Tylko mój 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 21:47:55
2

Dzień Szekspira...W dniu, w którym wszystko się zaczęło.
W górę wzbiła się salwa braw. Tomek nie miał żadnych wątpliwości, że to właśnie ,,Romeo i Julia" zajmie pierwsze miejsce w konkursie teatralnym.
Basia uwiesiła się Teofila jak przylepa, całując go w policzek. Tomek aż zadrżał na ten widok, odwracając natychmiast wzrok.
-Hej!- zawołał do niego, sapiąc trochę- Skoczymy się czegoś napić?
Pokiwał głową.
-Byłeś świetny- powiedział, sącząc powoli colę.
-Wiem.
Tomek z zaskoczeniem przyjrzał się jego twarzy. Nie pasowała do niego ta pewność siebie, to śmiałe spojrzenie. Tak jakby przedrzeźniał swojego brata. Teofil roześmiał się z Tomka, nic na to nie mówiąc.
-Muszę zrzucić z siebie te łaszki i wrócić odebrać nagrodę.
-Teofilku!!!- zawołał ktoś za nimi.- Mój ty Romeo! Gdzie nam uciekłeś? Szukałyśmy cię.
Do stolika dosiadła się Basia z dwiema koleżankami, których imiona nie warte były zapamiętania. Tomek nawet nie uniósł na nie oczu.
-Cześć Tomek- usłyszał figlarnie swoje imię.
-Czee...
-Postawić coś do picia?- zaproponował ochoczo przyjaciel.
-Z przyjemnością wezmę to, co ty.
Teofil wstał, zostawiając ich przez chwilę samych. Od razu wszystkie oczy wbiły się w Tomka.
-No jak tam?
-Co?- Uniósł na nie znudzone spojrzenie oziębłego drania. Dziewczyny zawsze się wtedy zniechęcały i onieśmielały. Ale Basia była twardą sztuką.
Rozciągnęła usta w uśmiech. Przypominała marmurowy posag.
-Za tydzień wielki mecz. Znów nas olśnisz?
Westchnął, zerkając od niechcenia na zegarek.
-Pewnie tak- odpowiedział, starając się, by brzmiało to zarozumiale.
Uśmiech Basi pogłębił się. Nieoczekiwanie zacisnęła swoją dłoń na jego ramieniu, co podziałało na chłopaka jak zimny prysznic. Tomek drgnął, przeszywszy ją swoimi intensywnymi, metalicznymi oczami.
-Dużo trenujesz? Masz ładnie zbudowaną sylwetkę...- Zacisnęła mocniej palce.
Tomek z początku wpatrywał się w nią oszołomiony, by pokrótce wybuchnąć gromkim śmiechem. Czyżby chciała go złamać? Onieśmielić? Próżne starania.
Reszta dziewcząt spłoniła się.
-Czego wam tak wesoło?- zapytał Teofil, podając napoje.
-Próbuję zagiąć twojego przyjaciela, ale on jest odporny na moje zaloty...- powiedziała niby smutno- Czyżby była już taka, co mnie ubiegła?- Spojrzała na Tomka, przysuwając się bliżej.
Teofil zmieszał się, nieporadnie rozlewając colę. Tomek wytarł stolik z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji. W pewnej jednak chwili poczuł się obserwowany przez przyjaciela. Posłał mu pytające spojrzenie, ale Teofil odwrócił szybko twarz.
-Wznieśmy toast za nasze zwycięstwo!!- zawołała do Teofila. Nadal mieli na sobie stroje i wyglądali ze sobą bardzo romantycznie. Tomka ukłuły zazdrość i żal.
Poderwali się w górę. Oczy przyjaciela jeszcze nigdy tak nie iskrzyły. Wyglądał tak cudnie, że aż bolało.
-Zwycięstwo, do którego najwięcej przyczynił się mój przyjaciel Teofil i chyba nie ma tu żadnych obiekcji?
Basia zerknęła na niego zezem:
-A ja myślałam, że to dzięki temu mojemu seksownemu stroju Julii! Czyżbym była tylko ozdobą Romeo? Czyżby ten dekolt nie robił wrażenia?
-Ucisz się wreszcie- przerwała jej przyjaciółka, zakrywając usta protestującej Basi.
-Z pewnością oczy podążały za Julią, ale nie strój wywołał takie poruszenie... Rola Julii jest jak stworzona dla ciebie.- Na jego usta wstąpił ledwo dostrzegalny uśmiech, a twarz nabrała tajemniczego wyrazu, który jakoś zaniepokoił Tomka.
-Tak myślisz?- Chwilkę jakby się zmieszała, by po chwili wybuchnąć:- No pewnie, że tak!!
Warkocz dziewczyny chłosnął Tomka w twarz. Spojrzała na niego:
-Też tak uważasz?
-Nie- odpowiedział z okrutną szczerością.
-Drań- wypaliła, udając nadąsanie.
Mógłby jednak przysiąc, że dostrzegł przelotny grymas bólu. Czyżby udało mu się ją zranić? Przyglądał jej się z ukosa przez pewien czas.
-No to my się już zbieramy- oświadczyła nieoczekiwanie.- Teofilku? Idziesz z nami? Trza odebrać to, na co się tak pracowało.
Kiedy wstał, uczepiła się jego ramienia. Tomek patrzał na to groźnie, ledwo panując nad emocjami. Przyjaciel nie wzbraniał się przed natarczywością dziewczyny, co jeszcze bardziej go wkurzyło.
-Rozumiem, że zostawiacie mnie tu samego?- burknął.
-Tak- powiedziała z ogromną satysfakcją- Teofil nie jest tylko twoją własnością, panie gburze.
Jak nie, jak tak?!- zawołał w sobie.
Teofil roześmiał się, rozkładająć nieporadnie ręce. Uśmiechanie się w takich sytuacjach przychodziło Tomkowi coraz trudniej.
-Spotkamy się po szkole?
-Jasne.
Wkrótce został znów sam. Basia miała jeszcze tupet odwrócenia się, by wytknąć mu jęzor.
-Diablica. Popamięta mnie jeszcze...- osunął się na krzesło, dopijając do końca colę.



Rozszalała się prawdziwa wichura. Wiatr wiał z taką siłą, że samochody sunęły ulicami nie szybciej niż sześćdziesiątką, co i tak było szaleńczo prędkie na taką pogodę.
Tomek zarzucił na siebie kurtkę, zawiązując porządnie kaptur. Nie było szansy na dotarcie do domu rowerem. Wiatr spychał samochody, a co dopiero rower.
Zerknął na zegarek. Autobus odjechał siedem minut temu.
-Kurwa! Że też się uparłem.
Nie miał innego wyboru, jak wrócić piechotą.
Odwrócił się ostro i ruszył pewnym krokiem z twarzą twardziela, za co został potraktowany chłostą deszczu.
Nie uszedł daleko, gdy jakiś samochód dziko pędzący w jego stronę zatrzymał się z piskiem, oblewając mu przy tym nogi. Tomek odskoczył z załamaniem przyglądając się mokrym spodniom.
-Co...to za palant do diabła!!
Drzwi otworzyły się. Wyjrzała przez nie czarna głowa.
-Tomek?...- nastąpiła długa pauza- A gdzie Teofil? Nie ma go z tobą?
Z początku w ogóle go nie poznał. Zmylił Tomka niepokój jaki dostrzegł w jego czarnych oczach, w których gościła zwykle wyniosłość.
Toteż gapił się na niego tępo powodując, że koszula tamtego coraz bardziej nasiąkała deszczem.
-Wrócił do domu.
-Czym?!
-Jak to czym...autobusem.
Patryk przyglądał mu się podejrzliwie.
-Co? Nie wierzysz mi?- parsknął, wzdrygając się przed zimnym podmuchem wiatru- Siedem minut temu odjechał nasz autobus. Co ty tu robisz?
Chłopak wytarł mokrym rękawem czoło. Gdy ponownie na niego spojrzał był dawnym starszym bratem Teofila, którego znał i którego nie lubił.
-Matka się o niego martwiła to pojechałem...Jest straszliwa zamieć. Czemu nie wracasz z Teofilem?
Tomek zacisnął pięści. Czuł się jak ostatni osioł.
Ech...żeby teraz tak się zapaść.
-Nie twoja sprawa krecie!- parsknął szczękając zębami co było na dobitkę wszystkiego. Poczerwieniał- Musiałem coś załatwić w budzie, to się spóźniłem.
Patryk przypatrywał mu się z uwagą.
-Biedny Tomuszko...
-Lepiej mnie nie prowokuj...- zagroził gotowy na wszystko. Następne odwrócił się na pięcie, ruszając w swoją stronę. "Jeszcze mi jego do szczęścia brakuje. Palant..."
Samochód wycofał się, ruszając za nim z tym samym przyspieszeniem.
-Może podwieźć? Jak oczywiście ładnie poprosisz...
-Chyba żartujesz?! Wolę piechotą.- Policzki zaczęły dziwnie mrowieć- Nie zadaję się z ludźmi twojego pokroju. Zjeżdżaj.
Patryk uśmiechnął się w sposób, za który Tomek był gotów obić mu mordę. Przyspieszył, ale ten wciąż nie ustępował. W końcu zatrzymał się:
-Chyba powiedziałem wyraźnie...! Upiłeś się?!
-Nie mogę zostawić bachora samego w tak niszczycielską pogodę. Byłbym bezdusznikiem. Poza tym, przemokłem gadając z tobą. Gdy pomyślę, że na darmo, to mnie szlak trafia- Mówił spokojnym tonem, z oczami pełnymi zdecydowania i nacisku.
Kto by się pod tym nie ugiął? Chyba głupiec. Jednak Tomek niestety nie należał do tych najmądrzejszych, a może to przez tą zaślepiającą dumę i upór?
-Trudno. Do domu trafię bez twojej pomocy. Nie potrzebuję matki miłosierdzia. Żegnam.- Prawie biegł.
Przez moment trwała cisza, by po chwili usłyszeć przekleństwo, następnie pisk opon. Podskoczył, gdy samochód zagrodził mu drogę. Wiatr pociągnął kaptur, który odsłonił jego jasne brąz włosy. Z samochody wyskoczył Patryk, porządnie wkurzony. Jeszcze takim go nie widział. Z wrażenia wycofał się trzy kroki.
-Odbija ci...?- Nie brzmiało to tak, jak planował, by brzmiało.
Patryk ruszył w jego kierunku, Tomek skulił się w sobie gotowy do ciosu.
Został chwycony za przedramię, lecz prędko się wyrwał samozachowawczym odruchem. Oczy Patryka pociemniały.
-Tomek. Ty się ze mną nie spieraj, bo cię zbiję na kwaśne jabłko, człowieku. Kiedy mówię raz byś wsiadł...to oznacza, że masz wsiadać. Nie uznaję sprzeciwu. Jeśli ci życie miłe...to lepiej mnie słuchaj. Bo zapomnę, że jesteś przyjacielem Teofila i może się z tobą kiepsko skończyć.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Strumienie deszczu ściekały z jego szyi, wsiąkając w koszulę. Był przemoknięty do suchej nitki. Jednak nie drżał z zimna tak, jak Tomek. Lodowate palce chłopaka aż zdrętwiały...
-Stuknięty gość...-zadygotał.
-Zaciągnąć cię?- zapytał z jadowitym uśmiechem.
-Nie trzeba- Niechże będzie przeklęty dzień, w którym mu uległem.
-Grzeczny dzieciak.- zmiękł.

Jazda trwała w milczeniu. Patryk włączył ogrzewanie i muzykę, aby zagłuszyć krępującą ciszę. Tomek odwrócił głowę w prawo siedząc jak na szpilkach, z zaciśniętymi wargami.
Patryk to jednak porządny gość...- przyznał z trudem- Odstawił topór wojenny na bok i podwiózł mnie...chociaż nie musiał. Nie upajał się moim nieszczęściem...-Zerknął na niego dyskretnie- W końcu jest bratem Teofila, a nie znam szlachetniejszej osoby od niego.
Na wspomnienie Teofila westchnął. Teofil nigdy nie dowie się jak bardzo jest mu drogi. Nigdy nie odwzajemni uczucia, jakim go darzył.
-Rozluźniłeś się wreszcie?
Drgnął na dźwięk głosu wytrącającego go z rozmyślań.
Patryk zerknął na niego z rozbawieniem.
-Oj...już nic nie powiem, znów się spiąłeś. Nie sądziłem, że mogę tak silnie działać na twoje emocje.
-Nic podobnego...- obruszył się- Jest mi po prostu zimno...Dałbyś sobie wreszcie siana.
Roześmiał się, dodając gazu. Niebawem dotarli na miejsce.
Z wielkim trudem wysilił się, żeby na niego spojrzeć. Patryk postawił go w niezręcznej sytuacji, zabierając ze sobą. Tomek nie znosił go, a teraz został obarczony obowiązkiem odwdzięczenia mu się w jakiś sposób.
Już miał otworzyć usta by podziękować, kiedy ten wypalił:
-Będziesz leczył teraz urażoną dumę, tak?
Słowa całkowicie wytrąciły go z równowagi. Czarne oczy jeszcze nigdy nie wydawały się tak obce i zimne.
Co jest u licha?!!- przełknął ślinę, czując szum w uszach.
-Nie patrz tak na mnie. O co ci chodzi?- zapytał ze zdziwieniem.
-O co mnie chodzi?! O nic. To z tobą jest coś nie tak.- Zacisnął oczy starając się odzyskać duchową równowagę -W każdym razie dziękuję.
Patryk jakby się stropił, jednak trwało to zaledwie kilka chwil, by znów patrzeć ozięble.
Nie daje się wytrącić z równowagi, drań. Świetnie wszystko maskuje...pomyślał Tomek, zatrzaskując drzwi- Co ma znaczyć to traktowanie? Nie ujdzie mu to płazem...