Część I. Bułeczki w fartuszku, mangozjebstwo i ojciec, którego nie ma
KittyKot.doc
Kaien i Senju grzali dupy na Malcie, a ja szukałem pomysłów na weekendową sesję. Szło mi jednak nieco opornie, ponieważ NIE BYŁEM MASO i nie miałem pojęcia, co robią maso. Lubiłem wiele rzeczy, ale to chyba nie był masochizm. Lanie, poniżanie i krępowanie były nieodłącznymi elementami normalnego seksu, więc nie wiedziałem, co mogło być bardziej hard. Nie chciałem niczego hard. Hardem to był Emil, nie ja. Może właśnie dlatego obawiałem się, że Ren uzna, że jestem nudny. On pewnie chciał jakąś fajną sesję z fistingami, pissingami i ruchaniem mebli. Odkąd wykorzystał niewinnego Lucka, mogłem się po nim spodziewać wszystkiego.
Ale gdy wrócił z pracy, był rozpromieniony. Aż zacząłem podejrzewać jakiś spisek czy coś. Próbowałem akurat robić kolację, bo nie chciałem jeść śmieciowego żarcia. Ren też nie lubił, więc starałem się jeszcze bardziej. Zawsze to doceniał, nawet gdy było zupełnie niejadalne. Poza tym założyłem dziś fartuszek, bo miałem ochotę go podrażnić. Może małe ruchanko na kuchennym stole? W mieszkaniu było ciepło, więc nie miałem nic pod spodem. Stałem w kuchni z gołą dupą, a fartuszek zakrywał to, co najfajniejsze. Ren uśmiechnął się i uniósł brew, a ja pomieszałem zupę, a potem oblizałem palce.
- Cześć, skarbie - powiedział i poluzował krawat.
Oparł się o ścianę i zdjął gumkę z włosów.
- Cześć. Co ty taki szczęśliwy?
- Mógłbyś mnie tak witać codziennie - powiedział, zerkając na moje pośladki.
- Chciałbyś?
- Jasne.
- Śliczne są, co?
- Cudowne.
Odkąd wróciłem do dawnej wagi, znowu miałem zajebiste pośladki. To była ta część ciała, którą naprawdę w sobie lubiłem. Ren szczerzył się, a ja pękałem z dumy.
- No co ty taki zadowolony? Makoto odszedł z pracy? - spytałem, a on parsknął śmiechem.
- Nie, ale mam dobrą nowinę.
- Tak? - Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
- Tak.
- Ciekawe, jaką?
- Chcesz wiedzieć? - spytał, patrząc na mnie pożądliwym wzrokiem.
A to zbok.
- Tak, bo nie dostaniesz kolacji.
Zaśmiał się znowu i podszedł bliżej, a ja drgnąłem. Zrobiło mi się gorąco, bo patrzył na mnie jakoś tak dziwnie.
- Więc jak? Powiesz mi? - spytałem, a on zajrzał do garnka.
- Co gotujesz?
- Powiedz najpierw, co knujesz.
Objął mnie od tyłu i pocałował w kark, a ja dostałem gęsiej skórki. Czyżby moje boskie bułeczki tak na niego podziałały? Miałem nadzieję, że to nie Makoto go tak nakręcił.
- Ren?
- Tak? - mruknął i liznął mnie w ucho, a ja zadrżałem.
- Makoto jest stary i brzydki, prawda?
- Co? - Zaśmiał się i objął mnie mocniej.
- Co wymyśliłeś?
Odwrócił mnie przodem i pogładził po włosach.
- Wynająłem dla nas studio - powiedział i uśmiechnął się miękko.
- Studio? - szepnąłem i przełknąłem ślinę.
- Tak, studio.
- Jakie stu...? Ach, takie - powiedziałem, a on kiwnął głową.
- Tak. Będziemy potrzebować trochę przestrzeni i sprzętu. Boisz się?
- Czy ja się kiedyś boję?
- Zawsze. - Uśmiechnął się, a ja fuknąłem.
- Bzdura.
- Lubię, gdy się boisz - zamruczał i dotknął moich pośladków.
- Dlaczego?
- Mówiłem ci już. - Zaczął je delikatnie masować, a ja poczułem, że chyba coś mi się powiększa.
- Bo czujesz się wtedy taki silny i wspaniały? - szepnąłem, patrząc mu w oczy.
- Nie.
- Nie? - zdziwiłem się.
Ren przyciągnął mnie bliżej i pocałował delikatnie w usta.
- Nie.
- A dlaczego? - Zamknąłem oczy, bo rozsunął moje bułki i pomasował odbyt.
- Bo ty czujesz się wtedy taki mały i bezbronny.
- I zdany na twoją łaskę - dodałem, gdy zaczął całować moje powieki.
- Też. Uklęknij.
- Co?
- Na kolana.
Speszyłem się i spojrzałem mu w oczy, a on położył mi dłoń na ramieniu i nakazał uklęknąć. Od razu zaczęło mi pulsować w skroniach. To studio aż tak go nakręciło? A może jednak Makoto był młody i przystojny?
Rozpiął pasek, potem rozporek. Zamrugałem i spojrzałem na niego z dołu, a on pogładził mnie po włosach i przyciągnął do krocza. Wtuliłem w nie twarz i zacząłem delikatnie całować. Serce od razu zabiło szybciej, bo zacząłem sobie wyobrażać różne fajne rzeczy. Myślałem, że Ren znowu wróci zmęczony z pracy i będziemy grzecznie się bzykać pod kołderką, ale myliłem się. Gdy wyjął członek, zamknąłem oczy i polizałem główkę. Kilka razy uderzył mnie nim po policzku, a potem włożył do ust i zaczął się poruszać. Bałem się, że zerznie moje gardło, ale był dość łagodny. Grzecznie ssałem i trochę sobie trzepałem, a Ren gładził mnie po głowie. Tak się nakręciłem, że zacząłem pojękiwać i sapać, a mąż uśmiechał się i pomrukiwał jak kot. Lubiłem, gdy się tak podniecał i wydawał z siebie różne fajne odgłosy.
- Chodź do sypialni - powiedział, a ja zassałem tak, że jęknął. - Matko, Kocie.
- Mmh? - mruknąłem, zerkając na niego z dołu. - Czo?
- Mam ochotę cię upodlić.
- Tak? - Polizałem główkę, potem trzon, a następnie zassałem jądra.
- Tak - sapnął i odrzucił głowę.
Jezu, jaki on był cudowny. Zawsze mnie zachwycał. Zawsze się jarałem. Zawsze go uwielbiałem. Spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek, a ja dostałem dreszczy. Kurczę, już chciałem, żeby mnie szmacił na wszystkie możliwe sposoby.
- Przynieś obrożę - powiedział i pogładził mnie po głowie.
- Mmh.
* * * * *
Dzień sądu ostatecznego już się zbliżał, ale najpierw musiałem zająć się sobą, a dokładniej swoim zdrowiem psychicznym. Jak już wspominałem, zmieniłem terapeutę. Hoshi był fajny, cudowny i wspaniały, ale czułem, że stoję w miejscu. Ren był tego samego zdania, więc pożegnałem się z Hoshim bez skrupułów. No dobra, kłamię, trochę było mi głupio, choć wiedziałem, że nie powinno. To tylko lekarz, a ja byłem pacjentem.
W OGÓLE, jakim do cholery pacjentem? Byłem już zdrowy. Czułem się świetnie. Nie miałem tych koszmarów, nie myślałem o Yuto, Patrick nie gwałcił mnie we śnie. Znowu kochałem życie, a moje libido szalało. Poza tym niedługo mieliśmy nagrywać nowy kawałek i nakręcić teledysk, więc jarałem się jak głupek. Ren chyba (?) nie miał problemów w pracy, więc wyluzowałem. Może Makoto nie był chujem? Miałem tylko nadzieję, że był starym, spróchniałym dziadem i nie leciał na mojego hot męża. Byłbym zazdrosny.
Ale wracając do psychoterapii. Uważałem, że już jej nie potrzebuję, ale zrobiłem to ze względu na Rena. Nie chciałem, żeby marudził, no i nie chciałem go zawieść. Wiedziałem, jak się o mnie martwił. W ogóle po tym wszystkim stał się dużo ostrożniejszy. Był łagodniejszy, choć czasami nieźle mnie szmacił. Ale to głównie ja proponowałem sesje. Myślałem o Emilu, o Senju i o Akihiko, nie chciałem jednak, żeby Ren uznał mnie za seksoholika.
Nie byłem seksoholikiem, byłem sobą.
No dobra.
Ale ja przecież zawsze lubiłem seks. Dużo seksu. Bardzo dużo seksu. Czy to źle?
Poza tym nawet Hoshiemu nie mówiłem wszystkiego. Były bowiem pewne rzeczy, o których nie mogłem powiedzieć nawet Renowi. Sam o tym nie myślałem, bo po co? Nie miały już na mnie wpływu, a ja nie chciałem przeżywać ich od nowa. Być może podświadomie czułem, że właśnie takie zatajanie było przyczyną mojego rozstania z Hoshim.
No ale co ja mogłem? Nic.
Po pierwszym spotkaniu z Kamanosuke już wiedziałem, że nic z tego. Jego imię mnie rozwaliło, a Rena rozśmieszyło do łez. Chyba nigdy nie widziałem, żeby płakał ze śmiechu.
- Jak było z Kamanosuke? - spytał, gdy do niego zadzwoniłem.
Był w pracy, a ja właśnie wracałem do domu.
- Z Kamieniem W Nosku?
Śmiał się jak opętany i powiedział, że zadzwoni później, a ja przeklinałem siebie za to, że byłem taki okrutny. Przecież to tylko imię.
* * * * *
Ale najlepsze miało dopiero nastąpić. Czekałem na to bardziej niż na sesję czy inne dewiacje. Nareszcie miałem się spotkać z mangaką i zostać gwiazdą yaoi. Oczywiście byłem za to wdzięczny mojej kochanej rodzicielce, choć zapewniała, że Klaus też maczał w tym palce. No i zwiedzanie Japonii, podrywanie Japończyków... Ach, nie mogłem się doczekać. Ren, rzecz jasna, nabijał się ze mnie, ale na bank był zachwycony. Kto nie chciałby zwiedzić Japonii? Kaien i Senju zwiedzali inne miejsca. Ja nie chciałem być gorszy. Miałem nadzieję, że Ren też marzy o jakichś kawaii peniskach.
* * * * *
Po weekendowej sesji dość długo dochodziłem do siebie. Przerażało mnie moje wyuzdanie i poziom zepsucia. Jak ja w ogóle mogłem chcieć czegoś takiego? Brr, teraz mnie to trochę niepokoiło. Miałem nadzieję, że Ren nie pomyśli, że mnie to kręci.
Nie kręciło! Nie byłem hard.
O właśnie, Emil. Ostatnio był nieco pochmurny, a ja nie chciałem być wścibski. Pewnie pokłócili się z Yukim albo coś. Ciekawe, czy oni się w ogóle kiedyś kłócili? O średnicę korków analnych czy długość rękojeści bata?
Na razie jednak byłem zajęty pakowaniem się. Jarałem się, wymyślałem najciekawsze scenariusze i ogólnie nie mogłem się doczekać. Wciąż podziwiałem Rena za spokój i opakowanie. Ja nie umiałbym radzić sobie w takiej pracy. Pewnie bym się wkurzał, załamywał i wszędzie węszył podstęp. Wiedzieli przecież, kim był (moim hot mężem), i na pewno plotkowali. Dlatego zachwycałem się Renem i z całych sił go wspierałem. Czułem, że gdyby go teraz wylali, na pewno bardzo by to przeżył. Może nie był nigdy wylewny, ale wiedziałem, że ucierpiałaby na tym jego duma. Wiele razy zastanawiałem się, czy on myśli o tym, że ma sławnego męża. Czy martwi się przez to o bezpieczeństwo rodziców, czy miewa chwile zwątpienia, czy myśli o tym, że zarabia mniej ode mnie? Nie chciałem, żeby czuł się z tego powodu źle.
Pakowanie walizek najchętniej urozmaicałbym szybkimi numerkami na podłodze albo przy ścianie, ale byłem jeszcze nieco obolały po sesji. Boże, czemu ze mnie taki zbok?
Akihiko chyba miał mnie w dupie, widocznie niepotrzebnie się tak nakręcałem.
- Kot, co robisz? - Ren zerknął na mnie z rozbawieniem, a ja otarłem pot z czoła i dalej mocowałem się z walizką.
- Nie patrz tak na mnie.
- Nie sądzisz, że przesadziłeś?
- Nie, spakowałem tylko niezbędne rzeczy. Reeen!
- Tak? - Wyszczerzył się, a ja fuknąłem.
- Pomógłbyś lepiej.
- To może zacznijmy od początku - powiedział i kucnął przy mnie.
Skończyło się na wywaleniu ponad połowy rzeczy. Tak, był bezlitosny. Ja nie wiem, czemu tak przywiązywałem się do swoich koszulek i reszty ciuchów. Widocznie wciąż byłem tym zbuntowanym Kotem, który olewał zasady i walczył z systemem. Miałem teraz mnóstwo kasy, ale nie wpadałem w szał zakupów. Nawet laptopa nowego nie kupiłem. Tak, dbałem o wystrój mieszkania, kupowałem nowe meble, miałem drogi garnitur, buty i kilka wstrętnych, nudnych, nijakich koszul (musiałem) i nie żałowałem kasy na terapię, ale dalej wolałem imprezy i tańczenie po pijaku na stole. To Kaien trochę się zmienił - wyciszył się, uspokoił, wydoroślał. W dodatku zaangażował się w działalność społeczną, za co go szczerze podziwiałem. Korzystał oczywiście ze wszystkich dobrodziejstw sławy, kupował drogie prezenty i rozpieszczał się na wszystkie możliwe sposoby, ale bardzo dojrzał. Ja też się rozpieszczałem, tylko w inny sposób. Po prostu doceniałem to, co mam. Czasami myślałem sobie, że już nigdy nie będzie tak, jak dawniej. Byłem lękliwy, znerwicowany i przewrażliwiony, ale tylko Ren o tym wiedział.
Teraz jednak to było nieważne. Kamień W Nosku okazał się spoko facetem, nie torturował mnie i nie naciskał. Hoshi też nie naciskał, ale moja miłość do niego się wypaliła. Potrzebowałem nowego kopa, żeby ruszyć do przodu. Kamień W Nosku kopał łagodnie, ale skutecznie. Już podczas trzeciego spotkania zaciskałem zęby i obiecałem sobie, że na pewno będę z nim szczery.
Nie byłem. Znaczy, nie do końca. Po prostu czułem, że jeśli to zrobię, wszystko się zawali. Ja nie byłem pokrzywdzonym, biednym, złamanym Kotem. NIE. Do cholery, nie. Nie byłem ofiarą.
Byłem silny. Nie użalałem się nad sobą. Nie potrzebowałem litości ani pocieszania.
BYŁEM KOTEM, no ludzie.
Dlatego teraz skupiałem się na wyjeździe i marzyłem o ciasnych otworach Japończyków. Lucek jak zwykle powędrował do Emila i Yukiego, a ja miałem nadzieję, że nie będą się nim masturbować.
Brr.
Benny był zachwycony i prawie nie marudził. Ja myślałem o fabule mangi, gadałem nawet o tym z Darenem, bo też czasem czytał yaoi. Przypominam, że był absolutnym hetero. Podobno, bo z Reirą nigdy nic nie wiadomo. Na bank penetrowała go straponem, ponieważ ciąża nie była dla niej żadną przeszkodą. Teraz to nawet trochę żałowałem, że nie zgodziłem się na jej propozycję. Może kiedyś, jak będzie hot mamusią? Ciekawe, co na to nasi mężowie (tak, Daren już prawie był jej mężem). Zastanawiałem się, czy Kaien też czasem myślał o ślubie. Kiedyś byłem pewien, że hajtną się z Risą, ale rozstali się, co było dla mnie szokiem. Pasowali przecież do siebie i tworzyli piękną parę. Teraz to samo myślałem o Senju. Wiele razem przeszli, więc nie zdziwiłbym się, gdyby Senju tego chciał, zwłaszcza że chodziło o ślub jednopłciowy.
- O czym tak intensywnie myślisz?
- Co? - Drgnąłem, gdy Ren usiadł przy mnie.
- Zamyśliłeś się.
- No, trochę. Rozmawiałeś z bratem? - spytałem i zdjąłem mu gumkę z włosów.
- Z Tylerem?
- A masz jeszcze jakiegoś brata?
- To wbrew pozorom wcale nie było głupie pytanie - powiedział, a ja zaśmiałem się i poczochrałem mu włosy. - Teraz to już niczego nie jestem pewien.
- Gadałeś o tym z tatą?
- Tak.
Ja ze swoim nigdy nie gadałem, bo nie chciał mnie znać. Ja go też, ponieważ wiele się przez niego nacierpiałem. Całe szczęście, że mama była mądrą babką i w porę się z nim rozwiodła. No i to było tak dawno temu, że po prostu o tym nie myślałem, nauczyłem się żyć bez ojca i tyle. Kaien mnie wtedy bardzo wspierał, a gdy miałem chwile zwątpienia, kopał czule w dupę i motywował.
Ren czasem też próbował rozmawiać, ale olewałem sprawę. Skoro jego drażnił temat koni, to ja też mogłem strzelać fochy. Zresztą nie poruszałem tego wątku nawet z Hoshim, byłem pewien, że z Kamieniem W Nosku też nie poruszę. No bo po co? Było minęło. Nie bolało mnie to ani nie męczyło, żyłem sobie dalej i miałem ojca w dupie. Tak, jak on mnie. Nie ruszało go nawet to, że byłem sławny. Czasami myślałem, że mógłbym mu dać jeszcze jedną szansę, ale Kaien walił mnie w łeb i mówił, że jestem debilem.
- Na pewno nie chcesz porozmawiać? - spytał Ren, ale pokręciłem przecząco głową i wydąłem wargi.
- Nie. Mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Chyba na główce. - Zaśmiał się, macając mnie pod kołderką.
Właśnie, poważne rozmowy przed snem nie były wskazane.
- Nie był dobrym ojcem, tyle wystarczy.
- Mój też jest niezłym ziółkiem.
- Ciesz się, masz braciszka. - Zarechotałem, a mąż rozsunął mi uda.
- Wciąż mnie to szokuje.
- Nic dziwnego, uprawiałeś z nim... - Ale uciszył mnie najpierw dłonią, a potem fiutem.
Kogo obchodziła przeszłość? Z całą pewnością nie mnie.
- Na pewno? - spytał, ocierając mi spermę z brody.
- Na pewno. Ren, spadaj.
- Nie krzywdził cię, prawda?
- Ren.
- Wiesz, jeśli będziesz chciał kiedyś...
- Spadaj, co? - oburzyłem się, a on wtulił twarz w moje włosy. - No co? Myślisz, że mnie tym udobruchasz?
- Też ci się rymuje z ruchasz?
Parsknąłem śmiechem, a on ugryzł mnie lekko w szyję.
- Wiesz, że zawsze wysłucham - powiedział, a ja poczułem gulę w gardle.
- Wiem. Tylko trochę - dodałem i wziąłem głęboki wdech. - Ale to nie to, o czym pomyślałeś.
- Co? - zdziwił się i spojrzał mi w oczy.
- Nico. Kupisz mi jutro kilo malin?
- A jak dostaniesz biegunki i nie będziesz mógł bzykać Japończyków?
- Oj, Reeen.
- Oczywiście, że ci kupię.
- Czyli w lipcu jedziemy do Tylera? - Zmieniłem temat, a Ren drgnął.
- Tak.
- Będzie miał występ stulecia?
- Tak.
- Cieszysz się?
- Tak.
- Ale jesteś entuzjastyczny, kocham to w tobie - rzuciłem z sarkazmem, a on zacisnął mi dłoń na pośladku.
- Doigrasz się, skarbie.
- Tak? Ciekawe, co mi zrobisz tym flaczkiem.
Na szczęście dupę miałem obolałą, więc nie zrobił nic.
* * * * *
Nie miałem sraczki po malinach. Benny miał mdłości, a ja mu nawet trochę współczułem. W samolocie kleiłem się do Rena, potem drzemałem, a później znów macałem męża. Benny nie zwracał na to uwagi, bo był zbyt skupiony na wydalaniu treści żołądka. Wczoraj ktoś puścił plotkę, że Kaien uprawiał bachanalie z lesbijkami. Na początku myślałem, że to zwykłe kłamstwo i komuś się nudzi, ale potem przypomniałem sobie nasze spotkanie z Tylerem i zwątpiłem.
A podobno to ja byłem nieodpowiedzialny.
Jasne.
Na samą myśl o zwiedzaniu robiło mi się słodko. Świątynie, parki, wystawy, targi, no i HARAJUKU. Ja wiem, że jestem dorosłym facetem, ALE NO. Zgwałciłem mózg Rena i zgodził się na mój pomysł, choć na początku patrzył na mnie spode łba. Kiedyś maniakalnie oglądałem anime, potem mi trochę przeszło, a później nie miałem na to czasu.
Wydoroślałem, jasne.
Hentai i yaoi dalej lubiłem, choć Ren raczej nie rozumiał mojego zachwytu. No ale zrobił to dla mnie, a ja jarałem się jak idiota. Już dawno chciałem zrobić cosplay, więc teraz byłem nieubłagany: Ren MUSIAŁ się zgodzić. Ponieważ po powrocie ze Stanów miałem trochę wolnego czasu, skupiłem się na przygotowywaniu kostiumu. Oczywiście znowu pomogła mi Mai. Była niezwykłą dziewczyną (albo po prostu mnie uwielbiała). Kiedyś pomogła z kimonem, a teraz dzielnie wyjaśniała wszystkie szczegóły przebieranek. Zamówiłem płaszcze i buty, ale stwierdziła, że potrzebuję też peruki, bo moje włosy się NIE NADAJĄ.
Na początku Ren nie chciał się zgodzić, bo uważał, że to dziecinne i niepoważne.
- Ale ty się świetnie nadajesz na tę postać. Jesteś hot i w ogóle - marudziłem, ale kręcił nosem.
- Możesz się przebrać, chętnie popatrzę.
- Nie. Ja chcę z tobą.
- Kotku.
- Proszę.
- Nie patrz tak na mnie, to na nic.
- Proszę.
- Wiesz, że ja wolę czyny niż słowa. - Uśmiechnął się miękko, a ja drgnąłem.
To był znak? A może zachęta?
- Jakie, na przykład? - zamruczałem, zmieniając strategię postępowania.
- Udowodnij mi, że ci zależy.
Skurwiel. Pieprzony sadysta.
Męczył mnie długo i był bezlitosny, ale jak zwykle rozbroiły go moje łzy. Pewnie był dakrofilem, tylko się nie przyznawał.
No na bank.
W końcu się jednak zgodził, a ja pękałem z dumy. Taki byłem mądry i przebiegły. Może trochę za chudy na tę postać, ale jebać. Ren będzie idealnym odzwierciedleniem moich fantazji erotycznych.
O właśnie, o fantazjach.
No dobra, później.
O kostiumach też później.