Zarzucił linę, na końcu której był zaczepiony hak i sznur zawisł na balustradzie balkonu. Nie spodziewał się, że to będzie tak łatwe. Gdyby nie było balkonu miałby większe trudności z dostaniem się do wnętrza komnat. Wspinanie po ścinach już mu tak nie idzie, jak w czasach kiedy miał kilkanaście wiosen. Złapał linę i sprawdził czy jest dobrze umocowana. Kilka chwil i będzie po wszystkim. Sztylety swobodnie wisiały mu w pochwach po wewnętrznej stronie płaszcza. Musiał to zrobić, inaczej on pożegna się z życiem.
Wciągnął się rękami i oplótł nogę o sznur, tak przygotowany podciągał się w górę mając swój cel na oku. Nie było wysoko, więc jego stopy po krótkim czasie dotknęły podłoża balkonu. Spojrzał w okno. Przez szybę widział, jak migało blade światło świecy. Czyżby któryś z książąt bał się ciemności? Nie wziął pod uwagę, że Aranel jest niewidomy. Wyjął sztylety i nacisnął klamkę, uprzednio idąc w stronę drzwi omal nie wpadł na bujany słomkowy fotel. Cóż, gracja kocich i cichych ruchów zawodziła, gdy na nieznanej drodze stawały przeszkody. Najciszej jak się dało uchylił przejście i wszedł do środka kierując swój wzrok na śpiące postacie. Niedługo mieli zasnąć na wieki i jeden dlatego, że nie wybrał się w swoją zwyczajową ucieczkę przed niechcianym mężem. Nie jego sprawa. Zrobi swoje i znika.
Podszedł do łoża i wtedy zdarzyło się coś co go bardzo zaskoczyło. Z drugiego końca pokoju dobiegł go znany mu głos:
– Wiedziałem, że będziesz chciał to zrobić tej nocy.
Asmand odwrócił się i jego wzrok napotkał trzech mężczyzn, którymi byli jego niedoszłe ofiary i Erkiran Ladrim. Na powrót powrócił nim do łoża, odsunął okrycie pod którym leżały puchowe poduszki mające przypominać kształt śpiących osób. I wtedy dotarło do niego, że po raz pierwszy w życiu nie udało mu się. Wpadł! Został zdradzony!
– Kim jesteś? Co tu robisz? I dlaczego chciałeś zrobić to co myślę? – odezwał się Riven srogim głosem. W tym czasie Erki zapalał naftowe lampy i Saeros mógł wyraźnie zobaczyć mężczyznę oraz broń w jego rękach. – Mów zanim wezwę straże! – Ścisnął mocnej dłoń swego męża, który stał przy jego boku. W drugiej ręce Saeros trzymał krótki miecz, który wysunął przed siebie.
– Miałem wykonać swoje zadanie, ale mi przeszkodzono. Zastanawiam się jak to się stało? – zawarczał skupiając swoją uwagę na chłopaku, którego miał nadzieję już nigdy nie ujrzeć. Dzieciak go zdradził? Jak? Kiedy?
Erkiran odstawił świecę, której ogień posłużył do zapalenia innych płomieni. W jego oczach, gdy spoczęły na twarzy Asmanda, krył się zawód, błaganie, nadzieja i coś jeszcze o czym Delreth nie chciał myśleć.
– Nie chciałem, byś zrobił coś złego. Nie wierzyłem, że to chodziło o zabicie książęcej pary, ale łatwo mogłem się wszystkiego domyślić – zaczął opowiadać Erki. – Postanowiłem ci przeszkodzić. – I tu powrócił do wydarzeń z poprzedniego wieczoru.
Nie potrafił wrócić do domu i zostawić wszystkiego biegowi wydarzeń. Czuł, że ta noc nie będzie spokojna. Dlatego nakłamał Leteno, że w nocy będą przygotowania do przyjęcia w pałacu, którego w rzeczywistości miało nie być, i wrócił do miasta. Wszędzie panowała już pora kiedy ludzie szli spać. Tak naprawdę Erki nie wiedział co miał robić. Stanął przed gospodą i widział palące się światło w oknie pokoju, jaki wynajmował Asmand. Ten mężczyzna z każdą chwilą coraz bardziej zapadał mu w pamięć i w serce. Pocałunek wciąż tkwił na jego ustach, a pragnienie, tak mu do tej pory nieznane, rozchodziło się po jego ciele.
– Nie pozwolę, byś to zrobił. Nie pozwolę.
Biegł w stronę pałacu, niedługo mieli zamknąć bramy, więc wolał znaleźć się tam wcześniej. I tak by go wpuszczono, strażnicy wiedzieli, że pracuje w kuchni, ale wolał nie rzucać im się w oczy. Poszedł do kuchni, tak teraz pustej i cichej. Tylko kucharka przygotowywała spis dań na następny dzień.
– Dzieciaku co tu robisz?
– Niech mi pani powie, czy gdyby pani o czymś wiedziała, to zachowałaby to dla siebie, czy wręcz przeciwnie.
– Zależy o co chodzi. – Odłożyła pióro, aby swobodnie położyć ręce na czystym stole. – Z reguły nie zdradza się cudzych tajemnic.
– To wiem, ale co zrobić, kiedy komuś może stać się krzywda?
– Nie wiem. Można tę osobę w jakiś sposób ostrzec lub powstrzymać tego co chce kogoś zranić. Czyżby któryś z chłopców chciał komuś zrobić szkodę? – dopytała kobieta. Niektórzy tutaj byli w gorącej wodzie kąpani.
– Tak tylko rozważam. – Nie da rady powstrzymać tak po prostu Delretha. A może by... Nie wierzył, że chce to zrobić. W ten sposób wyda tego człowieka straży. Z drugiej strony może uda mu się przekonać tych mężczyzn i nie stanie się nic złego. Przygryzł wargę intensywnie myśląc, po czym wyskoczył z kuchni jakby się paliło.
Idąc korytarzem oświetlonym przez kandelabry rozważał wszystkie za i przeciw. Dzisiaj obserwował Asmanda nie tylko w czasie powrotu książąt do pałacu, ale i wiele razy później. Mężczyzna się ukrywał, ale on znał jego chód, ubrania i potrafił go rozpoznać. To co Erkiran chce zrobić mogło być złym posunięciem, przypuszczalnie się mylił, ale przeczucia nigdy go nie bałamuciły. Nawet kiedy ginęli jego rodzice on czuł, że został sam z braćmi. Od tamtej pory zawsze słuchał swych odczuć, a te były teraz bardzo silne.
Nie wiedział dokładnie jak ma iść, ale kiedy dotarł do schodów wdrapał się na odpowiednie piętro. Mijając szykujących się do nocnej ochrony strażników i służących starających się wszystko przygotować na jutrzejszy dzień, zdezorientowany Erkiran w wyobraźni odtwarzał ilość okiennic i porównywał je z drzwiami. Zawsze równa ilość okien odpowiadała jednej komnacie. Wiedział, że Aranel i Riven zajmują jedno ze skrzydeł w pałacu i liczył, że teraz tam się znalazł, a także pod odpowiednim wejściem. Co najwyżej będzie dalej szukał.
Z mocno bijącym sercem uniósł dłoń i zapukał.
– Drzwi otworzył mi książę Riven – mówił Erki.
– Zdradziłeś mnie – oskarżył Ladrimę Asmand obrzucając go płonącym z wściekłości wzrokiem.
– Nie chciałem, żebyś ich zabił. – Wskazał na Rivena i Aranela, który z pomocą męża usiadł w fotelu. – Chciałem ci pomóc.
– Pomogłeś! Teraz wyląduję w ciemnym i wilgotnym lochu. – Asmand spojrzał w stronę drzwi balkonowych. Jak się pośpieszy to zdąży uciec. Nigdy więcej nie da się zamknąć! Cofnął się w ich stronę, ale Erkiran widząc co się dzieje zastąpił mu drogę.
– Wysłuchaj mnie.
– Nie przeleciałem cię i teraz się mścisz, głupi dzieciaku?!
– Nie rań mnie, bo ja tylko chcę ci pomóc – powiedział ze łzami w oczach Ladrima. Jak Asmand może tak mówić?
– Wysłuchaj go, bo inaczej zawołam straże i marnie skończysz – warknął Riven. Miał spokojnie spać u boku Aranela, a tymczasem rozmawia z niedoszłym mordercą. Jego niedoszłym, bo nie wierzył, że ten człowiek jest niewinny.
– Mów! – Delreth spojrzał na Erkirana groźnie. Zaufał mu!
Erki wpatrzył się w ścianę za nim i ponownie zabrał głos:
Drzwi się otworzyły, a w nich stanął książę Saeros.
– Kim jesteś? – zapytał.
– Nazywam się Erkiran Ladrim. Jestem pomocnikiem w kuchni i najprawdopodobniej tej nocy ktoś ma tu się wkraść i podejrzewam, że zechce zabić ciebie, panie lub księcia Adantina.
Erki zaproszony wszedł do komnaty, po raz pierwszy widział tak wielki przepych. On nigdy nie będzie tak mieszkał. Nawet nie chciał, bo wolał zwykły dom i jego ciepło.
– Proszę, panie, przysięgnij, że cokolwiek powiem nie wezwiesz strażników i nawet później także tego nie zrobisz.
– Najpierw chcę usłyszeć o co chodzi. Przychodzisz zakłócać nasz nocny spokój. – Riven nie ustępował. – Jakiś kuchcik lub posłaniec, kimkolwiek jesteś, przychodzi tutaj i mówi, że ktoś chce mnie zabić? Mów.
Słysząc zimny głos księcia opowiedział od samego początku historię Asmanda i to jak go poznał. Co mężczyzna zrobił, żeby uratować Kala i czego Erki domyśla się o nim i tego kim jest albo raczej o co mu chodzi.
– Ktoś go wynajął. Błagam uwierz mi, panie. On nie jest zły. – Płakał Erkiran. – Gdyby nie on nie miałbym już brata. As, ma dobre serce.
– Dobre? – oburzył się Saeros. – On planuje coś złego, a ty go bronisz?!
– Nie, ja...
– Nie płacz mi tu chłopaczku...
– Nie mów tak do niego.
Erkiran przeniósł spojrzenie z księcia Saerosa na Aranela. Młody małżonek Rivena przytrzymywał się drzwi łaźni, jak wydedukował chłopak.
– Aranelu, jak dużo usłyszałeś? – Riven podszedł do męża.
– Wszystko i chcę wiedzieć więcej – powiedział zdecydowanym głosem Adantin. – Poza tym wierzę, że chłopak nie chce źle. W jego głosie wyczuwam troskę, dobro oraz ból.
– Opowiedziałem po raz kolejny całość wydarzeń i wybłagałem byśmy tutaj poczekali. Jak widzisz nie ma tu straży, więc nie trafisz do więzienia o ile powiesz im wszystko. – Po tych słowach chłopak spojrzał na Delretha, w którym wrzała furia. Zbliżył się do niego i złapał za poły płaszcza zaciskając na nim pięści. Stanął na palcach i pocałował lekko uchylone usta.
Asmand opuścił sztylety, które upadły na posadzkę wydając przez to głośny i denerwujący dźwięk. Chwycił chłopaka za nadgarstki odciągając od siebie.
– Co ty robisz? Poniżasz się – syknął. Przeklinał się za znajomość z Ladrimą. Niech ten chłopak będzie przeklęty. – Właśnie skazałeś mnie na śmierć.
– Cc... Co? – zapytał przerażony. Zapominając, że nie są sami na powrót zapragnął być blisko niego, ale silny uścisk mu nie pozwolił, a wręcz mężczyzna odepchnął go od siebie.
– Nie rozumiesz, że ten kto zlecił mi to zadanie, zabije mnie, że nie wykonałem czegoś za co mi zapłacił?!
– To mu oddaj wszystko co ci dał!
– Głupi jesteś! To tak nie działa. On wie, że ja wiem.
– Nie nazywaj mnie tak.
– A jak? Tylko głupiec, by zrobił to, co ty dzisiaj! – Napadł na niego.
– Uważam, że tak postępuje ktoś kto ma w sobie wiele uczuć i odwagi – wtrącił się Aranel. Był przerażony, ale nie mógł pozwolić, by ten człowiek krzyczał na chłopaka. – Chciał cię uratować.
– Mnie? Książę, mnie się nie da uratować. Mam na rękach krew wielu osób, zgodzę się, że dotychczas byli to łajdacy, ale to nie ma wielkiego znaczenia. Zabijam od lat.
– To możesz przestać to robić. Masz szansę. Szansę, którą wybłagałem – powiedział płaczliwie Erkiran. Był zdeterminowany tak bardzo, że miał ochotę paść przed Delrethem na kolana i żebrać, aby mężczyzna zmienił swoje, a raczej czyjeś, plany i posłuchał jego. Przecież chciał mu pomóc.
– Nie rób z siebie mazgaja, dzieciaku. Po co mi jakaś szansa?
– Udaremniłem zabicie niewinnych osób i książę Saeros obiecał, że jak zdradzisz kto...
– Nie wiem kto mnie wynajął! Miał zginąć Adantin. – To jakiś pieprzony sen. Obudzi się, będzie w pokoju jaki wynajmował... nie najlepiej obudzi się gdzieś daleko stąd. Wiele, wiele mer stąd.
– Jakoś się kontaktowaliście ze sobą – zabrał głos Riven. – Wszystko nam opowiedz. I obiecuję, że jeżeli nie podniesiesz na nas ręki, nic ci się nie stanie. Skąd pochodzi ten co cię wynajął?
Asmand nagle jakby zmalał. Nie miał szans na ucieczkę, a może to i lepiej. Może już czas skończyć z tym wszystkim. Nie wierzył, że nic mu się nie stanie. Ten, co go wynajął z pewnością jest bogaty i wie wszystko, więc już mógł pożegnać się ze swoim życiem. Zabiją go, tak jak on to robił. I tylko myślał, żeby nic nie stało się temu stojącemu obok chłopakowi, który patrzył na niego z masą uczuć wyrysowanych na pięknej twarzy. Zrzucił z głowy kaptur i wszystkim ukazały się jego ogniste włosy, które okalały przystojne oblicze.
Riven wcześniej nie widział dokładnie jego twarzy, więc teraz ciężko mu było zrozumieć, jak ktoś obdarowany urodą ma tak potworną duszę. Ludzie, szczególnie dzieci nie raz się bały twarzy pokrytych bliznami, nazywały innych maszkarami, brzydalami, a później okazywało się, że niejeden z nich miał piękną duszę. Chociaż i to nie było regułą, zdarzali się też ludzie o czarnych sercach. Ale jak dotąd Riven po raz pierwszy spotykał tak niezwykły wygląd ze złym sercem. Zastanawiał się jaką drogę przeszedł ten człowiek, że stał się bestią. Czasami trzeba przejść piekło, by stać się potworem. Niektórzy się tacy rodzili i pytanie jak było w przypadku jego niedoszłego zabójcy.
– Posłańca zawsze wysyłałem w jedno miejsce do Krainy Elros. – Po długiej chwili milczenia Asmand postanowił, że ratunek przed zgniciem w lochach jest tylko ten co zaproponował książę.
Słysząc to Aranel drgnął. Elros? Zaraz po głowie zaczęły mu krążyć myśli, że to jego ojciec chciał się go pozbyć. Czy ten człowiek mógł, aż tak bardzo go nienawidzić? Wsłuchał się uważnie w opowieść mężczyzny.