Spontaniczna decyzja 15
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 02 2013 16:41:24


Ledwie wszedł do biurowca, zaraz został zalany gradem pytań: „Kim jest nowy właściciel?”, „Zwolni nas?”, „Zostaniemy przeniesieni do Denver?”. Musiał zapewnić pracowników, że wszystko jest dobrze i nie mają się czego obawiać oraz że niedługo zostanie wydane stosowne oświadczenie. Nie będzie im mówił, kto jest właścicielem Dreams. Najpierw musi porozmawiać z rodziną. Komitet powitalny już czekał. Strażnik powiedział mu, że jego rodzina jest w budynku. Zanim poszedł do gabinetu, który niedługo on zajmie, wstąpił do Ivy.
– Szefie. Nareszcie pan jest. Pana ojciec był tu z dziesięć razy.
– Domyślam się. Ivy, zadzwoń po mecenasa Robertsa. Potrzebuję jego pomocy.
– W sprawie? – Sięgnęła po słuchawkę.
– Ważnej. Umów nas dzisiaj. Potrzebuję jego pomocy, natychmiast – podkreślił ostatnie słowo.
– Już dzwonię.
– Zawiadom mnie, jak już ustalisz godzinę spotkania. Teraz idę na linię frontu.
– Powodzenia. – Zaczęła szukać w terminarzu numeru adwokata.

Przekroczywszy próg gabinetu ojca od razu został zaatakowany przez Grace. Podczas, gdy pozostała część rodziny, bez szwagierki, czekała na swoją kolej.
– Dlaczego nie powiedziałeś nam, że twój, pożal się Boże, mąż jest bogatym człowiekiem i że kupi Dreams?
– A co wam do tego? Czy muszę się wam spowiadać ze wszystkiego? Czy coś by się zmieniło w waszym stosunku do mnie? – Przesunął po obecnych wzrokiem. – Nie wydaje mi się. Colin zrobił mi niespodziankę, o którą nie prosiłem. Dziś uprawomocni się sprzedaż firmy i to nie wasz interes. Dreams należy do mego małżonka – powiedział z dumą.
– Ale należą się nam pieniądze!
– Za co, harpio? Wszystko pójdzie na pokrycie długów, które w jakiś dziwny sposób się pojawiły w ostatnich miesiącach.
– Zawsze były – wtrącił ojciec.
– Były, ale nie na takie sumy. Zwołuję dziś nadzwyczajne zebranie o trzynastej. Przekażę wtedy swoje postanowienia – rzekł Jessie.
– Ty? A gdzie twój szanowny mąż? Nie wie, jak zająć się swoją firmą?
– Wszystkiego dowiecie się na zebraniu. Zajmę się też tymi znikającymi pieniędzmi, ojcze.
– Co ty wiesz? Jesteś tylko małym, nic nie rozumiejącym gnojkiem – odezwała się Grace.
– A ty małą, źle wychowaną ździrą. – Puścił jej oczko. Siostra zawarczała i uderzyła go w twarz. Zaśmiał się. – Nawet tego nie poczułem. – Na zewnątrz nie, ale coś ciężkiego wspięło mu się na klatkę piersiową i ścisnęło ją. Poprawił okulary. – Jak dobrze wiedzieć, że ma się rodzinę przeciw sobie. I zastanawiam się dlaczego?!
– Bo nigdy nie miałeś się urodzić – odezwała się matka. – Byłeś nieplanowanym dzieckiem. Mieliśmy już syna. Chcieliśmy córkę, ale pojawiłeś się ty. Powiedzieliśmy: dobrze. Wychowaliśmy cię z nadzieją, że wyrośniesz na kogoś ważnego. A tu urodził się homoseksualista. I to jeszcze postanowił nie ukrywać swojej dewiacji. Co mamy robić, tulić cię? Nigdy myśmy ciebie nie chcieli.
– A ją tak?! – krzyknął.
– Była moją upragnioną córką. – Margaret podeszła do córki i pogłaskała ją po głowie jak pieska.
Jessie czuł, jak każdy cios zadany słowem odbija się na nim. Nie mógł powiedzieć, że nie wiedział. Orientował się w sytuacji, ale nie dopuszczał tego do siebie. Nie pokazał im jednak, że to boli. Nie im. Jedyne, co może im zawdzięczać, to wykształcenie, za które płacili, nic więcej. Wszystko, nawet to, że ma serce, zawdzięcza babci.
– Wiesz, tato, nie rozumiem, dlaczego dziadek, babcia, wujek byli inni, a ty stałeś się takim skurwielem. Mama cię tak zmieniła?
– Życie, synu. Miękki człowiek nigdzie nie zajdzie. Mój brat był miękki i co? Posłuchał tej swojej panienki. Nie chciał lecieć, a ona go namówiła. Zginęli oboje. Gdybym po jego śmierci nie wziął się w garść, to wszystko by przepadło. To ja przez prawie rok trzymałem tę firmę na nogach, a Evelyn mnie później odsunęła! Nie zasłużyłem na to.
– To teraz pracowałeś tutaj, miałeś Dreams w rękach, jak chciałeś, a nie myślałeś, jak utrzymać firmę, tylko chciałeś ją pogrążyć, a jak to się nie udało, to sprzedać. Dlaczego?
– Nie mogłem pozwolić, by wpadła w ręce syna pedała.
Prosta, rzeczowa odpowiedź.
– Cały czas o to chodziło? Sądziłem, że chodzi o to, iż babcia zawsze cię odsuwała – wycedził.
– O to spierają się dzieci – mruknął ojciec.
– Zawsze chodziło o miłość do mnie. Nie dość, że byłem niechcianym dzieckiem, to jeszcze się nie udałem. A wy – zwrócił się do rodzeństwa Jessie – zostaliście wychowani... Nieważne. Żałuję was. Nie macie własnego zdania. Sean, chcesz swoje dzieci wychować na nieczułe bestie, które prą do przodu po trupach i nie potrafią kochać?
Sean złapał swoją komórkę w dłoń i opuścił gabinet.
– Tak, uciekaj, to najlepsze wyjście! – krzyknął za nim Jessie. Pamiętał, jak byli dziećmi, to lubili się razem bawić, kiedy rodziców nie było w domu. Szkoda, że Sean i Grace zawsze byli podporządkowani rodzicom. On był inny. Wolał sam decydować o wszystkim. Dlatego zamiast w domu czas spędzał w posiadłości babci. Tej, która ma należeć do niego. Tylko co z nią zrobi? Nie chciał opuszczać swego mieszkania. Zamyślił się na chwilę.
– To nie dasz nam pieniędzy ze sprzedaży? – Grace myślała tylko o jednym.
– Nie, bo nie są wasze. Po to tutaj przyszłaś? Możesz śmiało zniknąć. Na zakupy w Mediolanie poproś mamusię. Dziś o trzynastej sala konferencyjna – dodał i wyszedł. Musiał ochłonąć. Za dużo się dzisiaj dowiedział. No, upewnił się w podejrzeniach. Ale i tak bolało. Przez to nie mógł doczekać się zebrania. Dowiedzą się, że i tak ten syn pedał stoi na czele Dreams. Nie chciał czuć chęci zemsty wobec nich. Nie chciał ich nienawidzić. Dlatego zostawi ojca i brata w wydawnictwie. Potrzebuje tylko zabezpieczyć finanse firmy i w tym celu musi się spotkać z mecenasem Robertsem. Dostał smsa od Ivy z wiadomością, że umówiła go za godzinę w burze adwokata.

***


– Jesteś szalona.
– Wiedziałam, że będziecie razem – powiedziała Andrea podczas rozmowy na Skype.
– Taaa – przeciągnął samogłoskę. – Wiedziałaś? Pamiętaj, co robiłaś.
– Nie znałam Jessie'go. Nie byłam świadoma tego, kim i jaki jest. Martwiłam się. Ale on cię obudził z tego kokonu, jakim się otoczyłeś. – Pochłonęła cząstkę jabłka.
– Pomógł mi. Ja jemu. Kto powiedział, że tak ten jego pieprznięty plan się skończy?
– Słuchaj, wspominałeś o okładce. Zgodzisz się na błękit? Widzę już jej kolory i tych seksownych mężczyzn na niej – rozmarzyła się.
– Chcę gotowy projekt. Wiesz, że twoje wyobrażenia ciężko mi sobie wyobrazić.
– Na jutro będziesz miał szkic. Co zdecydowałeś z rodzicami? Rozmawiałam z twoją mamą po powrocie. Tęskni. Wiem, że jesteś czasami uparty, ale...
– Sądzisz, że będą zadowoleni z synowego? – wypalił.
– Będą zachwyceni – ożywiła się. – Planujesz go poznać z nimi?
– Poczekam jeszcze, jak wyjaśni się cała sytuacja z wydawnictwem, a potem pomyślę.
– Nie myśl za długo. – Miała ochotę dać mu prztyczka w nos.
– Rozkaz. – Roześmiał się. Jego oczy były pełne radosnych iskierek.
– Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
Te słowa upewniły Colina, że nie tylko tak się czuje, ale i wygląda.
– Jestem. Naprawdę jestem.

***


Mecenas Roberts patrzył z zainteresowaniem na wnuka swojej klientki i przyjaciółki. Zanim Carson zjawił się tutaj, brał pod uwagę to, że zdecydował się rozstać z mężem. Nie wnikał w ich związek do czasu, jak któryś z nich zdecyduje się zerwać kontrakt lub dobiegnie końca półroczny okres próbny, jak on to określał.
Jessie od dawna nie był w tym biurze. Czasami przychodził z babcią, gdy był jeszcze na studiach. Kobieta zabierała go wszędzie i uczyła w ten sposób różnych rzeczy. Starała się, aby nigdy nie zgubił się w gąszczu zawiłych akt, procedur i trudnych rozmów.
– Muszę oddzielić mojego ojca i brata od decydowania o jakichkolwiek finansach wydawnictwa. – Jessie założył nogę na nogę. Opowiedział wszystko adwokatowi. Również to, że on jest właścicielem Dreams. Pokazał także stosowny dokument.
– Pan White dał panu wspaniały prezent. – Mecenas uśmiechnął się pod nosem.
– Zdecydowanie wspaniały. Teraz tylko potrzebuję tego, o czym mówiłem. Nie ufam ojcu i bratu, szczególnie temu pierwszemu. Żadnego z nich nie zwalniam, ale nie zostawię im prawa do decydowania o pieniądzach.
– Bardzo dobrze robisz. Z tego, co powiedziałeś jest możliwość, że twój ojciec będzie chciał wykorzystać te pieniądze do osobistych celów. A także twojego męża.
– O to mogę być spokojny. Colin nie da mu złamanego centa. – Był tego pewny tak samo, jak tego, że ma dwie ręce i łeb na karku.
– Doskonale. W ciągu kilku dni przygotuję dokumenty.
– Nie można tego zrobić na dziś?
– Nie jestem cudotwórcą, Jessie. Cofnięcie pełnomocnictw trochę trwa. Spokojnie, bez twojej zgody i tak nic nie mogą zrobić – zapewnił adwokat.

***


Kilka godzin później zdenerwowany Jessie krążył po swoim gabinecie. Starał się jakoś uspokoić. Zaraz powie rodzinie, że stało się to, czego oni nie chcieli. Jak bardzo musieli być chorzy z tej nienawiści, że woleli zniszczyć rodzinny spadek w postaci Dreams, a nie oddać go jemu? Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć.
Otworzył jedno skrzydło szafy i spojrzał w lustro. Zawiązał krawat. I wtedy go zobaczył. Colina zamykającego drzwi pokoju i podchodzącego do niego.
– Co tu robisz? – zapytał.
– Nie mogłem zostawić cię samego. Jesteśmy razem, prawda? – Colin poprawił mu jeszcze węzeł w krawacie i kołnierzyk bordowej koszuli. Pocałował go tuż pod uchem. – Pomyślałem, że dodam ci otuchy, kiedy przedstawisz im nowego prezesa.
– Rozszarpią mnie. – Patrzył na jego postać w lustrze. – Powiedz, czy twoi rodzice chociaż przez jeden moment żałowali, że się urodziłeś? – Oparł się o niego.
– Nigdy mi tego nie powiedzieli. Nawet nie wyczułem, że tak mogłoby być. Czemu pytasz? – Colin wtulił nos w szyję męża. Uwielbiał jego zapach. Tak szybko pokochał tego mężczyznę i liczył, że nie będzie żałował związku z nim i oddania mu serca.
– Moi powiedzieli mi, że nie byłem planowany, chciany i tak dalej.
– Nie przejmuj się tym. Jak jedni cię nie chcą, inni zechcą.
– To znaczy? – Jessie zaciekawił się.
– Ja cię chcę. Masz ochotę, za jakiś czas, gdy tu się już wszystko poukłada, poznać swoich teściów? – Czuł, jak całe ciało męża spina się w jego ramionach.
– Chciałbyś nas sobie przedstawić?
– Tak. Co o tym sądzisz?
– Z przyjemnością ich poznam. – Uśmiechnął się. – Tylko nie możemy wyjechać zanim...
– Przecież powiedziałem: „Gdy się tu wszystko poukłada”. A teraz ubieraj marynarkę i do dzieła, prezesie. – Odsunął się od niego, by chwycić wiszącą na oparciu krzesła czarną marynarkę i pomóc ubrać się mężowi. Sam miał na sobie dobrze dopasowany, popielaty garnitur w kredowe prążki, a pod nim niebieską koszulę i granatowy krawat. – Gotowy?
– Schrupię cię, gdy stąd wyjdziemy.
– Najpierw mam inne plany – powiedział Colin, gdy już opuścili gabinet i skierowali się do sali konferencyjnej.

***

Tak jak przewidzieli, rodzina Jessie'go chciała go rozszarpać. Colina też. Do tego taki prezent upewnił ich, że to małżeństwo jest prawdziwe. Grace wściekła wyszła z firmy zaraz po usłyszeniu nazwiska nowego prezesa i właściciela. Ojciec, jak to on, zachowywał się niczym rozjuszony tygrys. Jessie obawiał się o jego stan zdrowia. Tym bardziej wtedy, kiedy powiedział, że wiceprezesem zostanie ktoś zaufany, a ojciec ma zająć się mniej ważnymi obowiązkami na niższym szczeblu. Dla starego Carsona była to zniewaga, nie zamierzał pozostawać pod kierownictwem znienawidzonego syna. Sam zwolnił się z pracy mówiąc, że już najwyższa pora zabrać żonę do Europy i tam zamieszkać.
Jessie przyjął to z wielkim zaskoczeniem. Nie spodziewał się tego, ale mógł podejrzewać, że duma ojca nie pozwoliłaby mu pracować jak zwykły pracownik. Natomiast Sean ze spokojem przyjął stanowisko, jakie zajmował przed śmiercią babci. Colin miał wrażenie, że jakby mężczyzna odetchnął. Bycie wiceprezesem wiązało się z wieloma obowiązkami, które nie raz narzucał mu ojciec. Zajmowanie się czymś luźniejszym, ale nadal ważnym, odciążało go do wielu stresów.
Powiedzieli też pracownikom, jak mają się sprawy własności wydawnictwa. Zgodnie z doświadczeniem Colina i wyliczeniami wszystko powinno się unormować w niecały miesiąc. Jessie potrzebował jeszcze wiceprezesa i obsadzenia stanowiska dyrektora finansowego, którego zwolnił z trzy miesięcznym wypowiedzeniem.
– Kogo obsadzisz jako wiceprezesa? – zapytał Colin.
– Planowałem ciebie, ale ty masz już co robić. – Zdjął marynarkę i krawat. Nie wiedział, jak się czuje po tym, że ojciec odchodzi i wyjeżdża. To przecież jego rodzice, nawet, jeżeli go nie kochają. A tymczasem w uczuciach do nich czuł się pusty. Rozpiął mankiety koszuli.
– Zgadza się. Mam co robić.
– Co zrobimy?
– Z czym, Jessie?
– Ty masz Sunrise, ja Dreams. Jak to pogodzić ze sobą?
– Moim wydawnictwem zajmuje się grupa zaufanych osób. Jedną z nich już poznałeś.
– Philipa? – Upewnił się.
– Zgadza się. Do tego jest Andrea. Nie tylko robi okładki. Cały czas prowadzę swoje dziecko przez internet. Potrzebuję bywać tam kilka razy w miesiącu. Resztę czasu chcę spędzać z tobą i pisać. – Owinął ręce wokół pasa męża. – Nie martw się. Odetchnij. Nie znajduj sobie problemów na każdym kroku. Znajdziemy ci najlepszy zespół ludzi, którym będziesz mógł zaufać. Pomogę ci. Jesteśmy razem, prawda? – Nie czekając na jego odpowiedź, kontynuował: – A teraz przebieraj się, bo zabieram cię gdzieś.
– Przebierać?
– W szafie widziałem jeansy i koszulkę. – Klepnął go w pośladek. Sam miał taki zestaw w samochodzie.
– Gdzie jedziemy?
– Będziemy cię uczyć jeździć konno.
– O nie, nie ma mowy. – Jessie roześmiał się prawie histerycznie. – Muszę jeszcze pogadać z ojcem.
– Porozmawiaj, ale za dwadzieścia minut czekam tu na ciebie.
– A nie pracujesz dzisiaj? – Próbował złapać się koła ratunkowego. Nie bał się koni, tylko jazdy.
– Już nie muszę. Wolę pisać, ale będę pomagał stadninie. I uczył opornych.
Carson zmarszczył brwi.
– Pijesz do mnie?
– Nic nie mówiłem. Rozmów się z ojcem w cztery oczy, a ja sobie tu posiedzę. – Klapnął na kanapę, uprzednio zabierając gazetę z biurka. Już on go nauczy jeździć konno. Nie daruje sobie wspólnych przejażdżek po okolicach pełnych zielonej trawy i przestrzeni.

***


Właściwie nie wiedział, dlaczego chciał się spotkać z ojcem. Mężczyzna traktował go jak śmiecia. A on mimo wszystko ostatni raz przed wyjazdem staruszka potrzebował coś mu powiedzieć. Nawet, jeśli ten go wyśmieje.
Przekroczył próg pustego gabinetu. Z łazienki obok słyszał szum lecącej wody. W oczekiwaniu na ojca podszedł do okna, które znajdowało się w pobliżu biurka. Wyjrzał przez nie. Czasami żałował, że za szybą był tylko las takich samych budynków. Wyrastały one jak grzyby po deszczu. W każdym z nich mieściły się biura, mieszkania lub różne lokale. Jeszcze pamiętał czasy, gdy naprzeciwko był plac zabaw i niewielki park, a potem wszystko zburzono i postawiono olbrzyma ze stali i szkła. Westchnął. Szum wody w łazience ustał. Zbliżył się do biurka. Stos papierów leżał na nim. Wyglądały, jakby były rzucone od niechcenia. Pewnie ojciec zabierał osobistą korespondencję. Miał nadzieję, że nie wywiezie czegoś ważnego. Zaczął przeglądać dokumenty i zastygł z jednym w ręku. Właściwie nie był to dokument, tylko coś, co wyglądało na list i to pisany odręcznym pismem babki. Poznałby je wszędzie. Zaczął przesuwać wzrokiem od lewej do prawej, czytając kolejne słowa. Te z każdym zdaniem przyprawiały go o coraz większy ból głowy.
– Kto ci pozwolił ruszać moje rzeczy? – zapytał ostro pan Carson.
Młodszy mężczyzna uniósł swoje szare oczy na ojca.
– A kto tobie pozwolił na kradzież i ukrywanie tak ważnej informacji?
– Sam sobie pozwoliłem.
– Znaleźliście to wtedy, kiedy chcieliście, bym wam oddał wszystko bez próby spełnienia warunków, jakie postawiła babcia. Nie wolno wam było tego ukryć. – Pokazał list.
– Evelyn napisała to pod wpływem chwili. Pewnie już czuła się źle i chciała zabezpieczyć ciebie. Poza tym, to nic nie znaczy. – Podszedł do syna i chciał mu wyrwać kartkę. Jessie cofnął się o krok.
– Teraz może nie, ale znaczyło. Dreams było moje. To, co tu jest napisane, jasno mówi, że Dreams też miało zostać dodane do spadku w taki sposób, jak dom i pozostałe rzeczy. Babcia o tym zapomniała i napisała to tuż przez zawałem. To chciała mi powiedzieć w szpitalu. Zostawiła to i chciała, abym zaniósł list do adwokata. To ważny dokument, a ty to schowałeś. List wyląduje u mecenasa Robertsa. I wiesz, po co tu przyszedłem? Żeby powiedzieć ci, jak mi przykro z tego powodu, jak mnie traktujecie. Chciałem życzyć ci udanej podróży. Zapewne mama już pakuje walizki. Uwolnicie się ode mnie. W Europie nawet możecie udawać, że nie istnieję i zawierać nowe znajomości. Życzę, żeby majątek mamy wam wystarczył na dostatnie życie – powiedział i wyszedł, jak najszybciej się da, nie zwracając uwagi na zaczepiających go ludzi, którzy gratulowali mu prezesostwa. Wpadł do swego gabinetu i trzasnął drzwiami.
– Bydlak!
Colin swoim zwyczajem uniósł brwi. Nie pytał, wiedział, że mąż zaraz mu powie.
– Wiesz, co mój kochany ojciec zrobił? Ukrył to. – Podał mu zapisaną stronicę. – Omal nie straciłem czegoś, co kocham! Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Wykończę się nerwowo. – Uderzył pięścią w blat biurka.
Colin, czytając list, w tym samym czasie podszedł do męża i objął go jedną ręką. Ten z westchnieniem ulgi oparł czoło na jego ramieniu.
– To ważny dokument – rzekł Colin. – Powinien był być użyty jako załącznik do testamentu.
– Mnie to mówisz?
– Twój ojciec ukrył dokument prawny. Za to chyba są jakieś sankcje.
– Colin, oni wyjeżdżają, wydawnictwo jest moje i koniec. – Położył mu dłoń na policzku. – Chcę już spokoju. Proponując ci ślub nie sądziłem, że wpakuję cię w tak psychiczną rodzinę.
– Ważne, że ty jesteś normalny. – Ucałował mu skroń. – Przebierz się. Zawieziemy to do Robertsa, powiemy, że list znalazł się przypadkiem, a potem sprawię, że odlecisz.
– Będziesz się ze mną kochał? – Na ustach krążył mu zadziorny uśmieszek.
– Nie. Będziemy cię uczyć. Będzie fajnie, zobaczysz.
– Ok.

***


Jessie podszedł do zwierzęcia i wyciągnął do niego rękę. Pogłaskał go po pysku. Nie był przekonany do tej nauki, ale ufał mężowi. Wcześniej Colin oprowadził go po stadninie i poznał z jej właścicielem. Carson przekonał się na własnej skórze, jak sympatyczny był ten człowiek. W przeciwieństwie do jego córki Ann. Kobieta nie była zadowolona, że Colin jest tu ze swoją drugą połówką. Jessie podejrzewał, że nie chodziło jej o to, że są gejami. Zwyczajnie zazdrość z niej biła. Był dumny, że taki facet należał do niego, a ona może tylko pomarzyć.
Spojrzał na Colina czułym wzrokiem.
– Co tak patrzysz? – White zapiął popręg.
– Nie, nic. Tak patrzę. – Speszył się. – To co mam robić?
– Wsiąść?
– Nie żartuj ze mnie.
– Mówię poważnie. Nie nauczysz się inaczej jeździć. Jestem obok i będę prowadził Molly na lonży.
– Na krótkiej?
– Ma tylko osiem metrów. – Roześmiał się, gdy zobaczył przerażony wzrok męża. Jessie nie bał się powiedzieć w grupie nienawistnych gejom osób, że kocha obciągać facetom, ale tej obecnej sytuacji wolał uniknąć.
– Wolałbym cię mieć przy sobie. – Nic na to nie poradził. W dzieciństwie spadł z konia, potem dostał opieprz od ojca, że jest beznadziejny, bo nie umie utrzymać się w siodle. Wsiadł na grzbiet zwierzęcia.
Colin uśmiechnął się pod nosem. Od początku nie miał zamiaru prowadzić konia na lonży. Usiadł za plecami męża.
– Teraz będziesz już spokojny? – zapytał White.
– Mając cię za plecami? Zawsze jestem spokojny.
– To zaproszenie?
– A jak sądzisz? – Jessie odwrócił twarz w stronę mężczyzny. Ich usta spotkały się w szybkim pocałunku.
Colin nie odpowiedział na to pytanie. Nie musiał. Obaj zaczynali czytać sobie w myślach. A może w sercach? Uderzył piętami boki konia i ogier ruszył w stronę łąki za stajnią. Na razie wolał jeździć na spokojnie i nie przemęczyć konia.
– Kocham cię – szepnął do ucha męża. Jessie zacisnął dłoń na przegubie jego ręki. Będzie dobrze, pomyślał Colin.