3.0. MARCO & LUKA
Od: dust_to_dust@gmail.com
Do: metallica.master000@gmail.com
MM,
Pewnie wiesz jak to jest, chcieć powiedzieć przyjaciołom o sobie, ale się boisz, że cię odrzucą. Mam takie myśli codziennie. Codziennie, gdy widzę te osoby, chciałbym powiedzieć te dwa krótkie słowa, ale one wtedy więzną mi w gardle zawiązując się w supeł, a może i w kokardkę, i siedzą tam do następnej próby. W obliczu tego wyzwania robię się bezsilny, bo nie mam na tyle odwagi, aby im to wyznać. Jestem tchórzem, prawda? Im dłużej to wszystko trwa, tym chyba trudniej jest wyznać prawdę. Do tego mój przyjaciel dowiedział się o tobie. Spokojnie, bez szczegółów, tylko wie, że mam kogoś w internecie, że poznałem kogoś i się zakochałem. Tak, mogę tak powiedzieć, na to chyba mam odwagę, żeby ci to wyznać. Do tego nie potrzebuję dużo odwagi, czy to nie dziwne? Wiem, że to przez internet, że to nie jest twarzą w twarz i dlatego może wydawać się łatwiejsze, ale przyjaciołom też przecież mógłbym napisać, chociażby w smsie, a potem np. wyjechać gdzieś, na długie wakacje, żeby przetrawili tą wiadomość i na chłodno powiedzieli mi, że jest ok, albo żebym spadał. Do tego zawiodłem kogoś zdradzając jej sekret. Jestem dupkiem, nie powinna mnie nazywać przyjacielem, po takiej akcji, ale będzie, bo jej nie wyznam prawdy. Znowu tchórz. Tchórz, dupek i zdrajca. Nadal chcesz mnie znać? Może to jesienna depresja?
(Mam nadzieję, że nadal) Twój PG
Czytałem tego maila ze sto razy i wiedziałem, na sto procent wiedziałem, że to mój Luka. Już nic nie mogło temu zaprzeczyć. Ale co miałem zrobić? Po prostu podejść do niego i powiedzieć, że to ja. Że to ze mną cały czas gadał. Nie potrafię. Nie nadaję się do tego, żeby być dobrym przyjacielem i jednocześnie czyimś chłopakiem. Chłopakiem najlepszego przyjaciela. Przecież to chore, to wszystko.
Nie chciałem o tym myśleć. Położyłem się na łóżku narzucając koc na twarz, odcinając się od całego świata. Słyszałem jedynie mocny śpiew Jamesa:
Was he the one causing pain
With his careless dreaming?
Been afraid
Always afraid
Of the things he’s feeling
I pogrążałem się w letargu otępienia zastanawiając się czy tak właśnie czują się narkomani.
* * *
Niby między mną a Marco było w porządku, nie pytał mnie o MM, nie powiedział nic Zuzce, ale coś się zmieniło w naszej paczce. Wyczuwałem napięcie miedzy mną a Marco, między Zuzą a Marco, między Zuzą a mną. Jedynie Dawid pozostawał jakby na obrzeżu tego wszystkiego. Z jednej strony było mi go żal, że nie wie, co się dzieje, z drugiej strony chciałem znaleźć się w jego skórze, żeby nie myśleć o tym wszystkim, nie rozkminiać każdego spojrzenia Zuzy, czy wie, że powiedziałem Marco. Każdego spojrzenia Marco, czy próbuje coś ode mnie wyciągnąć, wyłapać.
* * *
Urodziny Marka zaczęły się spokojnie. Wcześniej przyszliśmy we trójkę żeby pomóc mu udekorować mieszkanie. Wszyscy mieliśmy dobry humor i nie zastanawiałem się, tak jak w szkole, nad naszym zamotanym życiem, cieszyłem się chwilą z przyjaciółmi.
Rozwiesiliśmy wielki napis „Happy Birthday”, tonę serpentyn i nadmuchaliśmy chyba setkę balonów aż sami zaczęliśmy pękać jak one. Obrzucać się konfetti, a Zuzę nawet związaliśmy serpentyną i chociaż zwykle nie lubiła takich wybryków, tak dzisiaj również ona się z tego śmiała. Rodzice Marka zastanawiali się czy już czegoś nie zdążyliśmy wypić, tak dobry humor nam dopisywał. Przynieśli nam dwie skrzynki piwa, chociaż musieli być przecież pewni, że to nam nie wystarczy. Ale w ich mniemaniu mieli czyste sumienie, że pozwalają nam pić bezpieczny alkohol i dzięki temu nie wpadniemy na inne głupie pomysły. Oczywiście grubo się mylili, ponieważ Piotrek miał nam przynieść dużo mocniejszy alkohol.
Rodzice wyszli zamykając przezornie na klucz swoją sypialni, pouczyli nas w tej i tamtej kwestii i w końcu wyszli, a my mogliśmy zapuścić na cały regulator muzykę zaczynając od albumu „Master of Puppets” na rozgrzewkę, jak również otworzyliśmy sobie od razu po piwku.
Później zaczęli schodzić się ludzie. Brat Zuzy przyszedł z kolegą, pewnie żeby nie nudzić się wśród dzieciaków. Zapewne zamierzali spędzić cały czas w kuchni pijąc wódkę i wyjadać zakąski. My też z chłopakami wypiliśmy po dwa kieliszki, krzywiąc się i popijając Colą i już czuliśmy się jak bogowie nocy. Zuza zaoferowała się pilnować Marka żeby nie pił za dużo tłumacząc, że jako gospodarz, a do tego solenizant, nie może polec pierwszy. Widziałem na jej twarzy rumieńce, kiedy to mówiła, bynajmniej niespowodowane alkoholem. Marco zwykle docina jej w takich sytuacjach, ale tym razem zachował się inaczej, objął ją ramieniem i podziękował za troskę, oraz faktycznie pozwolił jej aby go pilnowała. Zrobiło mi się jej szkoda, bo to pewnie była tylko chęć osłodzenia jej ewentualnego późniejszego odrzucenia. Wiedział przecież, że się w nim kocha, ja głupi sam mu to powiedziałem. Chciał być miły, ale jak mu to wyjdzie? Czy Zuzka nie pomyśli sobie czegoś nieodpowiedniego? Nic nie wtrąciłem jednak, bojąc się przyznać do porażki koleżeńskiej.
Kiedy zebrała się spora ilość osób, wyruszyłem na środek salonu i kiedy skakałem sobie w najlepsze, nagle zauważyłem mały harmider w korytarzu, przy drzwiach wejściowych. Kiedy podszedłem, okazało się, że nasz kolega z klasy, Rafał, przyprowadził kilkoro niezapowiedzianych gości. Wśród nich znalazła się jego nowa dziewczyna, cycata brunetka o twarzy prosiaczka, jej rudowłosa koleżanka, oraz ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Filip z kółka teatralnego. Razem z nim przyszedł jeszcze jeden chłopak, którego kompletnie nie kojarzyłem, nie mógł chodzić do naszej szkoły, ale na jego widok aż oparłem się o ścianę. Wysoki, przystojny, blond włosy zaczesane do tyłu, a po bokach wygolone, małe tunele w uszach, a w wardze kolczyk. Obcisłe jasne dżinsy i skórzana kurtka. Normalnie jak wyjęty z filmów o Jamesie Deanie, tylko bardziej wpasowany w nasze czasy, bardziej niegrzeczny, delikatnie mówiąc.
Przestraszyłem się, że Marco się wkurzy na Rafała i wyprosi ich, już chciałem go udobruchać i przekonać, że to tylko kilka nadprogramowych osób, ale on sam nie miał nic przeciwko.
— W porządku, wchodźcie, ale następnym razem Rafał, nie rób mi takich numerów — powiedział.
— Spoko i jeszcze raz przepraszam. Spotkałem Filipa na osiedlu, bo mieszkamy niedaleko siebie i jakoś tak się zgadało, powiedziałem, że mogą przyjść i głupio było już odmówić — tłumaczył się Rafał.
— To im powinno być głupio, że się bez zapowiedzi wpraszają na czyjąś imprezę — skwitował Marco, już do mnie, ale jednocześnie z uśmiechem na ustach. Zdziwił mnie, bo sądziłem, że bardziej się zdenerwuje. Ale może to alkohol na niego podziałał odprężająco.
Nie zastanawiałem się nad tym już dłużej, chciałem tylko poznać bliżej tego kolegę, już totalnie ignorując Filipa, który to przecież wcześniej mnie fascynował.
— Cześć, Łukasz jestem, przyjaciel Marka. — Nie czekając ani chwili podszedłem i się przywitałem. — Ty chyba nie jesteś z naszej szkoły?
— Cześć — mocno uścisnął mi dłoń i spojrzał z góry w oczy. — Kacper, miło mi. Jestem sąsiadem Filipa, kumplujemy się.
Nim się spostrzegłem, staliśmy gdzieś z boku z Kacprem i gadaliśmy o samochodach. On chodził do technikum mechaniki samochodowej i na początku roku skończył osiemnaście lat. Ja nawet nie lubiłem gadać o samochodach, ale tak mnie chłopak zaciekawił swoją osobą, że czułem jak się rozpływam pod każdym jego słowem.
W końcu spojrzałem w inną stroną niż jego niebieskie oczy i po drugiej stronie pokoju dostrzegłem Marka rozmawiającego z Filipem. Śmiali się z czegoś a ja zrobiłem się zazdrosny. Bo to ja przecież leciałem na Filipa, nawet powiedziałem mu kilka dni temu, że wezmę udział w jego przedstawieniu świątecznym, a on w najlepsze rozmawiał z Marco, dobrze się przy tym bawiąc. Czyżby Filip leciał na Marco? Potrząsnąłem głową. Nie, przecież nawet nie wiem czy on jest gejem, to głupie domysły. Ale w chwili złości zaciągnąłem Kacpra do kuchni żeby się czegoś napić. Obaj z Filipem przynieśli tequilę, którą otworzył Piotrek i pokroił limonki. Nasypałem soli na dłoń, polizałem ją, napiłem się tequili a potem zagryzłem limonką. Alkohol od razu uderzył mi do głowy. Miał zupełnie inny smak niż wódka, nigdy wcześniej jej nie piłem. Pomyślałem, że ma fajny słodko-kwaśny smaczek i napiłem się jeszcze raz i drugi, świat wokół zawirował i wyskoczyłem na parkiet.
* * *
Mimo, że byłem wkurzony na Rafała, że przyprowadził tego chłystka z kółka teatralnego i to z jakimś jeszcze kolesiem, to próbowałem być miły. Łukasz od razu przyskoczył do tego nieznajomego z uśmiechem na ustach i zrobiło mi się głupio. Gdybym nie wiedział, to pomyślałbym, że jest po prostu miły i przyjacielski, ale nie w takiej chwili. Od razu pomyślałem, że koleś mu się spodobał, dostrzegłem błysk w jego oczach i jakieś dziwne podniecenie. Normalnie bym tego nie zauważył, normalnie bym to zignorował, ale wiedziałem, że Luka jest gejem i był przecież moim PG. Od Rafała i jego dziewczyny dostałem w prezencie bransoletkę skórzaną, co było miłym gestem, bo Żaneta, tak miała na imię jego dziewczyna, zaczęła wylewnie tłumaczyć próby kupienia mi czegoś znając mnie jedynie z gadaniny Rafała, który nie był w tym temacie zbyt wylewny. Sam nie chciał się fatygować, więc na nią zrzucił kupienie prezentu. Z chęcią od razu ją założyłem. Od Filipa i jego kumpla dostałem tequilę. Nie ma to jak kupić nieznajomej osobie alkohol w prezencie na urodziny i to jeszcze nieletniemu. Byłem zirytowany, alkoholu mieliśmy już nadmiar razem z tym, co przyniósł Piotrek. Martwiłem się, żeby goście mi się nie popili zalegając gdzieś na podłodze w mieszkaniu, albo co gorsza zarzygując mi dom.
Nim się spostrzegłem, Łukasz z tym kolesiem przeszli do salonu i pogrążyli się w rozmowie. Patrzyłem zazdrosny jak Luka rozpromienia się i słucha z uwagą blondyna. Nie powiem, był przystojny, ale przecież PG był zakochany w MM! Co Luka wyprawiał?! Nim zdążyłem cokolwiek zrobić dopadł mnie Filip i wręczył otwarte piwo a ja przyssałem się do butelki spragniony i chętny, aby szum alkoholu zagłuszył moje myśli.
— Przepraszamy za takie najście, ale w sumie fajnie, że przyszliśmy. Zbyt dobrze się nie znamy, wydajesz się fajnym kolesiem. — Filip próbował się przymilać a ja miałem ochotę rozwalić mu twarz.
— Spoko, zdarza się, wina Rafała w sumie, ale nie mam nic przeciwko. — Miałem wszystko przeciwko, szczególnie przeciwko temu blondasowi. Miałem ochotę złapać go za te jego tunele w uszach i przeciągnąć po podłodze. — Jak tam rekrutacja do przedstawienia? — zagaiłem wesoło udając zainteresowanie tematem.
— A wiesz, dużo osób się nie zgłosiło, ale twój kolega Łukasz będzie. Może i ty też miałbyś jednak ochotę wstąpić?
Łukasz będzie na przedstawieniu? Weźmie w nim udział? Patrzyłem na niego chwilę chyba z rozdziawioną buzią nim dotarł do mnie sens tych słów. A potem zacząłem się śmiać z bezsilności. Co ten Łukasz wyprawiał? Nie rozumiałem, po co chciał wziąć udział w przedstawieniu i nawet mi o tym nie powiedział.
— Ja chyba jednak spasuję — powiedziałem nadal się śmiejąc. — Teatr nie jest dla mnie, ale mam nadzieję, że Łukasz przyda się do czegoś.
Filip też się śmiał, chociaż chyba sam nie wiedział z czego. Chcąc być uprzejmym pogadałem z nim jeszcze chwilę o szkole a potem chciałem poszukać Luki żeby zapytać go, co odpierdala z tym przedstawieniem. Byłem na niego nieźle wkurzony. Myślałem tylko o tym, że mówi jaki jest zakochany w MM, a jednocześnie flirtuje z blondasem i chyba również z Filipem! Bo niby po co to cholerne zgłoszenie się na przedstawienie?
— Widziałaś gdzieś Lukę? — Przerwałem ZZ jej rozmowę z dziewczynami.
— Chyba był w kuchni — odpowiedziała i chciała coś jeszcze dodać, ale ja już pognałem w tamtą stronę. Zajrzałem za ścianę, ale tam go nie było, tylko siedział Piotrek ze swoim kolegą i kilku moich chłopaków.
— Hej młody, napij się z nami, w końcu to twoje urodziny — krzyknął Piotrek z wypiekami na twarzy. Musieli już nieźle popić.
— Za chwilkę. Zuzka mówiła, że Łukasz tu był?
— Tak, napił się z nami i gdzieś poszedł.
Cholera.
Rozejrzałem się po salonie, ale nigdzie go nie widziałem. A co gorsza, nie widziałem też blondasa. Ruszyłem nerwowo do przedpokoju. W łazience i kiblu akurat nikogo nie było. Rodzice zamknęli na klucz swoją sypialnię i pokój gościnno-biurowy po mojej siostrze. Został tylko mój pokój, w którym nie paliło się światło.
* * *
W głowie huczała mi muzyka i nie wiedziałem co się dzieje. Nagle, chichocząc jak mała dziewczynka, znalazłem się sam na sam z Kacprem w pokoju Marka. Żaden z nas nie zapalił światła, tylko rzuciliśmy się na podłogę śmiejąc się jak szaleni. Z czego, to już nie wiedziałem. Nagle Kacper złapał mnie za bluzę i przyciągnął do siebie mocno całując. Nie rozumiałem co się dzieje, nie rozumiałem dlaczego mnie całuje. Czyżbym mu zdradził, że jestem gejem? Czułem mocny smak alkoholu, kręciło mi się w głowie. Całował mnie mocno i łapczywie a ja nawet nie wiedziałem, czy robię to dobrze, bo nigdy wcześniej się nie całowałem, nawet z dziewczyną, a co dopiero z chłopakiem! Wtedy na pewno nie myślałem o MM, nie wiem o czym myślałem, dlaczego tak popłynąłem z Kacprem. Całowaliśmy się dobre kilka minut nim wreszcie dał mi odetchnąć. Światła z osiedla rzucane przez okno przełamywały czerń pokoju i widziałem jego twarz wykrzywioną w uśmiechu. A potem bez słowa wyjaśnienia wyciągnął paczkę papierosów i zapytał czy może zapalić. Przytaknąłem i otworzyłem tylko okno. Marek często palił w swoim pokoju jedynie go wietrząc i psikając odświeżaczem. Bałem się zapytać Kacpra, co go skłoniło do tego pocałunku. Czy naprawdę mu powiedziałem o sobie? A może sam to wywnioskował, bo to było aż nadto widoczne. Czyżby on był gejem? Kręciło mi się w głowie od alkoholu i nie byłem w stanie nic powiedzieć, tak naprawdę moje myśli również nie były w tamtym momencie zbyt składne. Miałem ochotę położyć się i wtulić w tego kolesia, ale drzwi do pokoju się nagle otworzyły.
— Tu nie wolno palić — krzyknął Marek. — Co ty sobie wyobrażasz?
— Kolega mi pozwolił — skwitował Kacper wskazując na mnie, wciąż się uśmiechając. Ja również się uśmiechnąłem na słowo „kolega”, bo to znaczyło, że już się zakumplowaliśmy.
— Tylko, że to nie jego pokój.
— Wyluzuj, już kończę. — Ale Marco chyba nie zamierzał czekać, bo podszedł do Kacpra, wyrwał mu fajka i cisnął nim przez okno.
— Hej!
— Możesz pobiec za nim — powiedział Marek mając na myśli peta. Był niższy od Kacpra, ale wyglądał jakby chciał go pobić, tylko nie wiedziałem za co. Wolałem żeby nie doszło do jakiejś głupiej bójki.
— Spokojnie, Marek. — Podszedłem i chciałem go odsunąć od Kacpra, żeby dał mu spokój, ale on spojrzał na mnie wściekły. — No przepraszam, że mu pozwoliłem tutaj palić. — Już nie wiedziałem o co mogło mu chodzić, przecież nie miał nic przeciwko, gdy przyszli z Filipem na imprezę.
— Odczep się Luka, pijany jesteś — warknął na mnie, jak nie on. Co on sobie myślał, że może tak do mnie mówić.
— Sam się odczep. — Popchnąłem go. — Nie wiem, o co się czepiasz do Kacpra.
— Luka, co ty odpierdalasz?
— Nie wiem, bo nie wiem, o co tobie chodzi? — Sam nie wiedziałem, co robię, czemu mam pretensję do Marka, ale nie chciałem żeby tak traktował Kacpra.
— To wy się pobijcie, a ja idę się napić — stwierdził Kacper i wyszedł do przedpokoju, ale za nim pobiegł Marco i pchnął go mocno, tak, że tamten upadł na podłogę.
— O ciebie mi chodzi, gnoju!
Widziało to kilka osób i wszyscy zbiegli się z salonu i kuchni do ciasnego korytarza.
Kacper wstał z grymasem na twarz, wyraźnie zirytowany.
— Jak ci zapierdolę… — uniósł rękę żeby się zamachnąć na Marka i już widziałem oczyma wyobraźni jak mój przyjaciel dostaje w twarz i leci przez pół mieszkania. Ale tak się nie stało. Piotrek złapał Kacpra za rękę. I chociaż byli podobnego wzrostu, to Piotrek górował nad nim, wiekiem i posturą, widać było, że jest starszy, nawet jeśli to było zaledwie kilka lat.
— Spokój chłoptasiu. Nikogo nie będziesz pierdolił, a tym bardziej Marka. To jego urodziny, jego impreza i jego mieszkanie. Ty możesz stąd jedynie wypierdalać w podskokach, jeśli coś ci się nie podoba.
Kacper mierzył go wzrokiem, ale widziałem grymas niezadowolenia na jego twarzy. Wszyscy czekali na rozwój wydarzeń. Ciszę przerwał Filip.
— Chodź Kacper, nie ma co z nimi gadać. — Patrzył przez chwilę na mnie jakby ze smutkiem, ale nie mogłem mu nic powiedzieć, bo stałem za daleko. Kacper nie odezwał się ani słowem, tylko ubrał się i wyszli, a reszta ludzi z powrotem zajęła się tańcami, tudzież piciem.
— Wszystko w porządku? — Piotrek podszedł do Marka kładąc mu rękę na ramieniu.
— Spoko. Dzięki wielkie za pomoc. Koleś pewnie zlałby mnie na kwaśne jabłko.
— Nie wiem, o co wam poszło, ale kumpli mojej siostry bić nie wolno. — Puścił do niego oczko. Wyglądał ekstra, taki dumny z siebie. — A poza tym to twoja chata, nie pozwól sobie wejść na głowę na swoim terenie. — Uśmiechnął się i wrócił do kuchni.
Do Marka podszedł jeszcze Dawid, który przy całym zamieszaniu stał obok Piotrka i wyglądał jakby tylko czekał żeby dołożyć Kacprowi.
— Nie przejmuj się nimi. Baw się dalej, to twoja impreza — powiedział i dał Markowi butelkę piwa.
— Ta — odparł Marco.
Ja stałem przy pokoju i próbowałem przypomnieć sobie wszystko, co się wydarzyło i dlaczego właściwie ta prawie bójka w ogóle miała miejsce. Marco odwrócił się do mnie i spojrzał smutno. Zrobiło mi się głupio, że go popchnąłem, że miałem do niego pretensje. Był moim przyjacielem, powinienem był wziąć jego stronę, a tymczasem alkohol przejął mój umysł, tak samo jak i ten pocałunek. A ja okazałem się lipnym przyjacielem. Znowu. Nie miałem ochoty wysłuchiwać niczego od Marka, czy to przeprosin czy to wyrzutów. Odwróciłem się na pięcie i zamknąłem w łazience, chciałem pobyć sam, aby trochę ochłonąć.
* * *
Może głupio się zachowałem tak naskakując na blondasa. Przecież tak naprawdę nic nie zrobił, ale moja wyobraźnia podpowiadała coś innego. Nie wiem, co oni robili w moim pokoju, pewnie nic, tylko ten goguś zapalił fajka, a mi już odwaliło. Sam zaszyłem się u siebie i zapaliłem. Zimne powietrze wpadało do środka i marzłem stojąc przy oknie w samej koszuli. Miałem ochotę pogadać z PG, ale przecież nie mogłem. Wcześniej był jedyną osobą, której mogłem mówić prawdę, a teraz był jedną z osób, którym musiałem kłamać w żywe oczy. Zacząłem się zastanawiać czy to ma jeszcze sens, skoro to nie jest już prawdziwe. Czy internetowe znajomości zawsze się tak kończą? Kłamstwem.
Moje myśli przerwało pukanie do drzwi, które ledwo usłyszałem przez dudniącą muzykę z salonu. Drzwi się uchyliły i do pokoju weszła Zuzka.
— Cześć. Mogę? — zapytała niepewnie. Jej długie włosy rozjaśniały mrok.
— Pewnie. — Wypaliłem do końca fajka i usiadłem na łóżku a ona obok mnie, blisko. Pamiętałem słowa Luki, że ZZ podkochuje się we mnie. Trochę się zmartwiłem, czy przypadkiem ona czegoś nie będzie ode mnie oczekiwać, jakiegoś ruchu w jej stronę, ale tylko oparła głowę o moje ramię.
— Widziałam, że Łukasz zamknął się w łazience. O co w ogóle poszło?
— Koleś zwyczajnie mnie wkurzył. Wprosił się na moje urodziny i palił w moim pokoju.
— To rzeczywiście wielkie przestępstwo.
— Do tego od początku mi się nie podobał.
— Nie jest po prostu w twoim typie.
Zjeżyłem się lekko zastanawiając się przez sekundę czy ona może coś wiedzieć, ale zaraz rozluźniłem się, kiedy dotarło do mnie, że sobie tylko żartuje żeby rozluźnić atmosferę.
— Ale co z Łukaszem? O co poszło? — pytała dalej.
— Gadał z nim i pozwolił mu palić tutaj. — Wzruszyłem ramionami jakby to była oczywista oczywistość, że takie zachowanie to coś najgorszego.
— Czyżbyś był zazdrosny, że zabierał ci przyjaciela?
Byłem zazdrosny, że zabiera mi PG.
— Chyba tak.
Siedzieliśmy tak jeszcze trochę, milcząc, słuchając muzyki dochodzącej zza drzwi.
Około dwudziestej trzeciej część ludzi zaczęła się zbierać. Kilka osób śpiących na kanapie musiałem dobudzać i prosić o wyjście. O dziwo Piotrek z kumplem, mimo wypicia dużej ilości wódki trzymali się nieźle, więc poprosiłem ich o wyrzucenie butelek po alkoholu żeby moi rodzice ich nie zobaczyli.
— To my już będziemy spadać, mamy imprezę u Karola — rzucił Piotrek trochę do mnie, trochę do kolegi. — Gdzie Zuzka?
— Zasnęła w moim pokoju — odparłem.
— Może zostać?
— Pewnie, o nią rodzice nie będą się pieklić.
— Dzięki. Tylko nie róbcie nic nieprzyzwoitego. — Uśmiechnął się lubieżnie i puścił mi oczko. Aż się zaśmiałem na tą wzmiankę.
Kilka osób nawet zaczęło mi pomagać sprzątać. Łukasz kręcił się z Dawidem nie odezwawszy się do mnie słowem po wyjściu z łazienki. Unikał mnie jak ognia. Wyglądał nawet jakby trochę wytrzeźwiał.
Gdy około północy pożegnałem wszystkich gości i zostali tylko Luka z Kowalem, oraz śpiąca u mnie ZZ, zadzwonili rodzice spytać jak impreza. Powiedziałem zgodnie z prawdą, że została już tylko nasza czwórka, ale czeka nas jeszcze sprzątanie, na co mama zaświergotała wesoła, ewidentnie podchmielona, że w takim razie oni zostają jeszcze dłużej u znajomych, do których pojechali i się rozłączyła. Trochę się wkurzyłem, bo spokojnie goście mogli jeszcze zostać, ale w sumie, gdy się rozejrzałem po mieszkaniu to czekało nas dużo sprzątania. Resztki jedzenia, rozlane napoje, brudne naczynia, dużo balonów, serpentyn i konfetti, a śmieci w koszu już się nie mieściły.
Powiedziałem chłopakom jak wygląda sytuacja a oni z ulgą usiedli w kuchni zadowoleni, że nie muszą od razu brać się za sprzątanie. Było mi trochę wstyd, bo pomyślałem, że Łukasz po tamtej akcji ulotni się z resztą gości, nie żeby wymigać się od sprzątania, ale żeby wymigać się od jakiejkolwiek rozmowy ze mną, albo nawet przebywania ze mną w jednym pokoju. A on został. Nie odzywał się do mnie, ale został, jak obiecał. W lodówce znalazłem jeszcze jedną butelkę wódki, więc wystawiłem ją na stół.
— Może napijemy się jeszcze zanim zaczniemy harówę? — Pomyślałem, że to ja powinienem pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę, bo to ja zacząłem awanturę. — Luka. Na zgodę? — Nalałem nam po kieliszku a do szklanek wlałem colę. Luka patrzył na mnie i trawił słowa. Widziałem cienie pod jego oczami i pobladłą twarz, jakby był na kacu. Przez to jego ruda czupryna i piegi wydawały się mocniejsze, ciemniejsze. Czerń jego bluzy odcinała się mocno od jasnej cery. Chciałem go objąć, powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, ale nie było. Na szkle, którym była nasza przyjaźń, zrobiła się wielka rysa. Taka sama zrobiła się na moich relacjach z PG. W końcu powiedział „OK” i wypiliśmy po trzy kieliszki rozluźniając się nieco, chociaż to jego OK. brzmiało sucho i nieszczerze.
Dochodziła pierwsza a my skończyliśmy sprzątanie. Chłopakom również nie chciało się iść do domów, więc zalegli na kanapie w salonie, a ja położyłem się na swoim łóżku obok ZZ, również nie zdejmując ubrania i przykrywając się kocem. Ale długo nie mogłem zasnąć, za dużo myśli kłębiło mi się w głowie. W końcu przymknąłem oczy jeszcze zanim wrócili rodzice.