Cz臋艣膰 13.
- P贸藕no wczoraj wr贸ci艂e艣. - Radek wbi艂 pytaj膮ce spojrzenie w przyjaciela. Miko艂aj zacisn膮艂 z臋by, pr贸buj膮c powstrzyma膰 cisn膮cy si臋 na usta u艣miech. - Mam nadziej臋, 偶e dobrze si臋 bawi艂e艣 - ci膮gn膮艂 blondyn, wwiercaj膮c si臋 wzrokiem w twarz kochanka, jakby chcia艂 przejrze膰 jego my艣li.
- Ca艂kiem nie藕le - odpar艂 Miko艂aj na poz贸r spokojnie. Zapad艂o d艂ugie milczenie, podczas kt贸rego obaj czekali, a偶 ten drugi si臋 odezwie.
- Z kim? - Radek nie wytrzyma艂. Jego natura chorobliwego zazdro艣nika wzi臋艂a g贸r臋 nad rozs膮dkiem. Jak zwykle. Miko艂aj parskn膮艂 艣miechem, przy czym o ma艂o nie spad艂 z krzes艂a.
- Uwielbiam ci臋 za to! - powiedzia艂, kiedy ju偶 zdo艂a艂 doj艣膰 do siebie.
- To nie jest 艣mieszne. To najbardziej pod艂a rzecz, jak膮 mog艂e艣 zrobi膰 - odpar艂 spokojnie Radek. Mia艂 wyj膮tkowo powa偶n膮 min臋, ale Miko艂aja to nie zwiod艂o. Zdradzi艂y go dwa turkusowe nieba, spogl膮daj膮ce na niego spod d艂ugich rz臋s. Gdzie艣 w艣r贸d ich g艂臋bin kry艂o si臋 rozbawienie i ciep艂o, cho膰 wyraz twarzy pozostawa艂 surowy, jakby wykuty w kamieniu.
- Jeste艣 pewien, 偶e chcesz wiedzie膰 z kim szlaja艂em si臋 po nocy? - spyta艂 zaczepnie Miko艂aj. Radek zastanowi艂 si臋.
- A powiesz mi? - Zmru偶y艂 oczy podejrzliwie.
- Powiem.
- W takim razie nie chc臋 - odpar艂, nagle trac膮c zainteresowanie tematem.
- Jeste艣 pewien? - Miko艂aj wola艂 si臋 upewni膰.
- Gdyby to by艂 kto艣 wa偶ny, na przyk艂ad kto艣, z kim mnie haniebnie zdradzasz, nie by艂by艣 tak ch臋tny by mi o tym m贸wi膰 - stwierdzi艂 Radek.
- Rozumiem - odpar艂 Miko艂aj. Mo偶e to i lepiej, 偶e tych dw贸ch nigdy si臋 nie spotka? Mia艂 wystarczaj膮co du偶o problem贸w z jednym, co dopiero z dwoma.
- Co dzisiaj robimy? - Radek zmieni艂 temat. By艂a pi臋kna, s艂oneczna sobota, a oni mieli wolne. Idealna chwila by...
- Nie r贸bmy nic - zaproponowa艂 Miko艂aj. Po ca艂ym tygodniu har贸wki, mia艂 ochot臋 przespa膰 ca艂y weekend.
- Tak zupe艂nie nic?! Nuda!
- Nudzisz si臋 ze mn膮, kochanie? - spyta艂 zaczepnie Miko艂aj.
- Nie kochaniuj mi tu, draniu! Obieca艂e艣 mi domek z ogr贸dkiem, je艣li dobrze pami臋tam! Mo偶e by膰 tak zrobi艂 co艣 w kierunku spe艂nienia tej obietnicy? - zapyta艂 Radek z wyrzutem.
- Czy w ten, jak偶e subtelny spos贸b, chcesz mi przekaza膰, 偶ebym poszuka艂 jakiego艣 domu na sprzeda偶?
- Co艣 w tym stylu. Zreszt膮, to by艂 tw贸j pomys艂. - Delikatny rumieniec ozdobi艂 policzki blondyna.
- Zgoda. Mo偶emy poszuka膰 w internecie jakich艣 ciekawych ofert.
- 艢wietnie! - Radek klasn膮艂 w d艂onie, jak dziecko, kt贸re pod choink膮 znalaz艂o wymarzon膮 zabawk臋. - Nie musi by膰 ogromny, ale musi mie膰 ogr贸dek! Du偶y, 偶eby m贸g艂 po nim biega膰 pies, kt贸rego r贸wnie偶 mi obieca艂e艣, o ile dobrze pami臋tam.
- M贸wi艂em te偶 o chomiku - napomkn膮艂 Miko艂aj, ale blondyn ju偶 go nie s艂ucha艂, planuj膮c urz膮dzanie wn臋trza i sadzenie ro艣linek.
- Po co cokolwiek sadzi膰? Pies i tak po艂amie wszystko - westchn膮艂, przys艂uchuj膮c si臋 szczebiotaniu Radka.
- Nie, je艣li b臋dzie ma艂y. Nie m贸wimy przecie偶 o bernardynie, mi wystarczy艂by ma艂y kundelek.
- To mo偶e lepiej kot?
- Pies! - Upar艂 si臋 Radek. - B臋dzie gania艂 za listonoszem i szczeka艂 na z艂odziei.
- Raczej wylegiwa艂 si臋 przed kominkiem i gryz艂 buty - mrukn膮艂 Miko艂aj. Ca艂e 偶ycie mieszka艂 w bloku, nie widzia艂 wi臋c po偶ytku z trzymania w domu zwierz膮t. - Ale skoro upar艂e艣 si臋 na tego psa, to niech ci b臋dzie.
- Zawsze chcia艂em mie膰 psiaka, ale mama jest uczulona na zwierz臋c膮 sier艣膰. Lubi臋 szczeniaki, s膮 takie rozkoszne.
- Biegaj膮 pod nogami i sikaj膮 gdzie popadnie - mrukn膮艂 Miko艂aj do siebie.
- Poza tym dzieci 艣wietnie si臋 wychowuj膮 kiedy w domu jest jaki艣 zwierzak, zw艂aszcza je艣li to szczeniak... - Radek urwa艂 w po艂owie zdania i zakry艂 usta d艂oni膮. Zdaje si臋, 偶e nieco si臋 zagalopowa艂. Zapad艂a niezr臋czna cisza. U艣miech powoli spe艂z艂 z ust Miko艂aja.
Do tej pory zawsze ba艂 si臋, 偶e Radkowi zakr臋ci w g艂owie jaka艣 panienka, z kt贸r膮 odejdzie pr臋dzej czy p贸藕niej. Teraz zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e istnieje o wiele wi臋cej rzeczy, do kt贸rych przyjaciel mo偶e zat臋skni膰. Ch臋膰 posiadania domu z ogr贸dkiem i w艂asnej rodziny, by艂a w艂a艣nie jedn膮 z nich.
- Dzieci. - Miko艂aj spu艣ci艂 wzrok na st贸艂 i trzymany w d艂oniach kubek z u艣miechni臋t膮 bu藕k膮 po jednej stronie i smutn膮 po drugiej. Dziwnym zrz膮dzeniem losu, na niego zerka艂a akurat ta druga. M臋偶czyzna zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e cokolwiek by nie robi艂, nie ma na 艣wiecie takiej si艂y, kt贸r膮 m贸g艂by sprawi膰, 偶e b臋dzie dla Radka jedynym s艂usznym wyborem. Zawsze znajdzie si臋 co艣, do czego przyjaciel b臋dzie t臋skni艂, a czego Miko艂aj nie b臋dzie m贸g艂 mu da膰.
- Przepraszam - odezwa艂 si臋 niepewnie Radek, k艂ad膮c swoj膮 d艂o艅 na d艂oni przyjaciela.
- Nie przepraszaj za marzenia, g艂upi. - Miko艂aj u艣miechn膮艂 si臋 smutno. Pochyli艂 si臋 nad sto艂em i uca艂owa艂 smuk艂e palce kochanka.
- Miko艂aj!
- Tak? - Brunet podni贸s艂 g艂ow臋 by spojrze膰 na partnera. Radek mocniej zacisn膮艂 palce na d艂oni Miko艂aja, a jego twarz ozdobi艂 zmys艂owy u艣miech.
- Zr贸bmy to na stole! - zaproponowa艂.
W pierwszej chwili Miko艂aj my艣la艂, 偶e si臋 przes艂ysza艂. Po chwili, jednak, s艂owa kochanka zacz臋艂y do niego dociera膰. Parskn膮艂 艣miechem.
- Ciekawy spos贸b na zmian臋 tematu - przyzna艂 zanosz膮c si臋 dzikim 艣miechem.
- To nie jest zmiana tematu, po prostu jako艣 tak mi nagle przysz艂o to do g艂owy - wyja艣ni艂 blondyn, ura偶ony, 偶e jego 艣mia艂a propozycja zosta艂a odebrana jak g艂upi 偶art.
- Na stole? Zwariowa艂e艣?
- A co w tym z艂ego?
- Nie, nie, nic z艂ego.
- To przesta艅 si臋 艣mia膰!
- W porz膮dku, ju偶 jestem powa偶ny. - Miko艂aj usilnie pr贸bowa艂 wzi膮膰 si臋 w gar艣膰, ale na sam widok ura偶onej miny przyjaciela, k膮ciki jego ust zadrga艂y zdradliwie.
- Zero seksu, je艣li zaraz si臋 nie uspokoisz - zagrozi艂 Radek.
- Dlaczego akurat na stole? - spyta艂 ciekawie Miko艂aj.
- A dlaczego nie? Nie znudzi艂o ci si臋 艂贸偶ko?
- Nie, nie bardzo.
- Ty, cholerny 艂贸偶kowy potworze! - wybuchn膮艂 blondyn po chwili milczenia. - Zero spontaniczno艣ci!
Wsta艂, obszed艂 st贸艂 i podszed艂 do Miko艂aja. Uj膮艂 jego twarz w d艂onie i przejecha艂 j臋zykiem po grzbiecie nosa, od czubka a偶 do 艂uku brwiowego, po czym poca艂owa艂 go w czo艂o.
- Co kombinujesz? - spyta艂 Miko艂aj, kt贸remu zaczyna艂a si臋 podoba膰 nowa zabawa.
- Powiedzia艂em ci ju偶: zr贸bmy to na stole.
- Dure艅.
- Po prostu wsp贸艂pracuj. - Radek zamkn膮艂 mu usta poca艂unkiem. G艂臋bokim i nami臋tnym, od kt贸rego Miko艂ajowi zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie. Blondyn opar艂 si臋 kolanem o krzes艂o, mi臋dzy udami kochanka. Miko艂aj wsun膮艂 d艂onie pod koszulk臋 partnera, b艂膮dz膮c nimi po idealnie zbudowanym torsie. Radek zamrucza艂 jak kot, co doprowadzi艂o Miko艂aja do ekstazy. Poderwa艂 si臋 z krzes艂a i lekko popchn膮艂 blondyna na st贸艂.
- Wedle 偶yczenia - szepn膮艂 wprost do jego ust. Radek wspi膮艂 si臋 na blat, ci膮gn膮c za sob膮 partnera. Miko艂aj przywar艂 do niego ca艂ym cia艂em, chwyci艂 za w艂osy i odchyli艂 jego g艂ow臋 do ty艂u. Przejecha艂 wilgotnym j臋zykiem po szyi ch艂opaka, wywo艂uj膮c w nim tym samym dreszcze rozkoszy. Radek przygryz艂 doln膮 warg臋, zmuszaj膮c si臋 do milczenia, cho膰 zar贸wno j臋zyk m臋偶czyzny, b艂膮dz膮cy teraz w okolicy ucha, jak i d艂o艅 wkradaj膮ca si臋 pod koszulk臋, doprowadza艂y go do ekstazy.
- Nie musisz si臋 hamowa膰 - szepn膮艂 mu do ucha Miko艂aj i przygryz艂 p艂atek ucha kochanka. Palce Radka zacisn臋艂y si臋 na materiale ciemnej bluzy partnera. Chcia艂 jeszcze mocniej przywrze膰 do niego, scali膰 si臋 z nim. Chcia艂 si臋 z nim kocha膰, w tej chwili, w tym miejscu.
D藕wi臋k dzwonka do drzwi wyrwa艂 ich z nastroju. I 偶eby jeszcze by艂 to tylko jeden dzwonek, ale nie. Kto艣 uparcie cisn膮艂 guziczek, a skrzekliwy d藕wi臋k rozchodzi艂 si臋 po mieszkaniu.
- Zignoruj! - poprosi艂 blondyn, z nag艂ym uczuciem deja vu.
- Radek... - zacz膮艂 Miko艂aj.
- Radek! - Us艂yszeli znajomy g艂os, przebijaj膮cy si臋 przez upierdliwy dzwonek.
- Czy to...? - spyta艂 brunet.
- Mateusz. - |Doko艅czy艂 za niego Radek.
- To znaczy, 偶e tata jest gdzie艣 niedaleko.
- Tylko on wie, kiedy si臋 zjawi膰 nie w por臋 - westchn膮艂 blondyn z nadziej膮 patrz膮c w twarz partnera.
- Nie! - Zaprotestowa艂 m臋偶czyzna, jakby czyta艂 w jego my艣lach.
- Jeszcze chwila - poprosi艂 Radek ocieraj膮c si臋 o niego ca艂ym cia艂em.
- Nie, dosy膰! - Zdecydowa艂 Miko艂aj, uwolni艂 si臋 od u艣cisku kochanka i odsun膮艂 od niego na odleg艂o艣膰 wyci膮gni臋tych ramion. Zmierzy艂 go uwa偶nym spojrzeniem. Rozczochrane w艂osy, zarumieniona twarz, z nieco zawiedzion膮 min膮, wymi臋ta koszulka. Zmys艂owo rozchylone wargi, kt贸re a偶 prosi艂y si臋 o poca艂unek. - Bo偶e, jaki ty jeste艣 pi臋kny.
Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Chwyci艂 Radka w obj臋cia i poca艂owa艂 nami臋tnie.
- Radek! Miko艂aj! Wiemy, 偶e tam jeste艣cie, auto stoi na parkingu, a to znaczy, 偶e jeste艣cie w domu!
- Och, na lito艣膰 bosk膮! - wykrzykn膮艂 Radek, z艂y, 偶e musi porzuci膰 ciep艂e ramiona kochanka. - Robi膮 to specjalnie!
- I b臋d膮 nadal, chyba, 偶e im otworzymy. - Miko艂aj z trudem oderwa艂 si臋 od partnera. - Idziemy- z艂apa艂 go za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮.
- Przeszkodzili艣my wam w czym艣? - spyta艂 Wro艅ski z艂o艣liwie, obrzucaj膮c spojrzeniem rozczochranego syna i pomi臋t膮 bluz臋 Miko艂aja.
- Owszem, tato, przerwali艣cie! - odpar艂 Radek powa偶nie.
- Byli艣my akurat w mie艣cie, wi臋c pomy艣leli艣my, 偶e wpadniemy do was! - Mateusz jak zwykle by艂 bardzo podekscytowany spotkaniem z Miko艂ajem i kiedy partner brata zaproponowa艂 go艣ciom herbat臋, od razu zaoferowa艂 mu swoj膮 pomoc.
- Uwa偶aj na niego - ostrzeg艂 syna Wro艅ski, kiedy Mateusz i Miko艂aj znikn臋li w kuchni. - Tw贸j brat przejawia jakie艣 niezdrowe zainteresowanie Miko艂ajem. Zaczynam si臋 zastanawia膰, czy on te偶 nie jest czasem gejem.
Radek przewr贸ci艂 oczami i z niedowierzaniem spojrza艂 na ojca.
- I dopiero teraz to zauwa偶y艂e艣? Nie, no b艂agam ci臋, tato!
- Co masz na my艣li?
- Mateusz pierwszy wpad艂 w t臋 pu艂apk臋. Zaraz po mnie. A wy zaraz po nim.
- Jak膮 pu艂apk臋? - Nie zrozumia艂 Wro艅ski.
- Wszyscy jeste艣cie oczarowani Miko艂ajem, odk膮d po raz pierwszy pojawi艂 si臋 w waszym domu. I nie m贸w, 偶e nie!
- 呕e niby ja wpad艂em w jak膮艣 pu艂apk臋? Nie przypominam sobie.
- Ale lubisz Miko艂aja?
- Oczywi艣cie, 偶e lubi臋! Jest dobrym cz艂owiekiem. Grzecznym, uprzejmym, godnym zaufania - wylicza艂 Wro艅ski.
- I pu艂apka si臋 zamkn臋艂a. - Radek pokiwa艂 g艂ow膮 z powag膮. Wro艅ski pos艂a艂 synowi mro偶膮ce krew w 偶y艂ach spojrzenie, kt贸re blondyn skwitowa艂 z艂o艣liwym u艣mieszkiem. Na wszelki wypadek jednak, kiedy tylko Miko艂aj pojawi艂 si臋 w salonie, Radek dla podkre艣lenia swojej pozycji, nami臋tnie go poca艂owa艂. Wro艅ski skrzywi艂 si臋 nieznacznie, a Mateusz tylko u艣miechn膮艂.
- Co s艂ycha膰 w domu? - zapyta艂 Radek, kiedy ju偶 rozsiedli si臋 w salonie.
- Niewiele. W zasadzie nic ciekawego - odpar艂 Wro艅ski.
- Co robicie w mie艣cie? Zakupy? Za艂atwiacie jakie艣 interesy? Czy mo偶e przyjechali艣cie specjalnie po to, 偶eby przerwa膰 nam, ciekawie zapowiadaj膮c膮 si臋 zabaw臋 na stole? - spyta艂 blondyn zaczepnie. Miko艂aj zakrztusi艂 si臋 z wra偶enia, Mateusz parskn膮艂 艣miechem. Tylko Wro艅ski zachowa艂 zimn膮 krew i nieprzenikniony wyraz twarzy. Brunet z wyrzutem spojrza艂 na kochanka. Nawet je艣li by艂 przygotowany do tego, 偶e Radek wyskoczy z czym艣 z艂o艣liwym, nie spodziewa艂 si臋, 偶e zrobi to tak dosadnie.
Zapad艂a niezr臋czna cisza. Wro艅ski i Radek si艂owali si臋 na spojrzenia i w tej chwili Miko艂aj m贸g艂 stwierdzi膰, 偶e remisuj膮. Mateusz wzruszy艂 ramionami i zaj膮艂 si臋 ogl臋dzinami kubka trzymanego w d艂oniach, a brunet nie wiedzia艂 czy ma si臋 odezwa膰, milcze膰 pozwalaj膮c im si臋 bawi膰, czy ucieka膰.
Na szcz臋艣cie, w tej samej chwili, ponownie ju偶 tego dnia rozleg艂 si臋 dzwonek do drzwi.
- Alleluja! Otworz臋! - Miko艂aj poderwa艂 si臋 z fotela z wielk膮 ulg膮. Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e to listonosz albo ciekawska s膮siadka, a nie kolejne k艂opoty.
Nadzieja jednak, jak to bywa z kobietami, jest z艂o艣liwa. Miko艂aj otworzy艂 drzwi i zwiesi艂 bezradnie g艂ow臋 na widok kolejnego go艣cia.
- „Zadzwo艅 do mnie jak go znajdziesz“, co? - Red umiej臋tnie sparodiowa艂 Miko艂aja. - Dzwoni臋 i dzwoni臋, a tu nic!
- Trzeba by艂o napisa膰 list - sarkn膮艂 brunet, zastanawiaj膮c si臋 jak wyt艂umaczy膰 obecno艣膰 nowego, niespodziewanego go艣cia, pozosta艂ym.
- Nie zaprosisz mnie do 艣rodka? - Red u艣miechn膮艂 si臋 drapie偶nie.
- Sukin... - mrukn膮艂 pod nosem Miko艂aj. - No nic. W艂a藕!
- Nie martw si臋, nie narobi臋 ci k艂opot贸w - szepn膮艂 m臋偶czyzna przechodz膮c obok Miko艂aja.
- Oby!
Brunet wprowadzi艂 go艣cia do salonu. Na jego widok Radek i ojciec przerwali sw贸j ma艂y pojedynek. Blondyn zmierzy艂 wzrokiem nieznajomego. Przystojny m臋偶czyzna u艣miecha艂 si臋 przyja藕nie, cho膰 Radkowi zdawa艂o si臋, 偶e kryje si臋 za tym jaki艣 cie艅. Co艣 nieprzyjemnego i niebezpiecznego.
- Juliusz Kwiatkowski, m贸j... znajomy - zawaha艂 si臋 Miko艂aj. Bo niby co mia艂 powiedzie膰? To m贸j kumpel ze szko艂y, prowadzi nielegalny klub w podejrzanej dzielnicy? - A to jest Radek, ale to ju偶 pewnie wiesz - powiedzia艂 Miko艂aj z przek膮sem, wskazuj膮c Redowi partnera. - Jego brat, Mateusz i ich ojciec, S艂awomir Wro艅ski.
- Mi艂o mi pan贸w pozna膰 - przywita艂 si臋 grzecznie Red. - Przepraszam za naj艣cie, ale mam do Miko艂aja spraw臋 niecierpi膮c膮 zw艂oki.
Wro艅ski podejrzliwie zmru偶y艂 oczy, mierz膮c spojrzeniem nieznajomego. Mateusz zarumieni艂 si臋 po czubki uszu, wpatrzony w Reda jak w obrazek. Radek podszed艂 i u艣cisn膮艂 m臋偶czy藕nie d艂o艅 z serdecznym u艣miechem.
- Mi艂o mi - powiedzia艂, o dziwo, zupe艂nie szczerze.
- Mi r贸wnie偶. - Red u艣miechn膮艂 si臋 zniewalaj膮co, a偶 pod Radkiem ugi臋艂y si臋 kolana. Do tej pory 偶aden m臋偶czyzna, mo偶e pr贸cz Miko艂aja, nie zrobi艂 na nim takiego wra偶enia. Kwiatkowskiemu si臋 to uda艂o, w dodatku czym艣 tak pospolitym jak zwyk艂e wygi臋cie warg.
- Pozwolisz mi ukra艣膰 na chwil臋 twojego faceta? - spyta艂 Red.
- Pewnie. - Blondyn zgodzi艂 si臋 bez namys艂u, dziwi膮c si臋 sam sobie, 偶e to m贸wi.
- Chod藕 do kuchni. - Miko艂aj wola艂 zabra膰 Red z zasi臋gu wzroku pozosta艂ych. Wiedzia艂, 偶e w interesy lepiej nie miesza膰 rodziny, nawet je艣li nie by艂a to jego w艂asna rodzina.
- 艢liczny - stwierdzi艂 Red, kiedy Miko艂aj zamkn膮艂 za nimi kuchenne drzwi.
- Nie wa偶 si臋!
- Nawet go nie tkn臋, spokojnie.
- Tylko spr贸buj, to po偶a艂ujesz - odpar艂 Miko艂aj powa偶nie. Red wyszczerzy艂 si臋 w drapie偶nym u艣miechu.
- Serio? A co mi zrobisz?
Miko艂aj spojrza艂 na niego z kpi膮cym u艣mieszkiem. Wiedzia艂 o Redzie tyle, 偶e wystarczy艂oby to 偶eby trafi艂 na reszt臋 偶ycia do wi臋zienia. Jego 偶ycie zreszt膮 nie trwa艂oby zbyt d艂ugo, gdyby jego wrogowie dowiedzieli si臋 o pewnych rzeczach, a Miko艂aj wiedzia艂 dok艂adnie do kogo w razie potrzeby z tym p贸j艣膰. Warski mia艂 asa w r臋kawie i Red dobrze o tym wiedzia艂. Skin膮艂 wi臋c g艂ow膮, na znak, 偶e si臋 rozumiej膮. Wola艂 nie dra偶ni膰 lwa, kiedy klatka by艂a otwarta, a je艣li w przyjacielu zosta艂o co艣 z szalonych m艂odzie艅czych lat, to Red m贸g艂 wpa艣膰 w niez艂e tarapaty, bo Warski znany by艂 z tego, 偶e nie bawi si臋 w podchody, tylko od razu pali las, 偶eby dotrze膰 do celu.
- Czego si臋 dowiedzia艂e艣? - spyta艂 Miko艂aj.
- Wiem gdzie szuka膰 tego twojego gagatka.
- Gdzie?
Tak jak Red przypuszcza艂, Miko艂aj nie zamierza艂 si臋 bawi膰. Wida膰 chcia艂 jak najszybciej za艂atwi膰 spraw臋.
- Moi ludzie dowiedzieli si臋, 偶e bywa w pewnym klubie o, powiedzmy, podejrzanej reputacji.
- Nie m贸wisz czasem o swojej budzie? - Miko艂aj uni贸s艂 brew pytaj膮co.
- Nie, ale to knajpa na moim terenie.
- Gdzie to jest?
- O nie, kochany! To jest jedno z tych miejsc, do kt贸rych nie chodzi si臋 w pojedynk臋.
- Rozumiem, 偶e chcesz i艣膰 ze mn膮.
- Owszem. Poza tym pomy艣la艂em, 偶e upiek臋 dwie pieczenie na jednym ogniu. Znajdziemy twojego ch艂opca, a ja porozgl膮dam si臋 troch臋. Co ty na to?
- 呕adnej burdy! - Zastrzeg艂 Miko艂aj.
- Tak jest!
- Zgoda.
- Powiesz mu?
- Komu, Radkowi? Nie!
- Czy to nie jest czasem nie fair z twojej strony?
- Mo偶e i jest, ale i tak mu nie powiem. Ty te偶 trzymaj dzi贸b na k艂贸dk臋.
- No prosz臋, prosz臋. Zdaje mi si臋, czy wychodzi z ciebie stary Miko艂aj?
- To twoja wina.
- Chyba raczej zas艂uga.
- Kiedy idziemy? - Miko艂aj zmieni艂 temat. Nie mia艂 ochoty na wspominki, zw艂aszcza nie takie, jakie podsuwa艂 mu Red.
- Dzisiaj. M贸j cz艂owiek dowiedzia艂 si臋, 偶e Karol spotyka si臋 tam z kim艣 w soboty.
- W porz膮dku - zgodzi艂 si臋 Miko艂aj.
- Jak mu to wyt艂umaczysz?
- To ju偶 moja sprawa. Tobie nic do tego - odpar艂 Miko艂aj hardo, posy艂aj膮c Redowi z艂owrogie spojrzenie. Kwiatkowski podszed艂 bli偶ej, chwyci艂 Miko艂aja pod brod臋 i spojrza艂 mu prosto w oczy.
- Dawno si臋 nie widzieli艣my, Mika. Witaj z powrotem.
- Pu艣膰, albo dostaniesz po 艂apach. - G艂os Miko艂aja by艂 zimny jak lodowiec. Dok艂adnie taki, jakim zapami臋ta艂 go Red.
- Wpadnij do mnie do klubu o dziewi膮tej - powiedzia艂 Red, wymin膮艂 Miko艂aja i wyszed艂, nie dbaj膮c o to czy przyjaciel za nim p贸jdzie czy nie.
- Raz jeszcze prosz臋 o wybaczenie! - Przeprosi艂 m臋偶czyzn siedz膮cych w salonie i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia. - 呕ycz臋 mi艂ego dnia. - U艣miechn膮艂 si臋, znikaj膮c w przedpokoju. Chwil臋 p贸藕niej drzwi wej艣ciowe trzasn臋艂y, wszem i wobec oznajmiaj膮c, 偶e Red opu艣ci艂 mieszkanie.
- Wychodzisz gdzie艣? - spyta艂 zdumiony Radek. Zerkn膮艂 na zegarek. Dochodzi艂a 贸sma.
- Wychodz臋 - odpar艂 Miko艂aj, nie wdaj膮c si臋 w wyja艣nienia.
- Dok膮d?
- Nie pytaj.
- Dlaczego?
- Bo ci nie powiem.
- Dlaczego?
- Powiem ci jak wr贸c臋.
- Dlaczego?
- Radek, po prostu musz臋 wyj艣膰 i co艣 za艂atwi膰, dobrze? Jak wr贸c臋 to ci wszystko wyja艣ni臋 - obieca艂 Miko艂aj ca艂uj膮c partnera w czo艂o. - Jeszcze raz zapytasz „dlaczego“ to szlag mnie jasny trafi! - Uprzedzi艂 widz膮c, 偶e kochanek otwiera usta by co艣 powiedzie膰. Radek zamkn膮艂 je, ura偶ony.
- Nie d膮saj si臋, z艂otko. Wynagrodz臋 ci to kiedy wr贸c臋. - Miko艂aj obj膮艂 partnera i mocno przytuli艂.
- Ju偶 si臋 nie mog臋 doczeka膰. - Blondyn zamrucza艂 jak kot, ocieraj膮c si臋 o kochanka.
- Nawet nie pr贸buj! - ostrzeg艂 brunet. - Cokolwiek zrobisz, ja i tak wyjd臋.
- Pod艂y! Powiedz po prostu, 偶e idziesz mnie zdradzi膰 z tym Juliuszem pod jakim艣 krzakiem!
Miko艂aj parskn膮艂 艣miechem.
- Sk膮d pomys艂, 偶e b臋d臋 ci臋 zdradza艂? I to pod krzakiem. W zimie!
- Nie wracaj p贸藕no, dobrze? - poprosi艂 Radek ze s艂odk膮 mink膮.
- Zgoda - obieca艂 Miko艂aj, kln膮c samego siebie w my艣lach za to, 偶e b臋dzie musia艂 z艂ama膰 t臋 obietnic臋.
Radek wiedzia艂, 偶e nie ma si臋 co spodziewa膰 rych艂ego powrotu partnera. Pozwoli艂 mu jednak i艣膰. Ju偶 rano wydawa艂o mu si臋, 偶e Miko艂aj jest jaki艣 inny, obcy. Mia艂 tak膮 nieprzeniknion膮 min臋, 偶e blondyn zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, co te偶 mu chodzi po g艂owie. Podejrzewa艂, 偶e ma to zwi膮zek z m臋偶czyzn膮, kt贸rego Miko艂aj przedstawi艂 jako znajomego. Kiedy Juliusz Kwiatkowski razem z Miko艂ajem znikn臋li w kuchni, Wro艅ski z dziwnym u艣miechem powiedzia艂:
- B臋d膮 k艂opoty.
Radek spyta艂 ojca dlaczego tak my艣li, ale m臋偶czyzna nie odpowiedzia艂. Zamiast tego, zmieni艂 szybko temat. Czy偶by ojciec zna艂 tego cz艂owieka? I jakie, do cholery, k艂opoty mo偶e on na nich sprowadzi膰?
Po tym jak Kwiatkowski wyszed艂, Radek pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 co艣 z Miko艂aja, ale ten uparcie milcza艂. Nagle sta艂 si臋 ch艂odny i jaki艣 nieobecny, jakby my艣lami by艂 gdzie艣 indziej. W kr贸tkim czasie zmieni艂 si臋 niemal nie do poznania. W dodatku przed chwil膮 Radek mia艂 dziwne wra偶enie, 偶e dotyka go zupe艂nie obcy facet. Trwa艂o to, co prawda, tylko sekund臋, ale wystarczy艂o by m臋偶czyzna poczu艂 si臋 niepewnie.
Przez okno obserwowa艂 jak Miko艂aj wychodzi z bloku, kieruj膮c si臋 na parking. Nie chcia艂, 偶eby ten m臋偶czyzna wraca艂. Nie chcia艂 go. Niech zginie i przepadnie, i zwr贸ci mu JEGO Miko艂aja. By艂 z艂y na Kwiatkowskiego, 偶e w og贸le przyszed艂. Na wszystkich, kt贸rzy ich dzisiaj odwiedzili. Na siebie, 偶e w og贸le do tego dopu艣ci艂, cho膰 nie mia艂 poj臋cia czy jest w tym jaka艣 jego wina.
Miko艂aj czu艂 na sobie czyj艣 wzrok. Nie musia艂 si臋 ogl膮da膰, 偶eby wiedzie膰, 偶e Radek obserwuje go z okna ich mieszkania. Nie chcia艂 go ok艂amywa膰. Sam nie wiedzia艂, jak do tego wszystkiego dosz艂o, 偶e zacz膮艂 polowanie na Karola, spotka艂 si臋 z Redem, a teraz wymyka艂 si臋 nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, pod pretekstem za艂atwienia jakiej艣 arcy wa偶nej sprawy. Skoro jednak powiedzia艂 A, musia艂 te偶 powiedzie膰 B.