***
Koszulę sprałem byle jak, aby tylko nie było widać, mokre jakoś przeżyję. Domi zmył się dość szybko. Stojąc przy umywalce zastanawiałem się jak będzie się potem zachowywał, czy będzie się kleił czy ignorował mnie kompletnie? Kiedy tam siedziałem, nie mogłem go rozszyfrować. Wyglądał jakby był z tych imprezowych, jednak były sytuacje, gdy zachowywał się dość asekuracyjnie, jakby nie chciał żeby ktoś otworzył szafę pełną trupów?
Szybko wróciłem do stolika. Nie było mnie ledwie kilkanaście minut, a Samantha już się wieszała na ramieniu sąsiada, który gapił się na nią dość obleśnie. I ja miałbym się związać z kimś takim, ryzykując, że każde wspólne wyjście z domu kończyłoby się przyklejeniem do innego faceta? Nie, dziękuję. Szybko zjadłem zimne już danie i mrucząc coś w stylu ?chyba znowu muszę do toalety? zmyłem się. Przez chwilę bałem się, że Samantha zauważy, że uciekam i poleci za mną. Odetchnąłem dopiero w taryfie, kiedy już pub zniknął mi z widoku. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę rozluźniając się. Przed oczami stanął mi tyłek Domi?ego. Szkoda, że gdy wróciłem do stolika on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. No cóż, takie jest życie, nie zawsze się ma, to, co by się chciało.
***
Nawet nie zauważyłem, kiedy on się zmył. Szkoda, miałem nadzieję, że może będzie chciał się wymienić telefonami. Rzadko kiedy trafia się tak dobry partner. Trochę jeszcze posiedziałem, a gdy towarzystwo zrobiło się zbyt wesołe, sam też się zmyłem. Kiedy wróciłem, już z klatki słyszałem dobiegającą z naszego mieszkania muzykę. Basy dudniły, że aż w uszach wierciło. Westchnąłem ciężko. Ciekawe jak długo trzeba będzie żeby sąsiedzi wezwali policję? Jakby na potwierdzenie moich słów, kiedy stałem pod drzwiami szukając w plecaku kluczy, które zwykle bawiły się ze mną w chowanego, zobaczyłem jak po schodach wchodzą dwaj policjanci.
- Pan tu mieszka? - spytał jeden z nich salutując.
- Tak, ale uprzedzając pana następne pytanie, dopiero co wróciłem ze spotkania ze znajomymi i nie mam nic wspólnego z tym hałasem.
Chyba mi uwierzyli, bo skinęli głowami.
- Możemy wejść? - zapytał jeden z nich, chyba tylko z grzeczności, bo wiadomo, że i tak by weszli.
- Jak tylko znajdę te cholerne klucze ? mruknąłem dalej grzebiąc w plecaku. Po pięciu minutach poszukiwań zirytowałem się na tyle, by kucnąć i wywalić całą zawartość plecaka na podłogę. I aż sam się zdziwiłem co ja tam mam. Jak się okazało, klucze zaplątały się z niewielkiej kieszonce, od której zapomniałem zasunąć suwak. Sprzątnąłem wszystko i wpuściłem mundurowych do środka, samemu profilaktycznie nie wchodząc. Nie chciałbym żeby mnie też zgarnęli, jakby się okazało, że muszą użyć siły. Usiadłem na schodach prowadzących na wyższe piętro i czekałem, wsłuchując się w odgłosy dochodzące z mieszkania. Nie tylko ja byłem ciekawy, sąsiadka też. Wyszła z mieszkania w podomce i z papilotami na głowie.
- Dobry wieczór - przywitałem się grzecznie, ale ona tylko obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem i wróciła do wgapiania się we wnętrze naszego mieszkania. A ja westchnąłem ciężko. Już nawet przestałem liczyć ile razy policja przyjeżdżała na interwencję, zaczynało mnie to męczyć coraz bardziej. W końcu dudnienie ustało, jakby kto nożem uciął. Słyszałem jakieś głosy dochodzące z środka, jednak nie potrafiłem odróżnić słów. Znając życie to następnego dnia sąsiadka usłużnie mi powie, co tam się działo. Jej wścibstwo nie miało granic, teraz zresztą też. Zdążyła już wsadzić łeb do mieszkania i nadstawić ucha. Nie lubiłem babsztyla, lecz mimo to jak tylko ją spotykałem, to uśmiechając się mówiłem ?Dzień dobry?
W końcu policjanci skończyli, a sąsiadka skoczyła do swojego mieszkania omal nie gubiąc kapci po drodze.
- Teren rozminowany? - zażartowałem kiedy policjanci schodzili po schodach. Spojrzeli na mnie nic nie mówiąc, chociaż ten młodszy uśmiechnął się. Czyżby gej? Eeee, nie możliwie, chociaż fajnie by było. Z kajdankami jeszcze nie próbowałem tego robić?
Ostrożnie wszedłem do mieszkania. Wszędzie walały się puszki po piwie, butelki, kartony po żarciu na wynos. Jeden nawet był jeszcze pełny, jakaś chińszczyzna. Podniosłem go, powąchałem i oblukałem. Oprócz tego, że już dawno było zimne, to nie wyglądało podejrzanie. Z pudełkiem w ręku wszedłem do swojego pokoju. Jakoś nie zdziwił mnie widok burdelu panującego na moim łóżku i Johna siedzącego na łóżku i pociągającego jakąś wódkę z gwinta.
- Masz zamiar posprzątać ten burdel? - zainteresowałem się.
- A spierdalaj - warknął i pociągnął łyka. Jak bym chciał, to mógłbym mu wpierdolić, byłem od niego silniejszy, do tego on wiecznie zamroczony alkoholem. Tylko po co? Żeby się wyładować? Już wolałem cierpieć w milczeniu wiedząc, że i tak ten dupek tu długo miejsca nie zagrzeje. Jeśli on nie zrezygnuje ze studiów, to na bank właściciel go wywali wraz z innymi. Na szczęście już na samym początku się nauczyłem wyczuwać kiedy ich imprezy robią się na tyle niebezpieczne, że grozi to wezwaniem policji przez sąsiadów. Wtedy wybywałem z mieszkania i czekałem aż przyjadą. Jak byli z właścicielem, to wracałem tak, żeby on widział, że ja nie miałem z tym nic wspólnego, a jak byli sami, to wchodziłem tak żeby sąsiadka mnie zauważyła. Ona była niczym sęp, za każdym razem wyłaziła i się lampiła, a jak mogła, to trajkotała tym policjantom i trajkotała. A potem donosiła właścicielowi. Na szczęście dla mnie, sama nawet nie zdając sobie z tego sprawy, tym swoim trajkotaniem zapewniała mi alibi przed policją i właścicielem. Może jednak kiedyś kupię jej jakąś bombonierkę za to? Eee, nie, to by było zwykłe marnotrawstwo. Ona by zaraz zaczęła całą litanię swoich chorób przez które nie może jej zjeść, innych zresztą też, a potem by nimi karmiła tą swoją spasioną piszczałkę, oficjalnie nazywaną psem. Naprawdę, marnotrawstwo. Jednak dzięki temu właściciel nigdy się do mnie nie przyczepiał, chociaż na początku próbował mnie namawiać żebym jakoś do pionu ustawiał tych gnojków. Szybko mu to z głowy wybiłem.
Zgarnąłem koc z łóżka i uważnie mu się przyjrzałem pod światło. Jak można się było spodziewać, znalazłem na nim spermę. Skrzywiłem się i rzuciłem koc w stronę Johna.
- Do jutra ma być czysty - warknąłem.
- Bo co? - odpyskował. Gnojek jeszcze nie wiedział, że ze mną lepiej nie zadzierać.
Podszedłem do niego i chwyciłem go za szyję. Popatrzył na mnie wytrzeszczonymi oczami.
- Bo jak nie, to ci tak wpierdolę, że do końca życia będą cię karmili przez rurkę - wysyczałem. Zaczynało mnie to już wkurwiać. ?- Zrozumiałeś?
Z ledwością skinął głową. Uśmiechnąłem się i puściłem go. Tak szybko jak on wyprysnął z pokoju, to jeszcze chyba nigdy żaden sprinter nie wystartował. Rzuciłem plecak na łóżko, a pudełko z chińszczyzną postawiłem na nocnym stoliku. Zgarnąłem cały syf z łóżka przerzucając go na łóżko Johna i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie herbatę i wziąłem widelec. Chińczyk był nawet całkiem smaczny. Kiedy skończyłem, zajrzałem do plecaka przypominając sobie o pizzy, którą zwinąłem rano. Miałem nadzieję, ze cały dzień w reklamówkach nie przyspieszył tempa zepsucia. Na szczęście była jeszcze dobra. Zjadłem połowę, reszta będzie na śniadanie. W najgorszym wypadku się zepsuje, trudno. Trochę jeszcze się pokręciłem, olewając zupełnie współlokatorów, którzy snuli się po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś mocniejszego i poszedłem spać.
- Jak jutro nie zadzwonisz, to cię na złom oddam - mruknąłem do budzika i położyłem się spać.
***
Następnego dnia Samantha była na mnie najwyraźniej obrażona. Specjalnie się tym nie przejąłem, nie zależało mi na utrzymywaniu z nią kontaktów na stopie prywatnej, a służbowo zawsze mogłem się zwrócić do kogoś innego. Przynajmniej miałem spokój na jakiś czas.
***
Budzik chyba wziął se do serca moje groźby, bo grzecznie zadzwonił o właściwej porze. Dzięki temu mogłem spokojnie się przygotować i zjeść pizzę, która, o dziwo, wciąż jeszcze była dobra. Nawet obejrzałem ten poimprezowy burdel. Dupki nawet kuchni nie oszczędzili. Całe szczęście, że wszystkie swoje talerze trzymam w swojej szafce zamykanej na klucz, bo dawno by skończyły wśród innych skorup walających się na podłodze. Ktoś mi kiedyś powiedział, że noc i ciemność, to najwięksi śmieciarze. Coś w tym musi być, bo cały ten syf za dnia wyglądał o wiele gorzej niż wczoraj. Ale zwisało mi to, nie ja to będę sprzątał.
Już miałem wychodzić, gdy usłyszałem zgrzyt klucza w zamku. Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że któryś ze studentów będzie na tyle przytomny by o tej porze zwlec się z wyra, nie mówiąc już o wychodzeniu gdziekolwiek. Chociaż... może któryś poleciał do całodobowego po lekarstwo na kaca? Jak się okazało, to był właściciel. O tej porze? Zdziwił mnie, no ale to jego mieszkanie, ma prawo przychodzić kiedy chce. W pierwszej chwili mnie nie zauważył stojąc w przedpokoju i oglądając burdel. Jednak nie mogłem się wiecznie ukrywać w kuchni, do roboty musiałem lecieć. Wyszedłem więc i zamieniłem z nim kilka słów, specjalnie tak się ustawiając by zaprezentować mu swojego trzeźwego huha. Wiedziałem, że sąsiadka i tak mu wszystko przekabluje, jednak mimo to wolałem se zabezpieczyć tyły.
Kiedy przyjechałem do roboty, Jacob siedział w szatni i palił papierosa. Wyglądał jak szmata od podłogi. Kiedy wszedłem, popatrzył na mnie takim zrezygnowanym wzrokiem, że aż mi się go żal zrobiło.
- O której skończyliście? - zainteresowałem się.
- Nie pamiętam, film mi się urwał - mruknął zaciągając się.
- Co na to Margie? - Margie to była jego żona, miałem okazję ją kiedyś poznać, całkiem sympatyczne kobitka.
- A weź - machnął tyko ręką i skrzywił się. A więc musiał mieć niezłą burę. Szybko się przebrałem i ruszyłem na halę. Jakieś pół godziny później dołączył do mnie Jacob. Ruszał się niczym mucha w smole, a za każdym razem jak musiał się po coś schylić, syczał i krzywił się, że aż w końcu kazałem mu spierdalać do rozkręcania sprzętów. Na szczęście nie protestował.
- Idziesz dzisiaj na browara? - zapytał Jacob, kiedy jakoś dotrwaliśmy do końca zmiany.
- Ty jesteś masochista? Chcesz żeby Margie ci jeszcze więcej kołków na łbie ciosała?
- Masz rację - westchnął ciężko i przebrawszy się powlókł się do domu.
***
Niestety byłem naiwny. Czemu ona musi mieć taką chcicę akurat na mnie? Kiedy wracałem z bufetu jakieś cztery godziny później, zobaczyłem ją siedzącą na moim biurku. Westchnąłem ciężko.
- Coś potrzebujesz? - zapytałem rozkładając przyniesione jedzenie na biurku. Następnym razem jednak zostanę w bufecie.
- Zostawiłeś mnie wczoraj - odparła z pretensją w głosie.
- No i co w związku z tym?
- No wiesz? Jak możesz zostawiać kobietę, z którą poszedłeś na randkę? Który mężczyzna tak postępuje?
Omal się nie udławiłem słysząc to. Dobrą chwilę zajęło mi odzyskanie oddechu.
- Że co? - popatrzyłem na nią jak na wariatkę. - Jaka randka?
- A nie? - zrobiła zdziwioną minę. A mnie już się nawet sałatki odechciało jeść.
- Tyś chyba jeszcze nie wytrzeźwiała po wczorajszym - mruknąłem przysuwając z powrotem klawiaturę. Może później wróci mi ochota na jedzenie. - Wyszliśmy tylko coś zjeść, a nie na żadną pieprzoną randkę. A tak w ogóle, to zabierz dupę z mojego biurka, jest taka szeroka, że nie mam miejsca na faktury.
Obraziła się. No i dobrze. Odeszła wściekle stukając obcasami. Na szczęście do końca dnia miałem spokój. I przez kolejny tydzień też. Żeby nie zapeszyć tego szczęścia, w ogóle o tym nie myślałem, chociaż czasami wymykała mi się taka nieśmiała myśl, że może już na dobre se odpuściła?
Kiedy przyszła sobota postanowiłem zrobić większe zakupy w Tesco. I tu spotkała mnie cholernie miła niespodzianka, spotkałem Domi?ego. Okazało się, że w normalnych warunkach to całkiem sympatyczny gościu. Po raz pierwszy w życiu zakupy w hipermarkecie nie były dla mnie katorgą. Chodziliśmy razem między alejkami rozmawiając o kompletnych bzdetach i nawet nie zauważyłem kiedy mój wózek wypełnił się zakupami. Całe szczęście, że mam samochód, bo bym musiał chyba połowę z tego poodstawiać na miejsce.
Tym razem byłem bardziej przytomny i wymieniłem się z nim numerem telefonu.
***
Chyba polubię hipermarkety jeszcze bardziej. Pojechałem do Tesco tylko i wyłącznie dlatego, że mieli promocyjne ceny na parę produktów, które mnie interesowały. I wpadłem na tego gościa z tamtej pamiętnej imprezy. Po tym jego garniturze wiedziałem, że to jakiś urzędnik, jednak nie sądziłem, że można z nim normalnie pogadać. Może dlatego, że nasza dotychczasowa znajomość ograniczyła się do seksu? W każdym razie on sam zaproponował wymianę numerów, a to znaczyło, że jemu też się musiało wtedy podobać. Przy okazji dowiedziałem się, że ma na imię Lucas, chociaż dalej nie wiedziałem co robi, ale czy to właściwie ma jakieś znaczenie?
***
Kolejny tydzień był gorący . Koniec miesiąca, więc zwaliło nam się mnóstwo faktur do rozliczenia. Nie rozumiem dlaczego wszyscy myślą, że jeden dzień wystarczy na rozliczenie całego miesiąca. Jakby coś im się stało, gdyby podrzucali faktury zaraz po otrzymaniu. W każdym razie wtedy nabiłem najwięcej nadgodzin, inni zresztą też, ale jakoś się wyrobiliśmy ze wszystkim. Jednak byłem tak nieprzytomny, że do domu przychodziłem tylko po to, żeby zwalić się na łóżko.
Kiedy to się skończyło postanowiłem wziąć dwa dni wolnego. I zadzwonić do Dominic?a. Miałem wrażenie że się ucieszył. Umówiliśmy się w niewielkim i nawet niedrogim hoteliku gdzieś w centrum Soho.
***
Przyznam szczerze, że mnie zaskoczył tym telefonem. Kiedy się nie odzywał przez tydzień, myślałem, ze jednak zmienił zdanie, a tu taka niespodzianka. Zarezerwował pokój w hotelu. Powinienem się domyślić, że to będzie jakiś niewielki hotelik, no bo niby czemu na jeden numerek miałby wynajmować apartament w drogim hotelu? Jednak mimo to poczułem się troszkę rozczarowany. Na szczęście pokój był w miarę czysty, i nawet ładny, a Lucas znowu idealnie dopasował się do mojego tyłka. Po wszystkim zamówił żarcie na wynos i leżeliśmy w łóżku kompletnie się nie przejmując, że syfimy. Nie wychodziliśmy z niego przez dwa dni. Po raz pierwszy było mi jak w niebie i z żalem wracałem do tego mojego studenckiego mieszkania, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Kiedy wróciłem do roboty, Jacob od razu coś chyba wyczuł, bo w pewnej chwili wypalił:
- Czyżbyś zaliczył dobre ruchanko?
A ja omal nie wypuściłem z rąk tego, co w nich właśnie trzymałem.
- Skąd wiesz?
- Szczerzysz się jak mysz do sera. Więc? - zapytał zapalając papierosa. A ja tylko uśmiechnąłem się. - Ej, no weź powiedz! - On czasami był jak dziecko.
- A co niby mam ci powiedzieć? - zdziwiłem się. - W jakiej pozycji to robiliśmy, albo ile razy się spuściłem?
- Aż takich szczegółów to ja nie potrzebuję - burknął.
- No to co chcesz?
- Co to za facet? Spotkacie się jeszcze?
- Zwykły. - Wzruszyłem ramionami. - I nie wiem czy się spotkamy.
- A chcesz?
- No, byłoby miło, jakby nie patrzeć seks był zajebisty - uśmiechnąłem się na wspomnienie tych dwóch dni.
- To zadzwoń do niego.
- Zdurniałeś? - Skrzywiłem się. - Jeszcze pomyśli, że jestem jakiś prześladowca, albo co.
- Głupiś - mruknął Jacob, ale już nie drążył tematu. To naprawdę był mój najlepszy kumpel. Mogłem z nim porozmawiać o wszystkim, nawet o moich sercowych rozterkach, chociaż oczywiście nie miał ochoty wysłuchiwać szczegółów technicznych moich numerków, tak jak i ja nie miałem ochoty wysłuchiwać jak on to robi z żoną. Chociaż nawet jakby był homo, to też bym nie lubił wysłuchiwać. Zawsze w takich sytuacjach miałem wrażenie jak bym słuchał pornola przez radio. Jak kiedyś powiedziałem to Jacobowi, to roześmiał się i powiedział, że on ma tak samo. Taki kumpel jak Jake to prawdziwy skarb, chociaż czasami zdarza mu się pieprzyć głupoty. No ale przecież nikt nie jest bez wad.
***
Czasami nie mogłem zrozumieć znajomych jak mówili, że przez cały urlop nie wychodzili z łóżka. Teraz zmieniłem zdanie. Te dwa dni z Domim dały mi więcej relaksu niż niejedna wycieczka, mimo iż momentami ostro sobie pozwalaliśmy. Chłopak jest niezły. Chyba w weekend znowu do niego zadzwonię.
***
Tak się zastanawiałem czy może Jacob nie ma racji z tym dzwonieniem. Przecież nie wydzwaniam do Luke?a nie wiadomo ile, to tylko jeden telefon, a sądząc po tych dwóch dniach, on też był zadowolony z seksu, więc nie powinien się obrazić jeśli zaproponuję kolejne spotkanie w wiadomym celu.
Łaziłem z tymi myślami chyba ze dwa tygodnie, raz będąc zdecydowanym zadzwonić, innym razem opierdalając się, że pewnie ma sporo pracy. Aż w końcu zirytowałem się sam na siebie i któregoś dnia w czasie śniadania wybrałem do niego numer.
- Słucham? - Odebrał dość szybko.
- Cześć, tu Dominic. Tak się zastanawiałem czy nie miałbyś ochoty na jakiś numerek.
- Zależy kiedy.
- W ten weekend? - zasugerowałem nieśmiało.
- Odpada, mam szkolenie w Liverpoolu.
- Kawał drogi. - Niestety podróż do Liverpoolu na tylko jeden numerek to raczej za wysoka poprzeczka dla mojego budżetu.
- Bywa - odparł dość filozoficznie.
- A kiedy byś mógł? - zapytałem. I wtedy po raz pierwszy usłyszałem jak się śmieje. Cholera, jak ja go chciałem teraz zobaczyć. Ciekawe czy robią mu się dołeczki w policzkach, czy marszczy przy tym śmiesznie oczy. A może pojawiają mu się kurze łapki wokół oczu? Założę się, ze na pewno wygląda przy tym cholernie seksownie.
- Takiś napalony?
- Ja? No skąd - wybąkałem. - Tak tylko pytam. Nie mów, że tobie źle było.
- Nie było. Poczekaj chwilę. - Musiał chyba przykryć słuchawkę ręką, bo przez chwilę nic nie słyszałem. W końcu odezwał się. - W grę wchodzą tylko weekendy, a najbliższy mam wolny dopiero za miesiąc.
- No trudno - odparłem niedbałym głosem, chociaż w środku coś mnie ukłuło, nie rozumiem czemu, przecież nic mi nie obiecywał. Jesteśmy tylko kumplami od seksu. - To zarezerwuj dla mnie najbliższy wolny weekend.
- Dobra, to wypada dwudziesty trzeci. Odezwę się jeszcze na tygodniu, żeby ci przypomnieć.
- Nie ma takiej potrzeby, zapiszę sobie w komórce. Ten sam hotel co ostatnio, czy wolisz gdzie indziej?
- Może być ten sam.
- W takim razie do usłyszenia za miesiąc.
- Do usłyszenia. - Już chciałem się rozłączyć, gdy usłyszałem: - Dominic?
- Tak?
- Miło, że zadzwoniłeś. - I rozłączył się bez pożegnania, a ja zaczerwieniłem się niczym jaka cnotka-niewydymka. Człowieku, weź się w garść! Walnąłem się kilka razy po gębie aż mi przeszło i wyszedłem do roboty. I znowu czekał mnie miesiąc jechania na ręcznym. A miałem nadzieję, że w końcu mi się życie seksualne w miarę ustabilizowało. Życie bywa brutalne. Chociaż chwila... Kto powiedział, że muszę to robić sam? Przecież nie tworzę z Lucasem żadnej pary ani nic mu nie obiecywałem, a fakt, że się idealnie dopasował do mojego tyłka nie oznacza, że muszę to robić tylko z nim. Inni też mogą być tak dobrzy. Nie będę tego wiedział, póki nie sprawdzę. Tak, tak trzeba zrobić. Jak mnie najdzie ochota na numerek to se skoczę do klubu. Podobno gdzieś tu niedaleko jest klub dla takich jak ja. Tam z pewnością znajdę chętnego na niezobowiązujący seks.
***
To szkolenie budziło we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony go chciałem, bo zawsze to był kolejny krok w karierze zwiększający szansę zostania głównym księgowym, z drugiej zaś imprezy integracyjne na które niespecjalnie miałem ochotę. Zwykle na takich imprezach byłem pod obstrzałem niemal wszystkich. Nie wiem na jakiej podstawie zaliczono mnie do grona firmowych ?ciach?, mimo iż jestem całkiem przeciętnym facetem. Metr osiemdziesiąt, proste blond włosy, niebieskie oczy, nie za gruby, nie za chudy, ot, przeciętny facet. Naprawdę, nie rozumiem, co te kobiety we mnie widzą. O, właśnie jakaś się na mnie gapi, zamiast skupić się na tym co mówi prowadzący szkolenie. A może ja mam coś na twarzy? Może umazałem się długopisem? Trzeba będzie sprawdzić na przerwie, a na razie udam, że nic nie widzę. Tym bardziej, że ja jednak chcę wynieść coś z tego szkolenia. Założę się, że jak tylko wskazówki zegara dojdą do szesnastej, większość z nich zaraz poleci na miasto żeby tylko zaimprezować. Ech...
***
No i w końcu piątek. Jacob zaprosił mnie na jutro na obiad. Ucieszyłem się, bo wiedziałem, że nie dość, że będzie wyśmienity, to porcje będą od serca. Margie oszczędzała gdzie tylko mogła, ale na jedzeniu nigdy. Może dlatego, że była strasznie chuda i marzyła żeby trochę przytyć. Niestety takie już miała geny, że ile by nie jadła i tak zostawała chuda.
W sobotę do południa włóczyłem się po okolicy sprawdzając czy nie ma gdzieś jakichś promocji na jedzenie. Kiedy nadszedł czas się zbierać ukradłem z jakiejś mijanej rabatki kwiaty i poszedłem.
- Witaj, Margie, czyżby ci w końcu waga drgnęła? - zażartowałem całując ją w policzek.
- Czemu tak uważasz? - zapytała podejrzanie się czerwieniąc.
- No bo wyglądasz jakoś tak bardziej okrągło.
No i znowu się zaczerwieniła.
- Tak myślisz? Nie powinno być jeszcze nic widać ? wybąkała, a ja popatrzyłem zdziwiony na Jacoba.
- Ale czego?
- Jestem w ciąży ? odparła.
- Naprawdę? - zdumiałem się. ? Draniu! ? Walnąłem kumpla w ramię. ? Czemu nic nie powiedziałeś? Przyniósłbym coś lepszego niż ten wiecheć.
- Ale to bardzo ładne kwiatki - odparła Margie.
- Gratuluję. - Ucałowałem ją w oba policzki.
- Dziękuję. Właściwie to nikt jeszcze o tym nie wie, chcieliśmy żebyś ty był pierwszy.
- Ja? - zdumiałem się.
- Jake często o tobie opowiada, że czuję jak byś był naszą rodziną - odparła, a ja popatrzyłem uważnie na Jacoba. Tamten tylko zaśmiał się głupkowato i podrapał po głowie. - Chcielibyśmy żebyś był ojcem chrzestnym.
A mnie szczęka opadła aż do piwnicy. Widziałem, że Jacob to wspaniały facet, wspaniały mąż i wspaniały kumpel, ale czegoś takiego w życiu bym się nie spodziewał.
- I nie przeszkadza ci, że gej będzie chrzestnym twojego dziecka? - Wolałem się upewnić.
- A co to ma do rzeczy? - Popatrzyła na mnie zdziwiona. - Jeśli moje dziecko też będzie gejem, to na pewno nie dlatego, że się będzie z tobą zadawać.
Kochana Margie, uwielbiam ją coraz bardziej. Jeśli chodzi o obiad, to nie przeliczyłem się, był pyszny, nawet bardziej niż normalnie. Pewnie z okazji tej nowiny, którą mnie uraczyli. Kiedy wieczorem od nich wychodziłem miałem pełny nie tylko żołądek, ale i ręce, w które nawciskali mi reklamówek z żarciem. Ciekawe czy oni tak sami z siebie, czy może dlatego, ze zachwalałem panią domu bardziej niż zwykle? Zresztą nieważne. Ważne, że przez kilka najbliższych dni będę miał pyszne żarełko.
***
Pierwszy dzień szkolenia za nami. Niestety organizator nie za bardzo pomyślał o kursantach, bo zapewnił nam tylko jakieś napoje i drobne przekąski, skutkiem czego na koniec wszyscy byli głodni jak diabli. Podzieliliśmy się na mniejsze grupki, w których każdy w jakiś sposób znał się przynajmniej z jedną osobą i wyszliśmy na miasto coś zjeść. W mojej grupie był facet z filii w Bristolu, którego znałem tylko prze telefon, dwóch obcych mi gości, Samantha, jedna z lasek, którą czasami spotykałem na korytarzu, ale jakoś nigdy nie miałem okazji zamienić słowa, no i ta, która się na mnie gapiła przez całe szkolenie. Miała na imię Judith i miała całkiem zgrabną figurę. Jak się okazało podczas kolacji, była też niegłupia, można z nią było pogadać na wiele ciekawych tematów. Więc gadałem, z lekka zaniedbując resztę towarzystwa. Naprawdę nieźle mi się z nią gadało i coraz częściej zaczynałem myśleć o dłuższej znajomości. Nawet mieszkała niedaleko, bo w Oxfordzie. To naprawdę zapowiadało się na całkiem interesującą znajomość, co chyba wybitnie nie podobało się Sam, bo cały czas patrzyła wilkiem na Judy, a jak mogła to przygryzała jej. Na szczęście Judy nic sobie z tego nie robiła. Koniec końców, kiedy po kolacji wróciliśmy do hotelu, wylądowaliśmy w jej pokoju. Nasze ubrania znaczyły cała drogę od drzwi wejściowych aż do łóżka. Ta kobieta miała niesamowite pokłady energii i niezłą wyobraźnię, dzięki czemu nie nudziliśmy się, a zasnęliśmy dopiero gdzieś koło czwartej nad ranem. A o ósmej zaczynało się następne szkolenie. Ja nie wiem jak wytrzymam te dziesięć godzin. To będzie prawdziwa mordęga...