Obudziło go zamykanie drzwi do baraku, który robił za lazaret. Mruknął sennie i bardzo niechętnie otworzył jedno oko, chwilę zajęło mu przetrawienie tego co widzi, te prochy przeciwbólowe robią mu wodę z mózgu, ale w końcu uśmiechnął się lekko, rozpoznając swoją Zlotowłosą w zielonej koszulce i w mundurowych spodniach.
- A gdzie masz bluzÄ™? – mruknÄ…Å‚ schrypniÄ™tym gÅ‚osem. - ChwilÄ™ mnie nie ma i już Å‚ażą jak chcÄ….
Chłopak przysiadł na brzegu jego łóżka.
- Niedźwiedzia nie ma, to dziewczynki harcujÄ… – powiedziaÅ‚ z uÅ›miechem, ale zaraz spoważniaÅ‚, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ uważnie swojemu przeÅ‚ożonemu. - Jak siÄ™ czujesz?
- Tak jak wyglÄ…dam – powiedziaÅ‚, próbujÄ…c pozostać przytomnym.
- Nie! - prawie krzyknął teatralnie spanikowanym głosem i chwycił za koszulkę Kenseia. - A mówili nam, że nie umrzesz. Nie umieraj! Kto mi będzie owsianki gotował!
Kensei uśmiechnął sie słabo i pokręcił głową. Zaraz jednak zerknął w stronę drzwi.
- Spokojnie – powiedziaÅ‚ chÅ‚opak. - Porucznik Hirako jest przy drzwiach.
- I to niby miałoby mnie uspokoić? - prychnął sceptycznie, ale chwycił, wciąż leżącą na jego piersi, dłoń i ucałował szczupłe palce.
Od początku kolejnej zmiany w Hueco Mundo, a nawet wcześniej, gdy zaczęły się przygotowania do wyjazdu, mogli zapomnieć o chwilach tylko we dwoje. Czego strasznie Kenseiowi brakowało, chciał się przytulić do tego dzieciaka, pocałować, a seks był już w ogóle odległym, niespełnionym marzeniem.
- PrzenoszÄ… ósemkÄ™ od nas do bazy przy Menos Grande – powiedziaÅ‚ chÅ‚opak, kÅ‚adÄ…c siÄ™ ostrożnie na piersi Kenseia. - Mnie przenoszÄ… – dodaÅ‚ szeptem.
- To chyba dobrze. W Menos Grande nic siÄ™ nie dzieje.
- Chyba zaczęło, skoro biorą tam nas.
Kensei w żaden sposób tego nie skomentował, bo nie było co. Chociaż czuł się nieco zdradzony, że zabierają akurat jego żołnierzy.
- Pewnie do was doÅ‚Ä…cze, gdy już dojdÄ™ do siebie – powiedziaÅ‚ gÅ‚adzÄ…c chÅ‚opaka po gÅ‚owie. - PowinieneÅ› siÄ™ ostrzyc – mruknÄ…Å‚, chwytajÄ…c pomiÄ™dzy palce już dość dÅ‚ugie kosmyki jasnych wÅ‚osów.
W odpowiedzi usłyszał tylko rozbawione prychnięcie.
- Twoje ostatnie sÅ‚owa na Å‚ożu Å›mierci na pewno bÄ™dÄ… dotyczyć czegoÅ› regulaminowego – powiedziaÅ‚, prostujÄ…c siÄ™. SiÄ™gnÄ…Å‚ do kieszeni i podaÅ‚ Kenseiowi nabój 12,7, na którym widniaÅ‚ napis w cyrylicy. - Правда одна. Правда со мной, tak żebyÅ› nie zapomniaÅ‚ – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ ciepÅ‚o. - No i żebyÅ› miaÅ‚ pamiÄ…tkÄ™, która bÄ™dzie ci o mnie przypominać w te samotne noce
Tym razem Kensei prychnÄ…Å‚ rozbawiony, ale zaraz uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ trochÄ™ smutno, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ swojemu kochankowi. Czemu nie mogli spotkać siÄ™ wczeÅ›niej, zanim oboje wylÄ…dowali w Vizardach, czemu w ogóle musieli być w takiej wszystko utrudniajÄ…cej sytuacji – bycia przeÅ‚ożonym i podwÅ‚adnym w wojsku. OczywiÅ›cie teoretycznie wystarczyÅ‚oby zÅ‚ożyć rezygnacjÄ™ i wszystko staÅ‚oby siÄ™ prostsze. Może to wcale nie byÅ‚ taki gÅ‚upi pomysÅ‚. Może gdy wrócÄ… do domu, gdy ta caÅ‚a wojna siÄ™ skoÅ„czy. To byÅ‚ nawet caÅ‚kiem dobry pomysÅ‚.
UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ zadowolony ze swojego planu, wyciÄ…gnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ i... chwyciÅ‚ chÅ‚opaka za kark, przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie po pocaÅ‚unek. Jeden z tych, w których chcesz przekazać te wszystkie uczucie, o których trochÄ™ gÅ‚upio jest mówić na gÅ‚os – rodzÄ…ca siÄ™ tÄ™sknotÄ™, radość z krótkiej chwili bycia razem, potrzebÄ™ posiadania i chęć ofiarowania, szczyptÄ™ pożądania i oczywiÅ›cie tÄ™ cholernie kÅ‚opotliwÄ… miÅ‚ość.
- W takim razie do zobaczenia, ZÅ‚otowÅ‚osa – mruknÄ…Å‚ sennie, na powrót opadajÄ…c na poduszki.
Shuuhei patrzył na znowu nieprzytomnego Kenseia absolutnie oszołomiony. Własnie otrzymał pocałunek, o którym gdzieś tam skrycie marzył, którym obdarza się ukochaną osobę i który nie był przeznaczony dla niego. Spuścił głowę i zaśmiał się gorzko. Tylko czemu czuł się tym tak zdruzgotany, przecież nie byli dla siebie, tak naprawdę, nikim ważnym, prawda?
Złotowłosa. Ciekawa kim była, poza oczywistym faktem, że kimś cholernie ważnym dla Kenseia? Czekała na niego w Fangai? Byli razem? Kensei chciał z nią być? To była stara, czy jeszcze niespełniona miłość? W sumie to wyjaśniałoby wstrzemięźliwość Kenseia w kwestii seksu z nim. Czy był jedynie chwilowym zamiennikiem?
To, że cię pieprzy nic nie zmienia, bo wrócimy z tej wycieczki i o sobie zapomnicie. Słowa Shinjiego po raz kolejny rozbrzmiały mu w głowie i teraz były jeszcze bardziej prawdziwe.
- Szkoda – szepnÄ…Å‚ przez Å›ciÅ›niÄ™te gardÅ‚o. - Nie jestem twojÄ… ZÅ‚otowÅ‚osÄ….
Otrząsnął się zaraz, to nie są rzeczy, o których powinien w tej chwili myśleć. Weź się w garść, Shuuhei, polecił sobie w myślach i odetchnął głębiej.
- Nic to – mruknÄ…Å‚.
DotknÄ…Å‚ jeszcze rozgrzanego gorÄ…czkÄ… czoÅ‚a mężczyzny – minÄ…Å‚ już dzieÅ„ od kiedy go wyciÄ…gnÄ™li, ale nie wyglÄ…daÅ‚ wiele lepiej - poprawiÅ‚ mu koÅ‚drÄ™ i wstaÅ‚ z brzegu łóżka. MusiaÅ‚ zapalić, albo siÄ™ upić, albo, jeszcze lepiej, pochlastać szarym mydÅ‚em. Gdy ostrożnie zamykaÅ‚ za sobÄ… drzwi, napotkaÅ‚ uważne spojrzenie Shinjiego, opartego plecami o Å›cianÄ™ na przeciwko.
-WyglÄ…dasz, jakbyÅ› wychodziÅ‚ z pokoju umierajÄ…cego – stwierdziÅ‚ blondyn. - Jak tam? - zapytaÅ‚, przekrzywiajÄ…c gÅ‚owÄ™.
-GorÄ…czka chyba nieco opadÅ‚a – powiedziaÅ‚, nie patrzÄ…c na mężczyznÄ™. - Na chwilÄ™ wydawaÅ‚o siÄ™, że odzyskaÅ‚ przytomność i... - zawahaÅ‚ siÄ™, ale zaraz pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Ale to byÅ‚y tylko majaki – zdecydowaÅ‚, że nie chce jednak pytać Shinjiego o tÄ… ZÅ‚otowÅ‚osÄ…, bo w sumie to i tak już nie miaÅ‚o znaczenia. - Nie widziaÅ‚eÅ› może Ichigo? - zapytaÅ‚ szybko, zanim ciekawość jednak weźmie górÄ™. PotrzebowaÅ‚ fajek rudzielca, swoich nie miaÅ‚.
-Przed sekundÄ… wyszedÅ‚ zapalić – odpowiedziaÅ‚, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ… w stronÄ™ drzwi, ale nie spuszczajÄ…c wzroku z chÅ‚opaka.
Shuuhei rzuciÅ‚ szybkie "dziÄ™ki", chwyciÅ‚ kurtkÄ™ i wybiegÅ‚ z mieszkania – Starrk wyraźnie zabroniÅ‚ palenia w Å›rodku, a balkonu nie miaÅ‚. Ichigo zÅ‚apaÅ‚ jeszcze na klatce, ten rzuciÅ‚ mu nieco zaskoczone spojrzenie, ale nie skomentowaÅ‚.
* * *
Tia zajrzała do ciemnej kuchni i przysiadła się do, siedzącego przy stole, Starrka. Ten tylko sięgnął po drugą szklankę i nalał towarzyszce whisky. Wzniósł niemy toast. Wypili. Tia nie miała zamiaru zadawać żadnych pytań, ani zaczynać rozmowy, więc przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu.
- WidziaÅ‚em Szayela – odezwaÅ‚ siÄ™ w koÅ„cu Starrk, patrzÄ…c siÄ™ na lodówkÄ™, na której byÅ‚a uÅ‚ożona krzyżówka z literkowych magnesów. - ZabiÅ‚bym go – dodaÅ‚ i upiÅ‚ solidny Å‚yk.
- Ale tego nie zrobiÅ‚eÅ› – stwierdziÅ‚a spokojnie, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ uważnie mężczyźnie.
- Ale miałem zamiar. Nacisnąłem spust by zabić.
Spojrzał na Tię i uśmiechnął się półgębkiem.
- Myślisz, że to się liczy? - zapytał.
- A liczy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Wzruszył ramionami.
- A ty, żyjesz? - zapytał, chociaż pytanie brzmiało absurdalnie, zważywszy, że siedziała przed nim.
- UmarÅ‚am – odpowiedziaÅ‚a cicho, nie patrzÄ…c na niego. - W ostatnim roku, podjęłam decyzjÄ™, by nie ratować dwójki swoich ludzi. MówiÅ‚am sobie, że to sÅ‚uszna decyzja, że i tak nie byÅ‚o szans, ale i tak powinnam pójść, chociaż oznaczaÅ‚oby to samobójstwo. ObiecaÅ‚am siÄ™ dla nich poÅ›wiÄ™cić i tego nie zrobiÅ‚am.
Starrk kiwnął tylko głową i znowu zapatrzył się na lodówkę. Siedzieli, popijali, milczeli, każde pogrążone w swoich myślach.
- A wam co? - zapytał się Grimmjow, zapalając światło.
Oboje zerknęli na niego przelotnie.
- Wspominamy – odpowiedziaÅ‚ Starrk. - Dosiadasz siÄ™?
Nie odpowiedział, po prostu sięgnął po szklankę i usiadł na wolnym miejscu, polano mu alkoholu.
- Coś konkretnego, czy tak se chlastacie się starymi czasami? - zapytał, gdy przełknął spory łyk gorzkiego napoju.
- ZbrojÄ™ – odpowiedziaÅ‚a tym razem Tia. - PamiÄ™tasz? DaÅ‚eÅ› mi Panie zbrojÄ™, dawny kuÅ‚ pÅ‚atnerz jÄ… – wyrecytowaÅ‚a, patrzÄ…c na chÅ‚opaka.
Ten tylko prychnął pod nosem i uśmiechnął się przelotnie.
- DaÅ‚eÅ› mi Panie zbrojÄ™, dawny kuÅ‚ pÅ‚atnerz jÄ…, w wielu pogiÄ™ta bojach – zaczÄ…Å‚ Å›piewać cicho niskim gÅ‚osem, zapatrzyÅ‚ siÄ™ w swojÄ… szklankÄ™.
Wielu ochrzczona krwiÄ…
W wykutej dla giganta
Potykam siÄ™ co krok
Bo jak sumienia szantaż
Uciska lewy bok
Lecz choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała żadna w niej ostoja
To przecież w końcu ważna rzecz
Zbroja
- To po cholerÄ™ taka zbroja? – mruknÄ…Å‚ Grimmjow i prychnÄ…Å‚ sceptycznie.
Stojący przy oknie Zangetsu przestał śpiewać i zerknął na chłopaka.
Chodzi o zasady, Grimmjow – wyjaÅ›niÅ‚ cierpliwie. - O zasady moralne, których należy siÄ™ trzymać, pomimo tego, że czÄ™sto bardziej przeszkadzajÄ…, niż pomagajÄ….
- A po chuj? - zapytał, siedzący obok Grimmjowa Nnoitra. - Na wojnie żadne zasady nie obowiązują.
- To wÅ‚aÅ›nie na wojnie zasady sÄ… szczególnie potrzebne – powiedziaÅ‚a Pantera, stajÄ…c nad dziesiÄ…tkÄ… w wiÄ™kszoÅ›ci dzieciaków, które lada dzieÅ„ miaÅ‚y zostać wysÅ‚ane na wojnÄ™, by zabijać. - Musicie pamiÄ™tać o jednym, że każde z was ma granicÄ™, po przekroczeniu, której przestaje być sobÄ… – powiedziaÅ‚a poważnie. - Dla każdego granica przebiega, gdzie indziej i jest wyznaczana przez inne zasady, ale musicie jÄ… sobie bardzo jasno ustalić i nigdy bez wzglÄ™du na okolicznoÅ›ci i pod żadnym pozorem jej nie przekraczać. Jeżeli to zrobicie, gdzieÅ› tam w Å›rodku umrzecie i jak spojrzycie w lustro, to siÄ™ nie poznacie, bo jedyne, co bÄ™dziecie widzieć, to twarz mordercy, zÅ‚odzieja, gwaÅ‚ciciela. Ciężko bÄ™dzie wam żyć z tym, gdy już wojna siÄ™ skoÅ„czy. Rozumiecie? - zapytaÅ‚a, patrzÄ…c każdemu po kolei w oczy, na dÅ‚użej zatrzymujÄ…c siÄ™ na Grimmjowie.
- A wy? - zapytała się Nel. - Jakie wy macie zasady?
- Ja – odezwaÅ‚ siÄ™ Zangetsu. - Nigdy nie wykorzystaÅ‚bym kobiety wbrew jej woli. Nasz stary znajomy nigdy nie skrzywdziÅ‚by dziecka, nawet, gdyby to ono do niego by celowaÅ‚o. Inna znajoma nigdy nie zniżyÅ‚aby siÄ™ do tortur, nawet gdyby miaÅ‚o to pomóc w zdobyciu cennych informacji.
- A ty? - zapytał się Grimmjow, patrząc na Panterę uważnie.
Kobieta spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się trochę melancholijnie
- Ja? - powiedziała spokojnie. - Ja nie rozpoznaję się w lustrze.
* * *
Shinji siedział jednym pośladkiem na parapecie okna i patrzył pomiędzy lekko rozchylonymi firankami na Ichigo i Shuuheia, którzy stanęli przy bloku i palili oboje w telefonami w dłoniach. Gdy skończyli Ichigo wrócił do środka, a Shuuhei ruszył w stronę pobliskiego przystanku autobusowego.
- Tylko nie daj siÄ™ zabić, dzieciaku – mruknÄ…Å‚ znowu patrzÄ…c przez okno. - Drugi raz nie mam zamiaru dostarczać koperty.
Pokręcił głową i podszedł do łóżka, na którym Kensei przeglądał raporty z działań, które go ominęły, gdy był niedysponowany. Przez dłuższą chwile nawet nie zwrócił uwagi, na stojącego nad nim Shinjiego, dopóki ten nie chrząknął zniecierpliwiony.
- Mam dla ciebie jeszcze jeden raport – powiedziaÅ‚, gdy Kensei znowu go olaÅ‚. Pewnie gdyby nie byli tak dobrymi przyjaciółmi, to by sobie nie pozwalaÅ‚ na takie lekceważenie, po za tym oboje doskonale wiedzieli, że Kensei trzymaÅ‚ siÄ™ stopnia sierżanta tylko dlatego, że uwielbiaÅ‚ pracować bezpoÅ›rednio z żoÅ‚nierzami.
- Połóż go gdzieÅ› – odezwaÅ‚ siÄ™ w koÅ„cu Kensei, koÅ„czÄ…c stronÄ™ wÅ‚aÅ›nie czytanego raportu.
- Przeczytaj go teraz – poleciÅ‚ juz nieco ostrzej Shinji, za co otrzymaÅ‚ zaintrygowane spojrzenie i uniesienie brwi. OdÅ‚ożyÅ‚ jedne kartki i siÄ™gnÄ…Å‚ po podane przez przyjaciela.
Shinji oparÅ‚ siÄ™ o Å›ciane i zapaliÅ‚ jednego ze swoich samorobnych papierosów, nie spuszczaÅ‚ spojrzenia z drugiego mężczyzny, obserwowaÅ‚ go bardzo uważnie, jak czyta. Na poczÄ…tku byÅ‚ Å›rednio zinteresowaÅ‚y – byÅ‚y to dane techniczne misji – później ze zmarszczonymi brwiami i lekkim niepokojem – pewnie dotarÅ‚ do tego, kto tÄ… misjÄ™ miaÅ‚ wykonać – by na koÅ„cu na sekundÄ™ zblednąć i zaraz zacisnąć zÄ™by i dÅ‚onie w czystej furii – przeczytaÅ‚, że oÅ›miu jego ludzi nie wróciÅ‚o, nie wróciÅ‚ jeden konkretny chÅ‚opak.
- Kurwa – warknÄ…Å‚, przez chwilÄ™ wyglÄ…daÅ‚, jakby miaÅ‚ ochotÄ™ podrzeć wÅ‚aÅ›nie przeczytany raport. - Kurwa! - wrzasnÄ…Å‚ już, ciskajÄ…c kartki gdzieÅ› w kÄ…t.
Przez dłuższą chwilę rozglądał się za czymkolwiek, na czym mógłby rozładować wzbierające w nim uczucia. W końcu jednak zrezygnował, schował twarz w dłoniach, odetchnął głęboko.
- A co z misją poszukiwawczą? - zapytał prawie spokojnie, jednak po głosie widać było, że wciąż jest na granicy kolejnego wybuchu.
Shinji pokręcił głową.
- Nic nie znaleźli – powiedziaÅ‚ gÅ‚osem, który wiÄ™kszość uznaÅ‚aby za obojÄ™tny. - Jakby wyparowali.
Kensei jeszcze raz wziÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boki oddech – niemalże byÅ‚o widać, jak liczy w myÅ›lach do dziesiÄ™ciu i z powrotem – i przeczesaÅ‚ palcami już dość dÅ‚ugie wÅ‚osy, bÄ™dzie musiaÅ‚ je Å›ciąć - aż zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ gorzko pod nosem na tÄ™ myÅ›l.
- Od kiedy wiadomo? - zapytał cicho, czując się teraz jakiś taki słaby.
- Od półtorej tygodnia – odpowiedziaÅ‚.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza, podczas której Kensei w jednej sekundzie wyglądał, jakby miał zamiar wstać i rozpocząc krwawą wendetę, by zaraz pogrążyć się w rezygnacji.
- DziÄ™ki za przekazanie informacji – powiedziaÅ‚ w koÅ„cu. - Starczy mi chyba tych papierzysk na dzisiaj. ZdrzemnÄ™ siÄ™.
- Jasne.
Shinji, gdy już byÅ‚ przy drzwiach, zerknÄ…Å‚ jeszcze ramiÄ™ – Kensei siedziaÅ‚ zamyÅ›lony, niepokojÄ…co teraz spokojny i obracaÅ‚ w dÅ‚oniach nabój – westchnÄ…Å‚ bezgÅ‚oÅ›nie i wyszedÅ‚.
- I? - zapytała się, stojąca przy drzwiach Lisa.
- WygraliÅ›my zakÅ‚ad, byli razem – odpowiedziaÅ‚ nie do koÅ„ca tak, jak pewnie chciaÅ‚a tego kobieta. - Ale jakoÅ› ciężko mi siÄ™ z tego cieszyć.
* * *
MiaÅ‚ zÅ‚amanÄ… rÄ™ke, rozciÄ™tÄ… wargÄ™ – na szczęście opuchlizna zaczęła schodzić – siÅ„ce na twarzy zmieniÅ‚y kolor z fioletowych na zielonożółte. Generalnie ani siÄ™ nie czuÅ‚, ani nie wyglÄ…daÅ‚ najlepiej. Chociaż i tak powinien być wdziÄ™czny za to, że udaÅ‚o mu siÄ™ wyjść z calej tej afery tylko z takimi drobnymi uszkodzeniami.
- Shuuhei – powiedziaÅ‚ spokojnie, siedzÄ…cy za biurkiem profesor Tousen, opierajÄ…c brodÄ™ na splecionych dÅ‚oniach. PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… jak nad malym dzieckim, które narozrabiaÅ‚o i same siÄ™ przy tym pokaleczyÅ‚o. - Co ja mam z tobÄ… zrobić?
Shuuhei nie odezwał się, tylko jakoś tak zrobiło mu się głupio, że zawiódł tego mężczyznę. Mężczyznę, któremu najbliżej było w życiu chłopaka do roli ojca. Był już dorosły, skończył już studia, a mimo to czuł się w tej chwili zrugany jak uczniak.
Profesor westchnął odrobinę zmęczony.
- To sÄ… wÅ‚aÅ›nie konsekwencje, których nie da siÄ™ dojrzeć – powiedziaÅ‚ spokojnie, wstajÄ…c zza biurka. - Mam nadziejÄ™, że zdajesz sobie sprawÄ™ z tego, że miaÅ‚eÅ› szczęście gÅ‚upiego.
Zdawał sobie z tego sprawę. Kiwnął tylko głową.
- Co chciałeś osiągnąć, mieszając się w tą sprawę? - zapytał Tousen.
- ChciaÅ‚em wiedzieć – odpowiedziaÅ‚ cicho. - Jak bÄ™dÄ™ wiedziaÅ‚ wystarczajÄ…co wiele, to nie bÄ™dÄ™ Å›lepy. Tak myÅ›lÄ™.
- To nie tak działa, Shuuhei. Dzisiaj mam nadzieję się o tym przekonałeś.
Nie odpowiedziaÅ‚, zacisnÄ…Å‚ tylko zÄ™by – teraz budziÅ‚ siÄ™ w nim bunt. Dlaczego profesor nie mógÅ‚ zrozumieć jego podejÅ›cia? Owszem nie przewidziaÅ‚, że jego dziaÅ‚ania mogÄ… skoÅ„czyć siÄ™ wÅ‚aÅ›nie tak, ale nastÄ™pnym razem po prostu lepiej wybada teren, zdobÄ™dzie wiÄ™cej informacji. NastÄ™pnym razem nie bÄ™dzie Å›lepy. NastÄ™pnym razem nie pozwoli sobie na taki bÅ‚Ä…d. NastÄ™pnym razem podejmie wÅ‚aÅ›ciwie decyzje.
Raz jeszcze sprawdziÅ‚ adres wysÅ‚any sms-em i spojrzaÅ‚ na bramÄ™ strzeżonego osiedla z niskimi willami. ZadzwoniÅ‚ pod odpowiedni numer, nie zdążyÅ‚ nic powiedzieć – z drugiej strony też nie padÅ‚y żadne sÅ‚owa – bzyknęło na znak, że drzwi sÄ… otwarte. Podobnie byÅ‚o, gdy stanÄ…Å‚ przed odpowiednim domem – nie zdążyÅ‚ zapukać, a drzwi zostaÅ‚y otwarte.
- CieszÄ™ siÄ™, że podjÄ…Å‚eÅ› wÅ‚aÅ›ciwÄ… decyzjÄ™ – przywitaÅ‚ go Findor z lekko cwaniackim uÅ›miechem. - Shun.
- Shuuhei – powiedziaÅ‚ tylko, zostawiajÄ…c resztÄ™ bez komentarza i wchodzÄ…c do Å›rodka.
Gospodarz uśmiechnął się i zamknął za nim drzwi.