Zaparz mi herbat臋 22
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 06 2012 13:19:57
Rozdziwla艂 dwunasty - Pozna艅 wci膮偶 po raz drugi, czyli o tym, 偶e sny nie zawsze rodz膮 rzeczywisto艣膰.
艁ukasz otworzy艂 oczy, a promienie s艂oneczne momentalnie skorzysta艂y z okazji by go o艣lepi膰. Ch艂opak zakry艂 si臋 ko艂dr膮 po sam czubek g艂owy.
– Ej, oddawaj! – warkn膮艂 zaspany Sebastian i poci膮gn膮艂 r贸g pierzyny w swoj膮 stron臋.
– Kurwa, niech kto艣 wy艂膮czy S艂o艅ce – j臋kn膮艂 艁ukasz, przytulaj膮c si臋 plecami do swojego ch艂opaka, 偶eby ponownie m贸c skry膰 si臋 pod ko艂dr膮.
Sebastian odwr贸ci艂 si臋, gdy偶 wcze艣niej r贸wnie偶 le偶a艂 plecami do 艁ukasza, po czym obj膮艂 go mocno i zas艂oni艂 im obu twarze poduszk膮.
– No tak, teraz nie razi. Za to jest mi duszno – mrukn膮艂 po chwili 艁ukasz.
– Marudzisz – uzna艂 Sebastian, ca艂uj膮c go w nagie rami臋.
– Dobra, troch臋 marudz臋 – przyzna艂 艁ukasz, ziewaj膮c cicho. Sebastian powoli schodzi艂 ustami na plecy, wi臋c kr贸tkow艂osy leniwie przewr贸ci艂 si臋 na brzuch, 偶eby da膰 swojemu ch艂opakowi wi臋ksze pole do popisu.
– Nie masz dosy膰 po tym wszystkim, co wyprawiali艣my dzisiaj w nocy? – upewni艂 si臋 艁ukasz.
– Pf, jasne 偶e nie – parskn膮艂 Sebastian, ca艂uj膮c okolice l臋d藕wi bruneta. Po tych u艂amkach sekund, podczas kt贸rych sk贸ra 艁ukasza delikatnie napina艂a si臋 pod jego dotykiem, d艂ugow艂osy m贸g艂 pozna膰, 偶e ch艂opakowi podobaj膮 si臋 jego poczynania. – I wiesz co? Ty te偶 nie – doda艂 zadziornym u艣miechem.
艁ukasz w艂a艣nie mia艂 zamiar odwr贸ci膰 si臋 na plecy i rzuci膰 na Sebastiana niczym wyg艂odnia艂e zwierz臋, jednak powstrzyma艂 go g艂o艣ny i bardzo charakterystyczny odg艂os dobiegaj膮cy z podw贸rka.
Szczekanie.
Sebastian z 艁ukaszem zastygli w bezruchu.
– Czy to jest to, o czym my艣l臋? – zapyta艂 po chwili kr贸tkow艂osy.
– Nicole! – Sebastian momentalnie usiad艂 na 艂贸偶ku, kiedy to do niego dotar艂o i zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 woko艂o w poszukiwaniu jakiego艣 ubrania.
– No ju偶 le偶 sobie, p贸jd臋 po ni膮 – zaoferowa艂 艁ukasz, wygrzebuj膮c si臋 niech臋tnie z po艣cieli.
– Naprawd臋? – upewni艂 si臋 Sebastian. – Mhm… uwielbiam ci臋 – doda艂 z rozpromienion膮 min膮.
– Tak, wiem, czasami sam nie mog臋 uwierzy膰 w to jaki jestem zajebisty – odpar艂 艁ukasz skromnie, daj膮c Sebastianowi ca艂usa w usta, po czym wstaj膮c z 艂贸偶ka. – Pami臋tasz mo偶e gdzie porozrzucali艣my wczoraj nasze ubrania? Bo normalnie by艂y zawsze gdzie艣 nieopodal 艂贸偶ka, ale teraz co艣 ich nie widz臋… – mrukn膮艂 ch艂opak, rozgl膮daj膮c si臋 po pokoju.
– A kogo obchodz膮 ubrania? Dla mnie mo偶esz r贸wnie dobrze chodzi膰 tutaj nago – zaproponowa艂 entuzjastycznie Sebastian. Za ten pomys艂 艁ukasz odp艂aci艂 rzucaj膮c w niego poduszk膮.
– Rozumiem, 偶e to oznacza odmow臋 – uzna艂 Sebastian z niezadowoleniem.
– No raczej. Ale je艣li ty nie masz ochoty si臋 ubiera膰, to nie b臋d臋 ci臋 zmusza艂 – obieca艂 艁ukasz tonem na wskro艣 przesi膮kni臋tym niewinno艣ci膮. Ta sama poduszka tym razem wyl膮dowa艂a na jego twarzy.
Nicole zacz臋艂a szczeka膰 jeszcze g艂o艣niej, o ile to w og贸le by艂o mo偶liwe.
– Dobra, id臋 po ni膮 – mrukn膮艂 pod nosem 艁ukasz, podchodz膮c do szafy i przetrz膮saj膮c dolne szuflady w poszukiwaniu bielizny. – Seba, nie gap mi si臋 na ty艂ek – fukn膮艂, ubieraj膮c bokserki, wci膮偶 stoj膮c plecami do swojego ch艂opaka.
– Ej, sk膮d wiesz, 偶e si臋 gapi臋?! – parskn膮艂 Sebastian z oburzeniem. – Nie widzia艂e艣 tego!
– Seba – westchn膮艂 艁ukasz, zwracaj膮c si臋 jak do ma艂ego dziecka. – Ty przecie偶 si臋 zawsze gapisz – wyja艣ni艂, staraj膮c si臋 ukry膰 male艅ki u艣mieszek w k膮ciku ust.
– Nie zawsze – zaprzeczy艂 d艂ugow艂osy szybko. – Tylko wtedy, kiedy przede mn膮 idziesz i masz dopasowane spodnie, albo kiedy masz po prostu takie, 偶e kiedy si臋 poruszasz, wida膰 kszta艂t twoich po艣ladk贸w, albo kiedy si臋 po co艣 schylasz, albo kiedy kucasz, by co艣 podnie艣膰 z ziemi, albo kiedy si臋 przebierasz, jak teraz, albo kiedy w og贸le nie masz nic na sobie, bo chyba po to nie masz, 偶ebym si臋 nie powstrzymywa艂, prawda? Ale nie zawsz臋 gapi臋 ci si臋 na ty艂ek! – zako艅czy艂 stanowczo.
艁ukasz zacz膮艂 si臋 艣mia膰.
– To w艂a艣nie mia艂em na my艣li, kiedy m贸wi艂em „zawsze” – odpar艂 z szerokim u艣miechem.
– Och – skwitowa艂 Sebastian. – W takim razie przyznaj臋 si臋 do winy. Gapi臋 si臋 na tw贸j ty艂ek absolutnie zawsze. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, 偶e tw贸j ty艂ek jest po prostu zajebisty. Wysoki S膮dzie, jaka mnie czeka za to kara? – zapyta艂 przekornie.
艁ukasz namy艣li艂 si臋 kilka sekund, po czym odpar艂:
– Jeszcze si臋 nad tym zastanowi臋, ale na pewno znajd臋 co艣 wyj膮tkowo wyrafinowanego. A teraz pozw贸l, i偶 p贸jd臋 i przyprowadz臋 tego psa, bo on tam przed drzwiami zaraz zniesie jajo.
Skomlenie z zewn膮trz 艣wiadczy艂o o tym, 偶e 艁ukasz ma prawdopodobnie racj臋.
Sebastian opad艂 na poduszki i nas艂uchiwa艂. Kroki 艁ukasza rozchodzi艂y si臋 po korytarzu, przesz艂y obok kuchni i du偶ego pokoju z telewizorem po艂膮czonego z jadalni膮. Zbli偶a艂y si臋 ju偶 do frontowych drzwi, kiedy Sebastian z przera偶eniem przypomnia艂 sobie, 偶e Nicole to mi艂e zwierz臋, ale tylko dla ludzi, kt贸rych zna. Wobec obcych potrafi艂a wykaza膰 si臋 niema艂膮 agresj膮, a bior膮c po uwag臋 jej ras臋, mog艂o to stanowi膰 powa偶ne zagro偶enie. D艂ugow艂osy przekl膮艂 si臋 za tak膮 nieuwag臋 i niczym torpeda wyskoczy艂 spod pierzyny i pogna艂 w stron臋 drzwi wej艣ciowych.
– 艁ukasz, uwa偶aj, ona mo偶e by膰 niebezpie…! – krzykn膮艂, staj膮c w przedpokoju, ale urwa艂 w po艂owie s艂owa. Odetchn膮艂 z ulg膮. Nicole 艂asi艂a si臋 do 艁ukasza niczym niedopieszczona kotka.
– Dlaczego mi nie powiedzia艂e艣, 偶e to owczarek niemiecki? – zapyta艂 艁ukasz z szerokim u艣miechem, g艂aszcz膮c psa za uchem. – Jest 艣liczna!
– I mo偶e by膰 cholernie niebezpieczna dla obcych – doda艂 Sebastian, nadal czuj膮c krew pulsuj膮c膮 mu w 偶y艂ach. To trwa艂o tylko kilka sekund, ale naprawd臋 porz膮dnie si臋 przestraszy艂.
– Naprawd臋? Nie warcza艂a na mnie ani troch臋 – powiedzia艂 艁ukasz, samemu si臋 nieco dziwi膮c, us艂yszawszy rewelacje Sebastiana. – Tylko mnie obw膮cha艂a, a potem zacz臋艂a si臋 doprasza膰 g艂askania. Nie wygl膮da艂a gro藕nie – doda艂.
– Obw膮cha艂a ci臋, tak? – upewni艂 si臋 Sebastian, u艣miechaj膮c si臋 k膮cikiem ust.
– Co艣 ci chodzi po g艂owie? – spostrzeg艂 艁ukasz, wpuszczaj膮c psa do domu i zamykaj膮c frontowe drzwi.
– Tak. Mamy dwie opcje. Albo jeste艣 tak zajebisty, 偶e wszystkie zwierz臋ta ci臋 kochaj膮, albo… – d艂ugow艂osy zawiesi艂 g艂os – nie poczu艂a, 偶e jeste艣 obcy, bo pachn膮艂e艣 mn膮 – zako艅czy艂 z figlarnym u艣miechem.
– C贸偶, kochali艣my si臋 przez ponad p贸艂 nocy, wi臋c mo偶na uzna膰 to za zadowalaj膮ce wyja艣nienie – uzna艂 艁ukasz, czuj膮c si臋 dziwnie mi艂o z powodu tego, 偶e pachn膮艂 Sebastianem. A Sebastian pewnie pachn膮艂 te偶 troch臋 nim. To by艂o takie przyjemne – zupe艂nie jakby go ci膮gle na sobie czu艂.
– Pewnie tak, cho膰 to kr臋puj膮ce, 偶e pies mo偶ne nas tak 艂atwo przejrze膰 – mrukn膮艂 Sebastian, zbli偶aj膮c si臋 do 艁ukasza z zamiarem poca艂owania go.
– Dobra, panie-艂a偶臋-nago-po-domu-i-dobrze-mi-z-tym – mrukn膮艂 kr贸tkow艂osy stanowczo: – Ty idziesz si臋 ubra膰, a ja robi臋 艣niadanie – oznajmi艂 tonem nie znosz膮cym sprzeciwu.
– Kochany jeste艣 – wymrucza艂 Sebastian z rozmarzonym u艣miechem.
– Potem zmywasz gary.
Tylko 艁ukasz jednym zdaniem potrafi艂 skutecznie sprowadzi膰 Sebastiana na ziemi臋 i tak, by艂 z tego cholernie dumny.
*
Nicole okaza艂a si臋 by膰 bardzo sympatycznym psem i nawet nie tak niegrzecznym jak mog艂oby si臋 z pocz膮tku wydawa膰. Bawienie si臋 z ni膮, rzucanie jej oraz wyprowadzanie na spacery sprawia艂y ch艂opakom do艣膰 spor膮 frajd臋. O ile, oczywi艣cie, nie chodzi艂o o spacery poranne.
– 艁ukasz, twoja kolej – oznajmi艂 g艂os Sebastiana st艂umiony pod warstw膮 ko艂dry, w kt贸r膮 si臋 brunet owin膮艂 niczym g膮sienica w kokon.
– Jaka moja kolej?! – oburzy艂 si臋 momentalnie ch艂opak, nawet nie mog膮c jeszcze porz膮dnie otworzy膰 oczu z zaspania. – Wychodzi艂em przecie偶 wczoraj! – przypomnia艂.
– Wczoraj, kochanie, to by艂 czwartek i wyszed艂em ja, kiedy ty jeszcze smacznie spa艂e艣 – sprostowa艂 Sebastian i 艁ukasz m贸g艂 wr臋cz us艂ysze膰 jego zwyci臋ski u艣miech, bo zobaczy膰 go przecie偶 nie by艂o jak spod tej ko艂dry.
– To kiedy ja wyszed艂em? – zapyta艂 艁ukasz ze zdumieniem.
– W 艣rod臋.
– Kurwa, to ju偶 jest pi膮tek? – j臋kn膮艂 z roz偶aleniem ch艂opak po drobnej analizie s艂贸w d艂ugow艂osego.
– Te偶 mi si臋 to nie podoba.
艁ukasz jednak mia艂 te偶 inne sprawy na g艂owie ni偶 w艂asne upodobania, a mianowicie: urodziny Sebastiana wypada艂y w sobot臋, a on jeszcze nie mia艂 prezentu. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e chocia偶 pomys艂 posiada艂. B臋dzie musia艂 jako艣 wykombinowa膰 spos贸b, by wybra膰 si臋 bez Sebastiana do miasta… albo wybra膰 si臋 z Sebastianem, wypatrzy膰 prezent i zgubi膰 go na tych kilka chwil, gdy b臋dzie go przymierza艂 i kupowa艂.
C贸偶, je艣li chodzi艂o o ubrania to mieli podobny rozmiar, aczkolwiek preferowali nieco inne rzeczy. Niemniej jednak 艁ukasz m贸g艂 spokojnie mierzy膰 na sobie. W takich chwilach zauwa偶a艂 te malusie艅kie zalety wynikaj膮ce z bycia gejem. Maj膮c dziewczyn臋, z pewno艣ci膮 nie m贸g艂by kupowa膰 ubra艅 w tak 艂atwy i przyjemny spos贸b.
– Pobiegam z ni膮 troch臋, okej? – rzuci艂 do Sebastiana, wychodz膮c z ich pokoju-sypialni.
– Tylko si臋 nie zmachaj za bardzo, b臋dziesz jeszcze potrzebowa艂 dzisiaj zapasu energii, wiesz? – krzykn膮艂 za nim d艂ugow艂osy.
– Dla ciebie zawsze co艣 z siebie wydob臋d臋 – odpar艂 艁ukasz.
Ubranie si臋 i przemycie twarzy zaj臋艂o mu mniej ni偶 pi臋膰 minut, wi臋c chwil臋 p贸藕niej ju偶 przypina艂 Nicole porz膮dn膮 smycz w czerwon膮 kratk臋 i zak艂ada艂 jej materia艂owy kaganiec, gdyby nagle pod wp艂ywem nieprzewidzianych czynnik贸w sta艂a si臋 agresywna. Zawi膮zuj膮c adidasy, krzykn膮艂 w g艂膮b domu:
– Jak za p贸艂 godziny wr贸c臋, b臋dzie 艣niadanie? – Mieli niepisan膮 zasad臋, 偶e kiedy jeden spaceruje z psem to drugi przygotowuje co艣 na z膮b. Nigdy si臋 w ten spos贸b nie um贸wili, jednak zawsze jako艣 samo tak wychodzi艂o.
– B臋dzie! – okrzykn膮艂 sm臋tnie Sebastian. Sm臋tnie, bo to znaczy艂o, 偶e musi si臋 powoli zwleka膰 z 艂贸偶ka i i艣膰 pod prysznic, 偶eby si臋 ze wszystkim wyrobi膰. Nie m贸g艂 zrobi膰 tego w innej kolejno艣ci, bo 艁ukasz po tym ca艂ym bieganiu na pewno te偶 od razu wpadnie do 艂azienki, 偶eby zmy膰 pot, kt贸rego si臋 dorobi艂. A 艣niadanie jedli codziennie razem i to w 偶adnym wypadku nie mog艂o ulec zmianie. I kropka.
Sebastian zar贸wno nie m贸g艂 zrozumie膰 jak i troch臋 podziwia艂 艁ukasza za to, 偶e chcia艂o mu si臋 biega膰 rano razem z Nicole. Pomys艂 z jednej strony 艣wietny, bo pies jak si臋 wyszala艂 z rana to by艂 spokojniejszy w ci膮gu dnia, a i 艁ukasz przychodzi艂 na 艣niadanie z apetytem godnym trzech takich jak on. Niemniej jednak Sebastian nie do ko艅ca pojmowa艂 do czego jest to 艁ukaszowi potrzebne, bo na pewno nie po to, by zrzuci膰 na wadze. By艂 przecie偶 niemal偶e perfekcyjnie szczup艂y.
Z biegiem czasu Sebastian jednak zacz膮艂 rozumie膰. 艁ukasz biega艂 raz po raz od pocz膮tku wakacji i gdyby to por贸wna膰 ze stanem z roku szkolnego, wida膰 by艂o pewn膮 r贸偶nic臋. Nie chodzi艂o bynajmniej o ilo艣膰 sade艂ka, bo tego i tak ch艂opak nie posiada艂 w nadmiarze, raczej o ilo艣膰 mi臋艣ni. 艁ukasz podczas tych bieg贸w wyrze藕bi艂 sobie cudownie cia艂o i Sebastian powa偶nie zacz膮艂 rozmy艣la膰 o tym, by samemu te偶 rozpocz膮膰 takie 膰wiczonka w wakacje. Nie, 偶eby 艁ukasz dosta艂 nie wiadomo jakich mi臋艣ni – Sebastian nie przepada艂 nawet za zbyt napakowanymi facetami i gdyby 艁ukaszowi odbi艂o w niew艂a艣ciw膮 stron臋 to d艂ugow艂osy by艂by pierwszym, 偶eby go nawr贸ci膰 – po prostu jego uda i brzuch i 艂ydki wygl膮da艂y tak, jakby by艂y bardziej zwarte w sobie. Bardziej wy膰wiczone.
Niby 偶adnej osza艂amiaj膮cej transformacji nie by艂o, jednak 艁ukasz wyrzucaj膮c z siebie troch臋 potu ka偶dego dnia wygl膮da艂 po prostu zdrowiej i nawet czu艂 si臋 o niebo lepiej.
– Wr贸cili艣my!
Sebastian stoj膮c w kuchni us艂ysza艂 odg艂os otwieranych drzwi oraz obwieszczenie 艁ukasza. W艂a艣nie ko艅czy艂 szykowa膰 kanapki – nic innego zrobi膰 nie umia艂, a i 艁ukasz wcale nie oczekiwa艂, by si臋 nauczy艂. Po prostu kiedy Sebastian szykowa艂 艣niadanie, zawsze wiadomo by艂o, co na nie b臋dzie. I w gruncie rzeczy nikomu to nie przeszkadza艂o.
– Wracaj tu, ty cholerny psie! – krzykn膮艂 艁ukasz i Sebastian ju偶 dok艂adnie wiedzia艂, co dzieje si臋 w przedpokoju. – Masz 艂apy upieprzone a偶 po kolana! – t艂umaczy艂 kr贸tkow艂osy, jakby Nicole mog艂a cokolwiek z tego zrozumie膰. Chocia偶 czasami ta psina robi艂a takie miny, 偶e Sebastian mia艂 wra偶enie, 偶e naprawd臋 to wszystko do niej dociera.
Chwil臋 p贸藕niej by艂o s艂ycha膰 jakie艣 艂up oraz jakie艣 nieszcz臋艣liwe skomlenie i brunet zrozumia艂, 偶e 艁ukasz dopad艂 Nicole i mokr膮 艣cierk膮 wyciera艂 jej 艂apy z b艂ota.
– Po drodze wpad艂em do sklepu i kupi艂em sok pomara艅czowy, bo chyba wczoraj si臋 sko艅czy艂, nie? – 艁ukasz wszed艂 do kuchni i postawi艂 na blacie kartonik. Ch艂opak zmarszczy艂 nos i pow膮cha艂 powietrze wok贸艂 siebie, a potem swoj膮 koszulk臋. Nie by艂 zbyt zadowolony z wynik贸w swoich bada艅. – Chyba p贸jd臋 najpierw pod prysznic – zdecydowa艂.
– Nie, czemu? – zdumia艂 si臋 Sebastian. – Zjedz. Jestem pewien, 偶e zdychasz z g艂odu. Ja nie biega艂em, a te偶 mnie ju偶 skr臋ca – doda艂.
– Cuchn臋 – odpar艂 kr贸tko 艁ukasz. – Nie przeszkadza ci to?
– Daj spok贸j – za艣mia艂 si臋 Sebastian. – Siadaj, jedz i nie wymy艣laj. Masz poj臋cie, jak seksownie teraz wygl膮dasz? – doda艂 zadziornie.
– Taki zgrzany, spocony i ledwo pow艂贸cz膮cy nogami? – upewni艂 si臋 艁ukasz. – No tak, 艂atwo by mnie by艂o zdominowa膰, bo nie mam si艂y si臋 broni膰 – mrukn膮艂 ze zrozumieniem.
– Och, ju偶 nie knuj 偶adnych teorii spiskowych – westchn膮艂 Sebastian. – Po prostu siadaj i wci膮gaj.
艢niadanie min臋艂o spokojnie. Sebastian cieszy艂 si臋 tylko, 偶e przygotowa艂 dwa talerze kanapek, bo 艁ukasz pa艂aszowa艂 jedna za drug膮, zupe艂nie jakby w 偶o艂膮dku wykwit艂a mu czarna dziura. Kiedy jednak obydwa 艣wieci艂y ju偶 pustkami, ch艂opak uzna艂, 偶e jest najedzony.
– Troch臋 szybko to polecia艂o, co? – mrukn膮艂 Sebastian, popiwszy ostatni k臋s sokiem. – Ledwie tu przyjechali艣my, a ju偶 mamy pi膮tek. Prawie po艂owa czasu nam min臋艂a.
– Ale chyba nie藕le sobie radzimy – zauwa偶y艂 艁ukasz. – No nie licz膮 pralki – doda艂 po namy艣le. Sebastian parskn膮艂 艣miechem pod nosem. Mieli dwie du偶e sterty brudnych ubra艅, wi臋c uznali, 偶e nale偶y co艣 z nimi zrobi膰, najlepiej tak, by sta艂y si臋 czyste. Wiedzieli, i偶 do czynienia takiej magii s艂u偶y pralka, jednak te偶 na tym ich wiedza w tej materii si臋 ko艅czy艂a.
Najpierw wsypali proszek nie tam, gdzie trzeba i co艣 nie chcia艂o zadzia艂a膰. Potem klikn臋li w b艂臋dny przycisk i powarcza艂o, pocharcza艂o i zgas艂o. Wreszcie 艁ukasz zadzwoni艂 do domu i przymilnym g艂osem spyta艂 „Mamo, a jak si臋 ustawia pralk臋?” udaj膮c, jakby te dwie nieudane pr贸by nigdy nie mia艂y miejsca. Je艣li razem z Sebastianem byli niesamodzielnymi idiotami gubi膮cymi si臋 w 艣wiecie domowych technologii, woleli si臋 do tego nie przyznawa膰.
– Ale wyszli艣my na swoje – uzna艂 Sebastian, podsumowuj膮c tych kilka dni. – Chocia偶 powiem ci szczerze, 偶e m贸j szacunek do mamy wzr贸s艂 co najmniej dziesi臋ciokrotnie, odk膮d sami musimy tu robi膰 te wszystkie domowe rzeczy – doda艂 po namy艣le.
– Seba, wydaje mi si臋, czy zaczyna pada膰? – zapyta艂 nagle 艁ukasz, wygl膮daj膮c przez okno.
– Faktycznie – spostrzeg艂 d艂ugow艂osy. – A ko艂o 贸smej by艂o jeszcze tak 艂adnie.
– Jak biega艂em z Nicole ju偶 si臋 zaczyna艂o chmurzy膰 – odpar艂 艁ukasz.
Na dworze rozleg艂 si臋 taki huk, jakby ogromny samoch贸d ci臋偶arowy przetacza艂 si臋 przez ogromn膮 muld臋 na ogromnej drodze. 艁ukasz jednak doskonale wiedzia艂, 偶e to wcale nie o to chodzi艂o.
– Zagrzmia艂o, prawda? – j臋kn膮艂, wypuszczaj膮c g艂o艣no powietrze z p艂uc.
– I to cholernie mocno – przyzna艂 Sebastian.
– Nie cierpi臋 burzy – westchn膮艂 艁ukasz markotnie, jakby przyznawa艂 si臋 do czego艣 bardzo wstydliwego.
– Ja te偶 – odpar艂 Sebastian, wzruszaj膮c ramionami jak gdyby nigdy nic. – Kiedy trzaska w okolicy mojego domu, mam ochot臋 schowa膰 si臋 pod 艂贸偶kiem – doda艂. – Tylko jestem ju偶 na to za stary i si臋 nie mieszcz臋 – mrukn膮艂 z udawanym 偶alem.
– To dobrze. – 艁ukasz odetchn膮艂 z ulg膮. – Znaczy nie dobrze – sprostowa艂. – Ale przynajmniej b臋dziemy si臋 ba膰 razem.
– A uprawia艂e艣 kiedy艣 seks podczas burzy? – zagadn膮艂 go po chwili Sebastian, nie mog膮c powstrzyma膰 u艣miechu, kt贸ry wp艂yn膮艂 mu na usta na sam膮 my艣l. – Bo wiesz, mog艂oby by膰 to bardzo odstresowuj膮ce do艣wiadczenie.
– Czy ty naprawd臋 my艣lisz tylko o jednym? – zapyta艂 艁ukasz, odwracaj膮c gwa艂townie g艂ow臋.
– Widzia艂em to! – za艣mia艂 si臋 Sebastian, zachodz膮c swojego ch艂opaka od ty艂u, by spojrze膰 mu na twarz. – Nie ukryjesz przede mn膮 tej miny – oznajmi艂 zwyci臋sko.
– Nie wiem o co ci chodzi – burkn膮艂 艁ukasz, staraj膮c si臋 utrzyma膰 powag臋.
– Ale偶 wiesz! Pomy艣la艂e艣 dok艂adnie o tym samym, prawda? – odgad艂.
– Nieprawda – zaprzeczy艂 艁ukasz szybko. Zdecydowanie za szybko.
– Prawda! Rumienisz si臋! – obwie艣ci艂 Sebastian rado艣nie. Uwielbia艂, kiedy policzki 艁ukasza r贸偶owia艂y, a najlepiej by艂o, kiedy sam si臋 do tego przyczynia艂.
– Okej, dobra! – przyzna艂 艁ukasz i pacn膮艂 Sebastiana w rami臋 znacz膮co. – Seks podczas burzy, to brzmi nie藕le – uzna艂.
– To mo偶e warto zacz膮膰 jeszcze zanim si臋 rozszaleje na dobre – zasugerowa艂 przymilnie Sebastian, ca艂uj膮c swojego ch艂opaka w szyj臋.
Pierwsze krople deszczu zacz臋艂y b臋bni膰 w szyby, a ga艂臋zie drzew za oknem wygina艂y si臋 coraz mocniej.
– Daj mi najpierw wzi膮膰 prysznic, wariacie – za艣mia艂 si臋 艁ukasz, odpychaj膮c lekko Sebastiana i zerkaj膮c przelotnie na nadchodz膮c膮 burz臋 na zewn膮trz. Wtedy te偶 w jego umy艣le zapali艂o si臋 ogromne, czerwone ostrzegawcze 艣wiat艂o. – O cholera! Sebastian, ruszaj dup臋! Biegiem! – krzykn膮艂, podrywaj膮c si臋 z krzes艂a gwa艂townie.
– Co? – zdumia艂 si臋 ch艂opak, ale ruszy艂 bez s艂owa za 艁ukaszem.
– Pranie!
艁ukasz naprawd臋 nie lubi艂, kiedy efekty jego ci臋偶kiej pracy s膮 brutalnie niweczone, dlatego wybieg艂 na dw贸r osi膮gaj膮c niemal偶e pr臋dko艣膰 艣wiat艂a.
– Nie po to je wystawi艂em, 偶eby jeszcze bardziej zmok艂o – fukn膮艂, wnosz膮c bia艂膮, rozk艂adan膮 suszark臋 do 艣rodka. Zaraz za nim wszed艂 Sebastian, targaj膮c drug膮. Bo mieli dwie, gdyby kto艣 pyta艂, poniewa偶 znale藕li je w domu Danuty i postanowili skorzysta膰 z obu. W ko艅cu prania te偶 mieli za dw贸ch.
*
– Mhm… Sebastian… tak… dobrze…
Przymru偶one oczy, uchylone usta, g艂owa odchylona lekko do ty艂u, uwydatniaj膮ca jab艂ko Adama na szyi. Palce 艁ukasza na pocz膮tku zaciska艂y si臋 kurczowo na prze艣cieradle, jednak ch艂opak chwil臋 p贸藕niej przeni贸s艂 je na nagie plecy Sebastiana.
– Szybciej – wychrypia艂, poruszaj膮c miednic膮 w tempie dostosowanym do pchni臋膰 Sebastiana. A te by艂y okrutnie powolne.
– Nie ma mowy – odpar艂 Sebastian pomi臋dzy jednym ruchem a drugim.
Za oknem burza rozhula艂a si臋 ju偶 na dobre. Drzewa wygina艂y si臋, jakby by艂y lekkimi 藕d藕b艂ami trawy, a w okna b臋bni艂y nieustannie ogromne krople deszczu, przypominaj膮c ogromny wodospad lec膮cy spod ciemnoszarych chmur. Co kilka minut w pobli偶u rozlega艂 si臋 g艂o艣ny huk, podobny do odpalanych synchronicznie kilkunastu armat. B艂yskawice raz po raz przecina艂y niebo w r贸偶norodnych miejscach i 艁ukasz za ka偶dym razem wzdryga艂 si臋 lekko, gdy kt贸r膮艣 z nich dostrzeg艂.
Sebastian jednak pr臋dko odwraca艂 jego uwag臋 i po pewnym czasie 艁ukasz nie m贸g艂 si臋 ju偶 skupi膰 absolutnie na niczym, pr贸cz przyjmowania pieszczot, kt贸rymi obdarza艂 go jego ch艂opak. Lub, ewentualnie, na odwdzi臋czaniu si臋 tym samym.
– Prosz臋, szybciej – powt贸rzy艂, dryfuj膮c na granicy 艣wiadomo艣ci. Liczy艂 si臋 tylko dotyk, cia艂o Sebastiana i jego ruchy tak powolne, 偶e doprowadzi艂yby do sza艂u nawet 艣wi臋tego. – Ja zaraz oszalej臋 – j臋kn膮艂 艁ukasz b艂agalnie.
– Dobrze, szalej – odpar艂 Sebastian spokojnie, ale tylko na poz贸r. Wewn膮trz siebie toczy艂 prawdziw膮 bitw臋 o to, by nie skusi膰 si臋 na spe艂nienie pr贸艣b 艁ukasza. Jego cia艂o r贸wnie偶 by艂o na skraju i Sebastian nie m贸g艂 uwierzy膰, jakim cudem jeszcze nie straci艂 silnej woli i nie zacz膮艂 pieprzy膰 艁ukasza ze wszystkich si艂. Ale nie, tym razem jako艣 si臋 trzyma艂 i zamierza艂 to doprowadzi膰 do ko艅ca, jak sobie zamierzy艂. Powoli, spokojnie i precyzyjnie. Nie daj膮c si臋 ponie艣膰, nie trac膮c nad sob膮 kontroli a偶 do ko艅ca.
艁ukaszowi te偶 sprawia艂o to przyjemno艣膰, widzia艂 to doskonale. Sebastian uwa偶nie obserwowa艂 swojego ch艂opaka przez ca艂y czas i nie mog艂y mu umkn膮膰 wargi – na przemian bole艣nie przygryzione oraz 艂apczywie chwytaj膮ce powietrze, ani palce – nawet gdy 艁ukasz przeni贸s艂 d艂onie na jego plecy i zacz膮艂 je mocno na nich zaciska膰, ani te偶 nogi, kt贸re ju偶 na samym pocz膮tku owin臋艂y si臋 wok贸艂 jego bioder, nie wspominaj膮c ju偶 o torsie 艁ukasza, kt贸ry wygina艂 si臋 z ka偶dym mocniejszym pchni臋ciem.
Powolny seks by艂 istn膮 tortur膮, ale jak偶e s艂odk膮.
Sebastian kocha艂 to uczucie, kiedy by艂 przyci艣ni臋ty do swojego ch艂opaka na wszelkie mo偶liwe sposoby i z ka偶dym pchni臋ciem wciska艂 go mocniej w po艣ciel, a 艁ukasz ka偶de z tych pchni臋膰 komentowa艂 mimowolnym, gard艂owym i coraz g艂o艣niejszym j臋kiem.
– Obr贸膰my si臋 – powiedzia艂 nagle Sebastian i 艁ukasz a偶 otworzy艂 oczy ze zdumienia, nie spodziewaj膮c si臋 takiego obrotu spraw. Nim jednak zd膮偶y艂 jakkolwiek zareagowa膰, d艂ugow艂osy chwyci艂 go mocno, trzymaj膮c blisko przy sobie i odwr贸ci艂 ich o sto osiemdziesi膮t stopni, l膮duj膮c tym samym pod 艁ukaszem. – Teraz wszystko zale偶y od ciebie – doda艂, rozkoszuj膮c si臋 zaskoczon膮 min膮 艁ukasza.
Ch艂opak przez kilka sekund pr贸bowa艂 zrozumie膰 sytuacj臋, jednak jego rozpalone cia艂o nie pozwoli艂o mu na d艂ugie przemy艣lenia. Nim 艁ukasz si臋 zorientowa艂, jego biodra ju偶 zaczyna艂y si臋 powoli i niepewnie ko艂ysa膰, zmieniaj膮c tym samym po艂o偶enie Sebastiana w jego wn臋trzu. Brunet a偶 j臋kn膮艂 z zaskoczenia i zatrzyma艂 si臋 na moment, ale nie wytrzyma艂 d艂ugo w bezruchu i chwil臋 p贸藕niej ju偶 porusza艂 si臋 dalej.
Sebastian r贸wnie偶 nie potrafi艂 zachowa膰 pokerowej twarzy, nie 偶eby nawet chcia艂. To by艂a dla niego nowa sytuacja i nietypowe po艂o偶enie, ale niech to wszystko cholera trafi, je艣li mu si臋 nie podoba艂o. Czu艂 si臋 wr臋cz niesamowicie, b臋d膮c jednocze艣nie na dole, ale i wewn膮trz 艁ukasza. To jakby po艂膮czy艂 bycie aktywem i pasywem w jedno, oddaj膮c przy okazji 艁ukaszowi kontrol臋 nad tempem.
Ta nowa w艂adza przypad艂a zreszt膮 kr贸tkow艂osemu do gustu, kiedy tylko nauczy艂 si臋 z niej korzysta膰. Tylko chwili potrzebowa艂, by odnale藕膰 najbardziej sprzyjaj膮cy spos贸b do poruszania si臋 na Sebastianie, by wchodzi艂 on w niego jak najg艂臋biej.
– Cholera, ja zaraz… – westchn膮艂 chrapliwie 艁ukasz, posuwaj膮c si臋 coraz pr臋dzej.
– Ja… ah! – Niski, gard艂owy j臋k dochodz膮cy od Sebastiana wyja艣ni艂 艁ukaszowi, 偶e nie tylko on ju偶 ko艅czy. Sebastian doszed艂 nawet nieco pr臋dzej, wyginaj膮c plecy w 艂uk i oplataj膮c 艁ukasza r臋kami i nogami, przyciskaj膮c go mocno do siebie.
Kr贸tkow艂osy nie mia艂 poj臋cia, jak d艂ugo le偶eli obok siebie, oddychaj膮c ci臋偶ko. Nat艂ok wra偶e艅 sprawi艂, i偶 przez kilka minut uspokajali swe cia艂a, nie mog膮c si臋 skupi膰 na niczym innym.
艁ukasz wreszcie rozejrza艂 si臋 ospale w ko艂o, spogl膮daj膮c za okno na leniwie spadaj膮ce krople deszczu oraz obrzuci艂 spojrzeniem pok贸j z ich ciuchami na drewnianej pod艂odze. Wreszcie rzuci艂 wzrokiem na sk贸rzan膮 kanap臋, na kt贸rej le偶eli, zwracaj膮c szczeg贸ln膮 uwag臋 na po艣ciel.
– B臋dziemy musieli przepra膰 to prze艣cierad艂o – stwierdzi艂 z rozbawieniem.
Sebastian podni贸s艂 nieco g艂ow臋 znad poduszki i zweryfikowa艂 ocen臋 艁ukasza.
– Tak. Nie chcemy przyprawi膰 mojej babci o zawa艂, prawda? – odpar艂 po chwili.
– Ona wie, 偶e jeste艣 gejem, prawda? – upewni艂 si臋 艁ukasz po kr贸tkim namy艣le.
Sebastian ziewn膮艂 g艂臋boko i przysun膮艂 si臋 do swojego ch艂opaka, k艂ad膮c mu g艂ow臋 na ramieniu. Uwielbia艂 by膰 blisko 艁ukasza i dotyka膰 jego sk贸r臋. Nie chodzi艂o tylko o seks. Po prostu czu艂 si臋 przy nim dobrze. 艁ukasz by艂 facetem z krwi i ko艣ci, a Sebastian mia艂 nawet wra偶enie, 偶e z dnia na dzie艅 robi si臋 coraz bardziej m臋ski. Podoba艂o mu si臋 to. Gdyby nie zakocha艂 si臋 w 艁ukaszu ju偶 wcze艣niej, teraz z pewno艣ci膮 by to nadrobi艂.
– Wie – odpar艂. – Ale woli nie m贸wi膰 o tym na g艂os, jak sam zreszt膮 s艂ysza艂e艣. Nazwa艂a ci臋 moim „specjalnym przyjacielem” – doda艂 ironicznie. – Uwa偶a, 偶e skoro ju偶 mam jakie艣 odchy艂y to chocia偶 nie powinienem m贸wi膰 o tym na g艂os – wyja艣ni艂 z przekornym u艣miechem. – Mimo to nie robi z tego jakiego艣 wielkiego problemu. Po prostu nie jest zbyt wielk膮 fank膮 mojego homoseksualizmu, 偶e tak to ujm臋.
*
艁ukasz przyj膮艂 to do wiadomo艣ci i ju偶 wi臋cej nie porusza艂 tego tematu, aczkolwiek mi艂o by艂o wiedzie膰, 偶e kto艣 z rodziny Sebastiana ma jednak jakie艣 obiekcje odno艣nie jego orientacji. Nie, 偶eby 艁ukasz si臋 z tego cieszy艂 – to by by艂o wredne. Zwyczajnie dziwi艂 go Sebastian nosz膮cy t臋czow膮 bransoletk臋, jakby zapominaj膮c o ca艂ej reszcie 艣wiata raczej nieprzychylnie patrz膮cej na zwi膮zki m臋sko-m臋skie. Dorota akurat mog艂a go utrzymywa膰 w przekonaniu, 偶e ludzko艣膰 a偶 kipi tolerancj膮, tak jak i ona sama, jednak 艁ukaszowi reakcja babci Sebastiana przynios艂a nieoczekiwan膮 ulg臋. Dobrze wiedzie膰, 偶e co艣 w tym wszystkim jednak dzia艂a艂o normalnie i 偶e ludzie naprawd臋 nie przepadaj膮 za odmienno艣ciami. Nie by艂o to mi艂e odkrycie, ale jednak bardzo pokrzepiaj膮ce – 偶yj膮c w otoczeniu Sebastiana i Doroty mo偶na by pomy艣le膰, i偶 艣wiat jest mi艂y i przyjazny, a Danuta troch臋 r贸wnowa偶y艂a t膮 wszechobecn膮 t臋czowato艣膰. Gdyby nie to, 艁ukasz by艂by sk艂onny pomy艣le膰, i偶 tylko jego rodzina jest nietolerancyjna.
– O czym my艣lisz? – Z odm臋t贸w w艂asnej g艂owy wyrwa艂 艁ukasza nie kto inny jak jego w艂asny ch艂opak, tr膮caj膮c go przy okazji zielon膮 konewk膮, kt贸r膮 po kolei podlewa艂 wszystkie kwiat stoj膮ce w domu.
– O tym, 偶e 偶yjemy w 艣wiecie oderwanym od rzeczywisto艣ci – odpar艂 po chwili 艁ukasz, rozgl膮daj膮c si臋 po pomieszczeniu. Ot, dom jak ka偶dy inny, mo偶e tylko nieco bardziej zadbany. Z obrazami na 艣cianach, ma艂ymi figurkami na szaflach, ozdobnymi wazonami w ka偶dym k膮cie oraz starannie dobranymi doniczkami z zadban膮 ro艣linno艣ci膮.
Nicole zsun臋艂a si臋 z kanapy – na kt贸rej z pewno艣ci膮 nie wolno jej nawet by艂o siedzie膰 – podesz艂a do 艁ukasza i bezprecedensowo po艂o偶y艂a si臋 przy jego nogach, z pewno艣ci膮 wyczuwaj膮c melancholijny nastr贸j wisz膮cy w powietrzu.
– To ma by膰 jakie艣 podnios艂e filozoficzne stwierdzenie, czy po prostu w ten dziwaczny spos贸b zaczynasz marudzi膰, 偶e nie masz ochoty wraca膰 do Szczecina? – zapyta艂 Sebastian po chwili.
– Co艣 w tym stylu – odpar艂 艁ukasz.
– Wyja艣nij – za偶膮da艂 Sebastian pr臋dko, nie lubi膮c 偶adnych niedom贸wie艅 mi臋dzy nimi.
艁ukasz westchn膮艂, rozsiadaj膮c si臋 wygodniej na krze艣le przy stole w jadalni. Pomi臋dzy jednym a drugim 艂ykiem herbaty, odpar艂:
– Nie chc臋, 偶eby艣my si臋 藕le zrozumieli – zacz膮艂 powoli. – To nie tak, 偶e nie podoba mi si臋 sp臋dzanie z tob膮 tutaj czasu. To s膮 nasze dwa tygodnie i, cholera, szczerze ci przyznam, 偶e jest 艣wietnie. Uwielbiam poranne k艂贸tnie o to, kto wyjdzie z Nicole, uwielbiam to, 偶e jemy razem 艣niadania, nawet je艣li ty je przygotowujesz – doda艂, za co momentalnie dosta艂 kuksa艅ca w bok. Za艣mia艂 si臋 kr贸tko, ale chwil臋 p贸藕niej spowa偶nia艂 i kontynuowa艂: – Podoba mi si臋 wieczorne kombinowanie, co zjemy na obiad nast臋pnego dnia, lubi臋 by膰 odpowiedzialny za skoszon膮 traw臋 w ogrodzie i za podlanie kwiat贸w w 艣rodku. Piekielnie si臋 ciesz臋, 偶e mo偶emy uprawia膰 seks gdziekolwiek w tym domu chcemy i kiedykolwiek chcemy, bo mieszkamy tu teraz tylko we dwoje i 偶yjemy niczym cholerne ma艂偶e艅stwo. I to te偶 lubi臋. – W tym momencie 艁ukasz zawiesi艂 na moment g艂os i wygl膮da艂 tak, jakby wcale nie chcia艂 dodawa膰 tego, o czym my艣la艂. Ale nie potrafi艂 ju偶 powstrzyma膰 s艂贸w uciekaj膮cych mu z ust na zewn膮trz: – To jest pi臋kne, Sebastian. Ale nic z tego nie jest prawd膮. To tylko z艂udzenie. Iluzja. Utopia – wymienia艂 gorzko. – Zaraz wr贸cimy do Szczecina i b臋dzie tak, jakby nic z tego nie zdarzy艂o si臋 naprawd臋.
– Bzdura – warkn膮艂 Sebastian, odstawiaj膮c gwa艂townie konewk臋 na pod艂og臋 i zbli偶aj膮c si臋 w kilku krokach do 艁ukasza. – Idiotyzm! – powt贸rzy艂. – Najwi臋kszy, jaki kiedykolwiek przyszed艂 ci do g艂owy!
艁ukasz podni贸s艂 niepewne spojrzenie na swojego ch艂opaka.
– Dlaczego? – westchn膮艂 smutno. – Przecie偶 wr贸cimy do Szczecina i…
– I b臋dziemy mie膰 g艂ow臋 pe艂n膮 zajebi艣cie szcz臋艣liwych wspomnie艅 – wszed艂 mu w s艂owo Sebastian. – Nikt nam tego nigdy nie zabierze. Poza tym kto wie, co si臋 jeszcze wydarzy? Wr贸cimy do Szczecina i fakt, nie b臋dzie seksu codziennie, nie b臋dziemy si臋 budzi膰 obok siebie ani je艣膰 razem 艣niada艅. Szkoda. Cholernie mi szkoda, ale m贸wi si臋 trudno. Nie mo偶na mie膰 wszystkiego, a przynajmniej nie mo偶na mie膰 wszystkiego na raz. Zreszt膮 艣wiat si臋 wcale nie sko艅czy, kiedy wr贸cimy do domu. B臋dziemy mie膰 dla siebie jeszcze ca艂膮 reszt臋 wakacji.
– Ale potem wr贸cimy do szko艂y…
– No tak, tego nikt nie lubi – odpar艂 Sebastian. – I wiem, znowu si臋 b臋dzie trzeba kry膰 i znowu b臋dziemy mie膰 mniej czasu dla siebie. Zw艂aszcza, 偶e teraz ju偶 wszyscy w ko艂o b臋d膮 pieprzy膰 o maturach. Ale wci膮偶 to nie jest koniec 艣wiata. Byli艣my razem wcze艣niej, b臋dziemy razem te偶 p贸藕niej. Wi臋c powiedz mi, dlaczego masz tak膮 min臋, jakby powr贸t do Szczecina mia艂 ca艂kowicie rozwali膰 nasz膮 rzeczywisto艣膰? – zapyta艂 d艂ugow艂osy z niepokojem.
– Nie wiem – odpar艂 艁ukasz niespokojnie, wstaj膮c z krzes艂a i przytulaj膮c si臋 do Sebastiana ciasno.
Mia艂 wra偶enie, 偶e sk艂ama艂. Nie by艂 o tym przekonany do ko艅ca, bo te偶 nie zastanawia艂 si臋 dok艂adniej nad odpowiedzi膮, jednak gdzie艣 w g艂臋bi serca czu艂, 偶e gdyby by艂 szczery, jego wnioski nie spodoba艂yby si臋 Sebastianowi. Sam 艁ukasz zreszt膮 te偶 nie potrafi艂 przesta膰 odczuwa膰 niepokoju. To tkwi艂o g艂臋boko w jego duszy. Tutaj, w Poznaniu, z daleka od w艂asnej szczeci艅skiej rzeczywisto艣ci, 艁ukasz poczu艂 si臋 szcz臋艣liwy. Tym bardziej bola艂 go ka偶dy dzie艅, kt贸ry mija艂 bezpowrotnie, zbli偶aj膮c termin powrotu.
Nie do ko艅ca pojmowa艂, co takiego si臋 zmieni艂o. Przecie偶 Sebastian mia艂 racj臋 – byli razem ju偶 du偶o przedtem, czemu wi臋c ten wyjazd mia艂by cokolwiek zmieni膰? Zw艂aszcza, 偶e wyszed艂 im tak wspaniale. Ale to by艂 chyba w艂a艣nie ten haczyk.
Po raz pierwszy 艁ukasz zrozumia艂, co to znaczy 偶y膰 z Sebastianem. Nie randkowa膰, nie spotyka膰 si臋, tylko po prostu 偶y膰. I to pozna艅skie 偶ycie by艂o dobre. Cholernie. Tak piekielnie dobre, 偶e po prostu nie mog艂o by膰 prawdziwe.
Bo prawdziwe 偶ycie 艁ukasza odgrywa艂o si臋 w Szczecinie.
Sebastian oddycha艂 ci臋偶ko, nie mog膮c uwierzy膰 w to, co si臋 sta艂o. Nie, 偶eby mu si臋 nie podoba艂o. Wr臋cz przeciwnie. Po prostu si臋 nie spodziewa艂 takiego obrotu wydarze艅. Nie s膮dzi艂, by 艁ukasz m贸g艂… ale m贸g艂 i wysz艂o mu to niebia艅sko.
Uspokojenie oddechu jeszcze nigdy wcze艣niej nie by艂o takie trudne.
– Widz臋, 偶e prezent si臋 podoba艂 – odgadn膮艂 艁ukasz, nie mog膮c ukry膰 zadowolenia. A偶 do samego ko艅ca si臋 waha艂, ale jednak ostatecznie zdecydowa艂 wprowadzi膰 w 偶ycie sw贸j pomys艂. Ku jego zdumieniu, Sebastian wykaza艂 entuzjazm, o jaki 艁ukasz by go nie podejrzewa艂.
– Tak, ta bluza jest naprawd臋 fajna – odpar艂 Sebastian, przeci膮gaj膮c si臋 na 艂贸偶ku, opieraj膮c policzek na klatce piersiowej 艁ukasza.
– Wiesz, 偶e nie o ten prezent mi chodzi艂o – sykn膮艂 kr贸tkow艂osy. Oczywi艣cie bardzo si臋 cieszy艂, 偶e szara bluza z myszk膮 Miki (myszka Miki by艂a w ramach prezentowej zemsty za kubek z Male艅stwem z Kubusia Puchatka) podoba艂a si臋 Sebastianowi, jednak druga niespodzianka budzi艂a znacznie wi臋ksze emocje. U nich obu.
– Wi臋c o jaki? – zdumia艂 si臋 niewinnie Sebastian, po czym uderzy艂 si臋 teatralnie w czo艂o. – Ach! O ten!
艁ukasz m艣ciwie wbi艂 d艂ugow艂osemu palce pomi臋dzy 偶ebra, co poskutkowa艂o gwa艂townym krzykni臋ciem tego drugiego. Sebastian w og贸le mia艂 cia艂o bardzo wra偶liwe na wszelaki dotyk – chyba, 偶e chodzi艂o tylko o dotyk 艁ukasza.
– No dobra, dobra – westchn膮艂 Sebastian. – By艂o bardzo, ale to bardzo… ca艂kiem przyjemnie – odpar艂 po chwili namys艂u.
– Ca艂kiem przyjemnie? – oburzy艂 si臋 艁ukasz, napinaj膮c gwa艂townie mi臋艣nie, ale zaraz p贸藕niej jego cia艂o zn贸w si臋 rozlu藕ni艂o. Ch艂opak zachichota艂 kr贸tko i pog艂adzi艂 Sebastiana po w艂osach.
– Z czego si臋 艣miejesz? – zdumia艂 si臋 Sebastian, poniewa偶 co艣 w g艂osie 艁ukasza wskazywa艂o, jakby kr贸tkow艂osy skrywa艂 przed brunetem jak膮艣 wielk膮 tajemnic臋 wagi co najmniej pa艅stwowej.
– Ja? Z niczego! – parskn膮艂 艁ukasz, tym samym przecz膮c swoim s艂owom. – Po prostu si臋 przyznaj – rzuci艂 po chwili lekko.
– Niby do czego? – fukn膮艂 Sebastian i tym razem to on si臋 momentalnie spi膮艂, patrz膮c zawzi臋cie na swojego ch艂opaka.
– 呕e by艂o ci bardzo, ale to bardzo dobrze… – zacz膮艂 niewinnie 艁ukasz.
– Przecie偶 to ju偶 powiedzia艂em! – przerwa艂 mu Sebastian, ale nie uda艂o mu si臋 zbi膰 kr贸tkow艂osego z tropu.
– … I 偶e by艂o ci nawet lepiej, ni偶 wtedy, kiedy to ja jestem na dole – doko艅czy艂 艁ukasz z zadziornym u艣miechem.
– O nie, bez takich! – prychn膮艂 Sebastian z oburzeniem.
艁ukasz za艣mia艂 si臋, dostrzegaj膮c rumieniec wp艂ywaj膮cy na jego policzki.
– Och no, nie ma si臋 czego wstydzi膰 –uzna艂 pr臋dko kr贸tkow艂osy.
– Nie wstydz臋 si臋 – burkn膮艂 Sebastian obronnie. – Ale ty po prostu nadinterpretujesz!
– Naprawd臋? – zdumia艂 si臋 niewinnie 艁ukasz. – Bo widzisz, s艂o艅ce, nie by艂 to nasz pierwszy raz, ani nawet drugi, ani trzeci. I tak si臋 sk艂ada, 偶e troch臋 ci臋 ju偶 znam, 艂膮cznie z tym, jak na co reagujesz w 艂贸偶ku. – 艁ukasz ci膮gn膮艂 sw贸j wyw贸d stanowczo i wyra藕nie. – Ale takich reakcji, jak te dzisiejsze, jeszcze nigdy wcze艣niej nie uda艂o mi si臋 z ciebie wyci膮gn膮膰. Zawsze by艂o zajebi艣cie, ale tym razem to ju偶 przeszed艂e艣 samego siebie.
– Jak mog艂em przej艣膰 samego siebie, skoro pierwszy raz by艂em na dole? – mrukn膮艂 Sebastian, wci膮偶 uparcie nie patrz膮c 艁ukaszowi w czy.
– Cz艂owieku, czy ty siebie nie s艂ysza艂e艣? – zdumia艂 si臋 brunet, cho膰 po rumie艅cu Sebastiana wnioskowa艂, 偶e jednak s艂ysza艂 i to w艂a艣nie dlatego by艂 tak speszony. – To by艂o boskie! Normalnie uwielbiam tw贸j g艂os, bo jest zajebi艣cie niski, ale tym razem… a偶 nie wiem, co powiedzie膰. Kiedy krzycza艂e艣, j臋cza艂e艣 i og贸lnie rzecz bior膮c wydawa艂e艣 z siebie te wszystkie niesamowite d藕wi臋ki… Seba, chyba nigdy wcze艣niej nie by艂em tak cholernie podniecony jak dzisiaj – wyzna艂 艁ukasz, obejmuj膮c Sebastiana ramieniem, lecz uwa偶aj膮c jednocze艣nie, by nie dotkn膮膰 go sam膮 d艂oni膮. Na palcach wci膮偶 mia艂 lubrykant.
Chwila ciszy przeci膮ga艂a si臋, jednak wreszcie do 艁ukasza dotar艂 niepewny g艂os Sebastiana:
– Naprawd臋?
– Naprawd臋-naprawd臋 – przyzna艂 艁ukasz. – Nie masz si臋 czego wstydzi膰.
– Ja si臋 nie wstydz臋, ja tylko… – mrukn膮艂 Sebastian, ale kr贸tkow艂osy mu przerwa艂:
– Nie chcesz przyzna膰, 偶e wolisz by膰 na dole ni偶 na g贸rze.
Sebastian burkn膮艂 co艣 pod nosem i obj膮艂 mocniej 艁ukasza. Ju偶 i tak praktycznie ca艂y na nim le偶a艂, wtulaj膮c nos w jego klatk臋 piersiow膮. Nie, 偶eby nie zdarza艂o im si臋 le偶e膰 w takiej pozycji ju偶 wcze艣niej. Tym razem jednak Sebastian poczu艂 si臋 nieco inaczej. Przytula艂 si臋 do swojego ch艂opaka i zaczyna艂 rozumie膰, 偶e nie tylko on jest dla 艁ukasza, ale 艁ukasz te偶 jest dla niego. 呕e kiedy b臋dzie trzeba, 艁ukasz stanie za nim murem i wesprze w potrzebie. 呕e nie zawsze musi mie膰 wszystko pod kontrol膮, bo je艣li mu si臋 co艣 posypie, to mo偶e przyj艣膰 do 艁ukasza po pomoc. I 偶e 艁ukasz mu nigdy tej pomocy nie odm贸wi.
– Co jest, Sebastian? – spyta艂 kr贸tkow艂osy, kiedy po d艂u偶szej chwili nie otrzyma艂 odpowiedzi. – Hej, je艣li si臋 pomyli艂em, to powiedz. Po prostu mia艂em wra偶enie, 偶e ju偶 od jakiego艣 czasu chcia艂e艣, 偶ebym… no wiesz…
– Mo偶e i masz racj臋 – odpar艂 po chwili Sebastian. – Mo偶e faktycznie chcia艂em, tylko nie do ko艅ca wiedzia艂em, 偶e tego chc臋. I masz racj臋, podoba艂o mi si臋. Ju偶 dawno si臋 tak nie czu艂em… W艂a艣ciwie nigdy wcze艣niej si臋 tak nie czu艂em – przyzna艂.
艁ukaszowi spad艂 kamie艅 z serca. By艂o nie by艂o, pierwszy raz odgrywa艂 aktywn膮 rol臋 – cichy g艂os w jego g艂owie szepta艂, 偶e w gruncie rzeczy po raz pierwszy zrobi艂 to cho膰 w przybli偶eniu tak, jak ka偶dy heteroseksualny m臋偶czyzna. Nic dziwnego, i偶 mia艂 przedtem ogromn膮 trem臋.
– Wi臋c chyba mi si臋 uda艂o – zauwa偶y艂 po chwili.
– Hm… – mrukn膮艂 Sebastian i po chwili wahania, doda艂: – B臋dzie trzeba to powt贸rzy膰.
艁ukasz u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, s艂ysz膮c te s艂owa.
– Szkoda, 偶e ju偶 za dwa dni wyje偶d偶amy – westchn膮艂. – M贸g艂bym tu z tob膮 siedzie膰 przez ca艂e wakacje – doda艂 rozmarzonym g艂osem.
– M贸g艂bym tu z tob膮 siedzie膰 i przez ca艂e 偶ycie – szepn膮艂 Sebastian w odpowiedzi.
艁ukasz przez moment zastanawia艂 si臋, jak ma si臋 odnie艣膰 do tego o艣wiadczenia. Nie mia艂 poj臋cia, jaka odpowied藕 by艂aby jednocze艣nie dobra i prawdziwa. Wreszcie, po namy艣le, nie powiedzia艂 nic.