Wierszokleta 19
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 06 2015 02:19:49


W ko艅cu nadszed艂 pa藕dziernik i nowy rok akademicki. Na pocz膮tku Bolkowi by艂o troch臋 ci臋偶ko przestawi膰 si臋 na studencki system, jednak ju偶 po kilku dniach funkcjonowa艂 w艂a艣ciwie.
- Cze艣膰 Bolek! – us艂ysza艂 nagle pewnego dnia, gdy siedzia艂 pod sal膮 czekaj膮c na nast臋pne zaj臋cia i zastanawia艂 si臋 co by tu zrobi膰 na obiad. Omal nie spad艂 z parapetu. Spojrza艂 w stron臋 z kt贸rej pochodzi艂 wrzask i zobaczy艂 Kapu艣niaka. A偶 si臋 zszokowa艂 widz膮c go na zaj臋ciach. Kapu艣niak wi臋cej balowa艂 ni偶 ucz臋szcza艂 na zaj臋cia i Bolek by艂 pewien, 偶e w ko艅cu go skre艣lili z listy student贸w.
- Co tu robisz?
- To samo co i ty – odpar艂 Kapu艣niak pr贸buj膮c usi膮艣膰 obok Bolka, lecz dziwnym trafem tylko si臋 ze艣lizgiwa艂. Bolek wyra藕nie czu艂 od niego od贸r alkoholu.
- Ju偶 偶e艣 si臋 naje偶a艂?
- Ja? No co ty – odpar艂 oburzony ch艂opak w ko艅cu daj膮c se spok贸j z parapetem i siadaj膮c na pod艂odze. Bekn膮艂 solidnie.
- Jedzie od ciebie jak z gorzelni.
- No dobra, troch臋 se wypi艂em. Ale tylko tyci tyci.
- Taa – mrukn膮艂 Bolek, jednak nie ci膮gn膮艂 tematu. Zreszt膮 Kapu艣niak i tak przesta艂 nadawa膰 si臋 do rozmowy, opar艂 g艂ow臋 o 艣cian臋 i zachrapa艂. Bolek przymkn膮艂 oczy i wr贸ci艂 do rozmy艣la艅 na temat obiadu.
- No prosz臋, elita rynsztoku ju偶 si臋 pojawi艂a – us艂ysza艂 nagle kpi膮cy kobiecy g艂os. Otworzy艂 jedno oko i zobaczy艂 Monik臋 Suszek, jedyn膮 dziewczyn臋 na roku, kt贸rej nie cierpia艂. Zreszt膮 nie on jeden. Ona nie dawa艂 si臋 lubi膰. Swoim zachowaniem, manierami i odzywkami prowokowa艂a do takich a nie innych reakcji.
- Spierdalaj – warkn膮艂 Bolek i znowu zamkn膮艂 oko. Postanowi艂 j膮 kompletnie ignorowa膰. Zreszt膮 zacz臋li si臋 schodzi膰 pozostali i nie mia艂 ochoty wdawa膰 si臋 w pysk贸wk臋. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej przyszed艂 wyk艂adowca i Bolek zupe艂nie zapomnia艂 o incydencie skupiaj膮c si臋 na materiale.
Czekaj膮c na kolejne zaj臋cia odebra艂 telefon. Dzwoni艂a Karolina.
- Cze艣膰 – Jej g艂os jak zwykle by艂 seksowny.
- Witaj – u艣miechn膮艂 si臋 odruchowo.
- Czy w t膮 sobot臋 b臋dziesz wolny?
- Chyba tak. To zale偶y co kombinujesz.
- No wiesz… - naburmuszy艂a si臋. – Zabrzmia艂o tak jak by艣 my艣la艂, 偶e dybam na twoje 偶ycie.
Bolek roze艣mia艂 si臋 rozbawiony.
- Kto wie, mo偶e tak uwa偶am. Wi臋c? Co planujesz?
- Tak sobie pomy艣la艂am, 偶e mo偶e potowarzyszy艂by艣 mi w drodze do Mediolanu? Mam tam pilne spotkanie biznesowe i niespecjalnie mi si臋 chce jecha膰. Mo偶e jak pojedziesz ze mn膮 to czas szybciej zleci…
- A wi臋c mam by膰 takim czasoumilaczem? Teraz to ja powinienem si臋 fochn膮膰 – stwierdzi艂 ze 艣miechem. Karolina zawt贸rowa艂a mu.
- To jak, pojedziesz?
- A zd膮偶ymy obejrze膰 tam co艣 ciekawego? No wiesz, muzea czy co艣 w tym stylu?
- Mo偶esz i艣膰 sam jak ja b臋d臋 mia艂a spotkanie, i po wszystkim ju偶 mo偶emy razem.
- W takim razie ch臋tnie pojad臋.
- 艢wietnie. A teraz co robisz? Mo偶e wyskoczymy na jaki艣 obiad?
Westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Niestety dzisiaj mam zaj臋cia do osiemnastej.
- No to jak sko艅czysz.
- Oj, nie wiem czy jeszcze si臋 b臋d臋 nadawa艂 do czegokolwiek.
- To mo偶e najpierw jaki艣 wypad do o艣rodka odnowy biologicznej? W kilka dni postawi膮 ci臋 na nogi.
- Karolina… - powiedzia艂 z wyrzutem. – Przecie偶 m贸wi艂em ci, 偶e mam studia, kt贸rych nie chc臋 opu艣ci膰.
- No dobra, to zrobimy tak: dzisiaj p贸jdziemy na kolacj臋, a wcze艣niej na jakie艣 zakupy, w przysz艂ym tygodniu Mediolan, a za dwa tygodnie o艣rodek odnowy biologicznej. Wszystko w weekendy. Mo偶e by膰?
- Mo偶e by膰.
- W takim razie czekam na ciebie o osiemnastej – I zanim Bolek zd膮偶y艂 zareagowa膰 roz艂膮czy艂a si臋.
- Co za kobieta… - westchn膮艂.
- O kim m贸wisz? – Obok Bolka pojawi艂 si臋 nagle kumpel z roku, Adam, kt贸ry mieszka艂 w tym samym akademiku, dwa pokoje dalej. By艂 jedynym znajomym Bolka, kt贸ry zalicza艂 dziewczyny dla sportu. I o dziwo, mimo i偶 si臋 z tym nie kry艂, dziewczyny lgn臋艂y do niego niczym muchy do lepu.
- O mojej nowej znajomej.
- Znam j膮? – Zainteresowa艂 si臋 Adam
- W膮tpi臋.
- Wi臋c mnie z ni膮 poznaj.
- Taaa i co jeszcze? – burkn膮艂 zirytowany Bolek. Chocia偶 kr贸tko zna艂 Karolin臋, to jednak podoba艂 mu si臋 i nie wyklucza艂 zawarcia z ni膮 bli偶szej znajomo艣ci, jednak nie teraz, mo偶e kiedy艣 p贸藕niej. – 呕eby艣 pr贸bowa艂 j膮 przelecie膰?
- O? To ona jest taka niez艂a? – Adamowi a偶 si臋 oczy za艣wieci艂y.
- Spierdalaj – warkn膮艂 Bolek. – Znajd藕 se koz臋 do wyruchania.
Adam roze艣mia艂 si臋 tylko. Rozbawiony i odszed艂 w kierunku innych znajomych z roku.
W ko艅cu nadesz艂a osiemnasta i Bolek z westchnieniem ulgi wyszed艂 z budynku uczelni.
- Ale fura… - us艂ysza艂 gdzie艣 z ty艂u. Zainteresowany spojrza艂 w ty艂, a potem pobieg艂 wzrokiem w stron臋 w kt贸ra patrzy艂 kumpel. Nie zna艂 si臋 na samochodach, lecz ten robi艂 naprawd臋 niez艂e wra偶enie. W pewnym momencie drzwi od strony kierowcy otworzy艂y si臋 i wysiad艂a z nich…
- O, kurwa, tej bym da艂 si臋 sam wyrucha膰 we wszystkich mo偶liwych pozycjach – wyszepta艂 nabo偶nie Adam.
Karolina podesz艂a do Bolka.
- Cze艣膰 – u艣miechn臋艂a si臋.
- Stary, wy si臋 znacie? – zapyta艂 Adam.
- To moja znajoma.
- Cze艣膰, jestem Adam – Wyszczerzy艂 si臋 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w stron臋 Karoliny. Ta jednak kompletnie go zignorowa艂a wci膮偶 wpatruj膮c si臋 w Bolka. Jakby nikt inny nie istnia艂.
- Gotowy na zakupy?
- Jakie zakupy? – zapyta艂 nieco histerycznie.
- Nie m贸wi艂am ci? – zdziwi艂a si臋. – No przecie偶 musimy ci kupi膰 garnitur.
- Jaki garnitur? – zdumia艂 si臋.
- No przecie偶 nie p贸jdziesz w takich ciuchach do najelegantszej w mie艣cie restauracji. Musisz wygl膮da膰.
- Ej, bez przesady – pr贸bowa艂 protestowa膰, ale na nic si臋 to nie zda艂o. Karolina z艂apa艂a go za r臋k臋 i poci膮gn臋艂a do swojego samochodu.
Przez nast臋pne kilka godzin je藕dzili od sklepu do sklepu i przymierzali mn贸stwo garnitur贸w. W艂a艣ciwie to przymierza艂 Bolek, a Karolina tylko kr臋ci艂a g艂ow膮 z niezadowoleniem. W ko艅cu w kt贸rym艣 z kolei sklepie, kt贸rego nazwa kompletnie nic mu nie m贸wi艂a, Karolina wybra艂a garnitur, kt贸ry zdaniem Bolka by艂 podobny do wielu wcze艣niejszych.
- To teraz do domu i spa膰? – zapyta艂 z nadziej膮 w g艂osie.
- No co ty, teraz na kolacj臋.
- Ale jest ju偶 prawie p贸艂noc. Ja si臋 dziwi臋, ze w og贸le ci臋 do tych sklep贸w wpuszczali o tej porze.
- Z艂ota karta kredytowa otwiera wiele drzwi – odpar艂a spokojnie.
- I pewnie te do restauracji te偶? – zapyta艂 kpi膮co.
- 呕eby艣 wiedzia艂.
- No bez przesady, nie mo偶emy jak normalni ludzie w normalnych godzinach? – burkn膮艂.
- Nie mam czasu na to. Poza tym w normalnych godzinach jest t艂ok i ha艂as. Opr贸cz tego ja nie mam czasu.
- Nie uwierz臋, 偶e nie mo偶esz znale藕膰 czasu chocia偶 raz w tygodniu. Co ty takiego robisz?
- Niestety to prawda. Prowadz臋 rodzinny interes. Nasza firma eksportuje towary na ca艂y 艣wiat. Najr贸偶niejsze towary. Ojciec nie mo偶e ju偶 prowadzi膰 firmy, wi臋c ja j膮 przej臋艂am. Codziennie musz臋 podejmowa膰 tysi膮ce decyzji, kt贸re mog膮 zawa偶y膰 na przysz艂o艣ci firmy. Ta praca to ci膮g艂y stres. Mam wi臋c prawo odstresowa膰 si臋 po ca艂ym dniu pracy, a nie u偶era膰 si臋 z jakimi艣 kretynami w godzinach szczytu.
- Ale nie musisz si臋 tak unosi膰… - stwierdzi艂 Bolek przepraszaj膮co. - Nie chcia艂em ci臋 urazi膰. Po prostu nie jestem przyzwyczajony do czego艣 takiego.
- Wi臋c si臋 przyzwyczaj lepiej, bo ja nie mam zamiaru zmieni膰 swoich przyzwyczaje艅.
- W sumie to nie mam nic przeciwko – odpar艂 Bolek. – Tylko wola艂bym 偶eby艣 nie robi艂a tego wszystkiego na raz. Wiesz, tak po malutku.
- To si臋 da zrobi膰. Wi臋c jak, kolacja?
Bolek westchn膮艂 ci臋偶ko.
- No dobra.
Karolina u艣miechn臋艂a si臋 tryumfalnie.
- Niez艂y widok – stwierdzi艂 Bolek kiedy ju偶 dotarli do restauracji, kt贸ra znajdowa艂a si臋 na najwy偶szym pi臋trze Pa艂acu Kultury.
- W艂a艣nie dlatego lubi臋 tu przychodzi膰. Zw艂aszcza noc膮.
W tym momencie podszed艂 do nich kelner z kartami da艅.
- Wszystko tutaj wygl膮da dla mnie strasznie egzotycznie. Pomijaj膮c fakt, 偶e nie znam francuskiego, nazwy nic mi kompletnie nie m贸wi膮 – stwierdzi艂 Bolek.
- Nie przejmuj si臋, ja co艣 wybior臋.
- Ale w miar臋 zjadliwego, dobrze? Jako艣 nie kr臋ci mnie wsuwanie 艣limak贸w czy jaki艣 ostryg. Jestem prostym facetem z prostym smakiem.
- Nie przejmuj si臋, na pewno ci posmakuje. – Karolina z艂o偶y艂a zam贸wienie i kelner odszed艂.
Tak jak Karolina powiedzia艂a, Bolkowi smakowa艂o danie, chocia偶 kompletnie nie wiedzia艂 jak si臋 ono nazywa. Ale to mu nie przeszkadza艂o. Bardziej interesowa艂a go Karolina, kt贸ra zaczyna艂a mu si臋 podoba膰 coraz bardziej.
Kiedy w ko艅cu wr贸ci艂 do domu by艂o ko艂o drugiej nad ranem. Stara艂 si臋 by膰 cicho by nie obudzi膰 Marcina, lecz nie bardzo mu si臋 to uda艂o, gdy potkn膮艂 si臋 o co艣 w drodze do 艂azienki.
- Tak to jest jak si臋 艂azi po ciemku – stwierdzi艂 kiedy ju偶 przesta艂 przeklina膰 z b贸lu. – Bolek, jeste艣 idiota. Czemu nie zapalisz 艣wiat艂a? Przecie偶 nie obudzisz tym Marcina.
Zapali艂 艣wiat艂o i obejrza艂 si臋 w co waln膮艂. By艂a to do艣膰 spora butelka w kt贸rej jeszcze niedawno by艂 sok malinowy. Teraz by艂a kompletnie pusta.
- Ki chuj? – zdziwi艂 si臋 widz膮c ci膮gn膮c膮 si臋 od kuchni czerwon膮 plam臋. Ruszy艂 jej tropem. Kiedy wszed艂 do 艣rodka napotka艂 niecodzienny widok: na samiute艅kim 艣rodku sta艂o kartonowe pude艂ko w kt贸rym kto艣 nieporadnie wyci膮艂 co艣 na kszta艂t wej艣cia. W 艣rodku pude艂ka le偶a艂 jaki艣 koc, a na tym kocu trzy czarne kuleczki. Widoku dope艂nia艂 艣pi膮cy Marcin przytulaj膮cy si臋 do kartonu.
Bolek potrz膮sn膮艂 nim bezceremonialnie.
- Marcin, co to jest?
- Co takiego? – pisarz ziewn膮艂 i zacz膮艂 przeciera膰 oczy k艂ykciami obu r膮k. – A, to. To jest Jedynka, to Dw贸jka a to Tr贸jka – po kolei wskazywa艂 kociaki, kt贸re obudzi艂y si臋 i zacz臋艂y pomiaukiwa膰.- A gdzie jest Czw贸rka? – Spojrza艂 z niepokojem na Bolka.
- Mnie nie pytaj, ja dopiero wr贸ci艂em do domu.
- Czw贸rka! Kiiiici, kici, kici! – zacz膮艂 wo艂a膰 Marcin chodz膮c na czworakach i zagl膮daj膮c do wszystkich mo偶liwych zakamark贸w.
Bolek te偶 si臋 rozgl膮da艂. Przeczucie mu m贸wi艂o, 偶e to ten zaginiony kociak jest odpowiedzialny za malinow膮 wst臋g臋 i czerwone piecz膮tki biegn膮ce do kolejnego pokoju. Poszed艂 za nimi i zajrza艂 pod kanap臋. Od razu wypatrzy艂 dwa 艣wiec膮ce punkciki.
- Tu jeste艣, zarazo – mrukn膮艂 i spr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 kociaka. Niestety okaza艂o si臋, ze ma zbyt kr贸tkie r臋ce by go dosi臋gn膮膰. Odsun膮艂 wi臋c kanap臋 i podszed艂 z drugiej strony. Na szcz臋艣cie kocia nie zd膮偶y艂 uciec. – Fuj, ale ty si臋 lepisz – mrukn膮艂 z odraz膮, na co kociak tylko miaukn膮艂. – Trzeba ci臋 umy膰. – I mimo protest贸w zwierzaka zani贸s艂 go do 艂azienki i wyp艂uka艂 w umywalce pod bie偶膮c膮 wod膮. Potem jeszcze troch臋 go przetar艂 i zani贸s艂 do coraz bardziej panikuj膮cego Marcina.
- Czw贸rka! – pisarz wyra藕nie ucieszy艂 si臋 i przytuli艂 kociaka do piersi.
- To teraz gadaj mi co to za koty i czemu w domu jest taki syf.
- A bo kociaki chcia艂y pi膰, to im da艂em soku malinowego.
- Koty nie pij膮 soku malinowego tylko wod臋.
- Te pij膮, zw艂aszcza czw贸rka. To jego ulubiony nap贸j.
- No dobra, niech ci b臋dzie. – Bolek nie chcia艂 si臋 teraz k艂贸ci膰. – Wi臋c sk膮d one si臋 tu wzi臋艂y?
- Marta je przynios艂a.
- Co? –zdumia艂 si臋 Bolek.
- No przynios艂a. Powiedzia艂a, 偶e jaki艣 dra艅 wyrzuci艂 te male艅stwa na 艣mietnik i czy bym nie m贸g艂 si臋 nimi zaopiekowa膰, bo inaczej trafi膮 do schroniska, a tam zdziczej膮. Bo pracownicy schroniska nie maj膮 czasu 偶eby kocha膰 wszystkie te zwierz臋ta. No to jej powiedzia艂em, 偶e ja je mog臋 kocha膰. I nazwa艂em je Jedynka, Dw贸jka , Tr贸jka i Czw贸rka.
- Ale czw贸rka to ch艂opiec – zaprotestowa艂 s艂abo Bolek. – nie widzisz, 偶e ma siusiaczka?
- No to b臋dzie Czw贸rek. Prawda, 偶e 艣liczny? – Przytuli艂 kociaka.
- A ty wiesz, 偶e zwierz臋ta to ogromna odpowiedzialno艣膰? Trzeba codziennie im dawa膰 je艣膰…
- B臋d臋 dawa艂
- … zmienia膰 wod臋, 偶eby codziennie mia艂y 艣wie偶膮 do picia…
- B臋d臋 zmienia艂.
- …zanosi膰 do weterynarza gdy b臋dzie chory…
- B臋d臋 nosi艂
- Sprz膮ta膰 kuwet臋 i wyrzuca膰 ich kupy.
- B臋d臋 sprz膮ta艂 –odpar艂 Marcin u艣miechaj膮c si臋 do Czw贸rka
Bolek westchn膮艂 i poszed艂 sprz膮tn膮膰 powsta艂y bajzel. Trzeba zrobi膰 Marcinowi wyk艂ad z karmienia tych zwierz膮t. Ale to p贸藕niej, teraz g艂贸wnym, a w艂a艣ciwie jedynym problemem by艂o zmycie malinowego soku z pod艂ogi i 艣cian.