Czarne majteczki 6
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 13:01:30
Zachęcam do przeczytania również Czerwonych Majteczek autorstwa Niewiadomoco. (Jest to inna wersja - pisana z odmiennej perspektywy. ^__^)
Wszedłem do łazienki i zapaliłem papierosa. Wreszcie - głęboko zaciągnąłem się dymem. Sul patrzył na mnie z pokoju leżąc na brzuchu na łóżku, z głową opartą na łokciach. Widząc, że nie od razu idę pod prysznic wszedł tam przede mną. To nie była kabina w jego łazience, żebyśmy się tam obaj zmieścili. Umył się szybko w czasie, kiedy ja kończyłem palić i wyszedł do sypialni. Dość długo stałem pod strumieniem chłodnej wody.
- Sul, może byśmy....- zacząłem wchodząc nago do sypialni Przerwałem, widząc, że go nie ma - Sullyvan? - wstawiłem głowę do pokoju obok, na wszelki wypadek zawiązując w biodrach jedwabne prześcieradło, spoczywające w nieładzie na łóżku. Nie było go. Cofnąłem się do sypialni. Spodnie, które leżały na podłodze zniknęły, podobnie jak jego bielizna wisząca na oparciu krzesła. Poszedł sobie... Przysiadłem na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Dlaczego poszedł? Może on znowu tylko...
- Płaczesz?- usłyszałem cichy głos
Podniosłem głowę. Stał w drzwiach, oparty o framugę. Na tacy, którą trzymał piętrzył się stos kanapek a z dwóch kubków unosił się przyjemny aromat herbaty. Odstawił jedzenie na ławę i usiadł koło mnie.
- Co się stało?
- Już nic - zaprzeczyłem
- No przecież widzę - objął mnie ramieniem - Co jest?
- Nic, ja... wyszedłem z łazienki i ciebie nie było i myślałem....
- Że poszedłem bez słowa jak ostatnia świnia tak? - nie podniósł głosu, ale widziałem, że się zezłościł - Myślałem, że już to przerabialiśmy. Nie traktuję cię jak partnera na jeden numerek. Po prostu od rana nic nie jadłem i jestem głodny. Zrozum wreszcie, że miłość to nie jest tylko seks, i że nie przychodzę tutaj tylko po to, żeby się pieprzyć. Przychodzę, bo cię kocham, rozumiesz? - odwrócił się i spojrzał w okno
No tak znowu powiedziałem coś, co go wkurzyło. Przejawiam jakiś samorodny talent w tym kierunku - albo palnę coś sekundę wcześniej niż się nad tym zastanowię, albo to, co powiem on źle odbierze i zrozumie po swojemu...
- Sul nie gniewaj się - objąłem go i oparłem brodę na jego obojczyku - ja po prostu tak... nie było cię, twojego ubrania też i to tak wyglądało właśnie...
- Chodź, umieram z głodu - odsunął mnie delikatnie i chwyciwszy tacę
przeszedł z nią do drugiego pokoju. Podreptałem za nim i przysiadłem w fotelu przy ławie. On zajął drugi. Ze zdumieniem obserwowałem jak wpycha w siebie kanapki w zastraszającym tempie, kiedy ja zdążyłem zjeść tylko jedną. Popiłem ciepłą herbatą i rozejrzałem się za papierosami. Oczywiście zostały w sypialni. Bez słowa wstałem i poszedłem po nie. Śliskie prześcieradło zaczęło ze mnie zjeżdżać, więc zawiązałem je na jeszcze jeden supeł. I na kolejny. Wróciłem do salonu, gdzie Sullyvan właśnie kończył jeść.
- Teraz lepiej - z zadowoleniem poklepał się po pełnym brzuchu
- Uhum - zaciągnąłem się po raz kolejny.
- Ależ jestem zmęczony - westchnął po chwili
- No to chodź do łóżka... - wstałem i wyciągnąłem rękę w jego stronę
- Iść spać tak wcześnie? Przecież jest dopiero parę minut po dziesiątej...
- Czy ja powiedziałem "chodź spać"? - spytałem kpiąco - Powiedziałem "chodź do łóżka" a to drobna różnica...
- I to podobno ja jestem erotomanem - zaśmiał się idąc za mną do sypialni
- Podobno tak - przytaknąłem, usiłując rozplątać teraz węzeł prześcieradła. Że też musiałem go tak zamotać! Sully przyglądał się przez chwilę jak kombinuję, po czym postanowił mi pomóc. Poszło mu nawet dość zgrabnie. Gdy tylko jedwab opadł na podłogę jego ręce znalazły się na moich udach. Popchnął mnie w kierunku łóżka, całując po ramionach i szyi
- No popatrz, co narobiłeś - mruknąłem z udaną pretensją czując narastające podniecenie
- Och, zaraz coś na to poradzimy - uśmiechnął się złośliwie oblizując usta.
Po chwili wylądowałem plecami na łóżku a on przyklęknął między moimi udami. Całował ich wewnętrzną stronę powoli, bardzo powoli, niemal doprowadzając mnie do szału. Westchnąłem, kiedy wziął mnie w usta. Jego język robił ze mną coś takiego, że byłem niemal kwadratowy ze szczęścia, potem przeniósł się wyżej. Całował mnie po brzuchu, obrysowywał językiem linię żeber, ramiona, obojczyki, w końcu przylgnął do moich warg
- Bawisz się mną... - szepnąłem, kiedy w dół przesunęły się jego dłonie
Nie zaprzeczył. Głaskał mnie po piersi, przesuwał palcami po konturze tatuażu na podbrzuszu, delikatnie łaskotał po udach.
- Przestań - jęknąłem
- Co?
- Bawić się...
- Dlaczego? - przyszczypnął zębami mój sutek aż krzyknąłem
Sięgnąłem dłonią w dół, ale złapał mnie za rękę, by po chwili przycisnąć moje nadgarstki do poduszki
- Dlaczego nie mam się bawić, skoro widzę, że ci się to podoba? - wymruczał językiem przesuwając po wewnętrznej stronie mojego ramienia
- Bo...
Gwałtownie wciągnąłem powietrze, kiedy ujął mnie w dłoń i zaczął nią poruszać w irytująco wolnym tempie. Zakołysałem biodrami, ale przycisnął mnie do łóżka całym sobą
- Ależ ty jesteś niecierpliwy - zaśmiał się - jakbyśmy się nie kochali przynajmniej z miesiąc, a to góra godzina
- Zamknij się - jęknąłem - Czy ty zawsze musisz tyle gadać
- A co jeśli tak? - ułożył się na mnie wygodniej, rozsuwając mi uda kolanem
- Uhhhhh - westchnąłem czując go w sobie. Poruszył się powoli. Bardzo powoli
- Uh? To wszystko? - cofnął się i uderzył tym razem mocniej
-... - Uniosłem głowę i wpiłem się w jego usta. Takie gadanie doprowadzało mnie do obłędu, a ja chciałem w tej chwili tylko jednego. Zrozumiał. Przyspieszył do rytmu, który lubiłem. Jego język szalał w moich ustach. Poczułem jak stróżka potu spływa mi po skroni. Szarpnąłem biodrami, kiedy orgazm przetoczył się przez wszystkie mięsnie jak huragan. Przytrzymał mnie i doszedł w chwile później. Opadł na mnie oddychając ciężko.
- I wybij sobie z głowy prysznic - sapnął - Nigdzie nie idziesz...
- Ale - zaprotestowałem słabo
- Żadnych, ale. - objął mnie ramieniem i podciągnął nieco wyżej. Zasnąłem czując jego gorący oddech między łopatkami.
Ze snu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Już zamierzałem powiedzieć proszę, ale zorientowałem się, że nie jestem w łóżku sam. Patrzyłem przez chwilę na Sullyvana i zastanawiałem się, co z nim zrobić.
- Patrick obudź się, musimy pogadać!!! - wciąż dobijał się Alex - Mogę wejść?
- Nie!!! - ryknąłem - Sekunda, musze się ubrać! - dodałem zaraz
Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Przewieszone przez fotel wisiały moje ogrodniczki, a pod nimi koszulka. Sul bez słowa zabrał swoje rzeczy i zamknął się w łazience, ja przeszedłem do pokoju
- Możesz wejść - przeszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi sypialni.
Mam nadzieję, że Sully nie wyrwie się z niczym głupim - pomyślałem, usiłując wyglądać jakbym nic nie ukrywał. Alex obrzucił wzrokiem pomieszczenie, po czym skrzywił się i z westchnieniem klapnął na kanapie
- Niech zgadnę - przyjrzałem mu się kpiąco - Sieć…
- Nie tym razem
- No, więc tym razem, co?
Usłyszałem jakiś trzask w sypialni, więc szybko zaniosłem się kaszlem, żeby Alex nic nie usłyszał. Nawet, jeżeli usłyszał nie dał tego po sobie poznać.
- Tylko się nie śmiej - uniósł ręce w obronnym geście
- Nie będę. - obiecałem
- No, więc - westchnął - Mógłbyś mi pokazać jak obsługuje się nasz wewnętrzny program? - wyrzucił z siebie i spojrzał na mnie pytająco
- Hm… Alex, proponowałem ci to setki razy a ty….
- Wiem, ale Geronimo poszedł na urlop i wstyd się przyznać, że nie będę umiał zrobić raportów…
- Kiedy idzie na ten urlop - spytałem ze złym przeczuciem
- ..Khem.. od dzisiaj…
Pokręciłem głową z rezygnacją
- Co oznacza, że dziś wieczorem musisz oddać raporty i nie masz zielonego pojęcia jak się za to zabrać? - wyrzuciłem niedopałek przez okno i sięgnąłem po gumę do żucia leżącą na biurku
- Inaczej bym ci głowy nie zawracał - westchnął
- No dobrze - spojrzałem na zegarek- Za godzinę się zjawię…
- Dzięki - uśmiechnął się z wdzięcznością
- Wisisz mi piwo - mruknąłem
- Dwa - rozpromienił się - Przy okazji… mogę..? - wskazał głową w stronę kredensu
Wzruszyłem ramionami. Wstał z kanapy i wyciągnąwszy z kieszeni kluczyk i przekręcił go w zamku szuflady. Nigdy nie używał mojego klucza, mimo że wiedział gdzie leży - pod serwetą, na którym stała doniczka z paprocią. Przypuszczam, że robił to z grzeczności. Zajrzał do szuflady, pokiwał głową z aprobatą i zamknął ją z powrotem.
- To do zobaczenia - ruszył w stronę drzwi
- Do zobaczenia - zgodziłem się, idąc odprowadzić go do wyjścia. Miałem nadzieję, że S.J. ulotni się, gdy dostrzeże przez okno odjeżdżający z podjazdu samochód.
Wszedłem do kuchni i stanąłem jak wryty. Sul siedział przy stole i wcinał kanapki, popijając kawą.
- Czego chciał Alex? - spytał z pełnymi ustami
- Jak wyszedłeś z sypialni ?- spytałem w odpowiedzi
- Najzwyczajniej w świecie, przez okno
- Czyś ty zwariował… - jęknąłem, gdy w oczach stanęła mi drewniana pergola. Była na dworze przez ładnych parę lat, deszcze, mrozy, upały, wszystko to osłabia drewno. Wystarczyłoby, że któryś szczebel złamał się pod jego ciężarem - spadłby wprost na betonowany podjazd. Mógł sobie kark skręcić, mógł sobie złamać cokolwiek. Mógł się zabić…. - minę musiałem mieć nietęgą, bo Sul szybko rzucił
- Ty nieraz tak wchodziłeś.
Ja to byłem ja, ja ważyłem przynajmniej piętnaście kilo mniej i wchodziłem do pokoju po pergoli. Nie schodziłem!!! Powiedziałem mu to wszystko na jednym oddechu
- Dramatyzujesz - zbył mnie wzruszeniem ramion
- Może i, ale mogłeś sobie coś zrobić…
- Czyli jednak się o mnie martwisz - uśmiechnął się złośliwie
- Nie - zająknąłem się - To znaczy tak, to znaczy…
- No przyznaj się.
- No dobrze. Trochę się martwię - przyznałem
- Tylko trochę?
- Nie zaczynaj znowu!! - prychnąłem
Miałem serdecznie dość tych jego słownych gierek, nie byłem w nich zbyt dobry. Zrezygnowałem z dalszego przekomarzania się. Wyjąłem z dłoni Sullyvana nadgryzioną kanapkę i cmoknąwszy go w czoło oznajmiłem, że idę pomóc Aleksowi i że będę na obiad. Nie miał nic przeciwko.
Podziemny parking świecił pustkami. Zostawiłem samochód na wprost windy i udałem się do biura Alexa, po drodze otrzymując standardową plakietkę " Patrick Oakley, gość". Nie mogłem zarzucić Aleksowi, że się nie stara. Siedział obok mnie, popatrywał na monitor i usiłował notować wszystko - zarówno wygląd poszczególnych okien, jak i moje ustne wskazówki. Po półtorej godzinie zamieniliśmy się miejscami i pod moje dyktando wykonywał wszystkie czynności, które potrzebne mu były do normalnej pracy. W ciągu kolejnej godziny każdy wolny skrawek przestrzeni pionowej wokół monitora został zasłonięty przez małe, żółte karteczki z przypomnieniami w stylu "Wybierz drugą funkcję od góry po lewej stronie"
- Dasz sobie radę? - zapytałem w końcu
- Powinienem - uśmiechnął się blado - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Jakby, co to dzwoń, komórkę będę mieć przy sobie.
Machnąłem ręką na pożegnanie i wyszedłem z biura. Oddałem strażnikowi przepustkę i idąc prze parking zapaliłem papierosa. Tego mi trzeba było - pomyślałem wsiadając do samochodu i przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik pracował przyjemnie i cicho. Na ulicach o tej godzinie, a dochodziła trzynasta, niemal nie było samochodów. Wpadłem na chwilkę do saloniku prasowego, dłużej zatrzymałem się przy regale z nowościami. Wybrałem film, jedną grę, "kto ma większą spluwę" i kilka gazet, po czym wróciłem do domu. Lało. Duży wilczur Sullyvana leżał na dywanie w salonie i najwyraźniej w świecie schnął. Pogłaskałem mokry łeb - biedne psisko, kto cię ciągnął na spacer w taką pogodę? Zahaczyłem o kuchnie, gdzie w ekspresie pachniała świeżo naparzona kawa. Nalałem sobie kubek i poszedłem do siebie. Gra okazała się być równie bezsensowna, jak inne tego typu produkcje. Przeszedłem pierwszą planszę w ciągu dwóch papierosów. Kiedy zapalałem trzeciego, usłyszałem lekkie pukanie do drzwi.
- Proszę! - rzuciłem przez ramię
- Mogę ci przerwać? - Sul wsunął się do pokoju i zamknął za sobą drzwi
- Chwileczkę - odparłem, żeby nie wyszło, że jestem na każde jego zawołanie. Spaliłem, przeszedłem spory kawałek, po czym zapisałem i odwróciłem się do niego razem z krzesłem. - Co chciałeś?
- Mam coś dla ciebie - uśmiechnął się - Prezent.
- Hmm - wyciągnąłem rękę po srebrną paczuszkę, przewiązaną czerwona tasiemką - A z jakiej okazji?
- A czy musi być jakaś okazja, żebym mógł ci dać prezent? - spytał z rozbawieniem
Nie odpowiedziałem. Rozpakowałem właśnie zawiniątko i szczęka zjechała mi tak nisko, że miałem ją niemal na kolanach. Z niedowierzaniem wpatrywałem się w rzecz trzymaną w rękach i nie wierzyłam. Absolutnie nie wierzyłem, to musiał być żart…
- To żart, prawda? - upewniłem się
- A co, nie podobają ci się?
- Ale chyba nie sądzisz, że je założę….
- Dlaczego nie? Nie podobają ci się? - powtórzył z naciskiem
- Nie, skąd - zaprotestowałem, ale one… one na pewno będą na mnie za małe…
- Nie będą. Przymierz.
- Teraz????
- Proszę. - uśmiechnął się rozbrajająco
Westchnąłem i skapitulowałem. Wstałem z krzesła i wlazłem do łazienki, na wszelki wypadek zamykając za sobą drzwi. Położyłem prezent przed sobą i zapatrzyłem się na niego. Stringi. Bardzo skąpe stringi - muszę dodać - składające się z trzech sznureczków na krzyż i trójkąta z czarnego, połyskującego materiału. Za małe - pomyślałem - ewidentnie za małe. I chwała Bogu! Ale żeby nie było, że się uprzedzam zrzuciłem spodnie i bokserki i przymierzyłem. Niech to jasny szlag! Pasowały jakby na mnie szyte. Jeden ze sznureczków radośnie wpił mi się między pośladki. Wspiąłem się na palce, próbując obejrzeć swój tyłek w wiszącym nad umywalka lustrze. Wyglądał jak prezent przewiązany dla ozdoby tasiemką. Ciekawe, co dostanę następnym razem - zamyśliłem się ponuro - różowe koturny?
- No i jak? - dobiegło mnie z pokoju
Obciągnąłem koszulkę, żeby przykryła krępującą bieliznę i wszedłem do pokoju, momentalnie czując jak się rumienię.
- I jak? - powtórzył Sully
- No przecież widzisz - burknąłem, choć byłem doskonale świadomy, że nie widzi nic
Wstał i podszedł do mnie, podciągając moją koszulkę wysoko
- Idealnie - wymruczał opierając mi ręce na biodrach i sięgając do moich ust, jego palce już ślizgały się po paseczkach stringów. Sul był niemożliwy, jak można myśleć tylko o seksie? Wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy jego palce wtargnęły pod lśniące tasiemki
- Ktoś może wejść… - pisnąłem
Sullyvan nie odpowiedział. Pociągnął mnie do łazienki i zamknął drzwi na zamek, a przysiągłbym, że ani na sekundę nie oderwał ode mnie rąk. Nie musiał zdejmować ze mnie tych kilku centymetrów kwadratowych materiału. Przesunął je tylko trochę i zniknęły, pozostawiając jedynie skórę przyciśniętą do skóry i jego w moim wnętrzu. Było cudownie. Odsunęliśmy się od siebie powoli i, przynajmniej ja, niechętnie. Westchnąłem kręcąc głową z niedowierzaniem, czy każda nasza rozmowa będzie kończyła się seksem? Poczułem usta Sula na swoim karku. Zapiekło.
- Ej, no! - zaprotestowałem - Co robisz?
- Malinkę... - wymruczał, kąsając tuż obok
- Przestań, wszyscy będą się gapić!
- No i co z tego? Rozpuścisz włosy i nikt nie zauważy.
- Jasne - odepchnąłem go od siebie, raczej mało delikatnie. Patrzył na mnie, jakby próbował odgadnąć czy się gniewam czy nie. Wyglądał przy tym tak niepewnie, że aż żal się robiło.
- Gniewasz się? - zapytał wreszcie
- Nie. Nie gniewam się - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Ale wolałbym żebyś na przyszłość tego nie robił.
- Dlaczego?
- Po prostu nie rób tego. I tyle.
- I tak nikt nie zauważy. A przecież to takie przyjemne... Takie... podniecające....
Przezornie odsunąłem się na krok
- Wredny jesteś - westchnąłem
- Wiem, ja też cię kocham...
Niemal dwie godziny później huragan wrzał w moim żołądku. Kucałem za czerwonym samochodem na parkingu dużego centrum handlowego i modliłem się, żeby moje serce nie biło tak głośno, żeby S.J. je usłyszał. Stał jakieś cztery metry ode mnie, po drugiej stronie rzędu aut i z kimś rozmawiał. A ja podsłuchiwałem. Dobiegały do mnie tylko urywki zdań, ale doskonale wiedziałem kim jest drugi mężczyzna i czego dotyczy rozmowa. Dawid. Dawid właśnie dostawał kosza. Nie trwało to długo. Po chwili przeszedł koło mnie niczym chmura gradowa, Bogu dzięki mnie nie widząc. Sul musiał pójść w drugą stronę. Nie mogłem dogadać się z moimi nogami, żeby mnie podniosły. Nie byłem w stanie się ruszyć, a w głowie huczało mi "to był tylko seks, daj mi spokój". Czyli nie kochał Dawida, a teraz dał mu to wyraźnie do zrozumienia. Jak dobrze. Tylko seks. To cudowne. Ukryłem twarz w dłoniach. Skąd ta ulga? Tylko seks. Dobrze. Głupi, nic nie znaczący seks. Jednorazowy numerek. Nie kocha go. Jak dobrze… Udało mi się wreszcie wstać, kiedy właściciel czerwonego auta spojrzał na mnie dziwnie i chrząknął znacząco. Otrzepałem spodnie, bo gdzieś w odczuciu ulgi usiadłem na asfalcie i ruszyłem w stronę metra. W tamtą stronę jechałem razem z Sulem przeklinając ścisk, teraz zatłoczona kolejka wydawała mi się najpiękniejszym miejscem na ziemi. Wpadłem do domu i rozglądając się niemal w biegu, czy nikt nie widzi wparowałem do pokoju Sullyvana. Stał przy biurku i przekładał jakieś papiery. Bez ostrzeżenia zawisłem mu na szyi i wpiłem się w usta. Odsunął się ode mnie po dłuższej chwili.
- Wow, a to za co?
- A w nagrodę - przytuliłem twarz do jego piersi, wdychając zapach świeżo wypranej koszuli i wody po goleniu
- W nagrodę? A co ja takiego zrobiłem? - zdziwił się
- Słyszałem twoja rozmowę z Dawidem - wyznałem cichutko - tam na parkingu. Ale to przypadkowo, bo wcale nie chciałem podsłuchiwać. Tylko… no.. jakoś tak samo i potem już nie mogłem nie słuchać. I w ogóle…
- Kocham cię - przerwał mi
- Wiem - uśmiechnąłem się
- No bardzo zabawne. Boki zrywać… - prychnąłem czując jak policzki płoną mi szkarłatem i życząc w duchu Sullovi żeby się w tej chwili utopił
- To nie jest zabawne, kotku - krztusił się śmiechem tak, że łzy mu spływały po twarzy - Musisz się jeszcze trochę nauczyć…
- Nic się nie będę uczył, jak się będziesz ze mnie śmiać - warknąłem - Nie powiedziałem nic śmiesznego…
- Misiaczku, chodź do mnie - widziałem, że się starał zapanować nad wesołością, ale za cholerę mu nie wychodziło -No chodź -wyciągnął rękę.
Siedzieliśmy w wannie w jego łazience. Ja w jednym końcu, on w drugim. Przed chwilą jeszcze siedziałem mu na kolanach, ale kiedy tylko zaczął rżeć natychmiast się odsunąłem. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Seks w wannie? Pod prysznicem zgoda, ale w wodzie? Żeby woda z ta pianą do środka? Co to ma być - domowa wersja lewatywy? W życiu! Powiedziałem mu dlaczego nie chcę. A on ryknął jak syrena strażacka. I wciąż nie mógł przestać.
- No chodź Patrick, wszystko ci wyjaśnię…
- Ale nie…? - zacząłem
- Nie - obiecał - Nie naleci ci wody do środka…
Doceniłem wysiłek, jaki włożył w nie roześmianie się ponownie. Przysunąłem się i ponownie usiadłem mu na kolanach. Przytulił się mocno do moich pleców. Po chwili poczułem koniuszek jego języka miedzy łopatkami, aż mi dreszcz przeszedł. Westchnąłem z przyjemności. Odwróciłem się i pocałowałem go w usta.
- Wystarczy - wyszeptał
- Słucham?
- Wystarczy tych pocałunków - uniósł mnie lekko, tak że oparłem się łokciami o brzeg wanny. Woda z pluskiem wylała się na podłogę
- Obiecałeś, że… chciałem zaprotestować, ale przerwał mi
- Wiem, kotku, zrobimy to w inny sposób…
Faktycznie, kiedy skończyliśmy, to co znalazło się we mnie, na pewno nie było wodą.
- Seks w wannie jest ok. - mruknąłem siadając i opierając głowę o obojczyk Sulla
- Kochanie to nawet nie leżało koło seksu w wannie. Następnym razem sam zobaczysz. Zaufaj mi, nic ci potem nie będzie.
Prawie już zasnąłem kiedy Sul wsunął się obok mnie pod przykrycie. Jego skóra była przyjemnie ciepła. O. poprawka, za gorąca - podniosłem się i oparłem dłoń na jego czole.
- Dobrze się czujesz Sul? Jesteś dziwnie rozpalony…
- To ty tak na mnie działasz - roześmiał się
- Przestań się wygłupiać, ja mówię poważnie! Weź jakąś aspirynę albo coś…
- Oj sprzątałem łazienkę, zgrzałem się, nic mi nie jest, naprawdę! Poza tym nie chce mi się wyjść z łóżka…Za dobrze mi przy tobie… Hej! A ty dokąd?
Wytknąłem głowę na korytarz i przemknąłem szybko w stronę kuchni, wracając po chwili ze szklanką parującego płynu.
- Wypij to - poleciłem podając ją S.J.
- Ale…
- Ryzykowałem, że ktoś mnie zauważy wychodzącego w samych gaciach z twojego pokoju w środku nocy - przerwałem mu - Więc albo to wypijesz, albo ja ci to wyleje na głowę….
Wypił z cierpiętniczą miną i odstawił szklankę na stolik.
- Dobranoc - mruknął mi do ucha chwilę później
- Mhm… - westchnąłem zapadając w sen