Wierszokleta 23
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 10 2015 06:20:46


***

Otworzył oczy i przez chwilę gapił się bezmyślnie przed siebie. To już był chyba taki jego poranny rytuał, ze zaraz po przebudzeniu wgapiał się w sufit, albo w okno, albo w szafę, w zależności w jakiej pozycji się obudził. Przez to znał już niemal każde pęknięcie na suficie czy sęk w szafie. I chociaż za każdym razem widział to samo, to jednak nie czuł potrzeby by cokolwiek zmieniać w tym porannym rytuale. Bo i po co? Westchnął ciężko i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał w stronę okna. Padało. Nieśpiesznie wstał z łóżka i podszedł bliżej. Dopiero wtedy zobaczył, że nie pada tylko leje. Te nieliczne drzewa, które widział ze swojej sypialni gdzieś tam w oddali, wręcz uginały się od deszczu. Taka pogoda tylko pogłębiała melancholijny nastrój. Westchnął ciężko. Najchętniej w ogóle by nie wychodził z łóżka, ale świadomość, że jest ktoś słabszy od niego, kto na nim polega, sprawiała, że zmuszał się do robienia czegokolwiek. Powoli ruszył w stronę wyjścia. Przeszedł do salonu, gdzie kociaki miały swoje posłanie. Nie było ich tam. Trochę go to zaniepokoiło, ale biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie były strasznie żywiołowe i wszędzie ich było pełno, nie zaczął jeszcze panikować, tylko powoli, posuwając nogę za nogą, zaczął ich szukać. Odruchowo najpierw swe kroki skierował do kuchni, zakładając, że pewnie maluchy wyjadają z misek to, czego nie zjadły wczoraj.
- Bolek? – zdziwił się widząc kręcącego się po kuchni chłopaka.
- Już wstałeś? – uśmiechnął się. – Coś nieszczególnie wyglądasz. - Podszedł do niego i położył mu rękę na czole. – Wszystko w porządku?
Marcin drgnął, ale nie cofnął się, chcąc jak najdłużej czuć to miłe ciepło płynące z dłoni Bolka.
- Chyba tak – odparł niepewnie. Bolek zabrał rękę.
- Gorączki nie masz. Ale i tak strasznie blado wyglądasz. Ty na pewno zjadasz wszystko, co ci przygotowałem, czy może przypadkiem topisz w kiblu? – spojrzał podejrzliwie na pisarza.
- Zjadam, zjadam – odparł szybko widząc groźną minę Bolka.
- Jakoś ci nie wierzę. – mruknął, wracając do gotowania. – Dzisiaj zostanę w domu i przypilnuję żebyś na pewno wszystko zjadł.
- Nie musisz, obiecuję, ze na pewno wszystko zjem – odparł szybko, chociaż perspektywa spędzenia z Bolkiem całego dnia sprawiła, ze serce zabiło mu szybciej.
- I tak ci nie wierzę. Zostaję i już.
- A zajęcia?
- Same wykłady, mogę sobie je darować. Poza tym ty jesteś ważniejszy niż jakieś wykłady.
Badum, badum, badum. Marcin zaniepokoił się, że Bolek usłyszy jak jego serce chce się z piersi wyrwać. Szybko więc odwrócił jego uwagę innym tematem.
- A gdzie kociaki? Nie widzę ich nigdzie.
- A były tu przed chwilą. Wsunęły puszkę i zaczęły rozrabiać. – Bolek rozglądał się po całej kuchni. – O, jeden jest! – zawołał ucieszony wyciągając jednego z kociaków z niedomkniętej szafki.
- Trójka! – ucieszył się Marcin i wziął kociaka od Bolka. – Już rozrabiasz? Niedobry kociak. A gdzie pozostałe, co?
Kociak miauknął i zeskoczył z rąk Marcina, po czym poleciał w sobie tylko znanym kierunku.
- Ej, a ty dokąd? – krzyknął Bolek, kiedy pisarz rzucił się w pogoń za kociakiem. – Wracaj tu, ale już!
Marcin zastygł niczym zamrożony, gdy usłyszał groźny ton Bolka. Odwrócił się powoli.
- Ale ja… kociaki… - wybąkał.
- Mają się świetnie. Dadzą sobie radę przez chwilę same. A ty masz usiąść i zjeść porządne śniadanie, zrozumiano? – zmarszczył groźnie brwi. Marcin niepewnie skinął głową. – Zrobiłem twój ulubiony omlet – dodał Bolek łagodniej, chcąc zatrzeć niemile wrażenie, jakie mógł wywołać. – A jak zjesz dzisiaj wszystko, i śniadanie i obiad i kolację, bez marudzenia, to dostaniesz niespodziankę.
- Jaką? – zaciekawił się.
- Przecież nie mogę ci powiedzieć, bo nie będzie to już niespodzianka.
- No tak ,masz rację – roześmiał się Marcin i zabrał się za jedzenie.
- No widzisz, jak chcesz, to potrafisz – Bolek uśmiechnął się ciepło, kiedy już przed Marcinem stał pusty talerz. – To teraz pójdziemy cię umyć.
- Jak to umyć mnie? – zdziwił się.
- Normalnie, ty i ja. Ty włazisz do wanny, ja siedzę obok, a potem myję ci głowę i plecy.
- Nie musisz – Marcin zmieszał się i zaczerwienił.
- Ale chcę. Ostatnio trochę cię zaniedbałem.
- Nic się nie stało – wybąkał. – I tak nie byłem najlepszym towarzystwem.
- Ale już chyba lepiej, co?
- No, chyba tak – wybąkał niepewnie.
- To dobrze – Bolek uśmiechnął się. – To jak, idziemy cię myć?
- No dobrze – Marcin znowu się zaczerwienił.
Przeszli do łazienki. W czasie, gdy Marcin rozbierał się z pidżamy, Bolek odkręcił wodę i zajął się wybieraniem olejku do kąpieli.
- Wskakuj – powiedział, kiedy już wanna była pełna bąbelków. Domyślając się, że Marcin może czuć się skrępowany dalej stal przy szafie udając, że szuka świeżego ręcznika.
- Ten powinien być dobry – odwrócił się. Marcin siedział już w wannie, więc powiesił ręcznik na haczyku wywalając stary do prania. – To co, może ci coś poczytać? – zapytał przysuwając sobie niewielki stołek bliżej wanny. – A może chcesz pograć w coś, na przykład warcaby?
- Hmmm, może najpierw sobie zagramy, a potem poczytasz mi coś lekkiego? – zapytał nieśmiało Marcin zagłębiając się w pianie.
Bolek wyszedł z łazienki by po chwili wrócić z warcabami i jakaś książką pod pachą.
- Ograłeś mnie – stwierdził z udawanym oburzeniem Bolek, na co Marcin roześmiał się zadowolony. – To teraz coś lekkiego do poczytania, tak? – Bolek skinął głową. – Co powiesz na „Zasypaną miłość” Alexa Dinga?
- A co to? – zainteresował się.
- A jakiś harlequin.
- Harlequin? – zdumiał się. – A skąd on u mnie? Przecież ja nie czytam tego badziewia.
- A bo ja wiem – Bolek wzruszył ramionami. – Może Baśka zostawiła…
- To ona takie coś czyta? – zdumiał się.
- No przecież nikt inny nie mógł tego zostawić. Tylko ona do ciebie przychodzi. To jak, czytać to, czy coś innego?
- Jednak lepiej weź coś innego, bo od Harlequinów mnie odrzuca.
- Co, nie lubisz miłostek? – zaśmiał się rozbawiony Bolek.
- Nie w takiej formie. Przesłodzone do bólu, oderwane od rzeczywistości.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- Więc co ci przynieść?
- Może… „Cienie mroku” Alexisa.
- Horror? – zdumiał się. – A nie będziesz się później bał?
- No co ty, horrory mnie usypiają, w najgorszym wypadku uspokajają.
- No dobrze, to pójdę po ten horror – wstał i wyszedł z łazienki.
Wrócił chwilę potem ze wspomniana książką. Zaczął czytać. Marcin przez chwilę słuchał w skupieniu, po chwili zaczął się bawić pianą. Wyglądało jakby w ogóle nie słuchał, lecz mimo to Bolek dalej czytał.
W pewnym momencie Marcin kichnął wzbijając tumany piany.
- Ojej, chyba woda ci już wystygła – stwierdził Bolek i dla potwierdzenia wsadził rękę do wody, na co Marcin odruchowo podciągnął kolana pod brodę, jakby chciał się zasłonić, albo uciec od tej ręki. – To jak, chyba już dosyć tego moczenia się?
Marcin skwapliwie skinął głową i znowu kichnął. Bolek wyciągnął kurek z wanny jednocześnie odkręcając ciepłą wodę.
- Myj się – polecił, po czym wziął myjkę i pochylił się nad plecami Marcina. Zajęty myciem pleców nawet nie zauważył jak pisarzowi trzęsą się ręce.
- Wytrzesz się chyba sam, co? – zapytał Bolek po chwili, na co Marcin skinął twierdząco głową. – Poczekam na ciebie w salonie. - Zakręcił wodę i wyszedł.
Marcin szybko wytarł się i tez wyszedł z łazienki. Skierował się do salonu i zobaczył Bolka siedzącego na dywanie i bawiącego się z kociakami. Ściślej to Bolek leżał na plecach, a cała czwórka zwierzaków skakała mu po brzuchu. Marcin uśmiechnął się na ten widok i pomyślał jakby chciał być teraz na ich miejscu.
- No, w końcu przyszedłeś – stwierdził widząc Marcina, lecz w jego głosie nie było słychać wyrzutów. – Zrobiłem gorącej czekolady. Napijesz się ze mną?
- Pewnie – odparł i usiadł obok na dywanie. Bolek ostrożnie zdjął kociak z własnej piersi i podał Marcinowi jeden z kubków stojących na ławie.
- To co będziemy dzisiaj robić? – zapytał pisarz po wypiciu kilku łyków słodkiego napoju.
- A co byś chciał robić?
- Nie wiem – odparł po chwili milczenia. – Chciałbym… Chciałbym po prostu tak siedzieć i nic nie robić. Już do końca życia. Dobrze mi tak.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- Wiesz, że tak nie można. Zanudziłbyś się.
- Pewnie kiedyś tak, ale teraz… Teraz jest mi tak dobrze – odparł Marcin i położył głowę na kolanach Bolka. Ten na początku był z lekka zaskoczony, jednak już po chwili położył rękę na głowie pisarza i zaczął go głaskać niczym małe dziecko.
- Masz rację – powiedział ciepło – teraz jest dobrze.
- Moglibyśmy tak zostać jakiś czas? – zapytał prosząco Marcin.
- Możemy, nawet do końca dnia. Nie zamierzam dzisiaj nigdzie wychodzić, a dom jest wysprzątany.
- A… - pisarz zawahał się – twoja szkoła?
- Co z nią? – zainteresował się Bolek.
- No, nie będziesz miał problemów, że nie poszedłeś?
- Ależ skąd, przecież mówiłem ci, że dzisiaj mam same wykłady. Nic się nie stanie jak na nie nie pójdę.
- Na pewno? – Marcin popatrzył z napięciem na Bolka. – Bo wiesz, nie chciałbym żebyś przeze mnie miał problemy.
Bolek roześmiał się cicho rozbawiony.
- Ne pewno – powiedział uspokajająco. – Więc nie zajmuj już sobie tym głowy.
- To dobrze – Marcin wyraźnie odetchnął z ulgą. – Bo wiesz… - zająkał się – lubię cię – dodał tak cicho, ze Bolek ledwo go usłyszał.
Wiem, pomyślał Bolek. On już od jakiegoś czasu wiedział, że Marcinowi zależy na nim bardziej niż powinno. Za każdym razem, gdy późno wracał do domu, czy to z zajęć czy od Karoliny, pierwszym co robił, tuż po zdjęciu butów, było zajrzenie do Marcina. Na początku robił to z przyzwyczajenia i dla świętego spokoju, by Baśka nie truła mu dupy, że nie wypełnia należycie swoich obowiązków, jednakże z czasem… Za każdym razem widział jak Marcin przytulał się do jakiejś jego rzeczy, a to koszuli, a to poduszki i za każdym razem budziło to w nim dziwne rozczulenie. I nawet do głowy mu nie przyszło pomyśleć, ze to dziecinne czy śmieszne. Bo Marcin wyglądał wtedy tak spokojnie, nie rzucał się , nie jęczał przez sen, spał jakby śniło mu się coś miłego. I kiedy Bolek tak patrzył na jego rozluźnioną, często nawet uśmiechniętą twarz, jego serce dziwnym trafem roztapiało się niczym czekolada w dłoni. I czasami nie mógł się powstrzymać, by nie usiąść i pogłaskać Marcina po włosach.
- Bolek? – Nagle dobiegł go niepewny głos Marcina.
- Wybacz, zamyśliłem się. – Skoncentrował wzrok na pisarzu. – Coś mówiłeś.
- Pytał czy… - zmieszał się.
- Tak? – zachęcił go łagodnym uśmiechem.
- Czy mógłbyś… dzisiaj spać ze mną? – Marcin w końcu się odważył.
- Boisz się deszczu? – zapytał spokojnie.
- Nie, nie – zaprzeczył gwałtownie. – Tylko… ale nie będziesz się śmiał? – spojrzał uważnie na rozmówcę.
- Nie będę, obiecuję. – Podniósł do góry dwa palce.
- Czy mógłbyś dzisiaj ze mną spać?
Bolek nie zdążył odpowiedzieć gdy odezwała się jego komórka.
- Wybacz – mruknął i spojrzał na telefon. Zmarszczył brwi widząc numer Karoliny. Nie zastanawiając się odrzucił połączenie. – Więc na czym skończyliśmy? – zwrócił się do Marcina.
W tym momencie komórka Bolka znowu się odezwała. Skrzywił się zirytowany. Najpierw odrzucił połączenie, a potem całkowicie wyłączył komórkę.
- Czemu nie odbierzesz? Może to coś ważnego… - odezwał się niepewnie Marcin.
- Nie. To może poczekać. Teraz rozmawiam z tobą. Poza tym, przecież obiecałem, że dzisiaj spędzą czas z tobą. Już zapomniałeś?
Marcin opuścił głowę, udając, że bawi się z jednym z kociaków, który akurat przybiegł do nich, by ukryć zmieszanie i zadowolenie, które pewnie wypełzło mu na twarz.
- A wracając do twojego pytania… - zaczął Bolek.
- Tak? – Badum. Badum. Badum. Serce Marcina zaczęło walić jak oszalałe, a on sam wciąż spuszczał twarz.
- Jesteś pewien, że tego chcesz?
- Tylko przytulić – odparł szybko, bojąc się, że Bolek go wyśmieje.
- Dobrze.
Łup. Łup. Łup. Serce już mu dawno oszalało z radości.
- Jeść mi się chce – wybąkał.
- Już idę robić obiad. – o dziwo Bolek nic nie marudził, że jest za wcześnie, tylko od razu poszedł do kuchni.
- Tez go kochasz? – spytał Marcin kociaka. – Bo ja strasznie. Tylko nie wiem jak mu o tym powiedzieć. A może mam nie mówić? Co jeśli mnie wyśmieje? Przecież ma dziewczynę… Nie chciałbym żeby mi złamał serce. Ale… nawet nie wiesz jakie to jest silne. Tak bardzo go potrzebuję…
W tym momencie Bolek zawołał go na obiad. Szybko wytarł łzy i biorąc kociaka na ręce ruszył do kuchni. W trakcie posiłku prowadzili rozmowę na neutralne tematy.
- Co powiesz na film z popcornem? – zapytał Bolek kiedy już skończyli posiłek.
- Jaki?
- A nie wiem – wzruszył ramionami – mamy tyle kanałów w telewizji, że pewnie znajdzie się coś ciekawego.
- Mnie odpowiada.
- w takim razie idź coś wybrać, a ja przygotuję popcorn.
Dziesięć minut później obaj siedzieli na kanapie przed telewizorem. Kolejne pięć minut później Marcin zaczął się nad czymś intensywnie zastanawiać, ignorując film i zerkając niepewnie na Bolka. W końcu się przełamał. Wziął głęboki oddech i przytulił się do Marcina. I mile się zdziwił, gdy ten, nie odrywając wzroku od ekranu, uniósł rękę i objął nią Marcina. Pisarz był szczęśliwy.
Oglądając telewizję spędzili czas do wieczora, gdy nadszedł czas snu. Marcin szybko przeszedł do swojej sypialni, rozebrał się i przykrywszy kołdrą niema po same uszy wpatrywał się intensywnie w drzwi i zastanawiając czy Bolek dotrzyma obietnicy czy nie. Piec minut później usłyszał skrzypienie i cichy głos Bolka.
- Śpisz już?
- Nie – odparł bardzo cicho. Bał się odezwać głośniej, bo wtedy pewnie Bolek by usłyszał jak mu głos drży z podniecenia.
Drzwi znowu cicho skrzypnęły. Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu Marcin zobaczył na tle nocnego widoku za oknem, sylwetkę Bolka. Księżyc nie świecił, a światła z sąsiednich bloków były zbyt słabe by mógł zobaczyć wyraźnie jego twarz, jednak na tyle mocno by widać było jak Bolek nieśpiesznie zdejmuje kolejne części swojego ubrania.
Badum. Serce Marcina znowu się odezwało. Badum. Badum. Koszula leżała na podłodze. Badum. Rozpięty pasek zwisał wzdłuż nogi. Badum. Badum. Ręce Bolka majstrowały przy rozporku. Badum. Badum. Badum. Wyraźnie było widac jak Bolek pochyla się by wyplątać się ze spodni. Badum. Badum. Badum. Badum. Ręce Bolka powoli suną po jego biodrach. I choć Marcin nie widzi szczegółów, to jednak wie, że Bolek nie ma już nic na sobie. A serce znalazło kilof i rąbie w żebra by się uwolnić.
W końcu Bolek rozebrał się i po cichu wsunął pod kołdrę. Przysunął się do Marcina i objął go. Pisarz w pierwszej chwili spiął się odruchowo, jednak po chwili odprężył się i wtulił w to promieniujące kuszącym ciepłem ciało.
- I jak, lepiej? – zapytał cicho Bolek.
- Yhm – mruknął niezrozumiale Marcin wtulając nos w pierś Bolka. Miał wrażenie, ze skóra Bolka pachnie truskawkami. I chociaż jego ulubionym zapachem było zielone jabłuszko, to jednak zapach ten sprawił, że serce Marcina nie przestawało walić jak oszalałe.
- To chyba jednak nie był dobry pomysł – wybąkał próbując się odsunąć, gdy bezskutecznie starał się uciszyć szalejące serce. – Nie mogę zasnąć.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- To może zaśpiewam ci kołysankę?
- A umiesz?
- No pewnie. Mama śpiewała mi taką jedną, kiedy miałem problemy z zaśnięciem.
- I pomagała?
- Oczywiście. Tylko, że nie sama. Przytulała mnie i kołysała niczym w kołysce. I nuciła kołysankę póki nie zasnąłem.
Tak przynajmniej wyglądało to w jego marzeniach sennych, gdy zostawiony sam sobie próbował zasnąć. Wymyślił sobie kołysankę, którą zawsze nuciła mu matka. Ta ze snów. Bo ta realna nigdy nie chciała nawet pocałować na dobranoc. I zaśpiewał ją cichutko Marcinowi. I widział jak tamten z każdą chwilą rozluźnia się coraz bardziej, aż końcu usłyszał jego miarowy spokojny oddech. I poczuł jak jego ciepły strumień delikatnie pieści mu klatkę piersiową. Marcin spał. Lecz mimo to Bolek nie przestał nucić swojej kołysanki, jakby bał się, że gdy ją przerwie, potwory ze snów złapią Marcina w swoje szpony i już go nie wypuszczą. Dlatego też nie puszczał go, wciąż przyciskając go do własnej piersi. Odejdźcie wszelkie koszmary i złe duchy, ugnijcie kolana przed tym zaklęciem. Zostawcie go w spokoju, by dobre duchy mogły go otoczyć swoją opieką. Nie oddam go wam, nie oddam go mrokom ni siłom złym. Oddam mu swą siłę, swe serce i duszę, by go broniły od zła wszelkiego.
Kołysanka już dawno przebrzmiała ostatnią zwrotką, a mimo to Bolek wciąż przyciskał śpiącego Marcina do swojej piersi i z zamkniętymi oczami szeptał tą swoją modlitwę. Na koniec westchnął ciężko i pocałował czule pisarza w czubek głowy. Już wiedział co powinien zrobić, co powinien zrobić dawno temu.
Obudził się, gdy za oknem było jeszcze ciemno. Czuł ciepło przytulonego do niego ciała. Odruchowo wyciągnął rękę by sprawdzić czy Marcin jest właściwie przykryty, a gdy sprawdził, nie zabrał ręki, delikatnie głaszcząc śpiącego po plecach. Było mu przyjemnie ciepło i… leniwo. Wiedział, że niedługo będzie musiał wstać by szykować się na zajęcia, jednak było mu zbyt dobrze i odwlekał tę konieczność tak długo jak tylko musiał. Chciał się ponapawać tymi przyjemnościami, których już tak dawno nie czuł. Był z lekka skołowany. Wcześniej wydawało mu się, że zależy mu na Karolinie, a Marcin przecież był tylko… No właśnie, kim dla niego był Marcin? Na początku nieźle irytującym pracodawcą, chociaż bardziej by pasowało do niego określenie „dziecko pod opieką”, lecz z czasem, kiedy powoli poznawał Marcina coraz lepiej, jego stosunek do pisarza zmieniał się niepostrzeżenie. Jednak mimo to Marcin wciąż nie był osobą przy której powinien czuć się tak przyjemnie, tak… szczęśliwie? Tak, to chyba było najwłaściwsze określenie. Zawsze mu się wydawało, że takie uczucie zarezerwowane jest dla zakochanych, a on przecież „był” zakochany w Karolinie. Czemu więc nie czuł tego wtedy? Zanim jeszcze poznał o niej prawdę. Czy to oznacza, że tak naprawdę to nie była miłość tylko zwykłe pożądanie? Westchnął cicho. Może to i lepiej, dzięki temu łatwiej mu będzie zakończyć całą tą farsę. Poczuł, że Marcin się poruszył. Nie był pewien jak Marcin zareaguje na całą tą sytuację, więc wolał udawać, że jeszcze śpi. Wprawdzie to on chciał, żeby się z nim położyć, ale może rano poczuje się głupio i będzie chciał wszystko wyprzeć ze swojej głowy? Zamknął oczy i czekał, chcąc dać Marcinowi czas na podjęcie decyzji jak ma zareagować. Czuł jak Marcin budzi się i delikatnie przeciąga. I czekał, czekał i czekał, ale się nie doczekał niczego. Marcin, mimo iż już nie spał, nie zamierzał wstawać ani reagować w żaden inny sposób. Niestety Bolek nie mógł dłużej udawać, musiał w końcu iść na zajęcia. Postanowił więc „obudzić się”. Przeciągnął się i otworzył oczy. Dopiero wtedy przekręcił głowę w stronę Marcina.
- Cześć – powiedział łagodnie i uśmiechnął się.
- Cześć – pisarz odwzajemnił uśmiech, a jego oczy były pełne ciepła. Przez chwilę milczał, aż w końcu powiedział nieśmiało i wyraźnie czerwieniąc się: - Wiesz, chciałbym ci coś powiedzieć.
- No? – zapytał Bolek zachęcająco.
-A nie będziesz się śmiał ani wrzeszczał na mnie ani nic podobnego?
- Nie będę, możesz mówić spokojnie.
- Bo wiesz… strasznie cię kocham – wymaamrotał Marcin i zaraz schował twarz w poduszce. Bolek niemal prychnął rozbawiony, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
- Ja też cię kocham – powiedział i pocałował pisarza w czubek głowy. – Wstajesz ze mną czy chcesz jeszcze pospać?
- A co tak wcześnie? – zdziwił się Marcin zerknąwszy na budzik.
- Na zajęcia muszę iść.
- Aaaaa, no tak, wybąkał dziwnie zawiedziony Marcin. – To ja sobie jeszcze pośpię.
- Jak chcesz. Zrobię ci śniadanie jak zawsze. – Bolek jeszcze raz pocałował pisarza w czubek głowy i wyszedł z łóżka. Pozbierał swoje rzeczy i nie ubierając się przeszedł do łazienki. Poranny rytuał poszedł mu wyjątkowo szybko, dopiero kiedy jadł śniadanie, naszły go myśli. „Strasznie cię kocham” brzęczało mu wciąż w głowie. I nie był pewien jak ma to odebrać, czy jako wyznanie miłości czy może to coś w stylu wyznania dziecka do matki. Niby też miłość, ale zupełnie inna. A jednak jedna i druga pożądane, tylko w odpowiednich momentach. Ostatnio Marcin zachowywał się jak dziecko łaknące ciepła i akceptacji, więc to by było zrozumiałe, gdyby to był ten rodzaj kochania. W sumie nie miałby nic przeciwko temu, jednakże… wspólne mieszkanie z Marcinem sprawiło, że poznał go lepiej i polubił, nawet bardziej niż powinien. Przejmował się, gdy Marcina coś gryzło, albo nie mógł ruszyć z fabułą ksiązki. I cieszył się, kiedy kolejna książka Marcina osiągnęła sukces. I bolało go, że Marcin wpadł w doła. Westchnął ciężko. Pozmywał naczynia po śniadaniu, sprawdził czy ma wszystkie podręczniki i wyszedł. Na wykładach starł się koncentrować, ale wystarczyło, że wykładowca zrobił chociaż na chwilę przerwę, a myśli Bolka leciały do Marcina. Irytowało go to, bo później się okazywało, że musi zaglądać do sąsiada by nadążyć z notatkami.
W końcu stwierdził, że musi zając myśli czymś innym. Między jednymi a drugimi ćwiczeniami postanowił zadzwonić do Karoliny. Rozmowa z nią powinna wystarczająco zająć jego umysł, by mógł odpowiednio skupić się na zajęciach. Sięgnął do kieszeni i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma w niej komórki. Zaczął sprawdzać wszystkie możliwe kieszenie, ale w żadnej nie było telefonu. To mu się coraz mniej podobało. Był przekonany, że wziął ją ze sobą.
- Aśka… - mruknął do stojącej w pobliżu koleżanki, wciąż macając się po kieszeniach.
- No?
- Możesz do mnie zadzwonić?
- A po co? – zdziwiła się. – Przecież mam cię obok.
- Dzwoń – zirytował się. – Nie wiem gdzie wsadziłem komórkę.
- Aaa – mruknęła dziewczyna, po czym wyciągnęła swój telefon i wybrała numer. – Nic nie słyszę – stwierdziła po chwili.
- Ja też nie – mruknął Bolek.
- Czyżbyś zgubił? Pierdoła – dodała nieco kpiąco.
- No dzięki bardzo. Pożycz swojej, muszę zadzwonić do domu. Może po prostu jej nie zabrałem. – Dziewczyna bez słowa dała mu komórkę. Wybrał numer do Marcina. Już zaczynał wątpić, że Marcin odbierze, gdy po osimi sygnałach usłyszał jego niepewny głos.
- Słucham?
- To ja. Możesz…
- Bolek? – zdziwił się Marcin. – Czemu dzwonisz z obcego numeru, a nie ze swojego?
- No bo nie wiem gdzie mam telefon. Mógłbyś zajrzeć do mojego pokoju i sprawdzić czy go czasem nie zostawiłem w domu?
- Chwileczkę. – Na szczęście Marcin nie rozłączył się i Bolek mógł słyszeć jak Marcin otwiera drzwi. – Jest! – Bolek aż się wzdrygnął kiedy usłyszał w słuchawce wyraźnie zadowolony i ciut zbyt głośny głos Marcina. – O, a teraz dzwoni. Co mam zrobić? Odebrać? – Bolek wyraźnie słyszał dźwięk swojego telefonu. Odetchnął z ulgą.
- A kto dzwoni? – zainteresował się.
- Eeee, jakaś Karolina. Odebrać?
- Ani mi się waż! – krzyknął może trochę zbyt ostro, ale nagle mu się zrobiło gorąco, jakby siedział w piecu.
- No okej – odparł Marcin niepewnie. – Ale nie musisz tak krzyczeć, słyszę cię wyraźnie.
- Wybacz, to z nerwów. Widzisz… - Bolek zaczął gorączkowo myśleć nad wymyśleniem jakiegoś wiarygodnego wytłumaczenia. No przecież nie mógł mu powiedzieć „Sorki, ale nie możesz odebrać, bo to twoja wredna siostra dzwoni”. I nagle go olśniło. – Widzisz, to taka jedna porąbana dziewucha. Umówiłem się z nią kilka razy, a ona już myśli, że się z nią ożenię. Wydzwania do mnie jak idiotka. Nie mogę jej wytłumaczyć, że to był tylko seks i nic więcej.
- To może ja spróbuję?
- Nie. Ty się do tego nie nadajesz.
- Ale dlaczego? – zdziwił się Marcin.
- Bo tu trzeba być ostrym i wulgarnym, wręcz chamskim. Potrafisz tak?
- No wiesz… - Marcin się zawahał. – Często moi bohaterzy są wulgarni, a nawet chamscy.
- To książki. Pytam czy ty tak potrafisz.
- No chyba tak, skoro…
- W takim razie opierdol mnie – Bolek wszedł Marcinowi w słowo.
- Co?
- Wyobraź sobie, ze ja to ona i mnie opierdol, żebym zostawił mnie w spokoju.
- Eeee, ale jak?
- Zwyczajnie. Opierdol mnie.
- No ale to ty, nie mogę…
- No właśnie, nie możesz. – Bolek westchnął. – Dlatego też nie odbieraj, bo tylko pogorszysz sprawę.
- No dobrze. Ale on dzwoni i dzwoni…
- To nic. Odłóż go z powrotem. Jak zamkniesz drzwi do mojego pokoju, to nie będziesz go słyszał.
- Noooo okej.
- A ja, jak będę miał dłuższą przerwę między zajęciami za jakieś dwie godziny, to wpadnę do domu po komórkę i wtedy sobie porozmawiam z ta namolną dziewuchą.
- No dobrze, ale nie wiem jak wejdziesz, bo twoje klucze też tu leżą.
- Kurwa mać – zaklął zirytowany Bolek. – Nie martw się – powiedział do Marcina – ochroniarz otworzy mi bramę, a ty drzwi.
- Dobrze – w głosie Marcina było słychać wyraźną ulgę.
- A teraz wybacz, ale musze lecieć na zajęcia, poza tym musze oddać telefon właścicielce. Po krótkim pożegnaniu rozłączył się.
- Ty, co to za psycholka cię nagabuje? – zainteresowała się Aśka.
- Nie twój interes – mruknął. - Dzięki za telefon – powiedział oddając komórkę.
Po kolejnym wykładzie miał dłuższa przerwę. Postanowił, że wykorzysta ją na powrót do domu i zabranie komórki. Nawet jeśli nie zamierzał dzwonić do Karoliny, to i tak wolał mieć komórkę przy sobie. Dziwnie się bez niej czuł.