Rozdział 40 - Syn marnotrawny nie wróci
Filip wyrzucił papierosa do pobliskiego kosza, nie odwracając wzroku od klatki schodowej jednopiętrowego budynku, będącego jednym z wielu tutaj stojących w regularnych od siebie odstępach. Stanowiły razem brzydkie i poszarzałe osiedle, które jednoznacznie wymagało remontu, a świadczyły chociażby o tym popękane mury, czy odpadający tynk. Całość otaczała metalowa siatka wraz ze zniszczoną podmurówką, ale co parę kroków można był napotkać spore dziury, dewastacje, wykonaną zapewne przez tutejszych, osiedlowych młodych buntowników. Ludzie wydeptali ścieżki w trawnikach prowadzących do tych ubytków w ogrodzeniu, tym samym skracając sobie drogę do przystanku tramwajowego. Urok Nowego Bemowa raczej już nikogo nie poruszał.
Filip podniósł się z kucek, stając przy starym polonezie swojej siostry. Dziewczyna zgodziła się od razu, kiedy wyjawił jej plan odzyskania rzeczy Krzyśka.
- Ooo idzie - mruknął cicho chłopak, śledząc wzrokiem postać niewysokiego, ale postawnego mężczyzny, który przeszedł przez wyłom w ogrodzeniu i ruszył na przystanek.
- Niech spierdala - warknęła Martyna, otulając się szczelniej swoim jesiennym, ciepłym płaszczem. W kozakach na obcasie i ze sporą platformą wydawała się niesamowicie wysoka. - Dalej Fifi, lecimy, niech ta pizda da nam co ma dać i jebany święty spokój.
- Niech wsiądzie chujek do tramwaju, żeby się nie okazało, że czegoś zapomniał i się wróci. - Filip strzepał niewidzialny pył ze spodni, zaciskając, to rozluźniając palce. Dochodziła czternasta, na ulicy był spory ruch, co chwilę jezdnią przejeżdżały sznury aut, po szynach przetaczał się tramwaj. O tej godzinie ojciec Krzyśka szedł na drugą zmianę do pracy jako elektryk, więc mogli bez przeszkód udać się do mieszkania przyjaciela, pogadać z jego matką i poprosić o rzeczy. Gdyby zdarzyło się im zastać mężczyznę w domu, zapewne byłoby to niemożliwe, a nawet ryzykowne.
- Dobra, idziemy, idziemy. - Filip skinął na siostrę i wciskając dłonie w kieszenie skórzanej kurtki ruszył w stronę dziury w ogrodzeniu, z którego również korzystał, kiedy zdarzało mu się wpadać do Krzyśka.
Martyna potruchtała szybko za bratem, dopadając pierwsza domofonu. Odchrząknęła na próbę, nim z głośnika usłyszała głos matki Krzyśka.
- Dzień dobry pani Szymańska, z tej strony Martyna... Pamięta mnie pani, prawda? Jestem przyjaciółką pani młodszego syna, chciałabym odebrać od pani jego rzeczy, jeśli byłoby to możliwe... Nie, Krzyśka nie ma ze mną, jestem tylko z bratem. Tak? Bardzo pani dziękuję...
Po krótkim sygnale z domofonu drzwi ustąpiły, kiedy Martyna naparła na nie ręką. Spojrzała zadowolona na brata, od razu zaczynając rozwiązywać chustę pod szyją, kiedy znaleźli się na klatce schodowej.
Przed nimi roztoczył się widok na znany korytarz, który nawet za dnia był pogrążony w smutnych szarościach. Migoczące światło żarówek zawsze sprawiało problemy, rządząc się własnymi prawami. Na samym końcu korytarza przez okno wpadało światło z zewnątrz, nieco rozjaśniając panujące ciemności tuż przy wejściu. Zapachy również się nie zmieniły, dlatego rodzeństwo szybko ruszyło przed siebie, doskonale znając numer mieszkania i konkretne drzwi. Ich kroki rozbrzmiały donośnie i Filip wiedział, że parę sąsiadek już przycisnęło twarze do judaszów, aby podpatrzeć co tez się dzieje i czy mają szansę na nowe ploteczki. Odetchnął ciężko, odruchowo zerkając na wejściowe drzwi, mając nadzieję, że nie zobaczy w nich wracającego po coś ojca Krzyśka. Mocniej zacisnął dłoń na jednej z toreb sportowych, które wzięli, gdyby matka przyjaciela nie miała w co pakować rzeczy syna.
Drzwi otworzyły się, ukazując rozświetlone żarówką wnętrze domowego korytarza i stojącą w nich matkę Krzyśka, pulchną kobietę w średnim wieku o bardzo miłej twarzy, której jasne, zaniedbane włosy tworzyły aureolę wokół głowy. Wytarła ręce o fartuch, patrząc na nich niepewnie. Z mieszkania wydobywał się zapach mięsa, co świadczyło o tym, że niedawno spożywany był tu obiad.
- Dzień dobry. - Martyna uśmiechnęła się sympatycznie i wyciągnęła do niej swoją upierścionkowaną dłoń z długimi, ciemnymi paznokciami.
- Dzień dobry... - odparła kobieta, nieśmiałym, ale bardzo miłym głosem, sprawiając wrażenie osoby ciepłej i łagodnej. - Proszę, wejdźcie. Przyznam, że jestem zaskoczona waszą wizytą. Wydawało mi się, że Krzysztofowi nie zależy już na niczym... Na pewno nie na tych rzeczach.
- Na zimowej kurtce i butach bardzo - rzucił z lekką złością Filip, mając ochotę powiedzieć jej w jakich luksusach żyje jej syn.
Martyna spojrzała miażdżąco na brata, cały czas uśmiechając się przymilnie do kobiety. Jej uśmiech, wypracowany latami starań nie wyglądał ani trochę sztucznie.
- Bardzo chcielibyśmy zabrać ubrania, może jakieś rzeczy z pokoju, jeśli można. Obiecujemy zająć pani dosłownie chwilkę, szybko się uwiniemy i nie będzie kłopotu - powiedziała, nie zaprzestając posyłać w stronę kobiety uspokajających uśmiechów.
- Tak, tak, oczywiście... Ubrania są jeszcze w szafach... Rzeczy z pokoju usunęliśmy z mężem po tym, jak Krzysztof się wyprowadził. Zobaczę czy nie zostało coś na pawlaczu, proszę, wejdzie, tu są ubrania. - Otworzyła im drzwi do malutkiego pokoiku, z którego wyrzucono dosłownie każdy przedmiot oprócz standardowych mebli. Pomieszczenie było zupełnie wysprzątane, nie licząc szafy, którą również im otworzyła. Ubrania popakowane w reklamówki zapełniały dno mebla. Nie było tego szczególnie dużo, jakieś cztery foliowe torby plus siatka z butami. Krzysiek nigdy nie miał zbyt wielu rzeczy.
Filip zacisnął mocno zęby, z trudem się hamując, aby czegoś nie powiedzieć. W myślach cały czas przeklinał, wrzucając torby do tej sportowej, którą przytargał ze sobą. Rodzice Krzyśka tak tu wysprzątali, jakby ich syn co najmniej umarł. Chociaż nawet po śmierci swoich dzieci ludzie nie ruszali miejsc, gdzie one przebywały, pokój stawał się wręcz świątynią pamięci. Tutaj przedstawiało się to znacznie gorzej.
- Modele jego samolotów... są? - spytał, mimo że inaczej planował skonstruować pytanie, na końcu dodając ''wywaliliście'', ale i tu się powstrzymał, nawet nie patrząc na kobietę.
- Nie... Usunęliśmy jak widzicie wszystkie niepotrzebne rzeczy - odparła zakłopotana, patrząc na nich zatroskanymi, wielkimi oczyma. Pulchne, małe dłonie mięły fartuch, nie wiedząc co ze sobą zrobić. - Dobrze, że przyjechaliście, mieliśmy oddać to do opieki - dodała, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Filip budził w niej niepokój, w przeciwieństwie do Martyny, która mimo swojego rockowego imidżu starała się być z całych sił miła. - Ja może pójdę zobaczyć na pawlacz - powiedziała, wycofując się powoli z pokoju. Gdyby jej mąż dowiedział się o tej wizycie, przez dobry tydzień nie mogłaby pokazać się nikomu znajomemu bez grubej warstwy makijażu, a i to niewiele pomagało, kiedy siniaki zaczynały przybierać czarno-fioletowe barwy.
Filip odprowadził ją wściekłym spojrzeniem, czując się coraz gorzej w tym mieszkaniu, dławiąc chorą atmosferą, zachowaniem kobiety, które chyba najbardziej go denerwowało.
- Nie patrz tak kurwa na mnie - syknął przez zęby w stronę Martyny, w której oczach już widział naganę za to, jak się odzywał. - Mam ochotę rozpierdolić to wszystko. Jakby go, kurwa, pochowali, a raczej zamordowali i próbowali pozbyć jakichkolwiek śladów istnienia, ja pierdolę. - Przeszedł się kawałek po brudnoszarym dywanie, doskonale przypominając sobie czas, który spędzał z Krzyśkiem w jego pokoju, teraz było to odrażające miejsce i w duchu cieszył się, że przyjaciel nie musi już tu mieszkać.
- Zamknij ryj - warknęła dziewczyna, zapinając torbę i przerzucając ją sobie przez ramię. To, że nie rozumiała takich kobiet jak matka Krzyśka nie znaczyło, że chciała robić tutaj burdę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, ile musieli wycierpieć przez jego ojca obaj bracia i ich matka, i głęboko im współczuła. Pospiesznie wykrzywiła twarz w uśmiechu, słysząc zbliżające się kroki. Kobieta niosła dwie szmaciane siatki pełne książek i płyt. Odwzajemniła nieśmiało uśmiech podając Martynie torby, odrobinę zaróżowiona na policzkach ze wstydu.
- Mam jeszcze to... I to byłoby już wszystko - powiedziała cicho, zerkając po twarzach rodzeństwa. Widać było, że się denerwuje ich wizytą i najchętniej wypchnęłaby ich za drzwi czym prędzej.
- Jesteśmy pani niezmiernie wdzięczni, że zgodziła się pani poświęcić nam chwilę - odparła dyplomatycznie Martyna, przejmując od niej torby. Podobieństwo Krzyśka do matki było wręcz uderzające, nie tylko pod względem wyglądu, ale również zachowania, tonu głosu, sposobu mówienia. Na moment ścisnęło ją w gardle pod wpływem smutku, szybko się jednak opanowała.
Filip chwycił resztę rzeczy i nic nie mówiąc wyszedł z pokoju, nie chcąc tu przebywać ani chwili dłużej. I jego przemożna żałość złapała na myśl o Krzyśku, o tym jak go potraktowano, wyrzucono z rodziny, która powinna chronić i wspierać. Nie istniał już dla nich, pozbywając się wszystkiego co mogło świadczyć o jego niegdysiejszej obecności w ich życiu.
Stanął na dworze, zatrzymując przed klatką i oddychając ciężko, wstrząśnięty emocjami, które gęsta chmurą wniknęły mu pod skórę. Teraz jeszcze silniej poczuł w sobie potrzebę zastąpienia Krzyśkowi rodziny, chociaż wiedział, że nigdy w pełni tego nie dokona, ani on, ani nikt inny. Mimo to nie miał zamiaru pozwolić, aby przyjaciel kiedykolwiek poczuł, że jest sam, albo że nie ma kto go wesprzeć. Przymknął powieki słysząc głośne stukanie obcasów Martyny wydobywające się z korytarza. Kiedy wyszła na zewnątrz, szybko powiedział:
- Nic nie mów, ok? Nic. - Odebrał część toreb siostrze i tą samą drogą, którą przyszli tu, ruszyli z powrotem w stronę samochodu.
***
- No cześć - powiedział Krzysiek, otwierając drzwi rodzeństwu. Rękawy ciepłego, pomarańczowego swetra, który nosił już w czasach licealnych, podwinięte ukazywały jego blade przedramiona. - WOW... Wprowadzacie się do mnie? - zaśmiał się zdezorientowany, widząc torby taszczone przez nich do jego mieszkania.
- Ta Krzy, będziemy koczować w twojej uroczej kuchni, bo młody zapragnął zasmakować cygańskiego życia - zaśmiała się Martyna, rzucając torbę z ciuchami na podłogę i przy okazji lustrując Tomka, współlokatora Krzyśka, który wychodził właśnie z łazienki. Uśmiechnęła się zachęcająco, potrząsając długimi włosami, na co Krzysiek miał ochotę parsknąć śmiechem. Jakie to wszystko było czytelne i oczywiste.
- Nie no, serio pytam, co to jest? - Chłopak podrapał się po jasnych włosach, patrząc bezmyślnie na torby.
- Hmm... no ten... - Filip patrzył na niego uważnie. - Twoje rzeczy z... stamtąd. - Nie potrafił nazwać tego domem. - Dupa ci nie będzie marznąć na zimę.
- Co? Martyna, o czym on gada? - spytał Krzysiek nie wiedząc już zupełnie co myśleć na temat tego, co widział. Chwilę wcześniej wrócił z pracy, dopiero zdążył zalać sobie herbatę i zjawili się oni. Nie żeby się nie cieszył, z mrukliwym Tomkiem nie miał wielu tematów, co mogło wynikać też z tego, że żaden z nich nie szukał bardzo towarzystwa współlokatorów.
- Kurde, Krzy, weź se zobacz a nie męczysz bułę. Ja spadam, wiecie, fryzjer umówiony, solarium samo się nie zaliczy i takie tam - westchnęła teatralnie, wyciągając rękę do Filipa. - Dawaj kluczyki młody.
- Aaa kluczki. - Filip pogrzebał po kieszeniach skórzanej kurtki i podał jej. - Dzięki siostra i się nie spal, bo się nie przyznam do ciebie.
- To ja się w końcu przestanę przyznawać do ciebie, pokrako - szturchnęła go w bok dłonią w długiej rękawiczce z miękkiej skóry. Zasalutowała jeszcze Krzyśkowi nim wyszła z mieszkania, obracając kluczyki na długim, wąskim palcu. Krzysiek kucnął przy jednej z toreb i zajrzał do środka, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Skąd to wzięliście? Wyrzucili na śmietnik, czy co? - spytał, unosząc na Filipa zdziwione spojrzenie. Nawet nie skomentował tego, że Martyna pojechała sobie zostawiając mu brata jakby to było coś oczywistego.
- Nie, byliśmy u twojej mamy - odparł jedynie Filip, nie mając zamiaru dzielić się z nim swoimi odczuciami jakie miał po wizycie w jego rodzinnym domu. Chwycił dwie torby i uniósł. - Bierz i zanosimy do ciebie, bo trochę przejście barykadujemy.
- Jezu, co? Co wam odwaliło, żeby jechać do mojej matki? - Krzysiek spojrzał na niego w szoku, mając nadzieję, że się przesłyszał. Nie miał ochoty nawet wspominać swoich rodziców. Nic dobrego z ich strony nie doświadczył. - Chcieliście sobie ze starszym pogadać? Jesteście pojebani, oboje - prychnął zirytowany, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Filip zagryzł wargę, czując narastającą złość. Tak mu dziękowano za pomoc, słowami pretensji. Nie komentując wypowiedzi przyjaciela ruszył do jego pokoju, nie mając zamiaru z nim o tym gadać w przedpokoju. Oparł torby o łóżko i spojrzał na Krzyśka, który w tej samej chwili wszedł z resztą rzeczy.
c Myślisz, że pojechałem tam, aby przemówić im do rozsądku? Jebana strata czasu - mruknął, ściągając kurtkę. - Prędzej by mnie wyjebali za drzwi. Albo ja wyjebałbym te drzwi. Pojechaliśmy tam z Martyną kiedy była tylko twoja matka.
- Nie wiem, co wami motywowało, ale to było w cholerę głupie! - warknął Krzysiek, zamykając za sobą drzwi i patrząc na niego wyzywająco. - Przyzwyczaiłem się już do życia bez tych rzeczy, nie potrzebowałem tego. Jakbym chciał, to sam bym tam pojechał, ale rzygać mi się chce na myśl o tamtym mieszkaniu, wiesz?! Mogliście sobie darować - dodał ciszej, zaglądając do jednej z siatek z książkami. Mimo wszystko był niesamowicie ciekaw, co też uchroniło się przed wyrzuceniem przez jego rodziców na śmieci.
Filip uśmiechnął się z ironią, chociaż w sumie mógł się spodziewać takiej reakcji, innej raczej nie znał, innej oznaki na wdzięczności na to co robił dla przyjaciela.
- Naprawdę nie musisz dziękować. Kwiaty prześlij później - mruknął z rezygnacją, odrzucając kurtkę na krzesło i zostając w ciemnym swetrze z kapturem. Sięgnął po torbę sportową i wyjął z niej dwie reklamówki, w jednej były buty, a w drugiej upchana kurtka.
- Rany, no, Fifi, co mam ci powiedzieć? Patrz, książek do angielskiego jednak nie wywaliła - zaśmiał się cicho, bardziej zainteresowany książkami właśnie niż ubraniami. Jakoś nie miało to dla niego wielkiego znaczenia, a może po prostu przestało mieć odkąd musiał radzić sobie sam. Nie żeby w domu im się przelewało, zawsze było raczej ubogo, ale teraz naprawdę miał problemy z wiązaniem końca z końcem. Starał się tym jednak nie zamartwiać i żyć z dnia na dzień, wiedząc, że planowanie przyszłości w tych warunkach nie miałoby żadnego sensu. Wstał z kucek, podchodząc do Filipa, by przygarnąć go ramieniem w pasie do siebie. Cmoknął go krótko, przypadkowo trafiając ustami w policzek pod jego okiem. - Dzięki Fifi, fajnie jest mieć to znowu dla siebie... Co nie zmienia faktu, że jesteście pojebani - zaśmiał się, przesuwając dłonią po jego plecach.
- Nie mogłem dopuścić, abyś mi zamarzł zimą - mruknął przyjaciel od razu się uśmiechając i obejmując go również w pasie. - A wiem, że kurtki ode mnie byś nie przyjął, nawet jeśli byłaby prezentem świątecznym. - Zdenerwowanie powoli z niego schodziło, chociaż nadal czuł nieprzyjemny palący żar w żołądku na wspomnienie pobytu w mieszkaniu państwa Szymańskich. Odruchowo przysunął Krzyśka do siebie bliżej, przytulając. - Myślałem, że zwariuje jak tam pojechaliśmy, że zacznę wrzeszczeć, bo kompletnie nie rozumiem jak tak można potraktować własnego syna - szepnął w jego ramię, zaciskając palce na plecach Krzyśka.
- Masz rację, nie przyjąłbym - mruknął chłopak, gładząc uspokajająco jego plecy, jak zawsze czuły i delikatny. Cmoknął go w skroń, wilgotnymi ustami, o wargach pełnych i pięknych jak pęknięty, soczysty owoc. - Fifi no, nie jestem odosobnionym przypadkiem, wiele rodzin postępuje w ten sposób. Nie powiem, żeby to było dobre, ale ja i tak nie mógłbym już z nimi mieszkać, nie wytrzymałbym tam. Rozchmurz się, polecę po jakieś picie, posadź tyłek a ja zaraz wracam.
- Oj wiem, ale jak zobaczyłem jak wyjebali wszystko z twojego pokoju, jakbyś kurwa umarł, to... - odetchnął ciężko Filip, hamując złość i gniew, ale jedynie jeszcze mocniej objął przyjaciela. - W sumie masz rację, że dobrze że cię już tam nie ma.
- Nie mam żadnych pozytywnych wspomnień związanych z nimi. Zawsze było tak samo beznadziejnie, więc nie ma czego rozpamiętywać - mruknął Krzysiek, wracając po paru minutach z dwoma kubkami herbaty. Usiadł przy biurku, kładąc stopy na poprzecznym szczebelku krzesełka i popijając napój ostrożnymi łykami. - Tym bardziej mówię ci, że powinieneś być wdzięczny, że masz taką rodzinę. Ostatnio jak byłem u was, wtedy w niedzielę, byli naprawdę spoko. Twoja matka powiedziała mi, że wiedziała, że tak to się skończy z nami - prychnął w swój kubek, skupiając na nim rozbawione spojrzenie.
- Matczyna intuicja. - Filip uśmiechnął się z przekąsem, ale było w tym dużo ciepła. Złapał za podłokietniki krzesła, na którym siedział jego przyjaciel i podsunął go pod samo łóżko, na którym spoczywał. Chciał mieć Krzyśka blisko siebie, patrzeć mu w oczy, śledzić mimikę twarzy. - Twoi starzy... jak byłeś mały też byli przejebani? - spytał, gładząc jego kolana przez materiał spodni.
- Ej no, nie jestem inwalidą żebyś mnie tak ciągnął! - Krzysiek uniósł się nerwowo, patrząc na niego z wyrzutem. Filip momentami za dużo sobie pozwalał. - Ojciec był taki od zawsze, matka całe życie pod jego pantoflem, nic nowego - burknął zapijając się herbatą, pachnącą aromatycznie cytryną.
- Przecież nic nie robię, chcę mieć cię bliżej - wytłumaczył Filip, nie rozumiejąc oburzenia, a w głębi czując złość, bo znowu robił coś źle i dostawał naganę. Nie powiedział jednak tego na głos, wiedząc, że nie ma sensu się nad tym rozwodzić. - Twój ojciec zawsze był dziwny.
- Ta, no to wiesz czemu ja jestem jebnięty, geny wadliwe - zakpił, rozpierając się pewniej na krześle. Pokój, w którym mieszkał obecnie był o wiele bardziej przytulny niż jego stary w rodzinnym mieszkaniu. Duży wpływ na to miał fakt, że tu nikt nie kontrolował tego, co Krzysiek z nim robił. Dawniej ojciec nie pozwalał mu trzymać nic na meblach, twierdząc, że robi bałagan. Twierdzenie kończyło się zawsze na laniu.
- Gówno prawda, Krzy. - Filip odetchnął, nie przestając masować go po kolanach.
- Lał mnie jak byłem smarkaty - westchnął Krzysiek, zagapiając się smętnie we wnętrze własnego kubka. - Każde słowo czy ruch mogło wywołać awanturę. Nie mam z nim dobrych wspomnień... Dla mnie on nie żyje - powiedział, przymykając lekko powieki i bujając się w przód i w tył. Drugi raz w sumie zdarzyło mu się komuś o tym powiedzieć i czuł się co najmniej dziwnie. Zawsze było to jego tajemnicą, oczywiście póki siniaki nie były zbyt widoczne. Wtedy owszem, pytano co się stało, ale nikt nie reagował, wszyscy godzili się na oczywiste kłamstwa, jakie serwował im w odpowiedzi.
- Jebany chuj. - Brwi Filipa zmarszczyły się mocno, a dłonie zadrżały na tą nową wiadomość. Chociaż mógł się spodziewać tego po mężczyźnie, że agresja jest jego sposobem na wychowywanie oraz trzymaniem porządku, poczuł złość na samego siebie, że nie dostrzegł tego wcześniej. Automatycznie zrobiło mu się żal matki Krzyśka i zalało go zażenowanie, że tak okazywał jej zniechęcenie oraz własne rozdrażnienie. Przesunął dłońmi wyżej po udach przyjaciela, aby w ostateczności lekko objąć go w pasie. - Pomóc ci to rozpakować? Czy sam chcesz wszystko przeszperać?
- No jasne, powiedz lepiej że znowu chcesz mi jakąś koszulkę podiwanić - zaśmiał się Krzysiek, czochrając go po włosach, ale trochę uciekając z jego objęć. - Następnym razem jak wpadniesz na jakiś świetny pomysł dotyczący mojej osoby to wolałbym, żebyś mi najpierw o tym powiedział, a potem działał, ok? To trochę niefajne, że decydujesz o mnie nie pytając mnie o zdanie. - Krzysiek spoważniał, patrząc mu w oczy i oczekując reakcji. Spodziewał się, że chłopak się jak zwykle wkurzy, ale nie mógł pozwolić by tak wchodzono mu na głowę. Przyzwyczaił się już do swojej niezależności i zaborczość Filipa go nieco przerażała.
- Dobra - odparł jedynie chłopak, spuszczając wzrok. - Ale jakbym ci powiedział, to nie chciałbyś słyszeć o zrobieniu tego.
- No i co z tego? To moje życie Filip, mam prawo o nim decydować, nie możesz chcieć uszczęśliwiać mnie na siłę - popatrzył na niego poważnie, mając nadzieję, że chłopak zrozumie.
- Chciałem ci pomóc.
- No ja wiem, ale pomyśl co by było jakbym ja ci się wpieprzał do wszystkiego, bo wydaje mi się, że wiem wszystko lepiej. Niefajnie, co? - spytał, obserwując go uważnie. Ciemne, błyszczące oczy schowały się pod powiekami, niemal wstydliwie i Krzysiek miał ochotę je za tą wstydliwość ucałować. Było w tym coś bardzo świeżego i niewinnego.
- No ale to tylko rzeczy... - mruknął Filip, przygryzając dolną wargę i pocierając palcem wskazującym o bliznę na czole. - No i... w ogóle nie pozwalasz mi sobie pomagać, to nie miałem wyboru noo...
- Fifi, nie pozwalam, bo nie chcę żebyś mi w czymkolwiek pomagał, rany, to takie oczywiste przecież... Ja mam swoje życie, ty masz swoje, każdy powinien zajmować się sobą, a nie próbować żyć za kogoś - westchnął, łapiąc go za dłoń i odciągając ją od jego twarzy. - Przestań być taki uparty, bo znowu ucieknę - zagroził żartobliwie, rozwierając małą dłoń Filipa swoimi palcami i masując jej wnętrze kciukiem.
- Pierdolisz Krzych, bo dla mnie nie ma dwóch światów, twój czy mój. I nigdy tak nie było, zawsze byłeś częścią mojego, bo jesteś w nim, bo masz wpływ na mnie, na to co się stanie i nie wmawiaj mi, że tak nie jest. - Filip spojrzał na niego poważnie, wszystkie słowa wymawiając pewnie i z bijącym sercem z emocji. Zacisnął rękę na jego, mocno. - Jesteś dla mnie ważną częścią życia i jeśli ja teraz próbuję skumać twoje podejście, to ja proszę, abyś i ty na moje spojrzał, dobra?
- Tak Fifi, idealistyczne podejście jest fajne póki się nie przejedziesz. Masz dwadzieścia lat, wiesz jak to jest mało? Jeszcze ci się wszystko odmieni... To nie będzie trwało wiecznie, przyjdzie taki dzień, że stwierdzisz, że się wypaliłeś, musisz odejść, i wtedy uświadomisz sobie, że przez ostatnie ileś czasu w związku ktoś ciągle tobą kierował, że wiele straciłeś przez to... Niezależność jest bardzo ważna - powiedział Krzysiek, nie zaprzestając masować jego dłoni o długich, smukłych palcach, tak innych od jego własnych.
Filip przymknął oczy, a wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił. Cień smutku zagościł głęboko w piwnych tęczówkach. Odwrócił głowę w bok, w stronę okna, czując jak kwas podchodzi pod gardło. Ostrożnie wyswobodził swoją dłoń z ręki Krzyśka.
- Tak, jasne, zawsze umiesz powiedzieć coś zajebiście mądrego - szepnął podnosząc się, ale nie patrząc na niego. Wciąż w głowie słyszał, że jest za dzieciaty, za głupi, aby zrozumieć świat, w którym żył jego przyjaciel, wciąż był ponad nim, nigdy równo. Ciągłe pouczenia, wywody, wyznaczanie granicy.
- Rany, Fifi no, chwila prawdy, życie nie jest cukierkowe. - Krzysiek wstał w ślad za nim i złapał go szybko za ramię, unieruchamiając na chwilę. - No weź nie obrażaj się na mnie, takie mam poglądy po prostu, nie musisz tego akceptować ale nie narzucaj mi nic - szepnął, przyciągając go do siebie za rękę i obejmując w pasie, mimo niechęci ze strony chłopaka.
- Jasne, bo mieszkam w zapiździałym zamku i nic nie wiem o życiu. Nie powinienem się odzywać, nawet wyrażać jebanego zdania, bo się nie znam. Możesz przestać mnie traktować jak dziecko?
- Weź się uspokój, co? Nic takiego nie powiedziałem, że jesteś dziecko czy że się nie znasz. Wydaje mi się, że to ty nie umiesz przyjąć do wiadomości, że myślę inaczej od ciebie, i tylko o to teraz chodzi - spojrzał na niego zniechęcony wybuchem chłopaka, czując jak robi mu się nieprzyjemnie smutno. Tak bardzo obawiał się przejawów agresji, że momentalnie się wycofywał. - Przestań się unosić, Filip. Bardzo tego nie lubię - przełknął ciężko ślinę, siadając na łóżku. Gdyby chociaż miał komputer, mógłby usiąść i udawać, że świat nie istnieje, mógłby włączyć jakąś muzykę i rozluźnić napiętą atmosferę. W tej sytuacji jednak pozostawało mu jedynie nerwowe wyłamywanie sobie spoconych palców.
- Nie powiedziałeś, ale... - Filip wypuścił powietrze nosem, zaczesując grzywkę na bok i próbując jakoś zebrać w konkretne słowa to, co czuł. Wsunął ręce w tylne kieszeni spodni i odwrócił się do przyjaciela. - Odbieram wszystko co mówisz, jakbyś próbował dać mi do zrozumienia, że za mało doświadczyłem, a moje uczucie względem ciebie jest cholernie mało trwałe - burknął cicho.
- Ja generalizuję... To są moje poglądy, to jak widzę sprawę całościowo, nie chodzi konkretnie o ciebie, chodzi mi o cały świat, o wszystkie relacje międzyludzkie. Nie myślę wiele o tym, co mi wyznałeś. I tak czuję się dostatecznie winny. - Krzysiek oparł czoło na dłoni, nie wiedząc co ze sobą zrobić, jak wytłumaczyć Filipowi swoje stanowisko, kiedy ten wszystko odnosił zaraz do siebie. - Nie chcę ci zrobić krzywdy, dlatego mówię jak jest. Już wiesz, czego się po mnie spodziewać. Nie bądź zaborczy, nie próbuj mnie, nie wiem... Związać na siłę, bo to nie zadziała - westchnął, gapiąc się bezmyślnie w wykładzinę na podłodze.
Filip przyglądał mu się przez chwilę, doskonale wiedząc, że będzie to z jego strony bardzo trudne, przyhamować chęć pomagania przyjacielowi, co było dodatkowo zwiększone uczuciami, którymi go darzył. Najwidoczniej nie było innego wyjścia, jak zgodzić się na to i czekać cierpliwie na efekt końcowy. Miał tylko nadzieję, że nie nastąpi on dopiero za pięć kolejnych lat.
- Rozumiem - mruknął, siadając z powrotem obok Krzyśka, zwracając wzrok na swoje dłonie, częściowo ukryte pod ciemnymi rękawami swetra. - Już nic nie zrobię bez twojej wiedzy.
Krzysiek pochylił się do niego i szturchnął go nosem w ucho, uśmiechając się lekko.
- To co, obciąg na zgodę? To co najlepsze jest zupełnie za darmo - zaśmiał się cicho, chuchając na niego ciepłym powietrzem. Słowa Filipa znacznie poprawiły mu humor. Może nie był cały w skowronkach, ale chciał jak najszybciej rozluźnić atmosferę.
Filip prychnął, rozbawiony tym tekstem, czując szybko podniecenie, bo jakby nie patrzeć bardzo lubił tak pieścić Krzyśka. Tym razem jednak nie zrobił nic, z tyłu głowy mając słowa, że nie powinien się narzucać, co odniósł również do seksu. Zapewne jeszcze parę godzin temu, na tą samą propozycję zareagowałby automatycznym pchnięciem Krzyśka na pościel i dobraniem mu się do spodni, teraz jedynie odwrócił twarz w jego stronę i cmoknął w usta na zachętę.
- Hmm, nie chcesz? - spytał Krzysiek, trącając go nosem w policzek i ocierając się o niego lekko twarzą. Sam był zaskoczony tym, jaką rewolucję seksualną zgotowało mu pogodzenie się ze samym sobą. Ciągle miał ochotę się pieprzyć.
- Chcę. - Dłoń jego przyjaciela przesunęła się po jego udzie, aby dotrzeć do krocza i pomasować je przez materiał spodni.
- Ale wiesz... Musisz być cicho, Tomek jest - szepnął Krzysiek, całując go w szyję, by po chwili klęknąć między udami Filipa. Podwinął mu do góry sweter by wcałować się w szczupły brzuch chłopaka, kąsać go gwałtownie i ssać jego skórę, z satysfakcją obserwując powstające zaczerwienienia. Złapał go za biodra i przyciągnął bliżej swojej twarzy, wparł się w jego ciało ustam,i nie przerywając namiętnych pieszczot.
Na ustach Filipa pojawił się lekki uśmiech, a twarz zalał silny rumieniec, zawsze kiedy widział Krzyśka przed sobą, tak silnie pragnącego się z nim kochać. Mimo że w głębi marzył, aby pojawiło się też coś więcej, cieszył się i takimi chwilami.