Stacja kosmiczna Luna 5
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 27 2015 18:57:50


***
Już prawie zasypiał, gdy usłyszał cichy brzęk przychodzącego połączenia. Rozejrzał się w koło by sprawdzić czy ktoś jeszcze je usłyszał, a gdy zobaczył, że wszyscy w koło śpią, nakrył głowę kocem i dopiero wtedy dotknął tatuażu na lewym nadgarstku. Rozwinął się holoekran, który poinformował go o przychodzącej rozmowie od jego siostry bliźniaczki. Aktywował połączenie.
- Cześć Kerna – uśmiechnął się ciepło.
- Witaj, braciszku, możesz rozmawiać? – zapytała niepewnie.
- Teraz tak. – Dziewczyna wyraźnie odetchnęła z ulgą. – A ty? Czyżby starych nie było w domu?
- Ano nie ma, wybyli na rozmowy przedślubne połączone z jakimś obiadem czy kolacją. Tak byli wściekli na ciebie, że postanowili przyspieszyć mój ślub o miesiąc.
- Więc jednak… - westchnął ciężko. – Przepraszam, Kerna.
- Oj weź, daj spokój, głupku. – Dziewczyna z niecierpliwością machnęła ręką. – Przecież ci mówiłam, że mnie to pasi. Jak tylko stanę się oficjalnie panią Jargazov, zacznę wydawać kasę w takim tempie, że mężulek pożałuje, że mnie w ogóle poznał – Wyszczerzyła zęby w bardzo szerokim uśmiechu. – A co u ciebie? Skoro odebrałeś, to rozumiem, że jeszcze cię tam nie zamęczyli?
- Nie, ale niewiele im brakuje. – Jęknął – Nie sądziłem, że tak kiepsko u mnie z kondycją. Ledwo żyję, a to dopiero drugi dzień.
- Ale chyba nie masz zamiaru zrezygnować? – Spojrzała na niego podejrzliwie.
- No co ty, w życiu. Zostanę pilotem, koniec, kropka.
Dziewczyna uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona.
- Tak trzymaj, Kalvi. Jak byś czegoś potrzebował, to daj znać. Ile będę mogła tyle pomogę.
- Dzięki siora. Na razie nic nie potrzebuję oprócz snu, jestem wykończony.
Więc ci już dłużej nie marudzę. Kolorowych snów. – Połączenie zostało przerwane. Chłopak wyłączył holoekran i zamknął oczy, Zasnął dość szybko.

***
Kolejne siedem dni wyglądało tak samo: trening, z każdym dniem coraz trudniejszy, mycie, jedzenie i sen. Po tygodniu podniesiono im stopień trudności: od tej pory trening miał się odbywać w skafandrach, w stanie nieważkości. Pierwszego dnia, gdy sierżant Polinsky im o tym powiedział, paru chłopaków wyraźnie się ucieszyło, lecz szybko zmienili zdanie, gdy na koniec dnia nie mieli nawet siły by ściągnąć skafander.
Każdy dzień wyglądał tak samo: kolejka do maszyny zwanej Skandeks, gdzie każdy stawał w rozkroku i z lekko rozłożonymi rękami, a specjalne wypustki maszyny w ciągu pięciu sekund pokrywały go specjalnym tworzywem, które po sekundzie było twarde niczym skała lecz na tyle elastyczne by nie utrudniać ruchów, potem ta sama maszyna zakładała na głowę hełm i zespalała go z resztą kombinezonu. Potem oczekiwanie aż wszyscy przejdą przez Skandeks, polecenie sierżanta wydane komputerowi sterującemu stacją kosmiczną i wszyscy unosili się w powietrze, gdy komputer wyłączał grawitację. Na początku wszyscy się śmiali i dokazywali, jednak groźne słowa sierżanta szybko ich temperowały. Teraz także szeregowcy, tym razem inni niż poprzednio, pokazywali w jakiej kolejności mają przejść tor przeszkód, w którym momencie się odbić od powierzchni, a kiedy zrobić unik by nie dostać w głowę przelatującym właśnie kawałkiem skały.
- Jak oni świetnie się poruszają, z taką gracją i wdziękiem – wyszeptał Basil, patrząc z podziwem na żołnierzy błyskawicznie pokonujących kolejną przeszkodę.
- Ty też tak będziesz robił – usłyszał w słuchawkach umieszczonych w hełmie spokojne słowa Miszki.
- No co ty… - bąknął niewyraźnie. – Przecież wiesz, że ja kompletnie nie mam kondycji, gdzie mi tam do nich…
- A skąd wiesz, ze oni wcześniej nie byli tacy sami jak ty? Od dawna jest wiadome, że im częściej coś powtarzasz, tym lepszy się w tym stajesz. Jeśli odpowiednio długo będziesz ćwiczył, dojdziesz w końcu do ich poziomu.
- Tak myślisz? – spojrzał na przyjaciela uważnie i zobaczył jak usta Miszki rozciągają się za szyba hełmu w ciepłym uśmiechu.
- A chcesz się założyć?
Basil nei zdążył odpowiedzieć, sierżant dał sygnał do rozpoczęcia treningu. Basil postanowił się skupić i jak najmniej korzystać z pomocy Miszki. Przecież nie może całe życie na nim polegać. Poza tym ich drogi kiedyś się rozejdą i co wtedy? Znowu będzie bezradnym inteligentem? Nic z tego! Pokaże wszystkim, że też może być silny! Z tym mocnym postanowieniem ruszył do pierwszej przeszkody.

Minął kolejny tydzień. Ostatniego dnia kapitan Warren zebrał wszystkich i powiedział:
- To już wasz ostatni dzień na obozie treningowym. – Kilku chłopakom wymknęły się okrzyki radości, lecz o dziwo kapitan nie zareagował. – Nie wiem, co wami kierowało, że postanowiliście tu przybyć. Jeśli była to chęć poprawienia sprawności przed udaniem się na akademię wojskową, to wiedzcie, że niewielu z was osiągnęło poziom wymagany na akademii. Panują tam surowe reguły, w porównaniu z którymi nasza placówka to ośrodek wypoczynkowy. Jeśli jednak wciąż chcecie się tam dostać, mam nadzieję, że będziecie konsekwentni w swojej decyzji i nie zrezygnujecie tylko dlatego, że coś jest zbyt ciężkie. Ponieważ to wasz ostatni dzień tutaj, nie będzie żadnego treningu. Ciszcie się wolnym czasem do momentu przybycia transportowca. To wszystko, co chciałem wam powiedzieć, reszty informacji udzieli wam sierżant Polinsky. – Po skończonej przemowie kapitan po prostu odwrócił się i odszedł.
Sierżant zrobił krok do przodu i powiedział:
- Jak wspomniał kapitan, dzisiaj nie będzie żadnego treningu. – Wśród uczestników szkolenia przebiegł szmer zadowolenia. – Zostaną wam także zabrane bransoletki, które otrzymaliście na początku. Tym samym zostają zniesione wszelkie ograniczenia, jakie do tej pory was obowiązywały. – Stojący do tej pory bez ruchu za plecami sierżanta szeregowcy ruszyli i niewielkimi pilotami przykładanymi do bransoletek dezaktywowali je i zdejmowali z rąk kursantów.
- No, nareszcie – mruknął jeden z chłopaków kiedy już pozbył się tej niewygodnej ozdoby.
- Możecie do woli poruszać się po satelicie. Oczywiście są miejsca, które były i będą dla was niedostępne. To nie podlega dyskusji ani negocjacjom. Oczywiście możecie też jeszcze potrenować, jeśli chcecie.
- Nie jestem taki głupi, dość już tego mam – odezwał się ktoś, a kilka głosów mu przytaknęło.
- Ponadto – ciągnął sierżant ignorując zupełnie słowa kursantów – jeśli ktoś z was chce, może otrzymać raport ze szkolenia. Będą w nim zawarte wasze statystyki oraz ocena waszych umiejętności na początku, jak i po przejściu szkolenia. Kto chce taki raport otrzymać niech zgłosi się do skrzydła medycznego, do kapitan Jaroszek. Jakieś pytania?
- O której się stąd wyniesiemy?
- Transportowiec przybędzie jutro o godzinie ósmej rano. Lepiej więc do tego czasu spakujcie się, bo nie będzie czekał na maruderów i jeśli ktokolwiek się spóźni, zostanie tutaj na kolejny rok, aż do następnego szkolenia. – Oczywiście była to nieprawda, gdyż satelita na którym obecnie się znajdowali był wykorzystywany nie tylko do kursów takich jak ten, lecz także do trenowania żołnierzy, którzy dochodzili do zdrowia po skomplikowanych zabiegach medycznych i przebytych kontuzjach, oraz tych, którzy chcieli wykorzystać urlopy na podnoszenie swoich umiejętności. Ale o tym ci smarkacze już nie musieli wiedzieć.
Kiedy sierżant wyszedł, w pomieszczeniu zapanowała ogólna wesołość. Część z chłopaków postanowiła skorzystać z dobrodziejstw stołówki, część poszła przygotowywać się do powrotu, inni z kolei postanowili pozwiedzać satelitę. A nuż uda im się wejść do pomieszczeń, które do tej pory były dla nich zamknięte…
- To co teraz robimy? – odezwał się niepewnie Basil spoglądając na Miszkę.
- Co ty na to żeby jeszcze potrenować? Tym razem bez żadnego liczenia punktów i rywalizacji, ot po prostu tak dla siebie, dla podniesienia kondycji.
- Myślisz, że uda nam się jeszcze podszkolić?
- Nie wiem. – Miszka wzruszył ramionami. – Ale czy to istotne? Przecież chcesz iść do akademii wojskowej, więc każdy trening, czy od razu da efekty, czy nie, jest istotny.
- W takim razie chodźmy. – Basil energicznie ruszył w stronę sali treningowej.

***

- Wejść! – kapitan Warren odłożył tablet z czytaną właśnie książką. – I jak, Polinsky, smarkacze już odprawieni? – zapytał, kiedy sierżant wszedł i zasalutował.
- Tak jest, sir.
- Ciekawe co teraz robią. Raport obecności – rzucił w powietrze. W następnej sekundzie metaliczny kobiecy głos odezwał się:
- sześć prób obejścia zabezpieczeń w sektorach zastrzeżonych, dwanaście obecności na stołówce, trzy obecności w ambulatorium, trzynaście obecności w sektorze sypialnym, dwie obecności w sali pustynnej.
- Sala pustynna? – zdumiał się kapitan, a sierżant wprawdzie nic nie powiedział, ale podniósł w zdziwieniu brwi. – pokaż obraz z sali pustynnej.
Nad stołem pojawił się holoekran, a sekundę potem cała jego powierzchnię zajął obraz z sali, w której odbywały się ćwiczenia. Można było na nim zobaczyć dwóch chłopaków jak pokonują po kolei wszystkie przeszkody, a po zaliczeniu całego toru przeszkód wracają i zaczynają go od początku.
- No proszę, to mnie zaskoczyli – powiedział kapitan z podziwem. – Pokaż mi ich dane.
Obraz na holoekranie zmniejszył się o połowę, jego resztę zajęły dane Miszki i Basila.
- Całkiem nieźle im poszło – odezwał się sierżant po szybkiej analizie wyników szkolenia obu chłopców.
- Masz rację, Polinsky. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego. Ten mały mnie zaskoczył. Kiedy tu przybył typowałem go na pierwszego, który się załamie, a on powoli i uparcie parł do przodu. Uplasować się w pierwszej piątce podczas gdy się zaczynało z samego dołu, to naprawdę niezły wyczyn. Mam nadzieję, że dzieciak będzie chciał iść na żołnierza, a nie jakiegoś biurokratę, który będzie nam mówił jak mamy walczyć – ostatnie słowa kapitan wypowiedział z wielką pogardą. Widać było jaka jest jego opinia na temat cywilnego personelu pracującego w wojsku.
- Śmiem mieć inne zdanie, sir – odezwał się spokojnie sierżant. Kapitan spojrzał na niego uważnie, więc kontynuował: - Wszystko to, co osiągnął ten mały jest zasługą tego z blizną. Sam pan widział jak mu pomagał przez cały czas i zaniżał swoje wyniki by dostosować się do niego. Gdyby nie on, mały nie ukończył by tego kursu.
- Komputer, analiza procentowa wyników Basila Ureski I i Michała Uchany, ich wzajemna zależność i jej wpływ na ich wyniki.
Komputer odpowiedział błyskawicznie:
- Michał Uchany od początku do końca utrzymywał zrównoważony poziom intensywności treningu. Jednakże z analizy jego akt medycznych wynika iż nie wykorzystywał w pełni swojego potencjału, przez cały czas utrzymując się na granicy 30%. Gdybym był człowiekiem wysunąłbym teorię iż robił to celowo. Jeśli zaś chodzi o Basila Ureski to intensywność treningu wzrastała powoli lecz systematycznie. Na początku były to nierówne skoki w granicy 0,5 % na dzień, jednakże pod koniec treningu wzrosły one do 6% na dzień. Analizując wzajemną zależność między jednym osobnikiem a drugim można zauważyć iż na początku intensywność Basila Ureski rosła wraz ze spadaniem intensywności Michała Uchany, mniej więcej w zależności 1do pięciu, jednakże po kilku dniach zależność ta spadła do 1 do trzech, a intensywność Michała Uchany zaczęła wzrastać. Czy mam podać bardziej dokładne dane liczbowe?
- Nie trzeba – odparł kapitan. – Tyle wystarczy. Sam widzisz, Polinsky, może i na początku dzieciak faktycznie był zależny od tego drugiego, lecz z czasem, niezauważalnie, sam zaczął pracować na swoje wyniki. Tamten był dla niego tylko kołem napędowym. I jeśli dzieciak uwierzy w samego siebie, nie będzie więcej potrzebował tego koła napędowego. A przy okazji, Polinsky, masz te informacje na temat tego Uchany?
- Za pozwoleniem, sir – powiedział sierżant, po czym podszedł do stołu i powciskał kilka przycisków. Obraz na holoekranie zmienił się. – To wszystko sir, co można znaleźć na jego temat w sieci i poza nią.
- Hmm – mruknął kapitan czytając uważnie. – Nie ma tu nic na temat powiązań tego gagatka z generałem Kuzmiecow. Cholera, chyba nigdy nie zaspokoję swojej ciekawości.
- Żałuje pan, sir?
- Szczerze? Nie bardzo, Polinsky. To po prostu była jakaś odskocznia od tej codziennej rutyny i pewnie zaspokoiłaby mnie tylko na chwilkę. No bo co bym zrobił z tymi informacjami? Nic szczególnego. Ale jestem dobrej myśli, jeszcze nieraz zdarzy się ktoś interesujący. Może nawet bardziej niż ten Uchany… Trzeba tylko cierpliwie czekać.

***

- Jestem wykończony – stęknął Basil po skończeniu po raz trzeci toru przeszkód.
- Masz już dość? To może pójdziemy coś zjeść?
- Dobry pomysł, chodźmy. Ale najpierw pod prysznic, jeszcze trochę, a chyba się rozpłynę.
Miszka uśmiechnął się rozbawiony.
Szybko umyli się i przeszli do stołówki. Po drodze mijali kilku chłopaków, lecz zupełnie ich ignorowali.
- To co teraz robimy? – Zainteresował się Miszka, kiedy już skończyli jeść.
- Wracamy potrenować – Basil wyszczerzył się.
- Widzę, że ci się to spodobało? – Miszka roześmiał się, na co Basil pokiwał twierdząco głową. – A masz jeszcze siły?
- Z tobą zawsze! – odparł entuzjastycznie czym rozbawił Miszkę.
- W takim razie chodźmy.
Resztę dnia spędzili na treningu. Oczywiście nie narzucali sobie tak morderczego tempa jak wcześniej i robili co jakiś czas przerwy dla złapania oddechu, jednakże nie oznaczało to iż przykładali do tego mniejszą wagę czy może traktowali się bardziej ulgowo. Zachowywali się tak jakby szkolenie wciąż trwało. A gdy nadszedł już wieczór wrócili do sypialni i spakowali swoje rzeczy, by rano być gotowym do podróży.
Przed snem Basil jeszcze poczytał trochę książkę, aż w końcu nadeszła godzina którą uznał za odpowiednią do spania.
Podczas, gdy Basil zajęty był czytaniem książki, Miszka przeszedł do łazienki i upewniwszy się, ze jest w niej sam, nawiązał połączenie.
- No cześć, Spider.
- Cześć, Cesil. Jak wygląda sytuacja.
- No zrobiłem jak chciałeś. Razem z Ośmiornicą wyciągnęliśmy z babki pięć milionów. Chyba odpowiednia cena za twój życiorys, co?
- No, całkiem niezła – pochwalił Miszka rozmówcę. – A informacje gdzie poszły dalej?
- Nie zgadniesz – Cesil wyszczerzył się.
- Nie mam zamiaru – warknął. – Gadaj.
- Do ciebie.
- Co?
- Odbiorcą był sierżant Stefan Polinsky stacjonujący obecnie na wojskowym satelicie szkoleniowym Junona. – Miszka nic nie powiedział na tą informację, chociaż zaskoczyła go ona.
- Dzięki, Cesil.
- A przy okazji, Spider…
- Tak?
- Zapomniałem ci powiedzieć poprzednim razem: do twarzy ci w tej fryzurce – wyszczerzył się, po czym nie czekając na reakcję przerwał połączenie.
Miszka tylko zgrzytnął zębami i wrócił do sypialni. Kiedy był już pewny, że wszyscy śpią, wstał cicho i wyszedł z sali. Kierując się planami satelity, które zapamiętał dość szybko, znalazł kwaterę sierżanta. Jak można się było spodziewać znajdowała się ona w sektorze niedostępnym dla kursantów. Lecz to nie zniechęciło Miszki. Dwie minuty majstrowania przy jego hakerskiej bransoletce i przejście stało otworem. Bez problemu znalazł drzwi z napisem”Sierżant Polinsky”. Szybko tworzył zamek i wszedł do środka. Jak można się było spodziewać, sierżant spał w najlepsze. Nie bawiąc się w subtelności obudził go. Jak na żołnierza przystało, szybko się obudził i oceniwszy sytuację, rzucił się na intruza. Niestety niedocenił Miszki. Po wymianie paru ciosów sierżant leżał na ziemi przygnieciony przez Miszkę.
- Starzejesz się, sierżancie. Dziesięć lat temu pokonałbyś mnie jednym palcem – stwierdził Miszka z rozczarowaniem.
- Jak się tu dostałeś?
- Powinieneś się domyślić, skoro szukałeś informacji na mój temat.
- Michał Uchany.
- Do usług. – I chociaż sierżant nie mógł tego widzieć, Miszka wyszczerzył się. – Więc, czemu szukałeś informacji na mój temat?
- To nie ja. Ja tylko byłem pośrednikiem. To kapitan Warren.
- A po co mu to? – Miszka zdziwił się.
- Na drugi dzień po twoim przybyciu odezwał się generał Kuzmiecow. Chciał wiedzieć jak się tu sprawujesz. Kapitanowi się to nie spodobało i chciał się dowiedzieć dlaczego ktoś taki jak generał Kuzmiecow interesuje się takim śmieciem jak ty.
Miszka nic nie odpowiedział, a sierżant ze zdziwieniem wyczuł, że uścisk zelżał. Spróbował się podnieść. Nie poczuł żadnego oporu. Szybko podniósł się do pozycji pionowej i napiąwszy mięśnie czekał na atak. Jednak ten nie nadszedł. Wtedy ze zdziwieniem stwierdził, że chłopak siedzi pod ścianą.
- Światło – wydał polecenie i pomieszczenie rozświetliło się.
Miszka nawet nie drgnął. Siedział pod ścianą z dziwnie zrezygnowaną miną. Sierżant nie wiedział co robić. Nagle Miszka westchnął.
- A więc dla was jestem tylko śmieciem?
- Każdy kto łamie prawo jest śmieciem. Ani kapitan, ani ja nie rozumiemy dlaczego tak wybitny generał zawraca sobie głowę kimś takim. To chyba normalne, że chcieliśmy się dowiedzieć.
- Masz rację, sierżancie, to normalne. Ludzie zawsze byli wścibscy i ciekawscy. Jednakże nigdy się nie nauczyli, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Dla własnego dobra.
- Grozisz mi? – oczy sierżanta zwęziły się w dwie małe szparki.
- Tylko ostrzegam, sierżancie. Ciekawość nie zawsze popłaca. Jak pan mógł wyczytać z moich akt znam się świetnie na elektronice. Żaden komputer, żadna maszyna nie ma przede mną tajemnic. A im więcej zabezpieczeń, tym większą ochotę mam je złamać. I namieszać tak, że nikt przez długi czas tego nie zauważy. Lepiej niech pan więc uważa i nie zadaje zbyt wiele pytań, bo któregoś dnia może panu zrobić krzywdę każde z urządzeń na tym cholernym satelicie. I niech pan to powie kapitanowi. Lepiej nie wchodzić w moją strefę bezpieczeństwa, bo można wejść na minę. – Z tymi słowami Miszka wstał i wyszedł z pokoju sierżanta. Poszedł spać.
Następnego dnia rano obudził go harmider. Wszyscy uczestnicy szkolenia biegali paniką w oczach i próbowali zbierać swoje rzeczy, które, jak zdążył zauważyć, walały się wszędzie. Ktoś nawet zostawił swoje majtki na wiszącej pod sufitem przedpotopowej lampie.
- Co się dzieje? – usłyszał zaspany głos Basila. Chwilę potem do głosu dołączyła twarz i ręce przecierające wciąż jeszcze zaspane oczy.
- Za pół godziny przybędzie transportowiec i wszyscy próbują się pozbierać.
- Aha – mruknął Basil. – To chyba powinniśmy też się przygotować?
- Ano powinniśmy.
Basil bez słowa zszedł z łóżka i potrącany przez innych udał się do łazienki. Po skończonych ablucjach był już o wiele bardziej rześki. Razem z Miszką wzięli swoje rzeczy i ruszyli w stronę śluzy, cierpliwie czekać na transportowiec.
Transportowiec przybył o czasie, jednak zanim odlecieli, wyładowano najpierw zamówione przez kapitana rzeczy niezbędne do prawidłowego funkcjonowania satelity, wyszło tez paru żołnierzy, którzy ignorując ciekawskie spojrzenia kursantów szybko ruszyli dalej.
W końcu transportowiec, po niezbędnych formalnościach, oderwał się od satelity.
- Co teraz będziesz robił? – zainteresował się Miszka, kiedy już po wylądowaniu na Ziemi 2 wyszli z kosmodromu.
Basil westchnął.
- Szczerze mówiąc nie wiem. Musze sobie znaleźć jakieś miejsce by przeczekać do rozpoczęcia roku na akademii.
- To nie możesz wrócić do domu? – zdziwił się. Basil pokręcił przecząco głową.
- Uciekłem z domu. Ojciec chciał żebym tak jak on został bankierem, a mnie to nie odpowiadało. Jemu z kolei nie odpowiadało to, ze chcę zostać pilotem. Jak się to skończyło, chyba się domyślasz…
- Skoro nie masz gdzie mieszkać, to może zatrzymasz się u mnie? Mam dość miejsca.
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu – wybąkał Basil, chociaż propozycja przyjaciela wyraźnie go ucieszyła.
- Nie sprawisz. Mieszkam sam.
- No to w takim razie skorzystam – odparł uśmiechając się, a w duchu odetchnął z ulgą, że nie musi wracać do domu.
Wzięli turbotami i pojechali do mieszkania Miszki. Znajdowało się ono na pięćdziesiątym piętrze budynku stojącego w samym centrum miasta.
- Masz stąd piękny widok – stwierdził Basil wyglądając przez ogromne okno w salonie.
- Właśnie dlatego kupiłem to mieszkanie.
Tydzień minął dość szybko i w końcu nadszedł czas by udać się do akademii wojskowej. Tego dnia wstali dość wcześnie, bez pośpiechu przygotowali się i wziąwszy turbotami udali się na miejsce. Po załatwieniu niezbędnych formalności, czyli zapisaniu się, poddaniu szczegółowym badaniom i pobraniu kompletu podręczników przeszli do ogromnej sali, gdzie już było sporo takich jak oni.
- Ciekawe co teraz – odezwał się Basil.
- Sądzę, że teraz będą nas rozdzielać na poszczególne sekcje.
- Już nie mogę się doczekać. – Basil był wyraźnie podniecony. – Ciekawe czy nauka będzie wyglądać tak samo jak na tym szkoleniu. Będziesz mi tez pomagać? – spojrzał na Miszkę błagalnym wzrokiem.
- Niestety mały, tym razem będziesz zdany na siebie.
- Ale dlaczego?
- Idziemy do różnych sekcji. Ty do pilotażowej, ja do mechanicznej.
- Ale dlaczego? Myślałem, że tez będziesz pilotem.
- Wybacz, ale nie interesuje mnie to.
- Czemu więc przyszedłeś na to szkolenie na tamtym satelicie?
Niestety Miszka nie zdążył odpowiedzieć, gdy drzwi do sali otworzyły się i weszło kilku wojskowych w różnych uniformach.
- Kapitan Warren? – zdumiał się Basil widząc idącego na przedzie mężczyznę.