Zaparz mi herbatę 36
Dodane przez Aquarius dnia Marca 16 2013 13:58:31


Rozdział piąty: Granica, której nie wolno przekroczyć


Przemek musiał przyznać, że ze wszystkich niezręcznych spotkań w jego życiu, wieczór spędzony z Łukaszem i Sebastianem wcale nie plasował się na pierwszym miejscu. Co prawda znalazł się w pierwszej dziesiątce, ale chłopak naprawdę podejrzewał, że będzie gorzej. Bał się wszystkich znaczących spojrzeń, które Łukasz z Sebastianem mogliby między sobą wymieniać i nie pałał entuzjazmem na myśl o ich ewentualnych objęciach, poszturchiwaniach czy Bóg-wie-czym-jeszcze.
Ale nie. Jak się okazało, zarówno Łukasz jak i Sebastian potrafili się zachować i wyjątkowo się starali, by uniknąć krępujących dla Przemka sytuacji. Obyło się bez podtekstów, wyznań oraz romantycznego patrzenia sobie w oczy. Zamiast tego przyszła wreszcie długo wyczekiwana pizza, a wieczór (a raczej noc, gwoli ścisłości) obfitował w litry piwa i hektolitry coli. Prawdopodobnie tylko dzięki niewyobrażalnym ilościom jedzenia, które w siebie wrzucili, żaden z nich nie skończył mniej lub bardziej pijany. Tym razem wszystko rozeszło się po kościach.


Sobotnie poranki były od tego, żeby się wyspać, jednak Przemek obudził się zaskakująco wcześnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że zasnął w porze, o której już dawno wszystkie stacje telewizyjne zakończyły nadawać filmy. Powodem tej pobudki mogła być piekielnie niewygodna kanapa jak i nie mniej niewygodna pozycja pół-leżąca, pół-siedząca i pół-obrócona. Przemek był pewien, że będzie ją odczuwał w mięśniach co najmniej przez kilka kolejnych dni.
Ziewając, przeciągając się i przecierając oczy jednocześnie, chłopak podniósł wreszcie cztery litery i skierował się w kierunku łazienki. Przelotem zerknął za siebie, gdzie na tej samej kanapie wciąż spali Łukasz z Sebastianem. Ten pierwszy zwinięty w jednym rogu, a drugi rozciągnięty po przeciwnej stronie, z jedną nogą i ręką zwisającą ku podłodze.
Poprzedniej nocy nie mogli zdecydować, kto gdzie ma spać (nie chcieli zostawiać Przemka na kanapie samego, skoro był gościem, za to Przemek nie pałał entuzjazmem w związku z ich sypialnią – za co zresztą wcale go nie winili), więc stanęło na rozłożeniu kanapy przed telewizorem i kimaniu na niej we trójkę. Jak się okazało, nie był to najwygodniejszy pomysł.


W łazience, przemył twarz letnią wodą i spojrzał w lustro. Zdziwił się. Nie wyglądał nawet w połowie tak źle, jak się czuł. Aczkolwiek jego samopoczucie brało się raczej z zawirowań natury psychicznej, a nie fizycznej, więc to mogło trochę wyjaśniać. Chłopak patrzył jeszcze przez moment przed siebie, kontemplując bezmyślnie swoje odbicie, po czym wytarł twarz w ręcznik i cicho uchylając drzwi opuścił łazienkę. Nie chciał obudzić swojego kuzyna ani jego… ani Sebastiana, więc obszedł kanapę dużym łukiem i znalazł się w kuchni.
Nie zamierzał nadużywać ich gościnności i grzebać im we wszystkich szafkach po kolei, niemniej jednak pozwolił sobie nastawić wodę na poranną kawę. Niecierpliwie bębniąc w bok kubka zaczął wreszcie rozmyślać nad tym, że musi sprawdzić godziny powrotnych pociągów. Wyjechał ze Szczecina nie dalej jak poprzedniego dnia, jednak miał wrażenie, jakby od tego czasu minęły wieki. W ciągu jednego popołudnia Łukasz zarzucił go taką ilością informacji, że Przemek wciąż nie umiał się po tym pozbierać. Tydzień na bezludnej wyspie dobrze by mu teraz zrobił. Niestety życie nie oferowało mu tak komfortowej opcji i Przemek wiedział, że już dziś wieczór będzie się musiał zmierzyć z bratem i rodzicami, a w niedzielę zapewne również i z resztą rodziny.
Kluczowe pytanie brzmiało: jak powinien się zachować?
Przemek mógłby się zmagać z tym problemem nawet cały dzień, jednak pojawienie się Sebastiana w kuchni sprawiło, że nie zdążył uformować ani jednej myśli.
– Łukasz jeszcze śpi? – Przemek wpół zapytał a wpół stwierdził, ponieważ nie trudno się było domyślić odpowiedzi, skoro Sebastian ewidentnie starał się poruszać jak najciszej. Otworzył wolno szafkę, wyjął z niej swój zielony kubek i postawił go na blacie, nie czyniąc przy tym najmniejszego hałasu.
– Dajmy mu się choć trochę wyspać – odparł chłopak, zalewając sobie kawę. – Wczoraj miał ciężki dzień, nie sądzisz?
Przemek w pierwszym odruchu chciał powiedzieć, że dla niego ten dzień również nie zaliczał się do najłatwiejszych. Przypuszczał jednak, że Łukasz mógł odczuć tę sytuację zdecydowanie mocniej. A skoro już mowa o uczuciach innych osób, to Przemek podejrzewał, że Sebastian też nie jest wcale tak spokojny, za jakiego pragnąłby uchodzić.
– Pewnie masz rację – przyznał wreszcie i wziął łyka własnej kawy, próbując zamaskować fakt, że nie za bardzo wie, jak i o czym ma z Sebastianem rozmawiać. W końcu zupełnie nie znał tego człowieka, nie licząc oczywiście tego, że rok czy dwa lata temu zostali sobie przedstawieni i spędzili Sylwestra w jednym domu. Dodając do tego wszystkiego fakt, że dzień wcześniej Sebastian został mu przedstawiony po raz drugi, tym razem jako… bardzo bliski współlokator Łukasza, Przemek już w ogóle czuł się wyjątkowo niepewnie i nieswojo w jego towarzystwie.
– Zdecydowałeś już czy zostajesz do jutra w Poznaniu? – rzucił po chwili Sebastian, siadając do stołu w kuchni.
Na zegarze dochodziła ósma. Przemek oparł się plecami o blat, nie bardzo wiedząc, na czym zawiesić wzrok.
– Wracam dzisiaj do Szczecina – odparł.
Sebastian na krótką chwilę zawiesił na nim wzrok.
– Rozumiem – stwierdził.
Przemek przełknął nerwowo ślinę.
– Słuchaj, to nie tak, że ja…
– Nie musisz mi się tłumaczyć – wszedł mu w słowo Sebastian, a widząc wahanie w oczach Przemka, dodał: – Naprawdę. Jedź do Szczecina, przemyśl to sobie, poukładaj w głowie. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji, przynajmniej nie od twojej strony, jednak próbuję to sobie wyobrazić i wydaje mi się, że masz spory mętlik w myślach. To chyba nic niezwykłego w takim przypadku. Wiedz tylko, że drzwi od tego mieszkania stoją przed tobą otworem i możesz do nas wpaść zawsze, gdy przyjdzie ci na to ochota – zapewnił szczerze i poważnie.
A przynajmniej tak poważnie, jak mógł to zrobić o ósmej rano w sobotę, po wpół nieprzespanej nocy, z włosami potarganymi i skołtunionymi po niedawnym śnie. Mimo to, Przemek docenił wagę tych słów i kiwnął głową w milczeniu.
– W takim razie… może śniadanie? – zaproponował wreszcie Sebastian, zorientowawszy się, że jeśli nie przejmie inicjatywy, to będą milczeć po wsze czasy.
– Zdecydowanie – potwierdził energicznie Przemek, ewidentnie zadowolony, że może się wreszcie zająć czymś bardziej namacalnym. Przez ostatnie dwa dni wyczerpał swój limit rozmów o emocjach na następne… pół roku? Albo i nawet rok.


Przemek był pewien, że Sebastian ma już powyżej uszu jego pytań, które niemalże bez przerwy zadawał przez całą noc, jednakże wciąż nie mógł się powstrzymać. I nawet jeśli z początku myśl o rozmowie z Sebastianem w cztery oczy zupełnie go przytłoczyła, to po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że nie powinien przepuścić tej okazji. W końcu może minąć bardzie wiele czasu, nim się taka powtórzy.
– Powiedz mi – zaczął, komponując sobie kanapkę ze świeżego pieczywa i zerkając kątem oka na Sebastiana, który po drugiej stronie stołu robił dokładnie to samo – jakie macie plany na później?
Sebastian mruknął krótkie „hm” pod nosem i odparł:
– To zależy o jakie „później” pytasz. Później dzisiaj, później w tym tygodniu, czy później w sensie w ciągu najbliższych kilku lat?
– Może najpierw w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Bo rozumiem, że ty tu teraz studiujesz, tak?
– Yhm – potwierdził spokojnie Sebastian. – Architekturę. A Łukasz póki co pracuje w kawiarni bliżej centrum.
– A potem? – Przemek miał szczerą nadzieję, że ambicje jego kuzyna nie kończyły się na spisywaniu zamówień wybrednych klientów.
– Nie powiedział ci? – zdumiał się Sebastian, lecz szybko się zreflektował: – No tak, wczoraj mieliście inne rzeczy do omówienia. Łukasz planuje składać papiery na Akademię Sztuk Pięknych i od nowego roku akademickiego będzie studiować malarstwo.
– Dostanie się? – zwątpił Przemek. Nie chciał wykrakać, ale też nigdy wcześniej nie podejrzewał, że rysowanie może być dla Łukasza czymś więcej niż sposobem na zabicie czasu. Zastanawiał się, czy jego kuzyn przypadkiem nie porywa się z motyką na Słońce.
– Żartujesz? – parsknął Sebastian, trochę zbyt gwałtownie stawiając kubek z kawą na stole. – Widziałeś jego prace?
– Widziałem – odparł Przemek, wciąż nie poddając się entuzjazmowi Sebastiana. – I mi się one podobają, nawet bardzo. Ale ze mnie żaden artysta i się na takich rzeczach po prostu nie znam. I nie umiem stwierdzić czy prace Łukasza są tylko ładne, czy też ładne i wartościowe z artystycznego punktu widzenia.
Sebastian westchnął i podrapał się po skroniach. Jakby to wyjaśnić komuś, kto sam stwierdził, że nie ma pojęcia o sztuce?
– Ujmę to w ten sposób. Pierwszą osobą, która się zna na tym i docenia talent Łukasza jest moja mama. Skończyła architekturę wnętrz, ma smykałkę do malowania i zna całkiem spore grono artystów. Ponadto ta kobieta, do której Łukasz chodził na zajęcia, też widziała w nim coś więcej. Nie zapominajmy również o sporej ilości konkursów, ostatnio już wcale nie amatorskich, w których prace Łukasza pozajmowały naprawdę niezłe pozycje – wyliczał Sebastian. – A już całkiem niedawno – przypomniał sobie – Łukasz skontaktował się z redakcją dwumiesięcznika piszącego o technikach malarskich i całkiem możliwe, że jedna z jego prac ozdobi tylną okładkę. A poza tym, on to po prostu kocha.
Przemek, mimo swoich wątpliwości, pokiwał z uznaniem głową.
– Nie spodziewałem się tego – przyznał po chwili. – Dlaczego on nic nam nie mówił?
– Myślę, że to pytanie musisz już skierować do Łukasza – odparł Sebastian. – Nie chcę się wypowiadać w jego imieniu.
– Jasne. Rozumiem. Jak tak o tym mówisz, to widzę, że faktycznie są spore szanse, że dostatnie się na te studia. Ale Łukasz i malarstwo? Kurczę, to… zaskakujące – uznał Przemek.
– Czy ja wiem? W szkole zajmował się głównie rysowaniem.
– Nadal wydaje mi się to wszystko wątpliwe – przyznał Przemek. – Było nie było, tworzenie sztuki polega na indywidualizmie, pracy własnej, a Łukasz… zawsze potrzebował kogoś, kto nad nim stoi, żeby w ogóle się zabrał do roboty. Gdyby ciotka nie stawiała mu raz po raz jakiegoś ultimatum, pewnie zupełnie olewałby szkołę. Nie mówię, że sobie nie poradzi – zaznaczył prędko. – Łukasz jest bardzo bystry i inteligentny, nie musisz mnie o tym przekonywać. Po prostu jest również… leniwy.
Tym razem Sebastian roześmiał się i to nadzwyczaj szczerze.
– Stary, chyba mówimy o dwóch różnych osobach. Bo ja, kiedy myślę o Łukaszu, to widzę chłopaka, który przez całą szkołę średnią, niemalże na każdej lekcji, ćwiczył swój styl i dopieszczając każdy szczegół na rysunkach. A teraz ten sam chłopak pracuje na pełen etat w kawiarni, po czym wraca do domu i prawie od razu przebiera się w robocze ciuchy i do wieczora ślęczy przed sztalugą. I może nie uwierzysz, ale ta sama osoba trzyma rękę na pulsie w związku z naszą kuchnią, dokładnie wie, co mamy w szafkach, a co należałoby kupić i jak ma wolny dzień jeszcze daje radę mi zrobić obiad. Więc naprawdę – leniwy? Serio? Bo moim zdaniem Łukasz jest chodzącą definicją pracowitości, jeśli tylko robi to, co sam sobie wybierze – powiedział stanowczo.
Przemek niemalże zakrztusił się swoją kawą.
– Czyli co, został kurą domową? – podsumował krytycznie, kiedy już pozbierał swoje myśli.
Sebastian wytężył całą swoją samokontrolę, żeby z frustracji nie podnieść głosu. Za bardzo.
– Wszystko musisz tak szufladkować? Któryś z nas musi się zatroszczyć o jedzenie i padło na Łukasza. To nie robi z niego kury domowej! Tak samo jak… no nie wiem – Sebastian zawahał się przez moment, szukając odpowiedniej myśli – to, że pomagasz mamie w obowiązkach domowych, nie czyni cię od razu maminsynkiem – odparł, z całych sił starając się zachować spokój i rozwagę, chociaż w głębi ducha powoli się zaczynał gotować. Ale no naprawdę, jak można myśleć tak schematycznie?!
– Jezu, dobra! – Przemek od razu się wycofał. – Po prostu mówię, że w normalnym związku…
– Mamy XXI wiek człowieku – przerwał mu zniecierpliwiony Sebastian. – Teraz nawet między kobietą i mężczyzną coraz częściej występuje równy podział obowiązków domowych, z praniem, gotowaniem i sprzątaniem włącznie.
– Ale przyznaj, że jest to dość nietypowe – upierał się dalej chłopak.
– E… nie? – uciął Sebastian. – Słuchaj, mógłbyś po prostu przestać przylepiać etykiety na lewo i prawo? Łukasz gotuje. I kropka. Bez drugiego dna, bez skojarzeń, że męskie czy niemęskie i bez podtekstów. Zwyczajnie Łukasz wziął na siebie tę część obowiązków domowych. Koniec tematu.
– Jesteś drażliwy na tym punkcie – ocenił Przemek, odchylając się na tylnych nogach krzesła.
– Próbujesz obrażać mojego chłopaka, więc to oczywiste, że mnie trafia jasny szlag – prychnął Sebastian, nie namyślając się wiele.
– Nie próbuję go obrażać! – zaprzeczył szybko Przemek. Dlaczego Sebastian odbierał wszystko tak osobiście?
– A co, tobie by się podobało, gdyby ktoś cię nazwał „kurą domową”?
– No nie, ale ja nie jestem… – Przemek urwał, ale po minie Sebastiana dojrzał, że jego rozmówca zdążył się już domyślić co mu chodziło po głowie.
– Gejem? – skończył za niego Sebastian. – A co ma jedno do drugiego?
Przemek wyraźnie się zmieszał. Przychodziło mu do głowy kilka odpowiedzi, ale był pewien, że żadna z nich nie załagodzi sytuacji powstałej między nim a Sebastianem.
Wybawienie przyszło z zupełnie innej strony. Było rozczochrane, zaspane i ziewało, ale wkroczyło w idealnym momencie.
– Sebastian, odpuść mu trochę – poprosił łagodnie Łukasz, przekraczając próg kuchni.
Adresat tych słów splótł ręce na klatce piersiowej i uniósł pytająco jedną brew.
– Z czystej ciekawości, jak długo stałeś tuż za ścianą?
– O co ty mnie podejrzewasz? – Łukasz przybrał minę niewiniątka. – Ledwo co się obudziłem – zapewnił z teatralną szczerością.
Sebastian pokręcił głową z dezaprobatą, jednakże nie umiał pohamować niewielkiego uśmiechu.
– A sam mi niedawno trułeś, jak to nieładnie jest podsłuchiwać czyjeś rozmowy… – przypomniał mu sytuację sprzed kilku dni, kiedy to usłyszał kawałek rozmowy Łukasza z Eweliną.
– Bo widzisz, sprowadziłeś mnie na złą drogę – uznał Łukasz, wzruszając ramionami. Następnie zwrócił się do Przemka z uśmiechem: – Kuzynie, nie sądzisz, że przy śniadaniu lepiej poruszać nieco lżejsze tematy? Wybacz Sebastianowi, przed dziesiątą rano i drugą kawą jest nie do zniesienia.
– Ty jakoś ze mną wytrzymujesz – prychnął nieukontentowany Sebastian.
– Jest nie do zniesienia dla wszystkich prócz mnie – sprostował momentalnie Łukasz z szerokim uśmiechem. – Ja już jakiś czas temu wytworzyłem mentalną tarczę przeciw jego porannym humorom – wyjaśnił Przemkowi.
– Nie mam porannych humorów – zaprotestował ponownie Sebastian.
– Jest weekend, ósma rano, przegadaliśmy pół nocy na ciężkie tematy, spaliśmy na niewygodnej kanapie, jest środek zimy i na dworze ciemno jak w wiadomo czym – podsumował szybko Łukasz. – Więc owszem, masz poranne humory. Wszyscy mamy – westchnął. – A teraz, panienki, nie kłócić mi się tu, tylko wciągać śniadanie, bo jak się ujawnią moje poranne humorki, to jak rasowa kura domowa zdzielę jednego i drugiego patelnią po łbie tak mocno, że was stąd wyniosą w kawałkach – obiecał, gdy doszedł do wniosku, że prośbą nic już nie zyska i należy zastosować starą, dobrą groźbę.
Przemek wymamrotał pod nosem kilka słów, które w przybliżeniu można by odczytać jako „przemoc w rodzinie”, ale nikt już tego nie skomentował. Łukasz tymczasem bezceremonialnie zwinął Sebastianowi z talerza kanapkę.
– Robisz kawę – oznajmił swojemu chłopakowi, przysiadając się do stołu.
– Ja już mam – odparł Sebastian, uśmiechając się przebiegle. Łukasz jednak posłał mu tak mordercze i nieznoszące sprzeciwu spojrzenie, że przeszła mu ochota na cwaniakowanie.
– Okej, dobra, nie zabijaj – mruknął, unosząc ręce w geście „poddaję się” i odszedł od stołu, by nastawić kolejną porcję wody.


Przemek z pewnym zdumieniem obserwował poranne interakcje między Łukaszem i Sebastianem. Z jednej strony miał wrażenie, że każde kolejne wypowiedziane przez nich zdanie tańczy na krawędzi wielkiej kłótni, jednak gdy już spodziewał się wielkiego wybuchu, któryś z nich ustępował i ponownie atmosfera się uspokajała. To było jednak tylko niewielkie spostrzeżenie. Chłopak podejrzewał, że musiałby spędzić w Poznaniu o wiele więcej czasu i prowadzić regularne, szczegółowe notatki, żeby choć częściowo zrozumieć zawiłość relacji między Łukaszem i Sebastianem. Aczkolwiek na razie Przemek wcale nie odczuwał przemożonej chęci, by się w tę sprawę aż tak zagłębiać.
Obiektywnie rzecz ujmując, czas spędzony razem z nimi był sympatyczny i pouczający. Subiektywnie jednak – wręcz przeciwnie. Chłopak cały czas siedział jak na szpilkach, czując się w tym towarzystwie po prostu źle, nieswojo – jakby przybył z innej planety. Od razu wyczuł, że Sebastian zupełnie inaczej patrzy na świat niż on sam i gdyby nie interwencja Łukasza, z pewnością skończyłoby się jakąś kłótnią.
Swoją drogą, jeśli już o jego kuzynie mowa, to też nie rozmawiało mu się z nim tak dobrze, jak wcześniej. Te wszystkie kłamstwa i sekrety, które wyszły na jaw, postawiły między nimi niezbyt gruby, lecz za to solidny mur. Łukasz okazał się być nieco inny, niż Przemek dotychczas sądził.
Zdecydowanie powinien opuścić to mieszkanie. I to miasto. Jak najprędzej.


Łukasz odprowadził kuzyna na dworzec kolejowy, posyłając w tym samym czasie Sebastiana na zakupy. Dzięki temu pojawiła się okazja, by Przemek zamienił z nim jeszcze kilka słów w cztery oczy, jednak obaj w dużej mierze zaprzepaścili ją, przez całą drogę milcząc jak zaklęci. Dopiero gdy stali na peronie, czekając na pociąg, starszy z nich przerwał tę ciszę.
– Jak mnie zapytają, a zapytają na pewno, co mam im powiedzieć?
Łukasz zrozumiał, że za zaimkiem kryli się rodzice Przemka i Dominik, a pewnie także i reszta rodziny.
– Nie zamierzam cię prosić, żebyś dla mnie kłamał – odparł spokojnie. – Moi rodzice już wiedzą.
– Skoro nie powiedzieli reszcie, to może nie chcą, żeby się ktoś dowiedział – zasugerował Przemek niepewnie.
– Jasne, że nie chcą – rzucił gorzko Łukasz, wzruszając ramionami, jakby to nic nie znaczyło. Przemek momentalnie rozszyfrował kłamstwo kryjące się w tym niepozornym geście. – Pewnie łudzą się, że wrócę na drogę dobra, prawości i heteroseksualizmu – prychnął. – Co nie zmienia faktu, że nie musisz kłamać. Ja mam wystarczająco dużo krętactw za uszami i nie zamierzam cię w to wciągać.
– Nie zamierzam robić coming outu za ciebie! – warknął Przemek, czując do czego się to wszystko zbliża.
– O to tym bardziej bym cię nie prosił – zaprzeczył stanowczo Łukasz. – Ale sytuacja jest, jaka jest. Albo mówisz prawdę, albo kłamiesz dalej. Naprawdę nie wiem, co ci doradzić w tej chwili – dodał szczerze.
– Mógłbyś pojechać ze mną – zasugerował wreszcie Przemek.
– Ja sam kontra trzy pokolenia? – podsumował Łukasz sceptycznie. – Zakrzyczelibyście mnie od progu. Nie zrobię tego.
Przemek westchnął. Innej odpowiedzi się nie spodziewał.
Zza zakrętu powoli zaczął się wyłaniać pociąg. Chłopak podniósł z ziemi swój plecak i jeszcze raz upewnił się, że ma przy sobie bilet.
– Zadzwoń chociaż do swojej mamy – poradził kuzynowi w ramach pożegnania.
– Tak, chyba… chyba to jest dobry pomysł – przyznał ostrożnie Łukasz.
– I trzymaj się…e… trzymajcie się? – Przemek zawahał się, ale wreszcie uściskał kuzyna, jak to robił od wieki wieków, gdy się rozjeżdżali w swoje strony.
– Ty też się trzymaj. I nie daj się rodzince zbić z tropu – dodał w ramach przestrogi. – Są w tym całkiem nieźli, jak się wszyscy na jedno uwezmą.
– Postaram się – obiecał Przemek. – A ty zadzwoń do mamy – powtórzył uparcie.
– Dobra, dobra.
Wsiadając do pociągu, chłopak odwrócił się jeszcze raz w stronę Łukasza.
– Zadzwoń! – rzucił i zniknął w jednym z przedziałów.


Łukasz pokręcił głową. Może naprawdę wykona wreszcie ten telefon. Postanowił jeszcze porozmawiać o tym z Sebastianem, ale sądził, że jego chłopak znajdzie więcej argumentów „za” niż „przeciw”. Czyżby już nadeszła odpowiednia pora na wyciągnięcie ręki na zgodę?
Po raz kolejny w swoim niezbyt długim życiu Łukasz doszedł do wniosku, że nikt za niego nie podejmie tej decyzji.
Niech to wszystko szlag. Wchodzenie w dorosłość było do bani.
*

Urszula nie rozmawiała ze swoim jedynakiem już prawie przez cały miesiąc. Gdyby zależało to tylko od jej matczynego instynktu, nie odchodziłaby ani na moment od telefonu, raz po raz wykręcając numer Łukasza w nadziei, że się odezwie. Jej mąż trzymał się jednak niezmiennie swoich przekonań, niczym głaz. Jasno powiedział już na samym początku, że to faza, którą należy przeczekać, a wszystko się później ułoży.
Urszula słyszała tu i ówdzie, że wśród nastolatków faktycznie wybuchła moda na takie, a nie inne zachowania. Poza tym bądźmy szczerzy, każde dziecko musi przeżyć moment buntu – to normalna część rozwoju, nie ma co nad tym dywagować. Łukasz zwyczajnie przechodzi ją troszkę później, ale przecież rok w tę czy drugą stronę też nie robi wielkiej różnicy.
Cała ta sytuacja miała swój głęboki sens. W końcu jej syn nigdy nie sprawiał problemów, więc też pewnie nic dziwnego, że przyszedł wreszcie czas, kiedy się musi wyszaleć. Nawet jeśli miałoby to oznaczać tymczasowy wyjazd do Poznania z kolegą oraz wydumane studia.
Jak mu wróci rozum do głowy, a zapewne stanie się to już wkrótce, to z pewnością niezwłocznie do niej zadzwoni.
*

– Hej mamo, jak żyjesz z myślą, że twój syn woli się pieprzyć z facetami? – rzucił Łukasz w eter, podkulając nogi w fotelu i odrzucając głowę w tył, patrząc na sufit niczym w księgę wszelkich odpowiedzi. Nawet nie patrząc na Sebastiana, zwrócił się do niego: – Jak sądzisz, czy tak właśnie powinienem zacząć tę rozmowę? – zaśmiał się chrapliwie.
Sebastian ostentacyjnie wywrócił oczami, rozciągając się wygodniej na kanapie. Łukasz już od pół godziny przechodził z kąta w kąt, ważąc i mierząc wszystkie dobre i złe strony wykonania telefonu do własnej rodzicielki.
– Po prostu do niej zadzwoń – jęknął wreszcie, nie mogąc już dłużej słuchać tej bezproduktywnej paplaniny.
– Och, wybacz – warknął Łukasz, oburzony wcale już nie na żarty. – Czy ja cię nudzę? Wolisz pooglądać reklamy na Polsacie, niż mnie wysłuchać? Ależ proszę bardzo! Nie krępuj się!
– Hej, hej, przestań. – Sebastian podparł się na łokciu do pozycji półsiedzącej i postanowił zdusić ten wybuch w samym zarodku. – Ja tylko mówię, że Ameryki nie odkryjesz i żadnej cudownej frazy otwierającej tę rozmowę też nie wymyślisz. Weź komórkę i wykręć numer, a potem niech się dzieje co zechce.
– Teraz łatwo ci mówić, ale jak miałeś iść przepraszać Dorotę za bycie synem marnotrawnym przez cholera wie jak długo, to też się trzy dni do tego zabierałeś – zripostował błyskawicznie Łukasz, splatając ręce na klatce piersiowej.
Sebastian, wbrew założeniom Łukasza, nie dał się zbić z pantałyku. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się przekornie i młody artysta wiedział już, że jego chłopak wpadł na coś paskudnego.
– I pamiętasz co wtedy zrobiłeś? – zapytał na pozór niewinnie Sebastian, a jego uśmiech już prawie wychodził poza kontur jego twarzy.
– Nie o tym teraz rozmawiamy – próbował uciąć Łukasz, lecz nawet nie łudził się, że odniesie sukces.
– To ja ci chętnie przypomnę – ciągnął dalej chłopak, z demonicznymi iskierkami w oczach. – Otóż wykopałeś mnie popołudniu z mieszkania i oznajmiłeś, że nie wpuścisz mnie na noc, jeśli od razu nie pójdę do Doroty i nie załatwię tej sprawy.
– To się nie liczy – przerwał mu Łukasz. – Próbowałeś przenocować u znajomych w akademiku!
– Którzy mnie wywalili zaraz potem, jak zadzwoniłeś do nich i powiedziałeś, o co chodzi! – przypomniał Sebastian.
Łukasz wzruszył ramionami i parsknął śmiechem.
– No cóż, grunt że podziałało i polazłeś wreszcie tam, gdzie trzeba – podsumował.
Sebastian splótł palce u rąk i rozprostował sobie palce z miną maniakalnego geniusza zła.
– W takim razie może mój sposób też podziała – odparł i rzucił się w stronę komórki Łukasza, chwytając ją, zanim chłopak zdążył odpowiednio zareagować.
– Co ty wyprawiasz! – krzyknął Łukasz, podrywając się momentalnie na równe nogi. – Oddawaj!
– Co? Ja? Tylko patrzę sobie po kontaktach… O, zobacz, twoja mama! – Sebastian machnął Łukaszowi telefonem przed nosem, lewą ręką powstrzymując chłopaka od wyrwania mu komórki. – Ups! – westchnął teatralnie, łapiąc się za czoło. – Chyba przypadkowo wcisnąłem zieloną słuchawkę! Ojej!
– Zabiję cię! – zagroził Łukasz, czerwieniejąc ze złości.
– Zapewne – przyznał Sebastian, wciąż się uśmiechając. – Ale dopiero później. A teraz… – zamilkł, przykładając komórkę do ucha – jeden sygnał, drugi sygnał…
Łukasz już nawet przestał walczyć o dostęp do telefonu. Zwyczajnie stanął jak wryty, błądząc oczami po twarzy i torsie Sebastiana. Oblizał szybko spierzchnięte wargi i przełknął ślinę, ponieważ w ciągu ostatnich sekund zaschło mu w gardle. Otarł też o spodnie swoje dłonie, bo pot pojawił się na nich w niesamowitym tempie. Łukasz stał się chodzącą definicją stresu.
I czekał.
W myślach przysiągł, że skaże Sebastiana na długie i powolne tortury za spowodowanie tej sytuacji. To do niego powinna należeć decyzja o tym, kiedy zadzwoni! Sebastian nie miał żadnego, cholera jasna, prawa, żeby się w to wtrącać! Powinien go wysłuchać, może nawet doradzić co nieco, ale na pewno nie przypierać go do muru w ten sposób!
W Łukaszu zgromadziła się złość na Sebastiana – wypełniła go od stóp aż po koniuszki włosów. Jeszcze nigdy, ale to przenigdy nie miał takiego poczucia zdrady jak w tamtej chwili. Nie pomyślałby, że jego własny chłopak może mu w ten niechlubny sposób wbić nóż w plecy. Oczywiście, wszystko co mu wytknął Sebastian było prawdą i Łukasz być może sam zastosował dość drastyczną metodę, żeby nakłonić Sebastiana do spotkania z matką, ale przecież to było zupełnie co innego! Dorota i Urszula różniły się jak niebo i ziemia, toteż Sebastian tym bardziej powinien zrozumieć, że dla Łukasza rozmowa z matką wcale nie była tak prosta, jak to się mogło wydawać.
Wtem usłyszał w słuchawce głos swojej rodzicielki i dotarło do niego, że czas rozważań doczekał się właśnie wyjątkowo brutalnego końca.
Sebastian, rzecz jasna, nie odpowiedział Urszuli, lecz przekazał telefon w ręce Łukasza. Ten spojrzał na wyświetlacz i odetchnął nerwowo.
– Halo? – powtórzyła Urszula, nie słysząc z początku odzewu. – Łukasz?
– Cześć, mamo. – Chłopak odezwał się nieco potulniej niż zamierzał.
Sebastian tymczasem usiał z powrotem na kanapę, robiąc obok siebie miejsce i gestem pokazując, by Łukasz je zajął. Ten wahał się przez ułamek sekundy, lecz wreszcie złość na Sebastiana odłożył na bok, stwierdzając, że będzie potrzebował jego obecności w trakcie tej rozmowy. A za tę całą akcję opierdoli go później.
– Co u ciebie i taty? – zapytał wreszcie, przełamując krótkie milczenie na linii.
– No teraz zdecydowanie lepiej, skoro zadzwoniłeś – odpowiedziała szybko Urszula. Łukasz po jej tonie głosu poznał, że zapewne oparła właśnie jedną rękę o swoje biodro, starając się wyglądać groźniej i bardziej matczynie. Przez telefon, rzecz jasna, ta poza nie działała, ale Łukasz wiedział, że jakby spotkał się z nią na żywo, to też niewiele by tym osiągnęła. Kilka lat temu? Pewnie. Ale teraz już był trochę za stary, żeby wycofać się pod wpływem jednego spojrzenia. – Liczyłam, że skontaktujesz się z nami wcześniej – dodała z dezaprobatą.
– Mamo, ty też mogłaś do mnie zadzwonić – stwierdził całkiem spokojnie, a w każdym razie spokojniej, niż się czuł.
– Proszę? – spytała, jakby nie wiedząc, o czym jej syn właściwie mówi.
– Nawet o tym nie pomyślałaś? – odgadł, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zraniła go ta wiadomość.
Urszula prawie powiedziała mu, że owszem, zamierzała wielokrotnie wykręcić jego numer. Koniec końców jednak ugryzła się w język i nie wspomniała o tym. Najwyższy czas, żeby Łukasz nauczył się ponosić konsekwencje swoich czynów. Nie mogła mu tego ułatwiać. Powinien ją najpierw przeprosić.
Odchrząknęła nerwowo.
– Więc jak spędziłeś ostatnie tygodnie? Odpocząłeś trochę od Szczecina? – zapytała łagodnie, zupełnie porzucając poprzedni temat. – Taka krótka odskocznia od studiów na pewno ci dobrze zrobiła – dodała wyrozumiale.
Łukasz uniósł brew ze zdumienia.
– Odpocząłeś? Odskocznia? O czym ty mówisz, mamo? – zapytał, szczerze zdumiony. Nie do końca rozumiał, co próbowała mu zasugerować. Był pewien jednak, że nieważne co by to było, nie spodoba mu się za żadne skarby.
– Kiedy wracasz do domu? – Urszula wreszcie zdecydowała się zapytać wprost.
– Chyba się nie zrozumieliśmy… – zauważył ostrożnie. Rzucił Sebastianowi skonsternowane spojrzenie, a ten troskliwie chwycił go za rękę. Gest miły i pomocny, ale Łukasz i tak nie zamierzał mu darować jego krętactwa.
– Zrozumieliśmy się doskonale – przerwała mu Urszula. – Wyjechałeś, chciałeś mieć trochę czasu dla siebie. W porządku. Każdy młody człowiek tego potrzebuje. Ale teraz musisz już wrócić do normalnego życia. Masz tutaj rodzinę, przyjaciół, no i studia oczywiście. Jestem pewna, że dasz radę nadrobić te zaległości. Nie mówię, że będzie ci łatwo, ale bądź co bądź, powstały one wyłącznie z twojej winy. Naważyłeś sobie piwa, więc będziesz je musiał wypić – oznajmiła.
Łukasza złość zalała tak gwałtownie, że błyskawicznie podniósł się z kanapy, ku zaskoczeniu Sebastiana. I zaczął krążyć po pokoju w miarowym tempie.
– A więc się nie zrozumieliśmy w ogóle – podsumował stanowczo. – Mamo, nie jestem dzieciakiem i to nie jest szczeniacka ucieczka z domu! Wyprowadziłem się i wyjechałem na studia! – uściślił wyraźnie. – I przez najbliższych kilka lat, tak mamo, lat, nie zamierzam wracać do Szczecina! – oznajmił dobitnie, gestykulując energicznie dłonią.
– Sądziłam, że przez ten czas poszedłeś po rozum do głowy! – parsknęła z oburzeniem. Nie tego się spodziewała, odbierając telefon od syna.
A Łukasz nie tego się spodziewał, zaczynając rozmowę z matką.
– Poszedłem! I właśnie dlatego jestem tu, w Poznaniu, ze swoim chłopakiem i jestem piekielnie szczęśliwy! – wybuchł gwałtownie. – I szczerze mówiąc miałem maleńką nadzieję, że dzięki temu będziesz szczęśliwa razem ze mną, ale chyba się przeliczyłem.
– Łukasz, co ty mówisz? Oczywiście że chcę, żebyś był szczęśliwy. Tylko nie w ten sposób! – wyjaśniła z nutą desperacji w głosie. Dlaczego jej syn przekręcał wszystko, co mówiła? Czy niczego nie rozumiał?
– Co jest złego w moim sposobie? – prychnął chłopak, przystając nagle na środku pokoju. Sebastian skorzystał z tej okazji i szybko podszedł do Łukasza, oplatając rękoma jego brzuch i przytulając od tyłu jego plecy do swojego torsu. Nie był pewien, czy to pomoże, ale sądził, że raczej nie zaszkodzi.
Łukasz wreszcie pozwolił sobie na głębszy oddech, próbując się uspokoić. Spełzło to jednak na niczym, gdy usłyszał następne słowa swojej matki.
– Łukasz… skoro już o tym rozmawiamy – zaczęła Urszula, starając się delikatnie podejść do tematu. – Popytaliśmy trochę z twoim ojcem i znaleźliśmy kogoś, kto chciałby się tym… zająć.
– Zająć? – powtórzył z niedowierzaniem chłopak. – Mamo, to nie jest choroba! Tego się nie leczy! I z pewnością nie pójdę do nikogo, żeby się tym „zajął”, bo ja nie widzę u siebie żadnego problemu! – warknął bezkompromisowo, odsuwając się od swojego chłopaka o dwa kroki.
– Nie „leczyć” – zaprzeczyła szybko Urszula. – Ale może chciałbyś z kimś o tym porozmawiać? No wiesz, z jakimś specjalistą w tej dziedzinie? Może udałoby ci się uzyskać odpowiedzi na kilka pytań? – zasugerowała.
– To wy macie pytania – sprostował Łukasz. – Bo ja na swoje już dawno uzyskałem wszystkie potrzebne odpowiedzi.
– Łukasz, o tym trzeba porozmawiać! – stwierdziła stanowczo kobieta, tracąc powoli cierpliwość i opanowanie.
– Zgadzam się, oczywiście, masz rację – przyznał chłopak, ponownie zaczynając krążyć po pokoju. Miał wrażenie, że zaraz wydepcze okrąg na panelach podłogowych. – Musimy porozmawiać. Ależ proszę bardzo. Serdecznie zapraszam do Poznania, kiedy tylko chcesz – dodał i choć wciąż krew mu pulsowała w żyłach, to ostatnie zdanie wypowiedział szczerze i od serca. – Ale nie próbuj mnie ciągać po specjalistach, lekarzach i Bóg-wie-kim jeszcze, kto mógłby mi pomóc, bo teraz, wyjątkowo, nie potrzebuję pomocy! – powiedział z naciskiem. – A przynajmniej nie w sprawie mojej orientacji seksualnej.
– Rozumiem, że jesteś niepewny i się wahasz, ale… – spróbowała ponownie Urszula, jednak już w tym momencie Łukasz jej wszedł wpół słowa:
– Mamo, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Bo ja ci od pięciu minut co najmniej tłumaczę, że po raz pierwszy w życiu się właśnie nie waham i jestem bardzo pewny, czego chcę. I tym czymś nie jest próba stworzenia udanego związku z kobietą, ponieważ wyobraź sobie, że jestem obecnie w bardzo, ale to bardzo udanym związku z chłopakiem i wiem, że do końca życia bym sobie nie wybaczył, gdybym w tym momencie odpuścił i go zostawił. Chcesz, żebym zrobił coś, czego będę przez dekady żałował? – zapytał, czując że po raz wtóry powtarza matce to samo, wcale nie będąc pewnym, czy tym razem zrozumie. Ale to nie miało znaczenia. Łukasz zamierzał jej to tłumaczyć tyle razy, ile będzie trzeba, żeby wreszcie pojęła jego związek z Sebastianem.
– O czym ty mówisz? Oczywiście, że nie chcę! I właśnie dlatego proszę cię, żebyś ponownie przemyślał swoje decyzje – wyjaśniła stroskanym głosem. – Naprawdę nie wiem, co się z tobą ostatnio dzieje – dodała zmartwiona. – Kto ci tak namieszał w głowie?
– Życie, mamo – parsknął Łukasz. Widział już, że ta rozmowa prowadzi donikąd. Palcami przetarł kąciki oczu, wzdychając ciężko. – Słuchaj, zróbmy tak – zaproponował wreszcie, nim Urszula zdołała wysunąć kolejną stertę wątpliwie dla niego sensownych argumentów – jeśli chcesz ze mną normalnie porozmawiać, a mam nadzieję, że tak jest, to zapraszam do Poznania. Możesz wpaść tylko na obiad i kawę, albo możesz wpaść na kilka dni, jak wolisz. W razie czego nocleg się tu dla ciebie zawsze znajdzie. Ale nie licz na to, że przyjedziesz i wrócimy do Szczecina razem. Ja tu zostaję – oznajmił po raz wtóry stanowczo. Słysząc ciszę po drugiej stronie słuchawki, zdecydował się jeszcze zapytać: – To jak będzie?
– Przyjadę – odparła wreszcie, choć Łukasz wyczuł nutkę niechęci w jej głosie. Lub rezygnacji. Nie był w stanie odróżnić.


Łukasz przez moment patrzył bezmyślnie na wyświetlacz, już po tym jak Urszula zakończyła połączenie. Z cichym westchnieniem oderwał wreszcie wzrok od ekranu i niestarannie odrzucił telefon na kanapę. Ten odbił się i spadł na podłogę, lecz Łukasza to nie obeszło.
Sebastian bacznie śledził wzrokiem poczynania swojego chłopaka.
– Łukasz… – zaczął niepewnie, chcąc nawiązać do tego, co się właśnie stało.
Łukasz uciszył go jednym gestem.
– Nigdy. Więcej. Tego. Nie rób – wyartykułował. Sebastian dostrzegł słabo skrywaną wściekłość w jego oczach. Przełknął nerwowo ślinę.
– Chciałem dobrze – wyjaśnił cicho.
– Ta, Hitler i Stalin pewnie mówili to samo – skwitował sarkastycznie, nie zaszczycając Sebastiana drugim spojrzeniem.
– No Łukasz… – jęknął, próbując się zbliżyć do swojego chłopaka. Ten jednak odsunął się od niego i skierował swoje kroki w przeciwną stronę.
– Nie – przerwał. – Późno już. Zajmuję łazienkę – oznajmił krótko, zostawiając Sebastiana samego w pokoju.


To nie był odpowiedni sposób na zakończenie tego dnia.
Sebastian poszedł do kuchni i zmywając brudne naczynia rozmyślał, jak może załagodzić zły nastrój Łukasza. Żaden genialny i błyskotliwy pomysł nie przyszedł mu jednak do głowy, bo z każdą kolejną myślą przypominał sobie o ponurej, zmęczonej i poszarzałej twarzy Łukasza, gdy ten zamykał za sobą drzwi łazienki.
Tego wieczora Sebastian nie osiągnąłby zupełnie niczego czułymi słówkami i najszczerszymi wyznaniami. Łukasz miał wszystkiego dość i potrzebował jedynie świętego spokoju, co doskonale oznajmiał wszem i wobec swoją mową ciała.
Tym razem, mimo całej swojej upartości, Sebastian postanowił nawet nie podejmować prób ugłaskania Łukasza. Przeczuwał, że to tylko rozzłościłoby go jeszcze bardziej.


Pół godziny później zastał Łukasza leżącego na boku na swojej części łóżka. Z tyłu wyglądał, jakby już spał, lecz Sebastian podejrzewał, że jedynie wpatruje się w ścianę przed sobą, walcząc z natłokiem myśli. Na końcu języka miał słowo „przepraszam”, lecz nie wypowiedział go, samemu nie wiedząc czemu. Za to cicho wgramolił się pod kołdrę, układając się do snu. Jedną rękę przerzucił przez żebra swojego chłopaka.
Łukasz nie przytulił się do niego, ale również go nie odtrącił.
Sebastian uznał, że to najwięcej, na co mógł liczyć tej nocy