscara, jak nikogo na świecie. Nie spodziewał się jednak, że zapłaci tak wysoką cenę za utratę kontroli. Przysunął się bliżej Oscara, złapał go za szyję i pocałował. Sykes w pierwszej chwili nie wiedział, co się dzieje. Był równie pijany, co Wilson, ale teraz, po kilku sekundach przekręcania się trybików w głowie, zrozumiał, że do jego ust właśnie przykleił się jego najlepszy kumpel. Od razu odepchnął go z całej siły aż Charlie spadł z ławki na ziemię.
- Co to kurwa było?! - ryknął jak oparzony odskakując z ławki. - Pojebany jesteś?!
- Ja nie wiem... Co się stało? - mamrotał Charlie próbując podnieść się z ziemi, ale mu to nie wychodziło, bo nie miał siły w nogach.
Oscar nagle poczuł się bardzo trzeźwy i doskoczył do kolegi łapiąc go za kurtkę, szarpiąc z ziemi.
- Popierdoliło cię? Co to miało być? Jesteś jebanym homosiem? - Jego twarz wykrzywił brzydki grymas złości, a krzyk lekko otrzeźwił Charliego, który zląkł się, gdy dotarło do niego, co zrobił.
- Nie wiem, nie wiem, czemu to zrobiłem. Nie jestem homo, serio! - kłamał próbując opanować sytuację. Bał się. Bał się gniewu Oscara, bo wiedział, jakie on ma nastawienie do gejów. Przecież dopiero co, on sam, Charlie, w jego imieniu pobił swojego dawnego kumpla Thomasa, tylko dlatego, że był gejem.
Oscar wpatrywał się w jego niebieskie oczy z furią i widział, że tamten oprócz patrzenia mu w oczy, zerkał niżej, na jego usta. To był odruch, który Charlie w tym momencie powinien był opanować.
- Łżesz - Oscar wypluł to słowo. - Widzę, że chciałbyś zrobić to znowu.
Puścił jego kurtkę, a Wilsonowi udało się ustać na nogach. Bał się cholernie, ale jednocześnie coś w głowie, jakiś alkoholowy chochlik kazał mu powiedzieć coś, czego rozum by się teraz powstydził.
- Tak - mruknął. - Chciałbym...
Oczy Oscara zapłonęły żywym ogniem słuchając i patrząc w zrezygnowaną twarz przyjaciela. Zamachnął się i powalił go na ziemię mocnym uderzeniem pięści. Charliego porządnie zamroczyło, ale udało mu się usiąść.
* * *
Thomas nie kierował się nigdzie szczególnie, ale nogi same zaniosły go pod zamknięty plac zabaw, na którym niedawno się znajdował i obrywał cięgi. Zmarszczył brwi, gdy spojrzał na stare sztachety i prowizoryczne zamknięcie z blachy falistej. Wszystko wokoło obrastało trawą i chwastami. Zastanawiał się, dlaczego jeszcze okoliczni mieszkańcy nie zadziałali, żeby to zrównać z ziemią albo odnowić. Czyżby w okolicy nie było żadnych dzieci?
Podszedł bliżej i ciarki przeszły mu po plecach. Dotknął policzka, który jeszcze go bolał, po uderzeniu Charliego. Przesunął się tak, żeby móc zajrzeć do środka poprzez zdezelowane deski i ku swojemu zdziwieniu, zobaczył dwie postacie znajdujące się na placu. Szybko odsunął się z widoku i coś ścisnęło go w żołądku.
To na pewno był Oscar z chłopakami - pomyślał gorączkowo. Przecież to ich miejscówka. Lecz nie słyszał żadnych rozmów czy śmiechów, jak to pewnie zwykle spędzali czas, a zaledwie jeden głośny, zdenerwowany głos.
- Odwaliło ci?! - krzyknął Oscar. - Spiłeś się i ci odpierdala!
Podszedł do Charliego i ponownie złapał go za kurtkę spoglądając w niebieskie oczy pełne determinacji.
- Chyba tak. Ale zawsze chciałem to zrobić. - Wilson wykrzywił twarz w grymasie bólu, po tym jak spróbował się uśmiechnąć. Miał rozwaloną wargę i bolała go cała szczęka od uderzenia Oscara.
Sykes zjeżył się na usłyszaną odpowiedź. Nie takiej oczekiwał. W jego oczach przyjaciel właśnie stawał się wrogiem.
Thomas z zaciekawieniem wychynął odrobinę z kryjówki żeby zobaczyć, co się dzieje, bo rozmowa nie zdawała się normalna. Ujrzał siedzącego na ziemi Charliego i pochylającego się nad nim Oscara, od którego aż biła złość. Jedną ręką trzymał kurtkę Wilsona a drugą zamachnął się ponownie i z całej siły uderzył go pięścią w twarz aż jego głowa z głuchym uderzeniem odbiła się od ziemi. Sykes wstał i uderzył go kilka razy nogą w brzuch, aż Charlie skulił się skomląc z bólu. Potem znowu kopał go w brzuch i twarz czubkiem buta.
- Pierdolony lachociąg! - wrzeszczał. - A ja miałem cię za przyjaciela, a ty jesteś zwykłą ciotą!
Thomas otworzył szeroko oczy. Czy on dobrze słyszał wyzwiska Oscara?
Mimo, że Charlie od czasu kumplowania się z Sykesem, nie istniał dla niego, to z jakiegoś powodu zrobiło mu się go żal. Przez głowę przemknęła mu myśl, żeby tam podbiec i zatrzymać Oscara, ale zaraz zacisnął zęby stwierdzając, że dobrze mu tak.
W końcu zamknął oczy nie mogąc patrzeć, jak Oscar katuje swojego, byłego już, przyjaciela. Jedynie czekał aż to wszystko się skończy.
Charlie przestał się ruszać. Jego ciało samo drżało. Oscar kucnął i złapał go za włosy aż ujrzał grymas bólu na jego zakrwawionej twarzy. Puścił jego głowę z obrzydzeniem.
- Żyjesz. To dobrze. Będziesz musiał żyć z tym wstydem. - Splunął na niego i odszedł chwiejnym krokiem do innego wyjścia z placu.
Thomas odczekał chwilę, bojąc się, że Oscar wróci. Wziął kilka głębszych oddechów i odchylając kilka desek, wszedł na teren placu. Podszedł do nieruchomego ciała Charliego i obszedł żeby sprawdzić jak wygląda. Na moment zamarł widząc jak bardzo jego twarz była zakrwawiona. Nogi aż się pod nim ugięły i ukląkł nad nim.
- Charlie? - odezwał się słabym głosem.
Wilson ledwo mógł otworzyć oczy i w pierwszym momencie nie wiedział, kto przed nim siedzi. Półmrok i słabe oświetlenie latarni stojącej na ulicy obok placu nie ułatwiały mu tego. Spróbował się podnieść, ale zaraz jęknął z bólu. Thomas w odruchu empatii złapał go, chcąc mu pomóc, ale Charlie tylko warknął na niego i szerzej otworzył oczy.
- Co tu kurwa robisz? - Poznał w końcu Greena i od razu się speszył. Przełamał ból i podparł się na jednym ręku.
- Widziałem jak Oscar cię zmasakrował. Daj sobie pomóc.
- Odwal się. Nie potrzebuję twojej litości. - Gdy tylko usiadł, poczuł, że wnętrzności przelewają mu się w brzuchu i wypity alkohol cofnął mu się z żołądka. Zwymiotował pod nogi Thomasa, ale ten ani drgnął, przerażony widokiem.
Charlie zaczął trzeźwiej myśleć o wszystkim, co zaszło i nie potrafił teraz ukryć swoich emocji. Z oczu popłynęły mu łzy mieszając się z krwią i śliną. Wszystko spływało na ziemię mieszając się z wymiocinami. Zaczął głośno płakać, aż Thomasowi ścisnęło się serce.
- Kurwa - zaklął Charlie cicho pod nosem, a potem zaczął głośniej krzyczeć: - Kurwa!
Poczuł rękę Thomasa na swoim ramieniu, ale zaraz ją odtrącił.
- Odpieprz się! - wrzasnął, ale zaraz zachwiał się na ręku i upadł do tyłu jęcząc z bólu, który rozchodził się po jego ciele.
- Przestań pierdolić, tylko daj sobie pomóc! - krzyknął do niego Thomas łapiąc go za ramiona żeby pomóc mu się podnieść. Tym razem Charlie nie oponował. Green usadził go a potem łapiąc obiema rękami, pociągnął pod chwiejącą się drewnianą konstrukcję ze zjeżdżalnią, żeby mógł oprzeć się mniej więcej wygodnie.
- Macie tu jakąś wodę czy coś? - zapytał łagodnie.
- Tylko alkohol.
Thomas skrzywił się na tą myśl. Miał nadzieję na coś, czym obmyje mu twarz, ale zaraz go olśniło, że przecież wódka jest równie dobra, bo od razu odkazi rany. Tylko będzie musiał bardziej uważać. Wstał i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś butelki i szybko dojrzał stojącą na ławeczce, opróżnioną do połowy butelkę wódki, z której popijali jeszcze niedawno Oscar z Charliem. Wrócił szybko do poszkodowanego i z kieszeni wyjął paczkę chusteczek higienicznych. Nasączył jedną alkoholem i zaczął przemywać rany Wilsona.
- Au! Kurwa! - syknął tamten.
- A co myślałeś? Że nie będzie bolało? - odparł sarkastycznie Thomas. - Nie będę teraz biegał i szukał wody, wódka musi ci wystarczyć.
? To może daj mi się jej napić, dla znieczulenia, bo parszywy z ciebie lekarz - prychnął Charlie.
- A z ciebie parszywy kolega - skwitował Thomas mając na myśli to, że kiedyś się kumplowali. Nigdy wcześniej mu tego nie wypominał, zwyczajnie odciął się od niego i to wystarczyło, ale teraz czuł, że w końcu mają wspólną chwilę do przegadania tego, co w sumie chyba gryzło Thomasa przez ostatnie lata.
Charlie spojrzał na niego, ale nic nie odpowiedział. Powoli jego twarz zaczynała przypominać twarz, chociaż miał pełno rozcięć na policzkach, czole i nosie, rozciętą wargę i łuk brwiowy, z którego cały czas sączyła się krew. Do tego spuchnięte jedno oko.
Pacjent, co chwila syczał, gdy tylko czuł pieczenie, ale już nic nie mówił, cierpliwie dając się opatrywać. Thomas nakazał mu trzymać chusteczkę przy brwi, tak, żeby chociaż trochę tamować krwawienie. Tymczasem on podciągnął brudną bluzkę żeby obejrzeć jego brzuch, a tam widniały ciemne krwiaki i nawet bał się ich dotknąć.
- Musisz iść do szpitala - stwierdził Thomas.
- Nic nie muszę - odparł Charlie.
- Cholera, przecież jesteś cały poobijany, a ten łuk brwiowy trzeba zszyć.
- Green - szepnął Charlie.
- Do tego powinni zrobić ci prześwietlenie czy nie masz wstrząsu mózgu i jakieś usg brzucha?
- Green! - krzyknął w końcu Charlie i Thomas spojrzał w jego niebieskie oczy, teraz już nie takie piękne, tylko mętne i zaczerwienione. - Nic nie muszę, a teraz spierdalaj stąd.
Wilson zacisnął usta w cienką kreskę. Przez sekundę sądził, że Charlie mu chociaż podziękuję, ale on wolał go zwyzywać. Oczy mu pociemniały ze złości.
- Dobra. Pewnie - powiedział lodowato. - Idę sobie. Przecież nadal jesteś zasranym pieskiem Oscara.
Charlie tego nie skomentował, tylko cały czas patrzył się na niego. Thomas wstał i odwrócił się na pięcie. Wyszedł przez płot nie oglądając się. Charlie oparł głowę o drewnianą ścianę i zamknął oczy. Usta mu drżały, a ręka objęła obolały brzuch. Po brudnych policzkach popłynęły łzy.