Dwana艣cie godzin p贸藕niej wszyscy nagle us艂yszeli g艂os komputera pok艂adowego:
- Ksi臋偶yc CX26. Czas przybycia: dwadzie艣cia minut.
Kapitan, kt贸ry relaksowa艂 si臋 w swojej kabinie, szybko uda艂o si臋 na mostek.
- A ty tu? – zdziwi艂 si臋 widz膮c Ma艂ego siedz膮cego w fotelu.
- Aha – mrukn膮艂 ch艂opak wpatruj膮c si臋 wci膮偶 w ekran, na kt贸rym tym razem opr贸cz kosmicznej czerni by艂o wida膰 wci膮偶 powi臋kszaj膮c膮 si臋 niewielk膮 plamk臋.
- CX26, tu Gemini – kapitan zacz膮艂 wywo艂ywa膰 ksi臋偶yc.
- Tu CX26, witaj Gemini – odpowiedzia艂 chropowaty m臋ski g艂os. – Co ci臋 do nas sprowadza?
- Mamy dla was towar od Gildii Kupieckiej z Senerve. Mo偶emy l膮dowa膰?
- No pewnie! – w g艂osie rozm贸wcy pobrzmiewa艂a rado艣膰. – Nawet nie wiecie jak niecierpliwie was wyczekiwali艣my.
- W takim razie b臋dziemy za oko艂o dwadzie艣cia minut. Bez odbioru. – Kapitan wy艂膮czy艂. – Dasz rad臋, Ma艂y? – Ch艂opak skin膮艂 g艂ow膮. – 艢wietnie. To ja p贸jd臋 sprawdzi膰 czy z towarem wszystko w porz膮dku.
Kiedy byli ju偶 blisko powierzchni, ich oczom ukaza艂a si臋 czerwona gleba i stoj膮ce na niej, do艣膰 blisko siebie, budynki. Cz臋艣膰 z nich mia艂a sporo szklanych cz臋艣ci, inne z kolei by艂y ca艂e metalowe. Podlecieli do najwi臋kszego z nich, na dachu kt贸rego by艂 wymalowany wielkimi 偶贸艂tymi literami symbol l膮dowiska. Wlecieli do 艣rodka i Ma艂y delikatnie posadzi艂 maszyn臋 na pod艂o偶u.
- No dobra, to powitajmy gospodarzy – rzuci艂 kapitan i wsta艂 z fotela.
Wyszed艂 ze statku. Jeszcze nawet nie zd膮偶y艂 zej艣膰 z trapu, gdy podbieg艂 do niego brodaty m臋偶czyzna i bez s艂owa wy艣ciska艂 jak dawno nie widzianego brata.
- Witajcie! Jestem. Garlan, szef tego ca艂ego burdelu. Gildia poinformowa艂a nas, 偶e wys艂a艂a nam zaopatrzenie. Bali艣my si臋, 偶e mo偶ecie nie dolecie膰. Ostatnio w tej okolicy dochodzi艂o do akt贸w piractwa.
- Na szcz臋艣cie nie mieli艣my po drodze 偶adnych problem贸w.
- To 艣wietnie! Nawet nie wiesz jak nam ul偶y艂o, gdy nasz 艂膮czno艣ciowiec powiedzia艂, 偶e si臋 odezwali艣cie. Jedziemy ju偶 na oparach jedzenia. Musieli艣my si臋gn膮膰 po 偶elazne racje, a one niestety nie s膮 zbyt apetyczne – roze艣mia艂 si臋 jakby w艂a艣nie powiedzia艂 dowcip. W tym momencie w hangarze pojawili si臋 inni g贸rnicy. – Wszyscy tak s膮 spragnieni normalnego jedzenia, 偶e a偶 postanowili pom贸c wam roz艂adowa膰 statek.
- Ale偶 nie trzeba – wyb膮ka艂 Vartan, jednak zrobi艂 to tylko pro forma i tak cicho, 偶e zosta艂 zag艂uszony przez g艂osy pozosta艂ych g贸rnik贸w, kt贸rzy komentowali przywiezienie zapas贸w.
- Bardzo napi臋ty grafik macie? – zainteresowa艂 si臋 Garlan. – Mo偶e zostaniecie przez kilka dni? Urz膮dzimy ma艂e przyj臋cie, dawno nie mieli艣my 偶adnej imprezy, przyda si臋 chwila oddechu.
- A偶 tyle czasu nie mamy, ale je艣li by艣my mogli zosta膰 tyle 偶eby dokona膰 napraw statku, to by艣my byli niezmiernie wdzi臋czni.
- Ale偶 偶aden problem! – Garlan poklepa艂 Vartana po plecach. – Mo偶ecie zosta膰 ile chcecie, po偶yczymy wam nawet narz臋dzia, je艣li jakie艣 z naszych si臋 nadadz膮.
- W takim razie powiem tylko za艂odze jak wygl膮da sytuacja i mo偶emy wy艂adowywa膰 wszystko.
- My ju偶 wy艂adowujemy! – roze艣mia艂 si臋 rozbawiony Garlan.
Dopiero teraz Vartan zauwa偶y艂 wychodz膮cy z jego statku 艂a艅cuszek ludzi, z kt贸rych ka偶dy ni贸s艂 jedn膮 skrzynk臋. Westchn膮艂 z min膮 cierpi臋tnika i wszed艂 do 艣rodka. Przeszed艂 do 艂adowni, gdzie Laila nadzorowa艂a zabieranie towaru.
- Zakryj cycki – mrukn膮艂 kapitan. – Zostaniemy tu jaki艣 czas, a nie chc臋 偶eby by艂y jakie艣 problemy, bo kt贸remu艣 z g贸rnik贸w zachcia艂o si臋 ciebie obmacywa膰.
Kobieta bez s艂owa odda艂a Vartanowi trzymany tablet i ruszy艂a w stron臋 swojej kabiny. Wr贸ci艂a chwil臋 potem w obszernej koszuli i d艂ugich spodniach.
- Bejbi, zbierz wszystkich w jadalni – rzuci艂 kapitan w powietrze po tym jak odda艂 Laili tablet.
Szybko ruszy艂 do wspomnianego pomieszczenia, cz艂onkowie za艂ogi ju偶 czekali na niego.
- Plan jest taki – zacz膮艂 bez zb臋dnych szczeg贸艂贸w – okaza艂o si臋, 偶e mo偶emy tu zosta膰 przez kilka dni. Wykorzystamy to na wszelkiego rodzaju naprawy i usprawnienia. Tubylcy byli tak szcz臋艣liwi, 偶e oferowali nam nawet wszelki sprz臋t jaki tylko maj膮. Mimi, ilu ludzi b臋dziesz potrzebowa艂a?
- Nie wiem co Kasjan za艂atwi艂 – dziewczyna wzruszy艂a ramionami. – Poza tym musz臋 si臋 rozejrze膰 co oni tu maj膮 za sprz臋t. Ale na pewno zabior臋 ci Ma艂ego.
- Wi臋c rozejrzyj si臋 i daj zna膰. P贸ki Mimi nie zdecyduje, reszta nosi skrzynki z towarem. A jak sko艅czymy, g贸rnicy organizuj膮 ma艂膮 imprez臋 na nasz膮 cze艣膰.
- 艢wietnie! – U艣miechn膮艂 si臋 wyra藕nie zadowolony Kasjan. – B臋dzie si臋 mo偶na troch臋 zabawi膰!
- Ale najpierw robota. Jazda!
Wszyscy bez s艂owa wyszli z jadalni i chwil臋 potem razem z g贸rnikami nosili skrzynki na transportery.
- Laila, jak sko艅czysz, id藕 do naszych go艣ci, powiedz jak wygl膮da sytuacja i zosta艅 z nimi przez ca艂y ten czas – powiedzia艂 Vartan do kobiety gdy tylko znalaz艂 si臋 obok niej. – Wol臋 偶eby g贸rnicy nie wiedzieli 偶e mamy ich na pok艂adzie, a nie mog臋 ich zostawi膰 samych. Wybacz, 偶e ci臋 ominie impreza, ale nie mam wyj艣cia. Najwy偶ej po jakim艣 czasie mog臋 ci臋 zmieni膰.
- Nie ma takiej potrzeby – odpar艂a Laila wci膮偶 wpatruj膮c si臋 w tablet i pilnuj膮c ludzi zabieraj膮cych skrzynki. – Nawet jak by艣 nie poprosi艂 i tak bym zosta艂a. Zobacz jak te ich kobiety wygl膮daj膮. Od facet贸w odr贸偶niaj膮 je tylko brody. Nic dziwnego 偶e wszyscy bez wyj膮tku gapi膮 si臋 na mnie oble艣nie. Rzyga膰 mi si臋 chce – mrukn臋艂a. – Je艣li tak ma by膰 przez ca艂y czas, to ju偶 wol臋 si臋 zamkn膮膰 z naszym balastem.
- Dzi臋ki Laila. Jakby co, to pomo偶esz Mimi w naprawie?
- Nie ma sprawy.
Przez chwil臋 stali w milczeniu obserwuj膮c jak skrzynki powoli znikaj膮 z 艂adowni, a偶 w ko艅cu Vartan poklepa艂 kobiet臋 po plecach i wyszed艂. Ludzie w艂a艣nie ko艅czyli pakowanie skrzynek na transporter.
- Gdzie Mimi? – z艂apa艂 przechodz膮cego akurat obok Marco.
- A polaz艂a gdzie艣 tam – machn膮艂 r臋k膮 w bli偶ej nieokre艣lonym kierunku – z jakim艣 strasznie wysuszonym go艣ciem.
Vartan wyra藕nie si臋 zaniepokoi艂.
- I pu艣ci艂e艣 j膮 tak sam膮?
- Sama si臋 pu艣ci艂a – warkn膮艂 m臋偶czyzna. – Jak pr贸bowa艂em j膮 zatrzyma膰 to tylko machn臋艂a r臋k膮 jakbym by艂 tylko irytuj膮c膮 much膮 i posz艂a. Przecie偶 nie b臋d臋 jej si艂膮 zatrzymywa艂, jeszcze kto艣 mnie oskar偶y o molestowanie dziecka.
Kapitan zgrzytn膮艂 z臋bami pu艣ciwszy ostatni膮 uwag臋 mimo uszu i poszed艂 szuka膰 dziewczyny. Uszed艂 zaledwie par臋 metr贸w gdy zobaczy艂 tocz膮c膮 si臋 w jego kierunku ogromna maszyn臋 wielko艣ci ich statku. Maszyna zatrzyma艂a si臋 tak blisko Vartana, 偶e dyndaj膮cy z przodu wysi臋gnik omin膮艂 jego g艂ow臋 zaledwie o kilka centymetr贸w. Zanim zd膮偶y艂 si臋 ockn膮膰, z kabiny znajduj膮cej si臋 na samej g贸rze, wychyn臋艂a jeszcze bardziej ni偶 normalnie umorusana Mimi i wyra藕nie podniecona zakrzykn臋艂a:
- Ale bajer, zobacz! Uda艂o mi si臋 uruchomi膰 to cholerstwo! B臋d臋 teraz mog艂a u偶y膰 przy montowaniu uzbrojenia! Jejciu, w 偶yciu nie prowadzi艂am czego艣 takiego!
- To 艣wietnie, ale nast臋pnym razem uwa偶aj na siebie! – odkrzykn膮艂 Vartan.
Mimi zjecha艂a na ziemi臋 po rurze, zupe艂nie ignoruj膮c mikroskopijn膮 wind臋.
- Oj, marudzisz – machn臋艂a lekcewa偶膮co r臋k膮. – Wiesz przecie偶, 偶e nie mog膮 mi nic zrobi膰. A jakby co, to Ma艂y mi pomo偶e.
- Nie o ciebie si臋 boj臋 – mrukn膮艂 Vartan, na co Mimi tylko roze艣mia艂a si臋 rozbawiona.
- Wiesz ju偶 kogo b臋dziesz potrzebowa膰 i ile ci to zajmie?
- Szybko przejrza艂am to, co za艂atwi艂 Kasjan. Ja i Ma艂y powinni艣my da膰 sobie rad臋 w ci膮gu jednej nocy.
- Jeste艣 pewna?
Mimi skin臋艂a g艂ow膮.
- Ma艂y ma do艣膰 pary, a ta maszynka – poklepa艂a maszyn臋 po kole – sporo u艂atwi nam prac臋, dzi臋ki czemu Ma艂y b臋dzie m贸g艂 si臋 skupi膰 na spawaniu.
- Mo偶e jednak we藕 ch艂opak贸w? Szybciej sko艅czysz i b臋dziesz mog艂a i艣膰 na imprez臋.
- A we藕, na choler臋 mam tam le藕膰? 呕eby si臋 nudzi膰 jak zdech艂a mucha? To cacko sta艂o im przez p贸艂 roku bezu偶ytecznie, bo ich mechanik jest tak t臋py, 偶e nie przysz艂o mu do g艂owy 偶eby sprawdzi膰…
- Dobra, dobra, bez wyk艂ad贸w prosz臋 – Vartan wszed艂 jej w s艂owo, czuj膮c, 偶e jak dziewczyna zacznie, to szybko nie sko艅czy.
- Ja bym tam nie mia艂a z kim gada膰, a na samym 偶arciu to wiesz, 偶e bym ca艂ej nocy nie wysiedzia艂a. Najwy偶ej we藕 mi troch臋 na p贸藕niej.
- To wracaj do pracy – powiedzia艂 kapitan i ruszy艂 w stron臋 budynk贸w gospodarczych.
Dwie godziny p贸藕niej ca艂y prowiant by艂 ju偶 pochowany, a st贸艂 w jadalni ugina艂 si臋 od r贸偶nego rodzaju potraw.
- Widz臋, 偶e wszyscy ju偶 nie mog膮 si臋 doczeka膰 – zacz膮艂 Garlan, kiedy ju偶 g贸rnicy, o dziwo czy艣ci i ogoleni, oraz go艣cie siedzieli przy stole. – Nie b臋d臋 wi臋c tej chwili przed艂u偶a艂. Zdrowie naszych wybawicieli! – wzni贸s艂 toast trzyman膮 w r臋ku szklank膮, a kiedy ju偶 odzyska艂 oddech, doda艂: - Smacznego i bawcie si臋 dobrze!
G贸rnikom nie trzeba by艂 dwa razy powtarza膰, rzucili si臋 zar贸wno na jedzenie, jak i na alkohol.
Kilka godzin p贸藕niej nieco ju偶 wstawiony Marco z trudem uwolni艂 si臋 od wisz膮cej na nim kobiety i wyszed艂 z jadalni za potrzeb膮. Bior膮c pod uwag臋 stan upojenia wszystkich oraz fakt, 偶e nie by艂 pierwszym, kt贸ry musia艂 opr贸偶nia膰 p臋cherz, doszed艂 do wniosku, 偶e tutejsze toalety nie b臋d膮 wygl膮da艂y zbyt zach臋caj膮co. A poniewa偶 do statku nie chcia艂o mu si臋 i艣膰, stwierdzi艂, 偶e po prostu za艂atwi co ma za艂atwi膰 na zewn膮trz. Przy okazji przewietrzy si臋 troch臋. Wyszed艂 z budynku i przeszed艂 kawa艂ek w stron臋 ich statku, by nie natkn膮膰 si臋 na nikogo, kto by przez przypadek wpad艂 na podobny do niego pomys艂. I przystan膮艂 zdumiony. Nie mog膮c uwierzy膰 w to, co widzi, przetar艂 oczy, jednak widok nie zmienia艂 si臋. Nad ich statkiem unosi艂a si臋 ogromna kula energii 艣wiec膮ca si臋 kolorami od bia艂ego poprzez fioletowy a偶 do niebieskiego. Z jej wn臋trza wystrzeliwa艂y mniejsze lub wi臋ksze wi膮zki. Dwie z nich by艂y wci膮偶 takie same i dotyka艂y statku w jednym miejscu, pozosta艂e znika艂y i pojawia艂y si臋 uderzaj膮c w statek. Tam, gdzie zetkn臋艂y si臋 z metalem pojawia艂o si臋 o艣lepiaj膮ce 艣wiat艂o, kt贸re szybko znika艂o. W samym 艣rodku tej kuli wisia艂 w powietrzu, z roz艂o偶onymi na boki r臋kami, Ma艂y. Marco jeszcze raz przetar艂 oczy i wyt臋偶y艂 wzrok, zupe艂nie zapominaj膮c z jakiego powodu si臋 tu znalaz艂. Wpatrywa艂 si臋 w Ma艂ego. Ch艂opak mia艂 zamkni臋te oczy i by艂 kompletnie nagi, a energia jakby wychodzi艂a z jego cia艂a. Patrzy艂 na niego zafascynowany. Wiedzia艂, 偶e to jak nic jego alkoholowa halucynacja pomieszana najprawdopodobniej z pod艣wiadomo艣ci膮, jednak mimo to i tak nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku. Gdzie艣 na granicy zdrowego rozs膮dku ko艂ata艂a mu si臋 my艣l, 偶e alkohol, kt贸ry przywie藕li g贸rnikom musia艂 by膰 zrobiony z niez艂ego g贸wna, skoro ma takie halucynacje.
Nagle wi膮zki energii przesta艂y si臋 pojawia膰, zosta艂y tylko dwie, jakby utrzymywa艂y kul臋 z cz艂owiekiem w 艣rodku na jednej wysoko艣ci. Stoj膮ca obok ogromna g贸rnicza maszyna nagle drgn臋艂a, gigantyczne rami臋 przesun臋艂o si臋 nad statek, k艂ad膮c na nim jakie艣 urz膮dzenie i zastyg艂o. Po chwili po tym ogromnym ramieniu przebieg艂a drobna posta膰 i zacz臋艂a majstrowa膰 przy urz膮dzeniu. 艢wiat艂o bij膮ce z kuli energii o艣wietli艂o t臋 posta膰 i Marco ze zdumieniem stwierdzi艂, 偶e jest to Mimi w goglach na twarzy i gigantycznym m艂otkiem w r臋ce. Jego obuch by艂 wi臋kszy od g艂owy dziewczyny. Przez chwil臋 przemkn臋艂a mu przez g艂ow臋 my艣l, 偶e to tylko taka zabawka, ale szybko umar艂a, gdy po kolejnym uderzeniu mo偶na by艂o us艂ysze膰 typowy dla zetkni臋cia dw贸ch metali d藕wi臋k. Dziwi艂 si臋, jak tak drobna dziewczyna jest w stanie w og贸le unie艣膰 taki wielki m艂ot, kt贸ry z pewno艣ci膮 swoje wa偶y, nie m贸wi膮c ju偶 o operowaniu nim w taki spos贸b jak ona to robi艂a.
Jednak tym co go bardziej dziwi艂o by艂o jej zachowanie. Jakby w og贸le nie widzia艂a tej dziwnej kuli, albo jakby by艂a ona dla niej czym艣 normalnym. Zupe艂nie nie zwraca艂a na brata uwagi, bardziej zaj臋ta urz膮dzeniem w kt贸re albo wali艂a m艂otkiem z ca艂ej si艂y albo przykr臋ca艂a jakie艣 艣rubki. W pewnym momencie Marco wyra藕nie us艂ysza艂 jak dziewczyna krzykn臋艂a:
- Dawaj!
W tym momencie z kuli znowu wystrzeli艂y wi膮zki energii, uderzaj膮c w statek wok贸艂 urz膮dzenia przy kt贸rym jeszcze chwil臋 temu majstrowa艂a Mimi. I znowu wsz臋dzie tam, gdzie energia zetkn臋艂a si臋 z metalem pojawia艂o si臋 o艣lepiaj膮ce 艣wiat艂o, kt贸re a偶 zmusza艂o Marco do zamykania oczu. Jednak otwiera艂 je uporczywie, za ka偶dym razem wpatruj膮c si臋 w Ma艂ego. Z miejsca, w kt贸rym sta艂 Marco, ch艂opak nie wydawa艂 si臋 ju偶 taki ma艂y i chocia偶 strategiczne miejsce zakrywa艂a skondensowana energia, to jednak to cia艂o magnetycznie przyci膮ga艂o wzrok. Proporcjonalne, z idealnie wyrze藕bionymi mi臋艣niami, zdawa艂o si臋 by膰 rze藕b膮 z O艣rodka Pami臋ci stworzon膮 przed wiekami przez jakiego艣 artyst臋. Nieraz odwiedza艂 O艣rodki Pami臋ci by popatrze膰 na te wspania艂e 艣wiadectwa minionej kultury, idealnie ukazane ludzkie cia艂a bez 偶adnej skazy. Teraz mia艂 wra偶enie jakby zobaczy艂 jedno z nich. Dziwne ciarki przebieg艂y mu po plecach. I chocia偶 ca艂y czas gdzie艣 na dnie umys艂u ko艂ata艂a mu si臋 my艣l, 偶e to tylko halucynacja, to jednak chcia艂 偶eby trwa艂a ona jak najd艂u偶ej. To by艂a najpi臋kniejsza halucynacja jak膮 mia艂 w 偶yciu i by膰 mo偶e ju偶 nigdy nie b臋dzie takiej mia艂. I nawet zapomnia艂 dlaczego tu si臋 znalaz艂. By艂 w tym momencie niczym ma艂e dziecko: z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami. Sta艂 i patrzy艂 na te wi膮zki energii wci膮偶 wymykaj膮ce si臋 z kuli, jakby posta膰 w jej wn臋trzu bawi艂a si臋 nimi, chc膮c pokaza膰 ich pi臋kno i jednocze艣nie pot臋g臋. Jakby pr贸bowa艂a przez nie przekaza膰 swoje uczucia, ciep艂o i mi艂o艣膰. I serce zrobi艂o ba-dum. Nie! Potrz膮sn膮艂 energicznie g艂ow膮 chc膮c si臋 pozby膰 tej natr臋tnej my艣li. Ba-dum! Sied藕 cicho! To tylko halucynacja. Jeszcze par臋 razy potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i w ko艅cu otworzy艂 oczy. Kuli energii z Ma艂ym w 艣rodku ju偶 nie by艂o, statek otula艂a ciemno艣膰. I tylko niewielka posta膰 kr臋c膮ca si臋 wok贸艂 statku potwierdza艂a, 偶e jeszcze nie oszala艂 do ko艅ca. Odetchn膮艂 z ulg膮. Stanowczo za du偶o alkoholu. Chocia偶 nigdy wcze艣niej tak si臋 nie upi艂 by mie膰 tak realistyczne halucynacje. Jeszcze by brakowa艂o, 偶eby przez jedn膮 z nich dosta艂 erekcji. Spojrza艂 na d贸艂 i si臋 przerazi艂. Cholera! Stoi! Jednak po sekundzie dotar艂o do niego stare jak 艣wiat uczucie przepe艂nionego p臋cherza. I a偶 za艣mia艂 si臋 z wyra藕n膮 ulg膮. Podszed艂 do najbli偶szej 艣ciany i za艂atwi艂 co mia艂 za艂atwi膰. Wr贸ci艂 do jadalni i jeszcze zanim usiad艂 si臋gn膮艂 po kolejna butelk臋 alkoholu. Przywieziona w贸dka sko艅czy艂a si臋 do艣膰 szybko, na szcz臋艣cie g贸rnicy przyznali si臋, 偶e up臋dzili troch臋 w艂asnego alkoholu. To chyba on musia艂 tak miesza膰 w g艂owie, 偶e mia艂 halucynacje z Ma艂ym w roli g艂贸wnej. Poci膮gn膮艂 spory 艂yk i a偶 pociemnia艂o mu w oczach, gdy nie m贸g艂 z艂apa膰 oddechu. Po drugim 艂yku kubki smakowe by艂y na tyle odr臋twia艂e, 偶e ju偶 si臋 nie krzywi艂, kiedy alkohol przelatywa艂 przez gard艂o. I nawet nie zapami臋ta艂 kiedy odp艂yn膮艂.
Nie wiedzia艂 co go obudzi艂o, 艂upi膮cy b贸l g艂owy, sucho艣膰 gard艂a czy te偶 mo偶e 偶o艂膮dek maj膮cy zaraz wywr贸ci膰 si臋 na drug膮 stron臋. J臋kn膮艂 i przycisn膮wszy zaci艣ni臋te w pi臋艣ci d艂onie do skroni zwin膮艂 si臋 w k艂臋bek. Co艣 zwil偶y艂o mu usta. Obliza艂 je 艂apczywie. Kolejne zwil偶enie, a potem z臋by dzwoni膮ce o szklank臋 i woda rozlewaj膮ca si臋 po brodzie. Nie mia艂 nawet si艂y by j膮 obetrze膰. Kto艣 zrobi艂 to za niego, a potem czyje艣 usta wla艂y w jego usta zbawienn膮 wod臋. Ch艂贸d na czole i ca艂ej twarzy. I koc okrywaj膮cy dygocz膮ce jak w febrze cia艂o.
- Dzi臋ki – wychrypia艂 z ledwo艣ci膮. Wci膮偶 nie wiedzia艂 kto jest jego zbawc膮. Oczy piek艂y przy ka偶dej pr贸bie otworzenia.
- Tak to jest, jak si臋 chleje bez umiaru – us艂ysza艂 cichy szept tu偶 przy uchu. – 艢pij.
Tak, spa膰. Spa膰 i przespa膰 to wszystko, tego gigantycznego kaca, jakiego jeszcze nigdy w 偶yciu nie mia艂.
- Podoba mi si臋 tw贸j zapach – wymamrota艂 b臋d膮c ju偶 na granicy snu, chocia偶 nie zdawa艂 sobie z tego sprawy. Ten zapach w dziwny spos贸b przynosi艂 spok贸j i otula艂 spokojnym snem.
Kiedy si臋 obudzi艂 drugi raz, g艂owa ju偶 tak bardzo nie bola艂a, chocia偶 wci膮偶 czu艂 skutki alkoholu. W ustach niestety wci膮偶 by艂o sucho. Na szcz臋艣cie jaka艣 lito艣ciwa dusza zostawi艂a obok 艂贸偶ka butelk臋 z wod膮. Przyssa艂 si臋 do niej jakby jego organizm straci艂 ca艂膮 wod臋. Z 偶alem oderwa艂 si臋 od pustej butelki. Podni贸s艂 si臋 z trudem i pocz艂apa艂 do wyj艣cia. Najch臋tniej by jeszcze pospa艂, ale natura upomina艂a si臋 o swoje.
Podpieraj膮c si臋 o 艣ciany i sun膮c noga za nog膮 ruszy艂 w kierunku 艂azienki. W pewnym momencie natkn膮艂 si臋 na Ma艂ego.
- Kiep艣ciutko wygl膮dasz, Igor – zakpi艂 ch艂opak, a mijaj膮c go przybli偶y艂 twarz do jego ucha i wyszepta艂: - Tak to jest jak si臋 chleje bez umiaru.
Marco zupe艂nie zignorowa艂 fakt, 偶e ch艂opak znowu nie nazwa艂 go po imieniu. Porazi艂a go my艣l, 偶e ju偶 gdzie艣 s艂ysza艂 te s艂owa i ten szept. Ale to niemo偶liwe 偶eby on…
- Zaczekaj! – krzykn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 偶eby biec za Ma艂ym, ale g艂owa zaprotestowa艂a, wi臋c tylko opar艂 si臋 czo艂em o ch艂odny metal 艣ciany. Kiedy w ko艅cu otworzy艂 oczy, ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e ch艂opak wci膮偶 stoi tam gdzie sta艂.
- To by艂e艣 ty? – zapyta艂. – Ta woda i koc?
- Nie wiem o czym m贸wisz, Igor. – Ch艂opak wzruszy艂 ramionami. – Zwidy jakie艣 mia艂e艣. – Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 dalej.
- Mo偶e i zwidy, ale i tak dzi臋ki.
Tak by艂 skupiony na dotarciu do celu, 偶e nawet nie us艂ysza艂 jak Ma艂y wyszepta艂 pod nosem:
- Ale偶 prosz臋 bardzo.
Kiedy w ko艅cu znalaz艂 si臋 przed ubikacj膮 zobaczy艂 wychodz膮cego z niej Kasjana.
- Wygl膮dasz jak g贸wno – stwierdzi艂. Szabrownik wygl膮da艂 jak obraz n臋dzy i rozpaczy: dredy w nie艂adzie, ziemista cera, podkr膮偶one oczy.
- I tak te偶 si臋 czuj臋 – wychrypia艂 tamten. – Nigdy wi臋cej takiego g贸wna. Ja nie wiem z czego oni je p臋dz膮. Chyba z odpad贸w z silnika.
- Masz racj臋, nigdy wi臋cej.
- Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e Ma艂y i Mimi maj膮 do艣膰 si艂y by nas tacha膰, bo by艣my jeszcze tam zdychali.
- Ma艂y i Mimi? – zdumia艂 si臋 Marco.
- Aha. Zawsze jak gdzie艣 idziemy i si臋 schlejemy, to oni bior膮 nas na plecy i zanosz膮 do statku, a potem nia艅cz膮. No wiesz, woda, prochy i te sprawy, dop贸ki nie wr贸cimy do stanu u偶ywalno艣ci. Chocia偶 raz Ma艂y sam jeden przyni贸s艂 ca艂膮 pi膮tk臋 ur偶ni臋t膮 w trupa, bo nawet Laila i Mimi poszala艂y. I do tej pory nie chce powiedzie膰 jak to zrobi艂.
Marco zmarszczy艂 brwi pr贸buj膮c przetrawi膰 to, co powiedzia艂 Kasjan, niestety m贸zg stanowczo odmawia艂 wsp贸艂pracy. Machn膮艂 wi臋c zirytowany r臋k膮 i wymruczawszy jakie艣 po偶egnanie wszed艂 do ubikacji. Potem jeszcze zajrza艂 do jadalni po wod臋 do picia i wr贸ci艂 do swojej kabiny. Zwali艂 si臋 na 艂贸偶ko niczym nieprzytomny. Jednak mimo og贸lnego odczuwania skutk贸w nadu偶ycia alkoholu, sen nie nadchodzi艂. Po g艂owie przebiega艂 mu tabun my艣li, a wszystkie one kr膮偶y艂y wok贸艂 Ma艂ego i tego, co powiedzia艂 Kasjan. Wydawa艂o mu si臋, 偶e przejrza艂 tego dzieciaka ju偶 pierwszego dnia, a tu takie zaskoczenie. Pr贸bowa艂 to wszystko powi膮za膰 razem i wyci膮gn膮膰 wnioski, jednak um臋czony alkoholem m贸zg podsuwa艂 mu tak idiotyczne my艣li, 偶e zirytowany zrezygnowa艂. Chwil臋 potem spa艂.
Kiedy obudzi艂 si臋 po alkoholu nie by艂o ju偶 艣ladu, tylko smr贸d spoconego niemytego cia艂a i burczenie 偶o艂膮dka. Poszed艂 do 艂azienki. Kiedy tam wszed艂 stan膮艂 z lekka zdezorientowany. Z jednej z trzech znajduj膮cych si臋 tam kabin wychodzi艂a w艂a艣nie Laila. By艂a kompletnie naga.
- No i co si臋 tak gapisz? – warkn臋艂a zobaczywszy intruza. – Go艂ej baby nie widzia艂e艣? – Nie kr臋puj膮c si臋 w og贸le obecno艣ci膮 m臋偶czyzny zacz臋艂a wyciera膰 w艂osy. Dzi臋ki temu Marco m贸g艂 spokojnie obejrze膰 jej idealne cia艂o.
- Napatrzy艂e艣 si臋 ju偶? – spyta艂a odk艂adaj膮c r臋cznik.
- Sk膮d wiesz, 偶e si臋 patrzy艂em?
Laila prychn臋艂a.
- Wy faceci zawsze si臋 gapicie – warkn臋艂a i zacz臋艂a si臋 ubiera膰. – Przez ca艂e 偶ycie spotka艂am tylko jednego, kt贸ry si臋 nie gapi.
- Wi臋c pewnie nie jest normalny. Na takie cia艂o jak twoje nie da rady si臋 nie gapi膰 – paln膮艂 Marco bez zastanowienia.
Laila podskoczy艂a do Marco i z艂apawszy go za koszule na piersiach sykn臋艂a:
- Zapami臋taj sobie jedno, nowy, Ma艂y jest stuprocentowym facetem, o niebo lepszym od ciebie.
- Ma艂y? Przecie偶 to dziecko.
- Wygl膮d to nie wszystko – mrukn臋艂a i zabrawszy swoje rzeczy wysz艂a z 艂azienki.
- A ty w og贸le mnie nie znasz! Nie wiesz co potrafi臋! – jeszcze krzykn膮艂 za ni膮 Marco, ale nie odpowiedzia艂a. Prychn膮艂 zirytowany i rozebrawszy si臋 wszed艂 pod prysznic.
Po sko艅czonym prysznicu przeszed艂 do jadalni. Siedzia艂 ju偶 tam kapitan i popija艂 co艣 z kubka z ko艣lawym napisem „Kapitan”. Nie bardzo wiedzia艂 jak si臋 zachowa膰, wi臋c tylko burkn膮艂 „cze艣膰” i wzi膮艂 si臋 za przygotowywanie czego艣 do jedzenia.
- Jak tam kac? – zainteresowa艂 si臋 w pewnym momencie kapitan.
- Ju偶 przeszed艂 – odpar艂 Marco.
- To dobrze, czas bra膰 si臋 za robot臋. Laila i bli藕niaki ju偶 wystarczaj膮co jej za nas odwalili.
- A co takiego zrobili? – zainteresowa艂 si臋 Marco siadaj膮c z jedzeniem przy stole.
- Pomijaj膮c fakt, 偶e musieli nas nia艅czy膰 przez dwa dni niemal? Obskoczyli par臋 planet i zebrali towar na handel w strefie Zulus.
- Dwa dni? – Marco a偶 zakrztusi艂 si臋 jedzeniem. – Kurwa, zdarza艂o mi si臋 schla膰, ale nie a偶 tak 偶eby mie膰 odlot na dwa dni.
- Nie ty jeden masz ten problem. – Vartan skrzywi艂 si臋. - Wszyscy nie藕le pochlali艣my. Niech to b臋dzie nauczka 偶eby z nieufno艣ci膮 podchodzi膰 do bimbru p臋dzonego przez g贸rnik贸w. Jak sko艅czysz przyjd藕 na mostek. Zapracuj na swoj膮 pensj臋 – doda艂 wstaj膮c.
- Tak jest.
Kiedy przyszed艂 na mostek siedzieli ju偶 tam Ma艂y, kapitan i Laila. Laila studiowa艂a jakie艣 dokumenty, a m臋偶czy藕ni zaj臋ci byli pilotowaniem. Marco usiad艂 na swoim miejscu.
- Jak wygl膮da sytuacja? – zapyta艂 kapitan.
Marco uwa偶nie popatrzy艂 w ekrany, powciska艂 kilka przycisk贸w i w ko艅cu odpar艂:
- Najbli偶sze dwa tetrony czyste. Wi臋cej powiem jak b臋d臋 wiedzia艂 dok膮d w艂a艣ciwie lecimy.
- Gharvad – rzuci艂 Ma艂y. – Przy obecnej pr臋dko艣ci powinni艣my tam dotrze膰 za dwie godziny. A potem ju偶 strefa Zulus.
Marco przez chwil臋 manipulowa艂 przy panelu, a偶 w ko艅cu mrukn膮艂:
- Ciekawe.
- Co takiego? - Zainteresowa艂a si臋 Laila.
- Im bli偶ej Gharvad tym wi臋cej jednostek Igor贸w widz臋. No chyba, 偶e ten wasz z艂om przek艂amuje.
- Nie przek艂amuje – odpar艂 kapitan. – Mimi skonfigurowa艂a wszystko prawid艂owo.
- Wi臋c to zastanawiaj膮ce. Takie skoncentrowanie Igor贸w mo偶e oznacza膰 albo wizyt臋 kogo艣 wa偶nego przez co trzeba by艂o podj膮膰 wzmo偶one 艣rodki ostro偶no艣ci, albo jakie艣 zamieszki. Bior膮c pod uwag臋 specyfik臋 Gharvadu stawia艂bym na to drugie – stwierdzi艂 Marco. – Chocia偶 to w sumie te偶 dziwne. Gharvad nigdy nie by艂 jako艣 specjalnie zamieszany w konflikty, przecie偶 to tylko kupiecka planeta.
- W艂a艣nie – mrukn膮艂 kapitan. – Daj na ekran.
Marco zrozumia艂, 偶e to by艂o skierowane do niego i po kilku klikni臋ciach na g艂贸wnym ekranie ukaza艂o si臋 to, co widzia艂 on na swoim.
Ma艂y i kapitan przez chwil臋 wpatrywali si臋 w obraz w ciszy.
- Mam wra偶enie, 偶e to chyba jednak pierwsza opcja – mrukn膮艂 w ko艅cu Ma艂y.
- Czemu tak uwa偶asz? – zainteresowa艂a si臋 Laila.
- Popatrz uwa偶nie. Mimo chaotyczno艣ci ich rozmieszczenia mo偶na zauwa偶y膰 wi臋ksze skupienie w tym miejscu. – Wsta艂 z fotela i zakre艣li艂 palcem pewien obszar na ekranie. – Igory nie s膮 g艂upkami. Doskonale wiedz膮, 偶e zbyt du偶e skupienie ich jednostek w jednym miejscu i jeden wyr贸偶niaj膮cy si臋 okr臋t dawa艂yby do my艣lenia nawet najwi臋kszym idiotom w galaktyce. Dlatego do przewozu wa偶nych osobisto艣ci u偶ywaj膮 jednego ze swoich okr臋t贸w, a pozosta艂e rozmieszczaj膮 tak by wszyscy my艣leli, 偶e to przypadkowa formacja.
- To prawda – odezwa艂 si臋 Marco, a wszyscy popatrzyli na niego. – Z t膮 taktyk膮 Igor贸w. Co do reszty to nie mam bladego poj臋cia.
- Je艣li to faktycznie kto艣 wa偶ny, to nie b臋dziemy mogli dolecie膰 do Gharvad nawet na jeden tetron, nie m贸wi膮c ju偶 o kupieniu czegokolwiek – mrukn臋艂a Laila.
- Bejbi?
- Tak, z艂otko? – odezwa艂 si臋 pok艂adowy komputer wyra藕nie zalotnym g艂osem.
- Mimi! – wrzasn膮艂 wyra藕nie zirytowany kapitan.
- Taaak? – dobieg艂o z g艂o艣nika.
- Kud艂y ci z 艂ba powyrywam! Ile razy ci m贸wi艂em, 偶e masz zostawi膰 Bejbi w spokoju? Dawaj oryginalne oprogramowanie, albo zapomnij o ci膮gutkach!
- Nie zrobisz mi tego! – pisn臋艂a wyra藕nie przestraszona Mimi.
- A 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e zrobi臋, jak natychmiast nie oddasz mi starej Bejbi.
- No dobra – burkn臋艂a wyra藕nie naburmuszona dziewczyna. – Daj mi pi臋膰 minut.
- Ani grama wi臋cej.
Siedzieli w milczeniu a偶 w ko艅cu us艂yszeli z g艂o艣nika g艂os Mimi.
- Gotowe.
- Bejbi? – odezwa艂 si臋 kapitan.
- Tak, kapitanie? – tym razem g艂os komputera by艂 metaliczny i bezbarwny, chocia偶 wyra藕nie 偶e艅ski.
- Przeszukaj swoje dane, po艂膮cz si臋 z najbli偶szymi dost臋pnymi komputerami i sprawd藕 czy na dzisiaj przewidywana by艂a jaka艣 wizyta wa偶nej osobisto艣ci na Gharvadzie. Tylko zr贸b to tak 偶eby nikt nie wiedzia艂, 偶e grzebiesz.
- To zajmie troch臋 czasu – odpowiedzia艂 komputer.
- Ile dok艂adnie?
- Godzin臋, pi臋膰 minut i trzydzie艣ci sze艣膰 sekund.
- W porz膮dku.
- Zaczynam wi臋c sprawdzanie.
- Zanim Bejbi sko艅czy proponuj臋 zatrzyma膰 statek i co艣 zje艣膰. Nie wiadomo kiedy p贸藕niej b臋dzie okazja – stwierdzi艂 kapitan wstaj膮c. Niestety zd膮偶y艂 zrobi膰 zaledwie kilka krok贸w, gdy odezwa艂a si臋 Bejbi.
- Nawi膮zuj膮c po艂膮czenie z najbli偶szymi komputerami natrafi艂am na dane, kt贸re mog膮 ci臋 zainteresowa膰, kapitanie.
- Dlaczego tak uwa偶asz?
- To jest jedyny mo偶liwy wynik jaki otrzyma艂am analizuj膮 zebrane ostatnio informacje.
- Okej, wi臋c co to za dane, kt贸re mog膮 mnie zainteresowa膰?
- Kr膮偶ownik klasy M dowodzony przez Jerveza Voltona b臋dzie tutaj za czterdzie艣ci minut, szesna艣cie sekund…
- Jakim cudem? – Zdziwi艂a si臋 Laila. – Musieliby艣my mie膰 ich na radarze.
- Z danych ich komputera pok艂adowego wynika i偶 od ostatniego spotkania zmodyfikowali silnik do kategorii 8.
- Kurwa! - sykn臋艂a Laila. – Mamy przekichane. Ju偶 z sz贸stk膮 byli szybcy jak cholera.
- Tym bardziej musimy dosta膰 si臋 na Gharvad po sk艂adniki do mieszanki – stwierdzi艂 kapitan.
- Ale jak?
- Przyda艂oby si臋 wypr贸bowa膰 nowe oprzyrz膮dowanie – odezwa艂 si臋 Ma艂y.
- C贸偶 wi臋c proponujesz? – zainteresowa艂 si臋 kapitan.
- Zaczeka膰 a偶 nas dogoni膮, a potem wsadzi膰 kij w mrowisko.
- Czyli? – zach臋ca艂 kapitan.
W tym momencie z g艂o艣nika dobieg艂 chichot Mimi.
- Ma艂y chce si臋 pobawi膰 w berka z Igorami, a potem ma艂e bum!
- Tobie chyba na m贸zg pad艂o! – wykrzykn膮艂 Marco. – Chcesz zadrze膰 z najgro藕niejsz膮 jednostk膮 w ca艂ej federacji galaktyk!
Ma艂y popatrzy艂 wsp贸艂czuj膮co na Marco.
- Jestem za – stwierdzi艂a Laila.
- Ja te偶 – mrukn膮艂 kapitan – ale bez tego „bum!”.
- Was chyba powali艂o?! – Marco by艂 coraz bardziej przera偶ony. – Chcecie nas wszystkich zabi膰?!