Nowa Atlantyda 24
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 22:04:53
by Ryoko Kotoyo
2006

Chwilka czasu. Pisanie zamiast wytchnienia^^




-Hoshi-chan? -kobieta o siwych włosach spiętych w kok i ubrana w brązowe kimono, otworzyła przesuwane drzwi. Nie uzyskawszy odpowiedzi weszła do pokoju i stanęła obok rozłożonego na podłodze posłania, na którym spał chłopiec. Przykucnęła i dotknęła go lekko.
-Hoshi... Hoshi... Obudź się...-powiedziała łagodnie, ale stanowczo.
Chłopak o rudawych włosach przekręcił się na plecy i otworzył swoje srebrne oczy.
-Babciu...-jęknął.-Ja chcę spać...
-Już wystarczy.-powiedziała ze śmiechem.-Dziadek chce z tobą porozmawiać, a poza tym powinieneś coś zjeść.
Hoshi skinął tylko głową i podniósł się przecierając oczy.
-Wolałbym się już nigdy nie obudzić...-mruknął cicho wstając.
-Co ty opowiadasz dziecko...?-spytała przestraszona kobieta.
Podeszła do chłopca i spojrzała mu w oczy.
-Nie wiem, co się stało, że masz w oczach taki smutek, ale nie będę cię zmuszać żebyś mi to wyjawił... Póki co, trzeba ci coś zrobić z tymi włosami.-powiedziała dotykając kosmyka włosów chłopca.-Zrudziały ci trochę...-powiedziała ze śmiechem.-Po kim ty masz takie rude kudełki? -zastanawiała się.
-Pewnie po moich prawdziwych rodzicach...-powiedział cicho zanim zdążył się zastanowić co powiedział.
Starsza kobieta popatrzyła na niego przerażona.
-Tak...-powiedział cicho.-Wiem...
-Ale skąd? -spytała.-Powiedzieli ci?
-Nie... Ciotka się przypadkiem wygadała...
-Zawsze miała za długi język...-syknęła starsza kobieta, a Hoshi zaśmiał się cicho.-Chodź.
-Tylko się przebiorę.-powiedział.
Kobieta skinęła głowa i wyszła.
Hoshi nie miał ze sobą wielu ubrań. Dwie pary spodni, tunika i koszulka. Wszystko białe z dodatkiem złota i błękitu. Po kilku minutach wyszedł z pokoju ubrany w bladoniebieskie spodnie i białą tunikę ze złotymi i niebieskimi paseczkami.
-Cześć dziadku.-powiedział wchodząc do kuchni.
Starszy, siwowłosy mężczyzna ubrany w męską yukatę (cholera wie czy jest coś takiego w ogóle?) uśmiechnął się na jego widok.
-Dawno cię u nas nie było.-powiedział ciepło.
-Nie miałem naprawdę kiedy was odwiedzić... Taki byłem zagoniony, a teraz się tak wszystko skomplikowało...-urwał nagle i przygryzł dolną wargę.
-Mogę tylko zgadywać, co się stało...-powiedział.-Ale póki co zjedz coś. Babcia przezornie naszykowała więcej. Wie w końcu ile potrafisz zjeść...-dodał nieco złośliwie.
-Dziadku...-jęknął Hoshi .-Ile osób będzie mi to jeszcze wypominać?
-Przecież my ci nie żałujemy.-roześmiał się starszy mężczyzna i potargał mu włosy.-Babcia ma rację.-stwierdził nagle, a chłopiec popatrzył na niego pytająco.-Zrudziałeś!
-DZIADKU!!!!!!


************************************

-Jak daleko do tego miasteczka? -spytał Yuma, kiedy cała grupa zatrzymała się na krótki postój.
-Jeszcze zejdzie nam kilka godzin.-powiedział Ram.-To dość daleko.
-Nasze szczęście, że tamten motocykl miał nadajnik...-mruknął Yuma. -Już ja sobie z nim pogadam. Niech no ja go tylko dorwę...
-Yuma...-zaczął niepewnie Marco.
Białowłosy popatrzył na niego pytająco.
-Lepiej będzie, jeśli z nim na razie nie będziesz rozmawiał. Ja to załatwię...
-Dlaczego?
-Przypuszczam, że jak cię tylko zobaczy to nam znowu za jakiś czas ucieknie... I mała prośba... Oszczędź mu wymówek. Ten chłopak już dość się nacierpiał...
Yuma milczał przez chwilę.
-Dobrze...-powiedział.
-Ruszamy dalej.-powiedział głośno Ram i cała grupa zaczęła się przygotowywać do odjazdu.


**************************************

-Obcinać włosy nożem...-Fuknęła starsza kobieta.-Co też ci przyszło do głowy?
Hoshi milczał. Babcia pewną ręką wyrównywała mu włosy nożyczkami. Po pół godzinie udało jej się doprowadzić niesforne kosmyki do pożądanego stanu. Włosy Hoshiego sięgały teraz ledwo uszu, ale grzywka nadal opadała lekko na oczy.
-No! -powiedziała w końcu.-Teraz możesz się ludziom pokazać.
-Dzięki babciu. Co ja bym bez ciebie zrobił? -spytał chłopiec.
-Już mi tak nie pochlebiaj.-mruknęła z udawaną złością, na co chłopiec roześmiał się.
Hoshi nagle zeskoczył z krzesła i powiedział:
-Przejdę się nad morze.
-Dobrze, ale za dwie godziny wróć na obiad.
-Nie martw się...-powiedział z uśmiechem i wyszedł.
Oboje długo wpatrywali się w drzwi.
-O tego chłopca nie da się nie martwić...-powiedział starszy mężczyzna.
-To prawda...-przyznała mu rację jego żona.
-Biedne dziecko. Co go mogło zmusić do takiego działania...?
-Musi nam sam powiedzieć... Nie da się go zmusić...


part 24
the end