Rozdział siódmy - Z pełnym żołądkiem świat jest piękniejszy
- Ubieraj się, zaraz musimy wychodzić - rzucił Łukasz przez ramię, dopinając swoją niebieską koszulę z krótkim rękawem, zarzuconą na białą bluzkę z długim.
Sebastian podniósł głowę znad książki, jakby go prąd poraził.
- Czekaj: że co?! - podniósł głos ze zdumienia. - Idę z tobą?! - Tego się nie spodziewał. - Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej?
- Myślałem, że to oczywiste - prychnął Łukasz. - Ale do niczego nie zmuszam. Jak nie chcesz, to nie idź - burknął po chwili. Sebastian zamknął książkę, nie bawiąc się w szukanie zakładki, i wstał gwałtownie z fotela. Szybko podszedł do Łukasza, który był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Objął dłońmi jego policzki.
- Nie gniewaj się na mnie. Wiesz, że nie to miałem na myśli - wyjaśnił spokojnym głosem, od razu przestawiając się w tryb wyrozumiałego i czułego partnera, którego w tym momencie potrzebował Łukasz. Sebastian już wiedział, co powinien robić, gdy jego chłopaka ogarnia panika od stóp do głów, a wizja spotkania z matką zdecydowanie należała do sytuacji, które mogą wywołać taki stan.
Łukasz wziął głęboki oddech, nie spuszczając wzroku z twarzy Sebastiana.
- Przepraszam - odparł po chwili. Nachylił się i pocałował krótko spierzchnięte od zimnego powietrza wargi Sebastiana. Jego usta były w podobnym stanie. Żartowali, że musieliby się utopić w kremie Nivea, żeby cokolwiek na to poradzić. Mróz na dworze nie dawał się pokonać półśrodkami.
- Nerwy mi puszczają - wyjaśnił Łukasz.
Sebastian przejechał palcem po jego policzku, parskając krótko śmiechem.
- Widzę właśnie - mruknął, po czym odsunął się od swojego chłopaka na wyciągnięcie ramion. - Ale teraz się musisz wziąć w garść i zebrać do kupy, bo lada moment ja sam zacznę świrować - ostrzegł go lojalnie i nie mógł się powstrzymać przed wytknięciem Łukaszowi: - Opanowałbym swój stres wcześniej, gdyby ktoś, nie pokażę palcem, nie wyskoczył mi pięć minut temu z nowinami, że idę na obiad z jego matką! Łukasz - powiedział poważnie - teraz ci to wybaczam, nie ma sprawy, rozumiem, że stres i takie tam. ALE - zaznaczył stanowczo - jeśli jeszcze raz zrobisz mi taką akcję, to przysięgam na mój jutrzejszy obiad, że zapierdolę cię twoim własnym pędzlem w wyjątkowo brutalny i wyrafinowany sposób - ostrzegł.
Łukasz parsknął śmiechem.
- Dobra, nigdy więcej takich niespodzianek - obiecał uroczyście. - No - mruknął Sebastian z zadowoleniem. - A skoro to już mamy wyjaśnione, to lecę się ubrać jak człowiek, bo nie pójdę na obiad z twoją mamą w dziurawej bluzie.
Autorem wspomnianych dziur był Mruczek i Łukaszowi zdawało się, że kot jest niesamowicie zadowolony z tego przedsięwzięcia. Sebastian już mniej.
Urszula postanowiła przyjechać do Poznania na jedno popołudnie, więc Łukasz zaprosił ją na obiad do restauracji. Doszedł bowiem do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli spotka się z matką na jakimś neutralnym gruncie, a więc nie w ich mieszkaniu. Mimo opóźnienia wywołanego zaskoczeniem Sebastiana i jedną krótką, acz poważną rozmową, chłopaki dotarli na miejsce spotkania ponad dwadzieścia minut przed czasem. Łukasz zresztą przez cały czas planował wcześniejsze przyjście. Nie chciał, żeby to matka na niego czekała.
- Dobrze - uznał Sebastian, zerkając na swój zegarek elektroniczny. - Mamy jeszcze chwilę na złapanie oddechu.
- Albo na popełnienie samobójstwa widelcem - dodał „optymistycznie” Łukasz.
- Nie masz widelca - odparł Sebastian. - Przyniosą ci go dopiero, gdy zamówisz coś do jedzenia.
- A więc mój plan ostatniej szansy poszedł się jebać - wymamrotał chłopak pod nosem.
- Uspokój się - poradził mu Sebastian. Powoli rozważał zrobienie sobie plakatów z tym sloganem, żeby przy każdej następnej okazji zamiast powtarzać po raz n-ty te same słowa, mógł po prostu pomachać Łukaszowi kolorową planszą przed nosem.
Tymczasem chwycił dłoń Łukasza pokrzepiająco.
- Nie musisz mnie trzymać za rączkę - burknął od razu chłopak. - Aż tak źle ze mną nie jest.
- Okej - odparł ugodowo Sebastian, ale nie zabrał dłoni. Łukasz zmierzył go spojrzeniem, lecz też nie ruszył ręki, a nawet wręcz przeciwnie - zacisnął ją na palcach Sebastiana.
Sebastian zaśmiał się w duchu i zanotował ten moment jako idealny przytyk dla Łukasza. Będzie mógł mu dokuczać i dogryzać do woli. Ale to później, w innym czasie i innym miejscu, kiedy obaj będą wyluzowani i rozbawieni.
- Masakra - jęknął po chwili Łukasz, podpierając ręką czoło. - Nie chcę się znowu z nią kłócić - wymamrotał.
- Na pewno nie po to tutaj przyjeżdża - zapewnił go Sebastian. - Ale tak to się może skończyć.
- Może - przyznał chłopak. - Ale nie musi. Skoro ty się nie chcesz z nią kłócić, to już połowa sukcesu za nami - dodał optymistycznie. - Masz rację. Będzie dobrze - powiedział sobie Łukasz.
- A wieczorem zamówimy sobie pizzę, otworzymy piwo, obejrzymy coś fajnego i lekkiego, a całość zwieńczymy gorącym seksem - zaproponował Sebastian, ściszając odrobinę głos, żeby tylko do Łukasza dotarło.
- Sądzisz, że wszystko można załatwić jedzeniem i seksem? - prychnął Łukasz.
Sebastian obdarzył go jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i odparł:
- Przerażającą większość spraw naprawdę można.
W przypływie romantyzmu jeszcze dodał:
- Mogę do tego dorzucić jakąś różyczkę, jeśli ci zależy.
- Zgarniam jeden z twoich kawałków pizzy - odparł Łukasz pokerowym tonem. - I tą lepszą szklankę do piwa. A różyczkę to sobie możesz...
- Wiedziałem, że się dogadamy - wszedł mu w słowo Sebastian.
- Mogę przyjąć zamówienie? - zapytał uprzejmym tonem kelner, który zjawił się nie wiadomo skąd. Lub po prostu Łukasz na moment za bardzo skupił się na swoim chłopaku.
- Jeszcze na kogoś czekamy - odparł Sebastian, a wtem zaskoczył go ciepły głos zza pleców:
- Ja póki co poproszę zwykłą, czarną kawę. A wy chłopcy?
Urszula postawiła swoją torbę na kanapie przy ich stole i zrzuciła z ramion zimowy płaszcz. Kelner spojrzał na nich wyczekująco, a jako że Łukasz na moment się zawiesił, Sebastian szybko wziął sprawę w swoje ręce.
- I dwie latte - dodał do zamówienia, żeby człowiek z notesem i w czarnym fartuchu wreszcie zniknął z pola widzenia.
Urszula usiadła naprzeciwko swojego syna i jego towarzysza. Oparła przedramiona na blacie i splotła ze sobą palce obu dłoni.
W restauracji stoły oddzielono od siebie kanapami z brunatnym obiciem. Były szerokie (zarówno stoły jak i kanapy), dzięki czemu Łukasz mógł spokojnie usiąść obok Sebastiana i jeszcze mieć wokół siebie sporo wolnego miejsca. Oparcia kanap były dość wysokie i grube, dlatego nie musieli mimowolnie podsłuchiwać wszystkich konwersacji toczących się wkoło, a także mieli pewną gwarancję, że nikt nie będzie zmuszony do wsłuchiwania się w ich sprawy.
- Dzień dobry - przywitał się Sebastian, kopiąc pod stołem Łukasza w łydkę, żeby zrobił to samo.
- Cześć, mamo - powiedział od razu chłopak, siląc się na niepewny uśmiech.
- Nie spodziewałam się, że przyjdziesz z... Sebastianem - przyznała kobieta, starannie dobierając słowa. Sebastian błyskawicznie odwrócił twarz w kierunku swojego chłopaka i gdyby spoj
rzenia można było opisać jako zmiany klimatyczne, to jego wzrok reprezentowałby epokę lodowcową.
- Myślałem, że twoja mama o tym wie!
Łukasz niemalże dosłownie skulił się w sobie.
- Decyzja z ostatniej chwili? - odparł z wahaniem na swoją obronę. Sebastian odczytał to jako „spanikowałem i nie chciałem być tutaj sam”, więc postanowił go więcej tym nie męczyć. Na razie.
- Pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli się wreszcie poznacie - dodał Łukasz już pewniejszym tonem.
- Znamy się - zauważyła Urszula. - Sebastian przecież nie raz u nas bywał - przypomniała, choć jej mina wskazywała na to, że w tym konkretnym momencie wcale się nie cieszyła z tego faktu.
- Prawda, ale chyba teraz jest jakaś różnica? Nie znasz go jako... cóż, jako mojego chłopaka - wyjaśnił Łukasz, obracając w palcach cukiernicę. Błądził wzrokiem po stole, raz po raz krzyżując spojrzenia ze swoją matką.
Przez krótki moment przy stole panowała cisza, aż Urszula odchrząknęła i odparła:
- No cóż, teraz już znam. - Splotła ręce na piersiach i rzuciła okiem zarówno na Łukasza i Sebastiana, jak i na ich dłonie. Te, które wciąż pozostawały w kontakcie. - Tyle czasu spędzaliście razem. Tyle razy przychodziłeś do nas do domu - zwróciła się do Sebastiana. - Tyle razy Łukasz chodził do ciebie. - Kobieta pokręciła głową. - Ale nigdy mi do głowy nie przyszło, że przez ten cały czas wy...
- Co tam u taty? - rzucił Łukasz, zmieniając szybko temat.
- Jak zwykle - odparła z ulgą. - Wciąż narzeka na współpracowników.
- Niech zgadnę, pan Marek wciąż im nie wymienił ekspresu do kawy i cały czas wszyscy chodzą wkurzeni, co? - zaśmiał się Łukasz.
Na twarzy Urszuli również pojawił się uśmiech, kiedy mu przytakiwała.
- A co u ciebie, mamo? - zapytał chłopak. Sebastian bez słowa zarekwirował mu cukiernicę, więc Łukasz w końcu naprawdę spojrzał na matkę.
- Też nic ciekawego się nie dzieje - przyznała. - Wiesz jak to jest u mnie w pracy. Praktycznie ciągle robimy to samo w kółko. O, i Brzychcy się wyprowadzili jakieś dwa tygodnie temu - dodała, przypominając sobie o niedawnych sąsiadach.
- To tata pewnie odetchnął z ulgą, co? - odgadł Łukasz.
- Jest od tego czasu zdecydowanie spokojniejszy - przyznała Urszula. - Przez cały czas jak nad nami mieszkali nie mógł zrozumieć, że nie wszystkie małe dzieci są takie grzeczne jak ty byłeś - dodała, wywracając oczami. - A jak ty sobie radzisz? Co robisz całymi dniami?
- Jakoś tu sobie żyjemy z Sebastianem - odparł lekko chłopak.
- Z czego? - zapytała konkretnie Urszula, najwyraźniej chwilowo pomijając, że sama już kilka razy przesłała Łukaszowi co nieco na konto w banku.
- Za mieszkanie płaci Dorota. To mama Sebastiana, jakbyś nie pamiętała - dodał Łukasz.
- Pamiętam.
- Poza tym mam pracę w kawiarni. I póki co jakoś to leci.
- Jakoś to leci? - powtórzyła Urszula. - A potem co? Zamierzasz całe życie przepracować w kawiarni?
- Nie mów tak, jakbyś zapomniała, że zamierzam iść na ASP - burknął chłopak, czując, że rozmowa po raz kolejny zbacza na nieprzyjemne tory.
- A co zamierzasz robić po ASP?
- Malować? Malować. I jeszcze raz malować - odparł, odbierając Sebastianowi cukiernicę i znów zaczynając obracać ją w palcach. Przez cały ten czas patrzył stanowczo w oczy matki.
- I uważasz, że ktoś ci za to zapłaci? - upewniła się Urszula.
Łukasz nie był w stanie stwierdzić czy sobie z niego kpi, czy jednak tym razem pyta go na poważnie.
- Nie wiem. Ale wiem, że już się znalazło kilku chętnych. A jestem przekonany, że po ASP moje umiejętności się rozwiną, więc może i chętnych przybędzie.
- A jeśli nie?
- A jeśli nie, mamo, to się przekwalifikuję - odparł zawzięcie Łukasz. - Albo zrobię jakieś kursy zawodowe. Albo będę pracować w tej cholernej kawiarni do końca moich dni. Nie wiem! - uciął. - Nikt nie jest w stanie przewidzieć jak to się dalej potoczy, więc proszę, nie zadawaj mi już takich pytań. Pójdę na studia, skończę je i będę robić to, w czym jestem dobry i w czym się dobrze czuję.
- Ale Łukasz, ty przecież jesteś dobry z wielu rzeczy. - Urszula skinęła głową kelnerowi, który pojawił się na moment z ich zamówieniem, po czym ciągnęła dalej z przejęciem: - Jesteś bardzo zdolny. Możesz iść na lepsze studia.
- Mamo, przecież to SĄ dobre studia - wyjaśnił jej z naciskiem, niemalże wywracając oczami. - Tylko ty nie potrafisz tego zrozumieć.
- Rozumiem tyle, że po nich wszystko będzie zależało od tego, czy twoje prace będą się dobrze sprzedawać. I od tego czy będziesz umiał się jakoś zareklamować, wybić na tym rynku... czy jakkolwiek to się nazywa. Możesz sobie być artystą, ale choćbyś był nie wiem jak dobry, to jeśli ludzie nie będą cię kojarzyć, wiedzieć o tobie, słyszeć o tobie... to nikt nie kupi twoich prac. I wierz mi jak ci mówię, że jesteś uzdolniony w wielu kierunkach, ale rekinem biznesu to ty nie jesteś.
- Jejku, mamo, nie można być dobrym ze wszystkiego - jęknął chłopak wniebogłosy, bo akurat temu argumentowi nie mógł otwarcie zaprzeczyć. Miał głowę do rysowania, a nie do interesów. I co w tym złego?
- Ja nie mówię, że trzeba - zaprzeczyła szybko Urszula, popijając swoją kawę. - I jeszcze raz zaznaczam, że się nie znam na tym jak, gdzie i za ile sprzedaje się obrazy. Uważam tylko, że jeśli twoje umiejętności malarskie nie będą szły w parze z zacięciem do interesów, to zostaniesz tylko dobrym, ale niszowym artystą. Dobrze wiesz, że nie jesteś duszą towarzystwa, nie masz smykałki do biznesu i nie umiesz się zareklamować, bo często gęsto jesteś po prostu zbyt szczery i uczciwy. I to są oczywiście świetne cechy, pozytywne, ale nie pomogą ci za bardzo w życiu - wyjaśniła swój punkt widzenia z nadzieją, że wreszcie przemówi synowi do rozsądku. - I dlatego wydaje mi się, że te studia nie są twoim najlepszym wyborem.
- Po prostu chcę robić to, co lubię - westchnął Łukasz, czując się coraz bardziej bezradnie. - A większość uznanych artystów ma swoich ludzi od tego, żeby im mówili gdzie i kiedy wypada się pokazać, więc talent i głowa do biznesu niekoniecznie muszą się mieścić w jednej osobie.
- O, w takim razie gdzie jest twój sztab pomocników? - zapytała przekornie.
I Sebastian jakby się ocknął z zamyślenia, odrywając wreszcie wzrok od swojego latte.
- Tutaj - odparł od razu, patrząc Urszuli prosto w twarz. - Może Łukasz faktycznie nie jest rekinem biznesu, ale wystarczy, że ja sobie radzę. Moja mama też obraca się w tym artystycznym towarzystwie i wie co i gdzie się dzieje oraz czy warto się tam pokazać. Ma bieżące informacje o wystawach, konkursach, warsztatach, w sumie o wszystkim, o czym trzeba wiedzieć w tej branży. I jak ja trzymam rękę na pulsie, to Łukasz naprawdę nie musi sobie zawracać tym wszystkim głowy - wyjaśnił spokojnie, po raz pierwszy zabierając głos w tej rozmowie.
Łukasz uśmiechnął się szeroko, od razu czując się lepiej. Właściwie nigdy wcześniej nie myślał o Sebastianie jako o swoim „człowieku od logistyki”, ale po namyśle dochodził do wniosku, że jego chłopak faktycznie od jakiegoś czasu pełnił tę funkcję i co więcej - sprawdzał się w tym. Na przykład skontaktował się ze swoim kumplem, który zajmował się projektowaniem stron WWW i razem zrobili dla Łukasza coś minimalistycznego, nie powydziwianego, prostego i łatwego w obsłudze, gdzie chłopak mógł wrzucać swoje prace.
Całość dopiero raczkowała, ale już kilka osób dało mu przydatne rady, a kilka innych o nie poprosiło, więc Łukasz zaczynał wierzyć, że coś z tego może wyjść.
A w razie wątpliwości zawsze mógł liczyć na Dorotę, która albo sama się wypowie na jakiś temat, albo znajdzie kogoś, kto zna się na tym lepiej i sam zabierze głos.
Urszula jednak nie wyglądała na przekonaną, co Łukasza wcale zresztą nie dziwiło. Przekonać jego matkę to czegoś - to dopiero było wyzwanie!
- Ale nie ma gwarancji, że zawsze przy nim będziesz - odparła, starając się nie brzmieć zbyt pretensjonalnie, lecz wyszło jej to tylko połowicznie.
- Póki co nigdzie się nie wybieram - odpowiedział jej Sebastian szczerze.
- Słuchajcie. - Urszula odsunęła swoją kawę na bok i spojrzała jednocześnie na swojego syna i jego partnera. - Nie chcę się w tym momencie zagłębiać w wasz związek, ale pamiętajcie, że obaj macie po dwadzieścia kilka lat. To, że teraz jesteście w sobie po uszy zakochani, nie znaczy wcale, że tak będzie za trzy, pięć, albo i więcej lat. I nie ma w tym nic złego. Ludzie się zmieniają i uczucia również. Bardzo, ale to bardzo rzadko się zdarza, żeby szkolne miłości przetrwały na dłużej. I nie szukajcie w moich słowach drugiego dna, że próbuję was skłócić czy coś podobnego. Po prostu jeśli wydaje wam się, że będziecie ze sobą po wsze czasy, to się prawdopodobnie mylicie, bo jeszcze wielu różnych ludzi stanie wam na drodze i na pewno jeszcze nie raz się w kimś zakochacie. I dlatego nie dziwcie się, że jestem sceptycznie nastawiona do tego całego konceptu pod tytułem „ty malujesz - wskazała na syna - a ty dbasz o resztę” - kiwnęła w stronę Sebastiana.
Łukasz wziął głęboki oddech, aż zaświszczało wokół niego powietrze, po czym zwrócił się do matki najspokojniej jak umiał:
- Mamo, jeśli dobrze jest jak jest teraz, to nie widzę powodu, żeby się doszukiwać problemów ani ich sobie wymyślać - powiedział stanowczo. - Jeśli w przyszłości coś się między mną a Sebastianem schrzani, a nic na to nie wskazuje, ale dobra, zdarza się, to wtedy będę szukał rozwiązania i wtedy dopiero zacznę się tym martwić, dobrze? Bo nie widzę najmniejszego sensu w zatruwaniu sobie życia problemami, które jeszcze
nie istnieją. Zresztą nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień, mogę go nawet nie dożyć, więc jeśli dzisiaj wszystko jest w porządku, to się z tego cieszę, a nie łamię sobie głowę nad tym, że jutro się to może zmienić.
- Hej, bez takich mi tu! - wtrącił błyskawicznie Sebastian, bo aż mu ciarki przeleciały po plecach na samą myśl, że Łukaszowi mogłoby się coś stać. Nie ma co wywoływać wilka z lasu.
- Jejku, tylko wyjaśniam o co mi chodzi - burknął chłopak. - Jeśli twoje wyjaśnienia nie będą zawierać wizji ciebie nie dożywającego jutra, to nie mam nic przeciwko - odparł Sebastian.
- Grunt, że było zrozumiałe - mruknął Łukasz. - Było, mamo? - upewnił się.
- Było, ale nie popadaj w skrajności z tym carpe diem, co?
- Przecież wiesz, że mam plan na kilka kolejnych lat, prawda? Teraz pracuję, potem pójdę na studia, a później... to już się zobaczy, prawda? Bo inaczej to nie wiem o co ci chodzi z planem na życie. Chciałabyś, żebym zrobił sobie rozpiskę na najbliższych trzydzieści lat?
- Łukasz, przestań wyolbrzymiać i nadinterpretować wszystko, co do ciebie mówię.
Może i miała trochę racji. Z drugiej strony Łukasz przyszedł na to spotkanie bardzo spięty i zdenerwowany, więc Sebastian nie umiał go winić za dość gwałtowne reakcje. Sam siedział ciągle jak na szpilkach, choć był w głównej mierze tylko obserwatorem.
- Mamo - fuknął Łukasz. - Nie widzieliśmy się od ilu? Pięciu tygodni? Sześciu? A sporo się zmieniło. Mieszkam ze swoim chłopakiem. Mam pracę. Mam plany na studia. Ogólnie daję sobie radę i jestem szczęśliwy jak nigdy. A ty przyjeżdżasz i zamiast no nie wiem, normalnie porozmawiać, to ty od razu próbujesz zburzyć wszystko, co tutaj sobie zbudowałem. Związek z Sebastianem? Nie przetrwa. Praca? Kiepska, słabo płatna. Jakbyś chciała, żebym po skończonym liceum wskoczył od razu na fotel prezesa. A studia? No gorzej już wybrać nie mogłem! - skwitował chłopak, podsumowując ostatnie wypowiedzi swojej matki.
- Nie odbieraj wszystkiego jako krytyki z mojej strony - odparła Urszula z dezaprobatą.
- To przestań komentować wszystkie moje decyzje tak, że brzmi to jak krytyka - odpowiedział Łukasz od razu.
Ta rozmowa go męczyła. Miał wrażenie, że jego matka mówi o czymś innym niż tak naprawdę chce. Zahaczali o pewne niemiłe tematy, sprzeczali się, wyjaśniali swoje punkty widzenia...
To wszystko było strasznie sztuczne.
Wielki szlag tylko czekał, żeby trafić Łukasza. I zbliżał się wielkimi krokami.
- Rzuciłeś to na mnie wszystko zupełnie bez uprzedzenia - stwierdziła. - Chyba mam prawo mieć wątpliwości, prawda? I mogę pytać skąd czerpiesz motywy swoich decyzji?
Łukasz niemalże zazgrzytał zębami. Przez moment rozważał kilka odpowiedzi, aż wreszcie odważył się przejść prosto do sedna:
- Słuchaj, mamo. Rozmawiamy tu o wielu różnych rzeczach, ale wydaje mi się, że ty wcale nie masz aż takiego problemu z moimi studiami, moją pracą i tak dalej. Czy możemy więc w końcu przejść do tego, że najbardziej nie podoba ci się to, że prędzej załatwię ci zięcia niż synową?
- Naprawdę wydaje ci się, że tylko o to mi chodzi? - spytała szczerze zmartwiona Urszula.
Łukasz splótł ręce na klatce piersiowej i lekko kiwnął głową.
- Wydaje mi się, że
głównie o to ci chodzi - potwierdził.
Sebastianowi niezbyt spodobał się fakt, że rozmowa schodzi na trudniejsze i bardziej skomplikowane tematy, głównie dlatego, że zarówno Urszula jak i Łukasz byli już nieco poddenerwowani. Chłopak uważał, że nic dobrego z tego nie wyniknie, jeśli zaczną o tym rozmawiać z tak bojowym nastawieniem. Poważnie rozważał wtrącenie się i zmianę tematu - nie wiedział jak mógłby to zrobić, ale przynajmniej by spróbował - lecz wtedy uratował go kelner. Po raz kolejny zjawił się znikąd i zapytał czy są gotowi na złożenie zamówienia, a Sebastian bez namysłu przytaknął energicznie, ponieważ jego żołądek od kilkunastu minut intensywnie trawił już sam siebie.
Urszula i Łukasz przestali mierzyć się spojrzeniami jak kowboje na westernach tuż przed pojedynkiem w samo południe i skupili się na bardziej przyziemnych rzeczach, takich jak zamawianie długo wyczekiwanego obiadu.
Sebastian może nie miał dyplomu z psychologii, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że z pełnym żołądkiem rozwiązuje się konflikty bardziej pokojowo niż z pustym.
Chwilowa zmiana tematu na jedzenie momentalnie przyczyniła się do zmiany nastroju przy stole. Urszula wymieniła z Łukaszem kilka zupełnie neutralnych zdań, dotyczących między innymi kulinariów babci Łukasza i genialnego przepisu na szarlotkę, którą Urszula dostała od nowej sąsiadki.
- Przy najbliższej okazji musisz mi pokazać jak to zrobić - stwierdził Łukasz prawie całkowicie zapominając o napiętej atmosferze sprzed zaledwie kilku chwil.
- Przydałoby się nauczyć piec jakieś dobre ciacho, co? - rzucił do Sebastiana z uśmiechem. W końcu to on był głównym odbiorcą jego twórczości kulinarnej. Zresztą Łukasz sam miał ostatnio ogromną ochotę na małe co nieco do kawy, a wyroby z najbliższej cukierni zalatywały jednocześnie chemią i plastikiem.
- Jak masz się uczyć gotować, to radziłabym zacząć od czegoś bardziej obiadowego - odparła Urszula, również o wiele bardziej pokojowym tonem. Wróciła do roli matki dającej synowi życzliwe rady, a nie robiącej mu wyrzuty. - Bo właściwie gdzie wy teraz jadacie? - zwróciła się do obydwu chłopaków. - Jakaś stołówka studencka czy coś takiego?
Łukasz przeczesał palcami włosy z lekkim zawstydzeniem.
- Hm... jakby to ująć... - mruknął niepewnie. - Gotuję?
- Gotujesz? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Jak? Skąd? Bo wiem, że umiesz sobie coś podgrzać, ugotować i upiec, ale nie uwierzę, że ot tak potrafisz zrobić choćby rosół czy... no cokolwiek innego.
- Dorota zrobiła mi przyspieszony kurs „gotowanie dla biednych studentów”, tak że umiem wrzucić kilka warzyw i mięso do garnka i zrobić z tego jadalną zupę. I na początku na tym się to opierało, a w miarę upływu czasu to próbowałem coś nowego zrobić i obecnie jestem już w stanie zorganizować sobie tydzień tak, żeby nie zostać nigdy o pustych garach... A ten nie narzeka, więc chyba jakoś sobie radzę - dodał, dając Sebastianowi lekkiego kuksańca w żebra.
Urszula wciąż była zdumiona, lecz pokiwała z uznaniem głową.
- To widzę, że faktycznie dajecie sobie radę - stwierdziła w zamyśleniu.
- Mówiłem, że nie jest źle - odparł Łukasz, wzruszając ramionami.
A wtedy przyszedł obiad i nikt już nie myślał o rozmawianiu - a przynajmniej nie dwójka wygłodniałych młodzieńców - i cała trójka skupiła się na jedzeniu, ewentualnie na wymruczeniu kilku słów o jakości posiłku.
Każdy był zadowolony z tego, co otrzymał, więc zdaniem Sebastiana sytuacja przy stole uległa znaczącej poprawie.
Nie można było jednak tak łatwo uciec od rzeczy, która już długo wisiała w powietrzu.
Kiedy odłożyli sztućce, a kelner zabrał ich talerze, Łukasz wbił wzrok w Urszulę i znów zrobiła się gęsta atmosfera. Sebastian wymienił ze swoim chłopakiem krótkie spojrzenie, po czym zdecydował, że czas wycofać się choć na chwilę i dać matce z synem możliwość nieskrępowanej rozmowy. Stwierdził więc, że pójdzie na moment się przewietrzyć i wróci za jakieś dziesięć minut. Cmoknął Łukasza przelotnie w czoło i zostawił go sam na sam z Urszulą.
- O co chodzi? - spytała kobieta poważnie, ale zdecydowanie spokojniej niż wcześniej. Waleczny i nieustępliwy nastrój uleciał w siną dal, a Łukasz to wyczuł, więc poczuł się nieco pewniej.
- Jeszcze zanim wrócisz do Szczecina, chciałem się upewnić... zapytać... Po prostu chciałbym wiedzieć - zaczął, co rusz gubiąc się we własnych słowach.
- Łukasz, spokojnie. Co chcesz wiedzieć?
- Czy ty się mnie wstydzisz? - wyrzucił z siebie nerwowo.
Urszula była jak wmurowana. Całkowicie i kompletnie zaskoczona.
- Co ty wygadujesz? - wydusiła po chwili. - Od Przemka wiem, że ani ty ani tata nikomu w rodzinie nie powiedzieliście o mnie i o Sebastianie. A jestem pewien, że pytali.
- Słuchaj, to nie tak jak myślisz - naprostowała prędko. - My tylko nie chcieliśmy tego tak bezpowrotnie... szufladkować. Nikt się ciebie nie wstydzi, Łukasz! - Więc nie miałabyś nic przeciwko temu, żeby na przykład nasi sąsiedzi wiedzieli, że jestem gejem? Albo twoi współpracownicy? - Ty źle do tego wszystkiego podchodzisz. Zupełnie na opak - stwierdziła Urszula z przejęciem i zmartwieniem. - Dobrze wiesz, że nigdy nie miałam nic przeciwko parom homoseksualnym.
- Tak mi się przynajmniej zawsze wydawało - potwierdził Łukasz, kręcąc głową: - Ale widzę, że najwyraźniej masz coś przeciwko mnie. Chciałaś mnie wysłać na jakąś terapię, nie pamiętasz?
- Ja się po prostu boję, że będziesz mieć przez to wszystko ciężej w życiu - stwierdziła otwarcie Urszula i jej słowa były całkowicie szczere. - Mi nie przeszkadza, że jesteś z Sebastianem. Naprawdę. Ale nie możesz mnie winić za nadzieję, że to wszystko się jeszcze zmieni - dodała. - Łukasz, nie chcę żebyś miał w życiu pod górkę, a otwarty związek z chłopakiem na pewno nie przysporzy ci wielu przyjaciół. Część osób się od ciebie odsunie. Nie wszyscy ludzie to zaakceptują. A ja nie chcę patrzeć jak cierpisz - wyjaśniła z przejęciem.
To trochę zmienia postać rzeczy, pomyślał Łukasz, ze zdumieniem słuchając słów swojej matki. Nie ukrywał, że spadł mu kamień z serca, bo Urszula po raz pierwszy od dawien dawna naprawdę rozmawiała z nim otwarcie i bez drugiego dna. A akurat takiego wyjaśnienia się nie spodziewał.
- Mamo, jesteś pierwszą ważną dla mnie osobą, która się ode mnie odsunęła - powiedział ze smutkiem.
- Wyjechałeś i co miałam zrobić?
- Chociażby zadzwonić?
- Wtedy myślałam, że... - zawahała się.
- Że?
- Że to tylko spóźniony młodzieńczy bunt - przyznała wreszcie. - Jak na przykład u Oskara. No wiesz, że za tydzień czy dwa minie ci pomysł z byciem gejem...
- Od razu wam powiedziałem, że z Sebastianem to poważna sprawa - przypomniał jej Łukasz.
- No niby tak, ale zrzuciłeś na nas tonę nowych informacji i oczekiwałeś, że w pięć minut się w tym wszystkim odnajdziemy - odparła z cichym westchnieniem. - Nie próbuję się tłumaczyć, ale daj spokój, to wszystko w pierwszej chwili brzmiało zupełnie absurdalnie. „Mamo, tato, rzucam studia i wyjeżdżam z moim chłopakiem do innego miasta” - podsumowała, wzruszając ramionami.
Łukasz podrapał się po potylicy z zakłopotaniem.
- No dobrze, jak tak to ujmujesz to może rzeczywiście przekazałem wam to w mało przystępnej formie - zgodził się po krótkim namyśle. - Ale to nie zmienia faktu, że opuściliście mnie wtedy, kiedy was najbardziej potrzebowałem.
Urszula zacisnęła usta w wąską linię. Nie zamierzała się już dłużej tłumaczyć.
- Przepraszam - powiedziała od serca.
Łukasz rzadko słyszał takie słowa z usta matki (chyba ostatnim razem... nigdy?), dlatego też naprawdę potrafił docenić ich wagę.
Nie musiał wcale zastanawiać się nad odpowiedzią zbyt długo, skoro w gruncie rzeczy bardzo chciał się pogodzić z matką.
- Nie ma sprawy - odparł spokojnie.
W drzwiach restauracji ponownie pojawił się Sebastian, spojrzeniem pytając swojego chłopaka czy już jest odpowiednia pora na jego powrót do środka. Łukasz z uśmiechem kiwnął głową.
- Słuchaj, mój ostatni pociąg powrotny odjeżdża za czterdzieści minut - zwróciła się Urszula do swojego syna, zerkając na zegarek.
- Odprowadzę cię - zaoferował szybko Łukasz, wstając i łapiąc swoją kurtkę.
- Też mam iść, czy...? - spytał Sebastian.
- Możesz wracać do domu - odparł Łukasz z uśmiechem. - Ja jeszcze sobie trochę pogadam z mamą.
Sebastian odetchnął z ulgą. Nie to, że nie lubił Urszuli. Zwyczajnie uważał, że będzie o wiele lepiej, jeśli Łukasz wreszcie zacznie z nią normalnie rozmawiać. Potrzebowali czasu dla siebie i on nie chciał im w tym przeszkadzać.
- Dobrze, że sobie wreszcie wyjaśniliście kilka spraw - powiedział do Łukasza, kiedy Urszula poszła zapłacić. Najpierw rachunek chciał uiścić Łukasz, w końcu to on zapraszał, jednak jego matka nie dawała za wygraną. Zresztą może wcale nie nalegał aż tak bardzo (w końcu był tylko biednym jeszcze-nawet-nie-studentem).
- No, strasznie mi ulżyło - przyznał Łukasz z szerokim uśmiechem.
- Ale i tak kupię to piwo - skwitował Sebastian.
Bo piwo to napój na dobre i na złe.