Blask księżyca 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 11:41:40
Z zamyślenia wyrwał mnie cichy szmer otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł Aszyta, z którym miałem nieprzyjemność spotkać się pierwszego dnia po złapaniu. Był ubrany o wiele lepiej niż wtedy. Miał na sobie długą zielonkawą tunikę przewiązaną brązową szarfą, ciemnozielone spodnie wpuszczone w wysokie skórzane buty. Na ramiona narzucił brązowy płaszcz, a włosy spiął ametystową klamrą. O ile wtedy wyglądał dokładnie na to, kim był, dzisiaj uchodzić mógł za średniozamożnego mieszkańca Podwzgórza. Zatrzymał się w progu i obojętnym wzrokiem zlustrował pokój. Uśmiechnął się złośliwie dopiero, kiedy spojrzał na mnie.
- Widzisz mały? Przepowiedziałem ci pracę w burdelu - rozpiął broszę płaszcza i rzucił go niedbale na fotel - Jak ci się podoba ? - rozłożył ręce i obrócił się dookoła, jakby prezentując swój nowy strój - Elegancki, prawda?
- Czego chcesz ? - warknąłem, okrywając się prześcieradłem, gdyż nic na sobie nie miałem
- Jak to, czego ? - roześmiał się - Oddałem ciężką sakiewkę za noc z tobą.
- Chyba żartujesz. - przeraziłem się - Przecież nie możesz... jesteś...
- Mówię śmiertelnie poważnie - przerwał mi, machając beztrosko obsydianową bransoletą - Spójrz - założył ją na nadgarstek i niespiesznie zaczął rozsznurowywać tunikę
- Ale przecież... - zabrakło mi słów
- Tak? - roześmiał się - Przecież-co?
- Nie! Nie zgadzam się!
- Masz gówno do gadania. - ściągnął przez głowę koszulę i rzucił ją na ziemię - Mam zamiar dobrze wykorzystać tę noc, więc nie radzę sprawiać trudności. No chyba, że chcesz żebym zrobił tak. . .
Uaktywnił obrożę. Impuls był bardzo długi i bardzo silny. Chwyciłem się za gardło, próbując zaczerpnąć powietrza, ale tak długo jak energia przechodziła przez obrożę było to niemożliwe. Kiedy impuls ustał, leżałem na podłodze ciężko łapiąc oddech. Aszyta stał nade mną, uśmiechając się paskudnie
- To jak ? Będziesz grzeczny ?
- . . .
- Zobaczymy. - znów uaktywnił obrożę. Impuls był słabszy niż poprzednio, ale znacznie dłuższy
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!! - wrzasnąłem
- Zmieniłeś zdanie?
- Tak. . . - wydyszałem, ciężko łapiąc powietrze
- No. Dobrze, że zrozumiałeś lekcję.
Podniósł mnie z ziemi za włosy i pchnął na łóżko. Położył się obok i przygniótłszy mnie do pościeli, przywarł ustami do moich ust. Klienci często chcieli się całować, ale żaden nie robił tego tak długo, nieprzyjemnie i obrzydliwie. Wzdrygnąłem się, kiedy poczułem jego rękę między udami. Kiedy spróbowałem go odepchnąć, posłał króciutki impuls przez obrożę, więc zaniechałem oporu. Jego język wił się w moich ustach jak obrzydliwy lepki ślimak. Całował tak mocno, że niemal miażdżył mi wargi. Czułem jak usta mnie palą pod naporem jego ust. Z trudnością oddychałem. Jeżeli bałem się pierwszego klienta, to teraz wpadłem w panikę. Serce waliło mi jak oszalałe, robiło mi się na przemian zimno i gorąco, nie mogłem opanować drżenia dłoni. Aszyta źle odebrał moje emocje
- No co, podoba ci się? - niepewnie skinąłem głową, bojąc się jego reakcji na zaprzeczenie. - Zobaczysz nie jestem taki zły - uśmiechnął się obleśnie - a przynajmniej nie gorszy od innych, którzy mieli cię przede mną - jego ręka wciąż błądziła po wewnętrznej stronie moich ud sprawiając, że nawet jakbym chciał, nie mogłem się rozluźnić... z nerwów i obrzydzenia...
Mężczyzna wstał na chwilę, pozbywając się spodni i butów. Przepaska na jego biodrach odstawała w bardzo charakterystyczny sposób. Wyciągnął rękę, więc zbliżyłem się do niego. Zmusił mnie bym uklęknął i wziął go w usta. To było jeszcze gorsze od jego pocałunku. Dławiłem się i krztusiłem, bo Aszyta czym jak czym, ale rozmiarem to mógł się pochwalić. Mało nie zwymiotowałem, gdy usta wypełnił mi ciepły słony płyn, jednak mężczyzna chwycił mnie za gardło i zmusił do przełknięcia, zaśmiewając się do łez z mojego parskania i prychania. Myślałem, że da mi chwilę spokoju, jednak wyraźnie się pomyliłem. Chwycił mnie mocno za ramię i z całej siły pchnął na łóżko. Wszedł we mnie bez żadnego przygotowania, sprawiając, że zawyłem z bólu.
- Tak, tak malutki... - zaśmiał się - Napnij mięśnie, będzie mi przyjemniej...
- Nie! Aa. . . - obsydianowa nić na szyi pozbawiła mnie przytomności na krótką chwilę, Aszyta specjalnie czekał, aż się obudzę. Dopiero wtedy zabrał się znowu do pracy. Leżałem niewygodnie z twarzą wciśniętą w poduszki, z wysoko uniesionymi biodrami i rękami skrzyżowanymi na plecach, które brutalnie przytrzymywał. Łzy ciurkiem płynęły mi po policzkach, kiedy wdzierał się we mnie raz za razem, uderzając mocno biodrami o moje pośladki. Gdy tylko rozluźniałem się trochę, Aszyta uaktywniał obrożę. Gdy traciłem przytomność, potrząsał mną gwałtownie, czekając z dalszą "zabawą" aż się ocknę. Każdy jego ruch sprawiał mi potworną udrękę, która wkrótce stała się nie do zniesienia. Świat ograniczył się do pieczenia, szczypania i bólu, gdzieś w dole brzucha i między nogami. Jemu najwidoczniej moje jęki i krzyki sprawiały przyjemność. Gdy milkłem na chwilę ruchy jego bioder znów stawały się ostrzejsze. Ciche westchnienie Aszyty oznajmiło mi koniec męczarni. Przetoczył się na plecy i zapatrzył w sufit ciężko oddychając
- Cholera, dobry jesteś mały. - sapnął z uznaniem - Stój! Jeszcze nie skończyłem!!! - chwycił mnie za rękę i przewrócił z powrotem na łóżko, kiedy wstałem chwiejnie z zamiarem pójścia do łaźni - Kiedy skończę powiem ci, że możesz już iść. To był dopiero początek. Mówił ci już ktoś, że masz ciekawy głosik?
- .. - spojrzałem na niego zamglonymi oczami, po czym ukrywszy twarz w dłoniach rozpłakałem się, wzbudzając tylko jego głośny śmiech
- Piękny głos naprawdę. Płacz, płacz, aż miło posłuchać - przymknął oczy, wsłuchując się w moje jednostajne szlochanie - Wystarczy! - przerwał mi, chwytem za brodę unosząc moją twarz do góry - Musimy cię oszczędzać. W końcu noc jest długa...
Po kilku minutach znów zaczął się do mnie dobierać. Tym razem dojście zajęło mu krótką chwilę. Miałem nadzieję, że to już koniec, ale myliłem się. I to bardzo. Tej nocy robiliśmy to jeszcze kilka lub kilkanaście razy. Nigdy jeszcze nie czułem się tak fatalnie. Wszystko mnie bolało i byłem potwornie zachrypnięty, zwłaszcza, że Aszyta nie oszczędzał obsydianowej bransolety. Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający całonocnym gościom koniec wizyty, byłem cieniem człowieka. Aszyta wychodząc jeszcze raz zmusił mnie do pocałunku.
- Jeszcze się spotkamy - obiecał - Pokażę ci parę innych fajnych sztuczek.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, zwlokłem się z łóżka i chciałem iść do łaźni. Wylądowałem na ziemi, sam nie wiedząc kiedy. Gdy próbowałem się podnieść, ręce uginały się pode mną, sprawiając, że znów upadałem na twarz. Było mi niedobrze, miałem wrażenie, że żołądek mi płonie. Pokój wirował opętańczo raz w jedną, raz w drugą stronę, nie pozwalając skupić wzroku na żadnym konkretnym przedmiocie. Z ust zaczęła mi kapać krew. Patrzyłem tępo na powiększającą się szybko szkarłatną kałużę tak długo, aż czerwień zalała cale pomieszczenie. Potem była już tylko ciemność. Znalazł mnie Zelch, zajmujący się roznoszeniem posiłków. Natychmiast zawiadomił mojego właściciela. Ten zjawił się po kilkunastu minutach i kazał zanieść mnie do swoich apartamentów.