Kiedy w końcu dotarli do domu, Marcin odetchnął z wyraźna ulgą i sprawdził czy oba zamki są zamknięte.
- Ty, nie mów, że masz agorafobię – Bolek patrzył podejrzliwie na te zabiegi.
- Nie mam – odparł nerwowo – ale ostatnio jakoś niepewnie się czuję, jak wychodzę z domu. Chyba się odzwyczaiłem.
- Nic dziwnego. Wiecznie tylko siedzisz przy laptopie, to i zapomniałeś jak to jest wyjść z tych czterech ścian. Trzeba to zmienić.
- Niby jak? – spytał lekko spanikowany.
- Normalnie. – Wzruszył ramionami. – Jedziesz na wakacje?
- Jakie wakacje? – zdumiał się.
- Rany, człowieku – westchnął zirytowany. – Nie wiesz co to są wakacje? Jedziesz gdzieś i się byczysz nad morzem albo w górach, albo jeszcze gdzieś indziej.
- Znaczy nic nie robię? – upewniał się.
- Kompletnie nic.
- W domu też tak mogę – wybąkał, na co Bolek teatralnym gestem walnął czołem w ścianę.
- Człowieku, ty jesteś blady jak kościotrup. Tobie trzeba słońca! Powietrza! Rozumiesz? – Marcin pokiwał głową. – To świetnie! – Bolek ucieszył się. - Zatem jedziemy na wakacje!
- Ale dokąd?
- Nie wiem jeszcze. Trzeba poszukać w necie gdzie warto jechać. Dawaj tego swojego laptopa. – I nie czekając na reakcję rozmówcy, ruszył do sypialni tamtego.
- Co powiesz na Szczecin? – zapytał Bolek po chwili przeglądania Internetu. Marcin siedział na drugim stołku i zaglądał mu przez ramię.
- Znaczy nad morze? – upewnił się.
- Nad morze.
- No nie wiem… - zawahał się. – A nie możemy gdzieś… na przykład do Grecji, Egiptu…
- A po cholerę? – zdumiał się. – Ja wiem, że ty masz kasę i możesz sobie na to pozwolić, ale ty wiesz jaki tam będzie spęd bydła o tej porze roku? Ludzie myślą, że jak się pochwalą egzotyczną wycieczką, to będą nie wiadomo kim. A przecież Polska też ma do zaoferowania piękne miejsca wypoczynkowe, tylko po prostu ich nie doceniamy. Zobaczysz, w Szczecinie też będzie fajnie. Patrz, tu masz wypisane wszystkie miejscowe atrakcje.
Marcin uważnie przebiegł wzrokiem po ekranie laptopa.
- No to jedźmy do tego Szczecina – powiedział w końcu.
- Ok., to pakuj się. – Bolek w duchu odetchnął z ulgą. Wprawdzie w głosie Marcina nie było słychać wielkiego entuzjazmu, ale przynajmniej nie musiał go długo przekonywać. Sprawdził pociągi.
- Za dwie godziny mamy połączenie bezpośrednie. Pośpiesz się więc i szybko spakuj, żebyśmy nie dotarli tam na ostatnią godzinę.
Marcin kiwną twierdząco głową. Bolek ooszedł się spakować. Nie zastanawiał się zbytnio, po prostu wrzucał letnie cichy do plecaka. Chwilę później był już spakowany. Jeszcze tylko się upewnił czy wziął wszystko inne oprócz ciuchów, co mu potrzebne i wyniósł plecak do przedpokoju. Marcina nie było nigdzie widać, a to oznaczało, że wciąż się pakuje. Postanowił więc wybrać sobie jakąś książkę na drogę. Trochę się zastanawiał, gdy okazało się, że w księgozbiorze Marcina jest kilka interesujących książek, które nie są jego autorstwa. W pierwszej chwili zdziwiło go to, ale zaraz się zbeształ za tą niedorzeczną myśl. Przecież fakt, że Marcin jest znanym pisarzem nie oznacza, że na półkach musi mieć tylko swoje książki. Przecież też może mieć swoich ulubionych autorów. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że Marcin, tak samo jak Bolek lubi fantastykę baśniową. Tym razem, gdy naszło go kolejne zdziwienie, rozum siedział cicho. Od fantastyki baśniowej do kryminałów i thrillerów jest raczej daleka droga. Jakim więc cudem facet lubiący baśniowe opowiastki pisze takie genialne thrillery? Tego Bolek nie mógł kompletnie zrozumieć. No ale cóż, on jest tylko prostym facetem, nie zna się na pisaniu…Po dłuższej chwili namysłu wziął trylogię „Serce smoka” napisaną przez zupełnie mu nie znanego autora, zakładając, że podczas urlopu mogą się zdarzyć deszczowe dni, wtedy książka będzie akurat. I chociaż książki były dość grube, to jednak jakoś udało mu się je jeszcze upchnąć w plecaku, bez większego uszczerbku dla ich okładek czy kartek. Kiedy w końcu skończył, rozejrzał się za Marcinem, ale jego wciąż nie było widać.
- Co on się tak ślamazarzy? – mruknął zirytowany i spojrzał na zegarek. Zostało im dwie godziny do odjazdu pociągu. Zirytowany poszedł do sypialni Marcina. Kiedy wszedł, zobaczył niemal cała szafę wywaloną na łóżko i blondyna wpatrującego się z nieszczęśliwą miną raz w jedną raz w drugą koszulkę trzymane w rękach.
- Co ty do cholery robisz? – niemal wykrzyknął, na co Marcin podskoczył.
- Ale mnie przestraszyłeś. Omal nie zeszłem na zawał.
- Na zawał to prędzej ja zejdę przy tobie – warknął. – Czego się jeszcze nie spakowałeś?
- Bo nie wiem co wziąć. – Zrobił żałosną minę.
- Co za wielka filozofia, bierzesz letnie ciuchy i na wszelki wypadek coś cieplejszego, jakby się pogoda zepsuła i tyle.
- No ale ja nie wiem w czym będę lepiej wyglądał. W tej koszulce czy tej – pokazał Bolkowi.. Czy lepsze będą spodnie z długimi nogawkami czy może krótkie? Jeansowe czy może materiałowe?
- A kogo to, kurwa, obchodzi, czy będziesz miał na sobie koszulkę żółtą zieloną czy sraczkowatą?! Jedziesz na wakacje a nie pieprzoną rewię mody! Rozumiesz?! – Był już wściekły do granic możliwości. – Marcin szybko pokiwał twierdząco głową. – Tylko mi tu nie rycz – dodał Bolek widząc, że kąciki oczu blondyna zaczynają podejrzanie drgać a oczy robią się dziwnie szkliste. – Tym razem jak się poryczysz i spróbujesz zadzwonić do Janowskiej, to cię ukatrupię. Rozumiesz? Nie jesteś dzieckiem, więc nie zachowuj się jak dziecko! A teraz dawaj, pakujemy cię! – Wyciągnął z szafy torbę podróżną i zaczął do niej wrzucać ciuchy, nie patrząc ani na kolor ani na fakturę materiału, a tylko i wyłącznie na rodzaj ubrania. Żeby na miejscu się nagle nie okazało, że spakował mu same bluzki i ani jednej pary spodni.
- Jeszcze to – powiedział Marcin, kiedy Bolek w końcu zasuwał torbę. Ten spojrzał na to, co pisarz trzyma w rękach.
- O nie, mój drogi, laptop zostaje w domu.
- Ale dlaczego? A jak Marta zadzwoni, że muszę pilnie poprawić coś w książce?
Bolek w duchu policzył do dziesięciu, po czym wyciągnął telefon.
- Cześć Baśka – powiedział, kiedy w końcu nawiązał połączenie.
- Co jest? Tylko szybko, bo nie mam czasu. Kryśka. – krzyknęła gdzieś poza słuchawkę. – Naczelny cię szukał jakaś godzinę temu! No więc? Co jest? - Wróciła do Bolka.
- Ile ci zajmie robota nad tą książką Marcina?
- A bo ja wiem… Poszła do korekty, nie wiem jak szybko się z tym uwiną. A czemu?
- A bo chcę zabrać tego barana na wakacje, a on mi jęczy, że będziesz go potrzebować.
- Wakacje? Świetny pomysł, ale wątpię żeby ci się udało go wyciągnąć z domu – stwierdziła sceptycznie. – Karol, gdzie, do kurwy nędzy, jest ten plik, który mi obiecałeś dwa dni temu! – wrzasnęła nagle tak głośno, że aż Bolek odruchowo podskoczył i odsunął telefon od ucha. – To nie do ciebie – dodała spokojnym głosem, a chwilę potem znowu wrzeszczała: - A co mnie to, kurwa, obchodzi! Zaklinałeś się, że skończysz, więc teraz zapierdalaj i mi go dawaj, bo cię wykastruję tępą łyżeczką! O czym to mówiliśmy? – wróciła zupełnie spokojna do rozmowy z Bolkiem. – A, wakacje.
- No właśnie wakacje. Więc? Ile ci zajmie to wszystko co musisz zrobić z tą jego książką, zanim zaczniesz go znowu cisnąć?
- A na ile chcecie jechać?
- Jeszcze nie wiem, ale myślę, że dwa tygodnie chyba będą w sam raz.
- A, to spoko. Przez dwa tygodnie na pewno go nie będę potrzebować.
- No i klawo. – Bolek uśmiechnął się szeroko. – Na razie. – Rozłączył się. – Powiedziała, że nie będzie cię teraz potrzebować, więc możesz zostawić laptopa.
Marcin zrobił smutną minę, ale Bolek zignorował to zupełnie.
- Jeszcze tylko przybory toaletowe i możemy jechać – mruknął i wyszedł do łazienki. Kiedy wrócił, Marcin stał w tym samym miejscu, nie było więc powodu podejrzewać, że coś jest nie tak. Dopiero parę dni później przekonał się, że jeszcze trochę zajmie zanim wychowa Marcina na tyle, by poważnie traktował to, co Bolek mówi.
Wzięli taksówkę. Normalnie, to byłaby ona szybciej na miejscu niż jakikolwiek autobus, jednak tego dnia chyba wszystko sprzysięgło się przeciwko Bolkowi. Taksówka utknęła w gigantycznym korku.
- Nie dojedziemy na czas – jęczał Marcin.
- Dojedziemy – uspokajał go Bolek.
- A jeśli nie dojedziemy? – To będziemy gonić pociąg tą taksówką – warknął zirytowany Bolek. Mimo iż próbował zachować spokój, to jednak on też zaczynał się denerwować nieubłaganie uciekającym czasem.
- Naprawdę? – Marcin wyraźnie ucieszył się, niczym małe dziecko. Bolek spojrzał na niego ciężkim wzrokiem, ale nic nie powiedział, tylko wrócił do podziwiania krajobrazu za oknem.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- A jeśli pociąg przyjedzie wcześniej? – zapytał niepewnie Marcin.
Bolek westchnął ciężko.
- A widziałeś kiedykolwiek pociąg, który przyjechał wcześniej?
- No… nie.
- No właśnie. Poza tym, nawet jeśli przyjedzie wcześniej, to i tak musi odjechać o określonej godzinie, a nie tak jak mu się chce. Rozumiesz? – Widząc twierdzące kiwnięcie głową, odetchnął z ulgą.
W końcu jednak jakoś przedarli się przez korek.
- No i widzisz – stwierdził Bolek z satysfakcją, pokazując Marcinowi zegarek – mamy jeszcze pół godziny.
- A co, jeśli przy kasach będą kolejki? Albo wykupią nam wszystkie bilety?
- Marcin, nie bądź takim fatalistą, dobra? Od tego tylko niepotrzebnie przybywa zmarszczek i siwych włosów. Że już o wrzodach nie wspomnę.
- No ale…
- Zamknij się już, dobra? – powiedział łagodnie. Nie miał już siły na denerwowanie się. Podprowadził Marcina do ławek. – Usiądź tutaj i pilnuj bagaży, a ja pójdę kupić bilety.
- I coś do picia. Pić mi się chce.
- I coś do picia.
- I do jedzenia.
- I do jedzenia. – Aż się sobie dziwił, że jeszcze jest cierpliwy.
- No to ja tu poczekam na ciebie. Ale wróć szybko! – wykrzyknął jeszcze, jak Bolek odszedł kilka kroków. Tamten przystanął, licząc do dziesięciu, aby tylko nie wybuchnąć. Ruszył dalej.
Na szczęście kolejki przy kasach nie były zbyt długie i szybko się przesuwały, więc zostało mu jeszcze trochę czasu, by kupić prowiant na drogę.
-No i załatwione – powiedział wróciwszy doMarcina. Wyraźnie widział, jak tamten odetchnął z ulgą. –Niepotrzebnie panikowałeś.
- A jak pociąg nie przyjedzie?
- Marcin, weź mnie nie załamuj, dobra? – jęknął biorąc bagaż. – Pociąg przyjedzie i dojedziemy bez przeszkód do tego cholernego Szczecina, kapujesz? - Blondyn pokiwał głową. – No to idziemy na peron. O, już zapowiadają nasz pociąg.
Akurat zjeżdżali ruchomymi schodami, gdy pociąg wtoczył się na peron. Trochę im zajęło, zanim powoli drepcząc w ogonku innych podróżnych, znaleźli dla siebie miejsce, ale za to, jakimś cudem, udało im się znaleźć całkiem pusty przedział.
- Lubię patrzeć na tory – powiedział Marcin, kiedy już siedzieli, obaj przy oknie – zwłaszcza jak się schodzą albo rozjeżdżają. Wyglądają wtedy jakby płynęły.
- Ja wolę obserwować drzewa.
- Też są fajne. Wyglądają jakby uciekały przed pociągiem – zachichotał Marcin.
W tym momencie drzwi do ich przedziału otworzyły się i do środka wtoczył się chaos w postaci dwóch blondynek i jednego, wyraźnie mrukliwego, ostrzyżonego na zapałkę, miśka.
- … to ja jej wtedy powiedziałam, że jak nie zostawi mojego miśka w spokoju, to jej gały wydrapię. Wtedy ona, czaisz, tak się spietrała, że aż poleciała do tego swojego goryla na skargę – trajkotała jedna z dziewczyn. – No i na co czekasz? – odwróciła się do chłopaka. – Na pisemne zaproszenie? Połóż tą walizkę na półkę. Przecież widzisz, że sama nie dam rady.
- No i spokój szlag trafił - mruknął Bolek, na szczęście tak cicho, że nawet Marcin go nie słyszał.
Misiek, bez słowa protestu, z pewnym wysiłkiem podniósł walizkę i próbował ją jakoś ułożyć na półce.
- Uważaj co robisz! – wrzasnęła na chłopaka. – Nie gnieć jej tak, bo mi ubrania pognieciesz. Nie tak, bo mi na głowę spadnie. Nie widzisz jak wystaje?! Co ja z tobą mam – westchnęła. – Mogłam sobie znaleźć kogoś bardziej rozgarniętego.
Bolek, widząc jak biedaczek się męczy, pośpieszył mu z pomocą.
- Dzięki – mruknął chłopak, po czym usiadł.
Tymczasem blondyna perorowała niezmordowanie dalej do swojej psiapsióły:
- Wiesz, ona jest taka głupia, że aż ludzkie pojęcie przechodzi. Myśli, że jak jej starzy mają kasę, to może odgrywać nie wiadomo kogo. A przecież to totalna wieśniaka. I że ona niby jeździ specjalnie do Paryża, by kupić sobie torebkę od Prady. – Roześmiała się drwiąco. Druga, dotąd milcząca zawtórowała jej.
Bolek, widząc, że dziewczyny w końcu porozkładały po całym przedziale swoje rzeczy i zamierzają w końcu usiąść, szybko przesiadł się na miejsce obok Marcina. Kiedy tylko ta trójka weszła do przedziału, Bolek wyraźnie zauważył jak przyjaciel skulił się w sobie, jakby chciał się jeszcze bardziej wcisnąć w kąt przedziału. Nie trzeba był wielkiej psychologii, ani specjalnych umiejętności, by odgadnąć, że blondyn najzwyczajniej w świecie boi się i wolałby, żeby intruzi byli jak najdalej od niego. Bolek postanowił się więc poświęcić i usiadł tak, by go odgrodzić od blondynek, zwłaszcza, że to ta rozgadana chciała usiąść koło niego. Dziewczyna jednak opacznie zrozumiałą ten gest, bo otaksowała Bolka spojrzeniem, uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona i powiedziała:
- Monika jestem. A to – wskazała na towarzyszy – Katarzyna i mój misiu.
- Wojtek – mruknął chłopak siadając naprzeciwko, lecz blondyna go kompletnie zignorowała, wciąż gapiąc się na Bolka.
- Bolek – odparł spokojnie.
- A ty pewnie jesteś Lolek? – zarechotała ubawiona własną dowcipnością, w końcu łaskawie zauważając Marcina.
Bolkowi wyraźnie się to nie spodobało. Jednak nie dał nic po sobie poznać.
- Nie, Marcin – odparł blondyn niepewnie.
- My jedziemy do Szczecina, a ty? – trajkotała Monika. – W zeszłym roku tam byłam i było super. Mnóstwo dyskotek, świetna zabawa.
- My też do Szczecina – odparł zgodnie z prawdą Bolek.
- O, to świetnie! Widzisz, Kaśka, mówiłam, że w pociągu na pewno spotkamy kogoś miłego.
- Masz rację – w końcu odezwała się ta druga. – Tu też można spotkać niezłe ciacha.
Normalnie Bolek uznałby to za komplement, lecz w ustach tej dziewczyny brzmiało to jak… obelga. Jeszcze ten rozbierający go wzrok obu dziewczyn… czuł się jak na targu niewolników.
- A ta głupia pinda Jagoda – prychnęła z pogardą Monika – mówiła, że tylko w Grecji można spotkać super facetów.
- Pinda i idiotka – zawtórowała jej Kaśka.
Bolek, korzystając z okazji, że blondynki skupiły się na sobie, odwrócił się do Marcina.
- Wszystko w porządku? – zapytał widząc nieszczególną minę tamtego.
- Strasznie hałaśliwe są.
- Może spróbuj się przespać, szybciej czas ci zleci.
- W takim jazgocie? – Pokiwał sceptycznie głową. – Nie da rady.
- To może chcesz krzyżówki? Jak się na nich skupisz, to w pewnym momencie przestaniesz na nie zwracać uwagę. Kupiłem jolki. One są dość trudne i potrzeba się przy nich skupić i nieźle nagłówkować.
- Daj.
Bolek wyciągnął z plecaka krzyżówki i cienki zeszyt na zapiski dla Marcina oraz książkę dla siebie. A blondynki wciąż gadały.
-… i rozumiesz, tutaj taka falbanka, tu marszczenie i tiul. No mówię ci, wyglądała jak by założyła na siebie worek kartofli. – Tym razem rozgadała się ta o imieniu Kaśka.
Bolek zerknął na ich towarzysza. Spał. Przynajmniej próbował, bo już po chwili można było słyszeć pełen pretensji głos Moniki:
- Misiek, głuchy jesteś, czy co? Mówię do ciebie, nie ignoruj mnie.
- Wybacz kochanie, zamyśliłem się.
- No pewnie – prychnęła blondyna – bo ty tylko myślisz o sobie. Nie pomyślisz, że ja mogę czegoś potrzebować.
- Więc czego potrzebujesz, kochanie? – zapytał nad wyraz cierpliwie.
- Podaj mi moją torebkę, potrzebuje pilnik. Paznokieć mi się ułamał.
Misiek posłusznie sięgnął po torebkę, która leżała obok niego.
- No chyba mówiłam, że potrzebuję pilnik – Monika skrzywiła się z niesmakiem. – Głuchy jesteś czy co?
- Wybacz kochanie – wybąkał i zaczął grzebać w torebce.
- no co za… - mruknęła, gdy chłopak w końcu podał jej to, czego żądała. - To nie jest pilnik, tylko polerka. Ile razy mam ci to tłumaczyć?
- Wybacz kochanie. Misiek wciąż był posłuszny.
- Nie ten pilnik, ten grubszy – blondyna wciąż strofowała chłopaka. Ten w końcu znalazł właściwy przyrząd i Monika, nie przestając trajkotać, zajęła się piłowaniem paznokcia. A potem przerzuciła się na pozostałe i pokazując je Kaśce.
Bolek miał nadzieję, że to piłowanie paznokci zajmie jej trochę czasu i on będzie mógł się skupić na książce. Niestety skończyło się tylko na nadzieji. Monika, zupełnie ignorując fakt, że jest zajęty czytaniem, zaczęła coś do niego mówić, poklepując go po ramieniu i wkurzająco, zdaniem Bolka, śmiejąc mu się wprost do ucha.
Przez chwilę mruczał coś w odpowiedzi, aż w końcu zdenerwował się i powiedział:
- Przepraszam, ale muszę wyjść zapalić.
I wyszedł na korytarz. Na szczęście pociąg ruszył jakiś czas temu, więc mógł spokojnie podziwiać zmieniający się krajobraz. Przygotował się na to, że większość podróży spędzi „na paleniu”, jednak zmienił decyzję, widząc jak Monika atakuje Marcina, a ten próbuje coś jej odpowiadać, przez cały czas kuląc się w sobie. Jęknął w duchu i pomyślał, że to będzie najkoszmarniejsze sześć godzin w całym jego życiu.