Co szaleństwo podyktuje, w to zazdrość uwierzy - rzecz o nadinterpretacji
Zwykle nie śpiewam pod prysznicem.
Zwykle.
Znaczy, najczęściej nie.
Ale nie dziś. Dziś śpiewałem, bo byłem w świetnym nastroju. Zaruchałem sobie, a teraz byłem zaspokojony i rozluźniony. Nuciłem wasz nowy kawałek i szczerzyłem się do swoich kosmatych myśli, a ciepła woda masowała mięśnie i zmywała resztki spermy.
Tak, to był dobry trójkąt. Saen był fajny. Dawno temu chyba się trochę spinałem, bo widziałem, że na ciebie leciał, ale teraz mi to zwisało i powiewało. Boże, trochę mnie nawet przerażało to, w jakim kierunku podążał nasz związek. Jeszcze kilka lat temu serio uważałem, że zazdrość jest dowodem miłości.
A teraz?
Cóż, nie ruszały mnie już tłumy napalonych fanek i podjaranych producentów. Wszyscy na ciebie lecieli. Poza tym ty też nie byłeś święty, ale wiedziałem, że to tylko kreowanie wizerunku. Prawdziwy Kaien był dobry, czuły i kochany, nie?
Zakręciłem wodę, wytarłem się do sucha, a potem otuliłem się ręcznikiem i uśmiechnąłem do odbicia w lustrze. Oblizałem wargi, zmrużyłem oczy, przeczesałem wilgotne włosy - no, Senju, ty ogierze. Czułem się kuszący jak cholera, ale byłem też zmęczony i rozleniwiony. Ciekawe, czy rano Saen zechce powtórkę? Ja bym pewnie zechciał.
Postanowiłem, że trochę się z was ponabijam, a co mi tam. Założyłem kapcie z peniskami (ten prezent od fanki) i skierowałem się do kuchni.
Dziś chyba nie łyknę wieczornej dawki stabilizatora. Będę łykać co innego.
Chwila, co?
Głosy. Stłumione.
Czemu rozmawialiście tak cicho?
Zamarłem i wstrzymałem oddech.
Tak, podsłuchiwałem.
Wiem, jestem niedobrą Kaczką.
To było nie w porządku, ale coś mnie ukłuło w środku.
- Kaien?
- No?
- Dziękuję, że nikomu nie powiedziałeś. Nawet Senju.
O co chodziło Saenowi i o czym mi nie powiedziałeś? Miałeś przede mną jakieś tajemnice? Kurczę, co cię tak naprawdę łączyło z Saenem?
Chyba zaczynałem schizować.
Nie. Stop.
Nic cię nie mogło łączyć z Saenem, bo przecież chciałeś tylko mnie.
- Spoko. Nie mógłbym tego zrobić.
- Pewnie zacząłby się mną brzydzić.
Ja? Brzydzić Saenem? No ludzie, naprawdę miałem ochotę wparować do kuchni i spytać, co jest grane. Niestety, stałem jak idiota w ciemności i podsłuchiwałem. Serce biło coraz szybciej, a ja nie wiedziałem, o co wam chodziło. Nagle poczułem dziwny, nieprzyjemny niepokój. A co, jak ty i Saen...
Nie.
Nie, nie.
- Nie sądzę. Chcesz?
CO TY MU PROPONOWAŁEŚ, DO JASNEJ CHOLERY? I czemu ja od razu pomyślałem o najgorszym?
- Nie, dziękuję. Naprawdę jestem ci wdzięczny za to, że mu nie powiedziałeś.
Teraz to już byłem zszokowany. O co mu chodziło? Bo chyba nie o ruchanie? A co, jeśli...
- Nie ma sprawy, to nasza tajemnica, nie?
Jaka tajemnica?
- Tak.
- Saen, nie musisz mu mówić. Nikomu nie musisz.
Serce waliło mi zbyt szybko, zaciskałem mocno pięści i szczękę, a w głowie miałem mętlik.
Nie zrobiłbyś tego, prawda?
Prawda?
- Wiem, dlatego jestem ci wdzięczny.
Wdzięczny?
Nagle poczułem się zagrożony. To było najgłupsze, najbardziej wstydliwe uczucie na świecie, ale nie mogłem nic na to poradzić. Chyba trochę znielubiłem Saena za to spoufalanie się. Nie chciałem, żebyś był z nim taki czuły.
Nie byłem zazdrosny, po prostu...
No dobra, byłem.
I zmieszany.
Byłem zły. Wkurwiony. Niepewny siebie i skołowany.
- Nie musisz mi być wdzięczny, to dość delikatna sprawa. Spokojnie, nie dowie się o tym.
NIE DOWIE SIĘ O TYM.
Nie dowiem się.
O czym?
Zapadła cisza, a ja wariowałem. Może to sen? Czułem się trochę jak w transie. Jak w hipomanii. Jak w czymś dziwnie grząskim, gęstym i gorącym.
Podsłuchiwanie było złe.
Bardzo złe.
To, co usłyszałem, też było złe.
- Wiem, ale on jest twoim chłopakiem i...
- I co z tego?
CO Z TEGO, KURWA? Jestem twoim chłopakiem!
- Potrafię dotrzymać słowa i dochować tajemnicy.
Co?
Drgnąłem i wziąłem głęboki wdech, a potem przytuliłem się plecami do ściany.
Nie, pewnie po prostu coś źle zinterpretowałem. Boże, jestem głupi jak but. Jakie zdrady?
- Wyluzuj, serio.
Właśnie, Senju, wyluzuj, serio. To na pewno nie to. Jak mogłem w ogóle pomyśleć o czymś takim?
A może to?
- Jesteś głodny?
Znowu drgnąłem i zacząłem sobie wyobrażać niestworzone rzeczy.
Nie, nie mógłbyś.
To na pewno nie to, o czym pomyślałem.
- Nie. Nie wiem.
Dalej nie słuchałem. Wróciłem do pokoju i wessałem się w butelkę wina.
Nie, to nie o to chodziło.
A jak o to? Jakie tajemnice? Jakie czułości i wdzięczność?
No i dlaczego, do cholery, czułem się teraz tak chujowo?
Zazdrość to wstrętne uczucie.
Na szczęście wino było dobre.
Ciepłe, słodkie, gęste.
Nie, na pewno przesadzałem i nie chodziło o ruchanie Saena. Nie mógłbyś ruchać Saena.
A on ciebie?
Spokojnie, nie dowie się o tym.
Nie dowie się.
O tym.
Ja. Twój facet.
Kurwa mać.
Może byłem przewrażliwioną Kaczką, bo moje poczucie własnej wartości spadło poniżej zera.
Udawałem jednak, że nic mi nie jest, choć nie potrafiłem ukryć poirytowania. Wiedziałem też, że zauważyłeś, ale dalej skupiałeś się na Saenie.
Oczywiście.
Wiedziałem.
Tu nie chodziło o ruchanie Saena, prawda?
Nie chodziło?
Czułem się gorszy. Oszukany. Niepotrzebny i odsunięty na drugi plan. Powinienem teraz grzecznie łyknąć tabletki i...
I co?
Kurwa mać, jak już sobie coś ubzduram, to nie potrafię się uspokoić.
- Dąsasz się? - spytałeś w końcu, gdy Saen zasnął w moim (!) łóżku. - Kaczku, będziesz tak milczeć?
Będę.
- Kaczku?
- Czego?
- To foch?
Nie, to nie foch.
- Zrobiłem coś nie tak? - spytałeś, marszcząc brwi.
- Zrobiłeś. - Głos mi zadrżał.
Czułem się jak histeryzujący kretyn, ale to tak bardzo wkurwiało. Nie lubiłem być zazdrosny.
Miałem nie być, prawda?
- Senju, nie wkurzaj mnie. - Objąłeś mnie ramieniem, ale odsunąłem się. - O co ci chodzi?
- Wszystko słyszałem - powiedziałem i znów poczułem irytację.
- Co takiego słyszałeś?
- Waszą rozmowę.
- Rozmowę?
- O tajemnicach i niemówieniu Senju. - Wydąłem wargi, a ty zamrugałeś i zrobiłeś cholernie głupią minę.
- Aha.
- Aha?
- Więc o to ci chodzi?
- O to.
- Po prostu on też ma pewne... Czekaj, co ty pomyślałeś? - Spojrzałeś mi w oczy, a ja zacisnąłem pięści.
- A co ty byś pomyślał?
- Chwila. Czy ty... Myślisz, że on i ja... Że my... No chyba cię popierdoliło, skarbie. - Zaśmiałeś się, a ja wkurzyłem się jeszcze bardziej.
- Co cię tak śmieszy, kurwa, co? - fuknąłem, ale rechotałeś w najlepsze.
- Kotku, ty jesteś zazdrosny.
? Spierdalaj, dobra? To takie śmieszne?
- Nie, ale nie chodziło o mnie. Saen też ma problemy, a ponieważ jestem ideałem faceta, to mu pomogłem.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę.
- Mówię serio. Słońce, nikogo nie rucham, ale są pewne sprawy, o których nie mogę powiedzieć nawet tobie. Chodź tu.
- Nie chcę.
- Chodź.
- Nie.
- Chcę cię pocałować.
- O czym rozmawiałeś z Saenem? - Spojrzałem ci twardo w oczy, ale czułem się jak kretyn.
Naprawdę nie chodziło o nic takiego?
- No przecież ci mówię, że to tajemnica. Ale nie chodzi o mnie. Ani o ciebie - dodałeś, bo już chciałem to skomentować. - Ładnie to tak podsłuchiwać?
- Nie podsłuchiwałem, tylko przechodziłem obok.
- Jasne.
- A pierdol się. Puszczaj.
- Puszczać to się będę z tobą. Chodź tu.
- Nabijasz się ze mnie, tak? - Poczułem, jak warga mi zadrżała.
- Nie. On też sobie czasem nie radzi. No i nie wszystko kręci się wokół ruchania, skarbie. - Pocałowałeś mnie lekko w skroń, ale prychnąłem i odsunąłem się. - Senju, to miłe, że jesteś zazdrosny.
- Przestań.
- Chodź do tatusia na kolanko.
- Pierdolony zbok. - Zaśmiałem się i poczułem, jak schodzi ze mnie całe napięcie.
Jezu, ale ze mnie kretyn.
- Chodź tu.
- Nie.
- Chodź, bo wezmę cię siłą.
- Hej, puszczaj.
- Nie.
- Kaien.
- Tak?
- Puść mnie.
- Nie. Naprawdę myślałeś, że ja...
- Zamknij się już, proszę cię. - Schowałem twarz w twoich włosach i poczułem ulgę.
- Wybaczam ci ten brak zaufania.
- Mógłbyś przestać się śmiać?
- Nie mógłbym. Ładnie połechtałeś moje ego.
- Świnia.
- Kocham cię, Kaczu. - Pogładziłeś mnie po włosach, a ja poczułem wszechogarniający wstyd.
- Nie nazywaj mnie tak - szepnąłem i zadrżałem, bo posmyrałeś mnie wzdłuż kręgosłupa.
- Co mam zrobić, żebyś nie miał tych głupich myśli?
- Mmh?
- Chyba już wiem, co.
- Ale... Hej, gdzie mnie dotykasz?!
* * * * *
Rano byłem wniebowzięty i wyspany, życie było cudowne i w ogóle raj na ziemi. Odwiozłeś Saena do domu, a ja wcale nie byłem zazdrosny. Jak ja w ogóle mogłem pomyśleć coś takiego?
Głupia Kaczka.
Znów zaczęło mnie jednak kusić odstawienie leków. Nie miałem tylko pojęcia, co z tego wyniknie. Czasami miałem wahania nastrojów, wydawało mi się, że nie jestem sobą. Kiedyś byłem inny.
Lepszy.
I nie chodziło jedynie o skutki uboczne leków, tylko o całokształt. Dobra, dbałem o siebie, ale pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Dlatego rozmawiałem o tym z Ashem, choć wiedziałem, że będzie nieugięty. Czasem naciskał, czasem był zbyt stanowczy. Czasami miałem wrażenie, że mnie olewał, ale tak naprawdę zawsze mnie obserwował. Nie kłamałem, bo wyłapywał to od razu. Cóż, był wspaniały. Wkurzało mnie trochę, że wciąż musiałem brać tyle leków. Chciałbym już przestać. Kiedyś przestanę, prawda? Ash jednak uważał, że na to za wcześnie, a ja nie wiedziałem, czym jest remisja. Wydawało mi się, że już ją mam. Że jest dobrze. Przecież każdy czasem ma wahania nastroju.
Im bardziej stanowczy był Ash, tym silniejszą odczuwałem potrzebę buntu.
Kiedyś to zrobię.
Na pewno.
Powoli, małymi kroczkami.
Sam.
Być może nie mogłem zaakceptować tego, że mam ChAD. Dziwne, bo z jednej strony czułem się przez to gorszy, a z drugiej... trochę wyjątkowy?
- Na pewno jesteś wyjątkowy. Jak każdy inny. - Reira naprawdę potrafiłapocieszyć.
Zostało kilka dni do jej ślubu, ale i tak myślałem tylko o wystawie. Miles w końcu wydał książkę, a Furi nie pojawił się w poniedziałek w pracy.
Czemu ja w ogóle tyle myślałem? Nakręcałem się i irytowałem, a potem znów wpadałem w dołki. Może ja w ogóle nie miałem ChAD? Skoro leki mnie nie wyciszały, to pewnie coś było nie tak.
- Stany mieszane?
- Od kiedy znasz się na zaburzeniach? - zdziwiłem się, a Kot oblizał łyżeczkę.
- Od zawsze, jestem ekspertem od zaburzeń.
- Pierdolisz.
- Wcale nie.
- Trollujesz.
- No dobra, masz mnie. Widziałeś gdzieś Danielka? - spytał, rozglądając się po biurze.
Ostatnio często tu wpadaliśmy, a wszystko przez to wasze kręcenie teledysku. Byłem trochę podekscytowany, rozmawiając z Danielem, ruchałem przecież jego faceta.
Znaczy, pewnie to nie było nic poważnego, skoro jego to nie ruszało.
Nie, chwila.
Przecież też bzykaliśmy inne osoby, a nasz związek był raczej poważny.
CZEMU JA TYLE MYŚLAŁEM, DO CHOLERY?
- Stany mieszane. - Kot wyszczerzył się, a ja wywróciłem oczami.
Odkąd zostaliśmy tylko przyjaciółmi, czułem się trochę dziwnie. Gdyby nie Ren...
Nie, nie gdyby nie Ren. Pewnie nawet w związku poligamicznym odczuwałbym zazdrość. Czasami.
Niekiedy.
Na pewno, przecież Kot był dla ciebie bardzo ważny.
Ja nie miałem takiej osoby. Znaczy, niby miałem Kyu, ale on nie stanowił zagrożenia.
Wieczorem wpadła do nas Saya. Sama, bez Matta. Zamiast Matta było ciasto cynamonowe. Nie piła alkoholu, była trochę nerwowa i rozkojarzona, więc zacząłem się martwić.
- To nic takiego, rozmawiałam z mamą. Wkurwiła mnie i tyle - powiedziała, bo zauważyła moje zakłopotanie. - Nie lubię, jak mnie kontroluje. Ostatnio ciągle się wtrynia, wypytuje o Matta, wpada do mnie i w ogóle. - Westchnęła.
Tak bardzo ją rozumiałem. Cóż, mamusię raczej mieliśmy toksyczną.
Na szczęście Saya wyluzowała, fajnie się nam gadało i ogólnie cieszyłem się, że wyszła na prostą. Dużo mówiła o Matcie.
O jedzeniu.
O terapii i o myślach depresyjnych.
Chyba się trochę zmieniła. Była mniej stabilna emocjonalnie, łapała doły i nie była już taką wyluzowaną, roześmianą marzycielką. Może jej terapia polegała na czymś innym?
Tylko na czym?
Gadała o lekach i ich wpływie na wagę, a ja tylko wzruszałem ramionami. Wiedziałem coś o tym, ale ona miała gorzej. Mnie wkurzały tylko boczki i lekko zaokrąglone policzki, ona walczyła z jedzeniem. Nie rozumiałem tego, ale nie chciałem być ignorantem.
Ja chyba walczyłem z lekami, a raczej niechęcią do nich.
* * * * *
Wiedziałem, że Reira i Daren zaszaleją. Prawdę mówiąc, trochę mnie zaskoczyli tym ślubem, no bo wiadomo, że chodziło o stan brzucha Reiry. Nie sądziłem, że będą się tym przejmować. A może się nie przejmowali, tylko zgrali się w czasie? Reira raczej nie była osobą, którą obchodziło zdanie ogółu. Miała w dupie zasady. Pewnie po prostu doszli do wniosku, że to dobry moment.
Kiedyś ich o to spytam.
Oczywiście, całkowicie olali tradycje. Żadnych białych kiecek ani ugrzecznionych garniturów. Wyglądali naprawdę nieziemsko i niebanalnie. Trochę w stylu steampunk, trochę jak artystyczne pojeby. Ja tam byłem zachwycony.
Ciekawe, czy też kiedyś weźmiemy ślub? Mimowolnie o tym myślałem, bo ostatnio wszyscy się hajtali.
Trochę mnie to zdołowało, ale alkohol zdziałał cuda. Znów nie łyknąłem stabilizatora. Igrałem z ogniem, wiem.
Trochę się schlałem, trochę rzygałem i nie pamiętałem, jak wróciliśmy do domu. Obudziłem się zlany potem i poleciałem wymiotować. Wystraszyłem Pierdzioszka, a potem siebie, bo spojrzałem w lustro.
Jezu, Senju.
Wyglądałem okropnie.
- W porządku? - spytałeś, odgarniając mi włosy z karku.
- Nie.
- Masz.
- Co to?
- Leki na kaca.
Wyrzygałem je potem, skręcając się z bólu. Wymiotowałem nawet po wypiciu wody.
To był straszny kac.
Więcej nie piję.
* * * * *
Reira wrzuciła fotki na Insta.
Ja pierdolę.
* * * * *
Miałem zostać i skupić się na dopieszczeniu szczegółów wystawy, ale byłeś nieugięty. Twój ojciec też chciał, żebym poleciał z wami, więc nie miałem wyboru. Zresztą też chciałem się trochę przewietrzyć, po prostu denerwowałem się i ciągle myślałem o wystawie. Nie sądziłem, że będę się tak przejmować. Byłem podjarany, owszem, ale też spięty i niepewny siebie. Sho raczej nie interesowała sztuka, choć jego kobieta coś tam pomrukiwała o postmodernizmie.
Mieszkanie mieli fajne, choć nie tak fajne, jak nasze. Ogólnie Sho dużo gadał, ty też byłeś nakręcony. Ja czułem się nieco wyobcowany i spięty.
Zamiast obiadków w restauracji urządzili domówkę, na której poznałem siostrę Sho (twoją ciotkę). Była trochę walniętą, ale bardzo pozytywną osobą, choć odniosłem wrażenie, że Selena niezbyt przypadła jej do gustu.
A potem... Potem był Nick.
No właśnie.
A ja byłem mądrą Kaczką i skupiłem się na pozytywach trójkąta.
Ostatnio moje życie było jednym wielkim trójkątem. I kto tu niby jest idealistą?