Cz臋艣膰 12.
Miko艂aj mia艂 dosy膰 siedzenia w biurze do ciemnej nocy, wi臋c coraz cz臋艣ciej zabiera艂 prac臋 do domu, gdzie do p贸藕nych godzin wieczornych siedzia艂 nad dokumentami. Praca nie sz艂a by mu tak opornie, gdyby nie to, 偶e co艣 wci膮偶 go rozprasza艂o. Pow贸d, dla kt贸rego ci膮gle odrywa艂 wzrok od papier贸w, mia艂 oko艂o metr osiemdziesi膮t centymetr贸w wzrostu i seksowne cia艂o. Kr臋ci艂 si臋 po salonie w samych bokserkach, zalotnie si臋 u艣miechaj膮c, jakby specjalnie chcia艂 oderwa膰 partnera od pracy. Zwykle udawa艂o mu si臋 to z powodzeniem, bo Miko艂aj nie umia艂 si臋 oprze膰 wdzi臋kom kochanka.
Przez to wszystko obaj omal nie zapomnieli o swoim koszmarze z ulicy Wi膮z贸w, Karolu. By膰 mo偶e machn臋liby ju偶 na niego r臋k膮, gdyby kto艣 nagle nie zacz膮艂 wydzwania膰 do nich po nocach, przerywaj膮c po艂膮czenie, gdy tylko kt贸ry艣 z nich podnosi艂 s艂uchawk臋. Radek kwitowa艂 to wzruszeniem ramion i 艣miechem, twierdz膮c, 偶e je艣li Karola sta膰 tylko na tyle, to nie ma si臋 czym przejmowa膰. Przestali wi臋c odbiera膰, ale to nie pomog艂o. Telefon dzwoni艂 czasami p贸艂 nocy, doprowadzaj膮c Miko艂aja do szale艅stwa. Kiedy Radek od艂膮czy艂 kabel telefonu domowego, natr臋t zacz膮艂 wydzwania膰 na ich kom贸rki, a kiedy i one zosta艂y wy艂膮czone, nast臋pnego dnia na poczt臋 Miko艂aja przysz艂o kilkadziesi膮t pustych maili, zapychaj膮c skrzynk臋 odbiorcz膮 i blokuj膮c jakikolwiek do niej dost臋p. Trwa艂o to kilka dni, w ko艅cu Miko艂aj nie wytrzyma艂 i postanowi艂 za艂atwi膰 spraw臋.
Okaza艂o si臋 jednak, 偶e odnalezienie by艂ego partnera nie b臋dzie takie proste. Miko艂aj nie mia艂 poj臋cia, gdzie go szuka膰. Zacz膮艂 od dawnego mieszkania, kt贸re Karol dzieli艂 ze znajomym ze studi贸w. Rozczochrany, okolczykowany m臋偶czyzna, kt贸ry otworzy艂 mu drzwi, powiedzia艂, 偶e nie widzia艂 Karola odk膮d ten wyjecha艂 przed dwoma laty, nie wiedzia艂 te偶 gdzie go szuka膰. Zaproponowa艂 jednak by Miko艂aj poszuka艂 w klubach, w kt贸rych Karol lubi艂 sp臋dza膰 czas. Przy okazji Miko艂aj dowiedzia艂 si臋 wielu ciekawych rzeczy o swoim by艂ym kochanku. Wygl膮da艂o na to, 偶e Karolek nie by艂 wcale taki 艣wi臋ty za jakiego chcia艂 uchodzi膰. Pr贸cz niego mia艂 na boku jeszcze kilku innych partner贸w i jego by艂y wsp贸艂lokator ch臋tnie podzieli艂 si臋 z Miko艂ajem ich nazwiskami. Z jego usatysfakcjonowanej miny, m臋偶czyzna wywnioskowa艂, 偶e i jemu Karolek mocno zalaz艂 za sk贸r臋.
Niestety wszystkie tropy zawiod艂y, nikt nie wiedzia艂 gdzie znale藕膰 Karola, za to wszyscy zgodnie przyznali, 偶e nie warto si臋 ugania膰 za takim draniem jak on. Ale to Miko艂aj ju偶 wiedzia艂 z autopsji. Kiedy zabrak艂o mu pomys艂贸w, postanowi艂 odwiedzi膰 ostatnie miejsce, w kt贸rym m贸g艂 si臋 czego艣 dowiedzie膰, a do kt贸rego obieca艂 sobie nigdy wi臋cej nie wchodzi膰.
Knajpa, o jak偶e wdzi臋cznej nazwie Red Club, nale偶a艂a w ca艂o艣ci do Juliusza „Reda“ Kwiatkowskiego. Red wygra艂 j膮 kiedy艣 w pokera, kiedy n臋dzna knajpina chyli艂a si臋 ku upadkowi i w nieca艂y rok zmieni艂 to miejsce nie do poznania. Pr贸cz dobrze zaopatrzonego baru, mie艣ci艂o si臋 tu ma艂e kasyno w piwnicy, studio tatua偶u na zapleczu i dyskoteka dla podpitych klient贸w, a wszystko to tworzy艂o miejsce spotka艅 miejscowych zakapior贸w i pseudo-gangsterskiej 艣mietanki towarzyskiej. A 偶e ca艂a okolica by艂a podejrzana i brudna tak, 偶e sam diabe艂 ba艂by si臋 zajrze膰, knajpa by艂a najbardziej obleganym miejscem w mie艣cie. Policja omija艂a to je szerokim 艂ukiem, a je艣li ju偶 kto艣 si臋 tu zapu艣ci艂 to tylko opancerzon膮 furgonetk膮. Red nie by艂 jednak g艂upi i do ochrony zatrudnia艂 w艂asnych ludzi, w wi臋kszo艣ci byli to pozbawieni szyj dresiarze, kt贸rych samo spojrzenie wbija艂o w grunt awanturuj膮cych si臋 klient贸w.
Red by艂 zadowolony ze swojego ma艂ego kr贸lestwa. Mia艂 wszystko pod r臋k膮 i rz膮dzi艂 tym jak prawdziwy kr贸l. Przechadza艂 si臋 po lokalach obserwuj膮c jak wielcy i mali 艣wiata przest臋pczego przegrywaj膮 swoje nielegalnie zarobione pieni膮dze w jego nielegalnym kasynie, upijaj膮 si臋 w jego barze i p艂ac膮 za prywatny taniec jego dziewczynkom. To by艂o co艣 co Red m贸g艂 z pewno艣ci膮 nazwa膰 niebem.
Patrzy艂 w艂a艣nie jak Lola zaci膮ga za czerwon膮 kurtynk臋 pewnego ob艂臋dnie bogatego i sk膮pego Rosjanina, kt贸ry przyjecha艂 do Polski w interesach, kiedy olbrzym bez szyi pojawi艂 si臋 u jego boku.
- Co tam, Ma艂y? - spyta艂. „Ma艂y“ mia艂 postur臋 walca drogowego i tak膮 sam膮 par臋 w 艂apach jak koparka. Ksywka odnosi艂a si臋 jednak do jego niskiego wzrostu, poniewa偶 przy swojej posturze mierzy艂 nieca艂e metr sze艣膰dziesi膮t centymetr贸w.
- Ma pan go艣cia, szefie - odpar艂 Ma艂y grubym g艂osem, kt贸ry r贸wnie偶 nijak do niego nie pasowa艂 i Red po raz wt贸ry pomy艣la艂, 偶e jego pracownik w jakim艣 sensie przypomina potwora Frankensteina, posk艂adanego z r贸偶nych niepasuj膮cych do siebie cz臋艣ci w jednego bardzo dziwnego cz艂owieczka.
- Go艣cia? - Red nie kry艂 zdziwienia. Nie spodziewa艂 si臋 tego wieczoru 偶adnego ze swoich "wyj膮tkowych" go艣ci. Ma艂y skin膮艂 g艂ow膮 i wskaza艂 ruchem g艂owy, czekaj膮cego przy barze m臋偶czyzn臋. Red u艣miechn膮艂 si臋 drapie偶nie, na widok dawno nie widzianego znajomego. Poklepa艂 Ma艂ego po 艂ysej g艂owie, zupe艂nie jakby chwali艂 psa za to, 偶e pogryz艂 listonosza, i kaza艂 mu wraca膰 do roboty. Sam ruszy艂 w stron臋 baru.
- Widz臋, 偶e interes si臋 rozwija - zagadn膮艂 Miko艂aj, kiedy Red usiad艂 obok niego na wysokim sto艂ku.
- Prawda? - Rzuci艂 weso艂o m臋偶czyzna.
- 艢wietnie sobie radzisz. - Pochwali艂 brunet.
- Musz臋, odk膮d mnie ola艂e艣.
- To by艂a tylko i wy艂膮cznie twoja wina, Red.
- Lepiej przyznaj, 偶e si臋 przestraszy艂e艣. - Prychn膮艂 m臋偶czyzna.
- Prawda.
- O? Zadziwiaj膮ca szczero艣膰 - zdziwi艂 si臋 Red. - Czy to zas艂uga twojego nowego kochanka?
- O? Czy偶by艣 zasi臋gn膮艂 j臋zyka? - Miko艂aja wcale nie zdziwi艂 fakt, 偶e m臋偶czyzna tyle wie o jego prywatnym 偶yciu. Red by艂 prawdziwym skarbcem informacji. Obraca艂 si臋 w艣r贸d dziwnych ludzi i bezpieczniej by艂o dla niego wiedzie膰 o nich wszystko, co m贸g艂 p贸藕niej wykorzysta膰 przeciw nim.
- Wiem o tobie wi臋cej ni偶 by艣 tego chcia艂. - Red u艣miechn膮艂 si臋 serdecznie, mru偶膮c szare oczy.
- Spodziewa艂em si臋 tego po tobie. - Miko艂aj pokiwa艂 g艂ow膮 ze zrozumieniem. Red nie zmieni艂 si臋 nic a nic od czasu, kiedy si臋 poznali. Nadal by艂 tym samym roze艣mianym ch艂opcem, z kt贸rym si臋 wychowywa艂, nawet je艣li jego czarne jak sadza w艂osy, nieco za wcze艣nie, przypr贸szy艂a siwizna, a zabawy sta艂y si臋 o wiele mniej bezpieczne od tych z dzieci艅stwa.
- Co ci臋 sprowadza do tych czelu艣ci piekie艂? - spyta艂 pan i w艂adca rzeczonego przybytku.
- W艂a艣ciwie to, szukam kogo艣.
- Hmm... Kto艣 ci si臋 narazi艂 i chcesz mu sprawi膰 niemi艂膮 niespodziank臋? - Zgadywa艂 Kwiatkowski.
- Nie. - Miko艂aj pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.
- Facet ci臋 rzuci艂 i chcesz si臋 zem艣ci膰?
- Nie.
- By艂y facet nie daje ci spokoju, wi臋c szukasz go, 偶eby mu powiedzie膰, 偶eby si臋 odczepi艂? - Red zerkn膮艂 na towarzysza z wrednym u艣mieszkiem.
- Nawet nie spytam sk膮d o tym wiesz.
- Ja wiem wszystko - oznajmi艂 Red, z dum膮 unosz膮c g艂ow臋.
- Jeste艣 lepszy ni偶 Google.
- Ano, ano! Pewnie 偶e!
- W takim razie mo偶e b臋dziesz m贸g艂 mi pom贸c.
- Gadaj, w ko艅cu nie przyszed艂e艣 tu po to, 偶eby wspomina膰 stare dobre czasy, co? - M臋偶czyzna wyszczerzy艂 z臋by w drapie偶nym u艣miechu. Swego czasu Miko艂aj 艣ni艂 po nocach o tym w艂a艣nie u艣miechu, kt贸ry doprowadza艂 go do prawdziwej ekstazy. Czasy si臋 jednak zmieni艂y, a miejsce Reda zaj膮艂 kto艣 zupe艂nie inny. Chocia偶, pomy艣la艂 Miko艂aj uwa偶niej przygl膮daj膮c si臋 towarzyszowi, mo偶e niezupe艂nie inny. W艂a艣ciwie to zauwa偶y艂 pewne podobie艅stwo pomi臋dzy m臋偶czyznami, chocia偶by ten pod艂y u艣mieszek i pewna siebie postawa, zdradzaj膮ca niezwyk艂膮 si艂臋 charakteru.
- Pami臋tasz ch艂opaka, z kt贸rym kiedy艣 tu przychodzi艂em? Troch臋 ni偶szy ode mnie, zielone oczy, ciemne w艂osy, s艂odki, mi艂y i czaruj膮cy?
- Karol? - Red uni贸s艂 brew pytaj膮co.
- Widz臋, 偶e pami臋tasz. Utkn膮艂em w martwym punkcie, a musz臋 go znale藕膰, zanim doprowadzi mnie do sza艂u. Pyta艂em ju偶 wszystkich, kt贸rzy mogli co艣 wiedzie膰, ale nikt nie wie gdzie go szuka膰. Pomo偶esz?
- Pewnie, stary! - Zgodzi艂 si臋 Red, klepi膮c przyjaciela po ramieniu.
- Cena? - spyta艂 na wszelki wypadek Miko艂aj. Kwiatkowski uda艂 oburzenie,
- No wiesz! Od kumpla nie wezm臋 ani grosza!
- Nie m贸wi艂em o pieni膮dzach.
- A, to ju偶 inna para skarpetek! - M臋偶czyzna za艣mia艂 si臋 kr贸tko. - Powiedzmy, 偶e b臋dziesz mi winien przys艂ug臋. Zgoda?
- Niech b臋dzie - zgodzi艂 si臋 Miko艂aj, cho膰 by艂 niemal pewien, 偶e wyjdzie mu to bokiem. - Znajdziesz go?
- Spoko. Bu艂ka z mas艂em. Co mam z nim zrobi膰 jak ju偶 go znajd臋?
- Nic! Po prostu zadzwo艅 i powiedz gdzie jest.
- Tylko tyle? Mo偶e chocia偶 go troch臋 postrasz臋?
- Nie! Nawet go nie ruszaj! - Zabroni艂 Miko艂aj. Red westchn膮艂 teatralnie.
- Strasznie si臋 nudny zrobi艂e艣, wiesz?
- Doros艂em - odpar艂 Miko艂aj z ciep艂ym u艣miechem.
- Raczej si臋 zestarza艂e艣 - poprawi艂 Red.
- Mo偶e i tak. Nie ka偶dy mo偶e sobie pozwoli膰 na bycie wiecznym ch艂opcem, jak ty.
Red skin膮艂 g艂ow膮 z zawadiackim u艣miechem. O tak, od lat uchodzi艂 za Piotrusia Pana, ch艂opca, kt贸ry nie chcia艂 dorosn膮膰. M臋偶czyzna opar艂 si臋 艂okciami o blat baru, spl贸t艂 d艂onie pod brod膮 i przyjrza艂 si臋 Miko艂ajowi.
- Wiesz, podoba艂e艣 mi si臋 bardziej, kiedy by艂e艣 szale艅cem, ch臋tnie 艂ami膮cym zasady - stwierdzi艂.
- Serio? Wi臋c dlaczego z艂ama艂e艣 mi serce? Dwukrotnie, je艣li pozwolisz sobie przypomnie膰.
- Ile b臋dziesz mi to jeszcze wypomina艂? - Skrzywi艂 si臋 Red.
- Sam zacz膮艂e艣 temat - zauwa偶y艂 Miko艂aj. - Nadal 艂amiesz ludziom serca?
- Zdarza si臋. - Westchn膮艂 teatralnie m臋偶czyzna. - Zwykle kobietom, ale jestem otwarty na propozycje - zerkn膮艂 na towarzysza z diabolicznym u艣miechem.
- Jestem zaj臋ty - przypomnia艂 Miko艂aj.
- I tak nie jeste艣 w moim typie! - Prychn膮艂 Red. - Za to tw贸j m臋偶czyzna, to ju偶 inna sprawa. - W jego oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk. Miko艂aj parskn膮艂 艣miechem. Zbyt dobrze pami臋ta艂 to spojrzenie z przesz艂o艣ci. Wyra偶a艂o ono ch臋膰 posiadania czego艣, czego mie膰 nie m贸g艂. Teraz. Natychmiast. Wbrew woli i na si艂臋, je艣li b臋dzie trzeba.
- Wcale mnie to nie dziwi. - Dlaczego nie by艂 tym zaskoczony? Mo偶e dlatego, 偶e zna艂 Reda od podszewki. 呕aden mroczny zak膮tek jego duszy nie by艂 mu obcy, mimo i偶 by艂o ich wiele. By艂 jednak pewien, 偶e bez jego b艂ogos艂awie艅stwa, Red nie podejmie 偶adnych wrogich dzia艂a艅.
- Zdajesz sobie spraw臋 z tego, 偶e on nadal jest hetero - zagadn膮艂 Red.
- Owszem.
- I?
- I co?
- I pstro! Nie boisz si臋, 偶e kiedy艣 jaka艣 panienka zakr臋ci mu ty艂kiem przed nosem i zabierze ci go?
- Boj臋. Ale co mam zrobi膰? Przywi膮za膰 go przy sobie jak psa? Nie wybaczy艂by mi tego.
- Ale mia艂by艣 go tylko dla siebie - stwierdzi艂 Red.
- Nie jestem taki jak ty. Ja nie musz臋 wi臋zi膰 ludzi, 偶eby mnie kochali - powiedzia艂 Miko艂aj z艂o艣liwie.
- Ale ode mnie do tej pory nikt nie odszed艂 - odgryz艂 si臋 Red. - Prawda jest taka, 偶e mi艂o艣膰 to ulotne, zazdrosne uczucie, kt贸re cz臋sto zmienia w艂a艣ciciela.
- Niedojrza艂e dziewcze, kt贸rego nikt nie nauczy艂 jak powinno traktowa膰 serce? - Miko艂aj uni贸s艂 brew pytaj膮co.
- Dok艂adnie! C贸偶 za m膮dre s艂owa! - Pochwali艂 Red.
- Twoje. Z czas贸w, kiedy traktowa艂e艣 jeszcze ludzi, jak ludzi, a nie jak towar na wymian臋.
- Widzisz! Jestem, cholera, genialny!
- Tylko nie wpadaj mi ty w samozachwyt.
- 呕e te偶 pami臋tasz takie g艂upoty - zdumia艂 si臋 Kwiatkowski.
- Pami臋tam ich o wiele wi臋cej - przyzna艂 Miko艂aj. - Zapomnia艂e艣, 偶e by艂em w tobie po uszy i bez pami臋ci zakochany?
- Nie, pami臋tam o tym. - Red nagle spowa偶nia艂. Przysun膮艂 si臋, chwyci艂 Miko艂aja pod brod臋, obracaj膮c jego twarz do siebie i cmokn膮艂 w usta. Kiedy艣 Miko艂aja by to ruszy艂o, nawet bardzo. Teraz jednak ledwie zwr贸ci艂 na to uwag臋. - Mi臋dzy innymi, w艂a艣nie dlatego chc臋 ci pom贸c - powiedzia艂 Red, w臋druj膮c palcem wskazuj膮cym po twarzy towarzysza. By艂 blisko. Bardzo blisko i Miko艂aj pomy艣la艂, 偶e mo偶e nawet nieco ZA blisko. Na szcz臋艣cie stwierdzi艂, 偶e umizgi Reda nie robi膮 na nim wra偶enia. U艣miechn膮艂 si臋 z ulg膮.
- Pr贸bujesz mi wynagrodzi膰 z艂amane serce? - zapyta艂.
- Skradzione serce! - sprostowa艂 Red. - Wiesz, 偶e ci臋 kocham, na sw贸j spos贸b.
- Wiem.
- Dlatego tyle wiem o tobie i Rados艂awie Wro艅skim. A tak偶e o Karolu G贸rskim i kilku jego poprzednikach.
- I po co ci to? - spyta艂 Miko艂aj. - Chcesz to w jaki艣 spos贸b wykorzysta膰?
- Chc臋 ci臋 chroni膰 przed z艂ym wilkiem, Czerwony Kapturku - za偶artowa艂 Red, cho膰 jego mina pozosta艂a powa偶na. Patrzy艂 Miko艂ajowi prosto w oczy, a jego spojrzenie hipnotyzowa艂o, przeszywa艂o na wskro艣 dusz臋 i cia艂o m臋偶czyzny, wyrywaj膮c i mia偶d偶膮c serce, zupe艂nie jak dawniej. Nie pr贸bowa艂 jednak wyrwa膰 si臋 spod jego uroku. Jaka艣 jego cz臋艣膰 nie chcia艂a tego. Chcia艂a pozosta膰 pod wp艂ywem tego czaru, nawet je艣li oznacza艂oby to b贸l i cierpienie.
- Chroni膰 - powt贸rzy艂 Miko艂aj jak w transie.
- Tak - powiedzia艂 Red, u艣miechn膮艂 si臋 i uszczypn膮艂 przyjaciela w policzek.
- Hej! Za co? - wykrzykn膮艂 zaskoczony Miko艂aj.
- Na chwil臋 straci艂e艣 kontakt z rzeczywisto艣ci膮 - odpar艂 Kwiatkowski. - Wiesz, jednak nie zmieni艂e艣 si臋 a偶 tak bardzo. Nadal jeste艣 tym samym facetem co kiedy艣.
- To znaczy jakim? 艁atwym do zmanipulowania?
- Te偶 - przyzna艂 Red z szerokim u艣miechem.
- Pod艂y dra艅!
- Kochasz mnie za to - roze艣mia艂 si臋 m臋偶czyzna.
- I chyba tylko za to - zawt贸rowa艂 mu Miko艂aj.
- Powiniene艣 wraca膰 do domu - Kwiatkowski klepn膮艂 przyjaciela po ramieniu. - Zdaje si臋, 偶e kto艣 na ciebie czeka, co?
- Racja - przytakn膮艂 Miko艂aj.
- Jak si臋 czego艣 dowiem, dam ci zna膰 - obieca艂 Red. Miko艂aj zapatrzy艂 si臋 w jego twarz.
- Nie jeste艣 dobrym cz艂owiekiem, Red - stwierdzi艂, jakby wyczyta艂 to z wyrazu jego twarzy.
- Nie, nie jestem - przyzna艂 Kwiatkowski.
Miko艂aj znikn膮艂 za drzwiami wyj艣ciowymi, zostawiaj膮c Reda przy barze. M臋偶czyzna siedzia艂 przez chwil臋 bez ruchu. Nagle za jego plecami, jak cie艅 wyr贸s艂 Ma艂y.
- Mam dla ciebie robot臋 - oznajmi艂 Red.
- Trzeba si臋 kim艣 zaj膮膰? - spyta艂 goryl.
- Nie tym razem, cho膰 w sumie nic si臋 chyba nie stanie, jak go艣cia troch臋 nastraszysz. Znajd藕 dla mnie Karola G贸rskiego.
Ma艂y skin膮艂 g艂ow膮 i odszed艂. Red nie musia艂 wdawa膰 si臋 w wyja艣nienia. M臋偶czyzna z pewno艣ci膮 s艂ysza艂 ca艂膮 rozmow臋, ukryty gdzie艣 w pobli偶u szefa. Jego ludzie, pomimo pot臋偶nej budowy, potrafili dzia艂a膰 jak skrytob贸jcy, cicho i subtelnie, kiedy by艂o trzeba, a Ma艂y by艂 w艣r贸d nich wszystkich najlepszy.
Red po raz kolejny przeszed艂 si臋 po swoim kr贸lestwie, upewniaj膮c si臋, 偶e wszystko jest w jak najlepszym porz膮dku. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Tak, jego kr贸lestwo 艣wietnie prosperowa艂o, a on sam m贸g艂 si臋 czu膰 cz艂owiekiem spe艂nionym. Mia艂 tu wszystko, czego potrzebowa艂, robot臋, kt贸r膮 lubi艂, ludzi, kt贸rzy go powa偶ali, a je艣li nie powa偶ali to chocia偶 si臋 bali. Ale najbardziej Red cieszy艂 si臋 z tego, 偶e poza tym wszystkim ma kogo艣, kogo mo偶e nazwa膰 przyjacielem.
Poznali si臋 w podstaw贸wce. A dok艂adniej, w pierwszej klasie podstaw贸wki pobili si臋 na szkolnym boisku. Juliusz, kt贸ry zawsze by艂 wy偶szy i silniejszy, kopn膮艂 ma艂ego Miko艂aja w kolano, za co ten ugryz艂 go w r臋k臋. Obaj nosili na swoim ciele wiele blizn po m艂odzie艅czych b贸jkach, w kt贸rych przewa偶nie tylko oni dwaj brali czynny udzia艂. Walczyli o wszystko: pi艂k臋 na boisku, kredki, kolorowanki, ka偶dy pretekst by艂 dobry. W ko艅cu, w drugiej klasie ich rodzice zm贸wili si臋 przeciwko nim, ka偶膮c ich wsp贸lnym odrabianiem lekcji. Pierwszy raz obaj ch艂opcy zebrali si臋 przy stole w domu Juliusza, by pod czujnym okiem jego rodzic贸w rozwi膮zywa膰 zadania z matematyki. Z pocz膮tku nie odzywali si臋 do siebie, spogl膮daj膮c spode 艂ba jeden na drugiego. P贸藕niej, rzecz jasna, zn贸w si臋 pobili. Po jakim艣 czasie znudzi艂a im si臋 walka i zacz臋li ze sob膮 rozmawia膰. Od s艂owa do s艂owa okaza艂o si臋, 偶e lubi膮 te same rzeczy i maj膮 ze sob膮 o wiele wi臋cej wsp贸lnego ni偶 s膮dzili, a Red by艂 pod wra偶eniem si艂y i sprytu, znacznie ni偶szego i drobniejszego Miko艂aja. Ch艂opak potrafi艂 mu nie藕le przy艂o偶y膰. Ale, w ko艅cu trenowa艂 na nim od dawna.
Miko艂aj czerpa艂 znacznie wi臋ksze korzy艣ci ze znajomo艣ci z Kwiatkowskim. Kiedy si臋 z nim pokazywa艂, nikt nigdy go nie zaczepia艂, a przyjaciel 艣wietnie odgrywa艂 rol臋 ochroniarza. W 偶adnej ze szk贸艂, do kt贸rych chodzili nie znalaz艂 si臋 nikt taki, kto chcia艂by zadrze膰 z tym wariatem. Ale nie by艂 to jedyny pow贸d. Red by艂 wulkanem energii, zawsze u艣miechni臋ty i weso艂y, potrafi艂 wci膮gn膮膰 stanowczo zbyt rozs膮dnego i trzymaj膮cego si臋 zasad Miko艂aja do ka偶dej, nawet najdziwniejszej zabawy, dzi臋ki czemu ch艂opak nie my艣la艂 tyle o obowi膮zkach, a nawet zdarza艂o mu si臋 czasami 艂ama膰 niekt贸re zasady.
Jak to jednak bywa w 偶yciu, ich drogi w ko艅cu si臋 rozesz艂y. Miko艂aj postanowi艂 wie艣膰 przyk艂adne 偶ycie ksi臋gowego, a Red... Red jak zwykle robi艂 to, na co mia艂 ochot臋. Jednak wi臋zi, jakie ich z艂膮czy艂y w dzieci艅stwie, przetrwa艂y w niemal niezmienionym stanie. Red, cho膰 starszy i z o wiele powa偶niejszymi k艂opotami na g艂owie, nadal stara艂 si臋 strzec przyjaciela. Nie m贸g艂 sobie wybaczy膰, 偶e kilka lat temu, kiedy Miko艂aj najbardziej go potrzebowa艂, nie m贸g艂 przy nim by膰. C贸偶, tylko on ponosi艂 za to win臋. Niepotrzebnie wchodzi艂 w interesy z Rosjanami, przez co musia艂 ukry膰 si臋 na pewien czas. Jednak teraz by艂 na miejscu i obieca艂 sobie, 偶e nie pozwoli, 偶eby Miko艂ajowi po raz kolejny sta艂a si臋 krzywda. Prawd膮 jest, 偶e je艣li kogo艣 kochasz, walczysz o niego i chronisz z ca艂ych si艂, bezwarunkowo. Red zamierza艂 trzyma膰 si臋 tej zasady, nawet je艣li b臋dzie musia艂 si臋 w tym celu po艣wi臋ci膰. Wykrzywi艂 usta w paskudnym u艣miechu. Ju偶 on poka偶e temu zielonookiemu trollowi, gdzie jest jego miejsce w szeregu. Tego jednego by艂 pewien.
Miko艂aj wr贸ci艂 p贸藕no, ale by艂 z siebie zadowolony. Mo偶e i nie znalaz艂 Karola, ale przynajmniej wiedzia艂, 偶e zostawi艂 spraw臋 w dobrych r臋kach. Kto jak kto, ale Red z pewno艣ci膮 odnajdzie Karola, nawet je艣li b臋dzie musia艂 wygrzeba膰 go spod ziemi.
Miko艂aj rozebra艂 si臋 i ostro偶nie w艣lizgn膮艂 do 艂贸偶ka, gdzie Radek spa艂 ju偶 w najlepsze. Nie chcia艂 go budzi膰, wi臋c po艂o偶y艂 si臋 po swojej stronie. Musia艂 odpocz膮膰 zanim Radek naskoczy na niego rano z pytaniami i pretensjami, 偶e wr贸ci艂 tak p贸藕no. Cho膰 w艂a艣ciwie, nawet nie m贸g艂 si臋 tego doczeka膰.
M艂ody m臋偶czyzna od d艂u偶szego czasu wpatrywa艂 si臋 w okno na dziewi膮tym pi臋trze budynku, jakby czeka艂, 偶e w oknie wychodz膮cym na ulic臋, kto艣 si臋 pojawi. Nie sta艂o si臋 tak jednak. Okna pozosta艂y ciemne, cho膰 przez chwil臋 wyda艂o mu si臋, 偶e jaki艣 cie艅 przemkn膮艂 po drugiej stronie, ale mo偶e to tylko jaki艣 podmuch poruszy艂 firank膮. M臋偶czyzna jeszcze chwil臋 sta艂 pod budynkiem, w ko艅cu jednak odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.
Blond w艂osy m臋偶czyzna zmarszczy艂 brwi. Poczeka艂 a偶 natr臋t odejdzie, po czym zaci膮gn膮艂 zas艂ony.