Wygrany bilet 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 21 2012 16:31:35
W domu długo wpatrywał się w wycinek gazety, tygodnika, wyjęty z ramki. Minęła noc, jeden i drugi dzień, zdążył spotkać się jeszcze dwa razy z Olegiem i rozpocząć nagrania w studio, nim skojarzył skąd zna tą twarz. Ross, zaginiony bankier był bliźniaczo podobny do jednego z dyrektorów znanego wydawnictwa, oskarżonego całkiem niedawno o poważne sprzeniewieżenia finansowe. Wpatrywał się powoli w twarz biznesmena, którego nowe nazwisko brzmiało Aleksander Błaszczyk. Mateusz miał pewność. Odnalazł w archiwum gazetę z której pochodził wycinek, i zestawił fragment zawierający zdjęcie Rossa wraz z aktualną fotografią przedstawiającą Błaszczyka, wydrukował i wysłał pocztą do redakcji jednego z bardziej poczytnych tabloidów. Zadowolony, ale również zniecierpliwiony, siedział na balkonie popijając kolejną tego dnia kawę instant. Jego myśli błądziły szeroko dotykając wydarzeń ostatnich dni, nagrań, stłuczonej ramki, Olega. Sam nie wiedział kiedy pustka została stłamszona przez uczucie oczekiwania. Tak jak się spodziewał, już nazajutrz prasę obiegły sensacyjne wiadomości na temat dyrektora Błaszczyka. Mateusz od samego rana uzbrojony w szkicownik i czapkę z daszkiem patrolował krótki, najstarszy fragment miejskich murów, przy którym, jak był przekonany musiał znajdować się upragniony teleport. Był świadom jednego - nieźle namieszał w życiu Błaszczyka, dzięki swojej sugestii, robiąc coś czego napewno nie przewidziało oko czasu. Sam ideologicznie wierzył, że tak potężna siła powinna służyć społeczeństwu, nie jedynie finansowym magnatom by bogacili się i unikali odpowiedzialności. Spędził może ze cztery godziny na udawaniu rysownika, nie zauważając jednak niczego godnego uwagi. Bezdomni kręcili się jak zawsze, pachniało zleżałym moczem, i im goręcej się robiło tym zapach ten był intensywniejszy. Któryś z bezdomnych stanął pod murem sikając na kamienie i mamrocząc do siebie. Chłopak odwrócił głowę nie mając ochoty się przyglądać. Zdziwiło go tylko, że jak na taki upał mężczyzna jest naprawdę ciepło ubrany. Gdy spojrzał ponownie by przyjrzeć się lepiej nieznajomemu, po tym nie było już ani śladu. Zerwał się gwałtownie, podbiegając do muru i zrzucając z kolan szkicownik z kilkoma bazgrołami. Miejsce było absolutnie puste, wliczając w to plamę moczu, którą przysiągłby że widział. Zaklął wściekle uświadamiając sobie jak go wykiwano.
Pospiesznie zebrał do torby porzucone na ziemi rysunki i kilka ołówków, zdarł z głowy irytującą go czapkę i ruszył na tramawaj chcąc jechać do domu. Siedział przy oknie i wpatrywał się w mijane ulice, czując się jakoś nieswojo, dziwnie, coś jak ślad przeczucia męczyło go całą drogę. Ledwo udało mu się otworzyć drzwi do kamienicy, klucz pachniał intensywnie metalicznie w jego mokrej od potu dłoni. Mężczyzna roznoszący ulotki do skrzynek spojrzał na niego ciężkim, niespecyficznym wzrokiem. Kiedy drzwi do mieszkania w końcu odskoczyły i chłopak wszedł do środka wrażenie niepokoju było tak silne, że aż go zemdliło. Rozejrzał się szybko po mieszkaniu rejestrując wyraźny przeciąg, który strzelił głośno otwartym oknem w pokoju. Zrobił krok do tyłu, decydując o szybkiej ucieczce w jakieś miejsce, gdzie będzie mógł ochłonąć, kiedy niespodziewanie coś ciężkiego uderzyło w jego potylicę pozbawiając go przytomności.
Śniło mu się, że leży na leśnej polanie i obserwuje chmury płynące po błękitnym niebie w przestrzale między drzewami. Słońce ogrzewa go przyjemnie i jest tak cicho, że słychać poruszające się źdźbła trawy. Na jego rozpalone czoło spływa skądś kojąca, chłodna woda, po policzkach wprost do ust. Otworzył powoli powieki, pomimo magnezyjnego blasku, który zdawał się raz po raz wybuchać nad jego głową. Obudził się.
Pierwszym co poczuł, był ciężki, mokry ręcznik na czole i niesamowity ból potylicy. Nad nim stał Oleg, z twarzą bez wyrazu, mnąc w ustach długiego peta. Mateusz zamrugał, kiedy kilka kropel wpłynęło mu do oczu. Mężczyzna pomógł mu się podnieść, chcąc dowlec go do łóżka, przy czym chłopak prawie się porzygał.
- Mdli cię? - Spytał go, zgniatając peta w popielniczce. Mateusz tylko skinął głową.
- Pojedziemy na pogotowie. Może wstrząs mózgu masz. Nic nie gadaj, jeszcze się nagadasz.
Oleg pomógł mu zejsć do taksówki, zabrał jego portfel z dokumentami i klucze. Sam przyszedł minutę wcześniej, chcąc oddać chłopakowi ramkę, dziadostwo odkupione przez Mateusza było jego zdaniem tak brzydkie, że nic tylko wepchnąć mu je w pysk. Nie chciał przyznać, nawet sam przed sobą, że tak naprawdę brakowało mu towarzystwa chłopaka, jedynej osoby którą był w stanie znieść przez ostatnie dwa lata. Zdziwił się, kiedy zastał uchylone drzwi i nieprzytomnego Mateusza na podłodze. Kiedy byli już w szpitalu, ramka wciąż tkwiła w obszernej kieszeni na nogawce jego wojskowych, szerokich spodni, specjalnie ubranych na tą okazję. Westchnął ciężko, czyszcząc okulary rąbkiem koszulki i popatrując na chłopaka leżącego już po badaniach na szpitalnym łóżku. Jego zwykle szeroko otwarte oczy teraz zamykały się same pod wpływem zmęczenia.
- To komu podpadłeś, że cię tak urządził? - Spytał Oleg, kiedy chłopak nadal będąc w szpitalu był już zdolny do konwersacji.
- Z mózgiem w porzadku. - Odparł Mateusz zza zamkniętych błogo powiek. Środki przeciwbólowe przyjemnie go otumaniały.
- Wiem. - Sarknął mężczyzna, zaczynając się irytowac. - Odpowiadaj.
- Nie uwierzysz jak ci powiem.
- Ja już w nic nie uwierzę.
I Mateusz opowiedział.
- Muszę cię rozczarować. - Powiedział Oleg po wysłuchaniu całej historii.- Nie ma czegoś takiego jak wtajemniczenie, teleport i inne bzury wymyślone przez gazetę. Nie ma czegoś takiego jak oko czasu. Nie wierz w te brednie dziecko. Może mają jakiegoś jasnowidza, czy coś.
- I po to zabijają, żeby im jasnowidził? - Oleg prychnął, dosyć rozbawiony, po czym spoważniał nagle.
- Nie wiem, muszą mieć swoje powody. Założe się, że przeszukali twoje mieszkanie, czy nie masz jeszcze czegoś. Szkoda, że nie pomyślałeś o sztucznych wąsach jak wysyłałeś ten anonim, może byśmy zaoszczędzili sobie takiego pięknego dnia w szpitalu.
- Przecież nie musisz tutaj ze mną siedzieć. - Powiedział Mateusz, przebierając kontencie nogami w sztywnej pościeli. Całe ciało czuł jak z waty. - Już dosyć dla mnie zrobiłeś. W ogóle to nie powinieneś być w pracy?
- Zadzwoniłem, że nie przyjdę jak zajechaliśmy tutaj. - Mateusz ze zdziwienia otworzył oczy i spojrzał na niego zdumiony. Oleg prychnął raz jeszcze. - Przecież musiał ktoś twoje ubezpiecznie pokazać, mieszkanie zamknąć, śliniaczek ci podłożyć. - Kpina rozbłysnęła w jego oczach wesołymi ognikami.
- Ej, nie jesteś moim tatą, nie musisz mnie niańczyć! - Mateusz uśmiechnął się lekko, drobiąc łopatkami w obfitej poduszce.
- Nie czuje się twoim tatą przecież.
- A w ogóle to masz dzieci? - Stopy Mateusza kurczyły się i rozprostowywały na zmianę pod kołdrą.
- Mam, córkę w twoim wieku. - Oleg westchnął cicho, wpatrując się w linoleum błyszczące od ostrego słońca.
- No i co? Co się z nią dzieje?
- A co ma się dziać? Mieszka w Anglii, ma męża. Nienawidzi mnie. - Chłopak znieruchomiał na te słowa i otworzył ponownie oczy.
- Na mnie starzy się wypięli jak powiedziałem, że jestem pedałem.
Oleg zapatrzył się na niego, chwilę za długo, jakby nie do końca rozumiejąc jego słowa.
- Co, urządzamy sobie wieczorek zwierzeń? - Sarknął zimno, podnosząc się z fotela. - Dobra, to leż sobie, a ja jadę do domu.
- Nie udawaj, że nie wiedziałeś! - Mateusz prawie uniósł się na łóżku, opadł zaraz spowrotem, czując napływające mdłości.
- Może i wiedziałem, to nie ma znaczenia. Idę, a ty nie gap mi się na dupę, bo poprawię ci jeszcze ten głupi łeb.
Pustka, jaka owładnęła Mateuszem była wręcz rozpaczliwa.
Na pierszy rzut oka w mieszkaniu nic się nie zmieniło. Chłopak pootwierał okna, by wywietrzyć zaległy smród, szpitalną reklamówkę rzucił w kąt, nie chcąc nawet myśleć o rozpakowywaniu brudów. Okazało się, że Oleg miał rację, teczki, w których trzymał notatki odnośnie oka czasu zniknęły, pozostawiając po sobie niezakurzone ślady na półce. Usiadł ciężko, czując się głupim i oszukanym przez los. Szczęśliwie sierpień zapowiadał się koncertowo dla jego chóru, co stanowiło pocieszenie w aspekcie samotności i wypominania sobie porażki. Mateusz spostrzegł, że potrzebuje towarzystwa bardziej, niż kiedyś, co zaowocowało większą chęcią do chodzenia na niekończące się próby i kończące się nad ranem imprezy z kolegami śpiewakami, ich dziewczynami i znajomymi. Kiedy po ostatnim koncercie na festiwalu kultury morawskiej wrócił do domu, zorientował się, że minął prawie miesiąc, odkąd był tu ostatnio na dłużej.
Już następnego dnia rano poszedł jak zwykle po coś słodkiego i świeżego na śniadanie, po mrożoną kawę i gazetę. Rozsiadł się, cały zadowolony, na balkonie odpakowując z papieru rogaliki i ciastka. Macchiato pita wprost z kubeczka przy akompaniamencie pięknego widoku na sąsiednie kamienice stanowiła tak rozkoszny element poranka, że nie potrafiłby sobie jej odmówić. Przeglądał leniwie gazetę, czytając trochę o sporcie, pogodzie i polityce, trafiając przypadkowo na artykuł, którego ilustarację stanowiło zdjęcie przedsawiające trzech elegancko ubranych biznesmenów, w tym i Błaszczyka, jakoś niepodobnego do siebie, z widoczną przynajmniej dla Mateusza korektą nosa i bruzd okołowargowych. Mężczyzna mógł uchodzić za własnego brata, ale podpis pod zdjęciem nie zgadzał się zupełnie. Mateusz zatkał swoją kawę wieczkiem i pospiesznie wyszedł z mieszkania.
Wizyta Mateusza nie była czymś, czego spodziewał się Oleg. Miał pewną nadzieję, że chłopak dał już sobie spokój, tym bardziej nie spodziewał się, że odwiedzi go w pracy.
Najpierw podjechał do willi, jednak gdy zastał domostwo zamknięte na głucho udał się do sąsiadów, gdzie udzielono mu informacji, gdzie pracuje Oleg. Mateusza nieco zatkało, gdy usłyszał, że powinien się udać do pobliskiego tartaku, oddalonego o jakieś dwa kilometry rzadko zaludnionych podmiejskich bezdroży. Będąc już na miejscu zasięgnął porady jednego z pracowników, który pokierował go do budynku, gdzie składowano gotowe już deski. Wewnątrz było niesamowicie gorąco i duszno, powietrze wysycone zapachem żywicy, drzewnym pyłem i kurzem nie ułatwiało oddychania. Widok mężczyzny pracującego w samych spodniach i robociarskich rękawicach podczas układania drewna był dla Mateusza tak niespodziewany i przyjemny, że aż się zagapił. Szczęściem, Oleg nie zauważył tego. Najpierw, rejestrując zbliżającego się chłopaka, musiał zdjąć gogle noszone na zwykłe, korekcyje okulary, by móc go dobrze widzieć. Nie dał poznać po sobie zdumienia, podali sobie ręce na powitanie jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło.
- Możesz zrobić sobie chwilę przerwy? Mam coś ważnego.
- Czemu nie wieczorem? Widzisz, że robię. - Mateusz spojrzał speszony na swoje buty.
- Bo mam pewne obawy... - Oleg popatrzył trochę niedowierzająco, trochę z troską. Zszedł ostrożnie ze sterty drewna, łapiąc po drodze reklamówkę ze swoimi rzeczami i bez słowa kierując się do wyjścia. Usiedli na tyłach budynku, na gęstej chłodnej trawie. Chłopak wyciągnął z torby gazetę i podsunął ją mężczyźnie dając do obejrzenia pechowy artykuł.
- Serio boisz się siedzieć we własnym domu bo jakiś ważniak zoperował sobie nos? - Powątpiewający ton Olega sprawił, że Mateusz miał ochotę wywrócić oczami. Nie zrobił tego jednak.
- Boję się, że oni wiedzą, że ja wiem, i że tym razem nie skończy się na nastraszeniu.
- Jesteś paranoikiem. - Mateusz westchął ciężko, zniecierpliwiony. - I co ja niby mam na to poradzić? Zgłoś się na policję może. - Zakpił, starając się o jak najchłodniejszy ton głosu.
- Przenocuj mnie. Albo lepiej, śpij u mnie, kupię alkohol jakiś. - Powiedział stanowczo, nie spuszczając z Olega wzroku. Jego miękkie spojrzenie zadziałało na mężczyznę silniej niż ten by chciał. Odchrząknął, próbując doprowadzić się do porządku.
- Nie będę cię niańczyć. Tylko dzisiaj, dziecko, musisz zacząć radzić sobie sam. Ach, i ty kupujesz żarcie, bo mi znowu z pensji obetną przez ciebie.
- Powrzucam z tobą te dechy, będzie szybciej.
- Padniesz po kwadransie dzieciaku.
Mateusz wyszczerzył się tylko w zadowoleniu.
Robotę skończyli o szesnastej i po wzięciu pobieżnego prysznica przy pomocy ogrodowego węża ruszyli w drogę do centrum. Powietrze niosło ze sobą zapach deszczu i obietnicę solidnej burzy, i zarówno deszcz jak i burza dopadł ich jeszcze nim dotarli na przystanek tramwajowy. Przemoczeni do suchej nitki wpadli do mieszkania chłopaka, nie myśląc nawet by kupować coś po drodze. Oleg był w wyjątkowo dobrym humorze, Mateusz śmiał się cały czas i atmosfera między nimi cudownie się oczyściła.
Pozbycie się mokrych ubrań nie było łatwym zadaniem, o czym młody przekonał się już po chwili, próbując zwlec ze stóp przemoczone trampki. Zachwiał się niebezpiecznie, przeciążony przez torbę zdrowo napitą wody i upadł na czworaka, cały szczęśliwy ze swojej niezdarności. Oleg całkowicie wbew sobie i swojej woli, która nakazywała mu coś zupełnie odmiennego, nie potrafił nie patrzeć na jego męską, szczupłą sylwetkę oblepioną mokrymi ubraniami. Mateusz, nawet jeśli to widział, nie dawał nic po sobie poznać. Kiedy klęczał na podłodze, próbując wyswobodzić się z torby ciążącej mi mocno na ramieniu Oleg nie mógł nie spojrzeć na jego tyłek w wilgotnych portkach. Odetchnął ciężko, czując lekki zawrót głowy spowodowany gwałtownym podnieceniem. Podał mu dłoń, pomagając wstać. Gdy Mateusz spojrzał na niego, uśmiech momentalnie spłynął mu z twarzy. Zaryzykował, pochylając się powoli, utrzymując stale kontakt wzrokowy, i dotknął wargami jego ust. Odpowiedz mężczyzny była tak niespodziewana, że chłopakiem aż zachwiało, wpił się chciwie w jego wargi, obejmując zaborczo, prawie boleśnie, ramionami. Mateusz rozchylił usta, zapraszająco, ulegle, kładąc dłoń na jego ramieniu. To co się działo, stało w zaprzeczeniu ze wszystkim, w co wierzył Oleg, czemu ufał całe życie, ale w tej krótkiej chwili był już pewnien, że nie będzie umiał się powstrzymać. Łapczywie polizał sutek chłopaka przez zimną koszulkę, by po chwili unieść ją do góry i zassać się na nim ustami. Twarde dłonie zaciskały się na jego tyłku, co rusz wciskając się między pośladki. To co wypierał z siebie przez lata eksplodowało w nim nagle, nie pozostawiając miejsca na myślenie. Mateusz może wolałby najpierw porozmawiać, oprzeć całą sytuację logicznie, ale bał się, że spłoszy tym mężczyznę i zostanie sam na sam ze swoim podnieceniem. Usłużnie zdjął koszulkę, przywierając do niego mocno kroczem. Teraz albo nigdy. Atakowany wciąż natarczywymi pocałunkami niezdarnie pozbył się spodni, zaraz czując gorące dłonie na swoim mokrym tyłku. Pomógł mu pozbyć się t-shirta, rozpiąć przeszkadzające spodnie, całował ośmielająco ciemny, owłosiony brzuch. Penis wydobyty ze spodni był absolutnie twardy i godny kilku poematów, pomyślał Mateusz, pieszcząc go powoli dłońmi i słuchając zniecierpliwionych sapnięć Olega.
- Może łóżko? - Zaproponował cicho, stale obawiając się możliwości nagłego odrzucenia. Spróbował wycofać się w stronę sypialni. Odpowiedziało mu tylko niewyraźne burknięcie i ugryzienie w kark, wysoko, w krótko przygolone włosy. Teraz, dawał do zrozumienia Oleg, nie używając słów. Mateusz niemalże panicznie rozejrzał się za czymś śliskim, nie znajdując jednak nic takiego.
- Chodź do pokoju. - Wyszeptał zduszonym głosem, ciągnąc mężczyznę ze sobą. Ten zdjął ostatecznie spodnie, idąc za nim z wyprężonym penisem. Nawet nie próbował analizować tego co się aktualnie działo. Mateusz nie wiedział kiedy został popchnięty na materac, opadając na niego całym przodem ciała. Od razu poczuł na sobie gorące, napierające ciało.
- Żel z szafki... - Niemal wyjęczał, czując penisa przesuwającego mu się po tyłku. Oleg sapnął zirytowany, sięgając do szuflady i sprawnie nasmarowując fiuta sporą ilością żelu, podobnie jak rowek między pośladkami chłopaka. Od razu też naparł na niego, nie myśląc nawet o prezerwatywie czy rozluźnianiu zaciśniętego odbytu. Mateusz skrzywił się pod wpływem piekącego bólu, wpierając twarz w pościel.
- Wolniej! - Prawie krzyknął, czując zbyt natarczywe parcie. Oleg aż zastękał, łapiąc jego biodra lepkimi od żelu dłońmi. Penis chłopaka zmiękł trochę pod wpływem bólu, ale nabierająca rytmu penetracja szybko przywróciła mu pełen wzwód. Mateusz niemal skamlał, masturbując się szybko, czując polaryzację na skórze tam, gdzie dotykał go pochylający się nad nim mężczyzna, czując silne rozpieranie. Oleg nie miał nikogo od ponad dwóch lat, i dojście zajęło mu dłużej niż Mateusz był w stanie znieść. Zdążył spuścić się i stwardnieć ponownie a naruszony tyłek poważnie zaczął pulsować bólem nim Oleg doszedł, nie kłopocząc się nawet wyjęciem fiuta. Dobił w nim mocno, opadając całym sobą na klęczącego chłopaka i dobrą chwilę łapiąc oddech. Mateuszowi zrobiło się ciężko i duszno, ale nie powiedział nic, wykończony. Kiedy w końcu Oleg odsunął się od niego, dyskomfort nasilił się na tyle, że chłopakowi zwilgotniały oczy. Zaczął mieć poważne wątpliwości czy dobrze zrobił ulegając...chwili. Mężczyzna wrócił dopiero po dłuższym czasie, najwyraźniej odświeżony, kiedy Mateusz zdążył już wdrapać się na łóżko. Położył się obok niego, na wznak, zupełnie nagi, by po chwili przyciągnąc go do siebie, zanurzyć usta i nos w jego zmierzwionych, brązowych włosach. Dłoń Olega błądziła powoli po plecach Mateusza.
- Nie musisz tego robić... - Powiedział cicho, walcząc usilnie z przemożną sennością.
- Mhmm... Ale potrzebujesz tego. Ja pewnie też potrzebuję. - Oleg pozwolił chłopakowi zasnąć wtulonemu w siebie, samemu oddając się niezbyt wesołym rozmyślaniom.
Gdy się obudził, był już późny wieczór. Olega zastał w kuchni, jedzącego kolację, jakiś chleb ukrojony niedbale, z masłem i kiełbasą. Czarna herbata parowała w cienkiej szklance. Usiadł naprzeciwko, wykąpany już, mierzwiąc rękoma mokre włosy. Nie wiedział co powiedzieć, a milczenie towarzysza wcale mu nie ułatwiało.
- Nie powiesz nic? - Spytał w końcu, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy. Oleg wzruszył ramionami. Widać było, jak bardzo dystansuje się do sprawy.
- A co mam mówić? Stało się jak się stało. Nie chciałem, przpraszam. - Sarknął, zapijając siorbiąco herbatą. Mateusz sam nie wiedział, co ze sobą począć, jak spytać o to, co go nurtowało. W końcu walnął prosto z mostu.
- Podobam ci się, czy padło na mnie bo akurat byłem pod ręką?
Na chwilę cisza stała się niemożliwa do zniesienia, a spojrzenie Olega mogłoby zabić.
- Całe życie były przy mnie kobiety, nie musiałem nigdy w ten sposób, korzystać z tej części moich...upodobań. Wybacz, ale pojadę już do siebie. Dosyć już razem spędziliśmy czasu.
- Obiecałeś, że zostaniesz tą jedną noc u mnie... - Zaczął nieśmiało Mateusz.
- Dziecko, czy ty nie rozumiesz? Wjebałeś mi się w życie, chociaż nie prosiłem, więc teraz, kurwa, nie niszcz już więcej, niech będzie jak było, bo drugi raz nie popełnię z tobą tego błędu! - Oleg poczerwieniał na twarzy ze złości, wstał, wrzucając brudną deskę od chleba do zlewu i wychodząc. Cały aż chodził z nerwów, nie mógł uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, że dał się skusić na coś tak wstrętnego! Mateusz pobiegł za nim, złapał dość rozpaczliwie za ramię, przez co został mocno odepchnięty. Uderzył w metalową framugę drzwi aż stękając z bólu. Twarz Olega gwałtownie nabrała przepraszająco - troskliwego wyrazu, lecz nie zrobił żadnego gestu, po chwili po prostu wychodząc z mieszkania i zamykając za sobą cicho drzwi. Mateuszowi nie mieściło się w głowie, że pozwolił się tak potraktować, że nie rozpoznał, jakim skurwysynem jest Oleg, że cierpiał teraz, mimo że tak bardzo, bardzo nie chciał się do niego przywiązywać. Miał ochotę zawyć z rozpaczy.