Cennik życia prolog
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 13:43:28
Nieocenionej DropOut, mojej przyjaciółce i korektorce części tekstów. Za to, że jesteś, że mi pomagasz i wytrzymujesz z takim potworkiem jak ja.





Preludium.
B-dur Op.28-21. Fryderyka Chopina. Idiotycznie nie pasujące do zaistniałej sytuacji. Naprawdę. Muzyka była zupełnie niedobrana. Powinien być Wagner, może jakiś patetyczny kawałek Bacha, coś, cokolwiek z niskim, niepokojącym brzmieniem, kojarzącym się z burzą, wybuchem, deszczem, tragedią. Ewentualnie Lacrymosa Mozarta, jeżeli już preludium, to raczej C-moll op.28-20, ale na pewno nie to.
A jednak sprzęt grający wykazał się zupełnym brakiem wyczucia dramatyzmu sytuacji i odtwarzał właśnie ten utwór. W kółko, od dobrych dziesięciu minut. A dokładnie od momentu w którym komputer sterujący odtwarzaczem został postrzelony i się zaciął. Muzyka, wydobywająca się z wbudowanych w ściany i sufit głośników, wypełniała każdy zakamarek pomieszczenia.
- Oczy. - powiedział cicho, lekko przekrzywiając głowę. - Najpiękniejsze na świecie. Chcę twoich oczu. Zawsze chciałem. Twoich pięknych, spokojnych oczu.
Jego własne błyszczały. Odbijały światło ulicznych latarni za oknem, poblask od migoczącego monitora. Spokojnym, wręcz niedbałym ruchem podszedł do przewróconego stolika. Przykląkł. Całą podłogę pokrywały popękane kawałki szklanego blatu. Potrzaskane naczynia, rozbryzgane resztki niedopitej kawy; bezcenny ręcznie formowany wazon leżał rozbity w drobnym mak. Stojące w nim pierwotnie kamelie pokładały się na dywanie. Nawet nie zauważył, gdy zdeptał kilka z nich. Chwilę grzebał w żałosnych szczątkach luksusowego wyposażenia. W końcu wyciągnął wojskowy, długi nóż. Jeden z tych, których tak chętnie używają komandosi.
Strzepnął wodę z ostrza.
- Piękna broń. - powiedział. - Ostra, wąska, łatwa do trzymania. Twoje oczy tak cudownie się w niej odbijają. Kocham je. Twoje spokojne, nieludzkie oczy. I nie pozwolę by ktokolwiek w nie spojrzał. Słyszysz? Tylko ja mam prawo na nie patrzeć! Należą tylko do mnie. Kocham je. Jak bardzo je kocham. Jak bardzo.
Nachylił się. Nóż niebezpiecznie trwał w jego dłoni, dosłownie kilka centymetrów od ciała, ale on zupełnie o nim zapomniał. Przesunął dłonią po gładkim owalu jego twarzy. Powoli, pieszczotliwie. Z największą przyjemnością wpatrywał się w rozszerzone przerażeniem źrenice.
- Czy nie mówiłem, że zabiję każdego kto na nie spojrzy? Że zniszczę go natychmiast? Ja dotrzymuję prywatnie danych obietnic. Zawsze. Mój piękny, mój cudowny. Nie mogę bez ciebie żyć, wiesz o tym? Nie mogę pozwolić by ktoś mi cię odebrał. Nie pozwolę na to. Nigdy. Masz najwspanialsze oczy świata. Spokojne i dzikie jednocześnie. Mógłbym wpatrywać się w nie godzinami. Zawsze. Znam tylko jeden sposób by je zatrzymać. Tylko jeden. Niestety. Potraktuj to, jako odzyskanie przeze mnie własności. Przecież zawsze należały do mnie.
Odsunął się trochę, zmienił sposób trzymania noża. Lewą ręką chwycił go za szczękę, tak, że zasłonił mu usta. Przytrzymał głowę. Dziwne, jak silne mogło być to, na pozór zupełnie zwykłe, ciało.
- Tylko się nie szarp, mój śliczny. Postaram się, by długo nie bolało.
Szepnął, unosząc bagnet. Chopin ciągle rozbrzmiewał. Z uporem maniaka powtarzając ten sam, niespełna trzyminutowy utwór. Powietrze przedarł krótki, rozpaczliwy wrzask.
A zaraz potem pojedynczy strzał.