- Tylko to trzyma mnie przy życiu – wyszeptaÅ‚ mag – nadzieja, że kiedyÅ› bÄ™dzie dobrze, normalnie.
- Co byÅ› powiedziaÅ‚ na to żeby jeszcze trochÄ™ siÄ™ zdrzemnąć? – Yarvis zmieniÅ‚ temat czujÄ…c, że rozmowa zaczyna wkraczać na obszary, które mÅ‚odemu magowi sprawiajÄ… tylko ból. A tego nie chciaÅ‚. – Do wieczora zostaÅ‚a jakaÅ› godzinka, może dwie, możesz w tym czasie spokojnie pospać, użyczÄ™ ci ramienia.
- A twoje obowiÄ…zki?
- Przecież wiesz, że chłopaki świetnie sobie radzą i doskonale wiedzą co mają robić, a stanowisko głównodowodzącego wyprawą to tylko przykrywka dla klientów. Zresztą najważniejsze już zrobione: teren sprawdzony i można spokojnie iść spać.
- Nie chcę, dość się wyspałem. Chcę tak posiedzieć.
- To może chcesz odejść gdzieś gdzie nie będą nas widzieć?
- Nie, tu jesteśmy wystarczająco zasłonięci. Poza tym musiałbym zużyć więcej mocy na barierę ochronną. Im większy teren, tym więcej skupienia wymaga.
Yarvis uważnie popatrzył na towarzysza.
- Mówiłeś, że teren bezpieczny. Po co więc dodatkowa bariera ochronna oprócz tej standardowej?
- Nie wyczuwam żadnego zagrożenia ze strony ludzi, jednakże te lasy obfitują w zwierzynę. Nie chcę by się nagle okazało, że któryś ze zwierzaków postanowił zwiedzić nasz obóz, albo uznał nas za przeciwników.
Yarvis roześmiał się cicho, objął maga i pocałował czule w skroń.
- Ty jak zwykle myślisz o wszystkim.
Anterus nic nie odpowiedział, tylko wtulił się w towarzysza. Siedzieli tak w milczeniu aż do momentu gdy zapadła noc, a rozpalone ogniska były jedynym źródłem światła.
- Już czas na ciebie – powiedziaÅ‚ cicho Yarvis. Anterus bez sÅ‚owa wstaÅ‚ i przeszedÅ‚ na Å›rodek obozowiska. UsiadÅ‚ na ziemi krzyżujÄ…c nogi, rÄ™ce poÅ‚ożyÅ‚ luźno na kolanach. ChwilÄ™ potem wszyscy usÅ‚yszeli cichy, niski Å›wist, który cichÅ‚ jakby jego źródÅ‚o oddalaÅ‚o siÄ™ od obozowiska.
- Co to było? Zaniepokoiła się Julne Ostrovnic, która właśnie wyszła przed namiot.
- Anterus rozstawia barierÄ™ ochronnÄ… na noc – odparÅ‚ spokojnie Yarvis uważnie obserwujÄ…c maga. – Można spać! – wykrzyknÄ…Å‚, gdy zobaczyÅ‚ jak mÅ‚odzieniec zamyka oczy. Jego towarzysze, do tej pory w peÅ‚nym uzbrojeniu, zaczÄ™li rozbierać siÄ™ i najwyraźniej szykować do snu.
- Ej, moment! Co wy robicie?! – wykrzyknęła wyraźnie zdenerwowana kobieta. – Macie nas ochraniać, a nie spać! Za to wam pÅ‚acimy!
- Siekiera! – wykrzyknÄ…Å‚ Yarvis. PodbiegÅ‚ do niego dÅ‚ugowÅ‚osy blondyn w stroju tropiciela. – WytÅ‚umacz babie, bo nam żyć nie da – mruknÄ…Å‚.
Julne Ostrovnic zapowietrzyła się i już chciała coś odpowiedzieć, gdy Siekiera podniósł z ziemi kamień i rzucił nim gdzies poza obozowisko. Nie minęła sekunda jak od strony w którą poleciał można było zobaczyć krótki błysk połączony ze świszczącym odgłosem.
- Co to byÅ‚o? – kobieta przestraszyÅ‚a siÄ™.
- Bariera ochronna naÅ‚ożona przez Anterusa – odparÅ‚ Siekiera. – Nic siÄ™ przez niÄ… nie może przedostać, ani czÅ‚owiek ani zwierz. Rozstawia jÄ… zawsze w nocy, dziÄ™ki czemu wy możecie spokojnie spać, a my zregenerować siÅ‚y w czasie snu, by skupić siÄ™ na ochronie karawany za dnia.
- A jeÅ›li on zawiedzie? – kobieta nie dawaÅ‚a za wygranÄ…. – JeÅ›li bariera w jakiÅ› sposób zostanie zdjÄ™ta? JeÅ›li on zaÅ›nie ? Kto nas wtedy ochroni jak wy bÄ™dziecie spać?
- Nie ma takiej możliwości. Anterus będzie czuwał całą noc. Barierę ochronną w jego wykonaniu może złamać tylko mag potężniejszy od niego. A takich jest niewielu na tym świecie.
- Co siÄ™ dzieje? Czemu nie wracasz? – W wejÅ›ciu do namiotu ukazaÅ‚ siÄ™ wyraźnie zaniepokojony Hester Ostrovnic.
- WÅ‚aÅ›nie udzielamy pani informacji na temat zabezpieczeÅ„ waszej karawany – odezwaÅ‚ siÄ™ Siekiera. Widać byÅ‚o od razu, że jest niezwykle gadatliwym czÅ‚owiekiem i jeÅ›li można siÄ™ odezwać, on chÄ™tnie wykorzysta tÄ… okazjÄ™.
- I co? I co? Wszystko w porzÄ…dku? – zaciekawiony mężczyzna wyszedÅ‚ z namiotu. W przeciwieÅ„stwie do siostry, która wciąż ubrana byÅ‚a w swój podróżny strój, miaÅ‚ na sobie typowo domowÄ… podomkÄ™ w kolorze burgunda.
- Wszystko w najlepszym porzÄ…dku, proszÄ™ pana – Siekiera wyszczerzyÅ‚ siÄ™, jakby to on byÅ‚ odpowiedzialny za wybudowanie co najmniej muru ochronnego wokół karawany.
- Na pewno? – Mężczyzna chcÄ…c siÄ™ upewnić spoglÄ…daÅ‚ to na rozmówcÄ™, to na swojÄ… siostrÄ™, która nic nie mówiÅ‚a wyjÄ…tkowo.
- Ależ oczywiście, możecie spać niczym niemowlaki.
- To dobrze – Widać byÅ‚o jak brodacz odetchnÄ…Å‚ z wyraźnÄ… ulgÄ…. – Wracaj szybko do namiotu – powiedziaÅ‚ do siostry, po czym zniknÄ…Å‚ w jego wnÄ™trzu.
Julne odwróciła się w stronę Yarvisa, chcąc coś powiedzieć, lecz ze zdziwieniem stwierdziła, że mężczyzny tam nie ma. Odruchowo rozejrzała się w koło, próbując go namierzyć. Niestety ogniska dawały zbyt mało światła by mogła rozróżnić szczegóły kręcących się wokół osób. Teraz, gdy wszyscy byli nieuzbrojeni, bardziej gotowi do snu niż do walki, ciężko było odróżnić jednego od drugiego, no chyba, że się stało bardzo blisko.
- Lepiej dać sobie spokój – odezwaÅ‚ siÄ™ Siekiera.
- SÅ‚ucham? – kobieta popatrzyÅ‚a na niego zdumiona.
- Lepiej dać sobie z nim spokój, jest już zajÄ™ty i nawet eksponowanie wdziÄ™ków nie sprawi, że zmieni zdanie. Ja co innego, chÄ™tnie sÅ‚użę swojÄ… osobÄ…, gdy piÄ™kna kobieta potrzebuje towarzystwa – powiedziaÅ‚ uÅ›miechajÄ…c siÄ™.
- Nie wiem o czym mówisz – prychnęła kobieta, po czym dumnie unoszÄ…c brodÄ™ ruszyÅ‚a w stronÄ™ namiotu. Jednak nie byÅ‚aby kobietÄ…, gdyby nie stwierdziÅ‚a w duchu, że uwaga mężczyzny mile poÅ‚echtaÅ‚a jej ego. WchodzÄ…c do namiotu odruchowo wygÅ‚adziÅ‚a strój by dobrze siÄ™ ukÅ‚adaÅ‚ na biodrach i biuÅ›cie.
Ruch w obozie zaczął się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Strażnicy sprawnie, bez zbędnych ruchów pakowali swój dobytek. Dopiero, gdy wszyscy już byli uzbrojeni i gotowi do dalszej drogi, Yarvis podszedł do siedzącego wciąż w tej samej pozycji Anterusa i dotknął jego ramienia. Mag powoli otworzył oczy.
- Koniec czuwania – powiedziaÅ‚ wojownik. – Możesz iść spać.
Do uszu wszystkich doleciał świst i bariera ochronna została zdjęta. Anterus wstał i przeciągnął się.
- Siekiera! – wykrzyknÄ…Å‚ Yarvis, a gdy zawoÅ‚any podbiegÅ‚, dodaÅ‚: - Idź sprawdzić czy tamci już wstali i kiedy możemy jechać dalej.
Blondyn bez słowa pobiegł w stronę czerwonego namiotu, jednak został zatrzymany przed wejściem przez dwóch rosłych służących. Chwilę stał coś z nimi szepcząc, po czym wrócił do wojownika.
- JaÅ›nie paÅ„stwo jeszcze Å›piÄ… – stwierdziÅ‚ kpiÄ…co. – I nie wiadomo kiedy wstanÄ…. Zwykle wstajÄ… dość późno, wiÄ™c wÄ…tpiÄ™ żeby teraz zwienili nawyki i wstali wczeÅ›niej. PowinniÅ›my zdążyć upolować coÅ› na Å›niadanie.
- Dobra. Weź któregoś z łuczników i skoczcie w las. Tylko wróćcie szybko, żebym nie musiał posyłać za wami Anterusa.
- No wiesz… - tropiciel naburmuszyÅ‚ siÄ™. – ZabrzmiaÅ‚o jak byÅ› wÄ…tpiÅ‚ w moje umiejÄ™tnoÅ›ci. Powinienem siÄ™ obrazić.
- Okej, a ja się obrażę na ciebie, jak przez was jaśniepaństwo będą nam problemy robić. Skakaj i wracaj szybko.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko skinął na jednego z mężczyzn kręcących się w pobliżu i obaj ruszyli biegiem w las.
Tymczasem Anterus wszedł do namiotu, który w nocy zajmował Yarvis i położył na ciepłym jeszcze od ciała wojownika prowizorycznym posłaniu.
- I znowu żeÅ› siÄ™ nie przykryÅ‚ – burczaÅ‚ wojownik, który wszedÅ‚ chwilÄ™ potem. WziÄ…Å‚ leżącÄ… obok skórÄ™ i troskliwie przykryÅ‚ niÄ… maga.
- Nie przejmuj siÄ™ – wymruczaÅ‚ sennie mÅ‚odzieniec – nic mi nie bÄ™dzie. Już on siÄ™ o to postara.
Yarvis zmarszczył twarz w wyraźnym niezadowoleniu.
- Czemu tak lekko o tym mówisz? To jest poważna sprawa.
Anterus podniósł się na łokciu i spojrzał na Yarvisa.
- A jak mam do tego podchodzić? DokonaÅ‚em Å›wiadomego wyboru, wiedzÄ…c jakie bÄ™dÄ… tego konsekwencje. I nie ma tu miejsca na biadolenie czy rozpaczanie. – PoÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na boku odwracajÄ…c plecami do rozmówcy. – I bez tego wystarczajÄ…co o tym myÅ›lÄ™ – dodaÅ‚ cicho.
Yarvis nic nie odpowiedział, tylko poprawił przykrycie. Już miał wyjść, gdy odwrócił się i powiedział:
- Siekiera i Hamlos poszli na polowanie. Zanim nasi zleceniodawcy wstaną powinniśmy zdążyć z czymś świeżym na śniadanie. Obudzić cię jak już będzie gotowe?
- Obudź – odparÅ‚ mag.
Yarvis wyszedł bez słowa.
Nie minęło sporo czasu jak tropiciel i łucznik wrócili z polowania niosąc sporą ilość zajęcy związanych razem za jedną z łap w kilka kupek.
- NiezÅ‚y Å‚up – stwierdziÅ‚ rudowÅ‚osy wojownik z dwoma mieczami przypiÄ™tymi do obu boków. ZÅ‚apaÅ‚ jednego z zajÄ™cy i pomacaÅ‚ go. – Zdejmujcie ostrożnie skórÄ™. Kastran powinien z nich wyczarować coÅ› do opchniÄ™cia.
- Sam se zdejmuj – burknÄ…Å‚ Siekiera zrzucajÄ…c Å‚up na ziemiÄ™. – Ja je wytropiÅ‚em, zarobiÅ‚em na żarcie. Teraz kolej innych.
- CoÅ› ty taki drażliwy? – zdziwiÅ‚ siÄ™ rudzielec. Siekiera nic nie odpowiedziaÅ‚ tylko odszedÅ‚ na bok i zajÄ…Å‚ siÄ™ czyszczeniem swoich noży.
Siekiera wsadził palce do ust i gwizdnął. Niezbyt głośno, ale na tyle wystarczająco by wszyscy go usłyszeli.
- Żarcie! Każdy obdziera se sam zająca. Tylko ostrożnie, nie uszkodzić futra, bo nie będzie miał Kastran roboty.
Kilku z mężczyzn zostało na swoich miejscach, czujnie rozglądając się w koło, z brońmy gotowymi do użycia, lecz pozostali ustawili się w kolejce po mięso.
Widać było, że każdy z nich ma wprawę w oprawianiu zdobyczy, bo już chwilę potem mięso piekło się nad ogniskami, a odpowiednio wyprawione skóry suszyły się na słońcu.
Kiedy mięso było już upieczone, Yarvis wziął jednego z zajęcy i zupełnie nie zwracając uwagi na poparzone palce oddzielił mięso od kości. Mięso nałożył do miski, a do niego dołożył kawałek chleba. To samo zrobił z drugim zającem. Potem wziął obie miski i poszedł do namiotu, w którym spał Anterus.
- CzujÄ™ zajÄ…ca – powiedziaÅ‚ mÅ‚ody mag nie podnoszÄ…c siÄ™.
- MiaÅ‚eÅ› spać – stwierdziÅ‚ z wyrzutem w gÅ‚osie wojownik siadajÄ…c obok przyjaciela.
- Nie mogÅ‚em zasnąć – mruknÄ…Å‚ podnoszÄ…c siÄ™ do pozycji siedzÄ…cej. – Nie byÅ‚o ciÄ™ obok mnie.
Wprawdzie nie był to wyrzut, lecz tylko stwierdzenie faktu, ale mimo to Yarvis i tak powiedział:
- Znowu miałeś koszmary? Przepraszam. Musiałem dopilnować ludzi. Nawet jeśli wiedzą co robić, to i tak lepiej mieć na wszystko oko.
- Wiem. I dlatego nic nie mówiÄ™. – WziÄ…Å‚ jednÄ… z misek i zaczÄ…Å‚ jeść. – Jak zawsze dobre. Znowu użyÅ‚eÅ› tej swojej sekretnej przyprawy?
- OczywiÅ›cie. – Yarvis wyszczerzyÅ‚ siÄ™ w uÅ›miechu. – Dla ciebie wszystko, co najlepsze.
- GÅ‚upek – burknÄ…Å‚ Anterus dziwnie zawstydzony, na co Yarvis rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ rozbawiony. OdÅ‚ożyÅ‚ miskÄ™ na bok i przyciÄ…gnÄ…Å‚ maga do siebie. ZÅ‚apaÅ‚ go za brodÄ™ i podniósÅ‚ jego gÅ‚owÄ™ tak, by tamten spojrzaÅ‚ mu prosto w oczy. Kiedy to siÄ™ w koÅ„cu staÅ‚o bez sÅ‚owa go pocaÅ‚owaÅ‚. Anterus niemal odruchowo odÅ‚ożyÅ‚ miskÄ™, prawie wyrzucajÄ…c jej zawartość na ziemiÄ™. ObjÄ…Å‚ Yarvisa i przylgnÄ…Å‚ do niego, jakby od tego zależaÅ‚o jego życie. ChwilÄ™ trwaÅ‚o zanim w koÅ„cu iich usta rozdzieliÅ‚y siÄ™. Mag westchnÄ…Å‚ rozdzierajÄ…co.
- Nawet nie wiesz jakÄ… mam ochotÄ™ zjeść ciebie zamiast tego miÄ™sa – wyszeptaÅ‚ wojownik do ucha mÅ‚odzieÅ„ca, po czym skubnÄ…Å‚ je wargami, na co Anterus aż zadrżaÅ‚.
- PrzestaÅ„ – jÄ™knÄ…Å‚ – wiesz, jak to na mnie dziaÅ‚a.
- Kiedy nie potrafiÄ™ – wystÄ™kaÅ‚ wojownik caÅ‚ujÄ…c szyjÄ™ kochanka. Jego dÅ‚onie niecierpliwie bÅ‚Ä…dziÅ‚y po ciele mÅ‚odzieÅ„ca próbujÄ…c przedrzeć siÄ™ przez materiaÅ‚ ubrania.
- Nie możesz! – Anterus z trudem odepchnÄ…Å‚ wojownika od siebie. Jego przyspieszony oddech mówiÅ‚ iż najchÄ™tniej by siÄ™ poddaÅ‚ i pozwoliÅ‚ Yarvisowi skoÅ„czyć, co zaczÄ…Å‚, lecz rozsÄ…dek wziÄ…Å‚ górÄ™. – W każdej chwili możemy być zmuszeni ruszyć w drogÄ™. To, że chÅ‚opaki nas akceptujÄ…, nie znaczy, że bÄ™dÄ… siedzieć cicho, gdy przez nasze żądze opóźni siÄ™ podróż.
Yarvis ciężko westchnął.
- Czemu ty zawsze musisz mieć rację? To ja powinienem być ten rozsądniejszy, wszak jestem od ciebie starszy. Ale kiedy jesteś obok, diabli biorą cały mój rozsądek.
Anterus zachichotał. Chciał coś dodać, lecz usłyszał ciche chrząknięcie . Ktoś stał przed namiotem i ewidentnie chciał wejść do środka.
- Możesz wejść, Valdiss - powiedział Anterus biorąc jednocześnie miskę z niedojedzonym posiłkiem.
W wejściu d namiotu ukazał się głowa czarnowłosego mężczyzny.
- Nie chcę być namolny, ale jaśniepaństwo już wstali o się niecierpliwią kiedy ruszamy dalej.
- Powiedz, że jak tylko ludzie skoÅ„czÄ… posiÅ‚ek – odparÅ‚ Yarvis.
- Wszyscy już skoÅ„czyli. Wszystko pozbierane, w sumie czekamy tylko na nich. I na was – dodaÅ‚.
- W takim razie zbieramy siÄ™ – odparÅ‚ Yarvis wstajÄ…c. WyszedÅ‚ z namiotu.
Anterus machnął ręką i wyczarował niewielkie pojemniki oraz torby podróżne w których zabezpieczył niedojedzone mięso, po czym także wyszedł z namiotu. Kolejny ruch ręki i namiot zwijał się sam, po czym leciał w stronę końskiego zadu, gdzie rzemienie same się zapięły odpowiedni go mocując. Wsiadł na swojego konia i cierpliwie czekał aż Yarvis dopilnuje wszystkiego i w końcu rusza w dalszą drogę.
Kiedy już wszyscy jechali, Anterus podjechał do Yarvisa.
- Chcesz siÄ™ przespać? – spytal wojownik, na co mag skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Yarvis przesunÄ…Å‚ siÄ™ nieco do tyÅ‚u, robiÄ…c miejsce kochankowi. Ten sprawnie przesiadÅ‚ siÄ™ i, tak jak wczeÅ›niej, wtuliÅ‚ siÄ™ w wojownika, zamykajÄ…c oczy. ChwilÄ™ potem spaÅ‚, oddychajÄ…c równomiernie.
Jechali cały dzień, z niewielkimi przerwami, gdy któremuś ze zleceniodawców zachciało się w ustronne miejsce. W przypadku strażników nie stanowiło to problemu, po prostu odjeżdżał na bok, a najbliżsi towarzysze wzmagali czujność do momentu, gdy delikwent nie wrócił.
- Dlaczego jeszcze nie zatrzymaliÅ›my siÄ™ na nocleg? – wyraźnie zaniepokojony Hester Ostrowic wychyliÅ‚ siÄ™ z wozu. – Zaraz noc zapadnie, a my wciąż jedziemy. Wczoraj o tej porze już dawno mieliÅ›my rozbity obóz.
- Nie ma takiej potrzeby – odparÅ‚ najbliżej jadÄ…cy mężczyzna. – NiedÅ‚ugo dotrzemy do Vermontu. BylibyÅ›my wczeÅ›niej gdybyÅ›my wczeÅ›niej ruszyli z postoju. Niestety ktoÅ› lubi sobie pospać do późna.
Hester Ostrov poczerwieniał na twarzy. Doskonale wiedział o kim mówi ten łucznik. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tamten miał rację. Ale co z tego, ze on lubi sobie pospać? Ma do tego prawo! Na szczęście hrabia Ostrovnic miał na tyle rozsądku by nie wdawać się w dyskusję z ochraniającym go człowiekiem. Nie znał tamtego i nie wiedział jak zareaguje na jego słowa. A co jeśli się obrazi i nie zechce ich dalej eskortować? Do tego nie mógł doprowadzić, ładunek za wszelką cenę musiał dotrzeć na miejsce. Więc tylko sapnął gniewnie i schował się w wozie.
W końcu po jakimś czasie w oddali zamajaczyły mury miasta. Karawana zatrzymała się. Kilku ze strażników podjechało do przodu.
- Vermontu – mruknÄ…Å‚ jeden z nich.
- Dobrze, że nie ma z nami LeÅ›nika – dodaÅ‚ drugi.
- CoÅ› siÄ™ staÅ‚o? – do mężczyzn doÅ‚Ä…czyÅ‚ Yarvis, ostrożnie manewrujÄ…c konie, by nie obudzić Å›piÄ…cego wciąż Anterusa.
- Zastanawiamy siÄ™, czy tamten strażnik jeszcze nas pamiÄ™ta – mruknÄ…Å‚ Siekiera.
- Miejmy nadziejÄ™, że nie – dodaÅ‚ Å‚ucznik o czarnych wÅ‚osach spiÄ™tych w kitkÄ™.
- Jakby co, mamy fundusze na zaÅ‚agodzenie sytuacji – stwierdziÅ‚ Yarvis. – Jednak wolaÅ‚bym, żebyÅ›my nie musieli ich używać, lepiej wiÄ™c trzymajcie swe żądze na wodzy. I uważajcie co gadacie.
- Jakby to byÅ‚o takie proste – mruknÄ…Å‚ Siekiera odjeżdżajÄ…c na swoje wczeÅ›niejsze miejsce.
- Niektórzy sami siÄ™ proszÄ… żeby im skuć mordÄ™ – dodaÅ‚ milczÄ…cy dotÄ…d wojownik o gÄ™stych bakobrodach wpatrujÄ…c siÄ™ zamyÅ›lonym wzrokiem w mury miasta.
- Ja wiem, mnie samemu też czasami ciężko siÄ™ powstrzymać – stwierdziÅ‚ Yarvis. – Ale nie mamy wyjÅ›cia. Jeszcze nieraz przyjdzie nam nocować w mieÅ›cie i nie możemy robić sobie tutaj wrogów.
Mężczyźni nic nie odpowiedzieli, tylko wrócili na swoje miejsca i karawan ruszyła dalej.
- Kochanie, obudź siÄ™. Zaraz dojedziemy do miasta. – Yarvis delikatnie potrzÄ…snÄ… ramieniem Å›piÄ…cego i pocaÅ‚owaÅ‚ go w czoÅ‚o.Po chwili poczuÅ‚ jak Anterus budzi siÄ™ i przeciÄ…ga. PodciÄ…gnÄ… za lejce konia maga i poczekaÅ‚ aż tamten przesiÄ…dzie siÄ™, po czym ruszyÅ‚ przed siebie, nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ nawet za kochankiem.
Przed wjazdem do miasta zatrzymali się na krótką chwilę, by Yarvis mógł ustalić z rodzeństwem Ostrovnic, gdzie będą nocować.
- My w zajeździe „Pod orlim piórem” – odpowiedziaÅ‚a kobieta takim tonem jakby to byÅ‚ paÅ‚ac królewski, a nie zwykÅ‚y zajazd. – Zatrzymujemy siÄ™ tylko w najlepszych gospodach.
- W takim razie my tez musimy siÄ™ tam zatrzymać – stwierdziÅ‚ Yarvis.
- Ale my za to nie zapłacimy!
- Już zapÅ‚aciliÅ›cie – mężczyzna uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ wyraźnie zadowolony. – Przy noclegach w mieÅ›cie cena gospody zawsze jest wliczona w koszt. I nigdy nie jest to ta najgorsza. WiÄ™c czy chcecie czy nie, my tez bÄ™dziemy tam nocować. – UkÅ‚oniÅ‚ siÄ™ z przesadnÄ… dwornoÅ›ciÄ…, po czym odjechaÅ‚ poinformować ludzi.
Wbrew obawom Julne Ostrovnic ich karawan nie wzbudziła w mieszkańcach żadnych sensacji. Miasto leżało na skrzyżowaniu kilku szlaków handlowych i widywało już karawany większe od tych.
Jak można było się spdoziewać Julne Ostrovnic zarządała najlepszych pokoi, a dodatkowa sakiewka wyłożona przez Yarvisa sprawiła, ze właściciel opróżnił całe piętro, przeznaczając je dla Ostrovniców i ich eskorty.
- Pokoje przygotowane. Siekiera, Valais, Hamlos i Skrzek peÅ‚niÄ… pierwszÄ… wartÄ™ przy schodach – Yarvis wydawaÅ‚ polecenia. – Potem zmieniajÄ… ich…
Mężczyźni kiwali twierdząco głowami, po czy odchodzili po kolei, gdy już wiedzieli, kiedy przypada ich kolej i kto ma ich zmienić. Kiedy już nie zostało nikogo, Yarvis z Anterusem przeszli do swojego pokoju. Ledwo przekroczyli próg, a wojownik złapał maga za rękę i rzucił na drzwi, przygniatając go do nich swoim ciałem.
- Nareszcie sami – wysapaÅ‚ przygryzajÄ…c ucho kochanka. Ten tylko jÄ™knÄ…Å‚ w odpowiedzi. Yarvis szarpnÄ…Å‚ za koÅ‚nierz jego szaty i szarpnÄ…Å‚ odsÅ‚aniajÄ…c smukÅ‚e ramiona. ZupeÅ‚nie zignorowaÅ‚ trzask pÄ™kajÄ…cego materiaÅ‚u, a Anterus nie oponowaÅ‚ nawet, tylko staÅ‚ oddychajÄ…c coraz szybciej.
- Cudowny – mruczaÅ‚ Yarvis przechodzÄ…c z pocaÅ‚unkami od szyi wzdÅ‚uż ramienia. – Nawet nie wiesz z jakÄ… niecierpliwoÅ›ciÄ… na to czekaÅ‚em. CaÅ‚y dzieÅ„. – ObjÄ…Å‚ go i przycisnÄ…Å‚ do siebie tak, że mÅ‚ody mag mógÅ‚ wyraźnie wyczuć jego rosnÄ…ce podniecenie.
Roześmiał się rozbawiony.
- Trzeba było powiedzieć, przykryłbym nas peleryną tak by nikt nic nie widział.
- No tak – Yarvis prychnÄ…Å‚ rozbawiony odwracajÄ…c kochanka przodem do siebie – na koniu jeszcze tego nie robiliÅ›my. – Po czym zachÅ‚annie wpiÅ‚ siÄ™ w usta maga. Ten odwzajemniÅ‚ pocaÅ‚unek tak samo zachÅ‚annie.
Yarvis złapał Anterusa za pośladki, zmuszając go by ten objął go nogami, po czym skierował się w stronę jednego z łóżek, nie przerywając pocałunku. Został do tego zmuszony dopiero przez ból, gdy jego nogi zbyt gwałtownie zetknęły się z ramą łóżka. Syknął zirytowany, co wywołało rozbawienie na twarzy maga.
- Uważaj, bo nie będziesz miał siły na świństewka w łóżku, jak się poobijasz.
- A chcesz siÄ™ przekonać? – zapytaÅ‚ po czym poÅ‚ożyÅ‚ go niezbyt delikatnie na łóżku. RozerwaÅ‚ resztÄ™ ubrania maga i popatrzyÅ‚ na niego drapieżnie. Anterus wiedziaÅ‚ co oznacza to spojrzenie i na pewno nie byÅ‚a to spokojnie przespana noc.