Wczoraj bardzo zmarzł. Droga do domu była długa, ale na szczęście szybko przestało padać. Miał wielką nadzieję, że się rozchoruje i dzisiejszy wieczór go ominie. Na to wspomnienie czuł jak przewraca mu się w żołądku. Kilka godzin temu oczekiwał nawet tej kolacji, ale dziś gdy pozostało do niej tylko parędziesiąt minut, chciał to odwlekać jak najdłużej. Prysznic brał nieskończenie długo co skończyło się na tym, że brat zaczął dobijać się do drzwi łazienki krzycząc na niego wściekle, że on też się chce wykąpać. I dodał, że takiego zachowania jakie pokazuje dziś Meiji u niego jeszcze nie widział i że zachowuje się jak gówniarz. W chwili, kiedy mieli wychodzić białowłosy spanikował i chciał uciec do swojego pokoju. Kazu nie pozwolił mu na to wyciągając na siłę na dwór.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje?
-Nie chcę tam iść.
- Wczoraj wieczorem chciałeś. Byłeś zdeterminowany tam iść nawet w nocy, a teraz co?
- Brzuch mnie boli.
- Przestanie ? otworzył auto ? Wsiadaj, bo nie zamierzam przechodzić przez to sam.
- To twoja dziewczyna, co mi do tego. Nie muszę tam być ? oparł się o maskę samochodu i założył ręce na piersi.
- Mam tremę, a twoja obecność uspokaja mnie. Poza tym zostałeś zaproszony i ochoczo potwierdziłeś, że będziesz na kolacji.
- Ja mam duży powód, żeby tam nie iść.
Brat podszedł do niego.
-O co chodzi?
- Mówiłem ci kiedyś o Aizawie, chłopaku, który się nade mną znęca.
- I?
- On tam będzie.
- To kolega Mayuko?
- Jej brat, ten z czerwonymi pasemkami. Pamiętasz go z pizzerii.
- To jest Aizawa? Był spoko, a nawet to co ci może zrobić. Pomyśli, że stchórzyłeś jak nie przyjdziesz.
Na twarzy Meijiego pojawiło się zdeterminowanie. Wsiadł do samochodu i czekał aż brat wsiądzie za kierownicą. Kazu wsiadł i odpalił auto.
- Chcę iść na kurs prawa jazdy. Nie mam zamiaru dłużej niż to konieczne jeździć autobusami. Wczoraj musiałem wrócić do domu na nogach, nie zamierzałem czekać godziny na następny kurs, a ty byłeś w pracy.
- Po co mi to mówisz?
- Proszę cię, abyś w wolny dzień mnie nauczył chociaż teorii.
- Za tydzień. Wolne mam tylko weekendy.
- Zgoda ? Resztę drogi przejechali w milczeniu. Rozsiadł się wygodnie i modlił by droga trwała jak najdłużej. To życzenie nie spełniło się, bo państwo Daishi nie mieszkali tak daleko jakby chciał.
- Jesteśmy, na szczęście się nie spóźniliśmy.
Dom pod który zajechali był duży. Taki, który spokojnie mieścił w sobie dziesięć sypialni. Otoczony przepięknym ogrodem, który w lecie prawdopodobnie rozkwitał tysiącami kwiatów, wokół których latały wielobarwne motyle, brzęczały pszczoły i śpiewały świerszcze. Teraz ogród był uśpiony, odpoczywając czekał na pierwsze oznaki wiosny.
Meiji rozglądając się wokół zobaczył auto, którym Satoru i Hayato jeżdżą do szkoły. Przez chwilę miał malutką nadzieję, że szarookiego nie będzie w domu. Chociaż pewnie poczuł by zawód, gdyby go nie było.
Z domu wybiegła Mayuko i rzuciła się na szyję Kazunariemu.
- Hej kochanie ? cmoknęła go w usta ? Cześć Meiji ? jemu dała całusa w policzek ? Mam nadzieję, że jesteście głodni. Przygotowaliśmy prawdziwą ucztę i musicie pomóc nam to wszystko zjeść. Chodźcie do domu poznacie moich rodziców.
Weszli do dużego jasnego holu. Pierwsze co rzuciło się chłopakom w oczy to drewniane schody wyłożone bordowym dywanem z czarną balustradą i poręczą zakończoną wielkim zawijasem ku dołowi. Były umiejscowione w centralnej części pomieszczenia, szerokie, majestatyczne jak w pałacach. Na ścianach wisiały rodzinne zdjęcia, pamiątki z podróży i kwiaty.
Mayuko cała w skowronkach przedstawiła swoich rodziców, którzy wyszli na spotkanie z salonu, jak przypuszczał białowłosy. Obserwował swego zakłopotanego brata, który podał rękę swojemu przyszłemu teściowi? Nie, za wcześnie, aby brać związek tych dwojga aż tak poważnie. Pan Daishi był wysokim przystojnym brunetem o lekko roześmianych piwnych oczach. Jego żona szczupła, niska rudowłosa kobieta uśmiechnęła się do nich pięknie. Miała ciepły, kojący głos, którego chciało by się słuchać zawsze i wszędzie.
- Widzę, że jesteście punktualni. Ojciec zawsze powtarza, że punktualność to jedna z najważniejszych cech ? powiedział Ryutaro.
- Gdzie jest Satoru? - zapytała pani domu.
-Zaraz będzie. Robi się na bóstwo.
- Bo cię walnę ? ze szczytu schodów doszedł ich głos Aizawy.
- Za bardzo mnie kochasz, żebyś mnie bił ? zaśmiał się rudzielec.
Satoru przysiadł na barierce i zjechał w dół. Z pełną gracją stanął na bordowej wykładzinie i swój wzrok skierował na Meijiego.
- Kochanie tyle razy mówiłam ci, żebyś schodził po schodach jak normalny człowiek.
- Ciociu, a czy ja jestem normalny?
- Nie, jesteś szalony. Z tego co wiem to wszyscy się znacie, więc zapraszam na kolację.
Duży prostokątny stół, był zastawionym najróżniejszymi smakołykami. Meiji usiadł między Mayuko, a Hayato, który ciągle pisał smsy. Satoru zajął miejsce naprzeciwko białowłosego, mogąc w ten sposób mu się przyglądać i wprawiać go w zakłopotanie.
- Mają państwo piękny dom i ogród ? powiedział Kazu.
- Dziękuję. Staram się, aby wszyscy zarówno domownicy jak i goście dobrze się tu czuli. Satoru proszę nalej wina.
- Dobrze ciociu.
- Ja dziękuję, prowadzę.
- Jutro niedziela, możecie zostać u nas na noc. Pokoi jest wystarczająco.
- Dziękujemy, ale w domu nie ma nikogo, a nie chcielibyśmy go zostawiać pustego ze względu na kradzieże o których ostatnio się słyszy ? Meiji był przerażony perspektywą pozostania tutaj na noc. W domu miał spokój od obiektu swoich westchnień. Potrząsnął głową chcąc odegnać głupie myśli. Obiekt westchnień, ha dobre sobie. Przecież nie wzdycha na jego choćby małe wspomnienie. Poczuł jak Satoru staje za nim i nachyla, aby nalać mu wina. Trwało to tylko moment, ale chłopak zdążył upoić się zapachem szarookiego.
- Co on na siebie wylał. Nigdy tak nie pachniał. To znaczy nie tak intensywnie, albo ze mną coś jest nie tak i odbieram to o wiele mocniej.
Obserwował go, jak podchodzi do każdego i wypełnia kieliszki czerwonym płynem. Za każdym takim przejściem od osoby do osoby spoglądał na białowłosego. Gdy skończył usiadł i bez skrępowania mierzył go wzrokiem. Meiji poczuł się nieswojo pod tym intensywnym spojrzeniem. Opuścił wzrok na swój talerz i zaczął jeść. Hayato z uśmiechem nalał mu soku do szklanki.
- Nie wierzyłem, że wczoraj mówiłeś prawdę.
- Satoru też nie wierzył.
- Przeciwnie był pewien, że tu dziś przyjdziesz, chociaż wczoraj stawiał na to, że stchórzysz.
Usłyszeli śmiech pozostałych, których wciągnęła opowieść Ryutaro i Kazu o studenckich wygłupach i o tatuażach, które sobie prawie zrobili. Meiji dzięki temu mógł zauważyć, że państwo Daishi są rozrywkowymi ludźmi. I, że dobrze się czują w obecności młodzieży.
- Mąż miał tatuaż. Wygłup młodości. Po studiach, poszedł do lekarza, aby go usunąć.
- Tato, czemu? Tatuaże dla niektórych są seksowne ? powiedziała Mayuko.
- Dla niektórych, a nie dla tych co zrobili go sobie po pijaku.
- A ty Meiji masz tatuaż? - pytanie Satoru ociekało sarkazmem. Bawił się kieliszkiem wina.
- Nie, nie mam.
- Meiji ma znamię na udzie. Takie w kształcie serca. Ładnie wygląda ? powiedział Ryutaro.
W tym momencie oczy Satoru wysyłały sztylety w stronę młodszego Matsury. Nie mógł już znieść jego wzroku i musiał na chwilę wyjść.
-Hayato gdzie jest toaleta?
-W holu na prawo, ostatnie drzwi.
-Dzięki ? wstał i wyszedł odprowadzany przez szare oczy. Jego wszystkie mięśnie były napięte do granic możliwości. Bez problemu odnalazł toaletę i tam wziął kilka uspokajających oddechów.
- Dlaczego on tak na mnie patrzył? Wkurza mnie to już. Obserwuje mnie jakbym miał mu coś ukraść, zrobić. Mam dość, chcę do domu, do innej szkoły. Muszę uwolnić się od tych przeklętych, wnikliwych, pięknych oczu.
Wyszedł z toalety i ledwie przeszedł dwa kroki, gdy ktoś chwycił go za rękę i pociągnął w głąb pokoju, który był chyba gabinetem. Sprawcą tego był nie kto inny jak szarooki. Pchnął chłopaka na ścianę i wściekły wysyczał mu do ucha.
- Dlaczego mój przyjaciel widział twoje znamię? Widział cię nago?
- Co zazdrosny?
Satrou odsunął się o krok.
- Chciałbyś.
- Nie.
- Tylko marzysz, żebym cię dotknął.
- Nie Aizawa. Coś ci się popieprzyło w tym twoim tępym mózgu. Nie chciałbym twojego dotyku. Zresztą kto ci powiedział, że jestem gejem.
- Sam się przyznałeś, pamiętasz notkę? Nie zaprzeczyłeś dla mnie to oznacza...
- Co?! Co oznacza?! Będziesz miał kolejny powód do gnojenia mnie?!
Aizawa ponownie do niego podszedł. Chwycił jego brodę jedną dłonią i odchylił mu głowę. Po chwili Meijiego przez całe ciało przeszedł dreszcz przyjemności, kiedy język chłopaka polizał jego szyję, kreśląc dziwne zawijasy i ucho. Zadrżał. To doznanie było czymś czego nie znał, przez to było ono niezwykle intensywne.
- Roztapiasz się ? wyszeptał Satoru ? Mój dotyk to sprawia. Nie mów, że nie chcesz więcej.
- Nie chcę ? odpowiedź była wyjątkowo słaba.
- Chcesz, mógłbym cię tu przelecieć.
- Mówiłeś, że nie jesteś gejem ? jakoś nie spodobał mu się pomysł chłopaka.
- Kłamałem. Naiwny jesteś. Wszyscy wiedzą, że jestem gejem ? Jego oddech łaskotał chłopakowi szyję. Przyprawiając go o kolejne dreszcze ? Tylko ślepy nie widział by pewnych rzeczy ? dłoń powoli zjechała po torsie Meijiego i zatrzymała się na brzuchu. Meiji wstrzymał oddech ? Chciałbyś co?
- To raczej ty byś chciał ? musiał panować nad sobą. Niewiele brakowało, żeby się podniecił. Nikt go nigdy nie dotykał w taki sposób.
- Przeciwnie. Dla mnie to zabawa. Sorki, nie spełnię twego pragnienia, nie dla psa kiełbasa białasku.
W białowłosego wstąpiła wściekłość. Tak silna, że odepchnął Aizawę od siebie.
- Jesteś pieprzonym chamem! Co mamusia ci nie dała w dzieciństwie zabawki i teraz bawisz się mną?! - jedno uderzenie w policzek uspokoiło Meijiego.
- Nigdy nie wspominaj mojej matki! ? Satoru opuścił rękę, która uderzyła chłopaka. W oczach widać było wściekłość i ból. Wtedy do Meijiego dotarło co powiedział. Jak mógł zapomnieć, że matka chłopaka nie żyje i wypomnieć mu ją.
- Przepraszam Satoru ? położył mu z lekkim wahaniem rękę na ramieniu.
- Nie dotykaj mnie! I nie patrz z takim współczuciem ? widać było, że o czymś intensywnie myśli - Zaraz, czemu tak patrzysz? Co ty wiesz? Co ty kurwa wiesz? - złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.
- Wiem, że twoi rodzice nie żyją.
- Skąd? Mów, bo rozkwaszę ci nos!
- Ja mu powiedziałem ? spokojny głos Ryutaro doleciał do nich od strony drzwi ? i puść go. On ci niczym nie zawinił.
- Co tu robicie?
- Długo was nie było. Postanowiliśmy was poszukać.
Hayato podszedł do szarookiego i odciągnął ręce od wystraszonego Meijiego.
- Kiedy mu powiedziałeś? - wrócił do przerwanego tematu.
- Jestem jego masażystą i w trakcie spotkania wygadałem się. Przecież to nie tajemnica. Chciałem, żeby wiedział, że nie jesteś zły.
- Po co mu takie wiadomości? Pytałeś o mnie, prawda? - zwrócił się do białowłosego.
- Chciałem wiedzieć dlaczego tak mnie traktujesz?
- Powiedziałem ci, lubię się tobą bawić. Teraz możemy się inaczej zabawić. Może być interesująco i przyjemnie, niekoniecznie dla ciebie.
- Zostaw go ? Hayato objął chłopaka ? on nie jest niczemu winien. On to nie Sachi, nie Orinosuke.
Szarooki odsunął się od przybranego brata i podszedł do Meijiego.
- Dlaczego on ? wskazał palcem na rudzielca ? cię masuje? Przecież on pracuje w ośrodku fizjoterapii. Dlaczego wtedy powiedziałeś, że nie masz czucia w nogach?
- Miałem wypadek. Byłem sparaliżowany od pasa w dół. Udało mi się prawie wyzdrowieć, ale to co mi zafundowałeś... nie wiem jak to powiedzieć, nie do końca jeszcze moje ciało... - zmieszał się pod tymi wpatrującymi się w niego szarymi oczami.
- On chce powiedzieć, że jak się denerwuje...
- Wiem kurwa o co mu chodzi! Z nudów przeczytałem kilka twoich książek. Wyjdźcie stąd! I powiedzcie rodzicom, że Meiji i ja musimy porozmawiać.
- Nie zrób nic głupiego ? ostrzegł go Hayato.
Gdy zostali sami Aizawa usiadł w fotelu i wskazał ręką drugi fotel.
- Po co tu zostaliśmy? - zapytał ostrożnie białowłosy, kiedy usiadł.
- Wiesz, że mnie wkurzasz?
- Znów zaczynasz. Tak wiem! Wszystko wiem. Nie możesz nawet na mnie patrzeć. Wolałabyś, żebym zdechł. Proszę, daję ci wolną rękę, możesz się mnie pozbyć.
-Jak często chciałeś umrzeć? - oparł łokcie na kolanach, zaplatając dłonie ze sobą i pochylił się ku Meijiemu.
- Słucham?
- Jak często chciałeś umrzeć? W szkole powiedziałeś, że żałujesz, że nie... umarłeś.
- Wtedy dość często tego chciałem. Nie dlatego, że wylądowałem na wózku. Z tym bym sobie poradził.
- To dlaczego? - jego głos był cichy i spokojny.
- Wszyscy, których kochałem, ufałem zawiedli mnie, zostawili. Nawet mój ojciec był zdolny do tego. Poczułem się oszukany fałszywą przyjaźnią. Mówią, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Ja swoich poznałem i okazało się, że nimi nie byli. Kiedy leżysz w pustej sali szpitalnej, a świat wali ci się na głowę, widzisz swoją przyszłość w czarnych barwach, wszech ogarniającą pustkę, samotność i nie przychodzi ci nic innego do głowy jak pragnienie śmierci ? otarł samotną łzę płynącą po policzku ? Świadomość, że nie masz nikogo kto cię wesprze, porozmawia z tobą od serca jest strasznie bolesna. Nawet jeżeli masz matkę i brata, którzy zrobili by dla ciebie wszystko to po twojej głowie i tak przewija się jedno słowo, sam, zawsze sam.
W pokoju zapanowała cisza. Przerwał ją Satoru, opierając się wygodnie o oparcie fotela i zakładając nogę na nogę. Patrzył gdzieś w przestrzeń.
- Miałem osiem lat. Na śniadanie były naleśniki. Na dworze prószył śnieg. Rodzice rozmawiali o kupnie nowych mebli do mojego pokoju. Po szkole chcieli mnie wziąć do sklepu, żebym sobie wybrał takie jakie będą mi się podobać. Marzyłem o pirackim pokoju. Łóżko wyglądające jak statek... Widziałem taki w telewizji. Byłem tak bliski tego. W szkole czekałem na nich, ale nie przyjechali już po mnie. Zrobiła to siostra mamy. Myślałem, że zawiezie mnie do sklepu, a oni będą tam czekać. Jakże się myliłem. Widziałem jak płakała, pytałem dlaczego, ale nie odpowiedziała. Dopiero w domu w którym była cała rodzina dowiedziałem się, że moich rodziców już nie ma. Gdy odwieźli mnie do szkoły, uderzyła w nich ciężarówka. Ojciec zginął na miejscu, a mama zmarła w drodze do szpitala. A ja w szkole tak na nich czekałem, cieszyłem się na popołudnie z nimi z tymże ich już nie było. Dla mnie świat właśnie wtedy się zawalił. Później po pogrzebie trafiłem do domu dziecka, bo nikt z rodziny mnie nie wziął. Siostra mamy sama miała czwórkę dzieci i nie chciała brać sobie na głowę kolejnego bachora ? Meiji wpatrzony w niego z twarzą mokrą od łez, nie wierzył, że Satoru tak się przed nim otwiera ? Wiesz sierociniec dla kogoś kto miał dom rodzinę wydaje się piekłem. Nagle zostałem sam. Mały ośmioletni chłopiec zagubiony wśród innych dzieci, często starszych, okrutnych w miejscu, które go przeraża. Tam poznałem Hayato jakiś dwunastolatek z przerostem testosteronu, jeżeli tak można powiedzieć w stosunku do dzieciaka, zaatakował długowłosego, pomogłem mu, zaufałem i już nie byłem sam.
- Czemu... czemu mi to powiedziałeś? Przecież mnie nienawidzisz ? wytarł twarz w rękaw koszuli.
- Widzę, że jesteś takim samym rozbitkiem życiowym jak ja, może dlatego. Z różnych powodów zostaliśmy sami, ale ja nie pozwolę już na to by ktoś mnie skrzywdził, Hayato, czy pozostałych członków mojej przybranej rodziny.
- Ze strachu przez cierpieniem wolałeś krzywdzić mnie, ale równie dobrze mogłeś mnie zignorować.
- Nie mogłem, bo wyglądasz jak on. Z tą różnicą, że miał brązowe włosy.
- Kto? Jak rozmawiamy szczerze to chcę wiedzieć.
Aizawa wstał i podszedł do okna za którym była tylko ciemność. Gdzieś między drzewami przebijało się światło ulicznych latarni, rzucając słabą smugę na pobliskie krzewy azalii.
- Sachi. Miał na imię Sachi. Był cholernie słodki i śliczny, jak aniołek. Też mnie zostawił. Był moją pierwszą miłością odkąd skończyliśmy czternaście lat.
- Porzucił cię? - stanął obok niego.
- Umarł gdy mieliśmy po szesnaście lat. Miał białaczkę. Jeszcze w szpitalu obiecałem mu, że jak wyzdrowieje to pojedziemy razem zobaczyć ocean. Będziemy opalać się na plaży, pić koktajle i nocą kochać. Błagałem go, żeby mnie nie zostawiał, nie posłuchał.
- Przykro mi.
- Rozstanie było trudne i nie myślałem o nim do chwili aż ty się pojawiłeś. Postanowiłem ciebie zdeptać, bo byłem zły, że ty żyjesz, a on nie.
- Nawet mnie nie znałeś. A ten Orinosuke?
- Chłopak ze starszej klasy. Podobał mi się i wiedziałem, że jest taki jak ja. Odrzucił mnie. Publicznie ogłosił moją orientację. Wtedy w jednej stałem się twardy, zacząłem rządzić szkołą i niszczyć tych w których czułem zagrożenie. U mego boku byli zawsze wierni Hayato i Jiro. Musiałem, inaczej jako gej byłbym... sam wiesz co by było.
- Aha. Wykorzystałeś mnie, aby poprawić swoją władze i dać kopa za to, że śmiem wyglądać jak on. Tylko, że nie obchodziło cię jak ja się czuję. Po części cię rozumiem, ale... - głos mu się załamał.
- Ale?
- Mam do ciebie żal o to traktowanie.
- Masz prawo ? powiedział zimnym głosem i opuścił pokój.
Meiji usiadł na podłodze. Nie tylko jego życie w ostatnich latach było pochrzanione. Rozmyślał nad zachowaniem szarookiego. Nad tymi wyznaniami i nad uczuciem jakiego dostarczył mu jego język. Dotknął dłonią szyi. Ciągle go czuł. Nie chciał się do tego przyznać, ale chciałby to powtórzyć. Znów poczuć ten prąd w swoim ciele, które rozbudził jego dotyk.
Minął już tydzień od kolacji i od tamtej pory Meiji nie rozmawiał z Aizawą. Wyszedł wtedy z pokoju i poprosił Katzu o powrót do domu. Wytłumaczył mu, że źle się czuje i chciałby się położyć. Od tamtej pory Satoru traktował go jak powietrze co po jego wyznaniach było dość dziwne. Najpierw opowiada mu o tak osobistych rzeczach na które nie wiedzieć czemu się zdobył, a potem udaje, że białowłosy nie istnieje. Co to za wyjaśnienie ? Widzę, że jesteś takim samym rozbitkiem życiowym jak ja?? Chociaż przyjrzeć się temu bliżej to jest w tym jakiś sens. Pewne rzeczy, historie zbliżają ludzi i może poczuł w nim bratnią duszę. Kogoś kto wie co to znaczy zostać odrzuconym i zrozumie związany z tym ból. Tylko czemu ponownie powtarza się sytuacja z przed kilku dni. To prawda, że w porównaniu z tamtą, ta jest całkiem inna, ale chłopak i tak robi porównania. W głowie powstawała mu też masa teorii i najprawdopodobniejsza jest ta, że Satoru myślał sobie, że jak dalej będzie źle traktował Matsurę to ten się załamie i będzie chciał skończyć z tym życiem. No bo czemuż ma służyć to co teraz się dzieje? Nie ma nawet okazji go zaczepić i porozmawiać. Za każdym razem pięknooki uciekał widząc zbliżającego się do niego chłopaka.
- Imbecyl.
- Słucham?
Dopiero teraz wrócił z krainy myśli do rzeczywistości. Znajdował się na jednym z basenów w ośrodku, a bicze wodne uderzały w jego zatopione do połowy ciało. Jego lekarz siedział obok i przyglądał się mu z wyrazem twarzy, która nic nie rozumie.
- Przepraszam to nie było do pana.
- Nie wiem kto jest obecny w twoich myślach, ale chyba jesteś zły na tą osobę.
- Kolega, znajomy sam nie wiem jak go nazwać, ostatnio coś mi wyznał i od tej pory mnie unika.
- Może boi się czegoś. Powiedziałeś mu coś takiego, że woli trzymać się od ciebie z daleka?
- Nie. To był taki chłopak, który mnie źle traktował w szkole. Nagle obaj otworzyliśmy się przed sobą. Myślałem, że będzie już między nami dobrze. To prawda, że ciężko by mi było zapomnieć co przez niego przeszedłem, ale to chyba normalne. Prawda doktorze?
Lekarz zmniejszył siłę uderzeń biczy i zapisał coś w karcie.
- Nie wiem nie znam chłopaka. Powinieneś jednak zrobić coś, aby z nim porozmawiać i wyjaśnić wasze sprawy. Rozmowa daje dużo i możliwe, że wam jest ona bardzo potrzebna. Jakoś musisz nakłonić kolegę do niej. Niewyjaśnione sprawy są zadrą w sercu.
-Mógłby pan być dobrym doradcą.
- Nie był bym wtedy twoim rehabilitantem.
- Chyba wiem co muszę zrobić. Nie wie pan czy Ryutaro Daishi jest dziś w pracy?
- Już późno, mógł wyjść. Dziś kończy wcześnie. Z tego co wiem pojutrze masz z nim masaż, a po co ci on?
- To mój drugi doradca.
- A czyli ja zostałem zwolniony z tego stanowiska? - fizjoterapeuta wyłączył hydromasaż ? Na dziś kończymy.
- Nie zwolniony, raczej ma pan urlop.
Roześmiali się obaj. Chłopakowi poprawił się humor. Naprawdę lubił tego lekarza. Szkoda, ze jego ojciec nie był taki.
Po tym jak się ubrał, wyszedł na korytarz i zadzwonił do rudzielca. Kto inny miał mu pomóc jak nie ten facet?
=Halo.
- Hej Ryu. Jesteś jeszcze w ośrodku? Mam do ciebie sprawę.
=Jestem w szatni, zaraz wychodzę.
- To poczekaj. Miałem dziś zabieg i zaraz zejdę do ciebie.
=Ok. Tylko się pośpiesz. Mam zaraz spotkanie.
- To nie potrwa długo. Do zobaczenia.
Szybko zbiegł po schodach. Czekanie na windę zajęło by mu za dużo czasu. Ryu stał obok recepcji co chwila spoglądając na zegarek.
- Cieszę się, że zaczekałeś.
- No mów o co chodzi.
***
Plan musiał wypalić. To było jedyne wyjście, żeby mógł przez chwilę z nim porozmawiać. Pewnie oberwie za to od niego, ale co mu tam, musi spróbować. Następnego dnia po rozmowie z Ryutaro poszedł do małej kawiarni, którą zaproponował rudzielec na wykonanie planu. Czuł jak ze zdenerwowania pocą mu się ręce, a serce chce z piersi wyskoczyć. Przeżywał ogromny stres i sam był sobie winien.
Wszedł do kawiarni i usiadł przy jednym ze stolików ustawionych w rogu sali. Kawiarnia była przytulna w miodowym kolorze. Okrągłe stoliki z których każdy okrywała biała serweta z postawionym na niej małym lampionem, stały w znacznej odległości od siebie, dając tym samym trochę prywatności przy rozmowach.
Zamówił sok pomarańczowy i czekał na swoich gości.
- On mnie zabije. Tak, na pewno mogę już żegnać się z życiem, ale kto mówi, że musi poznać prawdę o tym, że spotkanie było zaplanowane. Cholernik jest bystry i będzie wiedział.
Maleńkie dzwoneczki przy drzwiach zadzwoniły dając tym samym znak, że weszli nowi klienci. Nerwy sięgnęły zenitu, gdy tymi kolejnymi klientami okazali się Ryutaro i Satoru. Rozgadany chłopak nie widział do jakiego stolika prowadzi go przyjaciel.
- Nie oglądam filmu tylko dlatego, że gra tam jakaś gwiazda, ale po to, że podoba mi się scenariusz, a ten nowy z Shimadą zapowiada się obiecująco ? dotarło do niego. Czyli Satoru lubił dobre filmy ? Ostatnio ogląd...
- O jaki ten świat mały. Zobacz kogo my tu mamy ? Ryutaro udawał zaskoczonego widokiem białowłosego.
Szarooki odwrócił głowę i na jego twarzy pojawiła się obojętna maska.
- Możemy się przysiąść? - zapytał rudzielec.
- Oczywiście.
- Siadaj Satoru.
- Inne stoliki są wolne.
- Ale przy nich nie siedzi Meiji. Siadaj, nie rób scen.
Usiedli na wygodnych krzesłach. Po chwili podeszła do nich kelnerka.
- Co panowie zamawiają?
- Dwa cappuccino i szarlotkę trzy razy. Może chcesz coś jeszcze do picia? - zapytał Ryutaro białowłosego.
- Nie, dziękuję. Sok mi wystarczy.
Kelnerka zapisała w notesie ich zamówienie i odeszła.
- Meiji chyba lubisz szarlotkę?
- Tak Ryu, dzięki.
- Satoru ją uwielbia. Co tak siedzisz i nic nie mówisz? - trącił brata łokciem.
- Ty mówisz, jak zawsze za dużo.
- Bo nie lubię niezręcznej ciszy. Zachowujecie się jakbyście się nie znali.
- To był głupi pomysł z tym spotkaniem. On nawet na mnie nie patrzy ? myślał Meiji.
Kelnerka przyniosła ich zamówienie.
- Ślicznie dziękujemy ? uśmiechnął się rudzielec ? smakowicie to ciasto wygląda. Smacznego ? wziął widelczyk i zamierzał zabrać się za szarlotkę, gdy jego telefon zagrał ostrą rockową piosenkę ? Sorki muszę odebrać. Zaraz wracam.
Satoru napił się kawy na moment zawieszając wzrok na Matsurze. Szybko jednak skierował spojrzenie na brata, który zmartwiony wrócił do stolika.
- Obawiam się, że muszę was zostawić. Mam nagły przypadek.
- To ty masz nagłe przypadki?
- Nie wiedziałeś? Przy kasie ureguluję rachunek także nie martwcie się o płacenie. No, chyba że coś jeszcze zamówicie.
- Ja zapłacę za siebie ? zaprotestował Meiji. Przecież to on wymyślił to spotkanie.
- Nawet o tym nie myśl i nie kłóć się ze mną. Cześć.
Odprowadzili go wzrokiem.
- To nic tu po mnie ? Satoru przymierzył się do wstania od stolika.
- Zaczekaj! - powiedział Meiji, głośniej niż zamierzał.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać. W szkole mi uciekasz, a po tym co mi wyznałeś...
- Myślisz, że po tym będziemy przyjaciółmi i będę z tobą gadał?
- Nie, ale mógłbyś nie udawać, że mnie nie ma.
- Chciałeś żebym nie zwracał na ciebie uwagi, to proszę dostałeś to, więc czego teraz chcesz?
- To było wcześniej, teraz mi nie pasuje to unikanie się.
- Nie pasuje! Książątko jest niezadowolone!
- Nie mów tak do mnie.
- To jak mam mówić? - nachylił się ku niemu.
- Normalnie. Nie wiem dlaczego najpierw wyznajesz mi o sobie takie rzeczy, a potem zachowujesz się tak jak przez cały ten tydzień.
- Miałem ochotę komuś się wyżalić, a ty ze względu na twoją przeszłość po części mogłeś mnie zrozumieć. To nic nie znaczyło. Nie wyobrażaj sobie rzeczy których nie ma i nie będzie. Nigdy, powtarzam nigdy nie zbliżymy się do siebie choćby na stopie koleżeńskiej.
- Nie wyobrażam sobie tego ? wyszeptał ? ja tylko myślałem, że będziemy mogli czasem porozmawiać ? wstał, ubrał kurtkę i oddalił się od stolika. Od dawna nie czuł się tak źle, jakby ponownie coś stracił. Przecież nie powinien czuć się zawiedziony. Przecież to Aizawa, którego nie cierpiał od dnia ich pierwszego spotkania. To on go upokarzał i ośmieszał na każdym kroku, powinien skakać z radości, że to się już skończyło. Niestety to ten sam typek obudził w nim uczucie pragnienia dotyku, ciepła nie pochodzące od matki, czy brata. Jego ciało od tamtego liźnięcia po szyi tęskniło za tym, szalało i sny go co noc rozbudzały, gdy widział czyjeś dłonie sunące po jego ciele. Tak przyjemne, kojące, chroniące przez złem tego świata, dające poczucie, że należy do kogoś i ten ktoś chce go takim jakim on jest. Pragnął, aby to właśnie Satoru był właścicielem tych rąk, ale on nawet z nim rozmawiać nie chciał. Cóż przynajmniej będzie miał spokój w szkole, tak bardzo o tym marzył. Gdyby jeszcze Jiro przestał zabijać go wzrokiem to już by była sielanka. Parsknął na tą myśl.
- Głupi jesteś Meiji, zwyczajnie głupi. Czego chciałeś, na co liczyłeś? Sam nie umiesz sobie odpowiedzieć na te pytania, a myślałeś, że uda ci się zbliżyć do swojego prześladowcy, byłego prześladowcy, bo ci się podoba? Wrr. Mam go dość. Na szczęście nie domyślił się, że to spotkanie ukartowałem.
Wyszedł z kawiarni nawet się nie oglądając.
W domu był sam. Mama znów wyjechała na delegację, a Kazu był na randce. Niech chociaż on będzie szczęśliwy. Położył się na kanapie i nawet nie wiedział, kiedy zmęczony tym wszystkim zasnął. Obudził go dźwięk jego komórki. Z ociąganiem sięgnął na stolik po telefon i odebrał go .
-Słucham.
=I jak było? Porozmawiałeś z nim? Wyjaśniliście sobie to co cię gnębiło?
-A to ty Ryutaro.
=Słyszę radość w twoim głosie o którą przyprawił cię mój piękny słowiczy głosik.
-Odpowiedź na twoje pytania jest jedna. Nic sobie nie wyjaśniliśmy. On mnie nie chce znać i koniec kropka. Powinienem skakać z radości co?
=To trudny charakter.
- To nie charakter, raczej ma coś z głową. Jak ktoś może w jednej chwili mówić o sobie w takiej szczerości, jakby chciał coś zmienić na lepsze, a potem zachowuje się jak świr i mówi, że to nic nie zmieniło. Chociaż nie, zmieniło w końcu mam spokój taki jaki sobie życzyłem.
=To czego ty chcesz? Masz to co chciałeś.
- Ja nie wiem czego chciałem. Tydzień temu dał bym za to wszystko, przed tą kolacją, nawet wcześniej, żeby się ode mnie odczepił teraz jednak chcę z nim rozmawiać, być blisko. Patrzeć w jego oczy, słuchać jego głosu.
=Zabujałeś się w nim!
Do Meijiego dotarło, że powiedział na głos to co myślał.
- Nie, źle mnie zrozumiałeś. To nie tak...
=Nie panikuj słodziaku. Już wcześniej to zauważyłem. Domyśl się czemu na naszym pierwszym masażu u ciebie w domu tyle ci o nim opowiedziałem. Nie jestem paplą, która wszystkim wokół rozpowiada o członkach swojej rodziny. Widziałem jak Satoru cię interesuje i jak zabłyszczały ci oczy na wzmiankę o nim.
- To ty wiesz coś, czego ja jeszcze nie wiem.
=Wiesz, tylko musisz dopuścić do siebie te myśli.
- Po co, żeby cierpieć? I tak nie zbliżę się do niego. On już nawet na mnie nie patrzy.
=Robi błąd, bo jesteś najlepszym co go może spotkać. Zostaw to mnie. Cześć.
W telefonie słychać było tylko dźwięk rozłączonej rozmowy.
- Co chcesz... Cześć.
Podniósł się z kanapy i powędrował szlakiem po dywanie, a później kafelkach do kuchni. Wziął z lodówki jogurt i udał się do swojego pokoju. Było już późno, ale nie chciało mu się spać. Włączył laptopa i podjadając jogurt uruchomił pokaz slajdów. Zdjęcia, które co trzy sekundy zmieniały mu się na monitorze, przedstawiały jego z przed kilku lat. Był radosny, otwarty, czasami szalony, ale nawet wtedy miał w sobie delikatność gołębia. To było jego życie z przed wypadku. Myślał wtedy, że nic złego nie może go spotkać, że jest dzieckiem szczęścia ze wspaniałą rodziną i przyjaciółmi.
-Oszuści, pieprzeni oszuści. Nikomu nie można ufać na tym świecie poza sobą. Sam siebie nie zawiedziesz. Jesteś beznadziejny Meiji. Jak oni mogli z tobą zostać jak...
Sfrustrowany zamknął klapę laptopa. Postawił pusty kubek po jogurcie na biurku i rzucił się na łóżko. Ukrył twarz w poduszce i zapłakał. Myślał, że już nie ma w nim pokładu łez, ale się mylił. Dobrze, że są, inaczej by się udusił z tych wszystkich wspomnień dawnych i tych teraźniejszych związanych z pięknookim. Łzy przynoszą ulgę, świat staje się wtedy inny, zamazują się ostre krawędzie pełne kujących kolców i wydaje się, że nie jest już tak źle jak było zanim opuściły swoje stałe miejsce.
***
Obudził się późno i bez śniadania pobiegł na przystanek. W ostatniej chwili zdążył na autobus. W szkole był lekko spóźniony i pobiegł szybko na lekcje. Dzisiaj pierwsze miało być wychowanie fizyczne i mimo zwolnienia z ćwiczeń musiał zaliczyć obecność. Wszedł na sale gimnastyczną od razu napotykając niezadowolony wzrok swego nauczyciela.
- Pan Matsura. Cieszę się, że zaszczycił nas pan swoją obecnością. To, że jakiś głupi lekarz zwolnił pana z moich zajęć nie oznacza, że może je pan lekceważyć! - podniósł głos nie zważając na obecność innych uczniów - Zastanawiam się z czego ja panu wystawię ocenę.
- Może z gapienia się jak biegamy za piłką lub jak robimy pompki ? zaśmiał się Jiro. Satoru stał obok niego, ale się nie odzywał. Trzymał dłonie w kieszeni swoich szortów i udawał, że nic go ta sytuacja nie obchodzi.
- Musiałby za to dostać najwyższą ocenę, bo dobrze mu to wychodzi ? zawtórował uczniowi nauczyciel. Był to umięśniony facet z czterdziestką na karku i lubiący mścić się na swoich słabszych uczniach, uważając, że są nieudacznikami. Dlatego Meiji tak bardzo nie lubił WF.
- Myśli pan, że nie chciałbym ćwiczyć? - tym razem nie przysiadł grzecznie na ławeczce. Koniec z poniżaniem go przed innymi i to przez nauczyciela, który powinien być mądrzejszy od dzieciaków. Kątem oka widział, że Satoru przygląda mu się z szeroko otwartymi oczami ? Gdybym mógł był bym pierwszy tutaj. Nie mam ochoty siedzieć na ławce jak jakiś rezerwowy, nie przydatny zawodnik. Tylko, że ja zwyczajnie nie mogę ćwiczyć tak jak pan każe. Nie będę grał w nogę, w siatkówkę czy kosza, a chciałbym nawet pan nie wie jak bardzo. Dlatego niech pan zajmie się lekcją, a mi da święty spokój ? dopiero wtedy usiadł na ławce, wyciągając z plecaka zeszyt do chemii. Lekcja WF była dla niego dodatkową godziną przeznaczoną na naukę tego przedmiotu. Nauczyciel z lekka skwaszoną miną rozpoczął lekcję i nie zwracał już uwagi na samotnie siedzącego ucznia.
Po czterdziestu pięciu minutach zakończył zajęcia i kazał podopiecznym iść pod prysznice.
Meiji spakował zeszyty i wyszedł z dusznej sali. Poczekał tam sobie na Satoru. Ostatni raz spróbuje z nim pogadać. Piętnaście minut później szarooki wyszedł z mokrymi włosami w towarzystwie Jiro. Na lekcji jak i teraz nie było Hayato. Aizawa zauważył chłopaka i chciał go ominąć, ale ten zastąpił mu drogę.
- Satoru chcę z tobą tylko zamienić kilka słów. Czuję, że nie powiedziałeś mi prawdy.
- Czy ty się nie umiesz odczepić ode mnie? Powiedziałem ci prawdę o co ci chodzi?
- Ja chce tylko wiedzieć, czy powiedziałem coś, że wtedy tak szybko wyszedłeś.
- Idiota. Czy ty nie rozumiesz co mówię w twoim ojczystym języku? Złaź z drogi ? warknął.
- Ale...
W tym momencie przerwał mu Jiro, chwytając chłopaka tak, że wykrzywił mu rękę.
- Słyszałeś co on powiedział? Spierdalaj.
- Jiro puść go!
- Oszalałeś? Nie słucha co do niego mówisz. Musi się nauczyć, że do ciebie bez pytania się nie można odzywać.
- Chyba przesadzasz i zostaw go, bo ci nogi z dupy powyrywam jak tego nie zrobisz!
Jiro puścił Matsurę i obaj patrzyli zszokowani na Satoru.
- Czemu tak mówisz? Przecież od początku ty to samo robiłeś. Ja już nie mogę?
- Nie, kurwa nie możesz. On jest mój i spróbuj go tylko tknąć... - w oczach szarookiego płoną ogień.
- Wiesz co? Myślałem, że jak jesteśmy przyjaciółmi to będziesz raczej stawał w mojej obronie, a nie w obronie nic nieznaczącego chłystka, a tu proszę jaka zmiana.
- Zachowujesz się tragicznie Jiro odkąd rzuciła cię dziewczyna.
- Pieprzę ją. Was obu też! - krzyknął i pobiegł w głąb korytarza.
- D...dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Meiji.
- Znęcać się nad tobą mogę tylko ja.
- Przecież i tak już tego nie robisz.
- No właśnie, może powinienem?
Nastąpiła krótka chwila ciszy, podczas której białowłosy w bił wzrok w czubki swoich butów.
- Nie zbliżaj się do mnie ? powiedział Satoru, tykając go palcem w klatkę piersiową.
Meiji podniósł na niego wzrok. Chciał już mu powiedzieć, że nie może tego zrobić, bo bardzo chce być blisko niego.
- Czułem, że wtedy chciałeś być blisko mnie.
- Porąbało cię?
- Nie, ja tylko chcę wiedzieć dlaczego traktujesz mnie jak powietrze.
- Odczep się ode mnie.
- Ok. Jak chcesz. Powiedz mi jeszcze gdzie jest Hayato?
- On cię nawet lubi, nie wiem czemu. Nie czuł się dziś dobrze. I o nic więcej nie pytaj, bo nie odpowiem. Spadaj śliczny.
- Zmieniasz się jak kameleon. Raz zachowujesz się w porządku, jesteś nawet miły, a innym razem jakby w ciebie diabeł wstąpił. I nie mów mi, że to dlatego, że wciąż widzisz jego we mnie, bo to już mamy za sobą.
- Miły byłem tylko raz, przez chwilę w domu, bo taki miałem kaprys, a normalnie jestem diabłem wcielonym, więc nie wchodź mi więcej w drogę, bo gorzko tego pożałujesz - odepchnął go lekko, jak na niego i ruszył do klasy.
- Dowiem się dlaczego mnie odpychasz. Tylko po co? Na co mi ta wiedza? Uparłem się na coś i tylko w kółko męczę jego i siebie. Najpierw chciałem wiedzieć, czemu mnie gnębi. Teraz dlaczego unika i nie chce się zakolegować. Jestem masochistą. Muszę dać sobie z nim spokój i skupić się na sobie. Tak będzie lepiej. Nie, nie będzie, bo się chyba w nim zakochałem.