Artura nie widziałem od tamtego dnia w szpitalu. Były chwile, że żałowałem tego co mu powiedziałem. Przecież chciałem z nim być i tylko z nim. Rodzicom powiedziałem o rozstaniu, nie wyjawiłem tylko przyczyny tego. Po wyjściu ze szpitala po domu snułem się jak duch. Nie chciałem jeść, pić nawet spać. We śnie przychodziły sny, piękne sny, jakby nic się nie stało. Razem z brunetem ułożyliśmy sobie życie. Bardzo kochaliśmy się, byliśmy szczęśliwi. Kiedy się budziłem rzeczywistość wracała i tęsknota za nim była coraz większa.
Po tygodniu od wypadku wróciłem na uczelnię. Miałem wrażenie, ze wszyscy na mnie patrzą, kiedy szedłem przez dziedziniec, a potem korytarzami kierując się do biblioteki.
- Pedał.
Usłyszałem za plecami. Tchórze w oczy tego powiedzieć nie potrafią. Nazywajcie mnie jak chcecie, to nic w porównaniu do tego co czuję. Wasze słowa nie robią mi krzywdy.
- Hej fajnie, ze już jesteś – Monika znalazła się obok mnie – to dokąd idziemy?
- Ja idę do biblioteki. Muszę w końcu oddać te książki.
- Ja też tam idę.
- Monia posłuchaj, nie musisz mnie pilnować. Nic mi nie jest. Jestem już dużym chłopcem.
- Wiem jak ja się czułam po rozstaniu z Michałem.
- Przeżyłaś ja też dam radę – stanąłem jak wryty widząc Artura, który dość ostro dyskutował ze swoim trenerem przy drzwiach do biblioteki.
- On też cierpi.
- Wiem.
- Jesteś pewien, ze dobrze zrobiłeś?
- Co do tego nie mam wątpliwości. Może bywają momenty... - westchnąłem – Nie chciałem, aby to się skończyło.
Trener machnął ręką i odszedł wściekły. Artur odwrócił się w naszą stronę. Chwilę patrzyliśmy na siebie. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Rozczochrane włosy, kilkudniowy zarost, przygarbiona postawa. Ruszył w naszą stronę.
- Cześć – powiedział kiedy przechodził obok i oddalił się od nas.
Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech.
- Dobrze się czujesz?
- Chyba nie – oparłem się o ścianę – widziałem go pierwszy raz od kiedy...
- Przykro mi, że obaj tak się męczycie. Może by...
- To nie ma sensu.
- Kochacie się.
Nie chciałem jej dłużej słuchać. Ruszyłem do biblioteki. Wezmę jeszcze kilka książek i będę czytał i nie myślał.
Tak nie będę myślał, robię to cały czas. On ciągle siedzi mi w głowie. Kiedy mijamy się na korytarzu patrzy na mnie jak zbity pies. Nie odzywamy się do siebie. Niedługo wakacje i nie będę musiał go widywać. Oszukuję sam siebie. Chcę go widzieć, rozmawiać z nim.
Odłożyłem książkę. Ponownie siedziałem na trawie w parku. Po kilku dniach na uczelni z powodu mojej orientacji problemów nie miałem. No może -poza wyzwiskami od paru debili. Nie reagowałem na zaczepki i w końcu nawet oni dali sobie spokój. Nie rozumiałem czego bał się Artur.
Z oddali zobaczyłem Kamila, który kierował się w moją stronę. On wtedy widział ten pocałunek.
- Mogę się dosiąść?
- Proszę.
Usiadł obok mnie.
- Ostatnio ciągle widzę cię z książką w ręku.
- Muszę zająć czymś głowę.
Nastała chwila niezręcznej ciszy podczas której Kamil chyba się denerwował.
- Jesteś gejem? – zapytał.
- A co zrobisz jeżeli powiem, że tak.
- Nic nie zrobię, spoko. Ja tylko... Wtedy na korytarzu... Bartek i Mateusz byli ślepi, ale... ty i Artur... wy się naprawdę całowaliście.
- I co?
- No – podrapał się po karku – bo jeżeli on nie miał nic przeciw temu, a wiem, że tak było to potem bardzo źle cię potraktował – popatrzył na mnie. Odwróciłem głowę i posmutniałem.
- O co ci chodzi?
- Od tamtej pory on bardzo się zmienił. Jest agresywny, zawala treningi, wczoraj mieliśmy mecz i przegraliśmy, bo Artur nic z siebie nie dał, a nas obwiniał za wszystko i kłócił się ze wszystkimi. Nie można grać jak zgrana drużyna przez niego rozlatuje się.
- Nadal nie wiem po co mi to mówisz.
- Cholera czy on jest gejem i jesteście razem?
Popatrzyłem na niego zdziwiony. Detektyw się znalazł.
- Sam go oto zapytaj.
- Nie zbliżam się do niego, bo to chodząca bomba. Ty mi to powiedz.
- Dlaczego miałbym ci cokolwiek o nim mówić?
- Bo sądzę, że nim jest. Właściwie od dawna to czułem, ale nie jestem pewny. Poza tym byliście ze sobą bardzo blisko w ostatnim czasie.
- Nie wolno ci o tym nikomu powiedzieć – wycedziłem przez zęby.
- Ja tylko chcę wiedzieć dlaczego wygląda jakby cały świat mu się zawalił na głowę i niszczy naszą wielomiesięczną pracę.
- Tak byliśmy razem, ale zostawiłem go – opowiedziałem mu skrótowo dlaczego. Czułem, że Kamilowi mogę zaufać.
- Więc jednak się nie myliłem.
- Po co ja ci to wszystko mówię.
- Bo wyglądam sympatycznie i wzbudzam zaufanie?
Nagle coś do mnie dotarło.
- Jak to od dawna czułeś?
- To się nazywa gej radar. Po prostu czułem.
- Radar?
- Nie wiesz? Geje tak mają wyczuwają się.
- Chyba nie u wszystkich to działa. Ja nie czułem nic takiego... - nagle coś do mnie dotarło - zaraz, zaraz, to znaczy, że ty? - spojrzałem mu w oczy.
- Tak jestem gejem i jesteś pierwszą osobą z uczelni której to mówię.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Kompletnie mnie zamurowało. Gapiłem się na niego.
- Ale...
Wtedy on zaczął mówić. Opowiedział mi, że od zawsze wiedział kim jest. Nigdy nie był z dziewczyną. Nigdy nie udawał jak Artur. Nic nie mówił, bo nikt oto nie pytał. Nie interesowało to nikogo czy z kimś się spotyka. Nie wyznał ludziom z uczelni kim jest, bo nie wiedział takiej potrzeby. Może też trochę obawiał się wyrzucenia z drużyny, ale nic poza tym. Kumplował się z tymi facetami, ale ich zdanie się dla niego nie liczyło. Miał przyjaciół spoza uczelni. Nie był sam. Od pięciu lat był też szczęśliwie zakochany. A mówią, że geje skaczą z kwiatka na kwiatek. Może niektórzy, ale ci co znajdą swoją połowę chcą tylko z nią być. Mieszkał z nim od czasu jak rodzice wyrzucili go z domu. Odciął się od nich całkowicie. Wiedział, że go nie przyjmą z powrotem. W tym momencie cieszyłem się, że mam takich rodziców jakich mam.
Podczas całego monologu Kamila ja byłem w szoku. Dopiero pod koniec zacząłem z nim rozmawiać. Fajny był z niego chłopak i tym bardziej dziwiłem się temu, że zadaje się z takimi bałwanami. W sumie Artur też to robił więc nie mnie to oceniać.
- Wiesz Kamil, dzięki za szczerość. Od dawna z nikim mi się tak swobodnie nie rozmawiało – to prawda często gadałem z Moniką, ale chyba potrzebowałem męskiej rozmowy. Z kimś nie związanym w żaden sposób ze mną.
- Mnie też było miło. Nadal jednak mnie dręczy Artur. Co powiesz na to, abym mu wyznał kim jestem? Może by mu było łatwiej gdyby wiedział, że w drużynie nie jest sam.
- Odważysz się do niego podejść?
- On chyba również musi z kimś pogadać. Dobra spadam. Trzymaj się. Będzie dobrze.
Nie, nie będzie dobrze.
Zachód słońca z mojego pokoju wyglądał bajecznie. Po powrocie do domu wziąłem długa kąpiel i usiadłem w szlafroku na parapecie. Po kilku minutach usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę.
Do pokoju weszła mama.
- Kochanie zaraz będzie kolacja. Proszę cię zejdź na dół i zjedz coś.
- Nie jestem głodny.
- Ostatnio ciągle tak mówisz. Zejdziesz?
Nie doczekała się odpowiedzi. Westchnęła i wyszła z pokoju.
Ty draniu co teraz robisz? Cierpisz? Dobrze ci beze mnie? Nie sądzę, nie wyglądasz na szczęśliwego, kiedy widuję cię przelotnie, przez krótką chwilę na korytarzu. Ukryłem twarz w dłoniach. Mam mętlik w głowie. Za dużo myślę. Cholera by to wzięła.
Głośny huk pochodzący z dołu prawie zerwał mnie na równe nogi z łóżka. Spojrzałem na zegarek była godzina trzynasta. Tak długo spałem? Możliwe zasnąłem dopiero nad ranem. Wstałem, założyłem szlafrok i zbiegłem na parter. W kuchni zastałem ojca i siostrę ścierających z płytek coś co chyba miało być dzisiejszym obiadem. Oparłem się o framugę w drzwiach, ręce zakładając na piersi. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, ale powstrzymałem się.
- Co tu się stało?
- Mama jest w pracy do osiemnastej i postanowiliśmy z tatą ugotować obiad. Tylko, że chyba nic z tego nie wyjdzie – powiedziała Ewa zbierając resztki marchewki i wyrzucając je do odpowiedniego pojemnika – Chciałam postawić garnek z zupą na kuchence na dużym palniku. Niestety tata postawił tam już ziemniaki czego nie zauważyłam i tak jakoś wyszło, że nagle oba garnki poleciały na podłogę zostawiając to pobojowisko – zrobiła minę cierpiętnika.
- Gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. Może nie powinniście się razem zabierać za gotowanie? Zamówię pizzę.
- Dobry pomysł - przyznał tata.
Wyszedłem z kuchni do przedpokoju i wykręciłem numer pobliskiej pizzerii. Mama była by zła z takiej wersji obiadu, ale to była wyjątkowa sytuacja. Rodzinka była głodna. Zamówiłem dwie pizze i poszedłem do pokoju wziąć prysznic i ubrać się. Dziś czułem się o wiele lepiej. Wyspałem się, snów nie miałem. Humor nieświadomie poprawiła mi rodzinka. Na dworze słonce przygrzewało.
Założyłem wiec krótkie szare szorty, które odsłaniały moje długie nogi, do tego wybrałem siatkowy podkoszulek na ramiączkach tego samego koloru. Uczesałem moje nieposkromione włosy, i zszedłem na dół. Zajrzałem do kuchni.
- Idę na spacer – oznajmiłem.
- Przywieźli pizze, nie zjesz chociażby kawałka? - zapytał tata.
- Zostawcie mi coś. Zjem jak wrócę.
- Ej braciszku, świetnie wyglądasz.
Uśmiechnąłem się tylko do niej, nic nie mówiąc.
W przedpokoju założyłem buty i ledwie przekroczyłem próg domu zadzwoniła moja komórka. Wyjąłem ją z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Serce mi prawie stanęło. Zawahałem się chwilę, ale w końcu nacisnąłem zielony przycisk. Przecież tak bardzo chciałem znów usłyszeć ten głos.
- Halo – mój głos był cichy i lekko zadrżał.
- To ja – głos Artura był neutralny.
- Wiem.
- Chcę się z tobą spotkać.
- Jestem zajęty.
- To ważne. Jestem u rodziców, mogę przyjść do ciebie? Musimy pogadać i to zaraz – teraz ton jego głosu się zmienił, taki jakby mówił, że nie wolno mu się sprzeciwić. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
- To może ja przyjdę do ciebie – odezwałem się po chwili namysłu.
- Czekam – powiedział i się rozłączył.
Z mocno bijącym sercem skierowałem się w stronę domu bruneta. Żałowałem, że droga mija tak szybko. Ledwie otworzyłem furtkę w drzwiach frontowych pojawił się Artur.
- Chodź do środka – powiedział i skierował się do wnętrza domu. Wziąłem głębszy oddech i wszedłem do środka. Znalazłem go w dziennym pokoju. Miał na sobie czarne jeansy i kremową koszulę zapiętą tylko na jeden guzik u samego dołu. Wyglądał tak seksownie, że miałem ochotę się na niego rzucić. Chciałem go całować, dotykać, pieścić jego ciało. Potrząsnąłem głową, aby rozwiać te niegrzeczne myśli, bo zacząłem się rozpalać, a tego nie chciałem.
- Ch...chciałeś o czymś porozmawiać.
- Dlaczego mu powiedziałeś?
- Komu o czym?
- Rozmawiałem dziś z Kamilem.
Teraz już wiedziałem o co chodzi.
- Sam się domyślił.
- A ty musiałeś to potwierdzić? - popatrzył na mnie z bólem w oczach – a jak on komuś powie?
- A powie?
- Mówił, że nie w końcu sam jest homo.
- Kamil jest spoko facetem.
- Czemu nie zaprzeczyłeś?
- Ślepy nie był, doskonale widział co się stało na tym pieprzonym korytarzu. I może w końcu chciałem komuś o tym powiedzieć.
-Mów o sobie nie o mnie!
- Mówiłem o sobie. O tym co czuję i dlaczego. Chciałem z kimś pogadać, zwierzyć się komuś. Może właśnie z facetem, z gejem, z kimś kto rozumie. Monika się do tego nie nadawała. Jest dziewczyną. Trafiło na Kamila. Jest mądry i dużo wcześniej wiedział, że jesteś gejem i nie krzycz na mnie.
- To mi też powiedział. Nie wiem czy to dobrze czy źle, że on wie. Jak się przypadkiem wygada? Sam mi wyznał, że jemu nie zależy na ukrywaniu się, samo tak wychodzi. Jak by ktoś zapytał zwyczajnie by się przyznał. Czym więcej ludzi wie... - ukrył twarz w dłoniach.
- O mnie wiedzą i jest ok. Nikt mnie nie dręczy, nie wyzywa, są obojętni. I nie mów, że to oni są problemem ty sam je sobie robisz. Wstydzisz się tego, że chcesz być z facetem w łóżku i w życiu. Wstydzisz się siebie!
- Teraz ty na mnie krzyczysz.
- Twoje ukrywanie się rozbiło nasz związek i naszą przyjaźń.
- Ty to zrobiłeś.
- Uderzyłeś mnie. W tamtej chwili byłem dla ciebie nikim.
- Coś mnie opętało. Przepraszam nie chciałem. I nigdy nie byłeś dla mnie nikim. Zawsze byłeś bardzo ważny. Źle zrobiłem. Miałeś prawo mnie zostawić – jego oczy były takie smutne.
- Wiesz dlaczego naprawdę to zrobiłem? Miałem w tamtej chwili nadzieję, że jak tak bardzo mnie kochasz to... to strach przed utratą mnie będzie silniejszy i... w końcu się ujawnisz. Zadałem ci tyle bólu, aby coś w tobie obudzić. Jednak teraz z każdym dniem zastanawiam się czy twoja miłość do mnie była na tyle silna, bo nadal tkwisz w tym samym miejscu. Zaryzykowałem z tym planem i przegrałem. Wierzyłem, że mnie kochasz tak silnie jak ja ciebie i będziesz w stanie coś z tym zrobić, aby mnie nie stracić. I wiesz jak się czuję z tą wiedzą? Podle, naprawdę podle! Czemu przegrałem, bo z własnej woli sam ciebie od siebie odsunąłem. Każdy dzień i noc to dla mnie istna tortura. Bardzo mi ciebie brakuje – podszedłem do niego, ująłem jego twarz w swoje dłonie i popatrzyłem mu głęboko w oczy – Nawet nie wiesz ile bym dał, aby znów być z tobą. Zrobił bym dla ciebie wszystko. Tylko ja nie chcę się chować, nic złego nie zrobiłem. Jestem pewien tego czego chcę. Chciałem ciebie zmusić do pewnych rzeczy, ale mi się nie udało. Więc nie będę cię zmuszał. Zwłaszcza, że nie jestem pewien twojej miłości – widziałem jak z jego oczu popłynęły łzy. Upadł na kolana i objął mnie mocno kładąc głowę na moim brzuchu.
- Kocham cię, kocham, kocham, kocham – powtarzał te słowa w kółko jak mantrę. Złapałem go za ramiona i podniosłem w górę.
- Nie wystarczająco, bo każesz mnie na wieczne uciekanie przed światem z ukazaniem moich uczuć, choćby przyjaźni.
- Ty też mnie każesz nie pozwalając być z tobą.
- Bo nie chcę, abyś do końca życia udawał kogoś kim nie jesteś. Nie chcę abyś oszukiwał ludzi i nie zmuszaj mnie do tego – bardzo chciałem go przytulić, ale powstrzymałem się ostatnią siłą woli. Odwróciłem się i wyszedłem. Modląc się w duchu by mnie zatrzymał. Wtedy będę twój jakkolwiek zechcesz. Nie pozwól mi odejść. Jednak to nie nastąpiło, ale sam byłem sobie winien. Też bym nie chciał być z sobą, byłem draniem nie gorszym od niego. Otarłem zabłąkaną łzę i pobiegłem do domu.
- Ej młody pizza czeka na ciebie w lodówce. Odgrzej sobie ja muszę sprzątać – rzekła siostra jak tylko wszedłem do przedpokoju.
- Już nie mam na nią ochoty.
- Przecież dzisiaj nic jeszcze nie jadłeś.
Popatrzyłem na nią smutno.
- Widziałeś się z nim? - odłożyła ścierkę, którą myła lustro.
- Tak.
- Wiesz zawsze mogę cię wysłuchać.
- Nie chcę o tym mówić.
- W porządku, ale jakbyś zmienił zdanie wiesz gdzie mnie szukać.
- Dzięki. Poradzę sobie.
Z kuchni wyszedł tata.
- O Piotr dobrze, że już jesteś. Pasowało by skosić na podwórku trawę, ale ja muszę jechać do babci pomóc przy przenoszeniu mebli, zrobił byś to za mnie. Kosiarka jest w garażu.
- Tato ja zajmę się trawą – zdziwiłem się, bo Ewa nienawidziła kosić.
- Spokojnie ja to zrobię. Wole to niż ścierać kurze. - powiedziałem szybko. Chciałem mieć jakieś zajęcie fizyczne, a wyładowanie się na kosiarce i trawie podobało mi się.
- Czy on całkiem oszalał – Monika podeszła do mnie na korytarzu wściekła.
- No mów o co chodzi – poklepałem miejsce obok siebie na parapecie.
- Broniewski chce, abyśmy napisali kilka stron eseju z historii polski z lat 1890-1917. Teraz, kiedy wakacje tuż tuż i książki odkładałam na półkę i przygotowuję się do wyjazdu do tej pracy w Irlandii, to on wymyśla takie rzeczy. Czy on wie ile to zajmie? Będę musiała siedzieć 24 godziny na dobę, aby to napisać. Wyjazd mam za tydzień. Głowa mnie już od tego boli.
- Powinnaś wiedzieć, że Broniewski w ostatniej chili coś może wymyślić.
- Stary dziadyga już dawno powinien iść na emeryturę – nie wierzyłem swoim uszom. Monia się tak nigdy o nikim nie wyrażała. To oznaczało jest jest naprawdę wściekła i zmęczona studiami.
- Tak, a na jego miejsce mógłby przyjść młody, przystojny profesorek.
- No mógłby. Wiedziałabym po co chodzę na historię. Powiedz mi czemu ją wybrałam.
-Bo ją kochasz, masz kręćka na jej punkcie od dziecka – było to dla mnie dziwne, ja historii nienawidziłem.
- Ha to prawda – zeskoczyła z parapetu – dobra spadam. Każda minuta teraz jest zbyt cenna.
Pocałowała mnie w policzek i z nową energią pobiegła do biblioteki. Spojrzałem na zegarek. Dopiero była jedenasta, a ja miałem siedzieć na uczelni do 17 godziny. Kurcze, dali by ludziom żyć.