Rozdział 7
Archer wrócił do domu, gdy tylko skończył karmić konie i je napoił. Lubił pracować. To go uspokajało i pozwalało przegonić uporczywe myśli, które kotłowały się w jego głowie, gdy tylko na chwilę przysiadł. Umył ręce i podszedł do okna. Pomimo wieczoru ludzie kotłowali się na ulicy w wielobarwnym tłumie. Jakiś chudy człowiek biegał od latarni do latarni i zapalał je cienką pochodnią. Kilku drobnych pijaczków zmierzało do karczmy chwiejnym krokiem, śpiewając jakąś wpadającą w ucho piosenkę. Archer przez chwilę przyglądał się nieprzytomnie światu za oknem, gdy jego rozmyślania zostały przerwane.
- Riddock, może przejdziesz się do Kelsa i powiesz mu o zleceniu lady Lea Werther? – zaproponował Gregor, wieszając letnią kurtkę na wieszaku nieopodal drzwi wyjściowych.
Archer spojrzał na niego nieco zdziwiony.
- Myślałem, że sam chcesz się do niego wybrać.
- Tak, ale postanowiłem jednak porozmawiać z nim jutro. Jestem dziś nieco zmęczony. Poza tym lady Lea przekazała trochę leków. Zostawiłem je w stajni. Gdybyś był tak dobry, i zaniósł je Kelsowi, byłbym wdzięczny.
- Cóż, to nie jest żaden problem. – zapewnił Archer, jednak obawiał się pójścia do domu Kelsa. Widział go już dzisiaj. Nie chciał się narzucać.
- Wspaniale! Leki stoją na stoliku obok okna. Na pewno je znajdziesz. Brązowa skrzynka. Nie jest ciężka, więc nie powinieneś mieć problemów z jej przeniesieniem. Uważaj jednak, buteleczki są delikatne i łatwo można je zbić.
- Zawsze uważam. – zapewnił go Archer.
- Dobrze, dobrze. – Gregor uśmiechnął się ojcowskim uśmiechem. – Zapytaj go jeszcze o której ustalili spotkanie z klientką. Muszę jutro załatwić kilka spraw i nie chciałbym czegoś odwoływać na ostatnią chwilę. Choć musze przyznać, ze Nevis sam ustalił większość szczegółów.
- To dobrze, czy źle? – zaciekawił się Archer.
- Nevis czasami traci głowę w obecności ładnej dziewczyny. Rozumiem go, ale chciałbym, żeby bardziej kierował się rozsądkiem w interesach.
- Ach tak. – westchnął Archer. – Dobrze, pójdę do Kelsa.
- Nie siedź u niego zbyt długo. Niebawem będzie kolacja. Wiem, jakim gawędziarzem potrafi być nasz drogi Daearen. – uśmiechnął się Gregor.
- Daearen? – zdziwił się Archer, który nigdy wcześniej nie słyszał tego imienia.
- To imię Kelsa. Prawdziwe. Nie wiedzieć czemu, nie używa go.
- Ja swojego też nie. – przyznał niechętnie Archer. – Riddock to imię mojego ojca.
- Zapewne masz swoje powody. – stwierdził starszy najemnik.
- Sam już nie wiem. Może to zwykłe przyzwyczajenie.
- To też powód.
Archer uśmiechnął się nieznacznie.
- Owszem. – rzekł i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. – W takim razie niedługo wrócę.
***
Archer ściskał w rękach niedużą, brązową skrzynkę. Wbrew temu, co mówił Gregor, była całkiem ciężka jak na swoje gabaryty. A może jemu się tak tylko zdawało? Wciąż dochodził do siebie po wydarzeniach w kopalni. Nie odzyskał jeszcze właściwej sobie kondycji i siły. Gregor trenował z nim każdego ranka, szkoląc go w mieczu. Był w tym bardzo dobry. Chłopak zastanawiał się, dlaczego starszy najemnik odszedł z armii. Gregor jednak unikał opowiadania o swojej przeszłości. Archer doskonale to rozumiał, bo sam nie był chętny do chwalenia się tym.
Przez chwilę wahał się, czy ma zapukać, czy po prostu wejść, ale wybrał tą pierwszą opcję. Nikt mu nie odpowiadał. Stał tak, ze skrzynką w rękach, wpatrując się w ciężkie drzwi. Ponownie zapukał i tym razem usłyszał czyjeś kroki. Drzwi otworzyły się, a za nimi stał Kels, nieco zdziwiony tą późną wizytą.
- Riddock? Coś się stało? – zapytał z troską w głosie.
Archer ostatkiem sił powstrzymał się przed grymasem. Nie był przyzwyczajony do tego rodzaju tratowania. Nie chciał, żeby ktokolwiek się o niego martwił. Nawet Kyla.
- Nie, nie. – Archer potrząsnął głową. – Gregor chciał przyjść osobiście, ale powiedział, że czuje się zbyt zmęczony. Dał mi to. – dodał chłopak unosząc lekko skrzynkę, którą trzymał.
- Wejdź, nie będziemy przecież tak rozmawiać. – zaprosił go Kels.
- Jeśli jesteś zajęty…
- Czytałem tylko książkę. – odparł spokojnie uzdrowiciel. – Wejdź. – powtórzył raz jeszcze. Archer spojrzał w jego błękitne oczy i zastanowił się, dlaczego dał się namówić Gregorowi na przyjście tutaj. Przeklął siebie w duchu i wszedł do mieszkania Kelsa. Niewielki korytarz prowadził do dziennego pokoju, który był połączony z kuchnią. Widać było, że od dawna nikt jej nie używał. Zapewne z braku czasu. Na niewielkim stoliku, który stał na środku pokoju piętrzyła się sterta książek. Niektóre z nich były bardzo grube. Zapewne to naukowa literatura. Archer wiedział, że wykształcenie maga-uzdrowiciela obejmowało wiedzę medyczną. Kels musiał być naprawdę inteligentnym facetem.
- Gdzie mam to postawić? – zapytał chłopak.
- Daj, spróbuję znaleźć miejsce. – odparł mag i wziął skrzynkę z jego rąk. Chłopak przez chwilę poczuł dotyk dłoni uzdrowiciela na swojej i zadrżał mimowolnie. Zaraz jednak przeklął siebie w duchu.
Kels postawił skrzynkę na kuchennym regale i zajrzał do środka. Były w niej różnego rodzaju buteleczki i ampułki. Mag szybko przetaksował wzrokiem zawartość i uśmiechnął się.
- To dobre zaopatrzenie. Skąd pochodzi?
- Ech, niejaka Lea Werther dała je Gregorowi.
- Lady Werther. Zawsze pamięta o potrzebujących, choć sama wychowała ośmioro dzieci. – stwierdził uzdrowiciel. – Siadaj sobie, Riddock. Chcesz coś do picia?
- Nie, nie chcę sprawiać problemu. W ogóle powinienem już iść.
- Nonsens! Siadaj! – powiedział Kels, wskazując mu wolny fotel. Archer czuł się bardzo niezręcznie. Wydawało mu się, że Kels robi to wszystko przez grzeczność, że najchętniej by się go pozbył z domu. To był wieczór i mag pewnie chciał odpocząć.
- Pewnie jesteś zmęczony a ja nie chcę przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz. – zapewnił go mag, patrząc w jego oczy. Archer nie mógł odwrócić wzroku, mimo, że bardzo chciał. Miał tylko nadzieję, że Kels nie może czytać w jego myślach. Nie, nie jest przecież mentalistą.
- Gregor wrócił zaraz potem, gdy wyszedłeś. – powiedział Archer. – Dostał zlecenie od tej lady Werther. Dla siebie i dla nas. To znaczy dla Kyli i dla mnie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Gregor powiedział, że…
- Oczywiście, że nie mam. Gregor wie, co robi. – uśmiechnął się Kels. Archer sam nie wiedział dlaczego, ale ten uśmiech odwzajemnił.
- Chciał też zapytać, o której jest to spotkanie z… klientką.
- Zaproponowałem dziesiątą rano. Wcześniej mam pacjentów a nie chcę odwoływać tych wizyt. Nowa klientka wydaje się bardzo w typie Nevisa. Jest całkiem ładna i wygląda mi na to, że wie, czego chce. Mógłbym też przysiąc, że próbowała mnie podrywać. – zaśmiał się uzdrowiciel.
Archer poczuł się nagle dziwnie. Podrywać? Co też ta baba sobie myślała! To pewnie jakaś rozpieszczona do granic możliwości pannica, która uważa, że świat leży u jej stóp. Nie wiedział czemu, ale nagle poczuł wzbierającą złość.
- A tobie się podobała? – Archer wypowiedział te słowa, zanim zdołał się powstrzymać. Kels uśmiechnął się szeroko.
- Może gdyby była mężczyzną, to tak. Nie zaprzeczam, to ładna dziewczyna, ale z tej mąki chleba nie będzie. – odparł uzdrowiciel. – Może tobie się spodoba, choć obawiam, się, że może być nieco za stara.
- Za stara? Ma pięćdziesiąt lat?
- Zażartowałeś? Riddock, czy ty właśnie zażartowałeś? – uśmiechnął się znów Kels. Cóż, możliwe, że on wcale nie przestawał się uśmiechać.
- A jak myślisz?
- Nie, muszę cię uspokoić, nie ma pięćdziesięciu lat. Myślę, że Nevis rzuca na nią sieci. Albo ona na niego. Nie sądzę, żeby dała się łatwo nabrać na jego słodkie słówka.
- I dobrze.
- Nie lubisz go. – stwierdził Kels.
- Aż tak widać? – Archer wzruszył ramionami. Nie musiał lubić wszystkich, a już na pewno nie Nevisa Dorella. Mało go z resztą to obchodziło. Gregor był dobrym człowiekiem, musiał przyznać, że nawet go polubił. Z Laveną nie rozmawiał zbyt wiele, ale nie miał nic przeciwko niej. Nie podobało mu się jedynie to, że zdradzała męża, któremu przysięgała wierność przed ołtarzem. No i to wydarzenie z przeszłości z Kelsem. Ale to nie jego sprawa. Był jeszcze Kels. To inna historia. Zupełnie inna.
- Nie, nie powiedziałbym. – rzekł Kels, przyglądając się chłopakowi uważnie. – Nevis potrafi być denerwujący, owszem. Nie miał lekkiego życia i to odcisnęło na nim piętno. Nikt z nas nie jest idealny.
- Wiem to. Nie szukam ideałów. Nie darzę sympatią Nevisa i nie zanosi się, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. – stwierdził Archer.
- Cóż, nie można mieć wszystkiego. Cieszę się, że między nami jest wszystko w porządku. Polubiłem twoją siostrę. Na początku myślałem, że obaj nie będziemy potrafili się dogadać, ale cieszę się, że się myliłem.
Archer poczuł, że się czerwieni. Bardzo chciał, żeby między nimi się ułożyło, tylko miał na myśli nieco inne rzeczy niż Kels. Zmusił się do uśmiechu, który wydawał mu się wyjątkowo nieszczery.
- Ja też. – odarł, nie wiedząc, co jeszcze ma dodać.
Mag dobrze wyglądał w tym świetle. Świece podkreślały jego jasne włosy, nieco zmierzwione po całym dniu pracy. Uśmiechał się, wpatrując się w brązową skrzynkę od lady Lea. Archer chciał go pocałować. Bardzo. Zacisnął dłonie w pięści i spróbował zebrać myśli. Co to w ogóle było! Niedorzeczne. Zna tego mężczyznę ledwie kilka tygodni. Nie mógł jednak zapomnieć jego spojrzenia, wtedy, gdy najemnicy znaleźli go w kopalni. Dłonie uzdrowiciela były tak delikatne.
Archer w duchu stwierdził, że coś na pewno się z nim dzieje. Skąd wzięły się nagle te myśli? Przecież ich nie chciał.
- Riddock, gdzie jesteś? – zapyta z rozbawieniem Kels, zauważywszy zamyślenie chłopaka. Archer potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić wszystkie dziwne myśli i spojrzał na uzdrowiciela.
- Niedaleko. – odparł, lekko uśmiechając się.
- Nasza nowa klientka mówiła, że potrzebuje czterech ludzi. Pomyślałem, że chciałbyś się zabrać do Aeral. Ty i Kyla. To stare miasto, z widokiem na wzgórze zamkowe. Poza tym stacjonuje tam dowództwo armii Wschodnich Gmin Imperium.
- To prawda, nigdy tam nie byłem, ani ja, ani moja siostra. – przyznał niechętnie Archer. Niby kiedy mieli udać się na krajoznawczą wycieczkę?
- Jakieś trzy lata temu miałem tam praktykę wraz z tamtejszymi medykami. Moją pierwszą. Miałem dwadzieścia pięć lat, a jak na maga-uzdrowiciela, to i tak wcześnie. Nie chcę się chwalić, ale to specyficzny rodzaj magii, który rozwija się w wiekiem.
- Ach, rzeczywiście, kiedyś słyszałem, jak któryś z tych myślicieli w bibliotece o tym wspominał. Mimo wszystko, nie zwalnia cię to od studiowania medycyny. – powiedział Archer, wskazując na stertę książek, piętrzących się na stoliku.
- Tak. To było najcięższe. Nigdy nie byłem pilnym uczniem. – zaśmiał się mag. – Widzisz, jest coś dziwnego między nami, że rozmawiamy tak swobodnie, jakbyśmy się znali kilka ładnych lat. – dodał nagle Kels. Archer zupełnie nie spodziewał się tych słów. Teraz naprawdę nie wiedział, co ma na nie odpowiedzieć. Zapatrzył się w zbiór ksiąg, próbując uspokoić myśli.
- To w tobie coś jest. Sprawiasz, że ludzie chcą ci ufać. – odrzekł, nieco zaskakując sam siebie.
Kels spoważniał, wbijając w niego swoje błękitne spojrzenie. Teraz to on zaskoczył maga. Stwórco, Archer bał się, że zacznie czuć do Kelsa… nie, do Daearena, coś znacznie więcej niż pożądanie. Przecież to nie możliwe, że taki człowiek, jak uzdrowiciel zadowoliłby się kimś takim jak Archer.
Nie, nie, nie! O czym on w ogóle sobie myśli! Niedorzeczne! Kels mu zaufał, a on tymczasem snuje jakieś fantazje na jego temat. Archer uderzyłby się w głowę, ale zapewne wyglądałoby to dziwnie. Uśmiechnął się lekko do tej myśli.
- To chyba dobrze. W końcu jestem uzdrowicielem. – rzekł w końcu mag. – Powiedz mi, umiesz grać w szachy?
- Prawdę mówiąc, nie bardzo.
- Widziałem, że Kyla grała w warcaby, więc pomyślałem… Chciałbyś się nauczyć?
- To jakaś propozycja? – Archer uśmiechnął się krzywo.
Kels przez chwilę się zastanawiał.
- Owszem.
- W takim razie chciałbym.
- Wspaniale. Jesteś inteligentny, szybko się nauczysz. – zapewnił go uzdrowiciel.
- Nie wydaje mi się.
- Trochę wiary. Wszyscy od czegoś zaczynali. Powiem ci, że grywam czasem z Nevisem, ale on jest marnym strategiem i ciągle gada o swoich podbojach. Słabo mi się robi na samą myśl o tym.
- Wcale ci się nie dziwię.
- Riddock, Riddock… - Kels pokręcił głowa.
- Pójdę już. – ogłosił chłopak i wstał z fotela. – Pewnie chcesz odpocząć, a Gregor kazał mi zjawić się na kolacji.
- No proszę.
Kels odprowadził go do drzwi. Archer odwrócił się, żeby życzyć mu dobrej nocy i nagle zorientował się, jak blisko siebie stoją. Wystarczyłby tylko minimalny ruch z jego strony i mógłby go pocałować.
Teraz.
W jego domu.
Nie.
- Widzimy się jutro o dziesiątej. – powiedział Kels, zupełnie nieświadomy jego myśli.
- W porządku. Przekażę wszystko Gregorowi. Daleko stąd jest to całe Aeral?
- Nie, nie. Ale sam wiesz, jak wygląda Imperium po wojnie domowej.
- Tak. Dobranoc. – odparł i wyszedł w noc, którą rozświetlały liczne latarnie. Usłyszał, jak Kels zamyka drzwi i obejrzał się. Nie wiedział, co ma zrobić. Kels wzbudzał w nim dziwne uczucia, których nie chciał. Może to przejdzie? Nie wiedział, ale bardzo chciał, żeby tak się stało.
Ruszył w końcu przed siebie, do domu Gregora. Ciekawiło go trochę kim jest ta klientka. Czy to aby profesjonalne ze strony Nevisa Dorella, żeby wikłać się z nią w jakieś relacje. W romans? Archer tak nie uważał, ale postanowił się w to nie mieszać. Tak długo, jak Dorell nie mieszał się w sprawy jego i Kyli, nic go nie interesowało.
Nie uszedł daleko, gdy usłyszał za sobą głośne kaszlnięcie. Zignorowałby to zapewne, gdyby nie fakt, że ktoś zachichotał. Był to znajomy śmiech. Odwrócił się nagle i spostrzegł, że obok jakiegoś szarego budynku z kamienia, stał, oparty o ścianę młodszy z braci Kristoff, jasnowłosy Edmund. Był w towarzystwie dwóch, podejrzanie wyglądających oprychów, nie grzeszących urodą. Gracjana nie było widać. Zapewne został w domu i leczył rany oraz dumę.
- No, no, mały Riddock. Może jednak już nie taki mały, ha? Wracasz od kochanka? Doskonale wiem, że tam jest dom naszego drogiego uzdrowiciela! – zawołał jeden z kompanów Edmunda, wskazując na kierunek, z którego przybył Archer. Widocznie młodszy z braci Kristoff był zbyt tchórzliwy, by sam cokolwiek powiedzieć. Spoglądał tylko na Archera z dziwnym uśmieszkiem.
Chłopak skrzywił się, mając nadzieję, że trzej mężczyźni tego nie spostrzegli. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo chciałby, żeby ich słowa były prawdą.
- On nie jest moim kochankiem. – burknął pod nosem chłopak.
- Doprawdy, nie musisz zaprzeczać! Imperium jest wolne od uprzedzeń, nawet wobec takich wybryków natury jak ty. – zaszczekał tamten.
- Odpieprz się w końcu od Kelsa. Nic ci nie zrobił!
- Wręcz przeciwnie. Uzdrowiciel zawsze pakuje się tam, gdzie nie potrzeba. – stwierdził poważnie Edmund. – Ja nie mogę mu nic zrobić, bo jest ważną personą w społeczeństwie. Pomaga biednym i chorym. Jakież to wspaniałe z jego strony. Oh! Sam widzisz, że mam związane ręce. – dodał niepocieszony. – Spodziewałem się jednak tego, że znajdziesz sobie kogoś do ochrony.
- Pracujemy ze sobą. – chłopak wciąż czuł, że musi im wszystko tłumaczyć, choć nie wiedział, dlaczego.
- W jego łóżku? – zaśmiał się jeden z towarzyszy Edmunda.
- Nie mam zamiaru tego słuchać. Chcecie psuć komuś wieczór, wybierzcie sobie inną ofiarę.
- Rób co chcesz, chłopaczku, ale mój brat jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. – zawarczał Edmund, zupełnie jak wściekły kundel.
- Proszę bardzo. Powiedz mu, że na to czekam. – odparł spokojnie Archer i ruszył do domu. Miał tego wszystkiego dosyć! Nie chciał, żeby oskarżenia braci o rzekomym romansie Archera i Kelsa trafiły do uzdrowiciela. Wiedział, że bracia wymyślili to tylko po to, żeby go zdenerwować, ale nie spodziewał się jak bardzo trafią w sedno. Nie, Kels na pewno nie będzie o to zły. On zna takich ludzi, jak bracia Kristoff, wie, do czego są zdolni.
Zatopiony we własnych myślach, Archer był już w domu. W kuchennym oknie było jasno, znak, że Gregor z Kylą są w środku. Chłopak otworzył drzwi i po raz pierwszy lat poczuł się, jakby naprawdę wchodził do domu.
***
Lianna Laiho była ładną, jasnowłosą, młodą dziewczyną. Uśmiechała się szeroko do większości mężczyzn, jacy jej się spodobali, kobiety zaś w większości ignorowała. Kyla zauważyła dziwne spojrzenie, jakim obdarzyła ją panna Laiho, ale tego nie skomentowała. Archer już od samego początku był do niej uprzedzony, po tym, jak Kels napomknął, że dziewczyna próbowała go poderwać.
- Już wspominałam, że potrzebuję najwyżej czterech ludzi. – rzekła słodkim głosem. – Mój ojciec dobrze zapłaci, jednak robota ma być wykonana solidnie. Nie lubię niesłowności i zapewnień bez pokrycia. – dodała.
Nevis wyglądał, jakby wcale jej nie słuchał. Wydawał się być zajęty oglądaniem swojego kufla. Kels przyglądał mu się w milczeniu, również nie zwracając uwagi na słowa Lianny Laiho. Kyla westchnęła głośno i przeciągle.
- Czy taki skład jest w stanie panią usatysfakcjonować?
- Pannę. – poprawiła ją Lianna.
- Tak, tak. Nevis Dorell, Kels Ruanaidh oraz mój brat Riddock I ja. – ciągnęła dalej Kyla.
- Owszem, owszem.
- Oferuję standardowe stawki wraz z premią za bezproblemowe dotarcie do celu. Oczywiście zapewne wiele dziwnych osobistości chciałoby się dobrać do dóbr prostych kupców, więc oczekuję skutecznej obrony. – rzekła panna Laiho.
- Jak już mówiłem, z nami nic ci się nie stanie. – wyszczerzył się do niej Nevis.
- Mam taką nadzieję. – Lianna z kolei uśmiechnęła się zalotnie do Kelsa.
Dłonie Archera mimowolnie zacisnęły się w pięści. Ta dziewczyna już go denerwowała. Nawet nie chciał myśleć, co będzie się działo w podróży. Spojrzał na Kelsa. Ten pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
- Chciałabym wyruszyć jak najszybciej. Mojego ojca poznacie w dniu podróży. Jest bardzo zajętym człowiekiem. Sama mam czasem problemy, żeby chwilę z nim porozmawiać. – zaśmiała się Lianna Laiho, spoglądając znacząco na uzdrowiciela. On sam zaczął się dziwnie czuć w obliczu tych spojrzeń. Był nieco zmęczony porannymi wizytami pacjentów i wolałby odpocząć, niż negocjować warunki kontraktu. Jak na jego oko, Nevis i Kyla poradziliby sobie z tym znakomicie. Może mógłby im zaproponować takie rozwiązanie?
Jego rozmyślania przerwał Nevis Dorell.
- Wyruszamy więc po jutrze. Gotowy kontrakt będę miał przygotowany na dziś wieczór. – powiedział z uśmiechem. Lianna odwzajemniła go i wstała.
- Mam nadzieję, że nasza podróż przebiegnie w równie miłej atmosferze, co wstępne rozmowy. – odparła jasnowłosa dziewczyna. Po krótkim pożegnaniu wyszła, by załatwić resztę spraw przed podróżą. Nevis spojrzał wyczekująco na Kelsa.
- No i jak?
- W porządku. Nie zrób żadnych głupstw. To klientka, zachowuj się profesjonalnie. – rzekł mag.
- Zawsze jestem profesjonalny. – obruszył się Nevis.
- Wiem, jednak widzę, że ona ci się podoba.
- Podoba, czy nie, nie spieprzę tego kontraktu, możesz być spokojny. – zapewnił go młodszy najemnik. – Na mnie już pora, Kels, bliźniaki. – dodał i skinął głową na pożegnanie.
- Widzimy się jutro. – zawołał za nim Kels. – Stwórco… - jęknął, opierając głowę na rękach.
- Wszystko w porządku? – zainteresowała się Kyla.
- Tak. Miałem dziś rano sporo pacjentów, jestem tylko zmęczony.
- Może powinieneś pomyśleć o odpoczynku?
- O niczym innym nie marzę. – zgodził się Kels. – Przekażcie Gregorowi to, co ustaliliśmy. Mam nadzieję, że spotkam w międzyczasie Lavenę.
- Nie chciała jechać?
- Wpadła rano i powiedziała, że ma dużo pracy wraz z Saesem. Wolała zostać. Poza tym panna Laiho potrzebuje czwórki najemników.
- Jesteś pewien, że powinnam jechać? – zapytała Kyla.
- Oczywiście. – odparł bez namysłu uzdrowiciel. – Jeśli będziecie czegoś potrzebować, wpadnijcie wieczorem. Po południu mam pacjentów, ale potem będę wolny.
Kyla uśmiechnęła się tylko i przytaknęła. Archer starał się bardzo, aby nie patrzeć na maga. Coś dziwnego się z nim działo.
- Do zobaczenia. – Kels pożegnał się z bliźniakami i wyszedł.
- Coś mi się wydaje, że ta podróż będzie bardziej ciekawa, niż myślałam. – powiedziała Kyla.
- Nawet mi nie mów. – westchnął Archer.