Całkiem normalne korepetycje
Przed wyjściem z domu obiecałem sobie, że jeżeli Sebastian będzie umiał z matmy tyle co ja (ale to raczej było niemożliwe) albo nie będzie miał w planach korepetycji, to jak Boga kocham, wyjdę stamtąd, trzasnę drzwiami i już nie wrócę. Dobra, może i bym kiedyś wrócił, ale wyjdę na pewno. Pójdę do domu i spróbuję coś z tego zrozumieć, może się uda. Może na dwa wystarczy.
Pod jego domem znalazłem się równo o umówionej godzinie i… holender, zacząłem się denerwować. Czym niby? Korepetycjami? Bo co, jeśli Sebastian jednak będzie chciał mnie czegoś nauczyć? I zobaczy, jak wielkim idiotą jestem? Że właściwie to nawet cofnięcie mnie do czasów gimnazjum by nie pomogło?
Zadzwoniłem, wpatrując się w piękny dom z dziedzińcem. Zaraz tam wejdę, brzęczało mi w myślach. Co więcej, zaraz znajdę się w jego pokoju… No cholera! I jak ja w takich warunkach będę mógł się skupić na funkcji kwadratowej?
– Słucham? – Z domofonu rozbrzmiał jego głęboki, niski głos. Aż odetchnąłem cicho, po czym odchrząknąłem, zażenowany własnymi myślami.
– To ja – burknąłem i mało co przejąłem się, że Sebastian może nie wiedzieć o jakiego „ja” chodziło. Ale najwidoczniej wiedział, bo już po chwili mogłem przejść przez bramę i skierować się do wielkiego domu.
Miałem tylko taką malutką (no dobra, ogromną) nadzieję, że jego mamy nie będzie. Chyba spaliłbym się ze wstydu po ostatnim naszym spotkaniu.
Gdy znalazłem się przed drzwiami i już miałem zapukać, nie wiadomo skąd wyleciał na mnie pies. SonGoku machał szaleńczo ogonem, łasząc się do mojej nogi swoim białym, nieco może ubrudzonym pyskiem. Uśmiechnąłem się lekko, jednak nie pogłaskałem go na przywitanie. No bez przesady, może i lubiłem Sebastiana, a SonGoku nie był wcale takim złym psem, ale i tak dalej nie przepadałem za zwierzętami.
W końcu drzwi się otworzyły, a w progu stanął uśmiechnięty Sebastian w czarnych, świetnie układających się spodniach i w białym T–shircie z logiem Red Hotów. Wyglądał, tak jak to już na niego przystało, cholernie dobrze. Czasem, jak tak na niego patrzyłem, to dochodziłem do wniosku, że to jest nie fair.
– Hej. – Przywitał się ze mną, uśmiechając kątem ust. Burknąłem coś w odpowiedzi i już miałem przekroczyć próg, gdy ta puchata biała bestia wyprzedziła mnie, merdając bezczelnie ogonem. – Co masz w ogóle z matmy? – zapytał, kiedy ja rozglądałem się niepewnie po pomieszczeniu. Naprawdę zacząłem się obawiać, że zaraz skądś wyjdzie jego mama i mnie rozpozna. Chyba wykopałbym sobie własnoręcznie dziurę w ogrodzie Sebastiana i tam się zakopał.
– Funkcję kwadratową – odpowiedziałem. – Twojej mamy nie ma? – zapytałem, po czym ściągnąłem swoje trampki i postawiłem przy metalowej szafce na buty. Błagałem w myślach wszystkich bogów (nawet tych hinduskich), żeby rodziców Sebastiana nie było.
– Nie ma. – Niemal odetchnąłem z ulgą. Modlenie się do wielu bogów jednak ma sens. – Wyszli na przyjęcie. Kawiarnia taty obchodzi dzisiaj osiemdziesięciolecie, tak więc szybko nie wrócą – dodał z jakimś takim dziwnym uśmiechem.
– Matematyka – upomniałem niemal groźnie. W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i uniósł dłonie w geście obrony.
– A czy ja coś mówię? – Zaśmiał się, po czym kiwnął na mnie, żebym szedł za nim. No to poszedłem. Drogę do jego pokoju zapamiętałem niemal doskonale, co z tego, że ostatnim razem, gdy mnie do niego prowadził, byłem kompletnie pijany.
Tak jak wcześniej, tak i teraz, panował tu lekki bałagan. Sebastian najwidoczniej nie przejmował się porządkiem i tym, że jak mówi stary polski zwyczaj – powinno się posprzątać, gdy przychodzą goście. Ale to dobrze, stwierdziłem, gdy usiadłem na fotelu, z którego chwilę temu chłopak ściągał ubrania. Gdyby wszystko było tu poukładane, poczułbym się co najmniej dziwnie. Jakby nie na swoim miejscu. A tak, to w pewnym sensie było tu jak w moim i Pawła pokoju… Może trochę przesadzam, bo nasza sypialnia była prawdziwym przykładem chlewu, któremu ciężko dorównać.
Sebastian schylił się do szafki po kartki i długopisy. I to chyba był błąd, bo momentalnie wyleciała na niego cała masa papierów. Ledwo co je złapał, ale najwidoczniej nie bardzo się tym przejął i zamiast włożyć to z powrotem, zrzucił na podłogę. Wziął to, co było potrzebne i wrócił do biurka, na którym, o dziwo, było czysto.
Podałem mu swój podręcznik otwarty już na dziale, z którego będę miał sprawdzian. Byłem ciekaw, jak poradzi sobie z tym Sebastian.
– Lubię funkcję kwadratową – przyznał, przeglądając książkę. – Okej, to zacznijmy od tego – wskazał na pierwsze zadanie – jest proste.
– Chodzisz do liceum? – zapytałem, a on pokiwał głową, podsuwając mi pod nos długopis. – Ogólnokształcące? – Znów pokiwał i zaczął kreślić układ równań. – Jaki profil? – pytałem dalej i zdałem sobie sprawę, że tak właściwie niewiele wiem o Sebastianie.
– Mat–fiz – odparł. – Dobra, zajmijmy się już tą matmą, to szybciej przejdziemy do przyjemniejszych rzeczy – powiedział z szerokim uśmiechem. Przewróciłem oczami, sięgając po długopis, ale nie potrafiłem nie uśmiechnąć się lekko pod nosem. To brzmiało jak zapowiedź czegoś, czego powinienem się obawiać, ale było wręcz odwrotnie. Tak, zabierzmy się już za tę matmę, pomyślałem, gdy zaczął tłumaczyć mi zadanie.
Z każdym obliczanym przykładem, było mi coraz bardziej głupio za swoją tępotę. Sebastian, jak nietrudno się domyślić, w końcu to pieprzony ideał, naprawdę ogarniał matematykę. A nawet tłumaczył w ten sposób, że bardzo łatwo było zrozumieć. No, ale ja to ja, co z tego, że rozumiałem, jak i tak po raz dziesiąty robiłem te same błędy? Sebastian śmiał się ze mnie, ale nie wyglądał na zirytowanego, że znów musimy powrócić do tego, co już było.
Skończyliśmy po trzech, może czterech godzinach. Miałem wrażenie, że mózg mi wyparuje i chyba za bardzo się nie pomyliłem. Matematyka jest naprawdę przerażającym przedmiotem.
– Jak nie zaliczę, to chyba się zabiję – westchnąłem, z zadowoleniem zamykając podręcznik. Chyba już wszystko umiałem. Właściwie, to wydawało mi się nawet, że ta funkcja kwadratowa to wcale nie jest taka straszna.
– Spoko, zrobię to za ciebie – odpowiedział Sebastian, po czym przeciągnął się. Widać, że mój tępy umysł matematyczny wykończył i jego. – To teraz czas na zapłatę – powiedział i uśmiechnął się jak dziecko. Momentalnie zamarłem i wbiłem w niego ni to zaskoczone, ni to nierozumiejące spojrzenie. A on dalej się uśmiechał, idiota jeden.
– Kasę? – powiedziałem i już zacząłem wyciągać portfel z kieszeni, kiedy on prychnął lekceważąco i machnął ręką. Zmarszczyłem brwi. – To co?
W jaki inny sposób miałem mu zapłacić? – Zacząłem się zastanawiać i do głowy przyszła mi tylko jedna odpowiedź. Aż zrobiło mi się gorąco i dałbym sobie rękę uciąć, że byłem cały czerwony na twarzy. A co najgorsze, holender, podobał mi się ten sposób zapłaty o którym myślałem.
– Nie, nie taki! – parsknął śmiechem i trzepnął mnie lekko przez głowę, wstając z krzesła. – Chociaż, nie powiem, też mi się podoba. Będziemy mogli…
– To jaki? – przerwałem mu, bo nie chciałem żeby kończył. Moje myśli szalały, a ja miałem wrażenie, że z tego gorąca się roztopię. I że mój potwór zaraz rozsadzi mi gacie, bo cóż, bardzo obrazowo sobie tę zapłatę wyobrażałem.
– Chodź – powiedział i machnął na mnie ręką. Zostawiłem plecak i podręcznik na krześle, po czym poszedłem za nim zaciekawiony. Skoro ta forma zapłaty, która wciąż krążyła mi po głowie, odpadała, to co innego mógł ode mnie chcieć Sebastian?
Zeszliśmy schodami w dół, aż do holu głównego, a następnie skręciliśmy w jakieś pomieszczenie, które wyglądało jak gabinet. Było małe i dosyć ciemne przez dębowe meble, które zajmowały prawie całą powierzchnię pokoju. Na środku, tuż pod wielkim oknem, stało biurko, a za nim skórzany fotel. Panował tu nadludzki porządek. Wszystkie książki na półkach poukładane były nie dość, że alfabetycznie (jak zauważyłem), to jeszcze kolorystycznie. Nigdzie nie dostrzegłem ani grama kurzu. Ktoś tu musiał być niezłym perfekcjonistą.
– To mojego ojca – wytłumaczył Sebastian i już wiedziałem, kto jest takim pedantem. I doszedłem również do wniosku, że tak jak nie chcę spotykać mamy chłopaka, tak też nie chcę napotkać ojca.
Podeszliśmy do dużych, brązowych drzwi. Sebastian otworzył je i weszliśmy do większego niż gabinet, ale wciąż małego pomieszczenia. Było jasne, w przeciwieństwie do pokoju, w którym znajdowaliśmy się chwilę temu. Światła z ogrodu przechodziły tu przez dwa francuskie okna, więc widziałem co się tu znajduje jeszcze nim Sebastian sięgnął do włącznika lampy.
Stała tu masa instrumentów. Najwięcej miejsca zajmował fortepian i perkusja. Oprócz tego na stojaku stały też skrzypce, gitara basowa, akustyczna i kontrabas.
– Nie gram na wszystkim – powiedział od razu Sebastian, zauważając najwidoczniej spojrzenie, którym go obdarowałem. – Moja mama jest bardzo muzykalna. Biedaczka, myślała, że poszedłem w jej ślady – parsknął śmiechem, po czym podszedł do perkusji i zabrał leżące na jednym z bębnów pałeczki. – Mówiłeś, że grasz – powiedział, wyciągając do mnie rękę w której znajdowały się kijki.
Spojrzałem na nie, najpierw ze zdziwieniem. Że co? Że mam grać? Ja? Po tak długiej przerwie?
– Grałem – zaakcentowałem końcówkę i mimowolnie wyciągnąłem dłoń po pałeczki. Cholera, chciałem zagrać. Usiąść za bębnami i zobaczyć, czy jeszcze to potrafię.
– Słaba akustyka będzie, ale dasz radę – powiedział i uśmiechnął się do mnie w ten sposób, którego nienawidziłem, bo nie mogłem wtedy oderwać wzroku od jego twarzy.
– Rób tak częściej – palnąłem i gdy zrozumiałem, co takiego do licha opuściło moje usta, miałem ochotę rąbnąć głową w jedno z tych francuskich okien. Myślałem, że zaraz spalę się ze wstydu, więc szybko wyminąłem go i podszedłem do perkusji.
– Jak?
Jeszcze jedno pytanie, a wsadzę ci ten kijek w dupę, pomyślałem ze złością. Bardziej była to złość na samego siebie, za to, że nie potrafię powstrzymać języka niż na niego, ale Sebastianowi też się oberwało.
– Nijak – zbyłem go i usiadłem za instrumentem, skupiając się teraz na bębnach i pałeczkach, które leżały zgrabnie w moich dłoniach. Zacząłem sobie przypominać co i jak. Uśmiechnąłem się mimowolnie i jakby na próbę wybiłem krótki rytm na werblu, półkotłach, kotle, kończąc na talerzu.
Pamiętałem, stwierdziłem zdziwiony, po czym zagrałem wejście perkusji z piosenki Red Hotów,
C’mon Girl. Nie wyszło to tak, jak wyjść powinno, nawet jeśli każde bicie bębna znałem z niej na pamięć i mogłem przywołać ten rytm w myślach w dowolnej chwili. Ale co się dziwić, skoro nie grałem już spory kawał czasu?
Mimo wszystko, jak na mój gust, nie było wcale źle. Później zacząłem wybijać sobie jakieś rytmy. Niektóre pochodziły z piosenek, inne sobie po prostu wymyślałem. A Sebastian stał oparty o ścianę i patrzył. Właściwie, to nie bardzo mnie obchodziło co robił. Równie dobrze mogłoby go tu nie być, bardziej przejmowałem się perkusją.
Ale w końcu poczułem, że zaczynają boleć mnie ramiona. Wtedy dopiero opuściłem pałeczki i zdałem sobie sprawę, że cały czas się uśmiecham. Odchrząknąłem nerwowo, gdy doszedłem również do wniosku, że Sebastian wszystko widział.
– No… – mruknąłem, wstając i odkładając pałeczki na siedzenie.
– Nieźle – powiedział i uśmiechnął się szeroko. – Naprawdę nieźle – powtórzył. – Nie, żebym się znał, bo słuchu to ja nie mam wcale – przyznał rozbawiony. – Ale brzmiało całkiem dobrze.
Uśmiechnąłem się do niego, nawet nie zastanawiając się nad tym, że wyglądam cholernie głupio. Brakowało mi tego, stwierdziłem, kiedy wychodziliśmy z pomieszczenia. Właściwie, to mógłbym tam zostać i grać. To było takie… inne od wszystkiego, co przez ostatnie lata robiłem. Jakbym cofnął się w czasie do podstawówki, kiedy miałem marzenia na temat własnego zespołu i stania się najlepszym perkusistą na świecie. Dziecięce fantazje.
– Jesteś głodny? – zapytał Sebastian, kiedy znaleźliśmy się przed schodami, naprzeciwko drzwi wejściowych.
– W sumie, to powinienem już iść – mruknąłem, niezbyt chętnie. Mógłbym zostać, naprawdę. Brakowało mi Sebastiana, chociaż prędzej popełniłbym seppuku, czy inne harakiri, niż mu to przyznał prosto w oczy.
Ale musiałem wracać. Czekał na mnie Paweł i Arek. Nie mogłem znowu oddalić się od nich tylko dlatego, że ponownie w moim życiu pojawił się Sebastian, że go uwielbiałem, że fajnie mi się z nim gadało i że… był, holender, taki jak ja. No, prawie. On nie miał nic do tego, że jest gejem, a mnie takie myśli nieco przerażały.
– A druga część zapłaty? – zapytał Sebastian i uśmiechnął się jakoś tak… przerażająco. Uniosłem brwi, nieco rozbawiony. I już naprawdę nie chciałem iść, ciekawy co wydarzy się dalej. Chociaż jakiś głos w głowie podpowiadał mi, żebym spieprzał stamtąd jak najszybciej, bo moja męska duma jest zagrożona. Wystarczy, że z Sebastianem powtórzylibyśmy to co na działce i dodalibyśmy kilka innych szczegółów.
Tylko, dlaczego uśmiechałem się jak głupi?
– To co, pizza? – zapytał i nie czekając na moją odpowiedź podszedł do niskiego, szklanego stolika, jaki stał niedaleko schodów, otoczony wysokimi kwiatami w jasnych donicach i podniósł słuchawkę telefonu. Wykręcił, widać znany mu na pamięć numer, po czym przyłożył aparat do ucha. – Jaką chcesz? Ja zawsze biorę meksykańską.
Nieczęsto jadałem pizzę, więc nie miałem jakiejś tam swojej ulubionej. Pokiwałem tylko głową i mruknąłem pod nosem „może być”, zdając się na smak Sebastiana.
– Dzień dobry – powiedział do telefonu. – Poproszę dwie średnie meksykańskie. Pikantny, tak… – Kiwnął głową, zupełnie jakby jego rozmówca mógł to zobaczyć. Aż się uśmiechnąłem, obserwując go uważnie. – Nie, nie czosnkowy – parsknął śmiechem i mrugnął do mnie znacząco. Odpowiedziałem jeszcze szerszym uśmiechem. – Tak, litrową colę i, chwila... – Zasłonił dłonią słuchawkę, zwracając się do mnie. – Co chcesz do picia?
– Może być cola – powiedziałem i nawet nie chciałem się zastanawiać, ile to go może wynieść. Rozumiem, zamawiać pizzę do domu, ale jeszcze zamawiać do niej picie?
Zakończył rozmowę i odłożył telefon na miejsce. Spojrzał na mnie, jakby z zastanowieniem, marszcząc swoje grube, ale ładnie wykrojone brwi. Miał dosyć nietypową urodę. Ciemnych włosów i piegów nie spotykało się raczej często. Ale czy ktoś tak idealny jak Sebastian mógłby być, dla przykładu, rudy? Och, oczywiście, że nie.
– Chcesz zagrać? – zapytał i nagle uśmiechnął się lekko. – Trzeba coś zrobić, nim dowiozą żarcie. – Wzruszył ramionami, po czym, nawet nie czekając na moją odpowiedź, ruszył w kierunku salonu. Zmarszczyłem niezadowolony brwi, że tak mnie zignorował, ale podążyłem za nim.
Weszliśmy do pokoju dziennego, rozświetlonego teraz lampkami sufitowymi. Sebastian już stał pod telewizorem i włączał, jak się chwilę później dowiedziałem, Xboxa. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie wiedziałem dlaczego, ale lubiłem to robić. Bo pomimo tego, że wyglądało jak wyciągnięte z katalogu wnętrz, to pozostawało tu coś, co dodawało mu życia. Wcześniej był to brudny kubek po kawie i sweter, teraz były to białe, puchate kapcie przy fotelu i szczotka do włosów na stoliku.
Sebastian wyciągnął dwa kinecty i podał mi jednego. Obejrzałem go, nie bardzo wiedząc jak go uruchomić. Najwidoczniej zauważył, bo podszedł do mnie i włączył, szybko instruując jak się go obsługuje.
– Tenis? – zapytał, włączając jakąś grę. I znowu nie zdążyłem nic odpowiedzieć, a on już wybrał za mnie. Trochę to irytujące, stwierdziłem, ale nic nie powiedziałem. – Machasz nim jak normalną rakietą – wytłumaczył szybko, po czym gra się zaczęła.
Na początku szło mi koszmarnie. Nie potrafiłem trafić nawet w piłkę, ale gdy przyszedł moment, że zacząłem wygrywać, humor automatycznie mi się poprawił. Zacząłem Sebastiana nawet głośno wyśmiewać, co on tłumaczył szczęściem początkującego. Ale nie był zły, raczej miał ze mnie niezły ubaw. Zresztą, kiedy to on go nie miał?
W końcu jednak dostarczono pizzę. Sebastian wyszedł do bramy, zostawiając mnie w domu samego. Nie skomentowałem jak nierozsądne to było. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że ten chłopak był dziwny i całkowicie nielogiczny. Już nawet nie próbowałem starać się go rozumieć, bo chyba się nie dało.
Wrócił z dwoma opakowaniami pizzy i butelkami coli pod pachą. Wysłał mnie jeszcze do kuchni po szklanki, a następnie razem poszliśmy na górę. Znów poczułem się tak jak w wakacje. Jakbym zaczął żyć życiem Sebastiana i wcale mi to nie przeszkadzało. Właściwie to mógłbym nie wychodzić z tego domu, stwierdziłem, gdy wszedłem do jego pokoju, a on skomentował coś złośliwie. Uśmiechnąłem się szeroko i odpowiedziałem zaczepnie. Lubiłem to. Cholera, lubiłem go.
I zacząłem się obawiać. Bo powoli Sebastian stawał się istotną częścią mojego życia. A przecież dobrze wiedziałem, że prócz Pawła i Arka nie powinno być w nim nikogo innego. Zresztą, Sebastian przecież się bawił, jak to powiedziała Natalia.
Nie powinienem siedzieć w jego pokoju, wpieprzać tej pizzy (nawiasem mówiąc, bardzo dobrej) i oglądać Kac Vegas. Ale jakoś nie potrafiłem wstać i wyjść. A niech cię szlag, Sebastian.
– O której wracają twoi rodzice? – zapytałem, gdy powoli kończyliśmy już jeść. Spojrzał na mnie z pizzą w gębie i wzruszył ramionami.
– Pewnie rano – powiedział, nawet nie przeżuwając tego co miał w ustach. – A co? – Mądre pytanie, odpowiedziałem sobie w myślach, marszcząc brwi i zapychając usta pizzą.
– To się zmywam – burknąłem, gdy już przełknąłem i wstałem. Ale wtedy Sebastian wychylił się w moją stronę i złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc mocno w dół.
– Czekaj! – powiedział, kiedy chcąc nie chcąc, zaskoczony jego ruchem, opadłem na podłogę. – Rodzice wrócą rano, nie teraz – dodał, uśmiechając się kątem ust zadowolony, na co aż się zapatrzyłem. Ten piegowaty potwór na pewno wiedział jak to na mnie działa. – Mamy jeszcze kilka godzin – powiedział i przybliżył się do mnie.
I co z tego, że obaj śmierdzieliśmy pizzą. Że pewnie mieliśmy jeszcze jej resztki w ustach. Że to nie było zbyt higieniczne. Liczył się impuls. I to właśnie przez niego przysunąłem się do Sebastiana i pocałowałem go mocno, nieco chaotycznie.
Przyciągnął mnie do siebie, odsuwając puste opakowanie pizzy, które nas dzieliło. Z laskami nigdy się tak nie całowałem, przemknęło mi przez myśli. Było to raczej takie drętwe mielenie językiem, a tu… O Boże… To było coś. Mocne, męskie i jeszcze ten zarost na brodzie Sebastiana, ocierający się co chwilę o mnie. Całowania z dziewczynami nie można było w ogóle porównać do pocałunków z Sebastianem.
Poczułem, jak wsuwa dłoń w moje włosy i ciągnie za nie lekko. Aż westchnąłem na to ciężej, zaciskając dłonie na jego koszuli, by po chwili wsunąć jedną pod i pogładzić go po twardym, napiętym brzuchu. Momentalnie zrobiło mi się goręcej, gdy potarłem palcami o twarde włoski na jego podbrzuszu. Mój potwór napierał na gacie, a ja już wiedziałem, w jakim kierunku zmierza ten pocałunek. I niech będzie, stwierdziłem. Nawet mi się ten kierunek podoba, byleby tylko moja męska duma nie była zagrożona, ale jeżeli skończy się na tym co na działce, to chyba nie mam się czego obawiać.
Chociaż, gdybym się tak naprawdę głęboko zastanowił i odrzucił te wszystkie myśli, że to przecież nic fajnego mieć w sobie innego kutasa, to dochodziłem do wniosku, że czemu by nie. Ale to musiałem się naprawdę głęboko zastanowić i zapomnieć o wszystkich uprzedzeniach. Czyli było to na daną chwilę praktycznie niemożliwe.
Nie wiem jak i kiedy wylądowałem plecami na podłodze. Po prostu w jednej chwili całowałem go mocno, a w drugiej leżałem na panelach, przyciskany do nich gorącym ciałem Sebastiana. I, o cholera, wcale nie było na co narzekać. Nawet jeśli swojego zadowolenia nie mogłem zwalić na żaden alkohol czy inny środek wyskokowy.
Zsunął się ustami najpierw na moją żuchwę, a następnie na szyję. Nie wiem czy jęknąłem, czy to zdusiłem w sobie (mam jednak szczerą nadzieję, że nie jęczałem mu tam jak wyposzczona dziewica podczas nocy poślubnej), ale wiem, że to było cholernie dobre. Że jego dłonie, które znalazły się pod moją koszulką też były przyjemne. Lekko szorstkie, ale duże i męskie. Gładziły mnie przez chwilę po klatce piersiowej, gdy nagle Sebastian odsunął się ode mnie i usiadł mi na biodrach, uśmiechając jak zadowolony lew. Tak, to określenie pasowało do niego najlepiej w tamtej chwili. Zdobywca się, kurna, znalazł, pomyślałem, ale nie mogłem powtrzymać uśmiechu, kiedy zaczął ściągać koszulkę.
Nie był może tak umięśniony jak faceci z okładek
Men’s Health’a, ale i tak miał przyjemnie twardą pierś. Aż wyciągnąłem rękę i przesunąłem nią po jego torsie, zahaczając o sutki, a na podbrzuszu kończąc. Tam zostawiłem dłoń chwilę dłużej, bawiąc się ciemnymi włosami łonowymi, które znikały pod materiałem spodni. Przygryzłem wargę i nie zastanawiając się nad tym co robię (bo gdybym chwilę o tym pomyślał, już by mnie w jego pokoju nie było) sięgnąłem do rozporka. Sebastian patrzył na to z góry i oddychał ciężko, a ja zauważyłem, że ma ten sam problem w gaciach co ja. Gdy pokonałem zamek, mimowolnie zsunąłem rękę na wypukłość w slipach, która wystawała przez rozpięty rozporek.
Kurwa, spora, pomyślałem, pocierając ją lekko i właściwie to nie wiedząc, co zrobić dalej. Sebastian najwidoczniej to zauważył (cholera, wyszedłem na cipę), bo nachylił się do mnie i znowu pocałował, po czym złapał mnie za koszulę i zaczął ją ciągnąć w górę. Uniosłem się nieco, aby mu pomóc i już po chwili obaj byliśmy jedynie w spodniach.
Sebastian wyprostował się, patrząc na mnie z góry. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś i milcząc. Już chciałem go zapytać, o co mu chodzi, gdy nagle zszedł do moich bioder i szybko ruszył do łazienki. Aż się podniosłem na łokciach, oglądając na niego, zdziwiony. Zrobiłem coś nie tak? Coś cholernie głupiego?
– Rozbierz się i poczekaj – powiedział, wchodząc do łazienki. Wmurowało mnie.
Usiadłem na panelach i chwilę wpatrywałem się w zamknięte drzwi. Kompletnie nie wiedziałem, co się właśnie stało. W jednej chwili lizaliśmy się na podłodze, już prawie nadzy, a w drugiej on leciał do łazienki.
Nie rozebrałem się. Że niby miałbym czekać na niego chętny i gotowy? Boże, myślałem, siedząc dalej na podłodze i denerwując się z minuty na minutę coraz bardziej. Podniecenie już prawie opadło, a ja zastanawiałem się co właśnie wyprawiam. Pawłowi powiedziałem, że idę się uczyć matmy, a tymczasem liżę się z FACETEM. I to na dodatek z Sebastianem. Ja pierdolę…
W momencie, w którym byłem już gotowy zawinąć dupę i uciec jak najdalej, drzwi otworzyły się. Momentalnie podniosłem na nie spojrzenie. Sebastian uśmiechnął się do mnie zadowolony, z samym ręcznikiem na biodrach.
– Miałeś się rozebrać – upomniał. Już miałem powiedzieć coś w stylu „i czekać na ciebie z wypiętym tyłkiem?”, ale w tamtej chwili zabrakło mi języka w gębie, bo tylko wzruszyłem ramionami, nie wiedząc co robić dalej. Siedziałem więc jak sierota i wpatrywałem się w niego nieco ciekawsko. Ten ręcznik mógłby spaść, przemknęło mi przez myśli, gdy Sebastian ruszył do mnie i wyciągnął rękę. Spojrzałem na nią nieco podejrzliwie. Naprawdę odjęło mi wtedy mowę, bo jedynie złapałem go za dłoń, a on mnie pociągnął, pomagając wstać. Trochę się tego nie spodziewałem, bo się zachwiałem, ale podtrzymał mnie, uśmiechając się kątem ust.
– Uśmiechasz się jak Heath Ledger – powiedziałem i naprawdę zacząłem żałować, że jednak odzyskałem władzę w języku.
Uniósł brwi, patrząc na mnie z naprawdę bliska. Znów zrobiło mi się gorąco, a gdy pochylił się do mnie, miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi przez gardło. Pocałował mnie delikatnie, zupełnie inaczej niż jeszcze kilka chwil temu. Jego ręce przesunęły się leniwie po moich nagich lędźwiach, a ja znów zaczynałem odczuwać coraz większy brak miejsca w gaciach. Nikt tak na mnie nie działał jak ten frajer, Sebastian.
Oddałem mocniej pocałunek, bo takie delikatne mielenie językiem mnie nie zadowalało. O wiele bardziej podobały mi się te mocne, męskie pocałunki sprzed kilkunastu minut. Odpowiedział. Złapał mnie mocniej i znów poczułem jego twardy zarost ocierający się o moje policzki i wargi. Wsunąłem dłonie w jego nieco przydługie, czarne włosy i zacisnąłem je na nich. Oddychałem ciężko przez nos, przybliżając swoje biodra do jego. Też był podniecony. Przez ręcznik wyczułem sporych rozmiarów erekcję.
Nie zastanawiałem się już co robię. Czerwona lampka nie włączyła mi się też w momencie, kiedy popchnął mnie na łóżko, moje spodnie i jego ręcznik gdzieś zniknęły, a my, tak jak nas Pan Bóg stworzył, plątaliśmy się w kołdrze. Raz siedziałem na jego biodrach, by już po chwili zostać z nich zrzucony i przyciśnięty do materaca z mocnym pocałunkiem Sebastiana na ustach.
Jęczałem? Wzdychałem? Sapałem? Miałem nadzieję, że nie, ale nie wiedziałem, co takiego wydobywało się z mojego gardła, gdy zaciskał dłoń na moim penisie. I gdy już myślałem, że nie pójdziemy ani o krok dalej niż poza pieszczenie swoich kutasów, Sebastian nagle zapytał cichym, ale niskim i nieco ochrypłym głosem:
– Chcesz we mnie wejść?
Spojrzałem na niego z dołu. Leżał na mnie i powoli całował mnie po szyi. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Chciałem? Cholera, jeszcze kilka miesięcy temu wydawałoby mi się to jedną z najobrzydliwszych rzeczy, a kiedy tak leżałem i myślałem, że mógłbym… Kurwa, poczułem jeszcze większe podniecenie.
Kiwnąłem głową, bo nie wiedziałem, czy gdybym spróbował odpowiedzieć, mój głos by się załamał. Sebastian nachylił się nade mną, uśmiechnięty i pocałował mocno, po czym sięgnął ręką do stolika przy łóżku.
Zajął się wszystkim. I dobrze, bo gdyby kazał mi zrobić sobie coś w stylu palcówki, to chyba naprawdę bym uciekł. Z twardym kutasem co prawda, ale raczej nie bardzo bym się tym przejął.
– Często to robisz? – zapytałem, kiedy sprawnie nasunął mi na penisa prezerwatywę. Czułem się nieco zażenowany, więc stwierdziłem, że rozmowa będzie dobrym wyjściem z sytuacji.
– Zależy – odpowiedział, ale już nie zdążyłem dopytać, bo zaczął mnie powoli masturbować. Sapnąłem coś pod nosem z przyjemnością, wypychając biodra w stronę jego dłoni. A później to już było tylko lepiej.
Zamieniliśmy się miejscami. Klęczał przede mną, opierając głowę na dłoniach. Spojrzałem na wypięte pośladki i nie myśląc wiele, przesunąłem po nich dłonią. A jednak tutaj też były piegi, pomyślałem, po czym zerknąłem jeszcze na plecy.
– Cały jesteś w piegach – zaśmiałem się. Posłał mi zdziwione spojrzenie, ale już nie odpowiedział. Poruszył się jedynie nerwowo, dając mi niewerbalny znak, że mam zaczynać.
Wsunąłem się w niego powoli i gdy otoczyła mnie przyjemna ciasnota, myślałem, że dojdę. Nie mam pojęcia jak się powstrzymałem przed falstartem, chyba pomyślałem o czymś naprawdę obrzydliwym, ale się udało.
Bałem się w nim poruszyć. Trwałem więc długą chwilę w bezruchu, wpatrując się w spinające, szerokie plecy pokryte piegami.
– Możesz – stęknął Sebastian.
Nie trwało to raczej długo. Byłem zbyt podniecony, by móc wytrzymać dłużej niż kilka minut, a do tego uczucie bycia w nim było fenomenalne. Nie mógłbym porównać seksu z tamtą laską do seksu z Sebastianem.
Doszedłem, opadając na jego plecy. Skończył chyba chwilę po mnie, masturbując się szybko. Oddychaliśmy ciężko, a ja przez chwilę nawet miałem mroczki przed oczami. To był najlepszy seks w moim życiu, pomyślałem, kiedy z rozpędu zacząłem całować jego ramiona, a on zamruczał coś zadowolony.
Już po chwili odwrócił się na plecy, przyciągając mnie do pocałunku i w międzyczasie zdejmując ze mnie prezerwatywę. Całkowicie o niej zapomniałem, bo jedyne na co miałem ochotę, to sen. I ciepłe, piegowate ciało Sebastiana tuż obok.
Wychylił się po chwili z zawiązaną prezerwatywą i wrzucił ją do małego, blaszanego śmietniczka biurowego, po czym powrócił do mnie i znowu przytulił. Zamruczałem zadowolony, wtulając polik w jego bok.
– Masz piegi nawet na tyłku – wymruczałem, gdy przesuwał dłonią w moich włosach. Zaśmiał się cicho, najwidoczniej też będąc zmęczony.
– Chyba ci to nie przeszkadza. – To nie było pytanie. Parsknął jeszcze śmiechem, po czym przyciągnął mnie do mocnego pocałunku. Oddałem go z zaangażowaniem, stwierdzając, że właściwie to lubię się z nim całować. I pieprzyć też. Było bardzo przyjemnie.
– To jak, często uprawiasz seks? – zapytałem, powracając do swojej poprzedniej pozycji i popatrując na niego ciekawsko z dołu. – Z facetami – sprostowałem, choć to nie było konieczne. Jakoś nie widziałem Sebastiana z dziewczyną, nawet jeśli kompletnie nie przypominał typowego pedała.
– Ostatnio nie często – powiedział i uśmiechnął się szeroko. – Bo skupiłem się na zaciągnięciu do łóżka jednego chłopaka, który zwyzywał mnie kiedyś za bycie gejem.
Prychnąłem, przewracając oczami.
– To dziwne, że nie dałeś sobie z nim spokoju – burknąłem, ale nie odsunąłem się od niego.
– Nie dałem, bo cholernie mi się on podoba – odpowiedział i zaśmiał się, a mnie zrobiło się goręcej, ale nie było to gorąco związane z podnieceniem. Przytuliłem się jedynie do niego bardziej i nie odpowiedziałem, tylko przymknąłem oczy z nadzieją, że jutra nie będzie. Że będę sobie tak leżeć z Sebastianem jeszcze bardzo długo.
Zapomniałem też o jego rodzicach, którzy przecież mieli wrócić nad ranem. Zasnąłem, z policzkiem przyciśniętym do jego boku i nie obchodziło mnie absolutnie nic. Nawet zapalone światło w pokoju, włączony telewizor i głośna ramówka Polsatu.