Jeżeli jesteś gotowy 14
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 27 2014 18:48:32


Część trzecia: Będzie co ma być
Rozdział pierwszy: wszystkie dobre rzeczy


Spadam i spadam ponownie.
Za każdym razem gdy wyplątuję się z tego bałagan pościel i długich młodzieńczych kończyn, obiecuję sobie, że to będzie ostatni raz. Za każdym razem wiem, że mu się znowu poddam. To taka nasza gra. Jak długo będę się opierać, zanim nie dam rady? On też gra. Nieśmiały uśmiech. Bojaźliwy śmiech. Pocałunek z taką udawaną niewinnością, że mógłbym się pokusić o przypuszczenie, że odradza się za każdym razem, gdy przychodzi do mnie. Odnawianie. Wiecznie .
Ale jak wszystkie rzeczy, to też się skończy. Jutro ściany, które zbudowaliśmy wokół tego osobliwego gniazda, runą. On stanie się Harrym Potterem, uczniem szóstego roku w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa. A ja odzyskam mój tytuł jako profesor Snape, Mistrz Eliksirów i znienawidzony przez wszystkich drań. Mówię sobie, że uda mi się zapamiętać nasze pozycje. Łatwo o tym zapomnieć będąc uwięzionym w murach, jakby egzystowało się w alternatywnym świecie, gdzie hedonizm jest kodeksem moralnym i nie ma takiej bestii jak konsekwencja. Ale poza tymi drzwiami rzeczywistość króluje.
-Severus. - Szept w ciemności. Jeśli odpowiem, on przyjdzie do mnie. Tak długo, jak on jest tym, który to inicjuje, mogę udawać, że słabość jest moim jedynym przestępstwem.
Spadam.
- Hm.
Słyszę, jak wstaje się z dodatkowego łóżka, które Dumbledore wstawił do mojej sypialni. To nie tak, że go wykorzystuję. Wciąż nalegam przynajmniej na udawanie, że mam jeszcze jakąś moralność. On wciąż gra, nie skarżąc się, gdy każę mu trwać w tej zbrodni. On wie, że nie będzie tam długo.
Jęk sprężyn, które nigdy nie były tak muzykalne. Wsuwa się pod kołdrę i rozciąga obok mnie.
- O czym myślisz?
- Jak wypoczęty byłem zanim wtargnąłeś w moje życie.
- Byłeś sztywnym nudziarzem. - Śmieje się. Jego palce błądzą po mojej piersi. Jego nogi wślizguję się między moje. Już dawno przestał mnie szokować ten bezceremonialny gest. Wzdycha z zadowoleniem. Powstrzymuję się od zrobienia tego samego.
- Nie będziesz wiedział co robić, gdy odejdę - droczy się.
Wiele poziomów prawdy tego oświadczenia przyprawia mnie o zawrót głowy. Jestem niemal wdzięczny gdy przyciska swoje usta do moich więżąc mnie. Nie wiem co zrobię, gdy on odejdzie. Przeklinam się za to przyzwyczajenie do jego obecności. Jego brak na pewno będzie odczuwalny. Ciepło jego ciała, które zdaje się pachnieć słońcem, nawet jeśli nie widział słońca przez ponad miesiąc . Cisza, który rozciąga się między nami komfortowo. On zajmuje miejsce. Fizycznie i psychicznie, zajmuje każdy zakątek mojego istnienia .
Moje komnaty stały się wieczystym prezentem. Nie mówimy o tym, co się stało. Nie myślimy o tym, co będzie się działo . Być może to pomyłka. Ale kiedy próbowałem zatrzymać to, uciszył mnie błagalnym spojrzeniem i pocałunkiem.
- Wiem, że nie będzie tego, gdy zacznie się szkoła. Słuchaj, nie wiemy, co się stanie, prawda? Po prostu ... czekajmy - powiedział ostatnim razem, kiedy udało mi się znaleźć sens. Zrezygnowałem z tego tematu. Gdy ktoś żyje w ciągłym strachu o swoje życie, nie może sobie pozwolić na luksus myślenia o przyszłości. Planowanie. Marzenie. Harry żyje chwilą Trzyma mnie tam z sobą.
Jego usta błądzą po moich miękko, delikatnie. Nie tak natarczywie jak podczas naszego pierwszego razu. Zadowala się delektowaniem każdą chwilą, nie spieszy się, by cokolwiek przyspieszać. Zapamiętuje mnie. Ja zapamiętuję jego. To będzie moje zaopatrzenie gdy będę zmuszony pamiętać o mojej surowości. Moje życie jako profesor Snape. Severusie, niech cię diabli.
Jego ustaw wędrują do mojej szyi i słabe obłoczki oddechu wysyłają dreszcze przez cale moje ciało. Zabawa języka i zębów mówi o wyrafinowanym talencie i umiejętnościach. Prowokuje mnie. Zawsze mnie prowokował. Moje ciało reaguje na jego dotyk - napinająca się skóra, krew płynąca do miejsc, które zdecydował się atakować, fala przyjemności za falą, pobudzane wciąż i wciąż. Czy to dlatego, że jest zakazanym owocem , lub ze względu na estetyczny wizerunek skontrastowanego piękna brzydoty, nie przypominam sobie bym kiedykolwiek cieszył się inną osobą tak bardzo. To jest głupie. To jest niebezpieczne. I niepokojąco dobre.
- Severus?
- Hm.
Jego ręce przejeżdżają po cienkim materiale mojej koszuli nocnej. Znajdując sutek drażni go w skupieniu, zanim przyszczypie delikatnie.
- Ja… - Węszy po mojej szyi. - Chcę być w tobie - szepce.
Wyobrażam sobie jego rumieniec, ale jestem zbyt skoncentrowany na panice trzepoczącej w moim żołądku, by być z tego zadowolonym. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na dole. W każdym razie, z własnej woli. Zauważa mój nagły dyskomfort. Wyczuwa go. Zawsze to robi.
- To może być nasz ostatni raz. Przynajmniej przez chwilę. Ja po prostu… chcę wiedzieć. Chcę cię poczuć. Proszę. - Podnosi głowę i patrzy na mnie.
To zawsze jest ten sam argument, czyż nie? Za każdym razem może być nasz ostatni raz. Istnieją głupcy, którzy uważają, że powinno się żyć tak jakby każdy dzień był ich ostatnim. Ci kretyni mogą sobie pozwolić by w to wierzyć. Kretyni te mogą sobie pozwolić na to uwierzyć. To nie jest dla nich prawdziwe. Niektórzy ludzie nie mają luksusu zwlekania.
Odpycham mój lęk z irytacją. Jestem za stary by mieć tremę przed pierwszym razem, a jakaś część mnie chce, żeby on wiedział, chce żeby doświadczył wszystkiego - zanim nadejdzie jutro.
- Żeby górować, panie Potter, trzeba posiadać odrobinę opanowania. Czy jesteś całkiem pewien, że jesteś w stanie?
Mruży oczy.
- Myślę, że po prostu boisz się zrezygnować z kontroli.
Czyż były kiedykolwiek powiedziane prawdziwsze słowa?
- Rozbieraj się. Już - próbuje naśladować mój głos. Nawet się nie zbliżył.
Śmieję się kiedykolwiek niego, a potem ściągam koszulę nocną przez głowę. On robi to samo.
- Wiesz, gdybyś po prostu spał nago, zaoszczędzilibyśmy sporo czasu.
Gapię się na niego.
- Przypuszczam, że wciąż irracjonalnie trzymam się nadziei, że kiedyś uda ci się zdobyć władze nad twoimi impulsami.
Uśmiecha się.
- Cóż, jeśli tobie się to jeszcze nie udało, dlaczego uważasz, że ja mógłbym?
Powstrzymuje mnie przed odpowiedzią. Bezczelny bachor. Mój sarkazm zostaje zmieciony przez jego gorliwy język. Przesuwa się, by nakryć mnie swym ciałem, z premedytacją naciskając swoją erekcją na moją. Troska, którą okazał wcześniej została zapomniana na korzyść nowego doświadczenia. Jego ciekawość nie zna granic.
Szybko wędruje wzdłuż mojego torsu, zanim zakrywa ustami moją erekcję. Dobrze go nauczyłem. Zbyt dobrze. Jęczę. Stanowcza zachęta. Pochwała dobrze wykonanej roboty. Mgliście mam nadzieję, ze moje szaleństwo nie przeniesie się na moje zajęcia. Udało mi się powstrzymać przed zabiciem któregokolwiek z moich studentów. Gdyby umarli z szoku, byłoby to żałosną hańbą.
Ciepłe i wilgotne, jego usta przesuwają się po mnie, ręka pracuje wzdłuż, gdy dochodzi do wirowania perfekcyjnie różowego języka wokół główki. Mój oddech przyspiesza i muszę zamknąć oczy. Sam obraz jest przytłaczający. Sprawiłoby mi wielką przyjemność zobaczenie teraz twarzy członków fanklubu Pottera, gdyby go teraz zobaczyli - zgarbiony, usta rozszerzone, obsługujący byłego Śmierciożercę. Rzeczywistość nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać i jestem tym nieco rozbawiony. Co więcej, jestem wdzięczny. Gdybyśmy teraz zostali przyłapani, trudno by mi było szczerze żałować tych kilku ostatnich tygodni.
Zanim zabierze mnie za daleko, ciągnę go za włosy. Dyszy ciężko, otwarte i opuchnięte usta, policzki zaczerwienione.
- Co?
- Jeśli mam być pieprzony, nalegam, by było to zrobione prawidłowo. Nie pozwolę ci dojść w chwili, kiedy we mnie wejdziesz. Połóż się.
Jego tymczasowe zakłopotanie nie powstrzymuje go przed szybkim posłuszeństwem. Jest wyjątkowo uległy, gdy ma przez to coś do zyskania. Nie żebym był zaskoczony. Gwoli uczciwości, moja rola jako autorytetu już dawno się skończyła. Tutaj, w łóżku, obok niego, jestem tylko Severusem. I to mnie niepokoi, jak bardzo zadowolony z tego jestem.
Rozciąga się na plecach, a ja unoszę się nad nim, wślizgując się między jego blade uda. Pozwalam sobie przykryć go całkowicie, delektując się delikatnym ciepłem jego ciała. Jego pierś unosi się i opada w rytm mojego oddechu. Całuję go. Smakuje pastą do zębów i tym słodkim subtelnym smakiem, który jest specyficzny dla niego. Niewinność, tak to nazywam. To jest mylące. On nie jest bardziej niewinny niż ja. Ale przypuszczam, że jest jakaś część niego, która nie zostanie skalana. Ta część, która musze zrozumieć jako esencję Hardego Pottera.
Wolno poruszam się po jego klatce piersiowej. Mój język porusza się po niezliczonych, błyszczących, różowych bliznach, które miały go oszpecić. W jakiś sposób one czynią go bardziej perfekcyjnym. Już od dawna nie napina się, gdy poświęcam i uwagę. Pogodził się z nimi. Zaakceptował je jako część siebie. Nigdy się nie dowiem, co za złośliwość je stworzyła. On mi nie powie, a ja nie będę pytał. Mogę tylko powiedzieć z jaką czułością były od tamtego czasu traktowane. Już nie są dowodem tortur. Są częścią materiału, z którego on został stworzony.
Mruczy na kontakt mojego oddechu z jego erekcją. Drażnię go językiem, aż podrzuca błagalnie biodrami. Biorę go w usta, ciesząc się w pełni z cichych zachęcających pojękiwań. Bezmyślna paplanina w chwilach opamiętania. Ssę mocno, powstrzymując pełną zachwytu powódź słów wypływającą z jego ust. Pogrywam z nim fachowo - wiedząc jak sprawić by śpiewał i jak sparaliżować ten głos. Moja dłoń otacza delikatnie jego jądra, jego oddech rwie się, gdy mój kciuk przejeżdża po wrażliwym ciele. Mój środkowy palec naciska przestrzeń z tyłu i jego oddech ucieka z ust. Każdy dźwięk, który wywołałem, karmi podniecenie zwijające się w moim brzuchu. Słone krople nasienia roztapiają się na moim języku i czuję jak jego jądra kurczą się. Gdybym chciał, mógłbym to teraz skończyć. Błaga mnie żebym to zrobił. Opieram się, wybierając przedłużenie tego momentu. Wszystko co dobre musi się skończyć, ale w tym przypadku jest w mojej mocy, by wybrać kiedy nadejdzie koniec.
Głaszczę, liżę ssę strategicznie. Zabierając go wielokrotnie na krawędź, tylko po to by go odepchnąć, w momencie, gdy zamierza skoczyć. Jego czułe słowa obróciły się w przekleństwa. Słowo „pieprzyć” wypływa z jego ust z cała tą cnotliwością dziecięcej modlitwy. Podnoszę wzrok, by zobaczyć jego otwarte usta, oczy migoczące namiętną desperacją.
- Proszę. - Szybko dotykam go ustami, poruszając się w górę i w dół, dopóki znowu nie napęcznieje nieubłaganie zbliżającym się wybuchem. Pochłaniam go, obserwując jak jego oczy wykręcają się, głowa opada do tyłu i dochodzi z krzykiem. Zastyga w błogiej chwili, wciąż wygięty w łuk jakby pociągnięty przez niewidzialną siłę, mięśnie brzucha kurczą się w ostrych falach pod jego bladą skórą. Podciągam się w górę, a on odpręża się, dysząc i trzymając ręce w niemym zaproszeniu. Akceptuję i nakrywam jego ciało raz jeszcze.
- Jesteś genialny - dyszy.
Scałowuję komplement z jego ust, zanim kładę głowę na poduszce obok niego. Ramię tulące mój kark okręca się i w roztargnieniu zaczyna bawić się moimi włosami. Leżymy razem w milczeniu. Słucham jak jego oddech znowu się uspokaja. Jego serce bije wolniej przy mojej piersi.
- Nie chcę żeby jutro nadeszło - szepce niemal bezgłośnie. Jestem zszokowany tym wyznaniem. Rzadki moment, kiedy pozwala sobie na spojrzenie poza tu i teraz. Podnoszę głowę, by zobaczyć smutek na jego twarzy. Próbuje go zakryć źle przyklejonym uśmiechem. Przekręcam się na bok i gapię w sufit, starając się uciszyć strach, który trzymałem w ryzach odkąd zdałem sobie sprawę, że jutro faktycznie musi nadejść.
- Przepraszam. Nie powiedziałem nic mądrego. - Przewraca się na bok i przerzuca przeze mnie rękę i nogę. - Nie myślmy już o tym, dobrze?
- Nie możesz udawać, że to się nie skończy.
- Wiem. Ale nie ma sensu martwić się o to tera, prawda? To znaczy… Co ma być to będzie. I zmierzymy się z tym, kiedy nadejdzie.
Wzdycha ciężko. Jego ramię zaciska się wokół mnie i całuje mnie w bark.
- Po prostu chcę być teraz z tobą. I zapomnieć.
Nie pytam, o czym chce zapomnieć. Nie muszę. Jestem pewny, że nie ma konkretnej odpowiedzi. Ogólne zapomnienie. Przez jeszcze jedną noc cały nasz świat jest uwięziony w granicach tych kamiennych murów. Nie będziemy myśleć, co się stanie, gdy ten świat będzie musiał się rozszerzyć.
Wślizguje się na mnie i ciągnie mnie powrotem do teraźniejszości. Powrotem do niego. Jego ciało. Jego skóra. Jego usta nakrywają moje, zaszczepiając świadomość tego, co zawiera mój obecny świat. To łóżko. Jego usta, język, ręce, wędrują po mnie nakłaniając moją świadomość na porzucenie jej abstrakcyjnych filozoficznych meandrów na rzecz konkretnej namacalności pięciu zmysłów. Ręce, usta, nawet ciało poruszają się jakby starając się uchwycić moment, jakby raz porzucony miał odejść na zawsze. Pochłania mnie jego i moja tęsknota. Poświęcając się przyjemności i uczuciom, doświadczam go wszystkimi zmysłami. Pochłaniam go. Pożeram go.
Wracam do niejasnej rzeczywistości, słysząc jak przebiera po omacku na nocnym stoliku. Znajduje to, czego szukał i uwalnia mój sutek spomiędzy jego zębów, oczami pytając o pozwolenie, gdy klęczy między moimi nogami i odkręca butelkę z lubrykantem. Wylewa odrobinę na swoje palce, a ja wstrzymuję oddech obserwując go. czekając ze śmieszna obawą. Kiedy czuję delikatne muśnięcie jego palców, moja ręka automatycznie idzie do jego. Patrzy na mnie niepewnie, lecz nie robi nic, by wycofać rękę. Jego palce zaczynają niepewnie wirować wokół mego wejścia. Biorę głęboki oddech i uwalniam jego nadgarstek, przeklinając trzepotanie paniki.
Palec wchodzi we mnie i mój oddech przyspiesza. Obejmuje nogami moje udo i kładzie się obok mnie, poruszając palcem tam i z powrotem, delikatnymi, płytkimi ruchami. Zwalniam mój niepokój w jego usta, pragnąc zaakceptować wtargnięcie, by podporządkować się tym niedoświadczonym palcom. Odrywa się od moich ust i obserwuje mnie. Jego zielone oczy błyszczą z podniecenia i ciekawości, gdy studiuje moje reakcje. Czuję jak drugi palec wchodzi we mnie powoli i tańczy zgodnie z pierwszym. Jęk ucieka z mych ust, gdy paląca przyjemność nasila się.
- Jesteś piękny - szepcze.
Jego delikatny uśmiech wygładzony przez głodny, mokry język.
- Dobrze ci?
Wjeżdża palcami aż do kostek, a potem wycofuje je prawie całkowicie. Zamykam oczy by uniknąć konfrontacji z jego twarzą. Koncentruję się na prawie zapomnianym uczuciu bycia wypełnianym i rozciąganym. Mój oddech staje się nierówny i nagle łamie się znowu, gdy czuję jak w mój tyłek wślizguje się trzeci palec. On też oddycha z trudem, gdy kontynuuje rozciąganie mnie, bazując na swojej pamięci do wskazówek. Porusza się na mnie, a palec przypadkowo ślizga się po mojej prostacie, wysyłając gwałtowne elektryczne impulsy przez moje ciało, uciekające z głośnym jękiem z mojego gardła. Otwieram oczy i widzę jego zadowolona minę. Jego biodra poruszają się na moim udzie w rytm pieprzącego mnie palca. Zbyt dużo doznania. Jednak to nie wystarczy.
- Teraz.
- Co teraz? - szczerzy się.
Wydaje mi się, że dla niego jest to coś więcej niż tylko przyjemność. To zemsta. Wycofuje palce, zanim wsunie je znowu powoli. Jeszcze raz na moją prostatę, a mnie udaje się zacisnąć szczęki by nie krzyknąć. Jednakże on zauważa moja reakcję i ponownie zaczyna ją gładzić.
- Cholera, zrób to! - warczę.
- Powiedz to - szepce i nachyla się by ugryźć mnie mocno w szyję.
- Pieprz mnie, Harry. Albo rzucę na ciebie zaklęcie.
Chichocze, a następnie wycofuje palce. Drżę z nieobecności i braku ruchu. Klęka ponownie między moimi nogami i zaczyna przygotowywać się. W chwilowej refleksji umieszczam poduszkę pod biodrami. Uśmiecha się do mnie nerwowo.
- Tylko się nie śmiej, jeśli zrobię to źle.
Prycham.
- Mogę śmiało powiedzieć, że jeśli zrobisz to źle, śmianie się nie będzie moją natychmiastową reakcją.
Zaciska usta i zwęża oczy. \r\n- Mogłeś po prostu powiedzieć „W porządku”.
Ustawia się, a ja rozszerzam jeszcze bardziej nogi, by go pomieścić. Pozycja odzierająca z godności. Przychodzi mi na myśl, że jeśli miałbym się temu poddać, wolałbym raczej leżeć na brzuchu. Jednak ta myśl ucieka, gdy czuję jak napiera na mnie. Spogląda skoncentrowany w dół, a następnie podnosi oczy by spotkać się z moimi.
- Gotowy? - szepcze.
Zbyt późno tłumię niedowierzający śmiech. Wchodzi we mnie za karę i mój humor opuszcza mnie, gdy czuję jak moje ciało odpowiada bólem. Słyszę jak dyszy i przeklina.
- Boże…, kurwa mać - dyszy.
Relaksuję się, gdy on zbiera się w sobie.
W końcu zaczyna poruszać biodrami, szarpiąc i pieszcząc ciało zaciskające się wokół niego. Z ledwością łapie oddech. Piekący ból doskonale harmonizuje z przyjemnością pulsującą we mnie. On jest zdecydowanie zbyt ostrożny. Owijam nogę wokół jego bioder i przyciągam go mocno do siebie, jednocześnie nabijając się na niego. Krzyczy, gdy jest już we mnie cały, opierając się na rękach, które naciskają na moją pierś. Mój własny zduszony jęk towarzyszy jego.
- Boże… to jest… cholera…
Oddycham głęboko i dostosowuję się do inwazji, która zaczyna być mniej jak inwazja, a bardziej jak zjednoczenie. Wszystkie te śmieszne, idylliczne, bezsensowne emocje, które pochodzą z bycia przywiązanym do innej osoby, mącą mój umysł. On stara się wziąć w garść, zamyka mocno oczy i zaciska szczęki. Czuję jak złowrogi uśmiech pojawia się na moich ustach. Zaciskam mięśnie i jego oczy otwierają się szeroko.
- Zrób to. Mocno - rozkazuję.
Wyślizguje się, po czym pcha mocno. Ruch pobudza iskry ekstazy i wyrzuca je przez moje ciało. Moja ręka wędruje do członka, ponieważ mam zbyt małe zaufanie do jego zdolności do skoordynowanego ruchu. Pieszczę się w rytm jego pchnięć. Jego twarz wykrzywia się w grymasie i gryzie mocno dolną wargę zanim przyspiesza swoje niezręczne tempo i zatraca się w przyjemności. Przyspieszam swoje własne ruchy, czując zbliżający się punkt kulminacyjny, moje płuca pracują niezależnie. Jestem oszołomiony mieszanina uczuć, przyjemności i tego, co wydaje się być hiperwentylacją. Całe moje ciało kurczy się i eksploduję na własną rękę. On krzyczy i wbija się we mnie wypełniając mnie nasieniem. Opada na ma pierś, a ja wtapiam się w materac.
- Jeśli miałbym teraz umrzeć, przynajmniej byłbym szczęśliwy - mówi do mojej skóry.
Chrząkam rozbawiony, nie będąc teraz w stanie wykrzesać irytacji. Nie pomaga, że czuję się dokładnie tak samo. Wzdycham i sięgam po różdżkę. Odsuwa się, a ja rzucam zaklęcie czyszczące na nas obu - ponownie dziękując, ze urodziłem się czarodziejem. On odzyskuje swoje miejsce rozciągnięty obok mnie, ręka i noga leniwie ułożona na mnie. Jego głowa okupuje zakrzywienie w którym moja szyja przechodzi w ramię. Jego ciepły oddech na mojej skórze. Jego usta atakują moją szczękę.
- Dziękuję. To było niesamowite. Ale myślę, że mogę zrobić to lepiej. Będziemy musieli poćwiczyć - śmieje się.
- Gdybyś był tak samo entuzjastyczny w nauce, jak jesteś seksie, śmiem twierdzić, że przewyższyłbyś osiągnięcia Granger.
- Gdybym czuł się tak samo odrabiając lekcje, byłbym prefektem naczelnym.
Prycham nieoczekiwanie i zaczynam się śmiać.
- Myślę, że skutecznie zasłużyłeś na ten tytuł.
- Sprytnie - burczy. - Myślę, ze to sprawia, ze ty jesteś mistrzem naczelnym. Chichocze.
- Och. Ach . - Chowa twarz w moim ramieniu, a ja śmieję się mocniej. - Nawet nie chcę myśleć o Dumbledorze i seksie.
Przerażający obraz mentalny błyska przed moimi zamkniętymi powiekami. Otwieram oczy, chcąc go rozwiać. No i masz. Oficjalnie sprawiłeś niemożliwym dla mnie spojrzenie kiedykolwiek ponownie temu człowiekowi w twarz.
- Boże - wzdycha. - Więc po prostu zostaniemy tutaj. Na zawsze.
Wsuwa się pod moje ramię. Głaszczę jego plecy i ponownie próbuję uciszyć ten cholerny strach.
- Harry…
Wiem - szepce.
- Musimy porozmawiać o tym.
- Porozmawiamy. Jutro. Po prostu… jutro. Dobrze?
Ponownie poddaję się tej chwili. Koncentruję się na jego oddechu a nie na głośnym tykaniu naszego uciekającego czasu.

***

Otwieram oczy, by znaleźć uważnie wpatrujące się we mnie zielone oczy. Uśmiecha się i kładzie palec na moich ustach.
- Po prostu posłuchaj. - Palec wycofuje się, a on przekręca się na plecy. - Myślałem.
Zaciskam usta na zjadliwym komentarzu. On naprawdę powinien wiedzieć lepiej niż zaczynać rozmowę w taki sposób. Zwłaszcza ze mną. Słucham.
- Dumbledore nadal oczekuje, że nasze dodatkowe zajęcia będą kontynuowane. Więc… nie widzę powodu, dla którego powinniśmy przestawać. Możesz mówić, że nasze… że to pogmatwa nasze pozycje, czy cokolwiek. Ale ja myślę, że… no cóż, to się stało już dawno temu. Udowodniliśmy już, że potrafimy utrzymać to w tajemnicy. Nie widzę powodu dla którego mielibyśmy teraz przestać. To znaczy… byłeś szpiegiem, prawda? Prowadziłeś podwójne życie. Więc… w klasie możesz być znienawidzonym draniem. A ja mogę cię za to karać w nocy. - Uśmiecha się i patrzy na mnie po raz pierwszy odkąd zaczął swoje przemówienie.
- Nie - mówię stanowczo. Przyklaskuję sobie za mój występ i mam nadzieję, że nie będzie drążył tematu.
- Sev.
- Nie I nie nazywaj mnie tak. - Wstaję z łóżka i szukam swojej szaty. Podąża za mną nieubłaganie.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest moje imię.
- Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz.
Odwracam się i patrzę wściekle. On też.
- Dlaczego?
- To nie zadziała.
- Świetnie. Więc co proponujesz?
- Herbata. - Przyzywam dzbanek herbaty i idę do salonu. Siadam i czekam aż do mnie dołączy. Wyłania się po chwili, na szczęście ubrany. Siada naprzeciwko mnie i czeka na moją wersję, jak rzeczy pójdą. Niestety, nie pomyślałem o żadnej.
- Więc?
No cóż, jedno jest pewne.
- To nie może być kontynuowane.
- Co dokładnie nie może być kontynuowane?
Seks. Czułość. Emocje. On.
Kontynuuje, zanim ja decyduję się na odpowiedź.
- W porządku, mogę żyć bez seksu, ale…- Marszczy nos. - Jesteś idiotą. Szczerze. I tak będziemy tam udawać. A ja… lubisz to tak samo jak ja. Nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznasz. Zawsze mi powtarzasz, że nie powinienem się poświęcać. Myślę, że powinieneś się zastosować do swojej własnej rady.
Tak, jestem hipokrytą. Żadna nowość.
Przemierza przestrzeń między nami i klęka u mych stóp.
- Spójrz. Zawsze to robisz. Zawsze próbujesz robić to, co uważasz za właściwe. Zdecydowaliśmy, że nie jest dobrze być razem. Ale jakoś…jesteśmy. I myślę, że… nie mamy wyboru. Że… utknęliśmy. Razem.
Uśmiecha się, a ja rozpoznaję swoje własne słowa. Słowa Trelawney podążają za nimi. Przegrasz. Nie mogę nic na to poradzić, ale myślę, że ma rację. Nawet jeśli bym użył całej swojej woli żeby to zakończyć, i tak w jakiś sposób skończyłbym powrotem tutaj. Z nim klęczącym przede mną. Być może przebywałem w tym cholernym lochu zbyt długo, ale to ma sens.
Byłem tu zdecydowanie za długo.
- A może…nie decydujmy o niczym. Zobaczymy jak sprawy się potoczą, jak już tam będziemy. Dobrze? - Wstaje i siada okrakiem na moich kolanach, ściskając kolana po obu stronach moich nóg.
- Severus? Powiedz coś.
- Musze się napić.
- Jest 6:30 rano - wyszczerza się w uśmiechu.
- Wiec mam dokładnie dziesięć godzin i trzydzieści minut, by przygotować się na świat zewnętrzny.
- Znam lepsze sposoby na spędzenie tego czasu. \r\n
Unoszę brew.
- Nie wątpię w to. - Pochyla się by mnie pocałować. – Harry…
Jakikolwiek protest, jaki mógłbym mieć, ucieka ze mnie gdy całe moje ciało rozpływa się w tym cholernym fotelu. Naprawdę muszę przypomnieć sobie, by go zapytać jak zmienić hasło. Jego usta nakrywają moje, a ja próbuję się wyrwać, ale moja głowa wydaje się być zadowolona z tego gdzie się znajduje, na tylnej części krzesła, będąc atakowaną przez te ciepłe usta, które smakują snem. Usta znikają i otwieram oczy, by zobaczyć jak uśmiecha się do mnie zadowolony. Zmuszam moje usta, by jeszcze raz powiedziały „Harry”
- Cholerne krzesło.
Śmieje się.
- O której przychodzi Dumbledore?
- Zabezpieczenia wygasną o piątej.
Figlarny błysk pojawia się w jego oczach.
- Sądzę, że powinniśmy wracać do łóżka. Potrzebujesz swojej siły na dzisiejszą noc.
- I właśnie dlatego nie wybieram się do łóżka z tobą. Złaź ze mnie. Nie masz żadnej pracy domowej do zrobienia? - Podziwiam absurdalność tych wszystkich zestawionych ze sobą zdań. Pieprzę kogoś, kto ma pracę domową do zrobienia.
- Mhm ... - Pochyla się, by pocałować mnie w szyję. - Być może możesz pomóc? Co wiesz o byciu na górze? - Chichocze, nawet gdy jego język biegnie wzdłuż mojej małżowiny usznej. Pobudzenie, które wstrząsa moim żołądkiem, będzie wkrótce widoczne przez moją szatę.
- Złaź, ty nienasycony mały pederasto.
- Właśnie zamierzam.
Całuje mnie i moje postanowienie znika w jego ustach. Nie żebym kiedykolwiek miał go wiele. Nie jestem aż tak zirytowany jak powinienem być. Jego ręce wślizgują się pod materiał mojej szaty, by podniecić skórę moich ramion, szyi, klatki piersiowej. Ulegam mu. Znowu i znowu. Obejmuję mój upadek.

Przegrałem.